27.04.2015

96) Od zawsze i na zawsze

                Znała już to uczucie doskonale. Pustka wypełniająca każdy z tysiąca kawałków, które niegdyś składały się w jej serce. Tyle czasu zajęło jej pogodzenie się ze śmiercią Amelii, tyle wycierpiała w międzyczasie by znów móc stanąć na nogi. Czy naprawdę musiała przeżyć to jeszcze raz? Gorące łzy spływały po jej policzkach, a ona nie była w stanie ich powstrzymać, serce waliło w jej piersi jak oszalałe, a oddech był tak szybki, że z trudem za nim nadążała.
                To nie mogła być prawda…
                Jego niegdyś przystojna twarz, na której zawsze gościł uśmiech, teraz była bez żadnego wyrazu. Czarne jak heban włosy okalały blade oblicze, które praktycznie zlewało się z pościelą, a jego bezwładne ciało wydawało się być takie kruche. To nie mógł być jej kuzyn, to nie mógł być Syriusz Black! Nie wierzyła w to. Z pewnością to był ktoś inny, złudnie podobny do Syriusza, a ten prawdziwy jest gdzieś i żyje. Próbowała sobie to wmówić, ale nie mogła pozbyć się myśli, która mówiła, że to jednak jest rzeczywistość i nie da się jej zmienić. Ta bolesna prawda zaczęła przysłaniać jej wszystko, łzy rozmazały jej obraz, czuła jak uginają się pod nią kolana. Upadłaby, gdyby nie silne ramiona Remusa, który złapał ją w ostatniej chwili.
- Czy on… - Szloch wydarł się z jej gardła.
- Żyje. – wydusił z siebie Remus.
                Wyswobodziła się z silnego uścisku Remusa i na chwiejnych nogach podeszła do łóżka, na którym leżał Syriusz. Przysiadła obok niego i przyjrzała mu się po raz kolejny. Machinalnie odgarnęła dłonią pojedynczy kosmyk czarnych włosów, które spoczywały niedbale na jego czole. Syriusz jeszcze nigdy nie wydawał jej się tak nieporadny, a ta jego bezradność sprawiła, że łzy spłynęły ciurkiem po jej policzkach.
- Jak?
                Remus nie zdołał jej jeszcze nic powiedzieć. Przyprowadził ja jedynie do tej sali, w której leżał nieprzytomny Black. Wydawało jej się, że jest to najbardziej ponure miejsce na całym globie i że nikt nie przeżywa właśnie takiej tragedii jak oni. Remus stanął tuż za nią z taką miną, jakby miała za chwile zemdleć.
- Bellatrix. – szepnął cicho, jakby to imię nie chciało mu przejść przez gardło.
                Przed oczyma ukazał się jej obraz jej ciotki. Potworne oblicze psychopatki, której śmiech będzie się śnił po nocach. I ta straszliwa myśl – Gdybym ją pokonała, to by się nie stało.
- Kolejna klątwa której nie znaliśmy do tej pory. Klątwa wiecznego snu. Wszyscy dziwili się, że go nie zabiła, ale okazało się, że to jest jeszcze gorsze niż śmierć. Jest nieprzytomny, ale to niczym nigdy niekończący się koszmar. Uzdrowiciele twierdzą, że słyszy i czuje każdy impuls z zewnątrz.
- Słyszy nas? – jęknęła Dora.
- Prawdopodobnie tak. – przyznał Remus i położył jej dłoń na ramieniu, jakby chciał dodać jej otuchy.
- Wyjdzie z tego?
- Nie wiadomo. – powiedział tak cicho, że ledwo to usłyszała. Rozumiała jednak co chciał przez to powiedzieć. Szanse na to, że jeszcze kiedykolwiek porozmawia ze swoim kuzynem były bliskie zera.
- Opowiedz nam o wszystkim. – poprosiła Remusa, łapiąc za zimną dłoń Blacka. Lupin westchnął.
- Świat już wie. Wszyscy wiedzą, że Voldemort powrócił, a istnienie Zakonu Feniksa przestało być tajemnicą. Pozostali mają się dobrze, a dzieciaki są bezpieczne w Hogwarcie razem z Dumbledorem. Dyrektor przybył pod koniec bitwy, gdyby nie on pewnie nie udałoby nam się.
- Co teraz będzie?
- Musimy zrobić wszystko by wojna się skończyła. – stwierdził Remus.
- Musimy walczyć. – zgodziła się z nim Tonks, zaciskając palce na dłoni kuzyna.
- Nie możemy już wrócić na Grimmauld Place. Stan Syriusza pozwala Bellatrix korzystać z rodzinnego domu, takie jest prawo. Przez pewien czas Zakon będzie zbierał się w domach członków, ale nie jest to rozwiązanie na dłuższą metę.
- Teraz wszystko się zmieni…
***
                Minął dzień, drugi i chyba trzeci… Tonks będąc w szpitalu straciła poczucie czasu. Rzadko kiedy wracała do swojego łóżka, całe dnie i noce spędzała w sali, którą przydzielono Syriuszowi. Zrozumiała, że pilnują go członkowie Zakonu, a wizyty, które jej składali przypadały tuż po ich wartach. Często widziała swoich znajomych, którzy stali tuż przy drzwiach i przyglądali się jej, ale ona nie odzywała się do nich. Przeżywała swoje ciche dni, w których towarzyszył jej Remus. On również większość swojego czasu spędzał w Św. Mungu. Jego obecność pomagała Tonks, pozwalała jej nie załamać się do końca i dawała siłę by otworzyć oczy za każdym razem gdy się budziła. Miała wyrzuty sumienia, które sprawiały, że łzy same cisnęły się jej do oczu. Gdyby nie ona, gdyby się bardziej skoncentrowała na walce, a nie na tym co ją otaczało, Syriusz byłby cały.
                Siedziała skulona pod ścianą, spoglądając na swojego kuzyna. Ten człowiek nie zasłużył na taki los, jego życie powinno się inaczej potoczyć. Wycierpiał zbyt wiele.
- Tonks. – Remus wszedł do pomieszczenia, wymijając w wejściu Charlesa, którzy spojrzał na nią smutno. – Wypisali cię już. Możesz wrócić do domu.
- Nie chcę tam wracać… - szepnęła cicho. To była prawda. Nie chciała wracać do domu, bo to by było niczym powrót do normy, a to było niemożliwe.
- Nie pozwolę ci tu zostać. Nie możesz spędzić tu reszty życia. – stwierdził Lupin. Podszedł do niej i trzymając mocno za ramiona, podniósł ją. Otoczył ją ramieniem i wyprowadził z sali, posyłając porozumiewawcze spojrzenie Charlesowi. Wyszli ze szpitala na ruchliwe ulice Londynu. Słońce świeciło tak mocno, że oślepiło biedne oczy Tonks, które już przyzwyczaiły się do półmroku panującego w szpitalnych salach.
- Naprawdę nie chcę wracać do domu. – powiedziała, skrywając głowę pod jego ramieniem. – Rodzice znowu będą się ze mną obchodzić jak z jajkiem.
- Jak sobie życzysz, Tonks.
                Kiedy doszli do jakiejś opustoszałej, ślepej uliczki, Remus przyciągnął ją mocno do siebie i okręcił, by po chwili z głuchym hukiem pojawić się w nieznanym Tonks miejscu.
                Znajdowali się na końcu jakiejś wiejskiej drogi, przy której stało zaledwie kilkanaście niewielkich domów. Właśnie do jednego z nich prowadził ją Remus. Budynek wyglądał jakby ktoś nie odwiedzał go od wielu lat. Swoim wyglądem mógł spokojnie konkurować z Grimmauld Place, a może i nawet wyglądał gorzej niż Kwatera Główna. Brudny tynk, który niegdyś był zapewne biały, odpadał płatami od ściany, niektóre szyby w oknach były stłuczone, a brązowa farba, pokrywająca drzwi i framugi okien, łuszczyła się jak sucha skóra. Ganek prowadzący do parterowego domku był tak zarośnięty, że jeszcze trochę i tworzyłyby istną dżunglę. Remus przystanął przed furtką, która ledwo trzymała się na nawiasach i westchnął.
- Mój dom. – powiedział jedynie i poprowadził Nimfadorę do drzwi. Tonks spojrzała na niego zdziwiona. Myślała, że Remus nie ma domu. Według niej mieszkał z Syriuszem dlatego, że sprzedał albo w jakiś sposób stracił swoje miejsce zamieszkania. Jednak się myliła. Tak właśnie wyglądał rodzinny dom mężczyzny, którego kochała.
                Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem tak głośnym, że Tonks skrzywiła się. To co znajdowało się w środku zdziwiło ją. Spodziewała się takiego chaosu jaki panował w Kwaterze Głównej, adekwatnego do zewnętrznego wyglądu domu, jednak wnętrze tego budynku było wyjątkowo kontrastowe. Wszystko wyglądało tak jakby czas się tu zatrzymał.
                Dom był sporą parterową parcelą. Z niewielkiego, ciemnego korytarza wchodziło się od razu do przytulnego salonu wyposażonego w eleganckie dębowe meble i wypoczynek w kolorze khaki. Jedną ze ścian zajmował olbrzymi regał, wypełniony po brzegi książkami. Dalej Lupin poprowadził ją do kuchni, która była utrzymana w jasnych barwach i już na pierwszy rzut oka widać było, że to pomieszczenie dekorowała kobieta. W kuchni było mnóstwo naturalnego światła, które wpadało przez duże okno, zasłonięte koronkową firanką. Dora usiadła na jednym z trzech drewnianych, ręcznie rzeźbionych krzeseł i oparła łokcie o mały, okrągły stoliczek, podczas gdy Remus wyjmował z szafki dwa kubki.
- Z pewnością jesteś głodna. – stwierdził i choć to nie było pytanie, Nimfadora ochoczo pokiwała głową. Lupin zaczął krzątać się w kuchni, co jakiś czas wspomagając się swoją różdżką, by po chwili podać Tonks talerz z niezbyt staranni przygotowanymi kanakami i duży kubek czarnej kawy. – Wybacz, tylko na tyle pozwalają mi moje zdolności kulinarne.
- Więc to tutaj mieszkałeś całe życie? – spytała Tonks, biorąc do ust jedzenie. Remus kiwnął głową.
- Przynajmniej przez jego większą część. – przyznał. – Kiedy skończyła się wojna, wyjechałem i nie chciałem tu wracać, ale… Musiałem.
- Dlaczego? Przecież to twój dom.
- Dom z którym wiąże się zbyt wiele bolesnych wspomnień. – Widocznie posmutniał, a Dorze zdobiło się głupio, że w ogóle zaczęła ten temat. – Ale nie mówmy już o tym. Pójdę pościelić łóżko.
                Tonks została sama z talerzem kanapek pod nosem, na które nie miała ochoty. Głód minął nagle, a ciężka gula w gardle nie pozwalała jej nic przełknąć. Nimfadora wyszła z kuchni i rozejrzała się po salonie. Słyszała, że za drzwiami po jej prawej jest Remus. Przeszła więc dalej by mu nie przeszkadzać, otworzyła drzwi prowadzące do niewielkiego gabinetu. Naprzeciwko wejścia było wielkie okno z widokiem na zarośnięty ogród, a metr od niego stało masywne biurko. Po obu stronach Tonks w ściany były wbudowane regały, a na około drzwi wisiały różne fotografie. To właśnie one przykuły uwagę Nimfadory. Na większości z nich był mały chłopiec o blond czuprynie, który uśmiechał się wesoło machając do obiektywu jedną ręką, a drugą obejmując ładną kobietę w średnim wieku. To najprawdopodobniej był Remus i jego matka, to po niej Lupin odziedziczył dobrotliwy uśmiech i kolor włosów. Na niektórych zdjęciach widać było mężczyznę, którego twarz natychmiast przywoływała na myśl Remusa – to musiał być jego tata.
- To gabinet mojego ojca. – Tonks podskoczyła na dźwięk głosu Remusa, który pojawił się z nikąd w drzwiach.
- Podziwiam fotografie, są wspaniałe. – powiedziała Nimfadora i zdjęła ze ściany ramkę, w której było zdjęcie Remusa i jego ojca, którzy spoglądali razem w gwieździste niebo.
 - Są z czasów kiedy byliśmy jeszcze szczęśliwą rodzinom. – stwierdził, stając za nią i spoglądając na zdjęcie przez ramię Dory. Ta pogładziła chłopięcą podobiznę jej ukochanego z czułością. Przez głowę przemknęła jej myśl, że tak mógłby wyglądać ich syn. Po raz pierwszy od dawna pomyślała o tym, co przez ostatnie dni przed bitwą zaprzątało jej głowę cały czas. Nie było czasu by porozmawiać z Remusem o tym co do niego czuje. Obawiała się, że Lupin darzy ją jedynie przyjacielskim uczuciem, ale ta troska, ta czułość z jaką się nią obchodził, dawała jej nadzieję. – Posłałem ci łóżko. Lepiej się trochę prześpij, powinnaś jeszcze odpoczywać.
                Dora dała mu się zaprowadzić do pokoju obok. Podejrzewała, że ten błękitny pokój musiał być sypialnią jego rodziców, a to twierdzenie potwierdzało dwuosobowe łóżko. Tonks usiadła na nim i podkuliła nogi pod brodę.
- A ty gdzie będziesz spać?
– Ja pójdę do salonu, kanapa jest wygodniejsze niż wygląda. – Uśmiechnął się blado i przykrył ją kocem, podczas gdy ona położyła głowę na miękkiej poduszce. Nie chciała zostawać sama. Przez cały czas jej pobytu w szpitalu ktoś obok niej był, a zazwyczaj był to Remus.
- Nie, zostań ze mną. – mruknął cicho i spojrzała na niego swoimi czarnymi, zamglonymi oczyma. – Proszę, nie chcę zostać sama.
                Remus westchnął i przysiadł na łóżku. Okrył swoje nogi kocem i usadowił się wygodnie. Milczeli przez chwilę, pochłonięci własnymi myślami.
- Od kiedy tutaj mieszkasz?
- Praktycznie od bitwy. Już dzień później musieliśmy opuścić Kwaterę Główną. Zabrałem stamtąd twoje rzeczy i przywiozłem tutaj. Nie chciałem niepokoić twoich rodziców. – wyjaśnił Lupin.
- Dziękuję, Remusie. Jesteś nieoceniony. – stwierdziła i wtuliła się w jego ramię. Tonks zaczęła wypytywać Lupina o wszystko co się wydarzyło w ostatnim czasie. Opowiedział jej jak przebiegła bitwa, co się stało tuż po niej i jakie są najbliższe plany Zakonu. Okazało się, że gdy walka się skończyła, Knot pojawił się wraz z Aurorami w Ministerstwie i na własne oczy ujrzał Voldemorta. Już następnego dnia wszystko się rozniosło. Minister przeprosił Dumbledore’a, zlikwidował stanowisko wielkiego inkwizytora Hogwartu oraz kilka dni później oficjalnie uniewinnił Syriusza. Chociaż tyle ten biedak miał z tego wszystkiego. Może i był nie przytomny, ale był wolny. Teraz Zakon miał pełne prawo do działalności, a jego zebrania tymczasowo miały odbywać się w domu Szalonookiego.
- Remusie, myślisz, że cokolwiek będzie tak jak dawniej? – spytała nagle, wdychając jego zapach.
- Myślę, że już nic nie będzie takie jak dawniej. – westchnął. – Nadszedł czas na drastyczne zmiany.
- A czy między nami coś się zmieniło? – spytała, wierząc, że jego odpowiedź jej nie zawiedzie.
- Między nami? Między nami jest tak jak zawsze. – stwierdził trochę zdziwiony Remus, a Tonks pokręciła przecząco głową.
- Więc dlaczego mnie unikałeś przez ten cały czas?
- Potrzebowałem czasu. Musiałem przemyśleć parę spraw, pobyć sam ze sobą. – westchnął Lupin.
- Ja też wtedy dużo myślałam, głównie o naszych relacjach. – stwierdziła Dora słabym głosem. Czy to był właśnie ten moment? Chwila w której wszystko miało się wydać? Chwila w której miała powiedzieć swojemu ukochanemu o uczuciu jakim do niego pała? Nagły przypływ odwagi sprawił, że Tonks podźwignęła się na łokciach i spojrzała Lupinowi w oczy, w te miodowe, piękne oczy, które tak kochała. – Remusie, jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie.
- Tonks, co chcesz przez to powiedzieć? – spytał cicho Remus. Wydawało mu się, że się przesłyszał, ale jego serce i tak zabiło mocniej.
- Dzień za dniem czekałam na ciebie, czekałam na chwilę kiedy będę mogła ci to powiedzieć. – mówiła tak cicho, jakby wypowiedzenie tych słów na głos, miało wszystko zniszczyć. Nieświadomie przybliżała swoją twarz coraz bliżej i pozwalała, by ciepło bijące z jego oczu ogarnęło ją całą. – Kocham cię.
                Sama nie wiedziała czy to ona czy może on wpił się w jej usta, ale pewne było to, że połączyli się w czułym pocałunku. Pocałunku, który ujawniał wszystkie emocje i wszystkie uczucia. Remus odsunął się od niej na chwilę i przyjrzał się jej twarzy. Bała się, że teraz odejdzie, że nie odwzajemnia jej miłości.

- Kocham cię, Tonks. Kocham cię od zawsze i na zawsze.


Cześć! Jest rozdział! Też się z tego cieszycie? Bo ja straaasznie! Nie mogłam się doczekać aż go opublikuje, sama nie wiem czemu. Do wszystkich tych, którzy myśleli, że uśmiercę Syriusza - serio? Kanon - pff! Nigdy nie wybaczyłam Rowling, że zabiła tylu wspaniałych bohaterów, a zwłaszcza Syriusza, Remusa i Tonks! Jestem okrutna i brutalna, ale nigdy - powtarzam NIGDY - nie zabiłabym Blacka! Zrobić mu krzywdę - spoko, ale zabić? Nie jestem potworem! :)A co do reszty rozdziału... No stało się! W końcu się stało! Wyznanie miłości może niezbyt romantyczne, nie wyciągnęłam go z jakiegoś romansidła, ale... No prawda jest taka, że moim zdaniem ani Remus, ani Tonks nie są zdolni do miłości tak idealnej jak to wyobrażamy sobie  w snach. To chyba na tyle... Kolejny rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu (tak myślę), bo są matury i będę miała trochę czasu. Pozdrawiam wszystkich i całuję mocno! 

3 komentarze:

  1. Jak to niebyt romantyczne? Mnie się bardzo podobało. Panna w potrzebie i jej rycerz w lśniącej zbroi na białym koniu... no na miotle... właściwie pieszo... i ze zbroją może być problem, ale wiesz o co mi chodzi. No i wreszcie pocałowali się w stanie pełnej, obopólnej świadomości! Tonks już nie może się wykręcić tym, że niczego nie pamiętała!
    Syriusz... Bałam się o niego. Autentycznie się o niego bałam. Tylko co z nim teraz będzie? Obudzisz go, prawda? No... znając Ciebie nie nastąpi to od razu. Podejrzewam, że przyjdzie nam poczekać kilka miesięcy, ale w końcu się obudzi. Dumbledore go uratuje, prawda? Dumbledore wszystko potrafi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że go nie zabijesz! Po prostu to wiedziałam!
    To jego puls czuł wtedy Kingsley? Nie odpowiadaj, wiem, że mam rację. Black musiał przeżyć! Ale również jestem ciekawa czy się wybudzi. Jego śpiączka komplikuje wszystko, a ty uwielbiasz komplikować... Pewnie będziesz nas jeszcze długo, długo męczyć i pozwolisz mu gnić na łóżku szpitalnym. Niedobra ty!
    To okropne, że każesz Dorze tak cierpieć i Remusowi też... Okrucieństwo! Czy nie wystarczy im już zła na świecie, musisz odbierać im przyjaciela?
    Chociaż (wiem, że to okropnie zabrzmi) to ma też i dobre strony. Cierpienie zbliża do siebie ludzi. Akurat tutaj zbliżyło bardzo Tonks i Remusa! Jezu jak ja się cieszę! Daj nam chwilę nacieszyć się tą radością! Błagam!

    A tak z innej paki... Odpisz na mojego maila, bo od dwóch dni się nie odzywasz małpo! To istotne, jasne?!

    OdpowiedzUsuń