25.12.2016

113) Po prostu nie pytaj

              Na zewnątrz było chłodno, mimo wciąż trwającego sierpnia. Potworny wiatr przemierzał pola, lasy i miasta, zwiastując nadchodzący koniec lata. Dotarł również do Nory, a wraz z nim przywiało niespodziewanego gościa, który siedział w ciepłej, pachnącej domowym plackiem kuchni, trzymając w rękach kubek ciepłej herbaty. Nastała noc, nikt oprócz gospodyni, Molly Weasley, nie wiedział o obecności przybysza. Może to i lepiej. Celem tej osoby nie było zwrócenie swojej uwagi, a odnalezienie spokoju. Chociaż na chwilę.
              —  Dumbledore ma jutro przyprowadzić Harry’ego, ale nie powiedział dokładnie o której – oświadczyła Molly, kładąc przed swoim gościem talerz z plackiem drożdżowym i jeżynami. – Po drodze mieli się spotkać ze starym Slughornem, pewnie go nie pamiętasz. Nie uczył już za twoich czasów, ale podobno ma wrócić. O ile się zgodzi… Nie wiem po co Dumbledore ciągnął Harry’ego ze sobą. Dyrektor powinien załatwiać takie sprawy sam. Ale o czym my mówimy! Przecież nie przyszłaś do mnie słuchać o nauczycielu eliksirów. Opowiadaj, co u ciebie?
              —  Dużo się dzieje – odezwała się Nimfadora, odstawiając kubek z herbatą na stół. – Chociaż jednocześnie mam wrażenie, że nic się nie dzieje.
              —  Rozumiem, spadła na ciebie spora odpowiedzialność. – Molly pokiwała głową ze zrozumieniem. – Niedługo do zamku przyjadą dzieciaki, a to wszystko pozostaje na twojej głowie. 
              Tonks uśmiechnęła się blado, ale ten gest nie dodał jej postaci dawnego blasku, który utraciła już jakiś czas temu. Molly z ciężkim sercem patrzyła na bladą twarz młodej kobiety, która już niejednokrotnie podczas ich znajomości nikła w oczach. Tym razem, chociaż widziały się po raz pierwszy od pamiętnej sytuacji w szpitalu, gdzie Tonks była w stanie krytycznym, również wyglądała na chorą. Jej włosy utrzymywały się w nijakim, mysim kolorze, twarz była wychudła, a każdy gest wydawał się być wymuszony. Pani Weasley spoglądała na jedną ze swoich licznych pociech, bo przecież i tak mogła nazwać Dorę, z matczyną troską i współodczuwała jej ból, chociaż nie wiedziała nawet, gdzie jest jego źródło.
              —  Gdyby tylko o to chodziło… — westchnęła młodsza kobieta, garbiąc się bardziej. – Wszystko jest nie tak, Molly. Mam już tego dość…
              —  Czego, kochanieńka?
              —  Wszystkiego, Molly – mruknęła niechętnie. – Wszystkiego…
              —  Mogę ci jakoś pomóc, skarbie? – spytała rudowłosa kobieta, jednak jedyną odpowiedzią, jaka ją spotkała, była cisza. -Jeżeli mogę coś zrobić, powiedz, a to zrobię.
              —  Wiem, Molly i dziękuję ci za to. – Tonks obdarzyła ją uśmiechem wdzięczności, który był jednak niesamowicie smutny. – Ale już za późno.
              —  Nigdy nie jest za późno – zapewniła ją Weasley, przysiadając się obok i gładząc ją po dłoni. – Jesteś jeszcze młoda i możesz tego nie wiedzieć, ale zaufaj starszej kobiecie.
              —  Masz dla mnie jeszcze jakąś życiową mądrość? – zapytała żartobliwie Tonks.
              —  A żebyś wiedziała! – odparła pewnie Molly. – Nikt nie powinien walczyć z problemami sam.
              —  Czy to kolejna próba skłonienia mnie do mówienia?
              —  Mam nadzieję, że skuteczna – westchnęła pani Weasley i uśmiechnęła się do Nimfadory, a ta pokręciła jedynie głową z niedowierzaniem. – Co ci szkodzi, Tonks?
              Dora miała już coś powiedzieć, stwierdzić, że to jej sprawa i daje sobie radę, że nie potrzebuje zwierzeń i pocieszeń, że z każdym dniem jest coraz lepiej, ale miała już dosyć tych kłamstw. Miała również powyżej uszu ciągłych połowicznych rozmów, półdialogów, w których rzucała nic nieznaczące, wyrwane z kontekstu fakty, mające na celu jedynie nasycić ciekawość rozmówcy i uruchomić potok pokrzepiających słów, które nie pomagały. I może Molly, pomijając jej wielkoduszność, troskę i matczyną miłość, jaką obdarowywała wszystkich, nie była najlepszą kandydatką na spowiednika ze względu na wiele czynników, to Tonks postanowiła wyrzucić z siebie większość ciężaru.
              —  Dobrze – zgodziła się, a Molly wyprostowała się ze zdziwienia. Najwidoczniej nie spodziewała się czegoś takiego ze strony Nimfadory. – Ale musisz mi coś obiecać. Cokolwiek usłyszysz lub czegokolwiek się domyślisz pozostanie między nami i nie będzie miało wpływu na innych.
              —  Obiecuję – odparła natychmiast starsza kobieta, a Dora domyślała się, że w momencie, gdy zgodziła się wyżalić, Molly zgodziłaby się na wszystko. 
              —  Doskonale wiesz, że od momentu, kiedy się poznałyśmy, wiele przeszłam. Było tego naprawdę dużo i… Po bitwie w departamencie straciłam siły by dalej walczyć, Molly.
              I w tej chwili zaczęła opowiadać. Bez licznych szczegółów oraz imion, nie ujawniając wszystkich swoich myśli, ale mówiła. A Molly słuchała, co prawda nie była tak wdzięcznym słuchaczem, jak Syriusz w ostatnim czasie, co jakiś czas wtrącała swoje trzy knuty, wzdychała ciężko, kręciła głową z niedowierzaniem i za bardzo się emocjonowała, ale słuchała. Słuchała, jak Tonks opowiada o tym, jak uświadomiła sobie, że kogoś kocha i jak mocno pragnie z nim być mimo wszelkich przeciwności, jak przeżyła wypadek Syriusza, jak znalazła ukojenie w ramionach ukochanego i myślała, że już nic nie jest wstanie zagrozić jej szczęściu. Wściekała się na wieść o tym, jak ten mężczyzna potraktował Nimfadorę, jak ją porzucił i urwał wszelki kontakt, uważając, że robi to dla jej dobra. Przyciskała do piersi dłoń dziewczyny, gdy ta doszła do momentu, kiedy przeżywała to rozstanie, kiedy mówiła o tym, jak chciała przestać żyć, jak Moody wyciągnął ją z łóżka, kiedy ona miała już zostać w nim na zawsze, jak z dnia na dzień słabła zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nie mogła uwierzyć, gdy uświadomiła sobie, że wszystkie zabiegi, mające przywrócić Tonks do normalności, miały odwrotny skutek, że jej pomoc była ostatnią rzeczą, której dziewczyna chciała. Płakała zarówno za siebie jak i za Dorę, kiedy ona w swojej opowieści opisywała ostatni dzień wizyty w Norze, kiedy to zemdlała zażywszy eliksir i to właśnie wtedy dowiedziała się o tym, że była w ciąży i również wtedy straciła dziecko. Tutaj Tonks przerwała…
              —  Zrozum, Molly, ja nigdy nie radziłam sobie ze swoimi problemami, chowałam je pod dywan albo zrzucałam na innych. Byłam całkowicie zależna od innych, sama nie potrafię funkcjonować. I kiedy zostałam sama, załamałam się i nie mogłam podnieść.
              —  Kim jest ten mężczyzna? – spytała Molly, będąc nadal w ciężkim szoku.
              —  Nie pytaj, pewnie sama się domyślisz, ale proszę – mruknęła cicho. – Po prostu nie pytaj… Już go nie ma i pewnie nigdy nie wróci. W sensie do mnie, mojego życia…
              —  Chciałabyś tego? – zapytała Molly, przytulając dziewczynę. – Żeby wrócił? Wyrządził ci tyle złego…
              —  Wniósł do mojego życia więcej szczęścia niż wszyscy inni razem wzięci, a potem to zabrał. Mogłam cieszyć się chociaż naszym dzieckiem, ale zabiłam je…
              —  Nie mów tak, kochanie!
              —  Ale to prawda, Molly. Zabiłam moje jedyne dziecko, nim zdążyłam się dowiedzieć, że mogę je mieć. Nigdy sobie tego nie wybaczę i już nigdy z nikim się nie zwiążę, nie założę rodziny i już nigdy nie będę szczęśliwa…
              W tym momencie ktoś zapukał do drzwi trzykrotnie, a Molly zerwała się na równie nogi. Przez chwilę walczyła ze sobą – zostać z Tonks czy otworzyć drzwi – ale Dora kiwnęła głową i pani Weasley podreptała przywitać nocnych przybyszów.
              —  Kto tam? – zapytała nerwowo. – Proszę się przedstawić!
              —  To ja, Dumbledore, przyprowadziłem Harry’ego – rozległ się głos dyrektora.
              Molly natychmiast otworzyła drzwi.
              —  Harry, kochanie! Albusie, napędziłeś mi stracha, mówiłeś, że będziesz dopiero rano.
              —  Mieliśmy szczęście – odrzekł Dumbledore, popychając Harry’ego przez próg. – Slughorna nie trzeba było przekonywać tak długo, jak myślałem. Oczywiście to zasługa Harry’ego. Ach, witaj, Nimfadoro!
              Tonks zacisnęła dłonie na swoim kubku. Naiwnie liczyła, że nie zostanie zauważona przez dyrektora i na jaw nie wyjdzie jaj krótki niezapowiedziany wypad z Hogsmeade. Jako dowódca powinna być przecież na miejscu, a tymczasem popijała sobie herbatkę u Weasleyów.
              —  Hej, profesorze! – powiedziała w końcu. – Cześć, Harry!
              —  Cześć, Tonks! – odezwał się chłopak.
              W lustrującym spojrzeniu Pottera było coś, co zaniepokoiło Tonks. Oczywiście przyglądał się jej i zapewne zastanawiał nad jej wyglądem, ale wydawało się jej, że w jej postaci szuka czegoś więcej. Nie mogąc dłużej tego znieść, postanowiła ulotnić się z Nory.
              —  Lepiej już pójdę – powiedziała szybko, wstając i narzucając pelerynę na ramiona. – Dzięki za herbatę i pociechę, Molly.
              —  Nie wychodź, mną się nie przejmuj – zaprotestował nagle dyrektor. -Ja i tak długo nie zabawię, mam pilne sprawy do omówienia z Rufusem Scrimgeourem.
              —  Nie, nie, muszę już lecieć – odpowiedziała Tonks, unikając jego spojrzenia. – Dobranoc…
              —  Kochana, może byś wpadła na kolację w sobotę, będzie Szalonooki i…
              —  Nie, naprawdę, Molly… ale dzięki… Dobranoc wszystkim.
              Przemknęła obok Dumbledore’a i Harry’ego i wypadła na podwórko w ciemną noc. Kilka kroków za progiem okręciła się w miejscu i nagle znikła. Zastanawiając się, czy ta wizyta w ogóle jej pomogła.
***
              Życie w Hogsmeade nie było proste. Tonks czasami żałowała, że zgodziła się na tą posadę. Pół biedy jeżeli chodziło o samo stacjonowanie w wiosce, ale dowodzenie znacznie przewyższało jej możliwości. Większość aurorów wieść o jej dowodzeniu przyjęła naturalnie. Williamsonowi ulżyło, bał się, że długość jego stażu, będzie go obligowała do kierowania oddziałem. Większość młodzików, za wyjątkiem Morrisa, z którym Dora zdążyła się już znielubić, zareagowała raczej obojętnie. Wykonywali jej polecenia, pytali się co sądzi o ich pracy, pomagali. Najbardziej zaangażowana była Lucy, która często przychodziła do pokoju Nimfadory i zasypywała pomysłami na udoskonalenie ich pracy. Savage traktował Tonks raczej jak współpracownika niż przełożonego, ale jej to nie przeszkadzało. Natomiast Proudfoot i Dawlish działali jej na nerwy, każdy z osobna był nie do zniesienia, a najgorsze było to, że coraz częściej widywała ich razem, jak rozmawiają szeptem w kącie baru.
              Dodatkową trudnością była ciągła obecność Estery. Sympatyczna Włoszka starała się poświęcać Tonks jak najwięcej czasu i zasypywała ją opowiadaniami na temat dziecka, które miało się niedługo urodzić. Była przy tym wszystkim taka szczęśliwa i dobroduszna, że Nimfadora wściekała się na samą siebie, że tak bardzo chce uniknąć towarzystwa pani Rossi. Jednak nie była w stanie poradzić nic na to, że radość z macierzyństwa przypominała o jej własnej tragedii.
              Do tego wszystkiego, jakby w bonusie, Tonks otrzymała już dwa listy od Nate’a. Żadnego nie otworzyła, zalegały na jej biurku pod stertą innych papierów. Dora nie miała siły na radosną korespondencję swojego niedoszłego chłopaka i przyszłego sąsiada. Nic więc dziwnego, że próbowała wyrwać się z wioskowej rzeczywistości chociaż na chwilę. Dlatego, gdy tylko nadarzyła się okazja, wykorzystała ją i postanowiła odwiedzić Syriusza.
              Już dawno u niego nie była i czuła się z tym fatalnie. Wiedziała, że nikt oprócz niej nie rozmawiał z Blackiem. Właściwie to tylko go pilnowali i nic poza tym. A Tonks wierzyła, że jej kuzyn ją słyszy i kiedy się obudzi, będzie wszystko pamiętał. Uczucie, które jej towarzyszyło podczas ich rozmów, a raczej jej monologów, było dziwne, ale jednocześnie tylko wtedy czuła się swobodnie.
              Minęła jednego z nowych członków Zakonu, który akurat pełnił wartę. Nie znała go, dawno już nie była na zebraniach, ale nikt też nie pofatygował się, żeby ją na nie zaprosić. Weszła do sali, w której leżał Black. Nic się nie zmieniło od jej ostatniej wizyty. Było tak samo sterylnie i nijako jak wcześniej, a Syriusz ciągle leżał bez ruchu w białej pościeli.
              —  Cześć, Łapo! – zawołała radośnie od progu i podeszła bliżej łóżka. – Jak się czujesz? Dobrze? To świetnie! Długo masz zamiar jeszcze się lenić czy może ruszysz swój arystokracki tyłek i weźmiesz się do roboty?
              Dołująca cisza, która jej odpowiedziała, była nie do zniesienia. Tonks opadła na taboret, stojący obok łóżka i położyła głowę tuż przy dłoni Syriusza.
              —  Mógłbyś jakoś odpowiedzieć, wiesz? – mruknęła smętnie. – To głupie, że zawsze ja muszę mówić, a ty milczysz. Mógłbyś chociaż powiedzieć, że masz gdzieś moje problemy, a nie tak całkowicie mnie zlewać… — warknęła dość niegrzecznie. – Jeżeli chodzi o moje problemy to… trochę się uspokoiło. Wyjechał, nawet nie wiem co się z nim dzieje, ale jakoś funkcjonuję. Ze zdrowiem też już lepiej, uzdrowiciele twierdzą, że wszystko idzie ku lepszemu i trzymam się całkiem nieźle jak na kobietę, która…— przełknęła głośno ślinę, nie mogąc powiedzieć tego głośno. Przed chwilą minęła salę, w której uzdrowiciel powiedział jej, że poroniła, a Remus później nazwał ich nienarodzone dziecko potworem. – Wiesz, że zostałbyś wujkiem, gdybym nie była skończoną ignorantką? Zabiłam swoje dziecko i prawie nikt o tym nie wie. Tylko ja, on, ty  i Molly. Nikt poza nami. Nie potrafię nikomu o tym powiedzieć, bo zaczęłyby się pytania o ojca dziecka i wszystko co z tym związane, a chyba nie powinnam tego na nowo rozdrabniać.
              Przez sekundę Tonks wydawało się, że dostrzegła na twarzy Blacka jakiś ruch. Ale było to zwykłe złudzenie. Syriusz się nie poruszył.
              —  Czasami staram się usprawiedliwić przed samą sobą. Mówię, że to może i lepiej, że przecież nie nadaję się na matkę. Wyobrażasz sobie mnie tonącą w pieluchach, kaszkach z płaczącym dzieckiem na rękach? – Mimowolnie uśmiechnęła się na myśl o takiej sytuacji, a łzy pojawiły się w jej oczach. – To boli…
              W tym momencie ktoś otworzył z rozmachem drzwi. Tonks podskoczyła na stołku i spojrzała w tamtą stronę, łapiąc jednocześnie za różdżkę. W wejściu stał Szalonooki, zlustrował ją wzrokiem, a magiczne oko rozejrzało się po sali. Serce Nimfadory stanęło na chwilę, gdy przypomniała sobie ich ostatnie spotkanie i to jak wówczas potraktowała swojego mentora. Wpatrywali się w siebie przez chwilę, aż w końcu Dora spróbowała wstać.
              —  Moody, ja… — zaczęła, ale Alastor wydał z siebie pomruk niezadowolenia i zatrzasnął za sobą drzwi, zostawiając Tonks i Syriusz samych.
***
              Kiedy Estera stała za barem i obsługiwała klientów, łatwiej było spędzać z nią czas. Tonks wówczas widziała miłą dziewczynę, którą od zawsze lubiła, a nie przyszłą matkę, którą ona sama już nigdy nie będzie. Pani Rossi uwijała się jak mogła, obsługując klientów, a Tonks popijając herbatę z imbirem czekała aż spłynie ostatni raport.
               Pierwszy września był dla aurorów stacjonujących w Hogsmeade początkiem prawdziwej pracy. Tego dnia do zamku miały przyjechać dzieciaki i chociaż nikt tak naprawdę nie chciał wierzyć w to, że śmierciożercy mogą zaatakować nieletnich, to istniało spore ryzyko, że tak właśnie się stanie. Dlatego Tonks wysłała wszystkich na patrol, żeby upewnili się, że wszystkie zaklęcia antyteleportacyjne, tropiące i chroniące rzucone na obszar wioski i drogę prowadzącą do zamku są nienaruszone. Sprawdzono trasę od stacji aż po samą bramę zamku, każdy powóz, przygotowano stanowisko rewizji bagaży, wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik. Większość aurorów już wróciła, zapewniając Tonks o gotowości na przyjazd dzieciaków, została jeszcze Lucy i Eliza, które miały sprawdzić teren bezpośrednio przyległy do stacji.
              — Naprawdę myślisz, że mogą coś zrobić? – spytała Estera, nachylając się do Tonks.
              — Tego nigdy nie można być pewnym, Es – stwierdziła Dora, spoglądając na ulicę przez okno.
              — No tak, jak to mówi Szalonooki, stała czujność – powiedziała półżartem Rossi i szturchnęła Nimfadorę ramieniem. Tonks przełknęła głośno ślinę, słysząc o swoim mentorze, którego kilka dni wcześniej widziała w Mungu.
              W tym momencie do baru weszły Elizabeth i Lucy. Od razu podeszły do Tonks, a Collins zamówiła u Estery dwie herbaty, które po chwili otrzymały. Lucy usadowiła się wygodnie obok Nimfadory i założyła nogę na nogę.
              — Wszystko w porządku – zawyrokowała pewnie i upiła łyk gorącego naparu.
              — Wzmocniłyśmy zaklęcia ochronne i dodałyśmy kilka nowych, nikt się nie przedrze przez barierę – dopowiedziała Elizabeth.
              — Jesteśmy gotowi na przyjęcie dzieciaków – skwitowała Lucy, a Tonks pokiwała głową ze zrozumieniem.
              Panna Smith od razu przypadła Nimfadorze do gustu. Już od samego początku czuła do dziewczyny dziwną, niezrozumiałą sympatię i łączącą je więź. Z początku nie wiedziała, co było powodem tej wspólnej przyjaźni, ale od kiedy Estera pewnego dnia zaczęła powtarzać, że Lucille i Nimfadora są do siebie niezwykle podobne, od razu pojęła w czym tkwi tajemnica. Rzeczywiście dostrzegła podobieństwo między sobą a Lucy, a raczej tym kim kiedyś była, a Lucy. Blondynka była osobą nietuzinkową i zdecydowanie odznaczała się na tle grupy, chociaż jej odmienność budziła raczej sympatię niż niechęć. Zawsze była uśmiechnięta, rozśmieszała współpracowników i jednocześnie była bardzo zaangażowana w swoją pracę. Pomijając tonksową niezdarność, była dokładnie taka jak Nimfadora i wiodła takie samo życie jak ona kiedyś. I właśnie to podobieństwo związało te dwie młode kobiety ze sobą. Dora widziała w Lucy siebie sprzed kilku lat, kiedy tak naprawdę nie miała żadnych problemów i potrafiła cieszyć się życiem. Może i było to odrobine egoistyczne, ale znajomość ze Smith pozwalała jej przypomnieć sobie smak przeszłości, za która przecież tak bardzo tęskniła.
              — To świetnie! Możecie iść na chwilę odpocząć, a za godzinę widzimy się tu na dole – oznajmiła Tonks, pochylając się nad swoim kubkiem. Elizabeth uśmiechnęła się uprzejmie do wszystkich i ruszyła w kierunku swojego pokoju. Natomiast Lucy z gracją przeskoczyła na stołek obok Dory i poprosiła o jeszcze jedną herbatę. Tonks spojrzała na nią z zaciekawieniem. – Nie idziesz odpocząć, przygotować się, nic?
              — Ty też tego nie robisz – zauważyła rezolutnie blondynka.
              — Ja już jestem gotowa.
              — To tak samo jaka ja!
***
              Zapadła noc, a wszystko dookoła spowiła ciemność rozpraszana przez nieliczne latarnie. Cały oddział był w gotowości na przyjazd ekspresu. Tonks spojrzała na zegarek. Pięć minut spóźnienia. Wtem z oddali dało się słyszeć dźwięk lokomotywy. Nimfadora spojrzała na każdego ze swoich aurorów z osobna. Savage stał w najbardziej oddalonym miejscu, z którego później miał bezpośrednio przenieść się pod bramy Hogwartu, gdzie miał na niego czekać już Morris i Scott. Tuż na peronie stali Collins, Edwards i Blake, a przy powozach pozostała trójka w składzie Smith, Proudfoot i Williamson. Tonks stała odrobinę dalej na niewielkim wzniesieniu, spoglądając na całą scenerię. Pociąg był już coraz bliżej.
              Lokomotywa leniwie wtoczyła się na stację, wyrzucając z siebie ostatnie kłęby pary i zatrzymała się z głośnym piskiem. Hagrid zamajaczył gdzieś w tle ze swoją latarnią, gotowy przyjąć tegorocznych pierwszaków. Fala uczniów zalała peron. Zdziwieni obecnością aurorów, pokornie ruszyli w stronę powozów, przekrzykując się nawzajem i zapewniając, że razem dotrą do zamku. Hagrid gromadził wokół siebie pierwszoklasistów. Tonks rozpoznała niektórych uczniów, widziała ich twarze. Dostrzegła Longbottoma razem z blondynką, która była w czerwcu w departamencie. Później zobaczyła rudą czuprynę Ginny, która szła z jakimś ciemnoskórym chłopakiem, którym zapewne był ten cały Dean. Stacja zaczęła pustoszeć. Tonks odprowadziła wzrokiem aż do powozu młodych znajomych. Jednak nigdzie nie dostrzegła trójki Gryfonów z szóstego roku. Dopiero po dłuższej chwili z pociągu wyszedł Ron, a za nim Hermiona, która rozglądała się dookoła, jakby czegoś szukając. Wymienili między sobą kilka zdań i razem z resztą skierowali się w stronę powozów. Brakowało Harry’ego. Tonks była pewna, że nie wyszedł z pociągu, a ostatnią osobą, która opuściła peron był jej kuzyn, Malfoy.
              To wszystko wyraźnie zaniepokoiło Nimfadorę. Jeżeli Potter nie był ze swoimi przyjaciółmi, a i Draco opuścił pociąg samotnie, to mogło zwiastować jedynie kłopoty. Tonks ruszyła w kierunku pociągu, wymijając ostatnich uczniów. Jeszcze chwila i ekspres ruszy w drogę powrotną do Londynu, a jeżeli ktoś został w środku, to oznaczało, że nie dotrze do szkoły na czas. Jeżeli tym kimś miał być Harry, to sytuacja nakreślała się w szarych barwach.
              Tonks złapała za ramię Edwardsa, który już wchodził do pociągu, żeby go przeszukać.
              — Ja to zrobię – oznajmiła stanowczo Dora, a chłopak przepuścił ją w wejściu. – Ty i Blake pomóżcie przy bramie, a Elizabeth ma odeskortować ostatni powóz. Żaden uczeń nie może zostać na peronie, jasne?
              Edwards kiwnął głową na znak, że zrozumiał polecenie i ruchem ręki nakazał kolegom iść za nim. Tymczasem Tonks wbiegła do pociągu i zaczęła przeszukiwać wszystkie przedziały. Domyślała się, że w wagonach Puchonów i Krukonów nie znajdzie Pottera, ale musiała się upewnić, że niczego nie ominęła. W momencie, gdy sprawdzała ostatni gryfoński przedział, pociąg szarpnął. Opuszczał stację Hogsmeade i wracał do Londynu. Tonks przeklęła i zatrzasnęła drzwi przedziału. Pozostał jej jeszcze przedział Ślizgonów, a jeżeli tam nie znajdzie Harry’ego to sytuacja będzie naprawdę nieciekawa. Co jeżeli chłopakowi stało się coś w trakcie podróży i nawet nie dojechał do Hogsmeade? 
              Otworzyła drzwi do pierwszego przedziału Ślizgonów i już miała je zamknąć, kiedy jej uwagę przykuł czyjś but. Właściwie to nie but, a stopa. Tonks pochyliła się, chwyciła delikatny, niewidzialny materiał, który nie osłonił kończyny i pociągnęła, odsłaniając tym samym postać chłopaka.
              — Cześć, Harry! – powiedziała siląc się na beztroski ton.
              Potter leżał nieruchomo na ziemi, twarzą do podłogi. Tonks natychmiast chwyciła za różdżkę i odczarowała spetryfikowanego chłopaka. Ten od razu usiadł i dotknął dłonią swojej twarzy. Dopiero teraz Dora zobaczyła, że Harry krwawi, a jego nos jest złamany. Nie wiedziała o co poszło jemu i Malfoyowi, ale Draco wyszedł z tej potyczki zwycięsko, natomiast jego rywal mocno oberwał. Pociąg szarpnął po raz kolejny, ruszając ze stacji.
              — Lepiej zmywajmy się stąd, i to szybko – ponagliła go Tonks i wybiegła z przedziału. Chłopak ruszył za nią. Nimfadora dopadła do drzwi wagonu i otworzyła je. – Chodź, wyskakujemy!
              Chłodne powietrze uderzyło ich w twarz. Lokomotywa zaczęła już znikać za zakrętem, a peron uciekał coraz szybciej. Tonks wstrzymała oddech i szybko wyskoczyła, opadając na bruk. Tak samo zrobił również i Harry. Zrobili to w ostatniej chwili. Dora wyprostowała się i przyjrzała się zakrwawionej twarzy Gryfona, na której pojawił się grymas niezadowolenia. Najwidoczniej taka sytuacja również nie była mu na rękę. Nimfadora nie miała zamiaru go dłużej męczyć, więc podała mu jego pelerynę-niewidkę.
              — Malfoy ci to zrobił?
              — Tak. Dzięki za…
              — Nie ma sprawy – odpowiedziała pośpiesznie, nie próbując już nawet zgrywać wesołej. Nie widziała w tym sensu, a była pewna, że Harry, chociaż nie była z nim szczególnie blisko, nie dałby się nabrać na taki teatrzyk. Spojrzała jeszcze raz na złamany nos chłopaka. – Mogę ci naprawić nos, jeśli staniesz nieruchomo.
              Potter najwidoczniej nie był pewien jej zdolności uzdrowicielskich, bo zawahał się. Jednak po chwili wyprostował się i zamknął oczy. Tonks wycelowała różdżką i wypowiedziała odpowiednie zaklęcie. Chłopak wykrzywił się, ale widocznie mu ulżyło, bo z niedowierzaniem zaczął macać czubek nosa, który był teraz prosty i cały.
              — Wielkie dzięki!
              — Teraz nałóż pelerynę, idziemy do szkoły – nakazała mu Dora. Wiedziała, że musi zawiadomić kogoś zaufanego o przybyciu Pottera. Ktoś zaufany oznaczał kogoś z Zakonu, a jedyną możliwością skontaktowania się był patronus. Nimfadora zestresowała się, nie była pewna, czy zdoła wyczarować patronusa. Ostatni raz zrobiła to jeszcze przed bitwą w departamencie. Podczas gdy Harry narzucił na siebie pelerynę i zniknął, Dora zastanawiała się, które wspomnienie będzie wystarczająco silne. Nie znalazła żadnego, postanowiła nie myśleć o niczym i zaufać swojej magii. Spróbowała oczyścić swój umysł, jednak kiedy rzuciła zaklęcie, w swojej wyobraźni ujrzała twarz i to nie byle jaką… Widziała jego twarz, kiedy spał, podczas jednej z ich nielicznych wspólnych nocy. Kosmyki gdzieniegdzie już siwych włosów opadały na przedwcześnie pomarszczone czoło, oczy były przymknięte, a usta delikatnie otworzone. Znała każdą zmarszczę i każdą bliznę na jego policzkach. To był dla niej najcudowniejszy widok, kiedy budziła się w nocy i pierwszą rzeczą, jaką widziała, była właśnie jego twarz. Jej różdżka zawibrowała delikatnie i wystrzeliło z niej srebrzyste czworonożne stworzenie, które pomknęło w ciemność.  Tonks przyglądała mu się z niedowierzaniem.
              — To był patronus? – odezwał się obok niej głos Harry’ego.
              — Tak, wysłałam go do zamku z wiadomością, że cię odnalazłam, żeby się nie martwili. Lepiej się pośpieszmy.
              Tonks ruszyła szybko drogą, którą jeszcze chwile temu jechały powozy. Pragnęła jak najszybciej odstawić Harry’ego do zamku, wrócić do swojego pokoju i nie wychodzić z niego, aż do momentu, gdy ktoś wyciągnie ją z niego siłą. Najchętniej milczałaby również całą drogę, ale Potter był najwidoczniej innego zdania.
              — Jak mnie znalazłaś?
              — Zauważyłam, że nie wysiadłeś z pociągu razem z resztą – odpowiedziała w przestrzeń, nie wiedząc, gdzie znajduje się Harry. – Do tego Malfoy wyszedł ostatni. Pomyślałam, że coś się nie zgadza i poszłam cię szukać.
              — Ale co ty tutaj robisz?
              — Jestem teraz w Hogsmeade, zapewniam Hogwartowi dodatkową ochronę – wyjaśniła Tonks.
              — Tylko ty tu jesteś czy…
              — Nie, są także inni aurorzy. Proudfoot, Savage, Dawlish…
              — Dawlish, to ten, którego w zeszłym roku obezwładnił Dumbledore?
              — Zgadza się – odpowiedziała Tonks, mając nadzieję, że taka odpowiedź go usatysfakcjonuje.
              Szli ciemną drogą, nie zważając na chłód, który ich otaczał. Dora nie próbowała nawet patrzeć w stronę Pottera, który przecież był niewidzialny. Wzrok miała utkwiony przed siebie i cały czas trzymała w dłoni różdżkę, a jej peleryna szeleściła przy każdy kroku. Nie zwracała uwagi na to, że jej zachowanie może wydać się Harry’emu dziwne lub niemiłe. Zupełnie inna kwestia zaprzątała jej wówczas głowę. Była nią tak zafrasowana, że nie zauważyła nawet kiedy stanęli przed bramą zwieńczoną uskrzydlonymi dzikami. Usłyszała, jak Potter wymawia zaklęcie otwierające, ale wiedziała, że to nic nie da.
              — Na to nie zadziała – wyjaśniła cicho. – Dumbledore sam zaczarował bramę.
              — Mógłbym wdrapać się na mur – zaproponował chłopak.
              — Nie, nie mógłbyś. Wszędzie zostały rzucone zaklęcia antywłamaniowe. Środków bezpieczeństwa jest ze sto razy więcej niż zwykle – stwierdził Nimfadora, dziwiąc się, że Potter nie domyśla się tego, ile trudu włożono w utrzymanie bezpieczeństwa Hogwartu.
              — To chyba będę musiał się tu przespać – mruknął niechętnie Harry, a Dora pokręciła przecząco głową.
              — Już ktoś po ciebie idzie. Spójrz.
              I rzeczywiście, u stóp zamku pojawiła się podrygująca w ciemności latarnia, która rzucała bladą poświatę na błonia. Z każdą sekundą światło stawało się coraz bardziej wyraźne, jednak każda z tych sekund wydawała się trwać w nieskończoność. Harry zdjął swoją pelerynę w oczekiwaniu, a Tonks wpatrywała się w zbliżającą postać. Hagrid powinien zareagować z większym entuzjazmem na wieść o przybyciu Harry’ego.
              — No, no, no – rozległ się szyderczy głos, a łańcuch na bramie natychmiast opadł. To nie Hagrid wyszedł im na spotkanie, a Snape. Uśmiechał się szyderczo, a jego tłuste, czarne włosy aż lśniły od światła latarni. Tonks wzdrygnęła się na widok tej parszywe gęby. – To miłe, że w końcu się zjawiasz, Potter, choć, jak widzę, uznałeś, że noszenie szkolnych szat uwłacza twojej godności.
              — Nie mogłem się przebrać, nie miałem… — Harry zaczął się tłumaczyć, ale Snape przerwał mu w pół zdania.
              — Nie musisz dłużej czekać, Nimfadoro. Potter jest całkiem… ach… bezpieczny w moich rękach.
              — To Hagrid miał odebrać moją wiadomość – powiedziała Tonks, marszcząc czoło. Nie miała siły na słowne potyczki ze Snapem.
              — A jednak to ja ją odebrałem. Nawiasem mówiąc – dodał, odsuwając się, by przepuścić Harry’ego w bramie – zaciekawił mnie twój nowy patronus.
               Tonks doskonale wiedziała, że zauważył tą różnicę. Każdy znał postać patronusa poszczególnych osób z Zakonu, a różnica między jej nowym patronusem, a starą fretką była wręcz rażąca. Snape zatrzasnął jej bramę przed nosem i na nowo zapieczętował łańcuchem. Nimfadora znała Severusa, wiedziała, że pomimo swojego parszywego charakteru jest osobą inteligentną i potrafi dostrzec i zrozumieć znacznie więcej rzeczy niż ktokolwiek inny. Znając jej pecha, już wszystkiego się domyślił i zrobił to znacznie wcześniej niż ona sama.
              — Ten stary był chyba lepszy. – W jego głosie zabrzmiała drwina. – Nowy jest jakiś niewydarzony.
              Dora wściekła się i całą siłą woli powstrzymała od rzucenia się do gardła temu prostakowi. Pozostała jedynie przy mordowaniu go tysiąc razy w wyobraźni i gromieniu wzrokiem. Snape odwrócił się i ruszył z powrotem do zamku.
              — Dobranoc! – zawołał do niej Harry, idąc na swoim nauczycielem. – Dzięki za… za wszystko!

              — Do zobaczenia, Harry! 

Kochani! Oto przed Wami pechowa stoTRZYNASTKA, która miała pojawić się w listopadzie, a zawitała tu pod koniec grudnia. Chciałam sobie odpuścić, chociaż do końca tego roku, ale... Powiedzmy sobie szczerze, nie wiem kiedy pojawi się coś znowu, nie wiem na którym blogu. Jednak nie wyobrażałam sobie zakończyć tego roku ciszą, musiałam coś napisać i wstawić. I tak powstał ten rozdział. 
Nie będę składać żadnych życzeń. Bo chociaż płynęłyby ze szczerego serca, to wiem, że się nie sprawdzają. Przynajmniej w większości przypadków. Dlatego nie będę rzucać słów na wiatr, tylko robić co w mojej mocy, by rzeczy, których bym Wam życzyła, spełniły się naprawdę. Nie wiem co więcej napisać. Mam nadzieję, że skomentujecie ten rozdział, podzielicie się swoimi poglądami, przemyśleniami, wszystkim. 
Napiszcie mi również, co chcecie przeczytać w następnym rozdziale. Nie mam jeszcze nakreślonej precyzyjnie fabuły i mogę wpleść wszystko, więc... Na co macie ochotę? 

13 komentarzy:

  1. Cieszę się, że udało Ci się coś napisać. Wiem, jak ciężko jest nieraz przysiąść, zwłaszcza gdy miało się długą przerwę. Tym bardziej Ci dziękuję za ten rozdział.
    Biedna, biedna Tonks. To straszne, że musi przechodzić takie rzeczy. Od kilku rozdziałów przydarza jej się wszystko, co złe. Proszę, spraw w najbliższych rozdziałach, żeby spotkało ją coś miłego. Choćby jedna mała rzecz.
    Jestem bardzo ciekawa, co u Remusa. W końcu w ostatnim rozdziale zostawiliśmy go w dość przełomowej chwili i STRASZNIE chciałabym wiedzieć, co dalej z nim i Meg.
    Ty życzeń nie składasz, ale jak i owszem. Życzę Ci dużo, dużo zdrowia i dużo, dużo weny. Oraz czasu na pisanie, bo bez niego wena na nic. Ale przede wszystkim zdrowia. Bo zdrowie jest najważniejsze :).
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tonks miałoby spotkać coś miłego? W kolejnym rozdziale raczej na to bym nie liczyła Chociaż jest cień szansy. To zależy od kilku czynników.
      Tak, zostawiliśmy Remusa, żeby mógł nacieszyć się chwilą spokoju, ale już w następnym rozdziale wrócimy do lasu.
      Dziękuję za życzenia :)

      Usuń
  2. Hej!
    Wreszcie jest rozdział! Mogłabym ponarzekać, że tyle czekaliśmy i w ogóle... ale ciesz się, bo jestem cierpliwa i postanowiłam ominąć ten temat 😉 .
    Przechodząc do treści rozdziału, dobrze, że Tonks w końcu zwierzyła się Molly. Obstawiam, że Weasley się nie domyśli, że chodzi o Remusa lub nie będzie umiała go znaleść, by "coś" z tym zrobił. Przecież nie pójdzie sama do lasu pełnego wilkołaków, poza tym nie może ryzykować niepowodzenie misji, gdyż Remus dużo poświęcił, by tam się dostać. Ponadto obiecała Tonks, że nikomu nic nie powie. Bardziej bym liczyła na Syriusza. I tu ujawnia się moje marzenie. Chciałabym, żeby się w końcu obudził i poukładał niektóre sprawy. Jedno Tonks, a drugie Remus. Swoją drogą nie tylko ta dwójka go potrzebuje. Rozumiem, że musi odpokutować fakt, że go nie uśmierciłaś, ale odpuść mu już (mi też xD). Mam nadzieję, że Tonks i Moody wrócą do dawnych relacji. Oczywiście możesz zrobić jakąś krótką burzę pomiędzy nimi, wtedy będzie ciekawiej! Co to tej uwagi Severusa o patronusie, dobrze opisałaś naszego mistrza eliksirów. Wszyscy, którzy go nie lubią są zaślepieni nienawiścią i często nie zauwarzają jego sprytu i spostrzegawczości. Sama tego nie widziałam, ale to faktycznie szczwany lis. Teraz może o współpracownikach Dory. Nie ulega wątpliwości, że musi uwarzać na Dołohowa, a nawet i na Proudfood'a, gdyż nie jest niczym dobrym fakt, że spędzają razem tyle czasu, biorąc pod uwagę poglądy tego pierwszego. Morris też może coś knuć. Reszta wydaje się czysta lub dobrze się kryje. Tak jak mówiłam pod poprzednim rozdziałem; szukam wśród tego towarzystwa potencjalnego śmiercioźercy lub poplecznika Voldemorta.
    Trochę szkoda mi Nate'a, bo sobie zrobił nadzieję, ale kto wie, może Dora otworzy te listy. Niech ktoś w końcu zaciągnie Tonks na spotkanie Zakonu. Wiadomo, że nie będzie co chwilę brała wart i nie będzie nikogo śledzić, bo musi być w Hogsmeade, ale ja bym na jej miejscu chciała wiedzieć co się dzieje.  Mój komentarz zawierałby więcej treści, ale mi się usunął i nie mam siły go pisać ponownie. Chciałam, żebyś wiedziała,że dalej tu czasami zaglądam i czekam na kolejne rozdziały. Może ty nie chcesz nic życzyć, ale ja życzę ci przedewszystkim zdrowia, które tak jak napisała moja przedmówczyni, jest najważniejsze. Życzę ci także dużo weny, czasu na pisanie i tego, by rok 2017 był lepszy od obecnego. Pozdrawiam!
    Magdalene Sun

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Wreszcie jest rozdział! Mogłabym ponarzekać, że tyle czekaliśmy i w ogóle... ale ciesz się, bo jestem cierpliwa i postanowiłam ominąć ten temat 😉 .
    Przechodząc do treści rozdziału, dobrze, że Tonks w końcu zwierzyła się Molly. Obstawiam, że Weasley się nie domyśli, że chodzi o Remusa lub nie będzie umiała go znaleść, by "coś" z tym zrobił. Przecież nie pójdzie sama do lasu pełnego wilkołaków, poza tym nie może ryzykować niepowodzenie misji, gdyż Remus dużo poświęcił, by tam się dostać. Ponadto obiecała Tonks, że nikomu nic nie powie. Bardziej bym liczyła na Syriusza. I tu ujawnia się moje marzenie. Chciałabym, żeby się w końcu obudził i poukładał niektóre sprawy. Jedno Tonks, a drugie Remus. Swoją drogą nie tylko ta dwójka go potrzebuje. Rozumiem, że musi odpokutować fakt, że go nie uśmierciłaś, ale odpuść mu już (mi też xD). Mam nadzieję, że Tonks i Moody wrócą do dawnych relacji. Oczywiście możesz zrobić jakąś krótką burzę pomiędzy nimi, wtedy będzie ciekawiej! Co to tej uwagi Severusa o patronusie, dobrze opisałaś naszego mistrza eliksirów. Wszyscy, którzy go nie lubią są zaślepieni nienawiścią i często nie zauwarzają jego sprytu i spostrzegawczości. Sama tego nie widziałam, ale to faktycznie szczwany lis. Teraz może o współpracownikach Dory. Nie ulega wątpliwości, że musi uwarzać na Dołohowa, a nawet i na Proudfood'a, gdyż nie jest niczym dobrym fakt, że spędzają razem tyle czasu, biorąc pod uwagę poglądy tego pierwszego. Morris też może coś knuć. Reszta wydaje się czysta lub dobrze się kryje. Tak jak mówiłam pod poprzednim rozdziałem; szukam wśród tego towarzystwa potencjalnego śmiercioźercy lub poplecznika Voldemorta.
    Trochę szkoda mi Nate'a, bo sobie zrobił nadzieję, ale kto wie, może Dora otworzy te listy. Niech ktoś w końcu zaciągnie Tonks na spotkanie Zakonu. Wiadomo, że nie będzie co chwilę brała wart i nie będzie nikogo śledzić, bo musi być w Hogsmeade, ale ja bym na jej miejscu chciała wiedzieć co się dzieje.  Mój komentarz zawierałby więcej treści, ale mi się usunął i nie mam siły go pisać ponownie. Chciałam, żebyś wiedziała,że dalej tu czasami zaglądam i czekam na kolejne rozdziały. Może ty nie chcesz nic życzyć, ale ja życzę ci przedewszystkim zdrowia, które tak jak napisała moja przedmówczyni, jest najważniejsze. Życzę ci także dużo weny, czasu na pisanie i tego, by rok 2017 był lepszy od obecnego. Pozdrawiam!
    Magdalene Sun

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję za cierpliwość i komentarz.
      Molly domyśli się, to oczywiste, ale nie tak od razu. Co do Syriusza to... Faktycznie przydałby się, ale będzie musiał jeszcze trochę poczekać, bo tak na prawdę przecież nikt nie wie, jak mu pomóc. Tonks i Moody będą mieli swoją scenę w kolejnym rozdziale, mogę ci to obiecać. Oczywiście Severus jest inteligentny i w książkach, czego idealnym przykładem jest ten fragment, wielokrotnie można to zauważyć.
      Na Dołohowa faktycznie trzeba uważać, ale przecież go tu nie ma ;D Chyba pomyliłaś nazwiska. A o poglądach Dawlisha jeszcze niewiele wiemy. Wiadomo, że z pewnością zrobi wszystko co Ministerstwo mu każe. Z Morrisem mogą być kłopoty, chociaż nie wiem czy będzie tu chodziło o sprzyjacie z Voldziem.
      Nadzieja matką głupich, jak to mówią. Listy czekają,a może przyjdzie ich czas.
      Pamiętaj, że Tonks jest aurorem, ale przede wszystkim członkiem Zakonu i bez względu na to gdzie jest, to podlega głównie Dumbledore'owi i Zakonowi Feniksa
      Bardzo chętnie poznam wszystkie twoje prośby, zachcianki i życzenia, ale rozumiem, jak denerwujące może być pisanie komentarzy trzy albo i cztery razy. Jak znajdziesz chwilę to możesz mi je napisać na maila (alohomoratej@gmail.com)
      Dziękuję za życzenia i również pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Hej! Rozumiem Cię, też czasem łapię takie zawieszki, frustrujace są, prawda? No, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo rozdział jest i fajnie. Szczerze mówiąc, to od września, co jakiś czas zagładądałam tu, by zobaczyć, czy coś jest, czy nie i nadszedł ten listopad i cisza. W końcu, teraz się doczekałam! :)

    Co do rozdziału, to fajnie, że wplotłaś sceny z książki. Wchodzimy w moją ulubioną część, wiec tym bardziej jestem ciekawa jak to będzie. Trochę się zawiodłam brakiem Remusa w tym rozdziale. Myślałam, że pokarzesz go, jak wraca w rodzinne strony.

    Jeśli chodzi o pomysły na dalszą część, to mam jeden, a w zasadzie, dwa. Tak pomyślałam, że fajnie by było, gdyby Remus z Meg przyjechali gdzieś w pobliże Tonks. On mógłby ją jakoś wciągnąć do zakonu i jakoś przypadkowo Tonks by ich zobaczyła, jak np. idą za ręce. Mogliby też spotkać się w jakichś innych okolicznościach, co wywołałoby trochę niezręczny moment. Drugi mój pomysł, a tak na prawdę prośba, to, abyś jakoś obudziła Syriusza, wymyśl coś! :D

    Ogólnie wszystko na plus, jedynie w niektórych miejscach trochę raził mnie brak przecinków. Więcej dobrego, niż złego.

    Czekam na kolejny rozdział, kiedykolwiek miałby być!:)

    Buziole xx

    http://oczy-w-ogniu.blogspot.com/
    http://nie-szukaj-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książę Półkrwi to Twoja ulubiona część? O proszę, mam nadzieję, że sprostam Twoim oczekiwaniom. Remus pojawi się w kolejnym rozdziale, ostatnio było go dużo i potrzebował chwili dla siebie (i Meg).
      Zdradzę, że kobiety Lupina spotkają się. I na tym poprzestańmy :)
      Syriusz, Syriusz, Syriusz... Oj ten Black to taki problem. Wiem, kiedy mniej więcej chcę go obudzić, ale nikomu z Was to się nie spodoba.
      Pozdrawiam i całuję :)

      Usuń
    2. Nie gadaj tylko, że dwa zdania przed epilogiem! :D

      Usuń
  5. Po twojej półrocznej przerwie zwatpilam ze wrócisz. I tak też przestałam spoglądać czy dodała jakiś rozdział. A teraz proszę, przypomniałam sobie zupełnym przypadkiem o blogu i... niespodzianka. Bardzo cieszę się że wróciłas. Akcja znów rozwija się na nowo, w nowym miejscu, nowi bohaterowie. Jestem ciekawa ciągu dalszego a przede wszystkim co dalej z Syriuszem i oczywiście jak potoczą się losy lupina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tutaj zajrzałaś. Mam nadzieję, że uda mi się regularnie coś tutaj działać i nie zapomnisz o zaglądaniu tutaj :)

      Usuń
  6. Niech członkowie zakonu się dowiedzą że Tonks była w ciąży

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwaga! Tutaj niespodzianka - ktoś się o tym dowie w następnym rozdziale (albo kolejnym) :)

      Usuń
  7. Hej, niedawno zaczęłam czytać twojego bloga i bardzo mnie on wciągnął. Historia bardzo mi się podoba, bardzo podoba mi się jak Tonks jest w niej przedstawiana. Pisz częściej, bo wręcz nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału :)
    Ps. Mam nadzieję, że wena ci dopisuje, bo już czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń