1.05.2020

119) Dartford

Dźwięk nieznośnego stukania wypełniał salon Szalonookiego. Gospodarz przyglądał się swojej dawnej uczennicy, która z niecierpliwością wystukiwała palcami  drażniący rytm. Moody przeklinał się w myślach za to, że zgodził się na tę całą farsę. Niepotrzebnie uległ prośbom Tonks. Czuł, że to wszystko źle się skończy. Z resztą od kilku dni dręczyło go przeczucie, że wkrótce coś się wydarzy. Tonks zerwała się z krzesła i przeszła kilka razy wzdłuż pokoju. 
— Uspokój się, kobieto! — warknął, nie mogąc już znieść jej zachowania. 
Gdy tylko Nimfadora skontaktowała się z nim zaraz po nowym roku, wiedział, że nie będzie mógł jej długo odmawiać. I tak, przyciągnął całą sprawę prawie miesiąc, tłumacząc, że włoski oddział po przybyciu musi mieć zapewnione przede wszystkim bezpieczeństwo. Nie kłamał. Od kiedy Luccatteli przybył wraz ze swoimi rodakami do Londynu, część Zakonu dwoiła się i troiła, żeby odpowiednio rozlokować ich zagraniczne wsparcie. Udało się to zorganizować bardzo szybko, o czym nie poinformował Tonks. Nie był do końca pewien czy spotkanie z Sarą Lucky dobrze jej zrobi. Kobiety przyjaźniły się od zawsze, to fakt, ale od momentu, gdy Lucky wyjechała do Włoch ich kontakt był znacznie ograniczony. Ponowne spotkanie wiązało się z pytaniami, a to z kolei oznaczało rozdrapanie niezabliźnionych jeszcze ran. Szalonooki wiedział, że Tonks opowie o wszystkim Lucky, że na nowo będzie przeżywać swoją tragedię, wolał do tego nie dopuścić, ale… Nimfadora nie dawała mu spokoju, gdyby się nie zgodził na zorganizowanie spotkania, sama ruszyłaby na poszukiwanie przyjaciółki. Dlatego napisał do Franczesca, żeby przyszedł wraz z Lucky do jego domu w wyznaczonym przez niego terminie. 
— Spóźniają się, może coś się stało?
— To ty przyszłaś za wcześnie — zauważył auror, a Tonks wywróciła jedynie oczami. 
W tym momencie, jak na zawołanie, rozległo się pukanie do drzwi. Alastor wyciągnął różdżkę i upewnił się, że po drugiej stronie stoi Włoch. Z każdą sekundą był coraz bardziej pewny, że to spotkanie źle się skończy. Wpuścił Franczesca do środka i przyjrzał mu się uważnie. Mężczyzna zmienił się od ostatniego razu. Zmężniał i zapuścił brodę, a długie, brązowe włosy związał w kucyk. Moody zmierzył spojrzeniem jego twarz, na której można było dostrzec determinację. Gospodarz przepuścił go, wskazując dłonią salon. Włoch natychmiast przeszedł do pokoju. 
— Fran, gdzie jest Sara? 
— Nie ma jej tutaj, Tonks — odpowiedział natychmiast Włoch. Moody podszedł bliżej i obserwował dwójkę młodych. Luccatteli stał do niego plecami, chociaż dzięki swojej protezie z łatwością widział jego minę. Natomiast Nimfadora zaciskała palce na oparciu krzesła, a Alastor wiedział, że wkrótce dziewczyna straci nad sobą kontrolę. — Nie spotkasz się z Sarą, bo nie przyjechała ze mną. 
— Zostawiłeś ją z dzieckiem we Włoszech? — spytała słabym głosem Tonks. Szok, niedowierzanie, złość, panika… Moody mógł z niej w tej chwili czytać, jak z otwartej księgi. Od razu pomyślał o dwóch rzeczach. Pierwsza — w aktualnym stanie, nigdy nie zdałaby egzaminów aurorskich i chyba powinien wysłać ją na powtórny kurs. Druga — te wszystkie emocje nie były wywołane zdziwieniem, że Luccatteli zostawił swoją rodzinę w ojczyźnie, ale lękiem, że nie będzie mogła mieć Sary na wyciągnięcie ręki. Szalonooki, obserwując ich, zastanawiał się czy potrzeba Nimfadory, która skupiała się na posiadaniu tych, którzy jej zostali na wyłączność nie jest przypadkiem chorobliwa. Jej zachowanie względem Syriusza, niechęć do Althedy, zmuszenie go do organizacji tego spotkania, wszystko, żeby mieć Blacka i Lucky blisko siebie… Może powinien to uciąć, ograniczyć jej paranoję. Odchrząknął znacząco. Nie potrafił jej tego zrobić. 
— Będziesz dalej kłamać, czy może powinienem przetestować na tobie kilka moich fałszyskopów? — warknął nieprzyjemnie, a Luccatteli zgromił go spojrzeniem. — Myślisz, że nie widziałem listy osób, które tu przytargałeś? 
— Więc Sara jest tutaj, w Anglii — stwierdziła hardo Tonks, zaciskając pięści. W tej chwili była w stanie rzucić się na Włocha i siłą wyciągnąć z niego informacje. 
— Jest, ale nie spotkasz się z nią. — Te słowa wystarczyły, żeby Nimfadora w ciągu sekundy znalazła się przy Franczescu i złapała go za poły płaszcza. 
— Nie masz prawa! — krzyknęła wściekle, a gdyby jej spojrzenie mogło zabić, to Luccatteli już dawno leżałby trupem. 
— Mam obowiązek chronić swoją rodzinę! Nie będę narażać Sary! Jest ukryta w bezpiecznym miejscu i tak pozostanie — mówiąc to, złapał Tonks za nadgarstki i odsunął od siebie. Moody położył dłoń na różdżce, ale nie miał zamiaru interweniować. — Musisz to zrozumieć, Tonks. 
— Nie mam zamiaru. 
— Trudno, ja skończyłem — stwierdził Włoch i nie mówiąc więcej, odwrócił się i wyszedł z domu Szalonookiego. 
— Wiedziałeś, że to zrobi — oskarżyła go, celując w niego palcem. Alastor pozostał niewzruszony, chociaż doskonale widział, że jego podopieczna balansuje na skraju swojej wytrzymałości. Przerażała go myśl, że straciwszy możliwość spotkania z Lucky, Tonks znowu wpadnie w stan depresyjny, z którego dopiero co wyszła. Nie chciał już nigdy więcej widzieć jej w takim stanie, jak wtedy, gdy Andromeda prosiła go o interwencję. Nie mógł dopuścić by Nimfadora się rozsypała. 
W tej chwili biblioteczka w salonie Alastora otworzyła się, a w wejściu stanęła Altheda. Kobieta trzymała w dłoniach swoją torbę, ale o mały włos by ją upuściła, gdy zauważyła sytuację w pomieszczeniu. Nimfadora warknęła rozgoryczona i zmierzyła ją równie morderczym spojrzeniem, co chwilę wcześniej Franczesca. Tego było dla niej za wiele.
— Mam dosyć! Wypisuję się tego całego gówna, rozumiesz? — W jej głosie dało się słyszeć tak przejmującą rozpacz, którą nieudolnie próbowała ukryć pod wściekłym tonem. Moody nie wierzył w jej słowa. Wbrew temu, co mówiła, potrzebowała tego gówna, tych wszystkich ludzi. Bez tego nie potrafiła żyć i podejrzewał, że gdyby nie Zakon, wojna i poczucie obowiązku, Tonks dawno już by nie było na tym świecie. A on nie wyobrażał sobie tego świata bez niej, pomijając to jak bardzo była denerwująca, niezdarna i z jaką łatwością dawała się ponieść emocjom. Dziewczyna chciała wyjść, ale zatrzymał ją. Złapał Tonks mocno za rękę i jednym, zdecydowanym ruchem przyciągnął ją do siebie, obejmując mocno. 
— Wiem, że się boisz — wyszeptał cicho chrapliwym głosem,przyciskając mocno do piersi, by nie mogła odejść. Nie mógł pozwolić, by zrobiła sobie krzywdę. Tonks była jedyną osobą, na której mu zależało. Była dla niego jak córka. Poczuł jak również ona obejmuje go swoimi wątłymi ramionami. — Nikogo już nie stracisz, rozumiesz? Nie pozwolę na to…
***
Tego nikt się nie spodziewał, nikomu nawet nie przeszło przez myśl, że w tym momencie, Severus Snape okaże się przydatnym członkiem Zakonu Feniksa. Tonks nie wierzyła w jego dobre intencje, Mistrz Eliksirów na każdym kroku dawał im do zrozumienia, że gardzi każdym z nich i gdyby to od niego zależało, to nigdy nie spędził z nimi chociażby sekundy w jednym pomieszczeniu. Tonks darzyła go również niechęcią. Nie potrafiła pozbyć się wspomnienia, gdy upokorzył ją przed Harrym, wyśmiewając postać jej patronusa. Wiele razy zastanawiała się nad tym, dlaczego Severus był w Zakonie, dlaczego było to takie ważne dla Dumbledore’a. Jednak starała się odstawić osobiste sprawy na bok. Wtedy bywało łatwiej, a przynajmniej w kwestii gdy musiała znosić Snape’a. Ufała dyrektorowi i wierzyła w jego osąd. Okazało się, że być może po raz kolejny się nie mylił. 
Gdy tylko Tonks wróciła ze swojego patrolu, dostała niespodziewaną wiadomość od Alastora. Od razu wiedziała, że coś się stało. Moody to przewidział, powiedział jej ostatnio, że coś się szykuje. I miał rację. Nimfadora od razu pochwyciła swoją miotłę i zatrzasnęła drzwi do swojego pokoju. Nie miała na co czekać, Szalonooki wymagał by zjawiła się natychmiast. Zbiegła po schodach, ignorując Aberfortha i obecnych pod Świńskim Łbem klientów. Chwilę później była już na zewnątrz. 
— Tonks, gdzie się wybierasz? — Savage i Williamson stali nieopodal. Z początku Nimfadora miała zamiar puścić mimo uszu pytanie. Cofnęła się jednak i podeszła do aurorów. 
—  Wioska jest pod waszą opieką, zrozumiano? 
— Co się stało? — zdziwił się Savage, spoglądając na nią niepewnie. Widział, że jego przełożona gdzieś się spieszy, że jest bardzo zdenerwowana. Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy Tonks, która w porównaniu do niego, była niską i raczej wątłą osobą, złapała go za koszulę i szarpnęła tak by ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. 
— Odpowiadasz swoją głową, Savage. Jeśli w Hogsmeade się coś wydarzy, osobiście połamię twoją różdżkę — warknęła jadowitym tonem, a potem nie czekając na odpowiedź, deportowała się, wypowiadając w głowie adres. 
W Dartford bywała rzadko, właściwie mogła policzyć swoje wizyty w tym mieście na palcach jednej ręki. Nikt z jej znajomych tu nie mieszkał, sama wolała osobiście spędzać czas w centrum Londynu, gdzie można było znaleźć znacznie więcej atrakcji. Atmosfera panująca w mieście była tego dnia wyjątkowo nieprzyjemna. Mimo że luty przyniósł ocieplenie, pogoda nie była zachwycająca, gęste, ciemne chmury pokryły niebo, a Tonks mogła przysiąc, że temperatura była o wiele niższa niż w Hogsmeade. Ruch na drodze był wyjątkowo duży, samochody przemieszczały się główną drogą, kierując się w stronę mostu Królowej Elżbiety. Jednak pomijając uliczny zgiełk, nic nie wskazywało na to, by miało się coś wydarzyć. Tonks poczuła niespodziewanie, jak ktoś szarpie ją za ramię i wciąga w jedną z bocznych alejek. Pochwyciła za różdżkę i natychmiast wycelowała w przeciwnika, przygniatając go do ściany budynku. 
— Spokojnie, Tonks! — odezwała się Hestia, stając tuż obok niej i delikatnie położyła dłoń na jej ręce. Nimfadora wpatrywała się zaciekle w Charlesa, który najwidoczniej nie spodziewał się, że jego dawna partnerka zawodowa tak go przywita. 
—  Widzę, że jesteś w formie — stwierdził z uznaniem Tomson, posyłając jej uśmiech. Tonks odpowiedziała mu tym samym i opuściła różdżkę. 
— Mało brakowało, a byś się o tym dotkliwie przekonał. — Rozejrzała się po zaułku, w którym stali. Oprócz nich nie było nikogo, kto mógłby wyjaśnić jej przyczynę wezwania. — Snape. Wiecie co powiedział?
— Śmierciożercy mają zaatakować — odpowiedziała natychmiast Hestia.
— W Dartford? To kompletnie bez sensu — stwierdziła Dora, próbując zrozumieć, jaki miałby być powód tego ataku. 
— Polowanie na mugoli — mruknął Carl, rozglądając się dookoła. — Zbyt długo było spokojnie, chociaż obawiam się, że ten atak ma jedynie odwrócić naszą uwagę. On planuje coś większego, chce nas osłabić.
— Nie uda mu się — zapewniła go Tonks, zaciskając palce na różdżce. Jeżeli Tomson miał rację, śmierciożercy planowali dzisiaj zebrać jak najbardziej krwawe żniwo. Mugoli zabijali dla zabawy, jednak jeżeli faktycznie wkrótce miało wydarzyć się coś innego, coś istotnego dla Voldemorta i jego popleczników, mogli chcieć osłabić swoich przeciwników. Czy Snape o tym wiedział, informując Zakon o przygotowanym ataku? Jeżeli tak, to równie dobrze można było uznać, że podstawił ich śmierciożercom tuż pod nos. Ale z drugiej strony, wiadomość o tej sytuacji ich nie zaskoczy i staną przygotowani do bitwy, a to znacznie zwiększało szanse na ich wygraną oraz uratowanie sporej grupy mugoli.
— Moody jest tuż przy moście. Mówił, że to będzie strategiczny punkt. Widzieliśmy też Billa i Fleur, są na szczycie sąsiedniego budynku. Molly i Altheda miały zorganizować wsparcie poza granicami miasta — tłumaczyła Jones, a Tonks tylko skinęła głową. Podejrzewała, że w okolicy jest jeszcze więcej członków Zakonu. Chwyciła różdżkę i w pełnym skupieniu rzuciła na siebie Zaklęcie Kameleona. Hestia i Charles obserwowali jak znika. — Uważaj na siebie.
Tonks uśmiechnęła się, choć wiedziała, że już tego nie zauważyli, a następnie wsiadła na swoją miotłę i wzbiła się w powietrze. Nadal było spokojnie, chociaż w powietrzu dawało się wyczuć nieznośne napięcie, tak jakby za chwilę miała się rozpętać potworna burza. Zgodnie ze słowami Hestii, dostrzegła rudą czuprynę Billa na jednym z dachów, a obok niego kuliła się Fleur. Przeleciała powoli nad budynkami, rozglądając się uważnie. Oprócz Weasleya dostrzegła Kingsley’a i bliźniaków, a także Lucasa Gottesmana i jego żonę Emily. Podejrzewała, że pozostali są również rozlokowani po drugiej stronie Tamizy. Podleciała jak najbliżej mostu i wylądowała tuż obok Alastora.
— Sprytne — mruknął jedynie, gdy tylko jej nogi dotknęły ziemi. Jego magiczne oko śledziło każdy jej ruch i z łatwością pokonywało zaklęcie, które na siebie rzuciła. — Jeśli coś ci się stanie, złoję ci skórę, Tonks.
— Stała czujność, prawda? — sarknęła Nimfadora, ale mimo wszystko złapała Moody’ego za jego sękatą dłoń i ścisnęła mocno. Szalonooki wyglądał na niewzruszonego. — Przeczuwałeś to. 
— To prawda — przytaknął, ciągle trzymając jej dłoń. 
—  Chciałam cię przeprosić, za tą sytuację… Wtedy w twoim domu… — wyszeptała, nie miała jeszcze okazji, by przyznać mu racji. Nie mylił się. Potwornie bała się, że straci kogoś jeszcze. Moody pokręcił jedynie głową, nie chciał najwidoczniej słuchać jej przeprosin. Tonks otworzyła usta, by powiedzieć coś jeszcze, ale zamiast słów wypłynęła z nich jedynie para, a jej ciało ogarnął potworny ziąb. Moody również musiał to zauważyć, bo jego magiczne oko powędrowało w stronę rzeki, nad którą zagęściły się czarne chmury i pojawiła gęsta mgła. — Dementorzy. 
Moody odwrócił głowę w jej stronę i złapał za ramiona. Wpatrywał się uważnie w miejsce, gdzie była jej twarz. Tonks wiedziała, co chodzi mu po głowie, sama o tym pomyślała. Jedynym skutecznym zaklęciem, które mogło się przydać w walce z tymi potworami, było zaklęcie patronusa. Wymagało ono ogromu pozytywnej energii, którą można było uzyskać z najpiękniejszych wspomnień. Raz udało jej się wyczarować patronusa, po tym wszystkim, co przeżyła, ale czy poradzi sobie z armią dementorów?
— Dam radę, Moody. Nie brakuje mi szczęśliwych wspomnień — zapewniła go Tonks.
Chmura czerni przesuwała się coraz bliżej i coraz szybciej, a z każdą chwilą przejmujący chłód potęgował się coraz bardziej. Nimfadora dotkliwie poczuła obecność dementorów. Jakby na sercu zaciskała jej się żelazna obręcz, wyciskając resztki szczęścia, które jej zostały. Zacisnęła rękę na różdżce, westchnęła przeciągle i ponownie wskoczyła na swoją miotłę. Wzleciała wysoko tuż nad mostem, który teraz spowiła całkowicie gęsta mgła. Mugole zamknięci w swoich samochodach zaczęli trąbić w panice, nie wiedząc, co się dzieje, a Tonks uznała ten dźwięk za wstęp do nadchodzącej bitwy. Pociemniało jeszcze bardziej, nawet najmniejszy promień słońca nie był w stanie przebić się przez mgłę, a chmara dementorów była coraz bliżej i bliżej. Ciało Nimfadory pokryła gęsia skórka, a po kręgosłupie przebiegł złowieszczy dreszcz. Nic się nie wydarzyło. Czekali, chociaż nie wiedziała na co. Najwidoczniej każdy wzbraniał się przed rzuceniem pierwszego zaklęcia. Tonks zacisnęła mocniej dłoń na miotle, czując, jak kostnieją jej ręce, w drugiej trzymała różdżkę. Powietrze zadrżało niepokojąco i wypełniły je niezrozumiałe dla niej szmery. Chłód ogarnął ją całą, miała wrażenie, jakby wdarł się również pod skórę i wypełnia każdą cząstkę jej ciała. Łzy napłynęły jej do oczu. 
Nie, pomyślała, kręcąc głową, gdy z odmętów jej pamięci zaczęły wypływać najgorsze wspomnienia, nie mogę się temu poddać, nie teraz. Wzięła trzy głębokie wdechy i przymknęła oczy. Szukała w pamięci szczęśliwego wspomnienia, które byłoby wystarczająco silne… Pomyślała o Grimmauld Place, o czasach kiedy, mimo wiszącej w powietrzu wojny, potrafiła być szczęśliwa, o miejscu, gdzie pod jednym dachem mieścili się wszyscy jej najbliżsi. Przed oczami pojawił jej się salon Blacków, nadal ponury i mroczny, mimo usilnych starań Molly, a pośrodku salonu kanapa stara i wyleżana — skrzywiła się delikatnie, pamiętając jak niewygodna była. Po jednej stronie sofy siedział Syriusz, w dłoni trzymał kieliszek, odrzucał głowę do tyłu, śmiejąc się radośnie, a jego twarz wydawała jej się taka pogodna i pełna życia. Po drugiej stronie widziała Remusa, uśmiechał się pogodnie, jakby odrobinę z politowaniem, obserwując Blacka i machinalnie, jakby odruchowo gładził jej włosy, gdy ona leżała między nimi, trzymając głowę na kolanach Lupina. Po chwili ta sielankowa scena zmieniła się. Nie było już Syriusza, chociaż w jej głowie wciąż słyszała jego charakterystyczny śmiech. Teraz była sama z Remusem, gdzieś na przedmieściach Londynu. Ona potknęła się, a on natychmiast przyklęknął obok. Dlaczego mi się tak przyglądasz?, usłyszała swój głos, gdy Remus zbliżył swoją twarz do niej. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka jesteś piękna… A potem pocałował ją. 
Serce Tonks zabiło mocniej, chociaż poczuła nieznośne ukłucie, jakby jej ciało chciało zaprotestować. Zacisnęła palce na różdżce i powstrzymując łzy, krzyknęła:
— EXPECTO PATRONUM! 
Z końca jej różdżki wystrzeliło srebrzyste, czworonożne stworzenie, którego widok tym razem zupełnie jej nie zdziwił. To był wilkołak, teraz była tego pewna. To był jej wilkołak. Zwierzę przyjęło pozę, jak gdyby wyło do księżyca, a potem szarżą ruszyło w stronę nadciągających dementorów. Tonks czuła, jak jej różdżka wibruje w dłoni, wstrzymując oddech obserwowała swojego patronusa, który szponami próbował przegnać potwory. W tej samej chwili z obu brzegów rzeki w ślad za wilkołakiem ruszyły pozostałe patronusy. Niektóre z nich bez problemu rozpoznała. Niedźwiedź Alastora, Weasley’owa łasica Artura, kojot i hiena należące do bliźniaków, a także wiele innych, które były jej zupełnie obce. Patronusy z łatwością rozbiły całą zgraję dementorów, które teraz w rozproszeniu namierzały swoich oprawców. Dwóch z nich pomknęło w jej stronę. Chłód paraliżował jej ciało, ostatkiem sił przywołała wilkołaka z powrotem do siebie. Całą sobą skupiła się na utrzymaniu stabilnie miotły, gdy jej patronus stanął między nią a dementorami. 
Nagle pośród mgły znikąd pojawiły się zamaskowane postacie. Śmierciożercy z całą mocą zaatakowali most, niszcząc samochody i mordując każdego, kogo napotkali na swojej drodze. Śmiercionośne zaklęcia rozświetliły całą scenerię, a krzyk mugoli wzbudzał strach. Tonks starała się zliczyć ilu ich było, jednak nie była w stanie tego zrobić wśród panującego chaosu. Członkowie Zakonu Feniksa przestali się ukrywać, jawnie stawiali opór śmierciożercom, a most Królowej Elżbiety stał się teraz miejscem pojedynków. Nimfadora korzystając z tego, że Zaklęcie Kameleona wciąż działało, ponownie wyczarowała patronusa i krążąc między liniami podtrzymującymi most, odganiała dementorów od walczących. Wilkołak susami pokonywał odległości, by następnie zaatakować kolejne zmory. Widziała, że niektórzy spoglądają na niego ze zdziwieniem. W końcu nikt, oprócz Harry’ego, nie wiedział, że jej patronus zmienił postać. Lecąc na miotle, miała doskonały widok na pole bitwy, a nadal będąc niewidzialną z łatwością mogła manewrować pomiędzy pojedynkującymi się czarodziejami. Spostrzegła, jak Kingsley powalił dwóch zamaskowanych przeciwników, jednego po drugim i bez wytchnienia ruszył, by odciążyć Artura. Bliźniacy stali odwróceni do siebie plecami, rzucając na przemian zaklęcia ochronne i atakując zarówno magicznie, jak i za pomocą swoich wynalazków, które wybuchały co chwila i rozpraszały przeciwników. W oddali dostrzegła jak Emily Gottesman odciąga na bok Lucasa, który krwawił obficie z lewego boku. Laura i Charles wyczarowali tarczę ochraniającą przejście z mostu, kiedy Hestia przeprowadzała nielicznych mugoli w bezpieczne miejsce. Przeleciała dalej, by odgonić pięciu dementorów od Szalonookiego, który w tym samym czasie walczył z trzema śmierciożercami na raz. 
Walka wydawała się wyrównana, chociaż Nimfadora nie była pewna, jak długo będzie w stanie powstrzymywać dementorów. Czuła się osłabiona i nawet napływ adrenaliny nie pomagał. Niespodziewanie na moście aportowali się kolejni czarodzieje. Tonks nie znała większości z nich, rozpoznała jedynie dwie osoby: Giuseppe Rossiego oraz Franczesca Luccatteli. Na widok tego ostatniego zalała ją nagła fala gniewu. Nie widziała już, jak włoski oddział rusza na odsiecz Zakonowi, nie zauważyła nawet, że jej patronus zniknął, a jeden z dementorów wykorzystał okazję i zbliżył się do niej. Nie zdążyła zareagować, obserwowała, jak zjawa ściąga kaptur i kierując się w jej stronę, wciąga zachłannie powietrze. Przed oczami Tonks pojawił się widok Syriusza leżącego w śpiączce, Sara oddalająca się na lotnisku, twarz Szalonookiego, który właśnie usłyszał od niej, że jest potworem, zapłakane oczy jej matki, gdy dowiedziała się o ucieczce Bellatrix, w uszach dudnił jej głos Remusa, mówiący, że ich dziecko byłoby potworem… Na całym ciele poczuła mrowienie, to Zaklęcie Kameleona straciło swoją moc. Usłyszała, jak ktoś z dołu ją woła. To chyba była Laura… W tej samej chwili zakręciło jej się  w głowie i poczuła, jak spada. Świat zamarł na chwilę. Dora widziała, jak jej miotła roztrzaskuje się o barierkę mostu i wpada do Tamizy. Jeszcze trochę i podzieliłaby również jej los, jednak ostatkiem sił, trzymając różdżkę w obu dłoniach transmutowała wrak samochodu w miękki materac i uderzyła w niego, nie robiąc sobie przy tym krzywdy. Gdy tylko upewniła się, że wszystkie kości ma całe, a głowa jest na swoim miejscu, zeskoczyła z materaca i od razu skryła się za innym samochodem. 
— Tonks! — zawołał Bill, który również krył się za wrakiem. Nimfadora omiotła go spojrzeniem, nie wyglądał najgorzej. Weasley miał jedynie rozcięty łuk brwiowy, ale najwidoczniej udało mu się od razu zasklepić ranę, bo krew nie sączyła się zbyt obficie. Gorzej wyglądało jego prawe ucho, w którym nosił kolczyk, teraz było rozszarpane, a po biżuterii z pazura smoka nie było śladu. 
— Jesteś cały? — spytała i podczołgała się do niego bliżej. Rudzielec pokiwał głową, ale natychmiast się skrzywił. Dopiero z bliska Tonks zauważyła, że Bill trzymał się za prawy bok, próbując zatamować krew. 
— Dwóch na raz to dla mnie za dużo — mruknął niewyraźnie. Tonks zrzuciła z siebie natychmiast płaszcz i mocnym ruchem rozdarła go w miejscu szwu. Bill pokręcił głową, ale ta zgromiła go spojrzeniem. Podniosła jego rękę i obwiązała go ciasno w pasie. Tylko tyle była w stanie zrobić.
— Na skraju mostu Hestia i Charles eskortują mugoli, musisz się tam dostać i deportować z kimś do twojej matki — powiedziała stanowczo Tonks, a Bill złapał ją za rękę
— Nie ma mowy, zostaję! — oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu. 
— Kretyn — warknęła pod nosem, ale jej obelga wywołała tylko uśmiech na twarzy Weasleya. Nie dziwiła mu się, sama nie dopuściłaby do tego, żeby ktoś oddalił ją z pola bitwy. Rozejrzała się dookoła. Z ziemi wszystko wyglądało znacznie gorzej. Ciała mugoli leżały porozrzucane po całym moście, porozbijane samochody utrudniały manewrowanie i unikanie  klątw. Krew była wszędzie… — Skoro tak, to kontynuujemy zabawę. — Weasley uśmiechnął się łobuzersko i mrugnął do niej porozumiewawczo. Tonks wiedziała, co robić. Skinęła głową i wyczarowała dookoła nich tarczę, kiedy Bill jednym machnięciem różdżki odrzucił samochód, za którym się kryli. Pojazd z hukiem uderzył w przeciwległą barierkę mostu, przygniatając przy tym dwóch śmierciożerców i w akompaniamencie ich krzyków z chlustem wpadł do wody. Nimfadora i Bill zerwali się na równe nogi i rzucając sobie ostatnie spojrzenie, ruszyli w przeciwnych kierunkach. 
Nimfadora rozejrzała się dookoła i rzuciła zaklęcia obezwładniające w stronę pierwszego śmierciożercy, którego udało jej się zauważyć. Chybiła. Jednak jej klątwa rozproszyła przeciwnika i jakiś Włoch wykorzystał okazję, powalając go na ziemię. Tonks zorientowała się, że podświadomie w tłumie zwolenników Voldemorta poszukuje swojej ciotki. Co to za bitwa bez rodzinnego spotkania, pomyślała, namierzając kolejnych zamaskowanych przeciwników. Wiedziała, że Bellatrix z pewnością nie chowałaby się za maską. I zapewne pierwsza znalazłaby Nimfadorę. Tonks ruszyła dalej, rzucając znienacka zaklęcia w stronę śmierciożerców. Tuż obok zobaczyła Franczesca, który posłał w stronę swojego przeciwnika zaklęcie,skutecznie go obezwładniając. Widziała, że Luccatteli podbudował się tym małym zwycięstwem i na chwilę stracił koncentrację. Nie zauważył postaci w czerni, która się za nim zmaterializowała. Tonks spojrzała z przerażeniem na ukochanego swojej przyjaciółki, on najwidoczniej zauważył, że coś jest nie tak, bo obrócił się na pięcie i znieruchomiał na widok śmierciożercy, który wypowiedział śmiercionośne zaklęcie.  
Świat nagle się zatrzymał. Tonks czuła jak cała wściekłość i niechęć do mężczyzny ulatuje z jej ciała. W ciągu sekundy była w stanie wybaczyć mu wszystko, to że pozbawił ją przyjaciółki, że zabronił jej się z nią widywać. Wiedziała przecież doskonale, jak mocno Sara kochała tego faceta, ile dał jej szczęścia, stworzył z nią rodzinę. Oczami wyobraźni widziała moment, gdy musiała powiedzieć Lucky, że jej ukochany, ojciec jej córki zginął. Zakuło ją w sercu, nie mogła do tego dopuścić. Nie mogła pozwolić by Sara straciła najważniejszą osobę, tak jak ona… Nie myślała o konsekwencjach, zerwała się z miejsca i z całej siły odepchnęła Frana. Zielony grot, który mknął ku niemu, przemknął teraz o cal od twarzy Tonks. Poczuła na swoim policzku bolesne mrowienie. Zacisnęła mocno zęby i natychmiast rzuciła odpowiednią klątwę. Śmierciożerca padł nieprzytomny na ziemię, związany ciasno linami. Zatoczyła się, nie mogąc złapać równowagi.Nie zdążyła nawet zareagować, gdy jakieś nieznane jej zaklęcie trafiło w leżący nieopodal samochód, który natychmiast eksplodował. Poczuła jedynie, jak jej ciało uderza boleśnie o ziemię. 
***
Kiedy postanowił, że wyjeżdża do lasu na dłużej, nie mógł przypuszczać, że jego brak umiejętności w pakowaniu okaże się przydatny. Zaczarował swoją torbę, rzucając na nią zaklęcie zmniejszająco-zwiększające i bez opamiętania wkładał do niej wszystko, co wpadło mu w ręce. Z początku planował zabrać tylko najpotrzebniejsze przedmioty, ale wkrótce stwierdził, że wszystko może się przydać. Później wątpił w słuszność swoich decyzji. Nie sięgnął po żadną książkę czy eliksir, a co dopiero po kociołek. Teraz jednak okazało się, że to wszystko mu się przyda. 
Jego ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Czuł się nieswojo w nowej kryjówce, nie przepadał za jaskiniami. Musiał jednak znaleźć odpowiednie miejsce, w którym nikt go nie znajdzie. Długo szedł wzdłuż strumienia, szukając odpowiedniego miejsca, aż w końcu doszedł do wielkiego drzewa rosnącego tuż u podnóża góry. Pod drzewem rósł krzak jeżyn. Remus przykucnął, żeby zerwać kilka i wtedy dostrzegł, że za konarem drzewa znajduję się dziura w skale. Przywiodło mu to na myśl jakąś norę… Wyciągnął różdżkę i za pomocą kilku zaklęć sprawił, że ostre i nierówne zejście stało się gładką taflą skały. Zsunął się na dół i głuchym tupnięciem wylądował jakieś dwa metry niżej. W środku było ciemno jak w grobie, a w powietrzu dominował zapach wilgoci. Jaskinia była niewielka, ale na jego potrzeby zdecydowanie wystarczyła. Wyczarował kilka świec, które ustawił w skalnych wnękach. Ich światło rozpraszało mrok i pozwalało mu swobodnie pracować. Kilka gałęzi, które leżały na ziemi, transmutował w stół i postawił na nim torbę. Musi się udać, postanowił, przygotowując swoje miejsce pracy.
Od kiedy tylko Andrew opowiedział mu o eliksirze wywołującym u wilkołaków przemianę niezależnie od fazy księżyca, nie potrafił myśleć o niczym innym. Pergamin z recepturą, który dostał od Moona traktował jak talizman i nie rozstawał się z nim. Łapał się na tym, że często bezmyślnie wpatrywał się w napisane niedbałym pismem słowa, jakby samo spojrzenie miało zmaterializować przed nim pożądany wywar. Nigdy nie był najlepszy z eliksirów. Radził sobie całkiem nieźle, chociaż bez pomocy Lily nigdy nie otrzymałby tak wysokich stopni. Nie miał problemów z przyrządzeniem mikstur potrzebnych w codziennym użytkowaniu. Co więcej, często robił sobie zapas eliksirów, które przydawały mu się po pełni. Niestety miał ogromną trudność ze stworzeniem Wywaru Tojadowego. Kiedy uczył w Hogwarcie, to Snape zapewniał mu dostęp do mikstury. Później samemu udało mu się to zrobić tylko raz. Dlatego też załamał się, gdy spostrzegł, że pierwszy etap przygotowania eliksiru polega właśnie na sporządzeniu Wywaru Tojadowego. 
Nie mógł w to uwierzyć. Według tego, co mówił Moon, przepis powstał prawie sto lat temu, a Wywar Tojadowy pojawił się w świecie czarodziejów dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych. Lupin zastanawiał się na tym, czy Damocles Belby, twórca tego wywaru, miał w swoich dłoniach podobny zwój. Czy jego przełomowe odkrycie było skutkiem posiadania wiedzy czarodziejów spokrewnionych z czystokrwistymi wilkołakami? Westchnął ciężko spoglądając na kopię rejestru Gary’ego. Ilu ludzi mieszkających w lesie chciałoby mieć ten eliksir? 
Opowieść Moona była dla niego z początku niezrozumiała. Pojął w jaki sposób na świecie rozprzestrzeniły się wilkołaki. Andrew był prawdopodobnie ostatnim prawdziwym wilkołakiem. Potrafił przemieniać się zgodnie ze swoją wolą, nie odczuwał bólu, całkowicie nad sobą panował, nie potrzebował ludzkiej krwi. Powiedział mu, że kiedy wilkołaki zmieszały się z ludźmi, ludzka krew zaczęła oddziaływać na nowe stworzenia, uzależniając je od niej i pozbawiając ich niektórych zdolności, takich jak dobrowolna przemiana. Wraz z tym, jak geny mieszały się, u niektórych wilkołaków zdolność do comiesięcznych przemian zniknęła. Zgodnie z jego słowami, jeden z jego krewnych, który najwidoczniej był synem kogoś o magicznych zdolnościach, zapragnął obudzić w sobie na nowo likantropię. Nie chciał pozwolić się ukąsić, czemu Remus zupełnie się nie dziwił. Ukąszenie niosło ze sobą bolesne przemiany. Mutacja genów nie była naturalna dla organizmu, a ten za każdym razem próbował ją zwalczać. Stąd brał się ten potworny ból, który towarzyszył wilkołakom co pełnię. Dlatego ten czarodziej, który zapragnął być likantropem, tak jak jego przodkowie, wykorzystał swoje umiejętności magiczne i stworzył pewien eliksir. Według Andrew mikstura sprawiała, że człowiek przechodził przemianę bezboleśnie, zachowując kontrolę nad sobą i do tego działo się to wtedy, gdy tylko spożył eliksir. Podobno mikstura nie zadziałała na swojego twórcę tylko dlatego, że nie było w nim już mutującego genu, a to był niezbędny warunek, by móc się przemienić. Wywar jedynie potęgował to, co było już w ciele człowieka. Remus zastanawiał się czy może ten czarodziej faktycznie mógł mieć na nazwisko Belby… Może zawiedziony swoją porażką schował jedną z kopii przepisu, a lata później jeden z jego potomków odnalazł zapisany pergamin i wykorzystał jego część. Nie spytał o to Andrew, ale dopisał to do listy spraw, o których chciał z nim porozmawiać. 
Rozłożył przed sobą wszystkie składniki i z ulgą zauważył, że nie brakuje mu niczego do wykonania Wywaru Tojadowego. No oprócz umiejętności, pomyślał gorzko, ale nie mógł się poddać. Wiedział, że jeżeli ten eliksir zadziała, jeżeli faktycznie będzie mógł wywołać nim przemianę, to może gdyby dał go komuś bardziej kompetentnemu, to udałoby się wynaleźć wywar o przeciwnym skutku. Za każdym razem, gdy o tym myślał, czuł na ciele gęsią skórkę. Nigdy nie przypuszczał, że coś takiego będzie możliwe za jego życia, a jednak pojawiła się realna szansa. Często próbował sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby jego marzenie się ziściło. Czy powinien powiedzieć o tym Maggie? Czy ona również chciałaby wyzdrowieć? Czy ktokolwiek w lesie by się na to zdecydował? 
W głowie dudniły mu słowa Moona — Chodzi o przynależność! Oni wszyscy tworzą jedną watahę, rozumiesz? One są i zawsze będą wilkołakami! Nic tego nie zmieni...

***
Śmierciożercy w pewnej chwili po prostu deportowali się, zabierając ze sobą większość obezwładnionych towarzyszy, a w ślad za nimi poszli również dementorzy. Bitwa skończyła się. Kto wygrał? Można było uznać to wydarzenie za sukces Zakonu. Nikt z jego szeregów nie zginął, przegnali z tego świata tylu śmierciożerców ilu się dało i uratowali część mugoli, którzy na swoje nieszczęście znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i czasie. 
Tonks przeklęła siarczyście, gdy tylko była w stanie otworzyć oczy. Eksplozja musiała odrzuciła ją na kilka metrów, czuła, że trudno jej się oddycha, a jej prawy bok w okolicy żeber był bardzo tkliwy. Cała twarz i ramiona, które były odsłonięte, po tym jak poświęciła swój płaszcz, by opatrzeć Billa, piekły ją nieznośnie, a w ustach czuła charakterystyczny smak krwi. Spostrzegła, jak na niebo rozjaśnił czerwony snop światła, oznaczający koniec bitwy. Tuż obok niej pojawiła się Laura, miała przecięty policzek, a z rany spływała strużka krwi. Tonks ogarnęła ją nieco nieprzytomnym spojrzeniem, upewniając się, że oprócz tego nic jej nie jest. 
— Odezwij się, Tonks! — warknęła Laura przerażona. 
— To ty się ostatnio nie odzywałaś — zauważyła Tonks słabym głosem. Ból w żebrach sprawiał, że ciężko jej się oddychało. Prawdopodobnie kilka z nich było złamanych. Laura wydęła usta obrażona i pokręciła ze zrezygnowaniem głową. — No już nie stój tak nade mną, tylko pomóż mi wstać.
— Kiedyś dostaniesz za swoje…  — mruknęła zdenerwowana i chwyciła ją mocno za ramię. Tonks podciągnęła się z głośnym stęknięciem i stanęła na nogach. Chwilę musiała stać, wspierając się o kuzynkę i przeczekała, aż przestanie jej się kręcić w głowie. — Myślałam, że wylądujesz na dnie Tamizy…
— Musiałabyś mnie wyłowić.
— Ani myślę! Chodź, ktoś musi cię opatrzyć. — Laura ciągle ją trzymając, ruszyła w stronę, gdzie podczas bitwy razem z Hestią i Charlsem ewakuowali mugoli. Teraz Nimfadora spostrzegła, że gromadzili się tam wszyscy, którzy brali udział w tej akcji, a Molly, Altheda oraz dwie inne osoby z włoskiego oddziału oglądały innych rany. Zarówno Włosi jak i Farewell uwijali się sprawnie, każdy, kto trafiał w ich ręce, od razu uzyskiwał niezbędną pomoc i szybko mógł się deportować. Molly natomiast zatrzymała się nad swoim synem, nie pozwalając Fleur zbliżyć się do narzeczonego. Bill spoglądał na nią z politowaniem i cierpliwie wysłuchiwał swojej matki, która niczym katarynka trajkotała płaczliwym tonem. 
— Tyle razy mówiłam ci, że masz zdjąć ten przeklęty kolczyk! Skąd w ogóle masz ten materiał? 
— Jak tylko ucho się zagoi, to od razu przebije je na nowo — zapewnił matkę Weasley, uśmiechając się szeroko. — A to jest płaszcz Tonks. 
— Oh, kochana Tonks! — zawołała Molly, szukając jej wzrokiem, a gdy tylko ją odnalazła, obdarzyła uśmiechem pełnym wdzięczności. Dora była pewna, że gdyby tylko nie była zajęta swoim pierworodnym, to od razu porwałaby ją w ramiona. Odpowiedziała jej równie szczerym uśmiechem i pozwoliła Laurze dalej się prowadzić. 
— Jesteście całe? — Obok nich pojawiła się Altheda. Była ubrudzona krwią, a włosy, które związała w warkocz, z którego niewiele już zostało, przyklejały się do mokrego od potu czoła. Złapała Laurę za ramiona i uważnym spojrzeniem omiotła ją całą. — To tylko draśnięcie… Jedno machnięcie różdżką i po sprawie.
— Jest szansa, że nie będzie blizny? Nie wiem, jakbym miała się z tego… — Laura zamilkła nagle, łapiąc się na tym, co właśnie zamierzała powiedzieć. Z przerażeniem spojrzała na kuzynkę, ale Tonks wywróciła jedynie oczami i wyswobodziła się z jej uścisku. Pozwoliła by Farewell zajęła się nią. Powolnym krokiem podeszła do Szalonookiego, który siedział oparty o barierkę mostu. Przystanęła obok niego, czując, że jeśli usiądzie to już nie wstanie o własnych siłach. Ból w żebrach nasilał się z każdym oddechem. 
— Innym razem złoję ci skórę za tą twoją kaskaderkę — mruknął pod nosem Moody, ale ona doskonale to usłyszała. 
— Powiedz gdzie i kiedy, a chętnie wpadnę — sarknęła, przyglądając się, jak jego magiczne oko obiega całą okolicę. — Wszyscy żyją, prawda?  
— Nasi tak, oni… odrobinę przerzedziliśmy ich szeregi — skwitował, opierając głowę o barierkę. Tonks nie zauważyła u niego żadnych większych obrażeń, chociaż zmęczenie go nie ominęło. — Lucas na jakiś czas będzie wyłączony, najgorzej oberwał. 
— Widziałam, jak Emily go odciąga, kiedy próbowałam odgonić dementorów. 
— No właśnie… Twój patronus jest dość wymowny — stwierdził jakby mimochodem, ale spojrzał na nią, jakby nie wiedział jakiej reakcji ma się spodziewać. Tonks zacisnęła mocniej zęby. Już nie tylko Harry widział jej nowego patronusa. — Tonks, inni też widzieli. Nie są na tyle głupi, żeby nie połączyć faktów. Może nie od razu, ale w końcu się domyślą...
— Nie rozmawiajmy o tym, jak na razie tylko ty się domyśliłeś — ucięła Tonks, a Moody pokręcił jedynie głową. W tym czasie Altheda podeszła do Tonks i spojrzała na nią tak, jak przed chwilą zrobiła to z Laurą i przygryzła delikatnie dolną wargę. 
— Nie wygląda to najlepiej, zaraz cię opatrzę — stwierdziła, próbując dotknąć twarzy Tonks, ale ta zrobiła szybki unik i zgięła się natychmiast z bólu. — Żebra chyba też masz złamane… Pozwól sobie pomóc. 
— Nie dotykaj mnie! — warknęła Tonks, odsuwając się od kobiety. Ta spojrzała na nią zszokowana, ale po chwili w jej oczach można było dostrzec rezygnację. 
— Dlaczego ty mnie tak nie lubisz, Tonks? Zrobiłam ci coś? 
— Jedyne co masz zrobić, to wybudzić Syriusza! — skwitowała Nimfadora, gromiąc ją spojrzeniem. Niezrozumiałe było dla niej, że Altheda odnalazła w Zakonie taką akceptację. Dumbledore przysłał ją, żeby obudziła Syriusza, podobno była świetnym uzdrowicielem i miała sobie z tym poradzić. Zamiast tego uczynili ją głównym filarem, na którym opierało się zdrowie i bezpieczeństwo członków Zakonu, zrzucając obudzenie Blacka na margines. 
— Próbuję cały czas, ale to nie jest proste — odezwała się Farewell, krzyżując ręce na piersi. Słowa Tonks najwidoczniej ją uraziły. 
— Najwidoczniej ci nie zależy —  zarzuciła jej Dora, zaciskając mocno pięści. Nie spodziewała się, że ta kobieta, która zawsze odznaczała się spokojem i przemawiała cichym głosem, złapie ją nagle za ramię, wbijając w nie paznokcie i przemówi mrożącym krew tonem: 
— Nie jesteś w stanie sobie nawet wyobrazić, jak mi na nim zależy.
Tonks zaklęła, wyrywając ramię z uścisku i ignorując ból, odwróciła się na pięcie. Była pewna, że sama doskonale sobie poradzi z bitewnymi ranami. Nie miała zamiaru rozmawiać z tą kobietą. Ciągle zaciskając pięści, ruszyła przed siebie. Przechodziła między wrakami pojazdów, omijając ciała mugoli i nielicznych śmierciożerców. Za plecami słyszała, że Alastor zaczął dyskutować z Farewell. Dotarła do miejsca, w którym stał Franczesco na chwilę przed tym, jak odepchnęła go na bok. 
— Muszę ci podziękować — usłyszała głos Włocha, który, o ironio, pojawił się tuż za nią. Widziała, że nic poważnego mu się nie stało, a jeden z uzdrowicieli już się nim zajął. Chwała Merlinowi, westchnęła. Ukochany Sary wróci tego dnia do domu cały i zdrowy, choć mógł być już martwy. — Gdyby nie ty… Nie wiem, jak ci się odwdzięczyć.
— Jest tylko jeden sposób — westchnęła, nie patrząc nawet na niego. Kątem oka spostrzegła, że jedno z ciał leżących na moście się rusza. Podeszła szybko, ignorując to, że Fran chciał jej coś powiedzieć. Włoch spostrzegł, że coś się dzieje i podążył za nią. 
— To on rzucił zaklęcie, to on chciał mnie zabić — wyszeptał Luccatteli, a Tonks skinęła głową. Również go rozpoznała. Liny, która wyczarowała, ciągle mocno oplatały śmierciożercę. Jego klatka piersiowa ruszała się delikatnie. 
— On żyje… — odezwała się Nimfadora i mimo protestów Franczesca, nachyliła się nad śmierciożercą i szybkim ruchem zerwała z jego twarzy maskę. Mężczyzna, który się za nią krył miał szczupłą, pociągłą twarz, a blade czoło przykrywały ciemne włosy. Serce Tonks zabiło szybciej, nie spodziewała się, że jeszcze kiedyś spotka tego człowieka. Byłaby w stanie rozszarpać go własnymi rękoma, a przed oczami miała wspomnienie tego dnia na Śmiertelnym Nokturnie. — McCorry...


No i kolejny rozdział dla Was!
Muszę przyznać, że statystyki tego bloga w ostatnim tygodniu poszybowały w górę. Olga podejrzewam, że to dzięki Tobie! Nawet nie wiem, jak dziękować! Widząc ilość wyświetleń każdego dnia, serce po prostu rośnie! Jesteś wielka!
Pamiętacie, jak ostatnio pisałam, że na 100 000 wyświetleń chciałam opublikować ilustrację? Nie potrafiłam się zdecydować, który z Waszych pomysłów wybrać, więc... Wybrałam wszystkie! Co prawda nie udało mi się narysować aż tylu, ale stworzyłam osobną stronę, żeby publikować tam wszystkie ilustracje. ZNAJDZIECIE JĄ W MENU. Nie jestem specjalistką, na razie eksperymentuję, jeżeli chodzi o tablet graficzny, ale no jeden obrazek wyszedł mi tak genialnie, że jestem dumna! Jestem ciekawa, co Wy o nich myślicie?
Kiedyś pod postami dodawałam spojlery/zapowiedzi następnego rozdziału. Zastanawiam się czy bylibyście zainteresowani czymś takim nadal?
Ściskam Was mocno!

Spoilery:
Podczas gdy Remus rozpoczyna pracę nad tajemniczym eliksirem, w jego bliskim otoczeniu zaczyna się coś dziać. Czego Greyback oczekuje od Maggie i czy ona zgodzi się spełnić jego warunki? Po bitwie w Dartford Zakon musi postanowić, co zrobić z pojmanym śmierciożercą, a Tonks musi wrócić do Hogsmeade i wytłumaczyć swoją nieobecność. Jak zareagują na to jej podwładni? Czy przesłuchanie McCorry'ego przyniesie jakieś skutki?

11 komentarzy:

  1. Primo, jasne, że chcę spojlery. Wiesz, że ja spojlery zawsze :D.
    Secundo, nie mam bladego pojęcia, o co chodzi Franczescowi. Jak już tak bardzo zależy mu na bezpieczeństwie Lucy, to po co zabierał ją w środek wojny? Bardziej logicznie byłoby zostawić ją we Włoszech. Poza tym czy on to spotkane z Tonks załatwił za plecami Lucy? Czy to Lucy nie chce się spotkać, w co jednak wątpię? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi...
    Chyba tylko Remus mógłby dostać do ręki taki przepis i kombinować, jak go odwrócić. Chociaż przyznam, że wizja "leku na wilkołactwo" kojarzy mi się trochę z bodaj trzecią częścią X-Menów i całą akcją "leku na mutację" i przymusowego leczenia. Ale to może tylko moje skrzywienie, mną się nie przejmuj.
    Tercio, uważam, że Remus nie powinien się brać za ten eliksir. Jest zbyt duża szansa na to, że wpadnie w niepowołane ręce i dopiero zrobi się piekło. Umówmy się, gdyby Greyback miał przy sobie coś takiego w czasie bitwy o Hogwart, przyszłość Billa wyglądałaby zupełnie inaczej. A te wszystkie dzieci, które mogą zostać pogryzione. Naprawdę, nosząc ten świstek przy sobie, Remus mógłby równie dobrze nosić granaty. Coś takiego albo zostawia się na miejscu (nie tykać kupy, bo zacznie śmierdzieć), albo wysyła poza "strefę działań" do kogoś kompetentnego, kto tego dopilnuje. Polecam Dumbledore'a, to dosyć ogarnięty facet, myślę, że umiałby się tym zająć. Ewentualnie Severusa nawet mimo jego sympatii i antypatii. W końcu kto zna się na eliksirach lepiej od niego?
    Dalej nie pamiętam, jak się liczy po łacinie, więc na tym skończę ;).
    Pozdrawiam serdecznie,
    Morri

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, to już za chwilę napiszę kilka spojlerków dla ciebie ;)
      Będzie to w następnym rozdziale, ale napiszę tylko, że Sara nie jest łatwą w obejściu osobą i nie pozwoliłaby Franczescowi wyjechać bez siebie. Na resztę pytań znajdziesz odpowiedź w 120!
      Przyznam się, że w kwestii X-Menów mam gigantyczne braki i nie wiem, o co chodzi XD Ale masz rację, tylko Remus mógłby się tego podjąć, chociaż może faktycznie nie powinien. Ale czy tak łatwo odpuścić, gdy masz możliwość zrobienia czegoś, o czym od zawsze się marzyło? Klapki na oczy i do roboty!
      Również pozdrawiam! <3

      Usuń
  2. Jej, jak się cieszę, że blog dobrze prosperuje! Nie wiem, czy to dzieki mnie, czy nie. Polecam na kazdym kroku, gdy ktos pyta o tego typu opowiadania. Zaslugujesz na milion czytelnikow! No, po prostu uwielbiam te opowiadanie i jak dla mnie mogłoby się nie kończyć! Kurde, tylko pomyślmy, jak super byłoby czytać rozdział 400, gdzie np. Mierzą sie z kryzysami, wzlotami i upadkami malżeństwa, czy jak posyłają małego Teddiego do Hogwartu. Remus bylby suoer tatą, mam nadzieje, ze kiedyś dasz nam szansę to zobaczyć. 😍 Bo tak jak pisałam na chacie, Jak dla mnie to mógłby być kanon i ja nie wyobrazam sobie, vy ich historoa była inna, niż ta ktora tutaj stworzylaś. Jest idealna! Ale zostańmy na ziemi 😃

    Mega mi się podoba ten rozdział, jest tak dużo akcji i super się to czytało, płynnie i ciekawie budujesz sceny, więc za to mega plus. Bitwa mi przypominała to starcie na Millenium Bridge i myślałam na początku, że to będzie ta scena. Powiem szczerze, rozpłakałam się w momencie ze wspomnieniami i patronusem. Ujęła mnie ta scena niesamowicie. Kurczę, ona tak go kocha mimo wszystko... Mega mi jej szkoda, ale dobrze, że jest już w lepszym stanie no i Sara przyjechała, więc będzie na pewno rozmowa. Czekam na to niecierpliwie. Może ona, jako przyjaciółka Tonks później w swoim oburzeniu napisze do Lublina list, gdzie opiszę swoje wkurzenie. Nie wiem, ktoś powinien mu w końcu dac do zrozumienia, jak strasznie się zachowuje. Czemu nikt tego jeszcze nie zrobił? On sobie buduje dom, układa życie i wszystko przeszło mu płazem, bez konsekwencji. Eh frustruje mnie to. 😃

    Jestem ciekawa, czy w związku z patronusem, Tonks będzie otrzymywać jakieś niewygodne, czy ciekawskie pytania od ludzi. Moody tez powinien w koncu cos zeobic z tym Lupinem. W koncu wie juz od sawna (na pewno), a traktuhe ja jak corke, wiec czemu on tez nic nie robi... Albo, może Tonks w pewnej chwili się wkurzy i z frustracji będzie próbowała tego patronusa na siłę zmienić, jego postać. To mogłoby być ciekawe, jen niepoprawne próby znalezienia na to sposobu.

    Swoją drogą, śliczna była scena z Moodym. On serio jest dla niej jak ojciec, surowy i humorzasty, ale jednak mu zależy. Pomyślałam, jak to będzie, gdy Szalonooki zginie na początku 7 roku. Mam nadzieję, że to też przeczytamy u Ciebie. Ciekawe, jak Tonks na to zareaguje. Oby sie wtedy Remus już wykazał wsparciem odppwiednio. Tak na marginesie. W mojej opinii, Syriusza nam ocaliłaś, ale Moody powinien zginąć zgodnie z kanonem. Uwielbiam Twoja kreację tej postaci, ale chyba powinien zginąć. Jednak zrobisz, co będziesz uważała za najlepsze. 🙂

    Remus i jego zabawa w szalonego naukowca-wynalazcę to kolejna rzecz, która mnie bardzo ciekawi. Jak on to ogarnie. Mega super to wymyśliłaś, te całą mitologię z eliksirem, wielkie brawa! Mądre to, logiczne, nic dodać, nic ująć. Powiem szczerze, że na wzmiankę o Snapie zaczęłam żywić nadzieję, że może Lupin jakoś zwróci się z pytaniami, czy próba o pomoc do Severusa. To też mogłoby być ciekawe. Powiem szczerze, Snape to moja ulubiona postać w całym HP, więc włącza się mój fangirling, gdy tylko widzę tu jakaś wzmiankę o nim. Nevermind 😜

    Co jeszcze mogę powiedzieć? No już nie mogę się doczekać jakiegoś progresu w relacji Tonks i Lupina, ale to chyba jak każdy tutaj! Niech się ta maszyna ruszy w jakaś stronę, bo mega trzyma mnie to w napięciu i czekam straszliwie. Ciekawi mnie, jak to wszystko w swojej genialnej głowie zaplanowałaś i najchętniej już teraz bym się dowiedziała! ❤

    Do następnego!
    Ściskam i weny życzę!
    Olga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, jak zwykle o czymś zapomniałam... Spoilery zawsze chętnie, choć nie wiem , czy wtedy jakoś wytrzymam do publikacji rozdziału. I tak wchodzę tu kilka razy dziennie i sprawdzam, jaki jest progres procentowy 🤣 Co do ilustracji, to no... Nie mam słów. Dokładnie tak to sobie wyobrażałam. Cudowności i masz bardzo ładna kreskę, jak na kogoś kto zaczyna dopiero z tabletem. Wiem, co mówię, bo jestem na magisterce z grafiki na ASP. Scena z Remusem i Tonks.... no, kobieto, co ja Ci będę mówić. Cudowności!🥰🥰

      Usuń
    2. Z pewnością jest w tym sporo twojej zasługi! Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że po reaktywacji pojawi się tu tyle osób, a sama nie funkcjonuje blogowo na facebooku, a właśnie stamtąd pojawia się dużo wyświetleń. Jeju... Jak to rozdział 400? Ja zamierzam skończyć wcześniej XD Ale oczywiście Remus zostanie tatusiem!
      Cała akcja Millennium Bridge miała miejsce w wakacje 1996 roku, a wtedy Tonks była bardzo wyłączona z życia... Ale faktycznie, właśnie to zdarzenie zainspirowało mnie do bitwy. Pomyślałam, że takie polowania na mugoli z wykorzystaniem dementorów mogły się przecież zdarzać częściej.
      Z tymi wspomnieniami to jest dziwnie... Sam Harry przecież wykorzystał nie do końca szczęśliwe wspomnienie, a było wystarczająco silne. To chyba trochę tak, jak w tej bajce ,,W głowie się nie mieści". Każde wspomnienie może być zarówno dobre jak i złe.
      Pamiętaj, że Lupin jest na tajnej misji i raczej nikt nie wysyła mu tak po prostu listów ;)
      Moody z pewnością coś zrobi, w końcu obiecał to Tonks! Kurcze co do patronusa, to nie będzie próbowała go zmienić. Chociaż to mogłoby być genialne! Ale tak, jak napisałam w tym rozdziale, Tonks pogodziła się z tym, że to jest jej patronus, jej wilkołak...
      Sama uwielbiam sceny, gdy Szalonookiemu mięknie serce <3 Ale proszę nie mówmy o tym, co będzie się działa na początku 7 roku i wgl wtedy... Na razie pozostało nam 5/6 rozdziałów do zakończenia 6 roku.
      Remus faktycznie zostanie chwilowo szalonym naukowcem, chociaż w pewnym momencie nie będzie mógł dalej prowadzić swoich eksperymentów. Niestety zgodnie z kanonem, już wkrótce nikomu nie będzie po drodze z Severusem. Ja też bardzo lubię Sanpe'a, chociaż świat ff bardzo go skrzywdził XD
      Ah grafika na ASP moje nierealne marzenie... Powiem Ci w sekrecie, że chciałam spróbować dostać się na ASP w tym roku, ale koronawirus popsuł mi trochę plany i raczej to się nie stanie.

      Ściskam i dziękuję za ten cudowny komentarz oraz całą promocję mojego bloga!
      Nie wiem, jak mogłabym się odwdzięczyć!

      Usuń
    3. Ja jestem na pierwszym roku zaocznej magisterki na ASP w Warszawie i powiem Ci, że wcale nie tak trudno się tam dostać. Wystatrczy tylko złożyć teczkę i poczekać na decyzje. Tylko jeśli chciałabyś iść na jednolite, 6 letnie, to wtedy są trzy dniowe egzaminy. Spróbuj, bardzo warto, a widać, że masz talent :)

      Olga

      Usuń
    4. Ooo, pozdrawiam z głównego kampusu UW. Jesteśmy sąsiadkami ;)

      Usuń
  3. Hejka!
    Na taki rozdział czekałam!
    Bitwa, sporo się dzieje, Tonks ryzykuje życie itd. Brakowało mi tego. Ciekawe tylko jak się wytłumaczy w Hogsmeade. Duet Tonks & Bill bardzo mi się spodobał - jest jak dawniej, są ludzie, z którymi Tonks nie ma "spiny". Jeśli już o spinach mówię to zwróciłam uwagę na Althedę. Iskrzy między nimi, a mam wrażenie, że uzdrowicielka musiała znać Syriusza już wcześniej, coś musiało się wtedy stać i dlatego jej tak bardzo zależy (no albo szukam na siłę xD).
    Moody jest genialny ale też uważam, że gdyby i on przeżył, to byłoby zbyt słodko... chociaż może byłby super przyszywanym dziadkiem dla Teddy'ego :D
    Niech Laurze się ta blizna nie ukryje, Derek pozna prawdę i zdecyduje czy ją na tyle kocha, żeby zaakceptować to, kim jest.
    A co do Remusa - życzę mu powodzenia, ale nie wierzę, że mu się uda samemu. Powinien mu ktoś pomóc, bo facet dużo chce.
    Co do obrazków to są wspaniałe! Zdawaj na ASP, bo świetnie Ci idzie! Szczegóły super - nawet noga trolla jest <3 Patronusy wyszły pierwsza klasa!
    Dzięki za ten rozdział i do następnego! :*
    Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj też potrzebowałam tej bitwy ;)
      Czemu Wy tak chcecie uśmiercić Szalonookiego? Że ja przy tym miałabym obstawiać, to rozumiem. Ale liczyłam, że będziecie mnie namawiać do zostawienia go przy życiu, a ja ulegnę Waszym prośbom XD
      Dziękuję za miłe słowa! <3

      Usuń
  4. Czytałam to trzy dni, naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje. Ale zaraz robię sobie fryteczki i liczę na to, że razem z tym koszmarnym tygodniem skończy się mój beznadziejny nastrój :')
    O mój boru, ja chcę więcej Farewell. Chcę ją przeszyć na wskroś jak Dumbledore spojrzeniem, poznać jej myśli i w ogóle wszystko. Jakoś tak... nie wiem, intryguje mnie! Jestem tak bardzo ciekawa, jaką będzie miała historię z Syriuszem. Czy mają jakieś backstory? Czemu jej tak zależy? Aaa.
    Remus-szalony naukowiec, kocham. To jest Lupin 100%. I nie, to nie jest bezpieczne, to nie jest mądre, to nie jest rozsądne i wierzę, że sam Remus dobrze o tym wie, no ale po prostu musi, bo jak nie spróbuje, to sobie nigdy nie wybaczy. Jestem ciekawa efektów jego pracy i tego, czy przynajmniej nauczy się samemu sobie robić Wywar Tojadowy. I czy to ten eliksir będzie jakoś inicjatorem jakiejś dramy z Meg? Bo umówmy się, będzie drama. Nie wyobrażam sobie innego wybrnięcia z tej sytuacji. Chyba że Meg umrze, ale to też byłaby w pewnym sensie drama.
    Jestem też bardzo ciekawa - teraz o tym pomyślałam właśnie - jak zakończy się historia Andrew. Bo naszło mnie jakieś dziwne przeczucie, że on po prostu tej wojny przeżyć nie może. Nie wiem czemu, tak jakoś :')
    Tonks i starsi mężczyźni zawsze spoko XD Moody to ogarnięty chłop, a i tak trochę mu zajęło, żeby się domyślić, co się święci. Więc dlaczego sądzi, że zaraz wszyscy odkryją wielką tajemnicę? Ktoś może i tak... Ale mam wrażenie, że Alastor trochę przesadza. Cholera, jakby na mnie nadciągało stado dementorów, to nie zastanawiałabym się nad tym, czemu patronus Tonks jest taki dziwny. Próbowałabym nie umrzeć ze strachu. Tak chyba robią ludzie, prawda?
    Za 5-6 rozdziałów już kończmy szósty rok? Czy to oznacza wielkie przebudzenie Syriusza? CZEKAM NA TO. Remus, trzymaj się. Ale pamiętaj, że ci się należy.
    Historia Laury i Dereka w ogóle jest przykra. Kurczaczki, na miejscu chłopaka czułabym się tak potwornie oszukana... Okej, okej, wiem - on też nie zachował się fair. Zachował się jak kompletny dupek, każąc Laurze wybierać. Tak się nie robi. Ale trzeba było z gościem usiąść, porozmawiać, powiedzieć dlaczego, jak i po co, i wszystko, a nie mówić jedno, a robić drugie. Będzie źle.
    Cieszę się, że w końcu udało mi się pokonać samą siebie i przebrnąć przez początek, bo potem już się czytało cudownie jak zwykle <3 Nie chodzi o to, że początek jest zły - jest tak dobry jak cała reszta - po prostu to ja mam problem ze wszystkim w tym tygodniu.
    Lecę robić fryteczki i ściskam mocno i cieplutko <3
    Atria Adara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty czytałaś trzy dni,a ja kolejne trzy dni odpowiadam! XD
      Jeju, nawet nie sądziłam, że Altheda wprowadzi tyle emocji...
      Jak dobrze rozumiesz Remus, serduszko aż mi rośnie! No chłop by sobie nie wybaczył nigdy, gdyby nie spróbował.
      Drama? Jaka drama? Nie będzie żadnej dramy! Meg, Remus i Lupin będą żyć w zgodnym trójkącie, prowadząc schronisko dla wilkołaków. The end. Koniec opowiadania! Ups... Spoilers... Oczywiście żartuję XD
      No tak, można powiedzieć, że to ostatnie chwile jego drzemki... No ale bez pośpiechu, niech się chłopak wyśpi!
      Ściskam równie mocno! <3

      Usuń