Świat powinien się zatrzymać.
Powinien, ale tego nie zrobił, nadal pędził w swoim nieustannym biegu, nie
zważając na nic. Jedynie w sypialnie Nimfadory czas zwolnił, by móc ją jeszcze
bardziej przytłoczyć nieustannym cierpieniem.
Tonks nie wiedziała co się
dzieje wokół niej. Nie miała pojęcia czy był dzień, czy może noc. Szczelnie
zasłoniła okno zasłoną, żeby radosne promienie słońca nie mogły dotrzeć do jej
ponurego azylu, który miała przepełniać ciemność. Trudno było jej zliczyć ile
godzin i dni minęło od momentu, kiedy wróciła do domu i ułożyła się na łóżku,
którego nie miała zamiaru opuścić. O upływającym czasie informowały ją koperty
kilkunastu listów, które leżały na komodzie i posiłki, które przynosiła jej
zatroskana matka. Właściwie to przynosiła i zabierała, przynosząc kolejne.
Nimfadora nie chciała jeść, nie miała na to siły ani nie odczuwała takiej
potrzeby. Jej jedynym pokarmem przez ostatni czas był tylko jej ból, popijany
szklanką wody. W ustach czuła smak słonych łez, które co jakiś czas płynęły po
jej bladych policzkach. Bezsilność jaką odczuwała przyciągała ją do dna, które
prawie sięgnęła. Prawie, bo zapach Remusa pochodzący z jego ubrań, których
Tonks nadal nie ściągnęła, unosił ją do góry.
Dziwiła się jak to możliwe, że
świat istnieje dalej, skoro jej życie przestało. Jak to możliwe, że ludzi
normalnie funkcjonują, kiedy on funkcjonować przestała. Nie rozumiała jakim
cudem ktoś był w stanie zgromadzić w sobie tyle szczęśliwych wspomnień, by
wyczarować patronusy, które co jakiś czas pojawiały się w jej pokoju.
Przynosiły ze sobą wiadomości, których ona nie słuchała, bo i po co? Przecież
nie miała już żyć normalnie. Jej życie miało się zakończyć, miała już na wieki zostać
w swoim pokoju, oddając się powolnej agonii.
Do jej uszu dotarł dźwięk tupotu
nóg, ale machinalnie go zignorowała. Jej rodzice często stawali w drzwiach jej
pokoju, by po raz kolejny spróbować dotrzeć do niej, ale w ostatniej chwili
poprzestawali tylko na spoglądaniu na nią zbolałym wzrokiem. A ona nie
potrafiła im spojrzeć w oczy. Nie potrafiła już nic.
***
Nie wiedział czy to dobry
pomysł. Nie sądził, żeby to pomogło. Przecież on, jego żona i Laura
niejednokrotnie starali się porozmawiać z Dorą, dowiedzieć co się wydarzyło,
więc niby dlaczego akurat on miałby czegoś dokonać? Jednak nie zabronił
Andromedzie go wezwać. Dromeda była w takich sprawach nieugięta i nawet gdyby
Ted protestował, zrobiłaby po swojemu. Dlatego z nietęgą miną przyglądał się
przybyszowi, który właśnie odmawiał zdjęcia płaszcza.
- Dziękuję,
że się zgodziłeś. My już naprawdę nie wiemy co robić. – stwierdziła Andy
prowadząc gościa do salonu. – Pomyślałam, że może ktoś z Zakonu miał z nią
kontakt i wie co się stało.
- Nikt z nią
nie rozmawiał od czasu jej pobytu w Mungu. – burknął niewyraźnie, rozglądając
się po domu. – Ostatnimi, którzy z nią rozmawiali byli Tomson i Lupin. Twierdzą,
że Tonks czuła się całkiem dobrze, ale wiadomość o Syriuszu…
- Właśnie
ostatnio się zastanawiałam, czy jej stan nie ma czegoś wspólnego z nim.
–Andromeda zmarszczyła brwi i westchnęła ciężko. – Byli ze sobą blisko, a teraz
on może się już nigdy nie obudzić.
- Wątpię. –
mruknął Ted. – To do niej nie pasuje, przejęła się, ale nie załamałaby się tym aż
tak. Nie pamiętacie jak było z Amelią?
- Nie
przypominaj nawet! Zaczęła pić, palić i brać te okropne proszki.- oburzyła się
Dromeda na to wspomnienie. – Wtedy miała koło siebie Charliego i Sarę, a teraz?
Ona pewnie myśli, że została sama. Syriusz naprawdę wiele dla niej znaczył.
- Znaczy.
Zapominacie wszyscy, że on nadal żyje! – zdenerwował się Ted. Miał już naprawdę
tego dość. Jego puchońska natura nie przygotowała go na takie emocje. Chciał
wieść życie spokojne, radosne i pozbawione sytuacji takich jak ta. – Gdyby
umarł, mogłaby się załamać, ale to Dora. Ona dostrzegłaby w tej sytuacji coś
dobrego.
- No nic,
porozmawiam z nią. – postanowił gość i wyszedł z pomieszczenia, by rozpocząć
wspinaczkę po schodach.
- Wiesz, że
to nic nie da, prawda? – spytał Andromedy, a ona spojrzała na niego smutno.
***
Nigdy wcześniej nie był w tym
miejscu i prawdę powiedziawszy cieszył się z tego powodu. Wystrój pasował do
Nimfadory, był tak samo dziecinny jak ona. Prawdę powiedziawszy był tak samo
dziecinny jak ona kiedyś. Musiał przyznać, że Tonks wydoroślała od kiedy
przyłączyła się do Zakonu i przestała postrzegać wszystko w różowych kolorach.
Czy to było dobre? Jego zdaniem tak. W końcu przestała być niepoprawną
optymistką i zaczęła spoglądać na świat, taki jaki on naprawdę jest. Jednak ta
ponura atmosfera jaka panowała w tym pomieszczeniu kompletnie nie pasowała do
Tonks.
Co prawda jej matka mówiła mu,
że aurorka jest w beznadziejnym stanie, ale nie przypuszczał, że jest aż tak
źle. Odchrząknął znacząco, ale ona nie zareagowała w żaden sposób. Nadal leżała
na łóżku zwinięta w kłębek, jakby chciała zająć jak najmniej miejsca.
Odchrząknął po raz drugi, ale znowu nie wydarzyło się nic.
- Tonks, do
jasnej cholery. – warknął znacząco Szalonooki i przykuśtykał do łóżka. Ta
jednak nic nie odpowiedziała. Ciągle leżała odwrócona do niego plecami jak
spetryfikowana. Chwycił ją swoją ciężką dłoń za ramię i pociągnięciem ręki
przewrócił ją w swoją stronę. – Tonks!
Nie spodziewał się zobaczyć jej
w takim stanie. Ujrzał jej wychudłą twarz, ciemne cienie pod zapłakanymi oczami
i sine usta, które drżały niebezpiecznie, zwiastując kolejny wylew łez.
Posklejane strąki włosów, o wyblakłej brudno różowej barwie sprawiały, że
wyglądała jeszcze żałośniej. Dawna Tonks nigdy nie płakała. Po raz pierwszy
Alastor zastanawiał się czy ta zmiana faktycznie wyszła Nimfadorze na dobre.
- Co się z
tobą stało? – mruknął, a ta pociągnęła jedynie nosem, starając się z powrotem
odwrócić. Ale Moody nie pozwolił jej na to. – Patrz na mnie jak do ciebie
mówię! Oszalałaś? Co było na tyle ważne, że teraz wyglądasz jak inferius? Odezwij
się, Tonks! – potrząsnął nią mocno, a ta tylko zamknęła oczy. – Pamiętasz jak
opowiadałem ci o… Wiesz o Anet? Też przeżyłem jej stratę, ale nie popadłem w
żaden obłęd, nie zachowywałem się tak jak ty. Nie możesz się zamknąć tutaj i
zagłodzić na śmierć. Ja tego nie zrobiłem i ty też nie możesz, nie ważne jak
bardzo to boli.
- Zostaw
mnie. – Słowa które wypłynęły z jej ust miały tak żałosne brzmienie, że
ścisnęły Szalonookiego za serce. Słychać było, że Tonks nie odzywała się do
nikogo słowem od jakiegoś czasu, bo jej głos brzmiał zupełnie inaczej niż
zazwyczaj. Był ochrypły, cichy i smutny. Moody zrozumiał, że w ten sposób do
niej nie dotrze.
- Dobra,
dość zgrywania dobrego wujka. Mam zasadniczo gdzieś twoje uczucia i rozterki
sercowe. Mało mnie obchodzi, że jakiś twój chłoptaś potraktował cię jak
zabawkę, że byłaś w szpitalu, że Black leży nie przytomny. Rozumiesz, nie
obchodzi mnie to! Jesteś członkiem Zakonu Feniksa! Jest wojna do jasnej
cholery, a ty zalegasz w łóżku i rozpaczasz nas swoim nieudanym życiem.
Pomyślałbym o tobie wszystko, ale że jesteś słaba! – wydarł się na nią, a ona
wbiła w niego smutne spojrzenie. – Przysięgałaś wierność Zakonowi, przysięgałaś
bronić innych i wykonywać polecenia! Więc ogarnij się, doprowadź do względnego
porządku i jutro masz się stawić na King’s Cross bez żadnych dyskusji.
Moody odwrócił się i już miał
opuścić ten pokój, ale dodał jeszcze.
- Potrafisz
ukrywać emocje, wykorzystaj to. Tak jak ja…
***
Czuł się beznadziejnie i trudno
było mu stwierdzić, co było tego głównym powodem. Żal, który wypełniał całe
jego ciało, a jego źródło mieściło się w sercu czy może potworny ból głowy,
zwany potocznie kacem. Przed wyjściem bezskutecznie starał się oczyścić swoją
postać z zapachu Ognistej. W sumie myślał, że mu się udało i nikt się nie
zorientuje, ale…
- Remusie. –
powiedziała Molly Weasley, odciągając go na bok od swojego męża, bliźniaków i
Moody’ego. – Kochany Remusie, wiem jak musi być ci ciężko.
- Nie wiem o
co ci chodzi, Molly. – stwierdził butnie, bojąc się, że kobieta wie o tym co
się wydarzyło między nim, a Tonks.
- Nie musisz
udawać. Wszyscy wiemy jak wiele dla ciebie znaczy Syriusz. To twój najbliższy
przyjaciel i masz prawo cierpieć z powodu jego stanu, ale… Na Merlina, Remusie nie
możesz tyle pić! Widać to po tobie. I jeszcze przychodzisz w takim stanie po
Harry’ego. Ten biedny chłopak nie może odczuć jak źle jest nam wszystkim,
zwłaszcza tobie.
Musiał się z nią zgodzić dla
świętego spokoju, a także z czystej rozsądności. Wiedział, że Harry cierpi
najbardziej ze wszystkich po tym co wydarzyło się w Departamencie Tajemnic,
między innymi właśnie dlatego się tutaj zjawili. Jednak wiedział równie dobrze,
że on sam nie jest w stanie poradzić sobie ze swoim cierpieniem.
- Powinna
już tu być. – mruknął Moody rozglądając się po peronie.
- Och na
pewno się zjawi. – stwierdził Artur. – Ona zawsze przychodzi.
I wtedy jakby na zawołanie i ku
rozpaczy Remusa pojawiła się ona. Wyglądała tak jak w momencie gdy po raz
pierwszy spotkał ją na Grimmauld Place. Miała na sobie dżinsy z mnóstwem
różnokolorowych łat i jaskrawofioletową koszulkę z nazwą jej ulubionego
zespołu. Swoją drogą myślał, że przestała być fanką Fatalnych Jędz. Jej różowe
włosy połyskiwały w promieniach słońca, a uśmiech gościł na jej zaróżowionej
twarzy.
- Cześć wam!
– zawołała radośnie, machając do nich i podbiegła szybko do miejsca gdzie
stali. – Już się bałam, że się spóźnię.
- Kochanieńka,
czekaliśmy na ciebie! – zaszczebiotała Molly i objęła Tonks w matczynym
uścisku, tak jak to uprzednio uczyniła również z nim samym. Miała pewnie
nadzieję, że w ten sposób ukoi ich ból po swego rodzaju utracie Syriusza. – Ale
jeszcze nie przyjechali. Udało ci się zdążyć.
- Chłopaki,
ale się odstawiliście! – zawołała Dora i podeszła z uśmiechem do bliźniaków,
mijając przy tym Remusa, którzy dumnie wypieli piersi do przodu. – Czy ja
dobrze widzę, że to…
- Smocza
skóra! – oznajmił Fred, gładząc przy tym lśniący materiał.
- I to
najlepszy gatunek! – dodał George, okręcając się dookoła.
- Widzę, że
prowadzicie złoty interes. – pochwaliła ich.
- Musisz do
nas wpaść! Są straszne tłumy, ale dla ciebie znajdziemy czas.
- Jasne, że
wpadnę, ale nie wiem kiedy. – obiecała im
i obdarzyła wszystkich zebranych promiennym uśmiechem. Wszystkich oprócz
Remusa. – Właściwie to co my tu robimy?
- Potter
ostatnio dużo przeszedł, musimy zadbać o to żeby ci mugole, u których mieszka,
traktowali go należycie. – wyjaśnił Szalonooki. – Dobrze wyglądasz, Tonks.
- Dzięki,
Moody. – Lupinowi wydawało się, że w tym komplemencie zawarte było coś więcej
niż pochwała wyglądu Nimfadory, ale ból głowy nie pozwalał mu na przemyślenie
tego. Remus nie brał udziału w dalszych rozmowach, tylko ślepo wpatrywał się w
Tonks. Z amoku wyrwała go dopiero Molly, która zaczęła wołać.
- Ron,
Ginny! Och i ty Harry! Jak się czujesz, mój kochaneczku?
- Świetnie.
– stwierdził młody Potter, a Lupin wyczuł w jego głosie kłamliwą nutę. Kiedy
Harry wyrwał się już z objęć Molly, Remus podszedł do niego i podał mu rękę,
tak jak robili to wujkowie witając się ze swoimi siostrzeńcami.
- Czołem,
Harry! – powiedział, starając się zabrzmieć jak najbardziej optymistycznie.
- Cześć. Nie
spodziewałem się… Co wy tu wszyscy robicie?
- Cóż,
pomyśleliśmy sobie, że dobrze by było uciąć pogawędkę z twoją ciotką i wujem,
zanim zabiorą cię do domu. – wyjaśnił Lupin, obejmując chłopaka ramieniem, ale
odsunął się od niego po chwili, nie chcąc by ten wyczuł od niego alkohol.
- Nie wiem
czy to dobry pomysł…
- Och, sądzę,
że bardzo dobry… - mruknął Moody. – To chyba oni, tak, Potter?
Wszyscy zwrócili swoje
spojrzenia za siebie, gdzie stało troje ludzi, w których Remus rozpoznał
Dursleyów. Nie wyglądali na zadowolonych widokiem grona witającego ich
podopiecznego. Na komendę Molly wszyscy obecni podeszli do rodziny mugoli, a
głos zabrał Artur, który wyjątkowo uprzejmie się przywitał.
- Dobry
wieczór. Może mnie pan pamięta, jestem Artur Weasley. – oznajmił, uśmiechając
się. – Pomyśleliśmy sobie, że zamienimy z państwem parę słów na temat
Harry’ego.
- Tak, o tym
jak jest traktowany, gdy przebywa w państwa domu. – mruknął ochryple Moody, a
to nie spodobało się wujowi Harry’ego.
- Nie sądzę,
by mogło pana obchodzić, co się dzieje w moim domu… - odezwał się, jeżąc swoje
sumiaste wąsy.
- Zdaje mi
się, że to, czego pan nie sądzi, mogłoby zapełnić kilka tomów, panie Dursley. –
warknął Moody, ku zadowoleniu obecnej młodzieży, która uśmiechnęła się
ukradkiem.
- W każdym
razie nie w tym rzecz. – wtrąciła Tonks. Remus przyglądał się, jak Nimfadora
odrywa rozbawione spojrzenie od Szalonookiego i zwraca się do mugoli. – Chodzi
o to, że jeśli się dowiemy o maltretowaniu Harry’ego…
- A proszę
się nie łudzić, na pewno się o tym dowiemy. – dodał Lupin, nie mając nawet
takiego zamiaru. Nie wiedział czemu się odezwał, po prostu słowa wypłynęły z
jego ust, gdy patrzył na Tonks. Ta rzuciła mu przelotne spojrzenie, by w tej
samej chwili odwrócić wzrok.
- Zatem
jeśli dotrze do nas sygnał, że Potter jest źle traktowany, to będziecie mieli z
nami do czynienia. – rzekł Moody.
- Grozi mi
pan? – zawył oburzony Dursley.
- Tak,
grożę. – odparł zadowolony Szalonooki.
- Czy ja
wygląda na człowieka, którego można zastraszyć?
- No.. –
mruknął Moody i odsunął melonik, który do tej pory zasłaniał jego magiczne oko,
do tyłu i zmierzył swojego rozmówcę od góry do dołu. – Tak, muszę wyznać, że
nakoś takiego mi pan wygląda, panie Dursey. – Odwrócił się do Harry’ego. – No
więc, Potter, daj znać, jak będziesz nas potrzebował. Jeżeli przez trzy dni z
rzędu nie otrzymamy od ciebie żadnej wiadomości, to kogoś tam wyślemy… -
stwierdził, poczym ścisnął ramię chłopaka ręką. – To na razie Potter.
- Uważaj na
siebie, Harry. – powiedział cicho Remus i posłał mu dobrotliwy uśmiech. –
Będziemy w kontakcie.
- Trzymaj
się! – zawołała Tonks, rzucając się Potterowi na szyję. – Mam nadzieję, że
szybko się zobaczymy.
Wszyscy spoglądali jak Harry
odchodzi wraz z wujostwem, by potem wspólnie udać się do jednej z mniej
uczęszczanych uliczek koło dworca i kolejno deportować się do swoich domów.
Nieszczęśliwym zrządzeniem losu jako ostatni zostali Remus i Tonks. Mogli tak
po prostu okręcić się dookoła i zniknąć, tak pewnie byłoby łatwiej, ale żadne
nie potrafiło tego zrobić…
- Zostawiłaś
u mnie swoje rzeczy i nie wiem co z nimi zrobić. – odezwał się pierwszy, nie
patrząc na nią.
- Możesz
zrobić z nimi co tylko chcesz. Nie ma tam chyba nic szczególnego. – stwierdziła
pewnym głosem.
- Jeżeli być
jednak chciała je odzyskać, musisz szybko dać mi znać. – oznajmił, przełykając
głośno ślinę. – Niedługo wyjeżdżam z Londynu.
- Jak to? –
zdziwiła się Tonks, automatycznie spoglądając na niego.
- Wczoraj
był u mnie Dumbledore. Najpóźniej w połowie sierpnie wyjeżdżam na stałe. Dobrze
wiesz, że podjąłem się misji. – wyjaśnił. – Ale może to i lepiej.
- Może…
- Na pewno.
Pomoże nam to zapomnieć o… Sama wiesz o czym. – mruknął markotnie, odwracając
wzrok. – Z resztą widzę, że się trzymasz i…
- Staram się
ogarnąć. Zacząć od początku. – przerwała mu Tonks, nie chcąc słuchać jak
wspomina o ich krótkim związku. – Nie będę się teraz żegnać, bo pewnie
zobaczymy się do tego czasu.
- Z
pewnością. – zgodził się z nią Remus.
- Wiesz,
będę już lecieć. Mam parę spraw do załatwienia… Muszę iść do Ministerstwa i w
ogóle. – westchnęła Dora. – To cześć.
I zniknęła. Z uśmiechem na
ustach, a Remus w ten uśmiech uwierzył. Bo skąd miał wiedzieć, że był on
kłamstwem?
I tak oto w ten sposób dobrnęliśmy do końca piątej części najwspanialszej sagi na świecie. Korciło mnie, żeby dodać część tej notki za tydzień jako setny rozdział i tak okrągło zakończyć pewien etap, ale byłoby to chyba zbędne. Też tak myślicie? Myślę, że ten rozdział jest całkiem udany, a to dziwne. Bo raczej nie przepadam za tymi, w których pojawiają się fragmenty książkowe. Ten jednak jakoś mi się podoba, a wam?
Twoja odpowiedź na mój komentarz nieźle mnie zmotywowała ;) Kto wie, może niedługo zacznę stosować się do zasady czytam=komentuję?
OdpowiedzUsuńPIERWSZA! - musiałam ;) Naprawdę, jestem pierwsza pierwszy raz ;)
A teraz na poważnie:
Pierwszy akapit, pierwsze zdanie, a ja już jestem zauroczona. O tak, świat to okropna wredota i zatrzymać się nie chce, tylko ciągle się kręci, i kręci, i kręci... coś o tym wiem, chociaż w sytuacji Tonks nigdy nie byłam.
Ted nie wierzy, że Alastor pomoże. Ale Alastor to stary, doświadczony auror i Dorę zna - i jego przemowa przemawia do mnie o wiele bardziej, niż jakby miał koło Tonks usiąść i mówić, że "wszystko będzie dobrze". To chyba mój ulubiony fragment rozdziału. Życiowy... cóż, podoba mi się. Tylko masz i w pierwszym, i w drugim zdaniu zwrot: "prawdę powiedziawszy". Czepiam się, wiem, ale niektórych może to razić ;) Zresztą o takim powtarzaniu się też wiem co nieco... A, i jeszcze ostatnie zdanie tego fragmentu. Też mi się podoba. Przemawia do mnie chyba najbardziej z całego tego rozdziału.
Tonks pojawia się na King's Cross wesoła, a mi przychodzi do głowy to, że "za dnia najczęściej uśmiechają się ci, którzy w nocy najczęściej płaczą". Pasuje trochę.
Rozmowa Tonks i Remusa też dobra. I ostatnie zdanie całego rozdziału, też do mnie trafia. Takie zdanie Numer Dwa, bo tekst Szalonookiego jest najlepszy.
I tak oto kończymy piątą część. Remus niedługo wyjeżdża, a Tonks, z tego co pamiętam, będzie miała dyżury w Hogsmeade...? Cóż, za szóstą częścią raczej nie przepadam - i to głównie dlatego, że kiedy zaczęła się moja przygoda z Harrym Potterem zabicie Dumbledore'a było dla mnie zbrodnią absolutną. A później jakoś nie złożyło się, żebym przeczytała tę część drugi raz. Może teraz?
Mi się podoba. I chyba powoli zaczynam rozumieć, dlaczego niektórzy dodają komentarze w stylu "super notka, czekam na więcej", no bo ile można słodzić? Za którymś razem "l" ci umknęło w nazwisku "Dursley", i gdzieś mi zabrakło przecinka, ale to drobiazgi.
Cóż pozostaje mi więcej? Ano mieć nadzieję, że następna notka niedługo.
Ms. Darkness
Piąta część to moja ulubiona, mimo, że Syriusz... ugh, nic.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny. Scena rozmowy Remusa i Tonks taka... sztuczna. I smutna. Czy on naprawdę jest taki ślepy, czy może tylko udaje? Bierz się w garść, Lupin! Tak sądziłam, że Tonks wpadnie radosna i uśmiechnięta. To do niej podobne.
Czekam na następny rozdział :) Pozdrawiam!
O, zapomniałam napisać jeszcze, że szablon jest cudowny!
UsuńKocham Cię i twoje pomysły. Co to jest "czysta rozsądność"? Nigdy nie spotkałam się z takim określeniem.
OdpowiedzUsuńDziwi mnie, że Remus tak łatwo uwierzył w dobry stan Tonks. Przecież kto jak kto, ale on zna ją bardzo dobrze. Ale może widzi to, co chce widzieć.
I zapomniałam jeszcze dodać, że CZEKAŁAM NA TEN ROZDZIAŁ CAŁY WEEKEND! A Ty dodajesz w niedzielę wieczorem. Dopiero dzisiaj mogłam przeczytać ten rozdział.
Podoba mi się ta ludzka twarz Moody'ego. Kolejny raz pokazałaś, jak bardzo zależy mu na Tonks. Czekam na więcej,
Pozdrawiam
PS. Pisałam Ci już o tym kilkukrotnie, ale jesteś geniuszem w kwestii szablonów. Ten jest cudem.
Cześć! Nie wiem, czy się w to "bawisz", ale zostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej znajdziesz u mnie (colleen-carter.blogspot.com). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń