Tonks szła ulicą, chłonąć pierwsze,
ciepłe promienie słońca tego roku. Rozglądała się dookoła, szukając właściwego
numeru. Okolica, w której właśnie się znalazła, było wyjątkowo ładna. Zadbane
jednorodzinne domki otoczone zielonymi, skoszonymi trawnikami, wyglądały prawie
identycznie. Nimfadora otworzyła furtkę, weszła na ganek domku z numerem
dwudziestym i nacisnęła na dzwonek. Poczekała chwilę, aż usłyszała metaliczne
skrzypnięcie, towarzyszące odkluczeniu drzwi. Otworzył jej wysoki umięśniony
mężczyzna. Tonks zadarła nos do góry, żeby spojrzeć mu w oczy i przyjrzeć się
dokładniej. Miał przystojną, pociągłą twarz o mocno zarysowanej żuchwie, którą
pokrywał gęsty zarost. Uśmiechnął się do niej, przeczesując swoje długie do
ramion, ciemne włosy, a Tonks zwróciła uwagę na jego ciemne, brązowe oczy.
- Ty pewnie jesteś Tonks. – stwierdził,
ukazując swoje białe, równe zęby, odwrócił się od niej i zawołał: - Kochanie,
to do ciebie!
Wpuścił
Dorę do środka. Dom na pierwszy rzut oka był idealnie wyczyszczony i
uporządkowany, tak, że wszystko miało swoje miejsce. Usłyszała jak ktoś zbiega
po schodach i zobaczyła Laurę z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- Tonks! Jak ja się
za tobą stęskniłam! – zawołała uradowana i rzuciła się Nimfadorze na szyję.
Dora uśmiechnęła się wesoło i uściskała kuzynkę. Zmieniła się od kiedy widziała
ją po raz ostatni. Była o wiele weselsza i wprost tryskała energią. – Poznałaś
już Derek’a?
- Tak, właśnie
przed chwilą. – odparła Tonks i uśmiechnęła się do Derek’a, który właśnie
wiązał na sobie krawat.
- Nie będę wam
długo przeszkadzać. Zaraz zaczyna się moja zmiana. – stwierdził mężczyzna i
zarzuciła na siebie granatową marynarkę.
- To
niesprawiedliwe, że każą tobie pracować w weekendy. – mruknęła niezadowolona
Laura, a jej wybranek roześmiał się.
- Przynajmniej
będziecie miały dla siebie trochę czasu. – oznajmił Derek i pocałował ją krótko,
poczym zwrócił się do Tonks. – Miło było cię poznać, wpadnij kiedyś kiedy będę
miął wolne, poznamy się lepiej.
- Jasne, że wpadnę.
– zapewniła go, a on uśmiechnął się i wybiegł z domu. Tonks spojrzała na
kuzynkę i spytała: - A więc to on?
- No, tak. Derek
jest cudowny. – zarumieniła się Laura. – Opowiadaj co tam się u was dzieje.
- Dużo by tu
opowiadać. – westchnęła Tonks, opadając na skurzaną kanapę. Laura przyniosła im
po kubku kawy i wsłuchała się w opowieść Dory, począwszy od feralnego wesela,
skończywszy na najnowszych informacjach z ministerstwa. Laura słuchała
wszystkiego z zainteresowaniem, przeżywając w ciągu chwili to wszystko co Tonks
przecierpiała przez ostatnie dwa miesiące. Wszystko było dla Laury nowością, bo
od dawna nie pojawiła się w Kwaterze Głównej.
- Naprawdę mnóstwo
mnie ominęło…
- A jak ty się
czujesz? – spytała Tonks, pamiętając o tragedii jaka spotkała Laurę podczas
śledzenia, potencjalnego śmierciożercy.
- Jest dobrze, ale zauważyłam,
że nie mogę się przemęczać. To zaklęcie jakby zniszczyło mnie od środka i
chociaż mnie wyleczyli, nie wróciłam do stanu sprzed wypadku. Uzdrowiciele
powiedzieli, że gdyby wiedzieli dokładnie co to za zaklęcie, udałoby im się
wyleczyć mnie całkowicie.
- Wrócisz do nas? –
zapytała Dora, a Laura spojrzała na nią smutno.
- Nie wiem,
starałam się pogodzić Derek’a i Zakon, ale to nie wychodziło. Pytał się gdzie
jestem i co się ze mną dzieje, a ja nie potrafiłam mu wyjaśnić.
- Nie powiedziałaś
mu, że jesteś czarownicą? – zdziwiła się Tonks, a Laura pokiwała smutno głową.
- Boje się jego
reakcji. Nie chcę, żeby to kim jestem zakończyło nasz związek.
- Ale przecież nie
możesz ukrywać przed nim prawdy. – oburzyła się Nimfadora, kiedy jej kuzynka
zwiesiła smutno głowę. – Od początku go okłamujesz, im dłużej będziesz ukrywać
prawdę tym gorzej to przyjmie. Z resztą przysięgałaś, składałaś obietnicę, że
będziesz wierna Zakonowi.
- Wiem, nie musisz
mi tego przypominać, Tonks! – zawołała Laura i ukryła twarz w dłoniach. –
Estera i Giuseppe są w Zakonie, Sara i Franczesco też są w Zakonie, Hestia i
Walter tak samo, Bill i Fleur również. Tylko ja... ja mam partnera spoza Zakonu
i nie jestem w stanie go nakłonić do przyłączenia się do nas, bo nie może.
Wiesz ile bym dała, żebyśmy byli tacy sami? Żeby on był czarodziejem albo żebym
ja była mugolem…
- Słuchaj, musisz
mu powiedzieć. Wyjaśnić wszystko i do nas wrócić. Każda różdżka się liczy, a my
mamy ich zbyt mało. – powiedziała z powagą Nimfadora.
- Chyba masz rację…
Będę musiała zaryzykować.
***
Wspinała się po schodach Kwatery
Głównej. Musiała ostrzec bliźniaków, bo Molly miała się niedługo zjawić i
najlepiej by było gdyby w tym momencie deportowali się na Pokątną. Otworzyła
drzwi do ich pokoju bez pukania i zauważyła coś czego się kompletnie nie
spodziewała. Fred i George stali pochyleni nad ogromną księgą, kierując w jej
stronę różdżki, a po drugiej stronie był Szalonooki. Tonks wiedziała co to
oznacza.
- Molly nie będzie
zachwycona. – stwierdziła, spoglądając niepewnie w stronę bliźniaków, którzy
właśnie dokonali zaprzysiężenia do Zakonu.
- Są pełnoletni i
podjęli korzystną dla nas decyzje. – stwierdził stanowczo Moody, zatrzaskując
księgę.
- Chcieliśmy zrobić
to już w wakacje, ale mama nie pozwalała nam na to. – wyjaśnił George.
- Teraz mogliśmy
zrobić to na spokojnie. – dodał Fred.
- Czyli nadszedł
czas na konfrontację.- stwierdziła Dora i jakby na zawołanie, gdzieś na dole
rozległy się krzyki zbudzonej Walburgi i… rozwścieczonej Molly. Chłopacy
spojrzeli przerażeni na Tonks, a ona szukała ratunku u Szalonookiego, który ze
stoickim spokojem, śledził magicznym okiem wbiegającą po schodach Molly. Dreszcz
przerażenie przebiegł Tonks po karku, kiedy odwróciła się i stanęła twarzą w
twarz z Molly. Była czerwona na twarzy i oddychała ciężko. Spojrzała po wszystkich
i wyciągnęła drżącą rękę w stronę swoich synów.
- Wy…- wysapała
złowrogo z furią w oczach, a Tonks cofnęła się o krok z przerażenia. Tuż za
Molly pojawił się Artur, równie przerażony co bliźniacy. – Jak? Jak mogliście?!
Uciekliście… Szkoła… Ukrywaliście się… Nie wiedzieliśmy co się z wami dzieje!
Idioci… - mówiła nieskładnie, a Tonks zauważyła, że jej złość z każdym
wypowiedzianym słowem maleje i ustępuje miejsca przerażającej trosce. – Jak
mogliście nam to zrobić?!
- My… -zaczął Fred,
nie mogąc wydusić z siebie nic więcej.
- No… - dodał
George, którego również zatkało.
- Najważniejsze, że
wiemy gdzie są i że wszystko z nimi w porządku. – postarał się uspokoić żonę
Artur. Molly ze łzami w oczach przygarnęła do siebie synów i gładziła ich rude
czupryny.
- Skoro wszystko
się wyjaśniło, zapraszam do kuchni. Trzeba wprowadzić nowych członków w
szczegóły naszej misji. – mruknął Moody, a Tonks posłała mu spojrzenie, które
mogłoby zamordować.
- Słucham? –
spytała osłupiała Molly, a chłopcy natychmiast wyrwali się z jej objęć.
Spojrzeli na siebie i zniknęli nagle w powietrzu. – TY! Pozwoliłeś moim synom
dołączyć do Zakonu!? Postradałeś zmysły, Alastorze?! Jak śmiałeś!?
- Nie muszę ci się
z tego tłumaczyć. Wiesz jaka jest sytuacja i musisz to zrozumieć. – oznajmił
jej dobitnie Moody i wyminął ją, opuszczając pokuj. Nimfadora również wyszła,
posyłając Arturowi spojrzenie mówiące: „Dasz sobie radę.” Zbiegając po
schodach, słyszała krzyki Molly i spokojne zapewnienia Artura. W kuchni czekali
już wszyscy. Kiedy Dora weszła, wszystkie spojrzenia zwrócone były na nią. Bill
stał ze swoimi braćmi, obejmując ich ramionami, a Fleur siedziała nieopodal,
spoglądając na nich niepewnie. Remus i Syriusz opowiadali Kingsleyowi o tym jak
bliźniacy uciekli z Hogwartu, a Walter i Hestia kłócili się o coś. Pozostali
członkowie po prostu czekali. Tonks podeszła do Syriusza i Remusa, usiadła
miedzy nimi i westchnęła.
- Było tak
spokojnie…
- Poczekaj, aż
Molly dowie się, że jej synowie nie wracają do Nory. – zaśmiał się Black, a Tonks
jęknęła. Czekali na Weasleyów jeszcze kilkanaście minut, aż w końcu Artur
wprowadził do kuchni obrażoną Molly, która z dumnie podniesioną głową usiadła
jak najdalej od swoich synów i nie uraczyła ich spojrzeniem. Moody zaczął
zebranie, informując bliźniaków o najważniejszych sprawach, które miały miejsce
do tej pory, a oni słuchali go z zainteresowaniem. Tonks jedynie biegała
wzrokiem po wszystkich Wesleyach, bojąc się kolejnego wybuchu złości Molly, a
także zerkała na Waltera i Hestię, którzy piorunowali się spojrzeniem.
Nieliczni tego dnia byli skupieni na sprawach Zakonu.
***
Tonks niosła dwa kubki herbaty
do pokoju Remusa. Wróciła dopiero z pracy i miała ochotę na rozmowę z kimś kto
chociaż stara się ją zrozumieć. Po raz
kolejny rozmawiała z Walterem, a następnie z Hestią i oboje uparcie twierdzili,
że to oni mają właśnie rację, a drugie powinno się z nim zgodzić. Otworzyła
łokciem drzwi i uśmiechnęła się do siedzącego przy biurku Lupina. Ten wstał
natychmiast i odebrał od niej jeden kubek. Tonks stanęła przy oknie,
spoglądając na pustą ulicę.
- Myślisz, że miłość istnieje? –
zapytała, nie spoglądając na niego.
- Oczywiście. Dlaczego o to pytasz? –
odezwał się natychmiast i podszedł do niej.
- Zastanawiam się czy kiedykolwiek
czułam coś takiego. – stwierdziła i upiła łyk herbaty.
- Oczywiście, że czułaś, każdy to czuł.
– zapewnił ją Remus i położył dłoń na jej ramieniu, a ta uśmiechnęła się do
niego.
- Myślisz, że małżeństwo albo ciąża w
tych czasach to coś normalnego?
- To jest normalne, wojna jest
nienormalna. – stwierdził Lupin.
- Chciałabym się zakochać, wziąć ślub,
mieć dziecko… Wszyscy moi przyjaciele mają choćby jedną z tych rzeczy za sobą,
a ja? – westchnęła. – Chciałabym mieć takie problemy jak Walt i Hestia. Kłócą
się o to, kiedy wziąć ślub.
- Kiedyś też będziesz miała takie
problemy. – zapewnił ją i stwierdził w myślach ze smutkiem, że to nie z nim
będzie się kłócić o takie rzeczy.
- Być może… Dobrze, że jesteś, Remusie.
– powiedziała i wtuliła się w niego.
Dzień dobry! Cześć i czołem! Jak tam minęły święta? Mieścicie się jeszcze w stare ubrania?Od razu zapowiadam, że 3.01.2015 r. na tym blogu, po raz pierwszy pojawi się rozdział pisany wspólnie z innym autorem. Jesteście ciekawi? Oj, będzie się działo! Tego możecie być pewni! Nie możecie się już doczekać? I słusznie, o to mi chodziło!
Laura! Już o zdążyłam o niej zapomnieć. Cieszę się, że lepiej się już czuję no i ten Derek...
OdpowiedzUsuńA teraz coś od czego chciałam zacząć. Pragnę Cię poinformować, że takie przeciąganie jest bardzo niezdrowe. Przede wszystkim dla czytelników. Teraz nie dość, że wyczekuję na rozpoczęcie romansu to jeszcze teraz ta Twoja zapowiedź. Możesz mi powiedzieć, jak mam dotrwać do tego trzeciego stycznia?!
Pozdrawiam
Wiem jetem okrutną osobą, ale wydaje mi się, że z kolejnych rozdziałów będziesz zadowolona! :3
UsuńMam nadzieję, bo nie wiem, co zrobię, jeżeli nadal będziesz to tak ciągnąć w nieskończoność.
UsuńJestem na ciebie zły! Najchętniej zwymyślałbym cię od najgorszych! Jak w ogóle śmiałaś zakończyć pisanie Lily? Nie rozumiem cię i mam ci to za złe. Żadne tłumaczenia tu nic nie dadzą i dobrze o tym wiesz.
OdpowiedzUsuńNie chciałem komentować niczego, w ramach mojego strajku, ale pewnie byś się tym nie przejęła. Dlatego piszę ci, że jesteś osobą złą i okrutną, nie liczysz się ze swoimi czytelnikami! Masz natychmiast wznowić pisanie Lily, a nie... KONIEC, KROPKA!