Te drzwi przerażały go. A raczej
tego co się za nimi działo. To wydarzyło się tak szybko, że nie zdążył nawet
zwrócić uwagi na szczegóły. Wiedział tylko, że Nimfadora była w strasznym
stanie. Ted od zawsze miał problemy z córką, Dora była po prostu nieznośna jako
dziecko, nastolatka i nawet jako dorosła kobieta, ale nie chciał by cierpiała.
Nie zasługiwała na to. Nimfadora w swoim stosunkowo krótkim życiu wycierpiała
zbyt wiele, zwłaszcza w ostatnim czasie. Od kiedy jego córka dołączyła do
Zakonu Feniksa napotykała na swojej drodze nieszczęście za nieszczęściem.
- Nie wiecie
gdzie była przez ten tydzień. – stwierdziła Laura, a Ted i Andromeda
przytaknęli niechętnie. – Jeszcze raz. Jak to było.
- Dostała
wypis z Munga i mieliśmy ją dzień później odebrać, ale… - zaczęła Dromeda,
jednak głos jej się złamał. To było za dużo na jej nerwy.
- Nie było
jej tam już. Dwa dni później dostaliśmy od niej list, że jest bezpieczna, czuje
się dobrze i niedługo wróci. – dokończył za nią Ted, obejmując żonę ramieniem.
– Robiła już tak nieraz, tyle, że wtedy zazwyczaj zostawała na Grimmauld Place,
a teraz. Nie wiedzieliśmy gdzie się zatrzymała.
- I wróciła
dziś rano? – dopytywała się Tonksówna. Chwilę po tym jak Nimfadora wróciła, Ted
czując się bezradny, zawiadomił Laurę i poprosił, żeby do nich przyjechała.
- Tak,
wpadła do domu trzaskając drzwiami, płacząc i zamknęła się w swoim pokoju.
- Nie wiemy
co się stało. Cały czas płakała, nie reagowała na pukanie ani wołanie. W końcu
chyba wyciszyła pokój od wewnątrz. – dodała Andromeda i po raz setny
bezskutecznie próbowała otworzyć drzwi do pokoju córki.
- Dobra, nie
ma sensu tak stać pod tymi drzwiami. Nie dostaniemy się tam, dopóki ona sama
nas nie wpuści. – stwierdziła Laura i miała rację. Ted znał swoją córkę na tyle
dobrze, że doskonale wiedział jaka jest uparta i że są upartością nie ma co
walczyć. Odciągnął Andy od drzwi i zeszli wszyscy do salonu. – Wszyscy znamy
Tonks. Nie płacze z byle powodu. Musiało stać się coś poważnego. Pomyślcie czy
w ostatnim czasie wydarzyło się coś takiego?
- Pomijając
bitwę, spotkanie z Bellatrix i śpiączkę Syriusza? – zakpił Ted. W życiu Dory
cały czas działo się coś poważnego. Czasami dziwił się własnej córce, że jest
ona zawsze taka pogodna, skoro życie zawsze podsuwa jej kłody pod nogi.
- Zakochała
się. – wyszeptała nagle Andromeda, a Ted i Laura zwrócili ku niej swoje
spojrzenia. – Nie pamiętasz? Wtedy jak poszła na randkę z tym chłopakiem. Tak
się stresowała i kiedy przyszła powiedziała, że się zakochała.
- Jeżeli ten
dupek jej coś zrobił, to… - Ted zacisnął ręce w pięści i wstał z kanapy.
- Spokojnie
wujku. Jeżeli chodzi o faceta, to Tonks potrzebuje czasu. Sporo czasu na
przemyślenie tego wszystkiego.
***
Ognista Whisky była doskonałym
lekarstwem na złamane serce. Remus Lupin mógłby to potwierdzić osobiście, gdyby
był w stanie wypowiedzieć chociażby jedno zdanie i nie brzmiałoby ono jak
niezrozumiały bełkot.
Nie rozumiał jak mógł być takim
idiotą.
Kochał Tonks nad życie i w końcu
mógł z nią być, ale musiał wszystko zepsuć. Po tym wspólnym tygodniu, który
mógł stać się idealnym fundamentem, na którym mogli zbudować swój związek, on
tak po prostu ją odesłał. Potraktował ją tak, jakby była chwilą zabawką,
laleczką, która już mu się znudziła. Ale Tonks nigdy mu się nie znudzi.
Myślał, że nie ma u niej
najmniejszych szans, że Nimfadora nigdy go nie pokocha, a było zupełnie
inaczej. Kochała go równie mocno, co on ją. Okazywała mu to przez cały czas i
może właśnie to pozwoliło mu przejrzeć na oczy.
Nie mogli być razem. To było nie
możliwe. Ich życie nigdy nie byłoby normalne, a Tonks cierpiałaby na każdym
kroku. Przecież opowiadała mu kiedyś o tym jak bardzo chciałaby się zakochać,
mieć dziecko, wieść szczęśliwe życie. Przy nim nie zaspokoiłaby swoich marzeń,
a on nie mógłby jej dać niczego oprócz cierpienia.
Tonks teraz cierpi, bo kazał jej
odejść, ale cierpiałaby jeszcze bardziej gdyby pozwolił jej zostać.
- Jestem
kretynem.
***
Nie płakała, bo nie miała już
łez, które mogłyby spływać po jej wilgotnych policzkach. Teraz była w stanie
jedynie leżeć, zwinięta w kłębek i wpatrywać się bezmyślnie w okno, wdychając
zapach Remusa. Nie była w stanie zdjąć ubrań Lupina, miała wrażenie, że tylko
one jej po nim zostały. One i olbrzymia czarna dziura, w miejscu gdzie niegdyś
miała serce.
Nadal nie potrafiła uwierzyć w
to co jej powiedział, nie chciała dopuścić do siebie myśli, że to wszystko było
kłamstwem, długiem wobec Syriusza. Remus okazywał jej tyle czułości, tyle
miłości, że nie sposób stwierdzić, że nie darzył jej żadnym uczuciem. A jednak,
powiedział jej to prosto w oczy z takim przekonaniem, że tylko głupiec
upierałby się przy swoim. Ale cóż poradzić na to, że Tonks była głupcem, że
nadal pragnęła być przez niego kochaną, że jego słowa nie zniechęciły jej.
Wtuliła twarz w miękki materiał
jego swetra. Tak bardzo chciała by był teraz obok niej i żeby ją pocieszył.
Właśnie on, nikt inny nie był w stanie nic zaradzić na jej stan. Nadal go
kochała i nie mogła tego zmienić.
***
Andromeda wspinała się po
schodach z kubkiem herbaty w ręku. Wszystkie jej myśli skierowane były ku
osobie jej córki. Za dużo spadło na jej barki w ostatnim czasie i trzeba było
być kimś okrutnym, by wymagać od niej by cały czas pozostawał twarda. Nimfadora
mogła być aurorem, można było uważać ją za odważną, ale bitwa, w której
ostatnio brała udział, oddziaływała na nią jak na wszystkich. Zwłaszcza
dlatego, że ofiarą padł Syriusz. Andromeda wiedziała, że jej córka była silnie
związana z Blackiem, może nawet silniej niż kiedyś oni sami. Syriusz nie
zginął, ale być może już nigdy nie będzie dane mu otworzyć oczu. To było za
dużo jak na zwykłego człowieka, a jeżeli do tego miały się spełnić jej
przypuszczenia i Dora została odrzucona przez mężczyznę, w którym się
zakochała, to doskonale rozumiała jej stan.
Minęła zamknięte drzwi do pokoju
Dory, jednak cofnęła się. Co z tego, że próbowała tyle razy. Musiała spróbować
jeszcze raz. Położyła dłoń na klamce i nacisnęła, nie spodziewając się żadnej
reakcji. Drzwi otworzyły się. Serce Dromedy zabiło szybciej. Przez ten cały
czas chciała dostać się do córki, być przy niej, a kiedy taka okazja się
zdarzyła, nie wiedziała jak zareagować.
- Córeczko? –
Żadnej reakcji. Andromeda podeszła do łóżka, na którym leżała Nimfadora.
Przysiadła na materacu i pogłaskała córkę po głowie. – Powiedz, co się stało.
Nimfadora wciągnęła głośno
powietrze, a nie odezwała się. Andromeda przełknęła ślinę, czując jak w jej
oczach wzbierają się łzy. Widzieć swoje dziecko w takim stanie to największa
kara dla rodzica.
- Martwimy
się o ciebie. – szepnęła, ale to nic nie zmieniło. Andromeda westchnęła i
położyła się obok córki. – Jestem przy tobie.
W Nimfadorze coś pękło.
Przekręciła się szybko na drugi bok i wtuliła w matczyne ramiona, pozwalając by
łzy płynęły jej z oczu.
***
Kochana Tonks,
Powinnam raczej napisać Kochana Ciociu
Tonks! Tak, dobrze czytasz. Stało się! Jestem mamą! W zeszłym tygodniu na świat
przyszła Amelia Maria Lucatteli. Moja maleńka córeczka. Nawet nie wiesz jak
cudownie jest trzymać w ramionach takie maleństwo, które nosiłaś przez tyle
czasu pod sercem. Amy tuż po urodzeniu ważyła zaledwie 2500 gramów i mierzyła
43 cm, ale szybko się to zmieni, bo je za trzech. Fran zakochał się w niej i
najchętniej nie wypuszczałby jej z rąk.
Piszę krótko, ale dopiero co wróciłam
ze szpitala i trudno mi znaleźć chwilę na zrobienie czegokolwiek. Nie martw
się, niedługo przyjedziemy do Londynu bez względu na wszystko i poznasz swoją
chrześniaczkę.
Mam wrażenie, że świat nagle stał się
taki wspaniały, cudowny i pełen miłości.
Całuję,
Sara
Tonks przeczytała list z trudem
powstrzymując łzy i będąc zła na samą siebie za to, że nie potrafi się cieszyć
szczęściem najlepszej przyjaciółki. Mam wrażenie, że świat nagle stał się
taki wspaniały, cudowny i pełen miłości. Przeczytała jeszcze raz.
- Chyba
tylko twój świat, Saro…
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńZaklepuję sobie miejsce ;)
Właśnie tak zawsze wyobrażałam sobie Teda - kohany tatuś, który zawsze rzuci się na pomoc córce. Może on mógłby przemówić Remusowi do rozsądku. Chociaż raczej tylko pogorszyłby sytuację.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy,
Pozdrawiam
Ted to moje wyobrażenie idealnego taty. Ale nie przemówi on Remusowi do rozsądku, nie ma aż takiej mocy. Jednak mogę cie zapewnić, że on i Lupin będą mieli niedługo pewną burzliwą rozmowę. :)
UsuńPozdrawiam!
Dawno mnie tu nie było,wiem to... Wiem też, że mi to wybaczysz, bo wiesz, że kocham ciebie i twoją twórczość.
OdpowiedzUsuńBardzo namieszałaś w życiu Tonks. Nie sądziłem, że zgotujesz jej takie piekło.
Trudno mi skomentować całość od kiedy mnie tu nie było, więc obiecuję, że od następnego rozdziału będę komentować regularnie.
Trzymam za słowo, Lupin!
UsuńI tak, wiem, że mnie kochasz! :*
Hej, wpadłam na tego bloga już jakiś czas temu. Komentatorka ze mnie beznadziejna, dlatego długo nie dawałam o sobie znać - a wierny ze mnie czytelnik!
OdpowiedzUsuńCóż, ad rem: taka notka nie powinna (ba! nie może!) przejść bez echa. A komentarzy tu jest mało. A nie powinno.
Ostatnie zdanie życiowe - bardzo życiowe. Świetna puenta rozdziału. I ten kontrast - entuzjastyczny list Sary i Tonks, którą Remus potraktował - jak potraktował. Tonks cierpi - cierpieć będzie. Coś jej nie oszczędzasz... to w sumie dobrze, jeśli bohater ma czasem trudności. W tym przypadku może nie czasem, tylko dość często, ale... Cóż, problemy czynią ludzi silniejszymi. A Tonks musi być silna. Dobra, dość o tej części rozdziału.
Remus. To jego "jesteś kretynem" też bardzo życiowe. Kocha ją, ale jej do siebie nie dopuszcza - dopuścił na moment i powiedział co powiedział. Masakrycznie fatalna sytuacja.
Andromeda, powoli łącząca fakty - trochę kulawo, nie wie wszystkiego, trochę miesza, ale trafiła w sedno. No i Laura, zna Tonks - czasu, czasu, czasu! No i Ted, i to ojcowskie "jeśli ten dupek...".
Przeczytałam po dodaniu, komentuję teraz. Musiałam się zebrać - jak pisałam, komentatorka ze mnie beznadziejna... Mam nadzieję, że się w moim wywodzie nie pogubisz ;)
Bardzo podoba mi się szablon - jak zresztą wszystkie Twoje. Masz talent. Mam jedno ale - archiwum nie działa. Gdy się kliknie, wyświetla, że strona nie istnieje ;)
Parę razy mignęły mi w notkach drobne literówki, czasem brakuje przecinków, ale nie przeszkadza to w odbiorze. Zresztą, zawsze można zaangażować betę ;)
Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam,
Ms. Darkness
http://crucio-she-screamed.blogspot.com/ - jeśli będziesz miała chwilę, serdecznie zapraszam.
Komentatorka beznadziejna, tsa! Właśnie widzę jaka beznadziejna, a jakie motywujące komentarze pisze! :) Jednak ważne, że wierna! Bardzo mi miło z tego powodu. :)
UsuńMuszę przyznać, że cierpię z powodu małych ilości komentarzy, ale staram się to ukrywać radując się dużą liczbą statystyk. Jednak, żeby nie było - KOMENTARZE MILE WIDZIANE! :)
Strasznie się cieszę, że ci się podobało i że odbierasz wszystko tak jak to zaplanowałam. Nie oszczędzam Tonks i też uważam, że to poniekąd dobre. Nie można całe życie mieć z górki.
Cieszę się,
Szablon jest teraz moją perełką. Z resztą jest na równi z drugim, który w ostatnim czasie stworzyłam (jest on na blogu Vivian - http://vita-est-a-venatus.blogspot.com/ - taka mała reklama). Są one kompletnie różne, ale musiałam wyładować moją estetyczną wenę.
Wydaje mi się, że idealnie pasuje on do aktualnej sytuacji w opowiadaniu, kiedy to życie Tonks stało się takie szare. Poprawiłam archiwum - pierwszy raz robiłam wyjeżdżający gadżet i nie miałam w tym żadnej wprawy, ale już poprawiłam. :) Dziękuję, że zwróciłaś uwagę - to bardzo ważne, bo nie wszystko mogę dopilnować.
Zapraszam na kolejny rozdział już za parę chwil i na pewno zajrzę do ciebie!
Pozdrawiam! :)