8.05.2020

120) Przesłuchanie

Była na siebie wściekła, kompletnie nie rozumiała swojego zachowania. Łudziła się, że w momencie, gdy Remus wrócił do lasu i wspólnie udało im się przeżyć tę okropną noc w jaskini, gdzie psy Greybacka brutalnie go torturowały, to później będzie już tylko lepiej. Wierzyła całym sercem, że uda im się wrócić do codzienności, że będą mogli wspólnie cieszyć się każdym dniem, bo przecież w końcu byli razem. Tyle na niego czekała, od dnia kiedy tylko pojawił się w jej życiu i wywrócił je do góry nogami. Za każdym razem cierpliwie wyczekiwała, aż wróci z tego przeklętego Londynu, czasami tracąc już nawet nadzieję, że pojawi się z powrotem. Doskonale pamiętała początki ich znajomości, kiedy to Lupin korzystał z każdej możliwej okazji by uciec z lasu do swojej ukochanej. Tak, bardzo bolała ją myśl, że mężczyzna, którego pokochała, darzy tym uczuciem inną, młodszą i zapewne piękniejszą kobietę. Wściekała się na niego za każdym razem, gdy mówił, że wyjeżdża, wieszała na nim psy, obiecywała, że słowem się już do niego nie odezwie, że w niczym mu już nie pomoże, ale gdy tylko wracał, jedyną rzeczą, którą potrafiła zrobić, to rzucić się mu na szyję, dziękując dobremu Bogu za to, że może być blisko niego. 


Tej nocy, gdy w końcu byli ze sobą, gdy wrócił do niej, spełniło się jej największe marzenie. Nic nie miało znaczenia, żadne spory, zatargi, porzucone kochanki czy wojna, w której on uczestniczył, liczyli się tylko oni. Jaka była naiwna wierząc, że cały wszechświat przychylnie spojrzy na ich szczęście. Nie mogła narzekać na ich relację, Remus był wobec niej taki czuły, mogła się napawać jego bliskością, ciepłem, które od niego biło. Cieszyła się każdą wspólnie spędzoną chwilą i nawet gderanie Andrew nie było w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Wierzyła, że mogą ich dotyczyć tylko te obietnice, które sami sobie złożą, ale się myliła…

Wiedziała doskonale, że Remus nie przyjechał do lasu bez powodu. Nie rozmawiał z nią o tym, ten temat poruszał jedynie z Andrew, a gdy tylko ona pojawiała się w pobliżu, od razu przerywali rozmowę. Zastanawiała się niekiedy, który z nich zdecydował, żeby nie angażować jej w ich dyskusje. Jednak ona nie była głupia. Wszyscy wiedzieli, że Greyback bierze udział w wojnie, ludzie bali się, że wkrótce Fenrir zacznie czegoś od nich wymagać. Maggie aż przeszedł dreszcz na myśl o wilkołaku. Nie potrafiła się skupić. Myśl, że Greyback jest w tym samym lesie, co ona i Remus napawał ją strachem. Bała się o Lupina tak bardzo, że w związku z zaistniałą sytuacją, wolała się trzymać od niego na dystans. Znikała na całe dnie, biorąc ze sobą łuk i zaszywając się w lesie. Wiedziała, że on również gdzieś znikał, że coś pochłaniało go tak bardzo, że zapominał o wszystkim. Cieszyła się z tego powodu. Taki układ ułatwiał im życie, bo kiedy wieczorami spotykali się znowu, mogli po prostu położyć się obok siebie i bez przeszkód być znowu razem.

Tak było również tym razem. Gdy tylko się obudziła, pocałowała Remusa czule, budząc go tym samym i zniknęła. Zapuściła się w najrzadziej odwiedzaną część lasu, licząc na to, że nikt jej nie znajdzie. Chciała wierzyć, że Greyback śledzi tylko ją. Czuła na sobie spojrzenia jego podwładnych za każdym razem, gdy pojawiała się bliżej polany. Wiedziała, że ją i Fenrira łączy niewypowiedziana umowa, którą zawisła między nimi tamtej nocy w jaskini. Wilkołak nie potrzebował jej zgody, wystarczyła mu świadomość, jak bardzo zależy jej na życiu Remusa… 

Nagle wraz z podmuchem wiatru poczuła jego odór. Jej obawy stały się rzeczywistością. Odwróciła się nagle i celując w jego potężną sylwetkę wypuściła strzałę. Fenrir uchylił się przed grotem i z nadludzką prędkością doskoczył do niej, przygniatając boleśnie do najbliższego drzewa. 

— Taka odważna, a przy tym taka głupia… — wychrypiał, zbliżając swoją twarz do jej twarzy. Meg przełknęła głośno ślinę. Nie było na świecie człowieka, który napawałby ją większym obrzydzeniem niż Fenrir. Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno myślała o nim zupełnie inaczej. Przerażał ją, jego dzikie usposobienie nie było ani trochę przyjazne, ale odnalazł ją i powiedział o lesie, miejscu, gdzie mogła zacząć życie na nowo. Była mu wtedy wdzięczna, naiwnie sądziła, że kierowały nim dobre pobudki, zrozumienie, chęć pomocy podobnym sobie osobą. Teraz wiedziała, że cokolwiek robił Fenrir Greybeck, miało mu przynieść w przyszłości osobisty zysk. — Jeszcze pomyślę, że nie cieszysz się na mój widok. 

— Gdzieżbym śmiała… Twoja obecność zawsze wywołuje u mnie radość — sarknęła, łapiąc z trudem oddech. 

— Maggie, Maggie… Dlaczego taka jesteś? Ptaszki ćwierkają, że nie robisz nic w związku z naszą umową —  wychrypiał, wbijając w jej ramię swoje szpony. — Myślałem, że inaczej się dogadaliśmy. 

— Nie ma żadnej umowy! 

— Nie mów tak, bo jeżeli nie ma między nami umowy, to obawiam się, że twój Lupin szybko umrze… — Wyczuł, że na te słowa aż ją sparaliżowało. Odsunął się nieco, a Meg z trudem utrzymała równowagę i nie osunęła się na ziemię. — Miałaś namówić swojego Remusa do współpracy ze mną, a ja nadal czekam aż on przyjdzie do mnie. Kiedy, Meg? 

— Nigdy! Jesteś niespełna rozumu, jeśli myślisz, że Remus w czymkolwiek ci pomoże po tym wszystkim, co mu zrobiłeś! Zabij mnie teraz! Zrób to! Wolę zginąć niż oddać Remusa w twoje łapy! — Jej głos poniósł się echem między drzewami, ale na Greybacku nie zrobił żadnego wrażenia. Owen już od dawna miała pewność, że Fenrir potrzebuje do czegoś Remusa i tylko dlatego zachował go przy życiu. Greyback roześmiał się tak, że całe jej ciało przeszedł dreszcz obrzydzenia. 

— Nie przejmuj się, Lupin mi pomoże, chociaż nawet nie będzie o tym wiedział. Nie musi, ważne, że ty wiesz… — mruknął i odsunął się jeszcze dalej, a mimo to Meg dalej trzymała się blisko drzewa. Fenrir oblizał lubieżnie usta i zamyślił się chwilę. — Nasz wspólny znajomy Andrew swego czasu bardzo mi pomógł, przekazał sporą wiedzę, stał się moim autorytetem. Widzisz, Meg, nie zawsze byłem taki, jak teraz — mówiąc to rozłożył szeroko ręce, z dumą prezentując się w całej okazałości. — Byłem słaby i zagubiony, nie wiedziałem jaką moc mają wilkołaki, dopóki nie poznałem Andrew. Był dobrym nauczycielem, a ja byłem wiernym uczniem. Pragnąłem być taki jak on, ale cóż… Z wiadomych względów nie możemy być tacy sami, nie mogłem być prawdziwym wilkołakiem. Ale Andrew dał mi nadzieję, powiedział, że jest sposób, żeby choć trochę się do niego zbliżyć…

— To wtedy zdziczałeś — wyszeptała Meg, nie spodziewając się, że te słowa wywołają u niego furię. Fenrir zacisnął dłoń na jej szyi, odbierając jej możliwość oddychania. 

— To wtedy poczułem, czym jest siła! Stałem się potężny i niezwyciężony! Żaden człowiek nie może się ze mną równać! — zaryczał, a w jego oczach można było dostrzec obłęd. Meg krztusiła się coraz bardziej, próbując się wyzwolić z morderczego uścisku. Z ulgą przyjęła, że Fenrir opamiętał się i zabrał dłoń. Padła na ziemię, łapiąc zachłannie powietrze. — A już wkrótce, żaden czarodziej nie będzie w stanie mnie pokonać.

— Niby jak?

— Andrew nigdy nie podał mi receptury, ale jest pewien eliksir i wiem, że Lupin również o nim — mruknął, drapiąc się po zarośniętej twarzy. Meg, której udało się uspokoić oddech, spojrzała na niego z przerażeniem. Czy to mógł być powód, dla którego Remus zaczął znikać? Czy Andrew podał mu recepturę? — A ty, Maggie, musisz dopilnować, żeby ten eliksir trafił do mnie.

— Nie zrobię tego! Remus nie pracuje nad żadnym eliksirem, więc nie mam czego ci przynosić! — odpowiedziała butnie.

— Zrobisz to, bo inaczej zabiję was wszystkich — stwierdził pewnie Greyback, wyszczerzając swoje odrażające zęby. — Jesteś taka naiwna, Maggie… Wierzysz, że on mógłby z tobą zostać? Przecież przy pierwszej lepszej okazji Remus wróci do tej swojej suki.

Meg zamknęła oczy, by powstrzymać łzy. Nigdy nie pozwoliłaby na to, żeby Remus czy Andrew zginęli przez nią, ale za żadne skarby świata nie miała zamiaru pomagać Greybackowi. Nawet jeżeli Remus rzeczywiście dowiedział się od Andrew o jakimś eliksirze, to nigdy nie przekaże go Fenrirowi. Wolała zginąć niż zdradzić Remusa.

***

Znalezienie McCorry’ego wśród bitewnego pogorzeliska sprawiło, że Tonks zapomniała o bólu i wszystkich ranach. Nie było nic ważniejszego niż to, że przed nią leżał mężczyzna, który prawie zabił jej kuzynkę. Była wtedy w stanie rozszarpać go na strzępy i gdyby nie interwencja Franczesca, rzuciłaby się na niego. Włoch przytrzymał ją aż do momentu, gdy obok pojawili się inni członkowie Zakonu. Mina Laury, która zobaczyła swojego oprawcę, była nie do opisania. Tonks wiedziała, że tamto wydarzenie na Śmiertelnym Nokturnie odcisnęło na niej ogromne piętno, ale było również chwilą, w której się do siebie zbliżyły i wybaczyły dawne krzywdy. Tonks chciała odpłacić śmierciożercy za wszystkie krzywdy, ale Moody ostudził jej zapał. Kolejne zaklęcia wiążące oplotły mężczyznę, Farewell podała mu eliksir, dzięki któremu miał pozostać nieprzytomny jeszcze przez dłuższą chwilę. Lada chwila mogli zjawić się urzędnicy z Ministerstwa albo co gorsza mugolska policja. Musieli ewakuować. Nie wiadomo co zrobiłoby Ministerstwo, gdyby dowiedzieli się, że podczas walk udało się oszołomić jednego ze śmierciożerców. Nie, to Zakon Feniksa musiał wyciągnąć z niego wszystkie informacje, bo oni jako jedyni mogli je wykorzystać w odpowiedni sposób. Szalonooki zarządził, że McCorry zostanie przeniesiony do domu Dedalusa Diggle’a i następnego dnia będzie przesłuchany przez niego oraz oddział stacjonujący tam. Spotkało się to ze sprzeciwem kuzynek Tonks, które wymogły na Moodym obietnicę, że nie zrobi nic bez nich. Zgodził się, nie miał czasu by się z nimi kłócić. Zarządził odwrót i sam przetransportował McCorry’ego, a Tonks ignorując wszystkie głosy sprzeciwu również deportowała się prosto do Hogsmeade. 

Spróbowała się przenieść jak najbliżej Świńskiego Łba, ale gdy aportowała się w wybranym miejscu, nie opadła z gracją na ziemię, a runęła na nią łapczywie łapiąc powietrze. Ból w żebrach była tak niewyobrażalny, że aż ją zamroczyło. Resztkami sił uniosła swoją koszulkę, żeby sprawdzić czy przypadkiem się nie rozszczepiła, co wcale nie byłoby żadnym zaskoczeniem w jej stanie. Dostrzegła ogromny krwiak, ale wszystkie części ciała były na swoim miejscu. Poczuła, jak po jej ciele zaczynają spływać stróżki krwi. Drobinki szkła, które poraniły ją w trakcie wybuchu samochodu, podrażniły zranione miejsca jeszcze bardziej. Przez chwilę żałowała, że nie dała się opatrzyć na miejscu. Teraz musiała poradzić sobie z tym sama. Wstała, klnąc przy tym siarczyście i łapiąc się za prawy bok. Kuśtykając, doszła do wejścia pubu i nie zwracając uwagi na parszywych klientów lokalu, ruszyła w stronę lady, za którą stał Aberforth. 

— Nie ma mnie dla nikogo — mruknęła w jego stronę, zgarniając z baru butelkę z jakimś niezidentyfikowanym alkoholem. 

— Jak sobie chcesz — mruknął barman, odprowadzając ją spojrzeniem, gdy z trudem wspinała się po schodach. 

Dopadła do drzwi swojego pokoju, a gdy już tylko się w nim znalazła, runęła na łóżko z głośnym jękiem. Oddychało jej się coraz ciężej, marzyła tylko o spokoju. Była w stanie teraz zasnąć, nie zwracając uwagi na ból i rany, jednak drzwi jej pokoju nagle się otworzyli i stanęli w nich Savage i Williamson. Oboje rozejrzeli się po pomieszczeniu, a gdy ich spojrzenia spoczęły na Tonks, zbledli. 

— Co ci się stało? — spytał Savage, który oprzytomniał jako pierwszy.

— Nikt nie miał do mnie wchodzić — mruknęła Nimfadora, ignorując pytanie kolegi i próbując się podnieść do pozycji bardziej odpowiadającej jej jako przełożonej. 

— Aberforth nas zawiadomił — odpowiedział Williamson, stojąc nad nią, a Dora posłała najgorsze i najgłośniejsze przekleństwo w stronę barmana, licząc, że ją doskonale słyszy. 

— Niepotrzebnie, powinniście pilnować wioski. 

— W Hogsmeade spokój jak nigdy, za to Biuro Aurorskie dostało informację o bitwie — stwierdził Savage, patrząc na nią znacząco. Tonks nie odpowiedziała, pociągnęła tylko spory łyk z butelki, którą przyniosła i skrzywiła się bardzo. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej ciało, wywołując kolejne jęknięcie bólu. Savage pokręcił głową, wyciągnął swoją różdżkę i siadając na łóżku obok Tonks, zaczął za jej pomocą powoli wyjmować drobinki szkła z jej ramion. Dora syknęła, gdy mężczyzna wydobył z jej obojczyka spory odłamek, a jego spojrzenie zatrzymało się na chwilę na bliznach po pazurach na ramieniu i piersi. Krew ciekła ciurkiem z oczyszczonych ran. Zanim auror zabrał się za opatrywanie twarzy, rozejrzał się po pokoju, jakby czegoś szukał. Williamson najwidoczniej czytał mu w myślach, bo mrucząc coś o nieprzygotowanych do misji młodzikach, odpiął płaszcz i z sakiewki przy pasku wyciągnął fiolkę z eliksirem. Savage przyjął naczynie i wylał odrobinę płynu na skaleczenia. W tym samym momencie drzwi pokoju Tonks ponownie się otworzyły, a do środka wbiegła Lucy.

— Wiem wszystko, dlaczego mnie nie powiadomiliście? — zawołała, nie zwracając uwagi na obecność pozostałych aurorów. Usiadła po drugiej stronie Tonks, pozwalając Savage’owi dalej pracować. 

— Nie było czasu, zresztą nie mnie o to pytaj — odpowiedziała Tonks, nie patrząc w stronę Smith. Mogła tylko podejrzewać, dlaczego Moody jej nie poinformował. Chociaż żadne wytłumaczenie, nie wydawało jej się wystarczająco dobre. 

— Scrimgeour wydał oświadczenie. Mugolom zmodyfikowali pamięć, a do mediów podano informację, że wydarzenia na moście były wynikiem uderzenia pioruna i eksplozji kilku samochodów. Znaleźli ciała pięciu śmierciożerców. Całą akcję przypisali aurorom — oznajmiła Lucille, rzucając nienawistne spojrzenie Savage’owi i Williamsonowi. Tonks prychnęła wściekle, a Savage prawie nie ukuł jej przy tym w oko różdżką. 

— To Zakon, prawda? To ugrupowanie Dumbledore’a? — spytał Williamson spoglądają na młode kobiety, ale żadna mu nie odpowiedziała. 

— Gdzieś jeszcze masz jakieś obrażenia? — odezwał się Savage, najwidoczniej rozumiejąc, że dopóki nie poskłada Tonks, to niczego się nie dowiedzą. Nimfadora odsunęła się, krzywiąc przy tym z bólu i odsłoniła swoją koszulkę. Cały prawy bok był siny, na jego oko miała złamane co najmniej cztery żebra.— Cholera, Tonks! Mogłaś nam powiedzieć, przecież mogliśmy wam pomóc!

— Jesteście z Ministerstwa — wychrypiała, a potem krzyknęła z bólu, gdy auror wypowiedział zaklęcie i nastawił złamane kości, które od razu się zrosły. 

— Ty też jesteś z Ministerstwa — odburknął Savage, wstając. Tonks skinęła w jego kierunku głową, dziękując za pomoc, a potem upiła kolejny łyk z butelki. 

— Już od dawna mam gdzieś Ministerstwo z każdym Ministrem Magii na czele — warknęła i podciągnęła się wyżej na łokciach. Była słaba i obolała, adrenalina w zastraszającym tempie uciekała z jej organizmu. — To zbieranina idiotów, którzy boją się spojrzeć prawdzie w oczy. Knot był kretynem, który bał się stracić swój cenny stołek, ale Scrimgeour jest jeszcze gorszy! Wie, co się dzieje. Wie, czym to się skończy, ale jedyne co potrafi zrobić, to rozsiewać propagandę. Żadne z jego działań nie przynosi skutków! Tylko Zakon i Dumbledore starają się jakoś wpłynąć na tą sytuację!

— Tonks ma rację — odezwała się Lucy. — W Biurze Aurorskim nie robi się ostatnio nic, mam wrażenie, że zrobili z nas posągi, które mają sprawiać wrażenie złudnego bezpieczeństwa. A i tutaj, pomijając kilka nieciekawych incydentów, też nie jesteśmy w stanie realnie wpłynąć na sytuację. Dzieciaki w Hogwarcie są bezpieczne!

— Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać… — zaczął Williamson, a Tonks natychmiast mu przerwała. 

— Voldemort. — Z satysfakcją obserwowała, jak po twarzy starszego aurora przeszedł cień lęku. Sama nie czuła się komfortowo na dźwięk tego imienia, ale nie zamierzała się go bać. — On nazywa się Voldemort. 

— Tak — mruknął niechętnie Williamson, prostując się jak struna. — Każdy doskonale wie, że czeka nas powtórka z przeszłości. Nie możemy dopuścić do tego, żeby znowu mieli nad nami taką przewagę, jak wtedy! Czy ktoś z tego waszego Zakonu pomyślał, że gdybyście poprosili aurorów o pomoc, zginęłoby nie pięciu śmierciożerców, ale znacznie więcej? 

— Zakon opiera się na zaufaniu! 

— Williamson ma rację, Tonks — odezwał się Savage, stając ramię w ramię ze starszym kolegą. — Powinniśmy działać razem. Jestem aurorem i pracuję dla Ministerstwa, ale to nie musi mnie od razu szufladkować. 

—  Co masz  na myśli? — zdziwiła się Lucy. Williamson spojrzał na swoich młodszych kolegów i to on odpowiedział: 

— Trzeba walczyć na każdym froncie, mamy wspólnego wroga. 

*** 

Po długiej rozmowie z Lucy, Williamsonem i Savagem, Tonks obiecała wspomnieć odpowiednim osobom, a miała tu na myśli Szalonookiego, o ich chęci zaangażowania się w sprawy Zakonu Feniksa. Ich stanowisko zdziwiło Nimfadorę. Uważała ich za wyśmienitych aurorów, ale nie podejrzewała o to, że mogliby działać wbrew Ministerstwu, albo chociażby za jego plecami. A jednak, dali jej jasno do zrozumienia, że chcą się zaangażować i najważniejszym dla nich jest pokonanie Voldemorta. Cieszyła się z tego, dlatego też następnego dnia bez żadnych wyrzutów sumienia czy też wątpliwości po raz kolejny zostawiła Hogsmeade w ich rękach i razem z Lucy deportowała się do Kentu. 

Dom Dedalusa Diggle’a był równie dziwny niż on sam. Dość duży parterowy domek, otoczony ze wszystkich stron żywopłotem, którego gałęzie formowały najróżniejsze kształty. Wnętrze budynku również odbiegało od normy, wzorzyste tapety gryzące się z kolorem wykładziny, czy wyposażenie, gdzie każdy mebel był inny od poprzedniego pasowały idealnie do gospodarza. Tonks dziwiła się skąd u tak spokojnego i poczciwego, chociaż przy okazji niezwykle życzliwego i żartobliwego człowieka jak Dedalus, wzięło się zamiłowanie do zwariowanych kolorów i wzorów. Jego codzienny strój nigdy nie pasował jej do jego osobowości i chociaż lubiła spoglądać za czasów zebrań na Grimmauld Place na jego fioletowy cylinder, który nosił na czubku głowy, przysłaniając tym samym kępkę siwych włosów, to nigdy nie było to dla niej spójne. 

Gospodarz, po sprawdzeniu ich tożsamości, zaprosił je do środka z uśmiechem, chociaż Tonks wyczuła, że nie jest specjalnie zadowolony z powodu, dla którego wszyscy odwiedzili jego dom. Po Bitwie w Departamencie Tajemnic, kiedy Zakon Feniksa stracił możliwość spotkań w Kwaterze Głównej i musiał podzielić się na mniejsze pododdziały, Dedalus zaoferował swój dom, chociaż w żadnym wypadku nie chciał brać odpowiedzialności za dowodzenie. Wtedy Moody wybrał na to stanowisko Hestię, która podobno świetnie się w tej roli spełniała, a Tonks wiedziała o tym doskonale z raportów Lucy, którą osobiście poleciła do tego oddziału. Diggle poprowadził je do dużego salonu, w którym zgromadzili się już chyba wszyscy. Na dużej zielonej kanapie siedział Bill Weasley, a tuż obok niego Fleur. Tonks przyjrzała się im uważnie, Molly sprawnie połatała swojego syna. Co prawda był bardzo blady, ale nie licząc tego, a także faktu, że przy poruszaniu krzywił się nieznacznie, nie było widać śladu po jego wczorajszych obrażeniach. Fleur wiernie trwała przy jego boku, głaszcząc go co chwila po włosach i twarzy i pytała czy aby na pewno dobrze się czuje. Nimfadora uśmiechnęła się na ich widok, a oni pomachali do niej radośnie. Zdziwiona nagłą sympatią panny Delacour, która najwidoczniej była spowodowana tym, że to właśnie Tonks nie pozwoliła Billowi się wykrwawić, podeszła do trzech kobiet, które stały nieopodal szklanej gabloty z zegarkami, które Dedalus najwidoczniej kolekcjonował. Laura była wyjątkowo cicha, co rusz zaciskała szczękę, żeby chwilę później westchnąć bezradnie. Tonks zauważyła, że na jej policzku nie ma blizny po rozcięciu. Trochę żałowała, bo pamiątka po bitwie zmusiłaby Laurę do rozmowy z Derekiem i uporządkowania ich relacji. Jednak Nimfadora wolała teraz nie poruszać tego tematu, w ogóle sądziła, że jej kuzynka nie powinna była tam przychodzić. Obok Laury stała Hestia i Emily Gottesman, które cicho rozmawiały, a raczej to Jones pocieszała Emily. 

— Tak dobrze cię widzieć, Tonks — westchnęła Emily, obejmując ją mocno. Tonks odwzajemniła uścisk. Właściwie to ostatni raz widziała ją dość krótko po pogrzebie Amelii, na chwilę przed tym jak młode małżeństwo Gottesmanów zdecydowało się wyjechać na trochę. Później straciły kontakt, a po wydarzeniach w Departamencie Tajemnic zarówno Emily jak i Lucas dołączyli do Zakonu. Niestety wtedy Tonks nie miała głowy do spotkań z nimi…

— Ciebie też, Em… Jak się czuje Lucas? — spytała Dora, a oczy kobiety zaszkliły się. 

— Lepiej… — westchnęła. — Jest stabilny, ale musi teraz zregenerować siły. Gdyby nie szybka reakcja Althedy, to byłby już po nim…

— Najważniejsze, że żyje i wraca do zdrowia — odezwała się Hestia, a Tonks przytaknęła skinieniem głowy. — Wszyscy żyjemy i tak ma zostać! 

Czekali jeszcze chwilę aż z korytarza obok nie usłyszeli głosu Alastora. Wszyscy zgodnie ruszyli prowadzeni przez Dedalusa w kierunku schodów, które prowadziły do piwnicy. Szalonooki stał na ostatnim stopniu, podpierając się o poręcz. Dopiero teraz Tonks zauważyła, że jego drewniana proteza jest uszkodzona i z trudem pozwalała mu utrzymać równowagę. Moody spojrzał po wszystkich. 

— Zanim zaczniemy, przypominam, że musimy wyciągnąć z tego śmierciożercy jak najwięcej informacji, prywatne sprawy i rozmowy odkładamy na bok — mówiąc to spojrzał znacząco na Tonks i Laurę, a potem wyciągnął rękę w kierunku Nimfadory. — Tonks, oddaj różdżkę. 

— Nie przesadzaj, Moody! — zaperzyła się, gromiąc go spojrzeniem.

— Oboje wiemy, kto tu ma skłonności do przesady — mruknął i ponaglił ją. Tonks warknęła wściekle, wyciągając różdżkę zza pazuchy i podała ją niechętnie Szalonookiemu.

— Jeżeli będę miała ochotę, to i tak wydrapię mu oczy. 

Szalonooki puścił ten komentarz mimo uszu i poprowadził ich do ciemnej piwnicy. Pomieszczenie było spore, wszystkie graty, które Dedalus tam przetrzymywał, zostały zepchnięte pod ścianę i przykryte materiałami. Na podłodze wciąż było widać mniej zakurzone ślady miejsc, w których jeszcze wczoraj musiało coś stać. Tonks usłyszała, jak Fleur kaszle, mówiąc coś o nieznośnym kurzu i smrodzie. Pośrodku pokoju stał stary, elegancji fotel, który w czasach swojej świetności mógł robić wrażenie, a na nim siedział przywiązany McCorry. Jego głowa zwisała bezwładnie, ciągle był nieprzytomny. Obok niego kręciła się Altheda, była blada. Gołym okiem było widać, że nie spodziewała się, że będzie brała udział w takiej sytuacji. Tonks nie współczuła jej, wiedziała, że będąc w Zakonie Feniksa, angażując się w wojnę, trzeba było się liczyć z sytuacjami, które nie były komfortowe. A skoro krew i rany nie były jej straszne, to obcowanie z wrogiem również nie powinno. 

— Jesteś pewna, że chcesz tu być? Wszyscy wiedzą, co on ci zrobił — powiedziała Tonks, podchodząc do Laury. 

— Wszystko w porządku, musiałam tu przyjść — odpowiedziała, a jej głos był zachrypnięty, tak jakby to były pierwsze słowa, które wypowiedziała tego dnia. Nimfadora złapała ją mocno za rękę i uśmiechnęła się blado. 

W tym samym czasie Moody polecił Farewell wybudzić McCorry’ego. Altheda swoimi smukłymi dłońmi złapała twarz śmierciożercy, a następnie wlała do jego ust jakiś eliksir. Dopiero teraz Tonks miała możliwość przyjrzeć się uważnie tej twarzy, która swego czasu śniła jej się w koszmarach. McCorry był młodym mężczyzną, mógł być niewiele starszy od Nimfadory. Raczej szczupłe, niezbyt umięśnione ciało spowite było w czarne ubrudzone przez popiół i kurz szaty. Twarz miał pociągłą o dość pospolitych rysach. Wąskie usta były lekko rozchylone, a pod zamkniętymi oczyma na bladej cerze odznaczały się ciemne sińce. Policzki miał nieco zapadnięte, wyglądał jakby nie spał od dawna i był skrajnie wymęczony. Mężczyzna drgnął lekko, ale nadal się nie ocucił. 

— To może chwile potrwać — mruknęła Altheda, odsuwając się od McCorry’ego. Czas jakby spowolnił w oczekiwaniu, aż przesłuchanie będzie mogło się zacząć. Niektórzy chrząkali niecierpliwie, nerwowo przebierając nogami. 

— Na Merlina! — warknęła zdenerwowana Tonks. W dwóch krokach znalazła się przy śmierciożercy i uderzyła go otwartą dłonią w twarz. Mężczyzna wciągnął nagle powietrze, odzyskując przytomność. Tonks zamachnęła się, żeby po raz kolejny dać mu policzek, ale Moody powstrzymał ją, łapiąc za przegub ręki. 

— Starczy! 

— Sam miałeś ochotę to zrobić — zauważyła Nimfadora, wyszarpując rękę z jego uścisku. Nie była w stanie dłużej czekać, aż mężczyzna się obudzi. Szalonooki mruknął coś pod nosem o przeklętych babach, ale szybko jego uwagę przykuł McCorry, który teraz spoglądał dokoła swoimi jasnymi oczami. 

— Gdzie? Ja… — wychrypiał słabym głosem, a z każdą sekundą jego oczy stawały się coraz większe. — Nie! 

— Nazwisko! — warknął Moody, łapiąc mężczyznę za szaty, ten spojrzał na niego z przerażeniem i kręcił tylko głową. — Zaczniesz gadać albo inaczej to załatwimy! 

— Nie mogę, nie… 

— Wiesz, co podczas poprzedniej wojny śmierciożercy robili czarodziejom z mugolskich rodzin albo z tymi, którzy się po prostu z nimi nie zgadzali? — spytał Szalonooki mrożącym krew w żyłach głosem. 

— Cruciatus był przy tym niezwykle łagodny — odezwał się Bill, spoglądając podejrzliwie na McCorry’ego. Ten człowiek nie zachowywał się, jak wyznawca Voldemorta. — Niektórzy tracili przy tym zmysły. 

— Powiesz nam, co wiesz dla własnego dobra — skwitowała Hestia. 

— Nie mogę, nie mogę — jęczał śmierciożerca, próbując się wyrwać z więzów, ale te z każdym ruchem zaciskały się jeszcze bardziej. — On mnie zabije… 

— Żebyśmy go tylko nie uprzedzili — sarknęła Tonks, krzyżując ręce na piersi. 

— Podasz nam nazwiska śmierciożerców, miejsce waszych spotkań i to, co zaplanowaliście, a oszczędzimy twoje marne życie — Moody przedstawił sprawę jasno, lecz ten nadal w szale kręcił przecząco głową. Szalonooki wściekł się i brutalnym gestem rozdarł rękaw szaty, ukazując na ramieniu mężczyzny Mroczny Znak. — Jesteś jednym z nich! Musisz wiedzieć!

— Nie mogę powiedzieć… Nie mogę! 

— Słuchaj ty skurwielu, spojrzysz teraz na swoją rękę, a potem na nią — warknęła Tonks, dopadając do śmierciożercy i wbijając boleśnie paznokcie w jego ramię, a drugą ręką pokazała w stronę Emily. — Wczoraj prawie posłaliście jej męża do grobu! Zamordowaliście niewinnych ludzi! Dlaczego? Bo urządziliście sobie polowanie na mugoli! Bezsensowne! Brutalne! Bestialskie! Śmierciożercy to potwory, McCorry! 

— Skąd wiesz, jak się nazywam? — Jego przerażone spojrzenie było tak różne, od tego, które Tonks widziała, gdy rzucał w jej stronę zaklęcie, gdy Laura zasłoniła ją swoim ciałem. 

— Pamiętasz pewne zdarzenie na Śmiertelnym Nokturnie? Wyglądałam nieco inaczej, ale to ja ciebie śledziłam — wyznała Nimfadora. — Gdyby to ode mnie zależało, to już dawno… 

— Nie! — krzyk wydarł się z gardła Laury, która najwidoczniej sama była zdziwiona swoją reakcją. Spojrzenie jej i McCorry’ego się skrzyżowało. — Nie będziemy się nad nim znęcać! Są inne sposoby, żeby wydobyć z niego informacje.

— Spójrz jej w twarz — wyszeptała Tonks, luzując swoją dłoń na ramieniu śmierciożercy — i uświadom sobie, że mogłeś mieć jej krew na rękach, a teraz ona staje w twojej obronie! 

— Mogę przyrządzić veritaserum, chwilę to potrwa, ale… — odezwała się Altheda, która ciągle trzymała się na uboczu.

— Lepiej od razu mnie zabijcie! — wrzasnął w panice McCorry.

— To by było zbyt proste — skwitował beznamiętnie Szalonooki — i bezowocne. 

— I tak wam nic nie powiem! Nie mogę… — Jego krzyk przerodził się w szloch, czym wprawił wszystkich w osłupienie. — Nie ufał mi, kazał przysięgać… 

— Wieczysta przysięga… — wyszeptał Dedalus, spoglądając po wszystkich wzrokiem pełnym rezygnacji. — Jeśli cokolwiek powie, od razu umrze. 

*** 

Wywar gotował się na niewielkim ogniu, zmieniając co chwila swój kolor. Remus wpatrywał się w niego szalonym spojrzeniem, bojąc się, że chociażby sekunda nieuwagi sprawi, że eliksir się zważy i będzie do niczego. Przetarł zmęczone oczy i nerwowo wciągnął powietrze, które ze świstem dostało się do jego ust. Z tyłu głowy zakładała mu myśl, że postradał już resztki rozumu, ale nie potrafił przerwać. Nie mógł tego zrobić, dopóki żyła w nim nadzieja, że działający eliksir stanie się podstawą dla lekarstwa na wilkołactwo. Znał recepturę już na pamięć, wiedział, co po kolei powinno się wydarzyć, z precyzją wykonywał kolejne kroki. Czuł, że jest bliski tego by wytworzyć dobrze przygotowany Wywar Tojadowy, a następne działania wbrew pozorom nie wydawały mu się równie skomplikowane co baza całej mikstury. Jednak zanim zrobi kolejny krok do przodu, musiał skończyć Wywar i to przed pełnią, która miała zacząć się równo za pięć godzin. Bał się nawet pomyśleć, co wydarzyłoby się, gdyby zostawił eliksir bez opieki na czas pełni. Cała jego praca poszłaby na marne.

Zamieszał w kociołku siedem razy w lewo, a następnie dziewięć w prawo, licząc uważnie. Obiecał sobie w duchu, że jeżeli mu się uda, to powie o wszystkim Meg. Chciał wierzyć w to, że kobieta, z którą teraz dzielił życie, zrozumie jego motywację i będzie wspierać go w dalszych pracach nad eliksirem. Bo przecież gdyby udało się stworzyć lekarstwo, to mógłby naprawić tyle zła, które wyrządził. 

Myśli dotyczące tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie był wilkołakiem, ciągle zaprzątały mu głowę. Jednymi się rozkoszował, pozwalał im rozwijać się w jego marzeniach, chłonął tę siłę, która z nich płynęła. Inne usilnie próbował odsunąć od siebie, ale nie udawało mu się. Myśli te dotyczyły Tonks. Remus oczami wyobraźni widział jej roześmiane czarne oczy, zadziorny uśmiech błądzący na pełnych ustach, czuł miękkość jej różowych włosów, słyszał jej głos. W tych marzeniach mógł ją dotykać, całować, kochać bez żadnych obaw, bo nie był już wilkołakiem. Potrząsnął mocno głową. Nie, powiedział sobie stanowczo, to już przeszłość! Nie miał zamiaru wracać do tego, co było. Miał obok siebie kobietę, która go kochała, która była przy nim szczęśliwa i on też potrafił być przy niej szczęśliwy. A przede wszystkim Meg była taka sama, jak on. 

Nagle poczuł charakterystyczny zapach, od którego aż go wykrzywiło. Zerwał się z miejsca i podbiegł do kociołka, nad którym unosił się niebieski dym. Otworzył oczy ze zdziwienia, nie mógł w to uwierzyć. 

— Udało się!


Dzisiaj zostawię tutaj tylko spojlerki na następny rozdział i uciekam ;)

Gdy rozdrapuje się stare rany, boli jeszcze bardziej. O tym przekona się zarówno Nimfadora, jak i Laura. Podczas gdy starsza Tonksówna przeżywa to samotnie, Dora decyduje się na sprawdzone lekarstwo - rozmowy. Jedna pozwala jej uporządkować wszystko, a druga prowadzi do wniosku, że przed prawdą nie można uciec, tylko należy się z nią pogodzić. Tymczasem w lesie kolejne wilkołaki stają przed dylematem czy należy słuchać Greybacka, czy też nie.

12 komentarzy:

  1. Nocna zmiana! Nocna straż...
    Już miałam iść spać, ale coś mnie tknęło. Ale ja się zdziwiłam! Ale jestem, czytam, pierwsza, ha!
    Meg i Greyback, a miało być bez dramy :') Wiadomo, że Remusowi odpuścił z konkretnego powodu. Czyżby przez cały czas liczył na to, że Andrew podzieli się z Lupinem wiedzą, z którą nie podzielił się nawet z nim? A może miał inne plany, o których jeszcze nie wiemy? Czy Meg naprawdę wierzyła, że pójście na układ z Fenrirem, a potem "zapomnienie o tym" ma szansę? Kiedy wciąż żyją w lesie i - wg Maggie - nie zamierzają tego zmieniać? Ach, jestem taka ciekawa, czy tu chodzi tylko o eliksir czy jednak o coś więcej.
    Williamson i Savage zaczynają punktować. W gruncie rzeczy rozsądni faceci... Ale czy na pewno? Czy to twoje opowiadanie, czy to, że dochodzi 4:30 sprawia, że wszędzie widzę teorie spiskowe? Ale przynajmniej poskładali dziewczynę. Jestem ciekawa, czy kwestia blizn po wypadku z Lupinem będzie miała jakąś kontynuację! W końcu Savage się zdziwił chyba? A na pewno zwrócił na to uwagę. Jakie będą ich początki z Zakonem? A może w ogóle do tego nie dojdzie?
    Dom Dedalusa już mi się podoba. Nie, żebym potrafiła żyć w takiej przestrzeni, natomiast bardzo cenię takich ludzi. Szkoda, że przesłuchanie nic nie wniosło - ale właściwie mnie to nie zdziwiło. Voldemort nie jest typem, który pozwala sobie na takie wpadki, a większość swoich ludzi traktuje jak robaki. No cóż, jakby to powiedzieć, ja bym mu dała to veritaserum - ktoś wie, jak szybko działa Wieczysta w takim wypadku? Jedno kluczowe pytanie? Może Altheda się zdecyduje, na przykład na coś w stylu: "Jakie jest przeciwzaklęcie na pewną klątwę"? Czy jestem okrutna? Panie i panowie, mamy wojnę.
    Mmm, eliksir i pełnia, to się nie zapowiada dobrze. Co się stanie tej nocy? I dlaczego mam wrażenie, że Meg w ogóle się nie ucieszy na myśl o leku? Kobieta jest zakochana, owszem, ale myśli. Przykra sprawa. Trójkąty to w ogóle przykra sprawa jest.
    Dużo jest do powiedzenia o tym rozdziale, ale zrobiłam się głodna, a jak robię się głodna po 4 rano, to znaczy, że już powinnam spać. Pozdrawiam wszystkie osoby, które czytają to rano - jak widać najwięcej dostają ci, którzy siedzą po nocach, ha!
    Ściskam serdecznie, przesyłam pozytywną energię i inne takie
    Atria Adara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nocna straż czuwa, a potem śpi do południa! XD
      Wiadomo, Andrew i Greyback mają wspólną przeszłość. Sam Moon mówi, że miał tylko dwóch uczniów, któremuś musiał przekazać swoją wiedzę.
      Duet Williamson-Savage i teoria spiskowa? Hm... Coś tam z Zakonem będą mieli wspólnego, ale co?
      Jesteś bardzo okrutna, wyjątkowo okrutna! Ale Althedzie w końcu zależy...
      Czy tylko mnie rozbawiło zdanie: ,,Kobieta jest zakochana, owszem, ale MYŚLI"? XD
      No najbliższe rozdziały szykują się dość spore i pełne akcji, tyle powiem na zakończenie!
      Odbieram pozytywną energię i przesyłam ze zdwojoną siłą!

      Usuń
    2. Żeby to do południa... No dobra, nie ubrałam tego w dokładnie takie słowa, jakie chciałam, ale wiesz, o co chodzi. Chyba :')
      Czekam! Dziękuję!
      AA

      Usuń
  2. W życiu bym się nie spodziewała rozdział i dzisiaj! Wczoraj było 50%, jak Ty to robisz? 😃 Ale broń, Boże, nie narzekam!

    Nieźle. Nie spodziewałam się, że Meg mogła się ustawiać na coś z Greybackiem. Chociaż teraz zaprzecza, to w jaskini wyglądało wszystko inaczej i poszła na jakiś układ. Coś tak czułam, że za dobrze im było w tym lesie. Czas namieszać!

    Już myślałam, że znów Dorę wyślesz do Munga, ale to już chyba byłaby przesada. Ile razy tam była w ciągu ostatniego roku? 🤣 Dla odmiany możnaby Remusa tam wysłać, chociaż raz! Zdziwiło mnie stanowisko aurorów tak samo, jak Tonks. Jestem ciekawa, czy Moody i Dumbi ich przyjmą do Zakonu. Mogliby trochę pomóc, ale z drugiej strony zastanawiam się, czy nie będą się opowiadać z tego ministerstwu. Zobaczymy.

    Dom Dedalusa i on sam zawsze mi sie kojarzyly z.jakimis kolorami. Serio, eyobrazalam go sobie zawsze jako kolorowego podstarzałego dziwaka, wiec dla nnie wszystko sie zgadza! Co do smierciożercy, to miałam nadzieję na jakieś smaczki, informacje, cokolwiek, tymczasem przysięga i eluwina... Nic nie wiemy. Czy będą w jakiś sposób chcieli złamać lub obejść ten czar? A może będą teraz trzymać tego gnojka jako zakładnika albo kartę przetargową w razie czego? Hmmm... 🤔

    Remus pomyślał, że w koncu mógłby naprawić wszystko. No, najwyższa pora, gratulacje Sherlocku. Super, że udało mu się uważać eliksir bazowy, teraz do roboty z kolejnym etapem. Jednak myślę, że powinien powiedzieć o tym komuś z zakonu. Nie wiem, jakoś wyrwać się z lasu, posłać patronusa, cokolwiek. To za duże buty, żeby pakować się w nie samemu, stary. Zbyt duże ryzyko, że ktoś to przechwyci. W dodatku, wydaje mi się, że mimo niechęci Meg do współpracy, ona będzie zmuszona wydać Remusa. Jeśli nie, to zawsze mogą potraktować ją imperiusem. Wtedy może być niebezpiecznie. Wspmnijmy też, że wielkimi krokami zbliża się starcie na wieży, więc wilkolakom kończy się czas. Coś musi się zacząć dziać, tylko kto i jak na tym ucierpi?

    Też jestem tego zdania, co Atria, że Meg nie będzie zachwycona lekarstwem. Może wręcz poczuje się zdradzona, że Lupin nie akceptuje jej (i siebie) za to kim są naprawdę. Ja bym się tak poczuła, w każdym razie. Wiadomo, on tego tak nie widzi. Eh. No, jak nic będzie drama, z której by nie spojrzeć strony, Mora! Nie unikniesz tego! 🤣

    No, mega ciekawa jestem nexta. Tym bardziej, że te spoilery wskazują, że Tonks wróci myślami do Lupina i chyba uświadomi sobie, że to jednak nie koniec, że wciąż coś czuje. Tylko co ją do tego skłoni? Bo jednak takie myśli nie biorą się znikąd. Czy będzie w końcu rozmowa z przyjaciółką? Na to liczę i na zdecydowane zdanie Lucky w tej sprawie.

    Ściskam i mnóstwo weny życzę!
    Olga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, że ja też się nie spodziewałam tego zupełnie, ale no jakoś tak wyszło!
      Co do Maggie, nie chciałabym tego nazwać ustawianiem się. Po prawdzie nigdy nie dała mu żadnej odpowiedzi, a on umiejętnie wykorzystuje jej miłość do Remusa.
      Gdzie tam do Munga! Za dużo tych szpitali, błagam! XD Zdradzę jedynie, że Moody ma jeszcze mniej zaufania do aurorów niż Tonks.
      Ah co będzie z McCorrym to się okażę, tutaj będę milczeć, bo nadal nie jestem pewna tego wątku...
      Tak, naprawdę wielkimi krokami zbliża się Bitwa na Wieży Astronomicznej. Kiedy na nowo zaczęłam to pisać, to nie sądziłam, że potoczy się to tak szybko... Przecież to mogło być kolejne sto rozdziałów, a nie kilka XD
      Przestańcie o tej dramie, błagam! Bo jak ja tylko pomyślę o tym, co zrodziło się w mojej głowie, to... Ah! XD
      Ściskam mocno! <3

      Usuń
  3. Jejku, czy tylko ja mam wrażenie, że ten rozdział był strasznie krótki? Szybciutko mi się go czytało, ale cóż - jest genialny, tak jak i całe opowiadanie. No w każdym razie nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D
    Biedna Meg, od początku było wiadomo, że Lupin ma w głowie tylko Tonks. W sumie ciekawe by było jakby mimo tego, że Tonks i Remus znowu będą razem, Meg walczyła ramię w ramię z Zakonem a przeciw swoim ludziom z lasu. Gdyby nie uciekła od tego wszystkiego to szacun dla niej.

    Nasza kochana Tonks jest genialna! Ta scenka w Świńskim Łbie jest po prostu świetna! W sumie jestem za tym, żeby aurorów też przyjmować do Zakonu. Są potrzebni, to jest pewne, a przecież i oni widzą jak wygląda sytuacja, czyli że Ministerstwo nic większego nie robi. Ta scena z poranioną Tonks zdecydowanie im to pokazała. Trzeba się zjednoczyć i działać razem w tych trudnych czasach - Dumbledore to wie, więc mam nadzieję, że ich przyjmie.
    Sprawa z McCorry'm nie jest znowu tak totalnie stracona. Może stwierdzić, że tak czy siak zginie i powiedzieć jakąś kluczową informację i umrzeć - zdaje mi się, że jest tchórzem, więc mógłby w ten sposób uciec przed Voldemortem.
    Ciekawa jestem pełni, która będzie w opowiedaniu za kilka godzin. Remi wypije wywar tojadowy? Greyback może coś od niego chcieć, może go szantażować, powiedzieć, że zrobi coś Meg. Albo będzie czekał, aż Remus uwarzy eliksir - to też prawdopodobne.

    Mora, czekam niecierpliwie na next, bo wiem, że jest na co :D Wysyłam dużo weny! Stwórz nam kolejne małe arcydzieło do poczytania <3
    Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli chodzi o długość to staram się generalnie utrzymać standard 10 stron. Czasami jest więcej, ale mniej chyba nie ma ;)
      No nie ma co ukrywać, że Remus uciekł do lasu przed odpowiedzialnością. Nie było to dobre, ale jak to w którymś rozdziale powiedział Andrew, to co jest między nim a Meg nie jest również złe.
      No Tonks ma pazurki i czasami o tym przypomina ;)
      Ah jak się czyta te Wasze teorie spiskowe, to aż żałuję, że już to wszystko wymyśliłam...

      Usuń
    2. A no właśnie! Dopowiem jeszcze, że plus za dobre prowadzenie postaci Remusa, Mora, bo ostatnio czytałam jego scenki w Insygni (robiłam reasarch przed pisaniem mojego one shota) i serio to się tak rzuca w oczy, że on ucieka przed odpowiedzialnością, aż oczy bolą! Na polu bitwy taki chojrak, a jeśli chodzi o uczucia, to ucieka... -_- Ale chyba taki jego urok.

      Olga

      Usuń
    3. Ja też przed powrotem czytałam wszystkie fragmenty z Tonks i Remusem. No i powiem ci, że jak czytałam tę, gdzie Remus chce dołączyć do Harry'ego to się załamałam XD
      No ale Remus ma swój urok, nie bez powodu tak bardzo go kocham ;)

      Usuń
  4. Miałam czytać wykład o panowaniu Katarzyny II. Przysięgam, że miałam... no nic, nie ucieknie. Kaśce to już chyba nie zrobi dużej różnicy.
    Ja już chyba wiem, do czego to dąży i mam nadzieję, że się mylę. Wizja Meg umierającej w imię miłości mogłaby być niezwykle romantyczna, ale boję się tego, co by to oznaczało dla Tonks. To mógłby być wstęp do niezliczonych rozważań typu "czy wrócił tylko dlatego, że tamta umarła?", "z kim by był, gdy tamta żyła?", "czy jestem tylko nagrodą pocieszenia?". To by była niezła podstawa do kilku kłótni, o które przecież nie trudno w sytuacji, gdy szaleją ciążowe hormony.
    I popieram zdanie Atrii, że Meg raczej się nie ucieszy z pomysłów naszego świeżo upieczonego szalonego naukowca.
    Zdecydowanie powinnam szybciej nadrobić poprzednie rozdziały, bo w pierwszej chwili w ogóle nie skojarzyłam tego śmierciożercy. Dopiero potem sobie przypomniałam, że coś się działo z Laurą. Postaram się w weekend nadrobić jak najwięcej.
    Ściskam serdecznie,
    Morri

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. nie rozważałaś może zmiany koloru czcionki na czarny?

      Usuń
    2. Kaśka się nie będzie wściekać, wybaczy Ci bez problemu ;)
      Wizja umierającej Meg sprawia, że chce mi się płakać... Czy Tonks będzie wypominać ją Remusowi, tego nie powiem, chociaż kto wie, co sprawią ciążowe hormony? ;)
      Jeżeli chodzi o ten wątek to było to daaaaawno temu, coś koło 40 rozdziału. Później McCorry zniknął, aż do teraz.
      Kurcze, mi się zawsze dobrze czytało jasne czcionki, ale jeżeli to problem to zmienię na ciemniejszy kolor.

      Usuń