6.12.2014

83) Nie mam zamiaru się ukrywać

                   Rozmawiali na pozór beztrosko siedząc w trójkę w kuchni domu z numerem dwunastym, chcąc zagłuszyć męczące przeczucia, które każde z nich odczuwało. Gdy tylko Tonks się obudziła, przez myśl jej przeszło, że stanie się coś złego. Dlatego też, natychmiast sprawdziła, co robią rodzice, czy przypadkiem nikt nie znalazł Syriusza, upewniał się, że Remus nadal jest w Londynie, a u Molly wszystko w porządku. Wysłała też pełne niepokoju listy do Włoch i Rumunii, ale wiedziała, że na odpowiedź będzie musiała długo czekać. Remus właśnie dolał jej do szklanki brandy, którą przyniosła ze sobą. Być może idiotyzmem było upijać swoją czujność, ale to pierwsza rzecz, jaka przyszła jej do głowy, a Lupin i Black z chęcią na nią przystali.
- Jak się czuje Andy? – spytał Syriusz, od początku ich spotkania, każde pytało niby od niechcenia o kogoś byleby tylko się upewnić, że ta osoba jest bezpieczna.
- Dobrze, jest z tatą w domu. – odpowiedziała Dora, wzdychając.
- A miałaś kontakt z Hestią? – odezwał się Remus.
- Z Walterem, ale to na jedno wychodzi. Poszukują zbiegłych śmierciożerców, czyli robią to samo, co wczoraj, przedwczoraj i tydzień temu. – Upiła łyk cierpkiego napoju. – Dziwie się, że jeszcze Scrimgour każe im się przykładać. Kiedy nie udało się złapać Syriusza, zostawił przy tej sprawie zaledwie Kingsleya i trzech innych aurorów, a teraz wszyscy siedzą jak na szpilkach.
- A może to właśnie chodzi o tą sprawę. – pomyślał głośno Lupin, a Tonks poczuła ciarki na plecach. Podświadomie bała się dnia, gdy Voldemort się ujawni, a wraz z nim śmierciożercy.
- Mam nadzieję, że Harry znowu czegoś nie przeskrobał. – Zmarszczył czoło Syriusz. W normalnych warunkach, Tonks parsknęłaby śmiechem, na dźwięk tych słów w ustach Blacka, ale teraz nie było jej do śmiechu.
- Chyba już nikogo nie wyrzucili. – zastanowiła się Dora. Informacja o zwolnieniu Traweley nie była zaskoczeniem, każdy się tego spodziewał. Ale zachowanie Umbridge w Hogwarcie było wystarczająco niepokojące by je bagatelizować.
- Ale ta Brygada Inkwizycyjna mi się nie podoba. Oni po prostu śledzą innych, legalnie…
- Dumbledore czuwa nad wszystkim. Nic tam nikomu nie grozi. – zapewnił ich Remus. Siedzieli w ciszy, dolewając sobie, co chwilę jeszcze więcej brandy. Słychać było głośne stukanie zegara, który stał we wnęce w korytarzu. „Cisza przed burzą.” – przeszło Dorze przez myśl, ale od razu potrząsnęła głową jakby chcąc pozbyć się niepokojącej myśli i wypiła zawartość swojej szklanki do dna. Jednak w głowie cały czas pojawiały się złowrogie wizje.
                   Minął już prawie rok, od kiedy dołączyła do Zakonu, wiedziała, z czym to się wiąże od samego początku. Ryzyko było nieuniknione i nie dało się temu zaprzeczyć. Wierząc w powrót Voldemorta, trzeba było się liczyć z pewnymi, licznymi niedogodnościami. Nimfadora nieprzespana tyle nocy, pełniąc nocne warty, o mały włos i kilka razy ktoś ją przyłapał. Złapali Sturgisa i mimo, że minęło już wyznaczone pół roku to jeszcze nie wypuścili go z Azkabanu, a Laura praktycznie odsunęła się od tego wszystkiego. Zamieszkała ze swoim mugolskim chłopakiem, sprzedała stare mieszkanie Sary i nikt dawno nie wiedział jej w otoczeniu Grimmauld Place. Liczne akcje, śledzenie potencjalnych śmierciożerców, warty, ranni, strach i niepewność. Ile Tonks by dała, żeby mieć odwagę Laury i odciąć się od tej wojny, wyjechać gdzieś daleko jak Sara albo zdobyć się na zostawienie całej przeszłości za sobą tak jak jej mama. Ale nie potrafiła, nie była na tyle odważna, żeby nie rzucić się w wir walki, nawet gdyby miało to się stać w tej sekundzie, nie umiała wyjechać i zostawić tego wszystkiego, tych ludzi, których tak bardzo kochała, Syriusza i Remusa…
- Dzień dobry. – usłyszeli pogodny głos, który wyrwał ich z własnych rozmyślań i na widok osoby, która pojawiła się w progu, cała ich trójka zerwała się na równe nogi. W drzwiach stał Albus Dumbledore w całym swoim majestacie z długą, srebrzystą brodą spływającą mu po piersi i wesołymi, niebieskimi oczami, które wesoło migotały zza okularów-połówek.
- Dumbledore. – wyrwało się Syriuszowi, którego widok dyrektora omal nie powalił na kolana, bo sam jeszcze przed chwilą zastanawiał się nad sytuacją w Hogwarcie.
- Co się stało? – zapytał natychmiast Remus.
- Ze spokojem, moi drodzy. Niestety pewne sprawy się skomplikowały i musiałem opuścić Hogwart. – Dumbledore powiedział to tak spokojnie, że z samego początku sens jego słów nie dotarł do obecnej trójki. Tonks już miała się odezwać kiedy staruszek westchnął teatralnie, spojrzał na ich puste szklanki i powiedział: - Jeśli mógłbym, poproszę o szklaneczkę brandy, osobiście wolałbym kakało, ale wy młodzi nie wiecie co dobre.
- Oczywiście. – odpowiedział Remus i podał szklankę Dumbledorowi, który usiadł naprzeciwko Tonks. – Proszę, niech pan powie co się wydarzyło.
- Wydarzyło się wiele i nie widzę sensu by zaprzątać tym wasze głowy. – stwierdził dyrektor.
- Co z Harrym? – zawołał niecierpliwie Black, a Dumbledore uśmiechnął się pod nosem.
- Harry jest bezpieczny, ale niestety nie mogę ci powiedzieć, że nie był w tą sprawę zamieszany. – wyjaśnił dość niejasno, a widząc niezrozumienie na twarzach swoich rozmówców powiedział: - Nasza kochana pani Inkwizytor niestety uzyskała informację na temat pewnej tajnej organizacja, która od ponad pół roku istniała w Hogwarcie. Dziwne by było gdyby nasza droga Dolores nie zawiadomiła Korneliusza o tak poważnym naruszeniu jej dekretów przez samego Harry’ego Pottera. – zrobił trochę przydługą pauzę i spojrzał na każdego z nich. – Minister pojawił się razem z Dawlishem, młodym panem Weasleyem oraz Kingsleyem z zamiarem wydalenie Harry’ego ze szkoły. Jednak słysząc o Gwardii Dumbledore’a, a nie Gwardii Pottera zmienił swoje plany i jego celem stałem się ja.
- Uciekł mu pan? – zdziwiła się Dora.
- Droga Nimfadoro, uciekł to takie brzydkie słowo, ja ująłby to inaczej. Nie dałem się złapać Korneliuszowi. Oczywiście udało mi się jeszcze porozmawiać z Minerwą. Co prawda powiedziałem jej, że tu nie przyjdę, ale Zakon musi się dowiedzieć. – stwierdził.
- Co teraz będzie w Hogwarcie? Bez pana… to znaczy… co teraz? – spytał nieskładnie Lupin.
- Podejrzewam, że Dolores zechce zając moje stanowisko, a ministerstwo jej nie będzie w tym przeszkadzać. Chociaż swoim nieskromnym zdaniem pozwolę sobie stwierdzić, że niektórzy w zamku nie będą zadowoleni z mojego zniknięcia i nie będą wykonywać poleceń szanownej pani dyrektor Umbridge. Na przykład młodzi Weasleyowie.– uśmiechnął się wesoło, jakby dumny z tego, a Dora odwzajemniła gest, wyobrażając sobie niesfornych bliźniaków. – Mógłbym was prosić o powiadomienie innych członków Zakonu o zaistniałej sytuacji?
- Oczywiście. Chodź Syriuszu. – powiedział natychmiast Remus, a Black z westchnieniem wstał z nim.
- Pomińcie Kingsleya, on doskonale wie co się wydarzyło. – dopowiedział, a Remus i Syriusz pokiwali głowami, by po chwili zniknąć za drzwiami. Tonks rzuciła lekko przestraszone spojrzenie w stronę Dumbledore’a. Nie pamiętała kiedy widziała go po raz ostatni, ale dałaby sobie różdżkę odebrać, że była wtedy bardzo nie przyjemna. – Jak się czujesz Nimfadoro? Zmieniło się coś w twoim życiu?
- Kiedy przecież pan wszystko wie. – powiedziała Dora, ignorując fakt, że dyrektor nazywa ją pełnym imieniem. – Czasami aż się pana boję.
- Bardzo słusznie. – odpowiedział ze śmiechem staruszek. – Bój się, bój. Ale mylisz się, jeśli sądzisz, że wszystko wiem. Nie wiem na przykład dlaczego nie pijesz swojej brandy.
                   Dora zaśmiała się krótko i upiła łyk płynu, tak jak to zrobił przed nią Dumbledore. Nie wiedziała czemu, ale dyrektor zawsze sprawiał, że cała jej pewność siebie nagle ulatywała w powietrzu.
- Od rana miałam przeczucie, że wydarzy się coś złego. Bałam się. Śniło mi się coś… - powiedziała z namysłem, przypominając sobie swój dzisiejszy poranek i wzięła szklankę w obie ręce. – Nie wiem czemu, ale się przestraszyłam i obudziłam.
- Mnie natomiast śniło się posiedzenie Międzynarodowego Kongresu Alchemików w sześćdziesiątym ósmym. Ściśle mówiąc, że ma być dzisiaj. – opowiedział jej Dumbledore. – Też się przestraszyłem i obudziłem.
                   Tonks zaśmiała się wesoło na to wyznanie. Nie uwierzyłaby nigdy, że Dumbledore może się czegokolwiek bać. Z westchnieniem zamknęła oczy, próbując sobie przypomnieć swój sen. Była tam, ale nie była sama. Było gorąco, ale czuła straszny chłód i był tam on…
- Śnił mi się Remus, miał taki granatowy, sprany i wycerowany sweter. – oznajmiła z czułością. – Lubię go, bardzo go lubię.
- Ja też. Wszystkich was zresztą lubię. – uśmiechnął się Dumbledore i mrugnął do niej wesoło. W tej samej chwili do kuchni wrócili Remus i Syriusz.
 - Wszyscy już wiedzą. – oznajmił Black, a Dumbledore klasnął w dłonie i wstał.
- Świetnie. Czas już na mnie.
- Ale nie zostanie pan dłużej? Moody powiedział, że zaraz się zjawi. – powiedział Remus.
- Niestety nie mogę. Mam parę ważnych spraw do załatwienia, a poza tym nie mam zamiaru się ukrywać. – stwierdził i spojrzał w oczy Tonks. – Dziękuję za miłą pogawędkę, Nimfadoro. Syriuszu mam nadzieję, że jeszcze mnie nie znienawidziłeś do końca za trzymanie cię tutaj.
- Tak, przynajmniej mam święty spokój, prawda? – mruknął Black, ale uśmiechnął się huncwocko do Dumbledore’a i powiedział: - Ale to już niedługo, przynajmniej ja tak myślę.
- Oczywiście, Remusie odprowadź mnie do drzwi. – poprosił i wyszedł razem z Lupinem z kuchni, a Dora i Łapa opadli na krzesła przy stole i wypili jeszcze trochę brandy, czekając na kolejne niezapowiedziane zebranie Zakonu.
***
                   Remus zawsze czuł niesamowity respekt wobec Dumbledore’a i zawsze czuł się głupio gdy dyrektor patrzył na niego z tą ojcowską troską, której nie mógł zaznać od swojego prawdziwego ojca. Najgorzej jednak było gdy jego troska mieszała się z obowiązkiem. Tak było też wtedy gdy odprowadzał go po jego krótkiej wizycie.
- Remusie, muszę spytać cię o twoją misję. – oznajmił z prawie niedostrzegalnym bólem w głosie.
- Większość tamtejszych wilkołaków mi ufa, to dobrzy ludzie nie żadna armia. Greybacka wcale nie widuję, od tamtego incydentu z wioską widziałem go raz. – wyjaśnił Remus, przypominając sobie mimowolnie pocałunek z Meg.
- A ty jak tam się czujesz? – spojrzał Lupinowi prosto w oczy.
- Nie wiem, proszę pana. Jakoś się tam odnajduję, ale… - przerwał nie wiedząc co powiedzieć. – Nie ważne. Nie będę pana dłużej zatrzymywać, to tylko moje osobiste odczucia.
- Właśnie twoje odczucia mnie interesują, ale rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać. – odezwał się Dumbledore i otworzył drzwi, ale zanim wyszedł, odwrócił się i powiedział jeszcze: - Nimfadora to urocza kobieta.
***
                   Wizja Hogwartu bez Dumbledore’a przerażała każdego i mimo, że sam dyrektor traktował całą tą sytuacje z takim spokojem, jakby to po prostu było zaplanowane od początku, niepokój gościł w sercu każdego z członków Zakonu. W kuchni domu z numerem dwunastym znowu zapanował tłok i pojawiły się osoby, których dawno nie było tu widać. Oprócz Tonks, Remusa i Syriusza pojawił się Moody, który od samego początku rzucał wszystkim wyzywające spojrzenie zarówno swojego prawdziwego oka, jak i też tego magicznego. Emelina Vance pojawiła się w towarzystwie Elfiasa Doge’a i Dedalusa Diggla i witała się ze wszystkimi gorliwie, nie widząc ich od dłuższego czasu, tłumacząc się różnymi powodami. Chociaż Tonks uważała, że całą tą trójkę przerażała wizja kolejnej wojny i chcieli się przed nią uchronić, ale wiadomość o zniknięciu Dumbledore’a sprawiła, że wszyscy oprzytomnieli. Przybyli również Artur z Molly, a także Bill z Fleur, ale raczej unikali swojego towarzystwa, dlatego usiedli po dwóch różnych końcach stołu. Nimfadora zauwarzyła jak kobiety rzucają sobie zawistne spojrzenia, a Artur i Bill patrzą na siebie przepraszająco. Estera i Giuseppe, szczęśliwi nowożeńcy przyszli w szampańskim nastroju, który strasznie odstawał od pozostałych. Po pewnym czasie dołączyli do nich Hestia i Walter, którzy biegli prosto z Ministerstwa. Kingsley niestety nie mógł się pojawić z powodu Knota. Jednak wszystkich najbardziej ciekawiło pojawienie się śmierdzącego brudem i alkoholem Mundungusa Fletchera, który trzymał się raczej na uboczu.
                   Ciekawość i niepokój brała nad wszystkimi górę. Dlatego podczas gdy Remus powtarzał to, co opowiedział im Dumbledore, dało się słyszeć liczne pytanie zadane albo szeptem, albo wręcz wywrzeszczane. Kiedy Remus poinformował, że podczas całego tego zajścia był obecny Percy Weasley, Molly zaszlochała głośno. Gdy Lupin zakończył, wybuchła wrzawa i każdy zaczął każdego przekrzykiwać.
- Uspokójcie się wszyscy! – wrzasnął swoim basowym głosem Moody i po chwili zapanował cisza. – Nie jesteśmy tu po to, żeby się kłócić. Dumbledore kazał nam tu się pojawić nie bez powodu. Wysilcie te swoje mózgownice i zrozumcie o co chodzi.
- O Harry’ego. – stwierdziła krótko Molly, wycierając łzy, spływające jej po pulchnych policzkach.
- Ale jak mamy go pilnować. To nie to samo co w wakacje, wtedy mieliśmy do niego dostęp, a teraz? On jest w Hogwarcie. – stwierdziła Hestia.

- Tu chodzi o coś więcej. – pomyślała na głos Tonks, a wszyscy spojrzeli na nią. – Hogwart to najbezpieczniejsze miejsce na świecie, jeżeli jest tam Dumbledore, ale jego już tam nie ma. Nie ma tam człowieka, którego On się boi. To może się niedługo zacząć, tak na dobre…

3 komentarze:

  1. Już ucieczka Dumbledore'a? Super. To znaczy, że niedługo bitwa, a potem Tonks się zakocha. Już nie mogę się doczekać. Dodasz w międzyczasie jakieś starcie ze śmierciożercami?
    Pozdrawiam
    PS. Co do tego ca napisałaś u mnie, to mogę obiecać, że w następnym rozdziale będą już dobre wiadomości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brniesz do przodu! O tak, w szalonym tempie!
    Teraz Dumbledore, a za chwilę ślub! Ho, ho, ho! (taki mikołajkowy akcent)
    Tylko nie skończ za szybko tej opowieści, bo co ja wtedy biedny zrobię?
    Ale wracając do rozdziału...
    Cudowny co się będę rozpisywać, ale...
    ROZMOWA DUMBLEDORE'A Z TONKS!
    Sprawiłaś, że mój dzień stał się lepszy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam twojego bloga, jest świetny! Kocham Tonks i Remusa, dlaczego oni jeszcze nie są razem? Przecież ich tak ciągnie do siebie... Proszę, niech już będą razem!

    OdpowiedzUsuń