Delikatne
stukanie obudziło ją z przyjemnego snu. Zignoruj
to – przemknęło jej przez myśl i przewróciła się na drugo bok. Łagodny
stukot zastąpiło natychmiast głośny łomot. Nimfadora zerwała się z łóżka i wrzasnęła
w stronę drzwi:
- Czego?
- Tutaj, Tonks. – dosłyszała znajomy
głos. Przetarła zaspane oczy, poczochrała i tak już chaotycznie ułożone włosy i
spojrzała w stronę okna. Wytrzeszczyła oczy i zamrugała kilkakrotnie,
otwierając usta ze zdziwienia.
- Ja chyba nadal śnię. Niech mnie
hipogryf kopnie! – zawołała i rzuciła się w stronę okna, żeby je otworzyć.
Wystawiła głowę na chłodne, marcowe powietrze i nadal nie wierząc w to co
widzi, krzyknęła: - Fred, George co wy tu robicie?
- Wszystko ci wyjaśnimy, tylko nas
wpuść. Strasznie zmarzliśmy i jesteśmy cali mokrzy. – odezwał się George. Dora
odsunęła się osłupiała od okna, a bliźniaki zwinnie wskoczyli do jej pokoju,
ciągnąc za sobą miotły, a jedna miała przypięty do trzonka łańcuch. – Myślałem,
że będzie cieplej.
- Co wy tu robicie? – powtórzyła
pytanie Tonks, zamykając szybko okno, przez które wlatywało chłodne powietrze.
- Lecieliśmy całą noc, daj nam trochę
odpocząć zanim nas przepytasz. – wysapał Fred, równo z bratem opadł na łóżko
Dory i westchnęli jednocześnie. Tonks nigdy nie widziała ich tak skołowanych,
wyglądali jakby życie z nich uszło, ale kiedy Nimfadora już miała zapytać czy
wszystko z nimi w porządku, oni zaczęli się śmiać jak szaleńcy.
- Dobra wy się uspokójcie, a ja zejdę
po coś do jedzenia i picia. – stwierdziła Tonks, patrząc na nich sceptycznie.
Wycofała się ze swojego pokoju i zamknęła drzwi. Nadal do niej nie docierał
fakt, że w jej sypialni odpoczywają teraz bliźniacy Weasley.
- Doro, coś się stało? Czemu jesteś
taka blada? – zapytał jej tata, który właśnie wyszedł z łazienki.
-Tato, albo zwariowałam, albo przed
chwilą do mojej sypialni na miotłach wlecieli Fred i George. – wyszeptała
Tonks, a jej ojciec pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Ja pójdę do kuchni, a ty idź do
naszej sypialni i weź jakieś moje ubrania, będą za duże, ale lepsze to niż
przemoczone rzeczy. – polecił Ted i już miał zejść na dół, kiedy odwrócił się i
powiedział: - Mama nie może wiedzieć, dopóki my się nie dowiemy o co chodzi.
Nimfadora
spojrzała na ojca wymownie, ale pokiwała ze zrozumieniem głową. Jakby sama nie
wiedziała, że Andromeda nie ma prawa dowiedzieć się o bliźniakach. Bo jeżeli
ona się dowie, dowie się również Molly. Weszła do sypialni rodziców i z ulgą
zauważyła, że nie ma tam Dromedy. Otworzyła szybko szafę, chwyciła dwie pary
spodni oraz dwie koszule i szybko wróciła do swojego pokoju. Bliźniacy śmiali
się w niebogłosy i Tonks dziękowała sobie w duchu, że poprzedniego wieczora
wyciszyła pokój, licząc na spokojną noc i możliwość wyspania się.
- Okej mam dla was ubrania, zaraz
pójdziecie się umyć. Łazienka jest za drzwiami naprzeciwko. – poinformowała ich
Dora i rzuciła każdemu komplet ubrań. – Moja mama nie może was zobaczyć więc
się uwińcie. – poleciła, a ci uśmiechnęli się szeroko i tak ujmująco, że Tonks
uśmiechnęła się mimo woli.
Chłopcy
kolejno wzięli kąpiele, podczas gdy Tonks stała na czatach, patrząc czy
przypadkiem jej mama nie wchodzi na piętro. Kiedy bliźniacy przebrali się w
czyste i suche ubrania, które wisiały na nich jak na wieszakach, Ted przyniósł
stos kanapek oraz dwa duże kubki ciepłej herbaty i usiadł przy córce,
naprzeciwko chłopaków.
- Nasz dom zawsze stoi dla was otworem,
ale wydaje mi się, że powinniście być teraz w Hogwarcie. – stwierdził Ted i
uśmiechnął się do bliźniaków, a oni również odwzajemnili ten gest.
- Widzi pan, w teorii ma pan rację. –
odezwał się George.
- Ale w praktyce jest to trochę
bardziej skomplikowane. – dodał Fred i oboje przechylili kubki z herbatą.
- Słuchajcie, nie bawmy się w podchody.
Musimy wiedzieć co się stało. – pośpieszyła ich niecierpliwie Dora, bojąc się
tego co się wydarzyło w szkole. W końcu dzień wcześniej Harry tak szybko
zniknął z kominka.
- Już od dawna chcieliśmy to zrobić. –
zaczął Fred.
- Mamy już siedemnastkę na karku i mamy
prawo do własnych decyzji. – oznajmił George i uśmiechnął się do brata.
- W zeszłym roku dostaliśmy pewien
zastrzyk gotówki, zainwestowaliśmy to wszystko i przez cały ten rok zarobiliśmy
sporo pieniędzy. – pochwalił się z dumą Fred. – Wyrośliśmy już ze szkoły.
- Uciekliście? – spytała Dora,
ukrywając podziw, a oni pokiwali głowami.
- Po co nam jakiekolwiek OWUTEMY? I tak
byśmy ich nie zdali. – stwierdził George.
- A nawet jakbyśmy cudem zdali, to na
nic by nam się nie przydały. – dopowiedział Fred, a George pokiwał głową.-
Zaplanowaliśmy już swoją karierę. Nie chcieliśmy martwić mamy dlatego
stwierdziliśmy, że poczekamy do wakacji.
- Jednak Harry chciał porozmawiać z
Syriuszem i mieliśmy dla niego zrobić trochę bałaganu. – uśmiechnął się George,
a Tonks westchnęła powoli układając w całość tą układankę. – Po tym co
zafundowaliśmy tej zołzie, nie uszli byśmy płazem.
- Wyraziła zgodę na chłostę,
widzielibyście Filcha. Nigdy nie widziałem tego starego zgreda tak wesołego. –
stwierdził Fred.
- Przywołaliśmy nasze miotły. – wskazał
na leżące na podłodze Zmiatacze.
- I odlecieliśmy. – skwitował to
wszystko Fred.
- Podziwiam was, naprawdę. – zaśmiała
się Dora, wyobrażając sobie piekło jakie zgotowali Umbridge. – Później
opowiecie mi to wszystko ze szczegółami.
- No dobrze, chłopcy, ale co teraz? –
spytał Ted i choć Tonks wiedziała, że wyczyn chłopaków bardzo go interesuje, on
pozostawał niewzruszony i myślał nad tym co im szykuje najbliższa przyszłość.
- No właśnie tu pojawia się problem. –
westchnął George.
- Od razu przepraszamy za kłopot, ale
wasz dom był najbliżej. – przeprosił Fred.
- No nie licząc domu Szalonookiego, ale
tam nawet się nie zbliżaliśmy. – dodał George, a Tonks zaśmiała się krótko na
myśl o reakcji Moody’ego. – Lecieliśmy całą noc bez przerwy. Trzymaliśmy się
wysoko, żeby żaden mugol nas nie zauważył, wpadliśmy w kilka chmur i ledwo
trzymaliśmy się na miotłach.
- Mamy już kupione lokum, sklep i małe
mieszkanie na piętrze. – wyjaśnił Fred. – Tylko trzeba tam posprzątać i trochę
urządzić.
- Ale nie możemy wrócić do Nory, mama
jeszcze nie wie, że uciekliśmy…
- A jak się dowie to nas zabije. –
dopowiedział Fred.
- I dlatego Andromeda nie może was
zobaczyć. – oznajmił Ted, dając tym samym do zrozumienia, że nie mogą u nich
zostać. Bliźniacy zgarbili się ze smutkiem wypisanym na twarzy.
- To byłby tylko tydzień. – odezwał się
George.
- Słuchajcie, może przez ten tydzień
zamieszkacie w Kwaterze Głównej? – zaproponowała Nimfadora, a chłopacy
spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się wesoło.
- No to uzgodnione. – zawołał dziarsko
Ted i podał ręce obu chłopakom, a następnie wyszedł.
- Czym ją załatwiliście? – zapytała
Dora, nie mogąc się powstrzymać.
- Kieszonkowe Bagno, coś
fantastycznego! – zawołał Fred i zaczął razem z bratem opowiadać Tonks
szczegóły ich akcji dywersyjnej.
Po
dwóch godzinach Tonks rzuciła na bliźniaków zaklęcie kameleona, które udało jej
się wykonać bez zarzutu po raz pierwszy. Zeszli po schodach, Tonks zajrzała do
kuchni, gdzie Dromeda szykowała obiad.
- Idę do Łapy. – oznajmiła krótko i wybiegła
razem z bliźniakami z domu, by uniknąć jakichkolwiek pytań. – Okej złapcie mnie
za ręce. – poleciła i poczuła jak dwie niewidzialne dłonie zaciskają się na jej
nadgarstkach. Co prawda Fred i George mogli sami się deportować, ale wolała
trzymać ich przy sobie. Pojawili się na Grimmauld Place i weszli do środka domu
z numerem dwunastym. Tonks od razu pobiegła do kuchni, ale nie za stała tam
nikogo więc cofnęła się do korytarzu i już miała zacząć wspinać się na
schodach, ale… przewróciła się o stary, obrzydliwy stojak na parasole, który od
zawsze ją prześladował. I wtedy się zaczęło. Wrzaski pani Black, śmiech
bliźniaków, nawoływanie Remusa i Syriusza, którzy zbiegli szybko po schodach i
od razu zaczęli uciszać matkę Łapy.
- Co cię sprowadza, kochana? – zaśmiał
się Syriusz, podczas gdy Remus pomagał jej wstać. – Już się za nami stęskniłaś?
- Za tobą na pewno nie. – pokazała
kuzynowi język. – Chodzi o coś o wiele bardziej poważnego.
- Co się stało? – spytał z troską
Lupin, a Tonks machnęła różdżką i między nimi nagle pojawili się bliźniacy z
wesołym uśmiechem na ustach, krzycząc:
- Cześć wam!
Chociaż Remus razem z Syriuszem z
początku byli zaskoczeni, wraz z tym jak słuchali historii bliźniaków coraz
bardziej rozumieli zaistniałą sytuację. Syriusz pękał ze śmiechu prosząc o
więcej szczegółów, a Remus słuchał ich z zainteresowaniem. Kiedy Weasleyowie
zaczęli opowiadać o swoim sklepie, wywiązała się rozmowa na temat jego
funkcjonowania.
- Mamy mnóstwo pomysłów na ciekawy
asortyment. Spora część naszych wynalazków przeszła już fazę testów pomyślnie.
– opowiadał rozemocjonowany Fred.
- Prawdę mówiąc jesteśmy w stanie już
zacząć naszą działalność. Nasz lokal jest niesamowity… no na razie jest tam
pełne kurzu i pajęczyn, ale to miejsce ma potencjał. – zapewnił ochoczo George.
- No i tu mamy mały problem… - oznajmił
Fred.
- Musimy tam wszystko urządzić, tak
samo jak w mieszkaniu nad sklepem. – wyjaśnił George.
- A do Nory nie możemy wrócić.
- Mama by nas zabiła!
- Tutaj muszę się z wami zgodzić. –
stwierdził Remus, marszcząc czoło, a Tonks uśmiechnęła się na widok jego
zamyślonej miny. – Chcecie tu zamieszkać.
To było stwierdzenie, ale młodzi
Weasleyowie zaczęli od razu zapewniać, że nie chcą im robić kłopotów, że
wyprowadzą się jak najszybciej, ale Black roześmiał się głośno i machnął
lekceważąco ręką.
- Zostańcie ile chcecie.
- Świetnie! Masz u nas kupon na dowolny
gadżet z naszego sklepu! – zawołał zachwycony George, a jego brat poklepał
Remusa po plecach. Tonks wiedziała, że od teraz na Grimmauld Place będzie o
wiele ciekawiej.
***
Od
kiedy Fred i George zamieszkali w Kwaterze Głównej, nigdy nie było tam nudno.
Weasleyowie zajęli swój stary pokój na drugim piętrze, niedaleko sypialni
Tonks. Dlatego też Dora, często słyszała liczne huki i wybuchy dochodzące z ich
nory. Przez cały tydzień udawało im się ukrywać przed Molly, która pojawiała
się w każdym zaprzyjaźnionym domu, szukając swoich dwóch synów. Umbridge
najwidoczniej nie zapomniała wysłać jej dość przerysowanych informacji,
dotyczących wybryków bliźniaków. Ted i Dora, tak jak i Łapa z Remusem, bez
mrugnięcia okiem powtarzali, że nigdzie ich nie wiedzieli i zapewniali, że z
pewnością na pewno nic im się nie stało.
- Nic im się nie stało? Być może, ale
stanie im się gdy tylko dorwę ich w swoje ręce. – obiecała Molly, gdy po raz
pierwszy pojawiła się w domu Tonksów, a Nimfadorze zrobiło się jej żal.
Wiedziała, że ta wściekłość była przejawem matczynej troski i Molly wręcz
umierała ze strachu. Dlatego też Tonks miała wyrzuty sumienia za każdym razem
gdy odwiedzała chłopaków w Kwaterze Głównej, jednak to uczucie znikało gdy
widziała rozradowane twarze bliźniaków.
Gdy Dora każdego dnia wychodziła rano
do pracy, myślała tylko o tym, żeby tylko wrócić na Grimmauld Place i być
świadkiem jak Fred i George wyrzucają w powietrze Stworka, Syriusz wykłóca się
ze swoją zwariowaną matką, a Remus przygląda się temu z nikłym uśmiechem i
politowaniem wypisanym na twarzy. Niestety… Fakt, że została odsunięta od
śledztwa, dotyczącego zbiegłych śmierciożerców, nie sprawiało, że mogła
kompletnie odpuścić sobie pracę. Co
prawda pozwalano jej na tą wygodę i kończyła swoją zmianę po dwóch, trzech
godzinach, ale została zmuszona do przepisywania starych akt. Tak jak to
robiła, gdy jeszcze Scrimgeour nie posłał jej i Waltera na misję, grożącą
śmiercią. Siedziała w boksie sama, ponieważ wampir zwołał wszystkich, chcąc
zebrać wszystko co do tej pory uzbierali w całość. Po niespełna pół godzinie
Walt wrócił i ze wściekłością rzucił swoje dokumenty na biurko.
- Coś nie tak? – spytała Dora,
korzystając z okazji i przestając przepisywać nieaktualne już raporty.
- Wszystko jest nie tak, Tonks. –
warknął i opadł na swój fotel. Potarł dłonią czoło i westchnął. – Przepraszam
cię. Jest naprawdę kiepsko, nie mamy nic… Razem z Kingsleyem zaproponowaliśmy,
żeby dla pewności przepytać byłych śmierciożerców, tych uniewinnionych. –
wyjaśnił jej Watson, a potem dodał szeptem. – Chodziło nam o Malfoya, ale oczywiście Scrimgeour
stwierdził, że to zbędne.
- Idiota. – mruknęła Nimfadora, a na
strapionej twarzy przyjaciela pojawił się cień uśmiechu.
- Nie wiem czego on od nas oczekuje…
Codziennie dziesiątki ludzi zgłaszają nam, że widzieli jednego ze zbiegłych.
Lecimy tam, a tu się okazuje, że to był jakiś mugol. – westchnął Walter. – Do
tego nie układa mi się z Hestią…
- Pokłóciliście się? – zapytała Tonks,
wstając z miejsca. Wiedziała, że to było prawdziwym powodem jego złego
nastroju. Podeszła do przyjaciela i oparła się plecami o kant biurka.
-Mało powiedziane, wyprowadziła się ode
mnie. Niedawno spotkaliśmy Estere i Giuseppe. Słyszałaś, że Es jest w ciąży? –
zapytał, a kiedy Tonks pokiwała głową, ciągnął dalej. – Oczywiście opowiadali
jacy to są szczęśliwi, jak to im cudownie się wiedzie. Pewnie domyślasz się jak
zafascynowana tym wszystkim była Hestia… Wczoraj zaczęła mówić o ślubie,
dziecku, ogólnie naszej przyszłości, przyznałem jej rację, ale stwierdziłem, że
to wszystko dopiero po wojnie.
- Chyba rozumiem. – stwierdziła Tonks.
– Ale musisz ją zrozumieć. Boi się, jak my wszyscy, i chciałaby chociaż namiastki
normalnego życia.
- No właśnie, ja też się boję. To
nienormalne, że przez wojnę wszystko co istotne w związku, ma się odbyć w ciągu
kilku chwil. Normalnie poczekalibyśmy ze wszystkim… - pożalił się załamany.
- Słuchaj Walt, rozumiem ciebie, ale
rozumiem również Hestię. Moja rada jest taka, znajdź złoty środek. Powinieneś
zadowolić siebie i ją.
- Chyba masz rację, nie chce jej
stracić.
Uwielbiam Freda i Geroge'a. Chyba już o tym wspominałam. Wspaniale ich przedstawiłaś. Zmęczonych, zmarzniętych, zmordowanych, ale jednocześnie wesołych i dumnych z siebie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Walter pogodzi się z Hestią.
Pozdrawiam
PS. Nie wiem, czy czytałaś, ale wczoraj pojawił się u nie nowy rozdział
Świetna nutka. Nie mogę się juz doczekac, kiędy rozkwitnie Milosc pomiedzy Tonks a Remusem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Uwielbiam ten rozdział tak bardzo! Biedni bliźniacy lecieli całą noc na miotłach, że też z nich nie zlecieli. I Ted tak fajnie zareagował, chociaż szkoda, że ich nie zatrzymali w domu, ale rozumiem, że wszyscy boją się połączonego gniewu Andromedy i Molly. Oczywiste było, że Syriusz nie odmówi im, ale co ciekawe zauważyłem, że u ciebie to George jest tym bardziej wygadanym bratem, przynajmniej w tym rozdziale, chociaż zazwyczaj to Fred bryluje swoją żartobliwą błyskotliwością.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Hestia i Walt pokłócili się... Watson powinien zrozumieć, że skoro chce być ze swoją ukochaną to powinien sprawić, żeby była szczęśliwa. Mają się pogodzić!