6.06.2015

101) Żałuję

                Andromeda kucała przy kominku i poprawiała zawzięcie swoją spódnicę, schylając się by jej rozmówczyni nie widziała łez, które napłynęły jej do oczu. Była naprawdę zdruzgotana stanem swojej córki, a może nie tyle jej stanem, co tym, że jest wobec niego bezsilna. Nigdy nie pomyślałaby, że jej dziecko będzie tak cierpieć. Nimfadora na to nie zasłużyła.
- Naprawdę jest tak źle? Kiedy ją ostatnio widziałam wszystko wydawało się być w porządku. - Słowa wypłynęły z ust Molly, której twarz była widoczna w kominku Tonksów. Kto by pomyślał, że te dwie kobiety będą się tak dobrze dogadywać i połączy je silna więź, którą nazwać można było przyjaźnią. Co najdziwniejsze ich największym spoiwem była właśnie Nimfadora, którą obie kobiety kochały.
- Ja też myślałam przez chwilę, że tak jest. – westchnęła i objęła się mocno ramionami, jakby chciała zdusić w sobie strach o córkę. – Kiedy zaprosiłam do nas Alastora, myślałam że nią potrząśnie i faktycznie. Następnego dnia wybiegła z domu z uśmiechem na twarzy, tak jak gdyby nigdy nic się nie stało. Ja naprawdę miałam wrażenie, że już będzie tylko lepiej, ale gdy wróciła do domu znowu była załamana. Przynajmniej już nie wypłakuje oczu całymi dniami…
- Biedna Tonks! Nie macie pomysłu skąd jej stan?
- Było już tyle domysłów, że nie mam pewności czy któryś z nich był prawdziwy. Myślałam, że to może przez Syriusza, ale Ted uważa, że to tylko jedna z przyczyn. Dora mówiła też, że się zakochała, ale… - Andromeda przygryzła wargę. Czuła się głupio ujawniając przed kimś, że niewiele wie o życiu uczuciowym córki. – Molly może ty być z nią porozmawiała. Ona mi nic nie powie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. To ty jesteś jej matką. – westchnęła Weasley.
- Molly, spróbuj chociaż. – zaczęła ją błagać Andy, padając na kolana. – Ty też jesteś matką, musisz mnie zrozumieć.
- Dobrze, dobrze. Zrobię co w mojej mocy.
-Merlinie! Jestem twoją dłużniczką, Molly. Ja już naprawdę jestem bezsilna. Ona tak bardzo się zmieniła. Włóczy się po domu jak duch, często wraca późno i mija nas bez słowa, nic nie je, a jeżeli się już do tego zmusi do biegnie do łazienki i wszystko zwraca. Ja jestem załamana, Ted rozeźlony. Tak się da żyć…
                Andromeda urwała swoje zwierzenie, słysząc, że ktoś zmierza w jej kierunku. Tonks weszła prawie bezszelestnie i rozejrzała się smętnie po pomieszczeniu, chociaż jej matka nie była pewna czy cokolwiek dojrzała. Nimfadora wyglądała strasznie. Nigdy jakoś specjalnie nie dbała o swój wygląd i ubierała się raczej niedbale, ale to było coś zupełnie innego niż jej obecny stan. Stare wytarte spodnie dresowe i  dziurawy sweter  wisiały na niej jak na wieszaku, ciemno fioletowe cienie pod jej czarnymi, zamglonymi oczami bardzo odznaczały się na papierowo białej twarzy, a krótkie nastroszone włosy przybrały matowy kolor.
- Tonks, kochanieńka, jak miło cię widzieć! – zaćwierkała Molly, uśmiechając się promiennie.
- O! Cześć Molly. Nie zauważyłam cię. – odpowiedziała beznamiętnie Dora, rzucając przelotne spojrzenie w stronę kominka.
- Jak się czujesz, kochana?
- Dobrze. Nie mam na co narzekać. – westchnęła Tonks, opierając się o ścianę.
- Pomyślałam, że mogłabyś wpaść do Nory na jakiś tydzień albo nawet i dłużej. Stęskniliśmy się za tobą. Ginny ciągle marudzi, że nie miała z tobą okazji do rozmowy na peronie.
- Wiesz Molly… - mruknęła Tonks, przecierając oczy. – Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Ależ to doskonały pomysł! – odezwała się Andromeda.
- Są wakacje, ty masz wolne. Chyba nie masz zamiaru siedzieć w domu? – upierała się nadal Molly. Tonks przełknęła głośno ślinę i krzywiąc się. Rozejrzała się panicznie po pokoju i pokiwała pośpiesznie głową, po czym zasłoniła usta dłonią i trzymając się za brzuch wybiegła z pomieszczenia.
- Sama widzisz, Molly! Ona zamyka się w sobie z każdym dniem coraz bardziej. – jęknęła Andromeda.
- Nie martw się. Z pewnością będzie dobrze. – zapewniła ją Molly. – Wiesz, czasami mam takie wrażenie, że gdyby Bill miał więcej rozumu w głowie to on i Tonks byliby nadal razem i te wszystkie przykre rzeczy nie miałyby miejsca.
- Być może… - westchnęła Dromeda. – Wiem jednak, że jeżeli nie uda nam się czegoś szybko zrobić, to ona się zagłodzi na śmierć albo zrobi sobie coś jeszcze gorszego.
***
                Minęła szybko Kingsleya, który chciał już coś jej powiedzieć, ale nie zdążył. Nie chciała z nim gadać. Miała wrażenie, że wszyscy jej znajomi spoglądają na nią krzywą i mają zamiar wypytać ją o wszystko. Tylko czemu miała im odpowiadać. To było jej życie i tylko ją powinno ono interesować. Zamknęła za sobą szybko drzwi i odetchnęła z ulgą.
- Cześć, kuzynie. – Usiadła obok łóżka Blacka i westchnęła. Za każdym razem, gdy przychodziła do Munga, czuła jeszcze większy ból z powodu stanu jej kuzyna. – Wiesz, że mijają już prawie trzy miesiące? Trzy miesiące tu leżysz, a ja zachowuję się zupełnie jak nie ja. Lipiec się kończy, a ja mam wrażenie, że czas się zatrzymał i nadal mamy maj. Wyobrażasz sobie, że przez bitwę, pobyt tutaj, ciebie i niego kompletnie zapomniałam o moich dwudziesty trzecich urodzinach? Zabawne, że uświadomiłam to sobie niedawno. Z resztą kogo obchodzą teraz jakieś tam urodziny. Twa wojna… - prychnęła. – Nie będę cię teraz jakiś czas odwiedzać. Jadę do Weasleyów. Molly uparła się, żebym została u nich na cały tydzień. Nie podoba mi się ten pomysł, ale wszyscy mnie do tego zmuszają. Przecież dzieciaki wróciły na wakacje, chcą odpocząć od szkoły, bawić się, a ja będę tam smęcić niepotrzebnie.  Nie zabawię tam długo, pobędę przez dwa dni i wrócę. Wymyślę jakąś wymówkę i będzie okej.
- Też tak uważam. – Rozległ się męski głos, który Tonks znała. W pierwszej chwili spojrzała wyczekująco na Blacka, ale ten nadal był nieprzytomny. Dopiero po chwili spojrzała w stronę drzwi  i ujrzała Albusa Dumbledore’a, który stał wyprostowany spoglądając na nią.
- Ach, to pan…
- Przykro mi, że cię rozczarowałem, Nimfadoro. – odezwał się profesor. – Ja też bym wolał by to Syriusz odzyskał przytomność.
- Nie chodziło mi o to…
- Ależ dokładnie o to tobie chodziło. – przerwał jej dyrektor i obszedł łóżko Syriusza, by usiąść na stołku naprzeciw Tonks. – Cieszę się, że ktoś odwiedza pana Blacka i z nim rozmawia. Musi doskwierać mu samotność.
- Pan też wierzy w to, że on wszystko słyszy?
- Ależ oczywiście. – zapewnił ją Dumbledore. – Syriusz od zawsze widział, słyszał i wiedział o wiele więcej niż powinien. Teraz z pewnością gromadzi ciekawiącą go wiedzę.
- To by nawet było w jego stylu… - westchnęła, wpatrując się w twarz kuzyna.
- Nie miałem z tobą okazji porozmawiać, Nimfadoro.
- A jest o czym?
- Jest, oczywiście, że jest. -  Splótł dłonie ze sobą i zlustrował spojrzeniem Nimfadorę. – Nie da się ukryć, że jestem winien tobie przeprosiny.
- Chyba nie rozumiem. – zdziwiła się Nimfadora, nerwowo poprawiając włosy, które wpadały jej do oczu. – Za co chce mnie pan przepraszać?
- Nie jesteś tego świadoma, ale wątpiłem w ciebie. Kiedy zdecydowałem o konieczności reaktywacji Zakonu Feniksa odezwałem się w pierwszej kolejności do tych, którzy należeli do niego już poprzednim razem. Poprosiłem by każdy z nich zrekrutował godnych zaufania ludzi. I faktycznie, propozycje dotyczące nowych członków docierały do mnie w zastraszającym tempie. Alastor zaproponował tylko ciebie. Był przekonany o tym, że jesteś idealną kandydatką. Ja również nie wątpiłem w to, że jesteś osobą godną zaufania, ale bałem się… Poprzednio do Zakonu dołączyło wielu młodych ludzi, którzy ledwie skończyli Hogwart, a już szli na walkę ze śmiercią. I wielu ją przegrało. Byli młodzi, za młodzi. Nie zdążyli nawet zakosztować życia. Poprzysiągłem sobie, że nigdy więcej nie zrobię czegoś takiego. Nie wyszło mi. Zostałaś najmłodszym członkiem Zakonu, a ja cały czas martwiłem się o to czy postąpiłem słusznie. Za każdym razem gdy twoje życie było zagrożone plułem sobie w brodę, czując się winny.
- Ale wszystko jest dobrze, profesorze. – starała się zapewnić Dumbledore’a, czując, że jej to nie wychodzi.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. – zaśmiał się Dumbledore. – Ale nie zadręczajmy się teraz twoimi problemami. Na to przyjdzie czas kiedy indziej. Muszę się przyznać do czegoś. Zasługujesz na wyjaśnienia. To ja w dużej mierze przyczyniłem się do sytuacji w jakiej znajduje się Syriusz.
- Niech pan tak nie mówi. Nikt pana nie oskarża.
- I może to jest najgorsze. Czułbym się lepiej gdyby ktoś faktycznie zarzucił mi to, ale… No cóż nie powinienem był kazać Syriuszowi się ukrywać. Od zawsze był mężczyzną dzielnym, bystrym i energicznym, a tacy ludzie nie potrafią siedzieć w ukryciu. On był stworzony do działania, a ja zabroniłem mu wszystkiego. Mógłbym się bronić zważając na wszystkie okoliczności, ale wina spoczywa na mnie. Tylko i wyłącznie na mnie.
- Nie może pan tak mówić. – powtórzyła cicho, spuszczając głowę by dyrektor nie widział jej łez. Od kiedy Syriusz trafił do szpitala nikt oprócz niej nie chciał się uznać za winowajcę. Prawda była taka, że wielu było odpowiedzialnych za zaistniałą sytuację i jej następstwa, ale Dumbledore jako jedyny się przyznał. – Dziękuję, dyrektorze. Za szczerość.
- Nie dziękuj mi, ale wybacz. – westchnął Dumbledore i po raz kolejny przyjrzał się jej uważnie. – Nimfadoro, czy masz wsparcie w tych trudnych chwilach?
                Tonks pokiwała głową.
- Zapytam inaczej. Czy korzystasz z tego wsparcie?
- Jedyne osoby, które są w stanie mi pomóc są dla mnie nieosiągalne. – powiedziała prawie bezgłośnie. – Teraz radzę sobie sama.
- Rozumiem. – Pokiwał głową i spojrzał jej w oczy. – Szkoda… Chciałem jednak zaproponować ci coś, co być może pomogłoby ci oderwać się od problemów. Już wiem kto będzie nowym ministrem magii i po długiej oraz nie ukrywam męczącej rozmowie udało mi się uzgodnić, że pewien oddział aurorów będzie od połowy sierpnia przez cały rok szkolny patrolować okolice Hogwartu. Byłbym ogromnie szczęśliwy gdybyś zechciała…
- Myślałam o tym, żeby zrezygnować z pracy. – odezwała się nagle Tonks, a Dumbledore zamilkł. – Póki co nie wiedzę w tym wszystkim większego sensu i miałam zamiar rzucić to wszystko i…
- Jednak gdybyś zechciała rozważyć moją propozycję, byłbym ci bardzo wdzięczny.
- Pomyślę… - westchnęła ciężko i spojrzała na Syriusza. On zgodziłby się od razu. Chwila milczenia w towarzystwie dyrektora Hogwartu była niezwykle przytłaczająca. Dumbledore wstał i ruszył w stronę wyjścia.
- Remus wyjeżdża.
- Wiem, dyrektorze. Powiedział mi o tym. – odezwała się Tonks. – Ma misje.
- Żadna misja nie zmieni tego, co kryje się w jego sercu, Nimfadoro. – stwierdził, patrząc jej w oczy tak przenikliwym wzrokiem, że po plecach dziewczyny przeszły ciarki. Następnie dyrektor odwrócił się i wyszedł, zostawiając ją samą z Syriuszem.

- Wiem i bardzo tego żałuję. – westchnęła i ukryła twarz w dłoniach. Bo jak tu nie żałować, gdy twój ukochany cię nie kocha, a ty nie możesz bez niego żyć?

Kurcze, ale się wyrobiłam! Zazwyczaj musicie czekać aż do niedzieli, a dzisiaj?! Proszę bardzo! Oddaję rozdział w wasze ręce. Co o nim sądzicie, hm?

9 komentarzy:

  1. Ach ten Dumbledore. Tak krąży, że ciężko jest się domyśleć, o co mu chodzi. Dobrze, że znalazł jakieś zajęcie dla Tonks, ale naprawdę powinien ją wysłać do Remusa. Chyba że ta misja jest dla niego ważniejsza niż szczęście tej dwójki. Ale to byłoby zupełnie niepodobne do Dumbledore'a. Bardzo mi się podobało to, co powiedział Tonks, ale zauważyłam pewną nieścisłość - Tonks wcale nie jest najmłodsza w Zakonie. Przecież Charlie, Sara i Amelia też są (lub byli) w jej wieku. A Fleur nawet jest młodsza.
    Pozdrawiam
    PS. Zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dumbledore zawsze stara się znaleźć najlepsze wyjście i tylko wtedy gdy jest przekonany, że jest taka konieczność podejmuje ostateczną decyzję.
      Pisząc, że Tonks jest najmłodsza w Zakonie, miałam na myśli, że dołączyła jako pierwsza z tych najmłodszych. Bo jeżeli pamiętasz, to Dora należała do Zakonu jeszcze chwilę zanim złożyła przysięgę, a reszta dopiero po przysiędze.

      Usuń
  2. Czy tylko ja mam wrażenie, że podczas pobytu u Weasleyów wydarzy się coś... No właśnie nie wiem co, ale na pewno COŚ! I już nie mogę się doczekać tego czegoś, bo wydaje mi się, że wymyśliłaś coś fenomenalnego. Mam rację, prawda?
    Też myślę, że gdyby Bill miał więcej rozumu w głowie to on i Tonks byliby nadal razem i te wszystkie przykre rzeczy nie miałyby miejsca. Chociaż musieliby się rozstać, bo Bill musiałby zrobić miejsce dla Lupina. Ale gdyby rozstali się nieco później to może Tonks nie przeżyłaby przykrej przygody z Kirleyem?
    Ah ten Dumbledore. Przed nim się nic nie ukryje... I już widać, że zaczyna działać. Tak mówi i mówi, a oni pewnie będą rozmyślać nad jego słowami i w końcu dojdą do wniosku, że staruszek ma rację.
    Powiedz mi czy teraz Tonks i Remus będą udawać, że się nie znają i spikną się dopiero po powrocie Lupina z lasu, czy może w międzyczasie dojdzie do jakiegoś zbliżenia?
    Pozdrawiam, całuję, ściskam, V!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydarzy się COŚ! To trafne stwierdzenie, bo COŚ się na pewno wydarzy i to będzie naprawdę COŚ!
      Słowa Dumbledore'a zawsze dają do myślenie, ale czy ta para dojdzie do jakiś wniosków? Kiedyś na pewno...
      Tonks i Remus najchętniej teraz by się nie znali, zapomnieli, że kiedykolwiek coś ich łączyło, ale okropny los (czyt. autorka) nie pozwoli im tak szybko zapomnieć.

      Usuń
    2. P.S. Nie komentuj tylko pisz kolejny rozdział!

      Usuń
    3. Tak się składa kochana, że właśnie odesłałam rozdział do bety!
      BUZIAKI! :*

      Usuń
  3. Oj, biedna Andromeda. Przebłysk nadziei po rozmowie Tonks i Alastora ulotnił się niemal od razu. Tu rodzi się pomysł wysłania Tonks do Nory - pomysł dosyć dobry - chyba - ale Tonks chce się stamtąd ulotnić jak najszybciej. Cóż, nie dziwię się. Spotkanie z Billem i Fleur, szczęśliwą, zakochaną parą...
    Syriusz nadal śpi. I spać, w najbliższym czasie, będzie? Szkoda go. No i te pełne samotności, planowane dwa dni bez Tonks... Facet ma pecha. Bywa ;)
    Dumbledore przyznaje się do winy - i bardzo mi się to podoba, bo rozumie swoje błędy i nie postrzega się jako chodzący ideał, a w niektórych fikach to istna plaga. Jestem bardzo ciekawa, jak poprowadzisz wątek Tonks w Hogsmeade ;)
    Ostatnie zdania bardzo do mnie przemawiają. Dumbledore mówi to, żeby ją pocieszyć - bo tak to odbieram - ale chyba nie wie dokładnie, co jej Remus naopowiadał, i nie ma pojęcia, że jego słowa odnoszą skutek wręcz przeciwny. Takie to... życiowe. Bardzo.
    Cóż, pozostaje mi tylko życzyć weny, czasu i... no, przede wszystkim weny i czasu ;)
    Ms. Darkness
    (ojej, coś krótko mi to wyszło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i na dodatek publikuj się kliknęło, zanim nawias zamknęłam. Jakoś nie mam weny na komentowanie, mam wycieczkę od jutra, a pogoda zapowiada się beznadziejnie...)

      Usuń
    2. No tak Bill i Fleur oraz ta ich miłość i amory z pewnością trochę przybiją Nimfadorę, która no szczęścia uczuciowego jak na razie nie ma... Ale fakt Tonks wybiera się do Weasleyów, ale czy zostanie tam na długo, czy to dobry pomysł? Kto to wie, kto to wie? No ja wiem! :)
      Syriusz ma pecha, bo i bez Tonks zostanie na kilka dni, a i nie obudzi się w najbliższym czasie. Oj jego przyszłość nie maluje się w kolorowych barwach, oj nie...
      Właśnie chciałam, żeby Dumbledore był inny. Że facet wszystko, a przynajmniej większość wie, to jedno, a że zdarza mu się też czasem pomylić to drugie.
      Mam nadzieję, że uda mi się dobrze opisać pobyt Dory w Hogsmeade, ale muszę się niestety przyznać, że nie mam jakoś szczególnie szałowych pomysłów na ten okres.
      Coś tak czułam, że te ostatnie zdania trafią do ciebie i, że o nich napiszesz! Takie moje przeczucie! :)
      MERLINIE, BĄDŹ ŁASKAWY I NIECH ŻYCZENIE WENY I CZASU SIĘ SPEŁNI!!!
      Nie przejmuj się pogodą! Może dadzą wam spokój i nie będziecie musieli latać po kościołach i muzeach, a zostaniecie w hotelu czy gdzieś tam i będziecie się dobrze bawić! :) Bo o to właśnie chodzi o dobrą zabawę i życzę ci jej! :)

      Usuń