Bycie
„gościem” w Norze to wyjątkowo trudne zadanie. Na pierwszy rzut oka niczego ci
nie brakowało – dobre jedzenie, mili towarzysze, zainteresowanie twoją osobą,
brak jakichkolwiek obowiązków – jednak na dłuższą metę pobyt w domu Weasleyów
można było porównać do aresztu domowego. Bo choć Molly należała do
najwspanialszych osób, jakie Tonks znała, to miała swoje wady, a największą z
nich niewątpliwie była nadopiekuńczość.
Nimfadora
miała zamieszkać w Norze, żeby oderwać się od swoich problemów, jednakże przez
dwa dni nie zauważyła żadnej poprawy. Co gorsza trudno było zapomnieć o swoich
sprawach, kiedy wszyscy przyglądają się tobie z uwagą i pilnują, żebyś czuła
się swobodnie. I chociaż Tonks poczuła się znacznie lepiej po nocnym spacerze z
Billem, to dalej chciała wyrwać się z domostwa rudej familii jak najszybciej.
Problem pojawiał się jednak w momencie, gdy przyszło zastanowić się nad tym
gdzie młoda aurorka ma wrócić. Nie było przecież mowy o tym, żeby znowu zwalić
się rodzicom na głowy i zadręczać ich jej prywatnymi sprawami. Ale Tonks doszła
do wniosku, że przecież nie wszystkie problemy są nie do rozwiązania.
Kiedy
Dora obudziła się rano po niespełna czterech godzinach snu, wiedziała już co
musi zrobić. Najważniejsze to zniknąć na dłuższą chwilę, żeby uniknąć spotkania
z Lupinem, którego Molly zaprosiła na kolację. Złożyło się na tyle dobrze, że
miała pretekst do takowego wyjścia i mogła w tym czasie załatwić kilka swoich
spraw. Jeżeli udałoby jej się to wszystko wykonać, miałaby podstawy do uznania
tego dnia za udany.
Najtrudniejsze
jednak pozostawało przed nią, bo nie była pewna czy Molly udzieli jej
pozwolenia na wyjście.
- Ale dokąd chcesz iść? – zapytała pani
Weasley, uważnie lustrując Tonks zaniepokojonym spojrzeniem. Nie łatwo było
przekonać Molly do jej pomysłu, zwłaszcza jeżeli twoje zachowanie było
wątpliwie normalne. Zwykłe słowa tu nie wystarczały, dlatego też Nimfadora by
osiągnąć swój cel zmusiła się do zjedzenia całego śniadania i zachowania go w
swoim żołądku dłużej, niż to ostatnio bywało.
- Mam kilka ważnych spraw do
załatwienia – odpowiedziała Tonks, dopijając resztkę przesłodzonej herbaty,
która wyjątkowo jej nie smakowała.
- Nie mogą chwilę zaczekać? Przecież
jesteś tu na wakacjach. – Molly pogładziła ją delikatnie po czarnych włosach,
które Tonks splotła w warkocz sięgający za łopatki i westchnęła. – Poza tym
teraz jest tak niebezpiecznie.
- Molly, nie zapominaj, że rozmawiasz z
wykwalifikowanym aurorem – upomniała ją Dora. – Nie chcę odkładać wszystkiego
na później, to bezsensu. Im szybciej się z tym uporam tym lepiej. Uwierz mi.
- No dobrze, niech ci już będzie –
zgodziła się za co Tonks obdarowała ją buziakiem w policzek. Molly pokręciła
rozczulona głową i dodała jeszcze: - Tylko wróć na kolację.
***
Lato
było jej ulubioną porą roku, czuła się wtedy najlepiej, tak jakby odjęło jej
kilka lat. Również wtedy w lesie pojawiało się jeszcze więcej zwierzyny i mogła
zrobić spore zapasy dla siebie i Andrew. W prawdzie wyżywienie dwóch osób nie
należało do trudnych zadań, gorzej był zimą, kiedy wiele zwierząt zapadło w sen
zimowy, a razem z nimi był jeszcze Remus.
Remus
Lupin. Nie widziała go już tak długo, a mimo wszystko nadal, na myśl o nim,
uśmiech pojawiał się na jej twarzy. Przywiązała się do niego i tęskniła za nim.
Nie wiedziała czy wilkołak jeszcze wróci do lasu, obawiała się, że już nigdy go
nie zobaczy, ale ciągle miała nadzieję. W głębi duszy liczyła na to, że pewnego
dnia zobaczy go przed jej szałasem.
Wstała
leniwie z trawy, na której siedziała i skierowała się w stronę chaty Moona,
który pewnie już na nią czekał, może nie tyle na nią co na obiad, który miała
mu zrobić z wczorajszej zwierzyny. Szybko mknęła miedzy drzewami, przemierzając
dobrze znaną jej drogę, aż nagle zatrzymała się. Znajdowała się w odległości
niecałego kilometra od chaty Andrew, ale doskonale słyszała, że staruszek z
kimś rozmawia. Serce podskoczyło wesoło w jej piersi. Na nowo rozpoczęła swój
bieg, nie myśląc o niczym innym niż o jak najszybszym znalezieniu się na
miejscu. Tak, to było najważniejsze i całe jej ciało dołożyło wszelkich starań
by osiągnąć ten cel. Już ze sporej odległości słyszała wyraźnie ich głosy.
- Dawno cię tutaj nie było. Już
myślałem, że zapomniałeś o swoim starym mentorze? – spytał go Andrew spokojnym
głosem.
- Kiesko wyglądasz – odpowiedział mu
ktoś zupełnie inny, niż się spodziewała, jednak nie przestała biec. – Miałem parę
spraw do załatwienia. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz.
- Nie – odpowiedział mu Moon. – Ale nie
przejmuj się. Już dawno porzuciłem myśl, że jestem dla ciebie kimś ważnym, Fenrirze.
Chatka
była coraz bliżej, a głosy mężczyzn stawały się głośniejsze. Meg znała
Greybacka, wiedziała jaki dziki potrafi być, a jego impulsywność potrafiła
człowieka przerazić. Nie musiała się martwić o Andrew. Był on już stary i sam
uważał, że zbliża się kres jego żywota, ale potrafił o siebie zadbać, a i sam
Fenrir odczuwał przed nim spory respekt. Jednak Maggie czuła się zobowiązana by
dbać o starca i wspierać go.
- Nie wydajesz się cierpieć na brak
towarzystwa. Doszły mnie pogłoski, że masz nowego ucznia – rzucił wściekłym
tonem młodszy mężczyzna.
- Nie mieszajmy w to Remusa.
– Naprawdę, Andrew? – prychnął Fenrir,
a Meg przyśpieszyła. Wyczuła jego wściekłość. - On ma zastąpić moje miejsce?
- Nikt nikogo tu nie zastępuje – odparł
spokojnie Moon.
Maggie
złapała za klamkę drewnianych drzwi i biorąc głęboki wdech, weszła do środka.
Sylwetka Fenrira nie pozwalała jej rozejrzeć się po chacie, bo stał niecałe
półtora metra od wejścia. Już gdy tylko się na niego spojrzało, było widać, że
niedawno wrócił z miasta. Stosunkowo schludny strój nie był nigdy wizytówką
Greybacka, jednak zawsze gdy pojawiał się w lesie po dłuższej nieobecności
przywoził ze sobą nowe ubrania, które przez chwilę sprawiały, że wyglądał na
przyzwoitego człowieka. Wilkołak spoglądał na Moona, który stał przy oknie,
spoglądając na las.
- Witaj, Fenrirze – przywitała się.
Nigdy nie mogła narzekać na złe stosunki z tym mężczyzną. W pewien sposób była
mu nawet wdzięczna za to, że zebrał wszystkie wilkołaki razem w jednym miejscu.
To dzięki niemu poznała Andrew i Remusa.
- Meg. – Skinął w jej stronę głową,
lustrując przy tym uważnie wzrokiem swoich dzikich oczu. – Wyglądasz kwitnąco.
- Czym zasłużyłam sobie na taką
uprzejmość? – spytała z uśmiechem i podeszła do Andrew. – Wszystko w porządku?
- Tak, właśnie rozmawiałem z Fenrirem
na temat naszego wspólnego przyjaciela – odparł staruszek i na trzęsących się
nogach wrócił na swój wysiedziany fotel. – Jednak wydaje mi się, że to nie był
cel jego wizyty.
- Nie fatygowałbym się po to, żeby
poplotkować o kimś takim – stwierdził Greyback, krzyżując ręce na piersi. –
Chciałem przypomnieć ci naszą rozmowę sprzed kilku lat.
- Chyba nawet wiem o którą chodzi. –
Moon pokiwał głową i splótł ze sobą
dłonie. Spojrzał na Meg jakby szukał w jej postawie odpowiedzi na pytanie, nad
którym właśnie rozmyślał. – Masz zamiar bawić się w zielarza?
- Zechcecie mi powiedzieć o co chodzi? –
dopytywała się Maggie, spoglądając to na Andrew, to na Greybacka. Doskonale
wiedziała, że mężczyźni poznali się dużo wcześniej, zanim pojawiła się w lesie.
Była również świadoma tego, że poróżniła ich pewna sprawa, o której starzec nigdy
nie chciał z nią rozmawiać i mogła dać sobie głowę uciąć, że właśnie ten temat
został właśnie poruszony.
- Nie warto, Meg. Nie będziemy o tym
więcej rozmawiać, Fenrirze – odezwał się surowo najstarszy z nich, mierząc
Greybacka surowym spojrzeniem.
- Jestem pewien, że już dawno
wspomniałeś o tym Lupinowi. – Fenrir uderzył z łoskotem w stół, który zadrżał
pod ciosem. Maggie wstrzymała oddech.
- Prędzej będę z nim o tym rozmawiał
niż z tobą.
- Właściwie to co masz do Remusa? –
zapytała Owen, podpierając ręce na biodrach.
- A więc to tak… - warknął Greyback i
wciągu sekundy znalazł się przy niej, tym samym przygwożdżając ją do ściany
chaty. – Czujesz coś do niego.
- Kpisz sobie ze mnie? Wiesz, że
trzymam mężczyzn na dystans od czasu, kiedy…
- Oj Maggie, Maggie… Nie ładnie tak
kłamać. Myślałaś, że się nie zorientuję? – spytał, biorąc między swoje zaostrzone
ostrymi pazurami palce kosmyk jej włosów i zbliżył do niej twarz. – Przecież to
czuję… Na dźwięk jego imienia krew w twoich żyłach zaczyna płynąć szybciej,
serce przyśpiesza, jeden oddech goni drugi i… Ty się rumienisz, Maggie?
- Nie powinno cię interesować to, co
jest między mną a Remusem – oznajmiła stanowczo, zaciskając mocno usta. Szybkim
ruchem odsunęła dłoń wilkołaka od swojej twarzy i spojrzała w jego ślepia z
obrzydzeniem.
- Ah, tak… Myślałem, że jesteś inna,
Meg. Ale nie martw się, mam dla ciebie, a właściwie to dla was, wspaniałą
nowinę. – Uśmiechnął się wrednie odchodząc od niej i spoglądając przelotnie na
Moona. – Remus Lupin już nigdy tu się nie pojawi, a jeżeli jest taki głupi i
postanowi tu wrócić, osobiście rozszarpię go na strzępy.
- Nie zrobisz tego! – zawołała wściekle
Owen, robiąc krok w stronę wilkołaka, na co ten roześmiał się złowrogo. Jego
śmiech sprawiał, że na ciele pojawiała się gęsia skórka. Był tak potworny i
przerażający, że na jego dźwięk Meg zapragnęła by Remus już nigdy nie pojawił
się w lesie.
- A niby kto mnie powstrzyma? Ty? –
Spojrzał na nią prowokująco, a ona zacisnęła pięści. – Uwierz mi, odpowiednio
się nim zajmę. O ile dotrze tu w jednym kawałku, ostatnio uzbierał sobie sporo wrogów.
- Nic mu nie zrobisz, bo go
potrzebujesz – warknęła przez zaciśnięte zęby, a w oczach Greybacka pojawiło
się na chwilę zwątpienie. Więc miała racje! Już od pewnego czasu podejrzewała,
że nie bez powodu Fenrir pozwalał Remusowi pojawiać się w lesie. Od początku
było wiadomo, że ta dwójka się nienawidzi, ale mimo wszystko oboje przebywali w
swoim otoczeni. Mieli swoje powody. – Nie wiem do czego ani dlaczego, jednak
potrzebujesz go.
- Jesteś tego taka pewna, Maggie? –
spytał, kręcąc głową. Próbował pokazać swoją wyższość nad nią, ale tym razem mu
się to nie udało. Odwrócił się w stronę drzwi. Już miał opuścić chatę, ale
odwrócił się jeszcze i szczerząc swoje kły, powiedział. – Kiedy tu wróci,
przekonamy się kto miał rację. Jeśli wróci…
Drzwi
trzasnęły z łoskotem, a Greyback zniknął. Meg wypuściła z ulgą powietrze i
osunęła się na podłogę. Bała się o Remusa. Fenrir był impulsywny i
nieobliczalny. Dlatego nawet jeżeli miała rację i potrzebował do czegoś Lupina,
to mógł zrezygnować ze swoich planów i skrzywdzić go, by dać jej nauczkę.
Pozostawało jej więc liczyć na to, że już nigdy nie spotka się z Remusem. Bo
jeśli wróci… A przecież mi to obiecał, odezwała
się niepokojąca myśl, która przez ostatni czas napawała ją szczęściem.
- On wróci…
***
Pokątna
zmieniła się nieodpoznania. Kiedyś była to ulica, na której tętniło życie
magicznej części Londynu. Teraz świeciło tam pustkami. Wielu sprzedawców
postanowiło zniknąć, zamykając swoje sklepy i wyjeżdżając, a i nikt nie wałęsał
się wzdłuż kamienic jak to bywało dawniej. Jedynie w dalszej części alei
panował tłok – to właśnie tam bliźniacy Weasley mieli swój sklep. Tonks nie
spodziewała się, że w tych czasach będą mieli taki natłok klientów, ale jednak
słowa Billa się sprawdziły. Fred i George dawali ludziom odrobinę radości w
tych czasach. Nimfadora odwróciła wzrok od kolorowego budynku. Obiecała
chłopakom, że do nich kiedyś zajrzy, ale nie uważała, żeby ten dzień był
odpowiedni.
Wciągnęła
głośno powietrze, przekonując się w duchu, że podjęła dobrą decyzję i zapukała
w drzwi jednego z budynków. Chwilę musiała zaczekać aż łysy mężczyzna w średnim
wieku uchylił drzwi i spojrzał na nią zza swoich szkieł grubości denek od
butelek.
- Pani w sprawie ogłoszenia, tak? –
spytał piskliwym tonem, a Tonks pokiwała głową. Mężczyzna otworzył drzwi
szerzej, wpuszczając Nimfadorę do środka. Znaleźli się w słabo oświetlonej
klatce schodowej. Nic tam praktycznie nie było. Wejście prowadzące
najprawdopodobniej do sklepu, który znajdował się na parterze, ogromna donica z
uschniętymi kwiatami oraz schody prowadzące na piętro. – Pozwoli pani, że się
przedstawię. August Richards, właściciel mieszkania.
- Jestem Tonks, miło pana poznać. –
Dora uścisnęła dłoń Augusta i uśmiechnęła się delikatnie.
- No to ja zapraszam panią na górę. –
Wskazał ręką na schody i przepuścił Tonks przodem. Wspinała się po stopniach,
aż doszła do drzwi i nie czekając na Richardsa, otworzyła je. Pierwszym co
ujrzała był spory stos kartonów, ułożonych nieopodal wejścia. Zdziwiona spojrzała
na właściciela mieszkania, a on wyminął ją szybko i przesunął pudła, tak by
mogła swobodnie rozejrzeć się w środku. – Od pewnego czasu żyję na walizkach.
Nie ukrywam, że zależy mi na czasie. Wyjeżdżam do córki i chciałbym szybko się
uwinąć z formalnościami.
- Rozumiem. W tej kwestii nie będę
sprawiać kłopotów – stwierdziła Tonks, rozglądając się dookoła. Mieszkanie nie
było za duże, a na jej wymagania wystarczałoby aż w nadmiarze. Niewielkim
korytarzem przechodziło się do sporej wielkości salonu oddzielonego od kuchni
jedynie blatem, przy którym stały trzy krzesła. Wszystkie ściany utrzymane były
w jasnym beżu, a drewniana podłoga idealnie komponowała się z regałem i komodą,
które stały w salonie. Oprócz nich była tam czteroosobowa brązowa kanapa i
fotel w tym samym kolorze. Kuchnia również była wyposażona w wystarczającym
stopniu. Lodówka, kuchenka, liczne szafki i dwie półki tworzyły niewielki
zakątek kucharza, z którego Nimfadora z pewnością nie korzystałaby za często. Przechadzała
się po pomieszczeniu co chwila otwierając jakąś szufladę albo przejeżdżając
dłonią po meblach, a Richards podążał wiernie za nią, przyglądając się uważnie
każdemu jej ruchowi. Tonks przystanęła przy drzwiach. – Tutaj jest sypialnia?
- Tak, a po drugiej stronie łazienka –
odpowiedział, wskazując ręką za siebie. Dora pokiwała ze zrozumieniem głową.
Nie chciała zaglądać do toalety, bo to miejsce kojarzyło jej się jedynie z
nieprzyjemnymi mdłościami, a jak na razie ten dzień był od nich wolny. Weszła
do pokoju, którego ściany pomalowane były na granatowo. W środku znajdowało się
łóżko, niewielka szafa i stoliczek nocny. Tonks wróciła do salonu i usiadła na
fotelu, a August zajął miejsce na kanapie. – Podoba się pani?
- Mieszkanie? Tak, nawet bardzo. –
Uśmiechnęła się, spoglądając jeszcze raz dookoła. – Ile by pan oczekiwał?
- Wydaje mi się, że niewiele. Zaledwie
trzy tysiące pięćset galeonów – odpowiedział Richards, a Tonks pokiwała głową. To nie była
wygórowana cena jak na lokum przy Pokątnej, nie przekraczała również jej
możliwości. Nimfadora była jednak ciągle niezdecydowana.
Mieszkanie
jej się podobało, nie zbankrutowałaby, kupując je, ale coś jej nie pozwalało od
razu powiedzieć, że chce je kupić. Pierwszy krok jest najtrudniejszy. To
właśnie miał być ruch, od którego miała zacząć zmiany w swoim życiu. Własne
mieszkanie pomogłoby uwolnić jej się od przeszłości, a także od przesadnie
troskliwych rodziców. Taka okazja mogła się już nie trafić, ale coś sprawiało,
że Tonks ciągle się wahała.
- Więc jest pani zdecydowana? – spytał z
nadzieją Richards.
- Muszę to przemyśleć – stwierdziła Dora,
postanawiając jeszcze raz rozważyć wszystkie za i przeciw. Obiecała przecież
Dumbledore’owi, że zastanowi się nad jego propozycją. Smutne spojrzenie
Augusta, zmusiło ją do odezwania się. – Wszystko zależy od mojej pracy. Ale zapewniam
pana, że jeszcze w tym tygodniu wyślę panu sowę z odpowiedzią.
- Będę jej oczekiwał z niecierpliwością.
***
Czas,
który spędziła poza Norą, minął wyjątkowo szybko. Oglądanie swojego
potencjalnego mieszkania samo w sobie nie było czasochłonne, ale po tym jak
pożegnała się z panem Richardsem, postanowiła deportować się w jakieś mało uczęszczane
miejsce i trochę odetchnąć świeżym powietrzem. Spacer pozwolił jej się
zrelaksować i ani przez chwilę nie zadręczała się swoimi problemami. Chciała
zostać na zawsze z dala od reszty świata, ale wiedziała, że Molly zacznie jej
szukać.
Oczywiście
nie miała zamiaru wracać na kolację, biorąc pod uwagę, że Remus został na nią
zaproszony. Dlatego też poczekała aż minie odpowiednia ilość czasu i
deportowała się w okolicy domu Weasleyów. Liczyła na to, że już nikogo nie
będzie. Stanęła przed drzwiami prowadzącymi do kuchni i zapukała głośno. Nie
musiała długo czekać.
- To z pewnością Tonks! – zawołała Molly,
a w jej głosie dało się słyszeć przejęcie. Dora poczuła się źle z tym, że
sprawiła jej tyle troski.
- Lepiej to sprawdź – stwierdził nie kto
inny jak Szalonooki. Jego gburowatego głosu nie można było pomylić. Serce Tonks
zabiło mocniej. Jeżeli Moody cały czas był w Norze, to Remusa równie dobrze
mogła spotkać. W pierwszej sekundzie chciała uciec, ale doszła do wniosku, że
byłoby to głupie.
- Nie bądź głupi, Alastorze. Wiem, że
to ona.
- Jak ty tego nie zrobisz, to zrobię to
ja – mruknął stanowczo Szalonooki i rozległo się stukanie jego drewnianej nogi
o podłogę. Nimfadora wzniosła oczy ku niebu, czekając aż jej mentor dotrze do
drzwi. – Kto tam?
- Tonks.
- Udowodnij – zażądał Moody.
- Serio? I co niby mam ci powiedzieć?
Że jestem metamorfomagiem, aurorem, członkiem Zakonu Feniksa? – zakpiła Tonks,
krzyżując ręce na piersi. Naprawdę nie miała ochoty na taką wymianę zdań.
Zwłaszcza gdy nie była pewna, czy Lupin jest za drzwiami.
- Nie, to wie każdy. Co tobie
powiedziałem przed odebraniem Pottera z King’s Cross?
- Mam ci streścić całą rozmowę? Nie
byłeś zbyt miły… - mruknęła Dora, licząc, że nie będzie musiała wspominać
tamtej chwili. Oczywiście wzięła sobie słowa Szalonookiego do serca, ale nie
miała zamiaru mu tego uświadamiać. Niestety za drzwiami zapadło milczenie i
nikt jej nie otworzył. Tonks zezłościła się. Jeżeli Lupin będzie w środku i
usłyszy to co Moody jej wówczas powiedział, będzie mógł sobie pomyśleć, że jej
na nim zależy. I co z tego, że taka była prawda? Ona na peronie powiedziała mu
zupełnie coś innego i wolała, żeby trzymali się tamtej wersji. – Dobra, masz
czego chciałeś! Powiedziałeś, że masz gdzieś moje uczucia i rozterki sercowe,
że nie obchodzi cię to, że jakiś mój chłoptaś potraktował mnie jak zabawkę, że
byłam w szpitalu, że Syriusz jest nieprzytomny! Przecież potrafię ukrywać
emocję, prawda?! – wykrzyknęła zdenerwowana, wyobrażając sobie minę Remusa, który
wysłuchuje tego wszystkiego i walnęła pięścią w drzwi. Za nimi Molly wciągnęła
oburzona powietrze, Nimfadora domyśliła się, że wszyscy zebrani to słyszeli i
że Moody ma teraz przerąbane. Pani Weasley nie daruje mu tych słów.
Drzwi
otworzyły się, a w progu stał Szalonooki, który od razu zmierzył ją zarówno
swoim magicznym okiem, jak i tym normalnym. Tonks nie mogła nic rozczytać z
jego jak zwykle niezadowolonej miny, ale pomyślała, że oczekiwał od niej
jakiejś bardziej zwięzłej i nie aż tak dosadnej wypowiedzi.
- Nie wyglądasz najlepiej – stwierdził,
wpuszczając ją do środka. Tonks prychnęła wściekle i weszła.
- Dla ciebie to nic nowego.
- Przestańcie się kłócić! – zawołała Molly,
obejmując od razu Nimfadorę i prowadząc ją do stołu. Tonks zerknęła dookoła.
Oprócz pani Weasley i Szalonookiego w pomieszczeniu byli jeszcze tylko Artur i
Kingsley. – Dlaczego nie wróciłaś na kolację?
- Jadłam na mieście, Molly. Nie musisz
się o mnie martwić – stwierdziła, siadając koło aurora. Było to oczywiście
kłamstwem, bo niczego nie jadła od śniadania, ale nie czuła głodu. Nadal była
jednak zła. Nie dlatego, że Moody wyprowadził ją z równowagi. Chodziło o
Lupina, znowu… Nie chciała go widzieć, ale kiedy go nie zastała, poczuła bolesne
ukłucie w okolicy serca, bo… Tak naprawdę to pragnęła go ujrzeć, tęskniła za
nim. I dlatego była zła. Wściekała się na siebie, bo przecież przed chwilą
zrobiła pierwszy krok w stronę nowego życia, a teraz znowu zaczęła o nim
myśleć.
- Jak tam na urlopie, Tonks? – zagadnął
ją Kingsley, szturchając delikatnie w ramię.
- Dobrze, ale już wróciłabym do czynnej
służby w Zakonie… - mruknęła. Miała ochotę teraz wylać wszystkie swoje żale.
Jednak nie była taka głupia, żeby paplać wszystkim dookoła o swoim złamanym
sercu. Ale przecież mogła wygarnąć, to co miała im za złe.
- Oj przydałabyś się. – Uśmiechnął się
King.
- Tak, to dlaczego żadne z was nie
zawiadomiło mnie od tak dawna o jakimkolwiek zebraniu?
- Byłaś w szpitalu, musiałaś odpocząć –
stwierdził Artur, zdziwiony taką reakcją ze strony Nimfadory.
- Od dawna nie jestem już w Mungu i nie
wybieram się tam w najbliższym czasie.
- Gdybyś się nie zachowywała jak
rozkapryszony dzieciak, to może byśmy ci powiedzieli gdzie i kiedy są zebrania –
stwierdził Moody, za co został zgromiony morderczym spojrzeniem Molly. – Nie miałem
zamiaru przeinaczać Zakonu Feniksa w jakąś operę mydlaną z tobą w roli głównej.
- Alastorze, nie mów tak! – oburzyła się
Molly.
- Nie, niech mówi. Chętnie posłucham
jeszcze innych zarzutów dotyczących mojej osoby – warknęła Tonks, zaciskając
dłonie w pięści.
- To nie są żadne zarzuty, Tonks. Po
prostu chcieliśmy dać ci trochę czasu na poukładanie swoich spraw – odezwał się
Kingsley, a Nimfadora zmierzyła go wzrokiem. Nie zasłużył na takie traktowanie,
ale Dora była już wyprowadzona z równowagi. Przestała się wściekać na siebie, a
z powrotem skierowała swoje negatywne emocje w stronę Szalonookiego.
- Daruj sobie, King. Dobrze wiem, czyim
pomysłem było odsunięcie mnie od Zakonu. Moody dba tylko o to, bo nic poza tą
głupią wojną go nie obchodzi! Mogłoby się wydawać, że to właśnie ty, Szalonooki
mnie zrozumiesz. W końcu nasze tragedie są takie podobne! – krzyknęła w stronę
swojego mentora, który nie spuszczał z niej wzroku. I Tonks chcąc wyrzucić z
siebie te wszystkie złe emocje, zrobiła o jeden krok za daleko. To co
powiedziała, było cisem poniżej pasa, bo przecież mówiąc jej to, zaufał komuś
po raz pierwszy od dawna. Jednak ona wtedy tego nie dostrzegała, była
zaślepiona wściekłością. – Przecież ty jesteś z kamienia! Od ich śmierci nie
obchodzi cię nikt, a to wszystko co powiedziałeś wtedy na Grimmauld Place było
kłamstwem! Jesteś potworem bez uczuć!
Witam, witam! Co tam u Was? Jak minęła ta połowa wakacji? Bo u mnie co chwile coś się dzieje...
Rozdział jest, ale wyszedł mi chyba trochę chaotycznie. Pojawiła się Meg i to jej poświęciłam większość rozdziału. Chyba troszeczkę się za nią stęskniłam. Ale spokojnie teraz będzie jej pod dostatkiem!
Dużo Tonks. Trochę inna niż w poprzednich rozdziałach, prawda? Każdy musi się przecież wykrzyczeć.
Kolejny rozdział pojawi się za dwa tygodnie i teraz będzie cały czas, tak jak to już pisałam. Mam już zaplanowane kolejne trzy notki i cóż... trochę się wyjaśni. Rozdział 107 będzie takim podsumowaniem i będzie pewnie trochę przydługawi. Właściwie chciałam Was zapytać o to z czyjego punktu widzenia ma być to opisane. Nie będą to z pewnością Remus i Tonks, ale ktoś inny. Mam już swój zamysł, ale chętnie przyjmę też jakieś propozycje.
Na koniec pomyślałam, że napiszę kilka spojlerów dla ciekawskich (kto nie chce, niech nie czyta!). Możecie w komentarzach snuć swoje domysły, bo uwielbiam je czytać.
* akcja będzie rozgrywać się w większości w Norze
* ktoś zauważy złe samopoczucie Tonks
* Remus i Tonks będą przebywać w tym samym miejscu i tym samym czasie
To na tyle, buziaki!
Hej! Niedawno wpadłam na Twój blog i powiem szczerze myślałam, że nie ma przynajmniej odrobine lepszego bloga od Desiderium Intimum. Jednak pomyliłam się. Co porawda, Desiderium Intimum jest o Snarry, jednak Twojemu blogu, jak i wyżęj wymienionemu niczego nie brakuje!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału mam mieszane uczucia.Z jednej strony Tonks wreszcie nie będzie żyła na łasce rodziców, a z drugiej zdenerwowała mnie kłotnia z Szalonookim. Wydaje mi się, że Tonks troszeczkę przesadziła. Moody nigdy by jej w tak delikatnej sprawie nie okłamał. Przecież ją bardzo ceni, o czym przekonałam się po rozmowie Nimfadory i Albusa.
Mam taką mało prośbę. Mogłabyś zrobić wersję na komórki? Rzadko mam dostęp do komputera, więc korzystam z telefonu. Pomyśl sobie, że czytasz, czytasz, a zdjęcie Dory lata za Tobą i zasłania połowę tekstu! (xd)
Chciałabym też serdecznie zaprosić Cię na mój blog o huncwotach, w którym występuje Tonks!
http://huncwociidziewczyny.blogspot.com/
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
Do zobaczenia
America Black
Witam i bardzo się cieszę, że tu wpadłaś i postanowiłaś zostać na trochę dłużej.
UsuńCo prawda nie czytałam Desiderium Intimum, bo Snarry to zupełnie nie moje klimaty, ale uwierzę Tobie na słowo i podziękuję ślicznie za komplement.
Faktycznie, rozdział miał wywołać mieszane uczucia. Tonks przeżywa trudne chwile i nie panuje nad emocjami.
Oczywiście zaraz zostanie udostępniona wersja na komórki. Nawet nie wiedziałam, że szablon źle działa na urządzeniach mobilnych, ale dobrze, że o tym wspomniałaś.
Pozdrawiam i uciekam na twojego bloga!
No więc tak. Ja również od niedawna czytam twojego bloga. Uważam, że jest genialny! Przestudiowałam już wszystko od pierwszego rozdziału. I teraz kiedy na kolejny rozdział będę czekać dłużej niż kilka sekund robi mi się smutno... Jak zwykle o sobie gadam. -,-
OdpowiedzUsuńCo do dalszej akcji... Nie mam pojęcia. Nigdy nie miałam zbyt dobrych pomysłów, więc i teraz, musisz mi wybaczyć, nie udzielę się.
Już bez zbędnego przedłużania. Życzę Ci weny i Pozdrawiam. ;)
Przykro mi, że jest Ci smutno, ale wiesz jak to się mówi... Im dłużej czekasz, tym lepiej smakuje!
UsuńCieszę się, że postanowiłaś przebrnąć przez tą dość obszerną lekturę i jeszcze oczekujesz kolejnych części.
Dziękuję za miłe słowa i również pozdrawiam!
Hej! Przeczytałam Twój rozdział już parę dni temu ale nie miałam czasu napisać, więc robię to teraz. Podoba mi się nowy szablon. Ale teraz odniosę się do opowiadania. No więc Po pierwsze jestem zła na Tonks że zdradziła sekret Szalonookiego. Według mnie powinna go przeprosić i uważać na to co mówi bo mogła naprawdę zranić Alastora. No ale cóż co się stało, to się nie odstanie. Mam nadzieję na poprawienie się relacji na linii Remus-Tonks. Jestem bardzo ciekawa co oznaczają wymioty u Tonks choć może to oznaczać po prostu za duży stres związany z Remusem no i z Syriuszem. A właśnie, czekam na szczęśliwe rozwiązanie w sprawie Blacka. Tak na marginesie to wydaje mi się że Tonks ostatnio nie odwiedzała Syriusza a w końcu to Jej ukochany kuzyn. Ciekawa jestem czy nasza Pani auror zdecyduje się na mieszkanie na Pokątnej. Życzę weny i wyczekuję na next.
OdpowiedzUsuńMagda G
Sekret właściwie sekretem nie był. Najbliższe otoczenie Moody'ego (tzn. Zakon) wiedzieli o Anet, ale... Pozwolisz, że bardziej rozpiszę się w "Pokoju Życzeń". Faktycznie zachowanie Tonks było straszne i głupio się trochę czułam, pisząc tą scenę. Oczywiście to będzie miało pewne znaczenie w dalszej części.
UsuńRemus i Tonks pojawią się, ale w następnym rozdziale trudno będzie mówić o jakiejkolwiek relacji.
Tonks jest na "wakacjach" w Norze, o czym opowiadała Blackowi i obiecała mu, że odwiedzi go jak z nich wróci. Nie martw się, to będzie raczej szybciej niż później.
Pozdrawiam!
Mmm znowu zaleciało Grą o Tron. Super. Cieszę się, że niedługo będzie więcej Meg. Lubię ją. Lubiłabym ją o wiele bardziej, gdyby nie próbowała zająć miejsca Tonks u boku Remusa. Chyba to już kiedyś pisałam, ale nie zaszkodzi się powtórzyć.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej.
Pozdrawiam
Kto nie lubi Meg? Ona jest genialna! Miałam zamiar napisać coś, gdzie będzie jej więcej, ale jak zwykle mi nie wyszło... :'( Właściwie to Tonks nie zajmuję miejsca u boku Remusa, bo... No cóż, wiesz jak to z nimi jest. Chcą, ale nie mogą. Mogą, ale nie chcą. Czasami już mnie to denerwuję, ale ćwiczę swoją wytrzymałość i piszę dalej! :)
UsuńPozdrawiam!
Pisz, pisz. Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
UsuńPozdrawiam