22.08.2015

105) Upadek

                Ten poranek nie należał do udanych. Właściwie to był jeden z najgorszych dni i Tonks boleśnie to odczuwała. Czuła się paskudnie już od momentu, gdy otworzyła oczy. Prawdę mówiąc, w ostatnim czasie rzadko kiedy jej samopoczucie było dobre, już nie pamiętała, kiedy zaczęły się wszystkie problemy z jej zdrowiem, tym fizycznym jak i psychicznym. Każdego dnia męczyła się sama ze sobą. Codziennie nękały ją różne bóle, nudności i paraliżujące zmęczenie. Co prawda zdążyła się już do tego wszystkiego przyzwyczaić, chociaż bardziej odpowiadałoby tu stwierdzenie, że jej dokuczliwości nie robiły na niej takiego wrażenia jak na początku. Starała się stłamsić to wszystko w sobie i chociaż spróbować wyglądać na zdrową, zachowywać się normalnie. Czasami jednak jej się nie udawało i tak też było tego poranka.
                Swój dzień zaczęła od przymusowej wizyty w toalecie, gdzie spędziła równo pół godziny nad muszlą klozetową, patrząc jak zawartość jej żołądka opuszcza swoje miejsce. Traktując to już jako codzienny rytuał, nie przejęła się za bardzo. Oczywiście gdyby ktoś inny wiedział o tym, jak często zdarza się Nimfadorze wymiotować albo o jej bólach głowy z pewnością zainterweniowałby i wezwał jakiegoś uzdrowiciela, by upewnić się czy z aurorką wszystko w porządku. Dora jednak nigdy nie przejmowała się zbytnio swoim zdrowiem i również teraz skutecznie ignorowała niepokojące objawy. Tonks starając się nie myśleć o złym samopoczuciu, doprowadziła się do względnego stanu używalności, gotowa by zejść na śniadanie i kolejny dzień z rzędu odegrać swoją rolę. Nie zrobiła tego jednak. Na trzęsących się nogach wróciła do łóżka. Nimfadora nie wiedziała właściwie co było głównym powodem jej decyzji – nagły i nieznośny ból brzucha, który zgiął ją w pół i chwilowo sparaliżował całe ciało czy może wspomnienie ostatniego wieczoru, które właśnie w tamtym momencie ją nawiedziło. Jęknęła głośno, będąc świadoma słów, które wypłynęły z jej ust i czuła się z tym potwornie. Nie wiedziała co ją naszło! Owszem, była zdenerwowana i trochę zła, kiedy wracając do Nory natknęła się na Moody’ego i Kingsleya. Właściwie obawiała się bardziej tego, że spotka tam Remusa, a do tego doszło zachowanie Szalonookiego i wściekłość na wszystkich, którą ukrywała tak długo. Dlaczego wybuchła? Nie potrafiła na to pytanie odpowiedzieć. Wiele emocji wówczas w niej wrzało, ale nie były takie silne, żeby tak się zachowywać. Syknęła cicho, łapiąc się za brzuch. Może ból był karą? Może miała te okropne skurcze, które łapały ją za każdym razem, gdy próbowała się ruszyć, dlatego że powiedziała przy wszystkich o Anet? Moody z pewnością jej tego nie wybaczy. Zaufał jej i zdradził swój sekret, który prawdę mówiąc tajemnicą nie był, ale tak bardzo odbiegał od sposobu w jaki ludzie postrzegali Szalonookiego, że nikt o nim nie wspominał. Tonks miała ochotę zapaść się pod ziemię, ale świadomość, że kiedyś będzie musiała porozmawiać ze swoim mentorem, była tak bolesna i przytłaczająca, iż najchętniej poleciałaby teraz do Moody’ego i przyjęła wszystko na klatę. Nie była jednak w stanie tego zrobić. Jedyne na co miała siłę, to bezczynne leżenie na łóżku z przyciśniętą do poduszki twarzą, by nikt nie słyszał jej bolesnych jęków.
                Trudno powiedzieć ile czasu spędziła leżąc w pozycji embrionalnej, zatracając się w swojej agonii. Dla Tonks minęła cała wieczność, podczas której myślała tylko o tym, by przestała cokolwiek czuć, zanim ciche pukanie dobiegło do jej uszu.
- Tonks, czas wstawać! Czemu jeszcze siedzisz w łóżku? – zapytała zdziwiona Molly, uchylając uprzednio drzwi, które skrzypnęły cicho. Kobieta rozejrzała się po pokoju i zamarła w momencie, gdy jej wzrok stanął na Nimfadorze i zauważyła w jakim stanie się ona znajduje. W ułamku sekundy znalazła się przy Dorze, siadając na skraju łóżka i matczynym gestem przyłożyła jej dłoń do czoła. Kiedy upewniła się, że aurorka nie ma gorączki, pogładziła ją delikatnie po głowię i przestraszona spytała: - Merlinie, co się stało?
- Brzuch mnie boli, ale to nic, Molly – odezwała się słabym głosem Tonks, chociaż chciała zabrzmieć wiarygodnie. Odchrząknęła, tłumiąc jęk bólu. – To tylko chwilowe. Pewnie zaraz przejdzie.
- Tak, już to widzę! – prychnęła kobieta, przyglądając się bacznie Tonks, jakby mogła w niej ujrzeć przyczynę złego samopoczucia. – To pewnie z głodu! Ty kompletnie nic nie jesz. Mogłabyś być bardziej rozsądna, bo niedługo zagłodzisz się na śmierć!
- Molly, błagam! Nie matkuj mi tu teraz… - jęknęła Dora i złapała się za brzuch, czując kolejny dokuczliwy skurcz. Cierpiała wystarczająco i zbędne były komentarze pani Weasley, która od zawsze była przesadnie troskliwa. Wolałaby, żeby wszyscy zostawili ją teraz samą i pozwolili przeczekać to wszystko.
- Ja nic takiego nie mówię! Zobaczysz dopiero, co powie twoja matka, jak cię zobaczy! – oburzyła się kobieta, wstając z łóżka i podpierając ręce na biodrach.
- Nie, nic jej nie mów! – poprosiła Tonks, z trudem podpierając się na łokciach. Nimfadora doskonale wiedziała, że jej rodzice strasznie się o nią martwią i każdy niepokojący szczegół jest dla nich jak katastrofa, zagrażająca życiu ich córki. Dora mogła się jedynie domyślać, jakby zareagowali na jej widok i spodziewać się, że Molly podkoloryzowałaby jeszcze całą sytuację. Dlatego nie chciała by wiedzieli, bo przecież czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. – Po co ma się denerwować, a to zaraz minie, naprawdę…
                Molly nie spuszczała z niej wzroku nawet na sekundę. Zmarszczyła brwi i widocznie zastanawiała się nad tym co powinna zrobić. Tonks usilnie starała się wyglądać dobrze, by nie przechylić szali w niekorzystną dla niej stronę. Wystarczyłby jeden grymas na twarzy albo cichy jęk, a pani Weasley z pewnością zawiadomiłaby jej rodziców, a do tego wysłała ją na badania do Munga.
- Dzisiaj nie ruszasz się z łóżka – zawyrokowała Molly, przybierając groźny wyraz twarzy. – Zaraz przyniosę ci porządne śniadanie i eliksir rozkurczający. Ale jeżeli nie będziesz jadła, to natychmiast ściągam tu twoją matkę!
***
                Bezczynność. To jedno słowo opisywało jego życie, a zwłaszcza ostatnie tygodnie, które spędził nie robiąc nic. Wszyscy myśleli, że przygotowuje się do wyjazdu, ale prawda była tak, że już dawno się spakował, a jedyne co go jeszcze trzymało w miejscu to brak jakiegokolwiek wyjaśnienia i czas. Tak, od daty jego odjazdu dzielił go jeszcze tydzień i choć wydawało mu się to długo, to mimo wszystko nie znalazł chwili by opracować co powie Greybackowi, Meg, Andrew i innym wilkołakom, gdy już dotrze na miejsce. Zastanawiał się nad tym wiele razy, ale wszystko co wymyślił, wydawało mu się sztuczne i niewiarygodne. Dlatego z lubością spoglądał na kalendarz, mówiąc sobie, że przecież jeszcze ma czas. Wszyscy tak mówili od początku, a jednak wskazówki biegły szybko po tarczy zegara. Mimo wszystko, mimo tak wielu usilnych starań byli bezczynni, a czas się nie zatrzymywał… Nie dla wszystkich.
                Remus cisnął najnowszy egzemplarz Proroka Codziennego w ogień palący się w kominku i krzyknął głośno, tak jakby ten żałosny akt desperacji miałby mu w czymś pomóc. Wściekłość ogarnęła całe jego ciało. Miał tyle za złe sobie, Zakonowi, Voldemortowi, śmierciożercom i całemu światu.
                Z trudem podniósł się na proste nogi i po raz ostatni zerknął na gazetę, którą zaraz miały w całości strawić płomienie. Na pierwszej stronie widniały dwa zdjęcia, przedstawiające dobrze mu znane osoby i nagłówek, który głosił: „Pierwsze ofiary wojny! Bones i Vance zamordowane!” Oczywiście Prorok zawsze musiał przeinaczyć prawdę, bo pierwsze ofiary tak naprawdę były anonimowe i mało kto o nich wiedział, bo kiedy przyszło im zginąć, nikt nie śmiał wspomnieć o wojnie. A gdyby być szczerym i wziąć pod uwagę, że wojna dla całego świata trwała dopiero od momentu, gdy Voldemort się ujawnił, to Syriusz uznany by był za pierwszą ofiarę. Mimo wszystko Remus przyglądał się jak uwiecznione na fotografiach twarze kobiet, znikają w ogniu.
- Jak wielu śmierci będę jeszcze świadkiem? – zadał sobie cicho pytanie, a rozum wbrew jego woli przypomniał mu wszystkich znanych mu ludzi, którzy zginęli w ciągu jego życia. Poprzednia wojna obfitowała w bliskie mu ofiary, które nie powinny zginąć. Czy teraz miało powtórzyć się to samo?
                Amelia i Emmelina… Znał je jeszcze z Hogwartu, wspólnie chodzili na lekcje, często widywali się w bibliotece, co chwilę widywali się na szkolnych korytarzach i naprawdę lubili ze sobą rozmawiać. Pamiętał, jak śmiały się z żartów Huncwotów i często ich chwaliły. Zawsze były takie uśmiechnięte i pogodne, potrafiły podnieść na duchu swoim poczuciem humoru. Jednak teraz nie będę mogły dłużej tego robić. Bo nie żyły. Remus uważał, że nie zasłużyły na śmierć, a już na pewno nie na taką. Było inaczej, ponieważ zawsze dobrzy ludzie tracą najwięcej.
                Prorok Codzienny poświęcił im sporo uwagi. Lupin chciał wierzyć w to, że zrobili to z szacunku dla zmarłych, by uczcić ich pamięć. Trudno było jednak zaprzeczyć temu, że ta gazeta zawsze pisała wszystko tylko po to, żeby zwiększyć liczbę czytelników i tak pewnie było też i tym razem. Napisano, że obie kobiety dzielnie walczyły do ostatniej chwili. Nie można było w to wątpić. Zarówno Bones jak i Vance były silnymi i uzdolnionymi czarownicami, znały wiele zaklęć i nie poddawały się, a już na pewno nie w walce. Wierząc gazecie, Amelia zmierzyła się oko w oko z samym Voldemortem, który zabił ją osobiście po długim pojedynku. W przypadku Emmeliny wysłużył się śmierciożercami, nasłał na nią grupę swoich zwolenników, a oni w nierównym boju położyli kres życiu kobiety.
                Remus usiadł opadł na kanapę i zamknął oczy. Postarał się przywołać wszystkie dobre wspomnienie związane z dwiema kobietami, które znał od zawsze. Chciał w ten sposób oddać im hołd, udowodnić, że pamięta. Po chwili ukrył twarz w dłoniach i jęknął. Nie chciał znowu patrzeć jak giną niewinni, nie chciał być świadkiem śmierci przyjaciół. Koszmar z przeszłości powracał. Wówczas stracił tak wielu, a teraz miało się to powtórzyć. Mógł zadać sobie tylko pytanie: kto będzie następny?
***
                Każda chwila była dla niej męczarnią. Nie mogła wytrzymać bólu, który towarzyszył jej od samego rana i najwidoczniej nie miał zamiaru jej opuścić. Tonks nigdy jeszcze nie przeżyła czegoś takiego i jedynym jej marzeniem było, żeby wszystko się skończyło, żeby przestała cokolwiek czuć.
                Tak jak Molly postanowiła, Tonks nie opuściła łóżka, a wszyscy domownicy dostali bezwzględny zakaz wchodzenia do jej pokoju. O dziwo Ginny nie próbowała się dowiedzieć, co wydarzyło się jej przyjaciółce i najwidoczniej cierpliwie czekała. Nimfadora została zmuszona do zjedzenia sporego śniadania, które jednak długo nie zabawiło w jej żołądku, co pani Weasley przyjęła z niezadowoleniem, nie mogła przecież podać Tonks lekarstw, gdy ta nic nie jadła. Dlatego eliksir rozkurczający stał na stoliku nocnym i czekał na swój moment.
                Nimfadora męczyła się już kilka godzin i nic, nawet sen, nie dawało jej ukojenia. Molly co chwilę do niej zaglądała, mierzyła temperaturę, prowadziła monolog na temat jej dolegliwości oraz tego czym mogą być spowodowane i siadywała przy niej, by Tonks nie czuła się samotna. Kobieta pewnie by była jej wdzięczna, gdyby mogła skierować swoje myśli w stronę czegoś innego niż ból.
                Zegar widzący na ścianie wybił piątą popołudniu. Tonks drgnęła i złapała się za brzuch. Kolejny skurcz był tak nagły i bolesny, że łzy pojawiły się w jej oczach. Nimfadora myślała, że dłużej już nie wytrzyma. Resztkami sił sięgnęła po kubek z eliksirem i wypiła go duszkiem, wierząc, że jej to pomoże. Opadła na łóżko, łapiąc łapczywie powietrze i zamykając oczy. Lecznicze wywary zazwyczaj działały ze skutkiem natychmiastowym, a Tonks wyczekiwała na moment ulgi. Ten jednak nie nadszedł. Eliksir nie zadziałał. Nimfadora myślała, że na tym się skończy, ale było jeszcze gorzej. Nagła fala bólu zgięła ją w pół, a kobieta upadła na podłogę, oddychając ciężko. Coś było nie tak. Przeraziła się nie na żarty i teraz potrzebowała pomocy. Nie miała siły by kogoś zawołać. Ze łzami w oczach, trzymając się mocno ramy łóżka, dźwignęła się na równe nogi. Musiała znaleźć Molly, ta z pewnością coś zaradzi. Dotarła do drzwi, o mały włos nie przewracając się z powrotem na podłogę.
                Korytarz był pusty, a cały dom wydawał się dziwnie cichy. Nie słyszała nikogo z domowników, co nieco ją zaniepokoiło. Co jeżeli została sama i nie znajdzie Molly? Postanowiła zejść do kuchni, gdzie najpewniej była kobieta i to tam powinna jej szukać. Przeklęła cicho, stając naprzeciw schodów. Wcześniej nie przeszkadzało jej to, że zamieszkiwała u Weasleyów na drugim piętrze. Teraz jednak jej stan nie nadawał się do chodzenia po stopniach. Z trudem robiła krok po kroku, ale udawało jej się posuwać naprzód. Kiedy była na pierwszym piętrze, usłyszała czyjeś głosy. Była już tak blisko, wystarczyło pokonać jeszcze tylko kilka schodków. Trzymając się kurczowo poręczy schodziła na dół, aż w końcu ujrzała, osoby znajdujące się w kuchni.
- Zechcesz napić się herbaty? – spytała Molly.
- Z chęcią. Właściwie to przyszedłem się pożegnać – oznajmił nie kto inny jak Remus. Stał pośrodku kuchni i rozglądał się po pomieszczeniu. Serce Nimfadory zabiło mocniej, kiedy zatrzymał spojrzenie na niej. Najwidoczniej nie spodziewał się jej spotkać. – Tonks?
- Miałaś zostać w łóżku, kochana! – zawołała natychmiast Molly, która również przyglądała się Dorze. Ta jednak nie zwróciła uwagi na kobietę. Przyglądała się Lupinowi z tęsknotą i bólem, który był o wiele silniejszy niż ten, który odczuwała od samego rana.
- Remus. – Jej łamiący głos zabrzmiał tak żałośnie i błagalnie, że łzy po raz kolejny tego dnia napłynęły jej do oczu.

                Przez chwilę nie spuszczali z siebie wzroku, nie odzywając się nawet słowem, a potem… Potem Tonks jęknęła, złapała się za brzuch, puszczając tym samym poręcz. Molly krzyknęła, Remus zawołał jej imię, a ona upadła.

Cześć i czołem, kochani! 
Oddaję w Wasze ręce rozdział 105. Pomysł na niego już dawno zawitał w mojej głowie i właściwie wszystko, co wydarzyło się po Bitwie w Departamencie, prowadziło do tego momentu, a właściwie nie do tego, ale do następnego rozdziału, który ukaże się za dwa tygodnie. Tam będzie sporo rzeczy wyjaśnione i no cóż... Oczekujcie! 

Jak wspominałam pod ostatnim postem, rozdział 107 będzie pełnił rolę podsumowania. Chciałabym, żebyście wypowiedzieli się na temat tego, którzy bohaterowie mają to opisywać. Rozumiecie, chodzi mi o punkt widzenia inny niż ten Remus i Tonks. Może macie jakieś pomysły? 

Pokoju Życzeń pojawiły się ostatnio dwie nowe odpowiedzi, a trzecia czeka na chwilę wolnego czasu :)

Jak widzicie niedawno pojawił się nowy szablon. Miałam już dość tej szarości. Wszystkie gadżety znajdują się tuż przy nagłówku. Ukazują się po najechaniu na te "cosie". Niestety wystąpił jakiś błąd i odnośnik do komentarzy znajduje się teraz tuż pod tytułem posta. Mam nadzieję, że nie sprawi to wam za dużo problemów. 

Zauważyłam, że wielu autorów ma konto na portalu ask.fm. Wydaje mi się to całkiem fajną inicjatywą, dlatego też dołączyłam do grona askowiczów. Mój profil - >>KLIK<< Będzie mi niezmierni miło, jeżeli zechcecie w chwili wolnej tam wpaść i pozadawać jakieś ciekawe pytania dotyczące... WSZYSTKIEGO! :) 

To chyba wszystko... Właściwie nie powiedzieliście mi, co myślicie na temat tych drobnych spojlerów. Chcecie, żebym podawała informacje dotyczące fabuły następnego rozdziału czy wolicie żyć w słodkiej niewiedzy? Pod tym rozdziałem dodam kilka spojerków, a czy pod następnym tak będzie zależy od Was. 

SPOJLERY! 
* planuję napisać 5 podrozdziałów
* zawitamy do Św. Munga - znowu
* to co przytrafiło się Tonks, będzie miało na nią bardzo duży wpływ
* znowu spotkamy się z Blackiem
* pojawią się państwo Tonks, jedno z nich nie będzie nad sobą panować
* Tonks i Remus w końcu ze sobą porozmawiają

Do przeczytania! 



5 komentarzy:

  1. Biedna, biedna Tonks. Ale i tak nie jest tak źle. Kiedy zobaczyłam tytuł rozdziału, moją pierwszą myślą było to, że Tonks wróciła do narkotyków.
    W sumie dziwię się Molly. Ktoś tak opiekuńczy jak ona nie powinien zwracać uwagi na marudzenie z gatunku "nic mi nie jest" i od razu ekspediować do uzdrowiciela. Szczególnie, że Tonks nie jest nawet w stanie wypić eliksiru.
    Spojlery to świetny pomysł. Mają tylko jedną wadę - rozbudzają apetyt i wprost nie mogę się doczekać nowego rozdziału. A ty piszesz, że będzie dopiero za dwa tygodnie! Jak ja to przeżyję? JAK?!
    Jeżeli chodzi o rozdział 107 to chyba lepiej będzie się trzymać Remusa i Tonks. Przynajmniej takie jest moje zdanie. Żadna inne postać nie odda tak dobrze tego, co jest między tą dwójką. No chyba, że obudzisz Syriusza.Wtedy może być on.
    No i jeszcze szablon. Jest naprawdę śliczny. Tylko czasami dał rozdziałów i stron wchodzi na komentarze i nie wszystko dobrze widać np. w Pokoju Życzeń trochę ucięło ostatnią linijkę Szalonookiego i ciachnęło Spis Treści. Ale to może być kwestia tylko mojego komputera.
    Pozdrawiam
    PS. Co do spojlerów: czy one mówią tylko o najbliższym rozdziale, czy o kilku najbliższych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że przemknęło mi przez myśl, że może się komuś tak skojarzyć? Nie, Tonks już nie wróci do narkotyków, spokojnie.
      Cieszę się, że podobają Ci się pomysły z tymi spojlerami, wydają mi się takim fajnym urozmaiceniem. Dotyczą one tylko najbliższego rozdziału.
      Zmartwię Cię Syriusz się nie obudzi w najbliższym rozdziale.
      U mnie wszystko z szablonem w porządku. Sprawdziłam dla pewności i wszystko gra. W Pokoju Życzeń jest okey, a w Spisie Treści mogło chodzić o to, że nie aktualizowałam tej strony.

      Usuń
  2. Hej. Jestem w trakcie czytania twojego bloga i bardzo mi się podoba. Jest tylko taka sprawa, że czytam na telefonie i mam ciemne tło i czarne litery, przez co czyta się bardzo niekomfortowo. Czy mogę prosić o rozjasnienie tła lub liter? Będę bardzo wdzięczna, ponieważ teraz czytanie bardzo męczy. Pozdrawiam i z góry dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie przykładam jakoś uwagi do wersji mobilnej szablonu. Nie korzystam z niej zbyt często i nawet nie zdaję sobie sprawy, że coś może być nie tak. Ale wszystko powinno być już w porządku.
      Pozdrawiam i życzę miłej lektury

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję, teraz jest o niebo lepiej :)

      Usuń