Nie
mogła spać. Nie było to w sumie nic dziwnego, bo nie zdążyła się jeszcze zaaklimatyzować w Norze, a jak wiadomo, pierwsza noc w nowym miejscu jest
najgorsza. Kręciła się pół nocy na łóżku, przewracając z boku na bok, by za
chwilę wstać, podejść do okna i znowu się położyć. Minęło kilka godzin od
momentu, w którym postanowiła, że zmieni swoje życie, a już się poddała. Nie
potrafiła zapomnieć, a może nie chciała… Utrata mężczyzny, którego kochała nad
życie, nie mogła przejść bez echa, wiedziała o tym dobrze, ale ten ból nie
słabł, czas nie leczył ran. Cierpienie stało się teraz sensem jej życia,
wskoczyło na miejsce, które zajmował Lupin.
W końcu wstała, wiedząc, że tej nocy nie zaśnie. Wieczory były dla niej najgorsze. Za
dnia, choć to było trudne, wiele rzeczy odciągało jej myśli od problemów, ale
gdy kładła się do łóżka, będąc sam na sam z blaskiem księżyca, nic nie było w
stanie powstrzymać łez.
Tonks
wyszła ze swojego pokoju, modląc się by skrzypienie podłogi nie obudziło
Wasleyów i zeszła do kuchni z zamiarem wypicia chociażby łyka wody. Jednak gdy
znalazła się na parterze, zorientowała się, że nie jest sama. Przy kuchennym
stole siedziała jakaś postać, której nie potrafiła rozpoznać w panującym mroku. Ów ktoś
pochylał się nad kubkiem. To musiał być mężczyzna.
- Bill?
- Tonks, nie śpisz? – odezwał się
chłopak, odwracając się w jej stronę.
- Jakoś nie mogłam zasnąć… - Usiadła
naprzeciw niego. Wzrok już się przyzwyczaił i widziała jego twarz doskonale w
ciemności. – A ty czemu nie w łóżku?
- Podobnie jak ty… Chcesz kakao? –
Uniósł do góry kubek, z którego unosiła się delikatna mgiełka.
- Właściwie to chciałam się napić wody.
- Daj spokój, Tonks. Chcesz pić wodę, kiedy możesz rozkoszować się kakao? – zakpił z niej Weasley i wstał, żeby
przygotować jej napój. – Pamiętasz jak po naszych randkach zakradaliśmy się do
kuchni i skrzaty przygotowywały nam kakao?
- Jak mogłabym zapomnieć? Zawsze piłeś
tak zachłannie, że miałeś czekoladowe wąsy – zaśmiała się cicho i westchnęła z
rozczuleniem na myśl o tamtych czasach.
- Do teraz mi to zostało…
- Też masz wrażenie jakby to wszystko
wydarzyło się w innym życiu?
- To było siedem lat temu, wtedy to
było inne życie – stwierdził z rozbawieniem Bill i postawił przed nią kubek z
kakao.
- Nie chodzi o to… Czasami wydaje mi
się, że wszystko co wtedy miało miejsce to czyjeś wspomnienia, a nie moje
własne, jakby tamto życie należało do kogoś zupełnie innego.
- Tak, też czasami tak mam. – Uśmiechnął się delikatnie jak to tylko on umiał. – Wtedy przypominam sobie, że
mimo wszystko to są moje wspomnienia i zawsze będę mógł do nich wrócić.
- Chciałabym wrócić do nich na stałe…
- Dziękuję, że odezwałaś się do Fleur – powiedział nagle Bill. – Ona czuje się tu trochę samotna.
- Nie ma sprawy.
- Wypiłaś? – spytał, a Tonks dopiła
resztkę napoju, po którym o dziwo nie było jej niedobrze i odstawiła kubek. –
Co powiesz na spacer nocą?
***
Tym
razem była jego kolej, w końcu mógł się wyrwać z domu i zrobić coś użytecznego.
Miał już dość swojego własnego domu. Gdy był w nim sam czuł się przytłoczony
swoimi problemami tak bardzo, że nie kiedy miał ochotę wcześniej przenieść się
do lasu. Stał na pustym korytarzu. Była noc i nikt nie pałętał się między
oddziałami w Mungu, więc nikt mu nie przeszkadzał.
Od
kiedy Syriusz po bitwie przebywał na oddziale zamkniętym, członkowie Zakonu
Feniksa pełnili warty przy jego sali. Black był cennym członkiem Zakonu, nie
tylko dlatego, że udostępnił swój dom na użytek spotkań, ale też od zawsze był
w ścisłym gronie tych, którzy wiedzieli i robili najwięcej. Gdyby znalazł się w
łapach Śmierciożerców w takim stanie w jakim był teraz, mogliby z niego
wyciągnąć każdy najmniejszy szczegół. Oczywiście gdyby uprzednio go obudzili ze śpiączki. Wydawało się to
prawie nie możliwe, ale skoro znali zaklęcie, które wywołało ją u niego, to
równie dobrze mogli być w posiadaniu przeciwzaklęcia.
Remus
rozejrzał się po pustym korytarzu po raz kolejny. Wszedł do środka i spojrzał
na swojego przyjaciela, który leżał żałośnie pod białą pościelą. Nikt nie
pomyślałby, że Syriusz Black skończy w taki sposób, on sam chyba nawet wolałby
umrzeć w heroiczny sposób niż zostać roślinką, która bez opieki osoby trzeciej
zginie. Tak, Łapa nigdy nie chciałby tak żyć, bo dla niego to nie było życie. Lupin
przysunął stołek do łóżka przyjaciela i na nim usiadł.
- Jak się czujesz, Syriuszu? – odezwał
się, ale po chwili zaczął kręcić głową z niedowierzenia. – Nie, nie… Przecieiż
to nie ma sensu. Nawet jeżeli mnie słyszysz to nie odpowiesz. Nie wierzę, że
upadłem aż na takie dno… Ja chyba wolałbym być na twoim miejscu niż żyć tu i
teraz. Uwierz mi, jesteś szczęściarzem – westchnął ciężko. – Miałeś rację,
Łapo. Często miałeś rację, ale teraz… Trafiłeś w dziesiątkę. Ona faktycznie coś
do mnie czuje, ale… Chyba wolałem żyć w niewiedzy, myśleć, że nic dla niej nie
znaczę, że nigdy nie będziemy razem… Ja tak nie mogę, chciałbym, ale nie mogę… Przecież
to czyste szaleństwo! Ja i ona… to nie ma przyszłości, gdybyśmy byli razem
krzywdziłbym ją na każdym kroku. Lepiej będzie, jeżeli nie będziemy razem. Ona
kiedyś znajdzie sobie kogoś odpowiedniego, kogoś kto na nią zasługuję, a ja… Ja
będę już sam. W końcu taki jest los Huncwota, prawda?
***
Ta
noc powinna dostać miano jednej z najprzyjemniejszych nocy na świecie. Ciepły
letni wiatr rozwiał włosy Tonks, która spacerowała pod rękę z Bille.
Towarzyszyły im jedynie księżyc i gwiazdy, wiszące na granatowym niebie.
Nimfadora i Weasley nie odzywali się do siebie, nie było to aż tak krępujące
milczenie jak można by się tego spodziewać. Może i było to dziwne, ale ta
dwójka należała do nietypowych par, które się rozstały w przyjaźni. Nie czuli
do siebie niechęci, nie mieli niczego za złe, ale nadal żywili do siebie
ogromną sympatię.
Zawędrowali
na wzgórze, na którym niedawno pojawiła się Tonks, gdy przybyła do Nory. Choć
to wzniesienie było niewielkie, stojąc na nim wydawało się, że jest się bliżej
gwiazd. Usiedli na trawie i spojrzeli w niebo. W przeszłości często tak robili.
- Tonks, powiesz co się stało? –
odezwał się po długiej ciszy Bill, spoglądając na nią z troską.
- Ostatnio to całkiem sporo –
zażartowała Dora, mając nadzieję, że Weasley zadowoli się taką odpowiedzią.
Myliła się jednak, bo mężczyzna cały czas wpatrywał się w nią uparcie.
Westchnęła ciężko i spuściła głowę. – Potrzebuję czasu, Bill.
- Rozumiem, chciałbym ci pomóc, ale nie
wiem jak… - Weasley również zwiesił głowę i zmarkotniał. – Martwię się o
ciebie. Wszyscy się martwią…
- Wiem o tym – powiedziała Tonks,
uświadamiając sobie, że faktycznie tak jest. Wielu się o nią troszczyło. Miała
tylu wspaniałych przyjaciół, kochającą rodzinę, nie potrafiła nawet zliczyć ile
osób zamartwiało się o nią. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że coś złego dzieje
się z Nimfadorą. – Wiem też, że dużo o mnie gadają.
- A czy coś z tego co mówią jest
prawdą?
- Chyba w każdej teorii jest odrobina
prawdy… - Westchnęła smutno i ukryła twarz w dłoniach. Miała tego serdecznie
dość. Chciała to wszystko skończyć, zacząć od nowa, ale jak miało jej się to
udać, kiedy nie była w stanie pogodzić się z przeszłością. Łzy napłynęły jej do
oczu i z trudem powstrzymywała się by nie pozwolić im popłynąć. – To po prostu
boli.
- Hej, Tonks! Wiesz, że możesz mi
zaufać – odezwał się pocieszająco Bill, ale jego dziarska wypowiedź nic nie
zdziałała. Objął ramieniem Dorę i szepnął tak, że Tonks usłyszała jego cichy,
ciepły głos. – Pomogę ci najlepiej jak potrafię.
Tonks
przestała się powstrzymywać. Wtuliła się w przyjaciela, a jego ramię tłumiło
jej szloch. Jej ciałem zaczęły wstrząsać spazmatyczne drgawki, a z oczu płynęły
ciurkiem łzy. Bill przygarnął ją do siebie jeszcze mocniej i spokojnym,
opanowanym gestem gładził ją po włosach.
- Po prostu sobie nie radzę, Bill –
jęknęła. – Życie wymyka mi się z rąk, a ja nie wiem co robić. Wszyscy chcą mi
pomagać, mówią że rozumieją, ale tak naprawdę nikt nie może tego zrozumieć.
- To wyjaśnij co się stało – zachęcił
ją Weasley. Naprawdę chciał jej pomóc, nie potrafił patrzeć jak Tonks z każdym
dniem zamyka się w sobie. Widok jej nieszczęścia bardzo go bolał. – Wtedy
łatwiej będzie tobie i wszystkim dookoła. Musisz komuś zaufać.
- Chyba już nie potrafię nikomu zaufać.
- Zaufanie wymaga czasu i pracy –
zauważył Bill. Miał rację, bo chociaż Tonks w miarę skutecznie odcięła się od
wszystkich, to nadal miała zaufanych przyjaciół. Zaufania nie można od tak
stracić, tylko dlatego, że ktoś nie rozumie twojego cierpienia. Przecież ona i
Bill długo budowali wspólne zaufanie i żadne z nich, nie licząc krótkiego
okresu przed ich rozstaniem, nie zawiodło go przez te wszystkie lata. Komu jak
komu, ale Weasleyowi mogła zaufać. Znał ją przecież tak dobrze.
- Bill… - szepnęła cicho, obejmując
ramionami swoje nogi, a mężczyzna mruknął na znak, że słucha. – Przytulisz
mnie?
Weasley
uśmiechnął się i przygarnął do siebie dziewczynę. Poczuła się lepiej, o wiele
lepiej. Tak jakby tym uściskiem Bill przejął na siebie część ciężaru, który
nosiła na swoich barkach już od pewnego czasu. Pomógł jej tym drobnym gestem,
który pozornie nic nie znaczył, a Dora była mu za to ogromnie wdzięczna. Już
dawno powinna z kimś porozmawiać, z kimś komu ufała. Może wtedy nie cierpiałaby
tak bardzo i może dzięki temu uda jej się zrealizować swoje postanowienie.
- Tonks, muszę ci coś powiedzieć –
odezwał się nagle Bill, a Dora spojrzała na jego twarz, będąc ciągle do niego
przytulona.
- Mów śmiało.
- Ja i Fleur… - zawahał się i wciągnął
powietrze, jakby chciał dodać sobie tym samym odwagi. Dopiero teraz Tonks
przypomniała sobie, że miał jej o czymś powiedzieć. Ciekawość bardzo wzrosła,
tym bardziej, że odczuła iż jako jedyna nie wie o tym, czego miała się teraz
dowiedzieć. – Oświadczyłem się jej.
- Jej… - wyrwało się z ust Tonks. Tego
się nie spodziewała. Znaczy, oczywiście miała świadomość, że Weasley kiedyś w
końcu ożeni się z Fleur, ale myślała, że będzie to później niż prędzej.
Przecież dopiero rozpoczęła się wojna i fakt, ta młoda para mogła zapragnąć się
ze sobą jak najbardziej zbliżyć, założyć rodzinę, ale… Tonks potrząsnęła głową.
Czy sama tego nie pragnęła? Gdyby mężczyzna, którego darzyła najsilniejszym
uczuciem, zechciał z nią być z pewnością zapragnęłaby przypieczętować ich
związek ślubem, a później pewnie przyszedłby czas na powiększenie rodziny.
Gdyby zechciał, ale tak nie było. Oczy znowu zaszły jej łzami. – Bill nie wie
co powiedzieć… Kiedy ślub?
- Za rok. Fleur chce wszystko dokładnie
przygotować. – Uśmiechnął się na myśl o narzeczonej. Tonks również uśmiechnęła
się, bo odczuwała przyjemne ciepło w okolicy serca, kiedy widziała swojego
przyjaciela szczęśliwego. Jednak po chwili przypomniała sobie o pewnej ważnej
sprawie.
- Twoja mama…
- Fakt, nie jest zachwycona i stale
próbuje mnie od tego odciągnąć – westchnął i pokiwał smutno głową.
- Nie pozwól jej na to, Bill –
odezwała się butnie Tonks. – Wiesz, ona jest wspaniałą kobietą, ale staje się
strasznie zaborcza jeżeli chodzi o jej dzieci.
- Wiem i kocham ją, ale boję się co
będzie gdy już weźmiemy ślub. Nie chcę stracić kontaktu z rodziną tak jak
Percy.
- Nie martw się, ty nie jesteś taki jak
Percy – pocieszyła go Nimfadora, a on uśmiechnął się.
- Dzięki…
- Bill, chcesz powiedzieć coś jeszcze? –
spytała Dora, widząc, że jej przyjaciela nadal coś gryzie. Nie chodziło tylko o
jego ślub, ale o coś więcej.
- Tonks, ja… Przepraszam.
- Za co? – zdziwiła się dziewczyna.
- No wiesz… za to, że z tobą zerwałem – westchnął Weasley i spojrzał smutnie w dal. Tonks nie wiedziała o co mu
chodzi, a jego zachowanie było co najmniej dziwne. Przed chwilą powiedział jej,
że ma zamiar wziąć ślub, a po chwili przeprasza ją za zerwanie.
- Nie rozumiem.
- Chodzi o to, że mam straszne wyrzuty
sumienia – wyrzucił z siebie na jednym tchu. – Od kiedy się rozstaliśmy
spotkało cię tyle nieszczęść…
- Czekaj – przerwała mu Tonks. – Chcesz
mnie przeprosić za to, że wybrałeś prawdziwą miłość?
- Chcę cię przeprosić za to, że nie
byłem przy tobie wtedy, gdy potrzebowałaś kogoś bliskiego.
Tonks
uśmiechnęła się mimowolnie. Ta rozmowa zeszła na dziwny tor, ale miło było
usłyszeć jej słowa wypowiedziane przez Billa. Nigdy nie myślała o tym, że jej
były partner może czuć się źle z ich zerwaniem – miał przecież Fleur. Jednak
okazało się, że nadal mu na niej zależy i choć może nie w ten sposób co kiedyś,
to teraz Tonks miała dowód, że jest osoba, której zawsze może wierzyć i na niej
polegać.
- Jesteś teraz – zauważyła i
szturchnęła go delikatnie w ramię. – Bardzo mi pomogłeś.
- Od zawsze chciałem, żebyśmy byli
szczęśliwi – wyznał, spoglądając jej w oczy.
- Ty jesteś, a ja… - Tutaj Tonks
zamilkła. Nie mogła powiedzieć, że ma się równie dobrze co on, bo byłoby to
kłamstwem. Nie była już tak radosna jak kiedyś i pozostawała jej jedynie
nadzieja, że to się kiedyś zmieni. – Może też kiedyś będę…
- Będziesz, Tonks. Na pewno.
Modliłam się o cud i poskutkowało! Internet powrócił! Mogę dodać rozdział teraz, a wy nie musicie czekać do piątku czy nie wiadomo kiedy. W środę wyjeżdżam i nie będzie mnie przez trzy dni, dlatego też pewnie 104 nie pojawi się tak szybko...
Cuda jednak się zdarzają ;)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że wszystko szybko wróci do normy ;)
Tobie życzę miłego wyjazdu, a sama wracam do rozdziału 3 ;)
AA
Świetny rozdział. Naprawdę podoba mi się ta relacja z Billem. Myślę że to jest prawdziwa przyjaźń bo w końcu Tonks nie mówi co ją trapi a ten i tak ją wspiera. Mam nadzieję że Remus wkrótce zmądrzeje. Smutno mi że Syriusz dalej jest jak warzywo. Czekam aż coś z tym zrobisz. Czekam na następną część. Pozdrowionka.
OdpowiedzUsuńMagda g
Podoba mi się, że mimo wspólnej przeszłości Bill i Tonks nadal są przyjaciółmi. Coś takiego jest raczej rzadkością wśród byłych par (przynajmniej wśród moich znajomych). Ale Tonks powinna powiedzieć komuś o swoich problemach z Remusem. Byłoby jej o wiele łatwiej.
OdpowiedzUsuńMogłabyś już obudzić tego nieszczęsnego Syriusza. Już dość się wycierpiał.
Pozdrawiam
Pojawiła się ocena --> http://recenzowisko-blogow.blogspot.com/2015/08/nimfadora-tonks.html
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za Spam
Susan Kelley
Cuda się zdarzają? A ja w to nie wierzyłam! No i mam, pięciodniowe opóźnienie! Wstyd!
OdpowiedzUsuńPierwszy akapit jest taki... życiowy. Nadużywam słowa życiowy. Czy napisałam pod Twoim opowiadaniem jakikolwiek komentarz, który nie zawierał słowa "życiowy"? Cóż, nieważne ;) Zdanie o tym, że cierpienie zajęło miejsce Remusa, to perełka ;)
Naprawdę nie mogę nadziwić się Tonks, że obstawała przy wodzie, kiedy miała do wyboru kakao. Kakao! ;)
Wspomnienia są dla Tonks innym życiem? Ech, rozumiem ją. No, może nie do końca, ale kiedy przypominam sobie, na przykład, przedszkole... To było tak dawno!
Akapit, w którym Remus stwierdza, iż Syriusz chyba wolałby umrzeć niż tak egzystować też jest życiowy. Ekhm, prawdziwy. Naprawdę nadużywam słowa życiowy ;) W ogóle cały podrozdział wywołał u mnie entuzjazm, ze względu na to, że wreszcie pojawił się zarówno Remus, jak i Syriusz. No, może ten drugi pobocznie i marginalnie, ale...
"W końcu taki jest los Huncwota, prawda?" - wow. Prawdziwe wow. Takie głębokie, prawdziwe, życiowe, w tym miejscu występują pozostałe synonimy, piękne, wspaniałe, świetne. Ta refleksja... magia. Perełka. Czarna perełka. Samotność... Syriusz był sam, Peter był sam, Remus, do tej pory, również był sam. A James po wielu latach miłości do Lily, gdy wreszcie przestał być sam... Wiadomo.
Cała rozmowa Tonks i Billa też jest wspaniała. I prośba Tonks o przytulenie - to wspaniały lek na smutki. Przeprosiny Billa to też perełka.
Cóż, jakoś nie mam weny na komentowanie dzisiaj, i robi się późno. Pozostaje mi tylko życzyć Ci wiele czasu na swoje opowiadania ;)
Ms. Darkness