Meg nigdy nie należała do
niepoprawnych romantyczek, raczej stroniła od irracjonalnych zachowań, które
można było tłumaczyć motylami w brzuchu. Jednak od kiedy Remus zjawił się w
lesie, wszystko się zmieniło. Może i brzmiało to beznadziejnie głupio,
zważywszy na wiek Owen i jej życiowe doświadczenie, ale pokochała Lupina całym
swoim sercem. Stał się najjaśniejszą gwiazdą na jej niebie i nieprzerwanie
ciągnęło ją do niego. A i on chyba czuł to przyciąganie, bo chociaż nie chciał
nigdy zjawić się w lesie i do niedawna kochał kogoś innego, to zawsze wracał.
Wracał do tego miejsca, do niej, do tego co udało im się zbudować. To już o
czymś świadczyło… A miniona noc udowadniała to całkowicie.
Ile oboje musieli wycierpieć, by w
końcu mogli dać upust swoim emocjom… Ta noc w maleńkim, niewygodnym szałasie,
należała do najpiękniejszych chwil w życiu Maggie oraz do pierwszej chwili w
ich wspólnym życiu. Meg pragnęła zostać w swoim dawnym domu na zawsze, wtulona
w ciepłe ciało Remusa, słuchając jego spokojnego oddechu i czując, jak bawi się
jej włosami. Zachowywali się zupełnie jak nastolatkowie, którzy przeżywając
swoją pierwszą miłość i dopiero zaczynają kosztować rozkoszy kochania. Ale jej
to nie przeszkadzało, bo nie było nic prawdziwszego i piękniejszego niż to
młodzieńcze uczucie, które dopadło ich w tak późnym momencie ich życia.
Niestety, nie mogli sobie pozwolić na wieczny sen w szałasie. Warunki
mieszkalne i atmosferyczne nie były sprzyjające, a po drugiej stronie lasu czekał
na nich Andrew. Musieli iść, zostawić swoje gniazdko i wrócić do leśnego życia,
które rzucało im często kłody pod nogi.
Dlatego jeszcze przed południem,
zaraz po tym jak Maggie skonstruowała prowizoryczne kule dla Remusa, wyruszyli
wolnym krokiem w stronę chatki Moona, do której doszli, gdy słońce górowało na
niebie i przebijało się przez korony drzew.
–
Remusie – odezwała się Maggie, zatrzymując się, gdy w oddali dostrzegła cel ich
wędrówki. Lupin stanął i zwrócił się w jej kierunku. Meg chciała mu powiedzieć
o… o wszystkim co możliwe, ale kiedy ujrzała to łagodne spojrzenie, mowę jej
odjęło. Zbliżyła się tak blisko, jak tylko mogła i wspięła się na palce po to,
by pocałować go czule. – Witaj w domu.
***
Tonks nigdy nie przypuszczała, że
zgadzając się na przeniesienie do Hogsmeade, gdzie teoretycznie powinna odciąć
się od dawnego otoczenia, spotka się z tyloma dawnymi znajomymi. Pomijała już
częstą obecność Estery, która pracując w Trzech Miotłach, dużo rozmawiała z
Nimfadorą, najwidoczniej nie rozumiejąc, bo właściwie skąd miała wiedzieć, że
sama jej obecność, jej błogosławiony stan i związane z nim tematy, przypominają
Tonks o największej stracie, jakiej doznała. Przyzwyczaiła się również do tego,
że nawiązała stały kontakt z Kingsleyem, który jako jej zwierzchnik musiał
wiedzieć o wszystkim, co działo się w Hogsmeade. Bardziej dziwiły ją listy od
Nate’a, który nieustannie próbował z nią korespondować, a Dora usilnie chowała
koperty do szuflady biurka, nawet ich nie otwierając. Chciała całkowicie oddać
się pracy, zwłaszcza, że było jej całkiem sporo. Trzymanie pieczy nad całym oddziałem
aurorów, było niełatwym zadaniem, a nieprzychylna opinia, jaka krążyła o
Nimfadorze w szeregach jej podwładnych, nie ułatwiała sprawy. Dorze wydawało
się, że jest na straconej pozycji, ale nie miała zamiaru się poddawać.
Wiedziała, że Kingsley na nią liczy, a i jej praca może mieć znaczenie dla
Zakonu. Z resztą nawet gdyby zrezygnowała, to gdzie miałaby się udać. Opcja
powrotu do rodziców w ogóle nie wchodziła w grę, na kupno własnego mieszkania
musiałaby jeszcze trochę odłożyć, a Weasleyom nie chciała się zwalać na głowę.
Dlatego Hogsmeade nadal pozostawało najbardziej opłacalną i kuszącą opcją.
Jednak największa zaleta pobytu w wiosce, jaką było odseparowanie od
przeszłości, okazała się kompletnie nierealna. Tonks doświadczyła tego w
momencie, gdy pewnego niedzielnego przedpołudnia schodząc do głównej sali pubu,
usłyszała dwa znajome głosy. Jeden z nich należał do Estery, a drugi do osoby,
której Nimfadora nie widziała od dawna.
– Niedługo będę musiała wziąć
urlop – stwierdziła Estera, gładząc się po swoim ciążowym brzuszku. – Póki co
czuję się dobrze, ale pewnie za jakiś miesiąc nie będę już w stanie pracować.
Zwłaszcza, że Luca daje się coraz bardziej we znaki.
– I tak długo pracujesz, niejedna
już dawno by zrezygnowała – odpowiedziała jej rozmówczyni. – Będziesz rodzić
tutaj czy we Włoszech.
– Wiesz, nie chcę uciekać z
Anglii, ale nasze rodziny bardzo na to nalegają – powiedziała dość niechętnie
Es. – Dużo czasu minęło, nim uniezależniliśmy się od nich. I teraz, kiedy
wyrwałam się z Włoch, spełniłam swoje marzenia, miałabym wszystko zaprzepaścić
i wrócić do punktu wyjścia? Nie chcę tego. I tak już na prośbę Giuseppe nie
angażuję się za bardzo.
– W razie czego wiesz, że możecie
uzyskać ochronę, prawda?
– Wiem, ale i tak jest nas zbyt
mało, żeby jeszcze odwracać uwagę od głównego celu…
Tonks nie przysłuchiwała się
dłużej rozmowie przy barze, wiedziała, że rozmówczyni Estery czeka na nią.
Dlatego przywołała na twarz wyraz świadczący o dobrym samopoczuciu oraz satysfakcji
z pełnionej funkcji i zeszła po schodach na parter.
– Laura, co ty tu robisz?
– Sprawdzam czy jeszcze żyjesz! –
zawołała panna Tonks, schodząc ze stołka i obejmując swoją kuzynkę. – Twoja mama
już tak długo wierciła mi dziurę w brzuchu, że musiałam w końcu cię odwiedzić.
– Masz szczęście, że nie mam
dzisiaj patrolu od rana – zauważyła Dora.
Panny Tonks usiadły przy stoliku,
który był najbardziej oddalony od pozostałych, co umożliwiało im swobodną
rozmowę, a Estera po chwili przyniosła im dwie kawy. Kuzynki nie widziały się
od dawna. Właściwie ostatnim razem rozmawiały, krótko po bitwie w
departamencie. O ile Laura zapewne wiedziała o tym, co działo się u Tonks, bo
rodzice młodszej z nich na pewno o to zadbali, to sytuacja miała się zupełnie
odwrotnie, jeżeli chodzi o Dorę.
– Już się zadomowiłaś? – spytała Laura,
rozglądając się po pubie. O tej porze było raczej pusto. Oprócz nich przy
stoliku nieopodal baru siedzieli Andrew Edwards i Steven Blake, którzy przed
chwilą wrócili ze swojego patrolu. Tonks zgodnie z informacjami z akt nigdy nie
rozdzielała tej dwójki i faktycznie ich praca zawsze była efektywna. –
Słyszałam, że sprawujesz tutaj ważną funkcję.
– King mnie w to wrobił… Nikt nie
mówił, że będzie łatwo, więc narzekać nie mogę – stwierdziła Nimfadora. – Lepiej
opowiedz, co mnie ominęło. Dawno nie miałyśmy kontaktu.
– Długo by mówić. Wróciłam do
Zakonu – odpowiedziała z nikłym uśmiechem Laura. – Dużo się dzieje. Zmieniliśmy
kwaterę, co miesiąc jest zmieniana. Moody zaczyna odrobinę bzikować, podobno
już od dawna zachowuje się dziwnie. Jest jeszcze większym zgredem niż
wcześniej, o ile to w ogóle możliwe.
– Dawno nie miałam wiadomości od
Zakonu – zauważyła Nimfadora.
– Powinnaś przyjść w końcu na
jakieś zebranie.
– Przyjdę – zapewniła ją Tonks. –
Na następne, ustaliłam to już z Kingiem.
– On też nie ma najłatwiejszego
zadania… – westchnęła Laura. – Ten mugolski minister nie jest zadowolony. Nie
chodzi o Kingsleya, a o śmierciożerców. Jest coraz więcej ataków na mugoli…
– Czytałam o tym w gazetach… – przyznała
Nimfadora, obracając w dłoni prawie pusty kubek. – Millenium Bridge, Somerset,
Brockdale Bridge, setki zamordowanych mugoli, a oni nawet nie są świadomi, co
się dzieje. To straszne…
– Nie udaje nam się zapobiegać ich
działaniom – mruknęła niechętnie starsza Tonksówna. – Jest nas coraz więcej,
ale oni mnożą się z każdym dniem. Brakuje nam informacji o nich. Jedyną naszą
wtyką jest Snape.
Tonks prychnęła z pogardą na
dźwięk tego nazwiska. Wspomnienie spotkania przy bramie Hogwartu było jeszcze
świeże i budziło w Nimfadorze ogromną wściekłość. Pamiętała tą satysfakcję na
ohydnej twarzy Severusa, która pojawiła się w momencie, gdy wspomniał o jej
patronusie. Jego zmiana zaskoczyła samą Tonks. Dora nie spodziewała się, że
wypowiadając zaklęcie pojawi się coś innego niż fretka. Nie miała czasu by
zastanowić się nad tym zjawiskiem, ale sama myśl o tamtym wydarzeniu budziła w
niej sprzeczne emocje.
– Ja też go nie znoszę – odezwała się
Laura. – A już na pewno mu nie ufam, ale Dumbledore tak. Wszystkie nasze
domysły musimy opierać na jego relacjach. A przynosi ich coraz mniej.
– Może oni też mu nie ufają?
– Nie wiem, może… – zadumała się
chwilę, a potem powiedziała z powagą: – Osobiście uważam, że powinniśmy mieć
kogoś jeszcze wśród nich… Oczywiście jest Remus, ale…
– Nie chcę rozmawiać o tym
wszystkim – przerwała jej natychmiast Tonks i szybko zmieniła temat. – Nie widziałyśmy
się tyle czasu, a mówimy o sprawach… no służbowych. Opowiedz lepiej co u
ciebie.
– Wróciłam do Dereka – odpowiedziała
natychmiast, jakby przez całe ich spotkanie Laura czekała tylko na odpowiedni
moment, żeby o tym powiedzieć. Tonks spojrzała na nią zdziwiona. Podczas ich
ostatniej rozmowy kuzynka oświadczyła jej, że nie będzie narażać ukochanego,
zwłaszcza, że ten był mugolem i nie miał o niczym żadnego pojęcia.
– Powiedziałaś mu o wszystkim? O
magii, o wojnie, o… – zaczęła wypytywać Dora, a Laura kiwała jedynie głową,
przytakując za każdym razem.
– Już wie o wszystkim, przyjął to
lepiej niż myślałam – odpowiedziała, spoglądając w widok za oknem. – Miałaś rację,
mogłam powiedzieć mu wcześniej.
– Nie ma nic przeciwko Zakonowi?
– Tonks, on mnie kocha –
powiedziała z przekonaniem Laura, jakby to stanowiło odpowiedź na każde
pytanie. Zamilkły na chwilę, a każda z nich zatonęła we własnych myślach. Tonks
cieszyła się z tego, że Laura wróciła do swojego faceta, chociaż nie było tego
po niej widać. Poznała Dereka i na pierwszy rzut oka wydawał się być miły, a
skoro dobrze przyjął wiadomość o prawdziwej naturze Laury, całym tym bagnie i w
dodatku pozwolił jej się realizować w Zakonie, to naprawdę musiał ją kochać. A
to było najważniejsze. Przynajmniej w przypadku większości par, bo u Tonks ta
zasada się nie sprawdziła. Kochała Billa, a on kochał ją, jednak to nie
wystarczyło by ich związek przetrwał. Kiedy Tonks była z Kirley’em… no cóż tu
chyba nie było mowy o miłości. O Remusie wolała nie myśleć, ta rana ciągle była
zbyt świeża i nie pozwalała o sobie zapomnieć. A Nate…
– A ty masz kogoś? – zapytała nagle
Laura, wyrywając Nimfadorę z jej rozmyślań.
– Nie, nikogo nie mam –
stwierdziła Dora, wzruszając ramionami. – Nie mam czasu na takie bzdury.
– Chyba sama nie wierzysz w to, co
mówisz – zauważyła Laura, a następnie spojrzała na zegarek i westchnęła. –
Późno już. Muszę uciekać, idziemy z Derekiem na obiad. Ale jeszcze kiedyś
wpadnę!
– Prędzej zobaczymy się na
zebraniu – zauważyła Dora.
Tonks odprowadziła Laurę do
wyjścia, dziękując za wizytę i zapewniając, że będzie odpisywać na wszystkie
listy.
– Prawie zapomniałam! – zawołała Laura,
odwracając się jeszcze do Nimfadory. – Słyszałaś o Syriuszu?
– Co z nim? – spytała nagle ożywiona
Tonks. Była u Blacka całkiem niedawno, a jego stan wydawał się być niezmienny.
Jednak teraz w jej głowie zaczęły przeplatać się wszystkie możliwe sytuacje,
które mogły mieć miejsce. Może się wybudził, a może wręcz odwrotnie, lekarze
nie dali mu żadnych szans na powrót do zdrowia… Dora wpatrywała się wyczekująco
w kuzynkę, która najwidoczniej była nieświadoma tego, co właśnie wyprawiało się
w jej głowie.
– Przenoszą go – stwierdziła starsza
Tonksówna. – Moody stwierdził, że jego pobyt w Mungu jest niebezpieczny, a ciągłe
pilnowanie go nie działa na korzyść Zakonu. Dlatego przenoszą go w jakieś
bezpieczne miejsce.
– Gdzie?
– Tego nikt nie wie. – Laura wzruszyła
ramionami. – Tylko Szalonooki i kilka innych osób o tym wiedzą. Ale jeżeli czegoś
się dowiem, to od razu dam ci znać.
***
Powrót do lasu okazał się być o
wiele trudniejszy niż Remus mógł sobie wyobrażać. Nie spodziewał się, że
przywitają go tutaj z szeroko otartymi ramionami, ale nie przypuszczał, że
dopadną go tak szybko i skończy się to dla niego tak boleśnie. Miał nikłą
nadzieję, że dadzą mu dzień, może dwa i dopiero wtedy złożą mu tą nieprzyjemną
wizytę. Powinien się domyślić, że przyjdzie mu się zmierzyć z Greybackiem i
jego ludźmi w momencie, gdy przekroczy granice lasu. Ta noc, ten cały teatrzyk,
który mu zafundowali mógł się równać z przemianą. To wszystko było równie
bolesne, a najgorsza w tym wszystkim była świadomość. Świadomość tego co się
działo, świadomość bólu, obecności Meg i słów, które wypowiedział oraz tego, że
tak właśnie musiało być. Przeraziło go to, ile prawdy kryło się w
wypowiedzianych przez niego słowach…
Nie sądził również, że jego powrót
okaże się dla kogoś tak ważny, a tymczasem on i Meg… Właśnie, on i Meg. Coś się
między nimi zrodziło. Lupin był świadom uczuć Maggie, wiedział, że nie jest jej
obojętny. Ona też była mu bliska, ale… Wtedy, gdy widział jak Greyback wciąga
ją w głąb jaskini, poczuł, że jest mu jeszcze bliższa. Z resztą może była mu
pisana, może to ona była jego drugą połówką i być może to z nią miał spędzić
resztę życia, mieszkając w małej drewnianej chacie i opiekując się starym
Moonem.
Czuł się o dziwo dobrze. Na tyle
dobrze, jak może czuć się człowiek, po całej nocy tortur, rozkoszy i długiej
wędrówce. Jego stan psychiczny był tak beznadziejny, że nie był w stanie nawet
zwrócić uwagi na Andrew, który przyglądał mu się wnikliwie. Zmęczenie brało
górę, dlatego ledwo trzymał się na nogach, podpierając się o małą szafkę i
prowizoryczne kule. Nie był nawet w stanie rozmawiać z Moonem, przytakiwał jedynie
albo odpowiadał półzdaniami. Ale mimo wszystko jego samopoczucie było względnie
dobre.
To samo można było powiedzieć
również o Moonie. Najwidoczniej aktualna pora roku pozytywnie wpływała na stan
staruszka, bo nie wyglądał już na poważnie chorego, a po prostu człowiek w
poczciwym wieku, który jeszcze był na fleku. Co do jego reakcji na powrót
Remusa to trudno było ją określić. Wilkołak wydawał się być usatysfakcjonowany
obecnością Lupina, ale nie okazał żadnego zaskoczenia, jakby spodziewał się, że
go zobaczy.
– Coś długo wracałeś z tego
Londynu – stwierdził na przywitanie.
– Drobne komplikacje po drodze –
odpowiedział Remus, odkładając na bok kule.
– Nie dręcz go Andrew, mieliśmy
ciężką noc – przerwała im natychmiast Meg.
– Domyślam się – odrzekł Moon,
przyglądając im się uważnie. – Czuć odór tych szczeniaków na kilometr, was też
czuć…
– Dopadli nas tuż przy granicy
lasu – sprostował Remus, pomijając aluzję do niego i Maggie. – Trochę się na
mnie wyżyli. Meg też oberwała…
– Meg?
– Greyback próbował ją skrzywdzić –
wyjaśnił Lupin.
– Nic mi nie jest – odezwała się
natychmiast Owen, chwytając Remusa za dłoń i ściskając ją delikatnie. –
Próbował mnie tylko nastraszyć.
– On jest nieprzewidywalny –
zauważył Lupin.
– Najlepiej będzie, jeżeli
będziesz unikał Fenrira, Remusie – skwitował Andrew, spoglądając swoimi
bystrymi, starczymi oczami to na Lupina, to na Owen.
– Przez najbliższy czas oboje
będziemy go unikać, prawda? – poprawiła go Maggie, patrząc na niego znacząco.
– Prawda.
***
Po tym jak Laura wyszła, Tonks
jeszcze długo siedziała przy stoliku i rozmyślała o tym wszystkim, czego
dowiedziała się od kuzynki. Kiedy usłyszała o tym, że Laura wróciła zarówno i
do Zakonu, i do Dereka, poczuła zazdrość, a może to był żal do samej siebie. Przecież
sama odcięła się od Zakonu Feniksa, jego członków, zebrań i wszystkiego co było
z nim związane i to ona sama ciągle rozdrapywała stare rany. Czuła mieszankę
ulgi i strachu na myśl o tym, że będzie na kolejnym spotkaniu. Nie wiedziała,
czego ma się spodziewać. Zostawiła za sobą taki bałagan, a w dodatku tyle się
zmieniło, że sytuacja stawała się dla niej zupełnie nowa. Ale może ten powrót
jej pomoże. Jeżeli jednak chodzi o pustkę w sercu, to przypomniała sobie o
stosie listów, które schowała w szufladzie biurka. Naszła ją nagła ochota na
przeczytanie ich…
– Gotowa na patrol?
Tuż naprzeciwko niej pojawiła się
Lucy, która obdarzyła ją uroczym uśmiechem. Tonks automatycznie odpowiedziała
na ten gest. Za każdym razem, kiedy spotykała Smith, zastanawiała się, czy ona
też kiedyś działała tak na ludzi, czy wywoływała u nich odrobinę radości albo
chociaż na chwilę odganiała złe myśli.
– Gotowa – odpowiedziała bez
namysłu Tonks. Po raz pierwszy ustanowiła w grafiku, że będzie z kimś
patrolować wioskę. Zazwyczaj wolała to robić sama, ale tym razem postanowiła
zrobić krok w stronę swoich podwładnych. W końcu nie mogła się odciąć również
od nich.
– Mam nadzieję, że coś się będzie
działo, bo zaczynam się odrobinę nudzić – stwierdziła Smith, a potem
najzwyczajniej w świecie wyjęła z kieszeni paczkę fajek i zapaliła jedną z
nich. Tonks poczuła znajomy zapach tytoniu. Niewiele myśląc sama wyjęła jednego
papierosa i odpaliła go. Rozkoszowała się nim przez chwilę. Nie przeszkadzała
jej nagła suchość w gardle i duszność, kiedy z satysfakcją wypuszczała siwy dym
z ust, a młodsza aurorka przyglądała jej się z zainteresowaniem. Nimfadora
nawet nie wiedziała, kiedy przestała palić. Natłok problemów najwidoczniej
wybił jej to z głowy, ale teraz pomyślała, że może przyjemnie by było wrócić do
jednego ze swoich starych nałogów.
– Co tu tak śmierdzi? – dało się
nagle słyszeć rozzłoszczony głos Estery. Zjawiła się obok nich i ze zdziwieniem
spoglądała to na jedną, to na druga aurorkę. Kiedy oprzytomniała, natychmiast
jedną dłonią zasłoniła usta, a drugą rozgoniła unoszący się dym. – Póki ja
pracuję, nikt tutaj nie będzie palił! Myślałam, że rzuciłaś, Tonks!
– Nie do końca… – wzruszyła
ramionami Nimfadora.
– Natychmiast macie to zgasić albo
wyjść! – zawołała pani Rossi, a Lucy schowała szybko papierosy i ciągnąc Dorę
za ramię wybiegła z pubu. Biegły główną ulicą przez chwilę, jakby ktoś je
gonił, jakby były dwiema nastolatkami, które przyłapano na podglądaniu.
Zatrzymały się przy pierwszym skrzyżowaniu, sapały ciężko, oglądając się za
siebie. Ta sytuacja wydała się Tonks tak groteskowa, że zrobiła coś, czego nie
miała w zwyczaju od bardzo dawna. Roześmiała się. Ale to nie było wymuszone, a
całkowicie szczere. Lucille zawtórowała jej z jeszcze większą radością i
złapała się za brzuch.
– To było komiczne – zauważyła Smith,
łapiąc głęboki oddech. – Widziałaś jej minę?
Tonks już miała odpowiedzieć,
kiedy nagle spostrzegła, że ktoś jej się przygląda i nie chodziło jej o Lucy.
Nieopodal Sowiej Poczty stał Nate, który uśmiechnął się i pomachał przyjaźnie
do niej. Nimfadorze od razu przestało być wesoło. Jeszcze chwilę wcześniej,
siedząc w pubie, wspominała Moore’a i chciała przeczytać listy od niego, a
teraz on pojawia się obok. Takie zbiegi okoliczności zdecydowanie jej nie
odpowiadały.
– Kto to taki? – spytała Lucille,
przyglądając się Moore’owi zza ramienia Dory. – Facet idealny…
– Taa… – przytaknęła Tonks i bez
entuzjazmu odmachała Nate’owi. – Chodźmy stąd, póki co mam dość facetów.
Nimfadora obróciła się na pięcie i
ruszyła przed siebie, a Lucy pobiegła za nią. Nie miała ochoty na
uzewnętrznianie się. Teraz marzyła tylko o tym, żeby odbębnić ten patrol,
wrócić do pokoju i spalić wszystkie listy od Moore’a.
– To twój były? – spytała Lucy,
drepcząc za Dorą.
– Nie – odpowiedziała Tonks. – Nie
do końca.
– Jak może być byłym nie do końca?
– Słuchaj, młoda! – zawołała Tonks,
zatrzymując się i odwracając w kierunku Smith. – Są sprawy, o które nie
powinnaś pytać obcych ludzi, jasne?
Lucille spojrzała na nią zdziwiona
i otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć. Jednak Tonks nie dopuściła do tego, bo
nie zwracając uwagi na towarzyszkę, szybkim krokiem odeszła. Nie zaszła jednak
daleko.
– Słuchaj, Nimfadoro! – krzyknęła za
nią Lucy, a Dora na dźwięk znienawidzonego imienia zatrzymała się. Lucille
podeszła do niej, a determinacja wypisana na jej twarzy kontrastowała z całą
jej drobną i uroczą postacią. – Pamiętam cię. Już od kiedy byłam w Hogwarcie,
ktoś zawsze nas do siebie porównywał. Mówili, że jesteśmy do siebie
niesamowicie podobne, że odnalazłybyśmy wspólny język, że jest w nas coś
takiego, że nie da się nas nie lubić. I wiesz co? To był dla mnie olbrzymi
komplement, bo wydawałaś mi się niezwykła. Niesamowita Tonks, która potrafi
udowodnić wszystkim na ile ją stać! To naprawdę imponowało. Tyle się o tobie
nasłuchałam, że nie mogłam się doczekać, aż poznamy się naprawdę. Byłaś dla
mnie żywą legendą. Ale musze przyznać, że trochę się rozczarowałam… Wcale mnie
nie przypominasz! Użalasz się nad sobą i snujesz po tej wiosce, błagając o
pomoc. Ale ja nie będę tworzyła dla ciebie grupy wsparcia, mogę ci co najwyżej
zafundować porządnego kopniaka w tyłek, żebyś w końcu oprzytomniała. Bądź
Tonks, rozumiesz? Bądź tą osobą, którą zawsze chciałaś być! Bo powiem ci z
mojego własnego doświadczenia, że jeżeli chcesz być szczęśliwa, to trzeba łamać
wszelkie granice i brać to, co nam się należy, rozumiesz?
Nimfadora wpatrywała się w szoku w
swoją podwładną. Nie wiedziała, co odpowiedzieć na taki wybuch. Przez dłuższą
chwilę przetwarzała wypowiedziane przez Lucy słowa. Nikt nie przemówił do niej
takim tonem, od kiedy… od kiedy Szalonooki nie odwiedził jej w domu. Dopiero
teraz pojęła, co naprawdę powinna zrobić.
– Wiesz co, Lucy – zaczęła,
przełykając głośno ślinę. – Wpadnij do mnie kiedyś na kawę albo coś
mocniejszego.
***
Od razu po patrolu Tonks udała się
do Munga. Informacja o przenosinach Syriusza była dla niej szokiem. Nie do
końca potrafiła zrozumieć powód tej decyzji, ale wiedziała jedno. Już nie będzie
mogła dłużej odwiedzać Blacka, bo po prostu nie będzie wiedziała, gdzie on
jest. Przenosiny miały nastąpić wkrótce, a to oznaczało, że Łapa może zniknąć w
każdym momencie, dlatego decyzja o wizycie była tak nagła. Idąc szpitalnym
korytarzem, w którym panował półmrok, zastanawiała się, co powie Syriuszowi.
Właściwie nic nowego się nie wydarzyło od ostatniej wizyty. Może po prostu
powie jestem tu z nadzieją, że Black
ją usłyszy. Jej rozmyślania przerwał charakterystyczny, znajomy dźwięk drewna
stukającego o posadzkę. Tonks podniosła wzrok. Ku niej zmierzał nie kto inny,
jak Szalonooki, który zmierzył ją niechętnym spojrzeniem, sprawiając, że wryło
ją w ziemię.
– Moody… – wyjąkała jedynie, nie
potrafiąc nic więcej powiedzieć.
– Blacka już tam nie ma –
powiedział swoim szorstkim, nieprzyjemnym głosem i minął Nimfadorę, odwracając
od niej wzrok.
– Moody, ja przepraszam! –
zawołała za nim w akcie desperacji, jednak nie potrafiła się odwrócić i
spojrzeć mu w twarz. Jedynie nagła cisza, która wypełniła korytarz, dała jej do
zrozumienia, że Alastor zatrzymał się. – Przepraszam cię, nawaliłam… Znowu. Ja
zawsze nawalam. Zraniłam cię, ty mi zaufałeś, a ja cię skrzywdziłam. Masz prawo
mnie nienawidzić, ale… – Tonks przełknęła głośno ślinę. Miała świadomość tego,
że dotyka niebezpiecznego tematu i może powinna odpuścić, ale widok jej dawnego
mentora, słowa, które tego dnia usłyszała od Lucille, wszystko, co dookoła niej
się działo zmusiło ją do podjęcia jakiś decyzji. Nawet jeżeli to wiązało się z
wyjawieniem prawdy. – Jestem taka sama jak ty, Moody. Ja też wszystko straciłam…
Chyba czas trochę przyśpieszyć, prawda? A co to oznacza? Wróci Zakon, wrócą śmierciożercy, wrócą wilkołaki, wrócą romanse, kłótnie, przyjaźnie, wróci przeszłość, ale to nie wszystko... Czeka nas również przyszłość, kilka nowych wątków i to dość ciekawych. A bohaterowie, jak to u mnie, nie będą mieli łatwo. Co wy na to? Czego oczekujecie? Jakie wątki mają się pojawić? Zgodnie z Waszymi prośbami będzie Remus i Meg, Tonks odrobinę się ogarnie, wrócimy do ciąży Nimfadory i nie tylko. Księga życzeń otwarta, więc piszcie w komentarzach swoje propozycje, prośby, zażalenia, cokolwiek. Pod względem Tonks póki co mam wenę, więc będzie się tu w najbliższym czasie trochę działo :)
Ta notka na końcu ❤
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz,jak się cieszę!
Mam nadzieję,że to nie puste słowa i wena do ciebie powróciła na dobre!
Co do rozdziału, dobrze, że Remusowi nic nie jest poważnego. Jak to w ostatnich rozdziałach byławo, mieszane uczucia do Meg. Myślę, że bierze się to z tego, że jest częścią lasu, do którego Remus mi za nic nie pasuje. Mój umysł automatycznie nie lubi go sobie wyobrażać w tej scenerii. Idealny według mnie szablon dla Remusa stanowi Zakon, Syriusz oraz Lupinowa pamięć o Jamesie i Lily. Teraz nie ma czasu by myśleć o nikim z tej trójki. I jest jeszcze Tonks, z którą jego relacje są delikatnie mówiąc trudne.
Co do naszej Dory, cieszczę się z takiego obrotu spraw. Dobrze,że chce wrócić do gry i robi drastyczne kroki. Liczę, że kolejny rozdział będzie tak wybuchowy, jak końcówka tego. Ostatnio, mimo że trochę się działo, miałam wrażenie,że jest nudno. Jest to bezsprzecznie wina nudnego charakteru "NieTonks" jaką się stała Dora. Lucy dobrze jej wygarnęła i przy okazji uświadomiła mi, co było przyczyną tej niewidocznej ale odczówalnej dla mnie nudy. Jeśli chodzi o kwestie Nate'a, nie jestem pewna. W jednym momencie wydaje mi się, że mogliby się umówić, jednak zaraz potem myślę, że to głupi pomysł. Zostawiając tę kwestię, liczę na dużo emocji i zwierzeń na linii Dora-Szalonooki. Z końcówki rozdziału wynika,że to on pierwszy pozna całą prawdę.
Jak zawsze wiernie czekam na kolejny rozdział! Wysyłam masę chęci do pisania!
Magdalene Sun
Ja również mam taką nadzieję :)
UsuńRemus powoli odcina się od swojego dawnego życia. Czy na długo? Czy w pełni? To się okaże...
Lucy będzie kluczową postacią, jeżeli chodzi o przemianę Tonks. Nie jestem pewna, czy to odbierzecie pozytywnie.
Nate... Dlaczego głupi pomysł? :D
Dora i Szalonooki wkrótce spróbują przekroczyć dzielącą ich granicę, ale ich relacja od zawsze była rudna, bo i ich charaktery są trudne.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam <3
Myślę, że cokolwiek Lucy by nie zrobiła, gorzej niż przy Kirley'u nie będzie.
UsuńPozdrawiam
Chyba muszę zrobić sobie powtórkę Twojego opowiadania. Już nie pamiętam, o co Tonks pokłóciła się z Moody'm. Przed rozdziałami mogłoby by być, tak jak w serialach, "w poprzednich odcinkach" ;).
OdpowiedzUsuńTak, proszę, przyspiesz. Niech wróci trochę akcji, bo czytanie o takiej klapniętej Tonks aż boli. Jedynie Meg i Remus ratują sytuację i dają odrobinę kolorów.
Proszę, nie każ nam długo czekać na kolejny rozdział i przyspieszenie akcji :).
Serdecznie pozdrawiam
Zachęcam do powtórki, ja też chyba ją sobie zafunduję, bo czasem gubię się we wszystkich wątkach. A pomysł w stylu "w poprzednich odcinkach" jest całkiem spoko i może go wykorzystam :)
UsuńMeg i Remus ratują sytuację? Miło mi to słyszeć :D
Trochę przyśpieszę, nie będę rozwlekać jakoś specjalnie akcji. Zastanawiam się też czy nie zrobić takiego skoku w czasie gdzieś o kilka miesięcy, ale nie wiem co wy byście o tym myśleli.
Pozdrawiam gorąco i czekam na dzisiejszy rozdział u Ciebie ;)
Zawsze uważałam, że skok czasowy to wytrych uniwersalny. Jeżeli autor nie ma pomysłu na ciąg dalszy - kic! i przeskakujemy do miejsca, gdzie zaczyna się coś dziać. Ale to też miecz obosieczny, który może źle zrobić opowiadaniu.
UsuńNie będę krytykować tego pomysłu, bo sama właśnie (z braku weny i pomysłu) zdecydowałam się na takie rozwiązanie. Czasami to jedyny sposób na popchnięcie akcji do przodu.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na nowy rozdział. Byłoby mi bardzo miło, gdybyś napisała pod nim chociaż krótki komentarz.
Kiedy następna?
OdpowiedzUsuńWypadałoby napisać coś o tym rozdziale, a nie bez słowa pyta o następny.
UsuńNie jestem dobra w pisaniu czegokolwiek,dlatego wole tylko tyle napisać.
UsuńNie, żebym się jakoś bardzo czepiała, jednak Alohomora wkłada dużo pracy w pisanie. Mogłabyś napisać przynajmniej coś w stylu "podoba mi się, na kiedy planujesz kolejny rozdział?" Nie chcemy Cię z Morrigan odwieść od pisania komentarzy, co to to nie 😉 Chodzi nam jedynie o zwrócenie Ci uwagi, że warto byłoby napisać choć kilka literek na temat rozdziału, nie czekając tylko na kolejny. Wiesz tak żeby zdać pobierznie relację z twoich odczuć co do rozdziału. Nie musisz pisać takich wypracowań jak my, tak jak mówiłam, wystarczą jedno - dwa sensowne zdania. 😉 Pozdrawiam!
UsuńCiekawa rozmowa tu się wywiązała... Cóż, nie mogę odmówić dziewczynom racji. Kiedy widzisz takie zwykłe "kiedy następna?", strasznie się odechciewa. Jedno, dwa zdania więcej naprawdę ratuje sytuację :)
UsuńPozdrawiam serdecznie, zachęcam do komentowania, a jeżeli nie czujesz się w tej kwestii na siłach, to po prostu do czytania :D
Hej, hej Mora, odpisałaś, ale odpowiedzi na pytanie jak nie było, tak nie ma ;P
UsuńAlooooha ! Bardzo się cieszę ze opublikowałaś rozdział, podobnie jak Morrigan, muszę przeczytać parę rozdziałów do tyłu, zeby nieco odświeżyć pamięć, super się stało ze Lucy postawiła się Nimfadorze, z nią Tonks idze w dobrym kierunku zeby wyjśc na prostą :) Co do Remusa i Meg, cieszę się ze są taką jakby parą, na chwilę obecną Remus bardziej pasuje mi do Meg. Mam nadzieję ze za niedługo Syriusz się wybudzi, one tez mógłby dać Tonks porządnego kopa w tyłek! Kończąc moje wypociny, życze dużo weny, powodzenia na maturze ( nie wiem czy przed nią coś opublikujesz więc pożycze Ci już teraz), trzymaj się i nie poddawaj :*
OdpowiedzUsuńPS. Odpowiesz na pytanie w pokoju życzeń do Malfoya?
Wciągnęłam się w opowiadanie a tu na razie koniec, ehh.
OdpowiedzUsuńKurde, jestem zła na Remusa! Za to, co odwalił Tonks tam wcześniej, no i za to, co teraz odpierdziela. Kocha Tonks, a jest z Meg.. ugh... Lubię Meg, ale cholerka, nie z Remusem xD
Co do Tonks... Liczę, że w końcu się pozbiera i wszystko wróci do normy ( włącznie z Remusem???)
Ogólnie opowiadanie mi się podoba! Zawsze lubiła Tonks, a sparowanie jej z Billemm skłoniło mnie do czytania, jako że pochłaniam wszystkie opowiadania z tym rudzielcem.
Czasami zdarzają Ci się literówki niestety... ;c
Cóż, mam nadzieję, że rozdział 115 się kiedyś tam pojawi, zostawiam obserwację, żeby wiedzieć co i jak, a tym czasem życze ogromnej weny i czasu na pisanie :)
Pozdrawiam, Niedoskonała
nie-bede-wybrancem.blogspot.com
Jedna noc i wszystkie rozdziały są moje <3 kocham kocham kocham <3 cudownie piszesz, licze na to, ze w końcu będzie jakis m o c n y wątek tonksxremus <3 mam nadzieję, ze ten blog jeszcze nie umarł
OdpowiedzUsuńOpuściłaś blog bez słowa? Myślałam, że jesteś inna.
OdpowiedzUsuńHej wpadłam tu przez przypadek. I poprostu zakochałam się w tym. A tu patrze i zakończenia nie ma wiem że pewnie go nie skończysz bo minęło dużo czasu i wątpię że moja wypowiedź coś tu zmieni. Było by miło gdybyś dodała 2 albo 3 rozdziały bo mnie teraz męczy po nocach ta nieskończona "opowieś". Liczyłam że nasza Dora teraz się opamiętania i znowu stanie się tym niezdarnym przebojowym kolorowym z bananem na twarzy aurorrem który działa jak magnes na kłopoty. Co do Remusa....... no bez takich..... niby mówił Dorze że, opuszcza ją dal jej dobra i nażywa nienarodzone dziecko potworem :( a potemperatura kłamie w żywe oczy że niby jej" nie kocha" i leci do lasu żeby sprali mu mordę i żeby zabawiać się z inną. Co z tego że Meg jest wilkołakiem skoro Remusa czuje wstręt do tego liantropijnego piętna to czemu przepraszam tak się stało. A co jak by z Meg miał po tym dziecko to nagle potworem nie będzie? ( teraz mam pretensje do Lubina i chciałabym żeby Syriusz obudził się nawrzeszczał na niego i go ogarnął bo teraz to mam wilkołakowi zasadzić niezłego kopa) TAK CZY SIAK PIĘKNIE PISZESZ I TĘSKNIĘ ZA NOWYMI ROŹDZIAŁAMI. Niech stara Tonks powróci i niech zrobi jakiś wyczyn żeby było o niej słychać niech różowe włosy powrócą z blaskiem w oczach szczerym uśmiechem i pewnością siebie, poszaleje wypali paczkę fajk i niech przez najbliższy czas nie umawia się z jakimiś facetami bo prawdopodobnie historia by się poknociła. Rozpisałem się wiem o tym ale kocham tego bloga( czy jak to się tam pisze mam dyzortowrafie jak widać) chcę zobaczyć co twoja wena zdziała. Wiem że po czasie. Wiem że nie chcesz nawet tego czytać. Wiem że masz w sobie to coś i wiem że wena mogła by ci dać to skończyć dotrzymaj słowa i dodaj ze 3 rozdziały proszę niech będzie Syriusz budzący się i Tonks za którą tęsknimy i niech Remusa nasz animag do pionu postawi i niech zobaczy co stracił. No to na tyle ode mnie życzę powodzenia w pisaniu i Tonks w przeboleniu straty dziecka po którym ja sama płakałam.
OdpowiedzUsuńSory za ortografie... Masz talent w pisaniu wielki talent 100 to dużo jeśli o to chodzi i jest to códowne.
UsuńPozdrawiam Dakaria.
Hej, bardzo mi miło! Cieszę się, że ktoś tu się pojawił, gdy akurat ja staram się napisać kolejny rozdział (jest już gotowe 8 stron i mam nadzieję, że opublikuję go w pierwszej połowie listopada). Mam nadzieję, że Tobie również uda się wytrwać do tego momentu :)
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Nawet nie wiesz, jaką ulgę sprawił mi ten komentarz. Bałam się, że coś Ci się stało. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Ja też staram się właśnie wrócić do blogowania.
UsuńSerdecznie Cię pozdrawiam :)