Rozmawiali
na pozór beztrosko siedząc w trójkę w kuchni domu z numerem dwunastym, chcąc
zagłuszyć męczące przeczucia, które każde z nich odczuwało. Gdy tylko Tonks się
obudziła, przez myśl jej przeszło, że stanie się coś złego. Dlatego też,
natychmiast sprawdziła, co robią rodzice, czy przypadkiem nikt nie znalazł
Syriusza, upewniał się, że Remus nadal jest w Londynie, a u Molly wszystko w
porządku. Wysłała też pełne niepokoju listy do Włoch i Rumunii, ale wiedziała,
że na odpowiedź będzie musiała długo czekać. Remus właśnie dolał jej do
szklanki brandy, którą przyniosła ze sobą. Być może idiotyzmem było upijać
swoją czujność, ale to pierwsza rzecz, jaka przyszła jej do głowy, a Lupin i
Black z chęcią na nią przystali.
- Jak się czuje Andy? – spytał Syriusz,
od początku ich spotkania, każde pytało niby od niechcenia o kogoś byleby tylko
się upewnić, że ta osoba jest bezpieczna.
- Dobrze, jest z tatą w domu. –
odpowiedziała Dora, wzdychając.
- A miałaś kontakt z Hestią? – odezwał
się Remus.
- Z Walterem, ale to na jedno wychodzi.
Poszukują zbiegłych śmierciożerców, czyli robią to samo, co wczoraj,
przedwczoraj i tydzień temu. – Upiła łyk cierpkiego napoju. – Dziwie się, że
jeszcze Scrimgour każe im się przykładać. Kiedy nie udało się złapać Syriusza,
zostawił przy tej sprawie zaledwie Kingsleya i trzech innych aurorów, a teraz
wszyscy siedzą jak na szpilkach.
- A może to właśnie chodzi o tą sprawę.
– pomyślał głośno Lupin, a Tonks poczuła ciarki na plecach. Podświadomie bała
się dnia, gdy Voldemort się ujawni, a wraz z nim śmierciożercy.
- Mam nadzieję, że Harry znowu czegoś
nie przeskrobał. – Zmarszczył czoło Syriusz. W normalnych warunkach, Tonks parsknęłaby
śmiechem, na dźwięk tych słów w ustach Blacka, ale teraz nie było jej do
śmiechu.
- Chyba już nikogo nie wyrzucili. –
zastanowiła się Dora. Informacja o zwolnieniu Traweley nie była zaskoczeniem,
każdy się tego spodziewał. Ale zachowanie Umbridge w Hogwarcie było
wystarczająco niepokojące by je bagatelizować.
- Ale ta Brygada Inkwizycyjna mi się
nie podoba. Oni po prostu śledzą innych, legalnie…
- Dumbledore czuwa nad wszystkim. Nic
tam nikomu nie grozi. – zapewnił ich Remus. Siedzieli w ciszy, dolewając sobie,
co chwilę jeszcze więcej brandy. Słychać było głośne stukanie zegara, który
stał we wnęce w korytarzu. „Cisza przed
burzą.” – przeszło Dorze przez myśl, ale od razu potrząsnęła głową jakby
chcąc pozbyć się niepokojącej myśli i wypiła zawartość swojej szklanki do dna.
Jednak w głowie cały czas pojawiały się złowrogie wizje.
Minął
już prawie rok, od kiedy dołączyła do Zakonu, wiedziała, z czym to się wiąże od
samego początku. Ryzyko było nieuniknione i nie dało się temu zaprzeczyć. Wierząc
w powrót Voldemorta, trzeba było się liczyć z pewnymi, licznymi
niedogodnościami. Nimfadora nieprzespana tyle nocy, pełniąc nocne warty, o mały
włos i kilka razy ktoś ją przyłapał. Złapali Sturgisa i mimo, że minęło już
wyznaczone pół roku to jeszcze nie wypuścili go z Azkabanu, a Laura praktycznie
odsunęła się od tego wszystkiego. Zamieszkała ze swoim mugolskim chłopakiem,
sprzedała stare mieszkanie Sary i nikt dawno nie wiedział jej w otoczeniu
Grimmauld Place. Liczne akcje, śledzenie potencjalnych śmierciożerców, warty,
ranni, strach i niepewność. Ile Tonks by dała, żeby mieć odwagę Laury i odciąć
się od tej wojny, wyjechać gdzieś daleko jak Sara albo zdobyć się na
zostawienie całej przeszłości za sobą tak jak jej mama. Ale nie potrafiła, nie
była na tyle odważna, żeby nie rzucić się w wir walki, nawet gdyby miało to się
stać w tej sekundzie, nie umiała wyjechać i zostawić tego wszystkiego, tych
ludzi, których tak bardzo kochała, Syriusza i Remusa…
- Dzień dobry. – usłyszeli pogodny
głos, który wyrwał ich z własnych rozmyślań i na widok osoby, która pojawiła
się w progu, cała ich trójka zerwała się na równe nogi. W drzwiach stał Albus
Dumbledore w całym swoim majestacie z długą, srebrzystą brodą spływającą mu po
piersi i wesołymi, niebieskimi oczami, które wesoło migotały zza
okularów-połówek.
- Dumbledore. – wyrwało się Syriuszowi,
którego widok dyrektora omal nie powalił na kolana, bo sam jeszcze przed chwilą
zastanawiał się nad sytuacją w Hogwarcie.
- Co się stało? – zapytał natychmiast
Remus.
- Ze spokojem, moi drodzy. Niestety pewne
sprawy się skomplikowały i musiałem opuścić Hogwart. – Dumbledore powiedział to
tak spokojnie, że z samego początku sens jego słów nie dotarł do obecnej
trójki. Tonks już miała się odezwać kiedy staruszek westchnął teatralnie,
spojrzał na ich puste szklanki i powiedział: - Jeśli mógłbym, poproszę o szklaneczkę
brandy, osobiście wolałbym kakało, ale wy młodzi nie wiecie co dobre.
- Oczywiście. – odpowiedział Remus i
podał szklankę Dumbledorowi, który usiadł naprzeciwko Tonks. – Proszę, niech
pan powie co się wydarzyło.
- Wydarzyło się wiele i nie widzę sensu
by zaprzątać tym wasze głowy. – stwierdził dyrektor.
- Co z Harrym? – zawołał niecierpliwie
Black, a Dumbledore uśmiechnął się pod nosem.
- Harry jest bezpieczny, ale niestety
nie mogę ci powiedzieć, że nie był w tą sprawę zamieszany. – wyjaśnił dość
niejasno, a widząc niezrozumienie na twarzach swoich rozmówców powiedział: -
Nasza kochana pani Inkwizytor niestety uzyskała informację na temat pewnej
tajnej organizacja, która od ponad pół roku istniała w Hogwarcie. Dziwne by
było gdyby nasza droga Dolores nie zawiadomiła Korneliusza o tak poważnym
naruszeniu jej dekretów przez samego Harry’ego Pottera. – zrobił trochę
przydługą pauzę i spojrzał na każdego z nich. – Minister pojawił się razem z
Dawlishem, młodym panem Weasleyem oraz Kingsleyem z zamiarem wydalenie
Harry’ego ze szkoły. Jednak słysząc o Gwardii Dumbledore’a, a nie Gwardii
Pottera zmienił swoje plany i jego celem stałem się ja.
- Uciekł mu pan? – zdziwiła się Dora.
- Droga Nimfadoro, uciekł to takie
brzydkie słowo, ja ująłby to inaczej. Nie dałem się złapać Korneliuszowi.
Oczywiście udało mi się jeszcze porozmawiać z Minerwą. Co prawda powiedziałem
jej, że tu nie przyjdę, ale Zakon musi się dowiedzieć. – stwierdził.
- Co teraz będzie w Hogwarcie? Bez
pana… to znaczy… co teraz? – spytał nieskładnie Lupin.
- Podejrzewam, że Dolores zechce zając
moje stanowisko, a ministerstwo jej nie będzie w tym przeszkadzać. Chociaż
swoim nieskromnym zdaniem pozwolę sobie stwierdzić, że niektórzy w zamku nie
będą zadowoleni z mojego zniknięcia i nie będą wykonywać poleceń szanownej pani
dyrektor Umbridge. Na przykład młodzi Weasleyowie.– uśmiechnął się wesoło,
jakby dumny z tego, a Dora odwzajemniła gest, wyobrażając sobie niesfornych
bliźniaków. – Mógłbym was prosić o powiadomienie innych członków Zakonu o
zaistniałej sytuacji?
- Oczywiście. Chodź Syriuszu. –
powiedział natychmiast Remus, a Black z westchnieniem wstał z nim.
- Pomińcie Kingsleya, on doskonale wie
co się wydarzyło. – dopowiedział, a Remus i Syriusz pokiwali głowami, by po
chwili zniknąć za drzwiami. Tonks rzuciła lekko przestraszone spojrzenie w
stronę Dumbledore’a. Nie pamiętała kiedy widziała go po raz ostatni, ale dałaby
sobie różdżkę odebrać, że była wtedy bardzo nie przyjemna. – Jak się czujesz
Nimfadoro? Zmieniło się coś w twoim życiu?
- Kiedy przecież pan wszystko wie. – powiedziała
Dora, ignorując fakt, że dyrektor nazywa ją pełnym imieniem. – Czasami aż się
pana boję.
- Bardzo słusznie. – odpowiedział ze
śmiechem staruszek. – Bój się, bój. Ale mylisz się, jeśli sądzisz, że wszystko
wiem. Nie wiem na przykład dlaczego nie pijesz swojej brandy.
Dora
zaśmiała się krótko i upiła łyk płynu, tak jak to zrobił przed nią Dumbledore.
Nie wiedziała czemu, ale dyrektor zawsze sprawiał, że cała jej pewność siebie
nagle ulatywała w powietrzu.
- Od rana miałam przeczucie, że wydarzy
się coś złego. Bałam się. Śniło mi się coś… - powiedziała z namysłem,
przypominając sobie swój dzisiejszy poranek i wzięła szklankę w obie ręce. –
Nie wiem czemu, ale się przestraszyłam i obudziłam.
- Mnie natomiast śniło się posiedzenie
Międzynarodowego Kongresu Alchemików w sześćdziesiątym ósmym. Ściśle mówiąc, że
ma być dzisiaj. – opowiedział jej Dumbledore. – Też się przestraszyłem i obudziłem.
Tonks
zaśmiała się wesoło na to wyznanie. Nie uwierzyłaby nigdy, że Dumbledore może
się czegokolwiek bać. Z westchnieniem zamknęła oczy, próbując sobie przypomnieć
swój sen. Była tam, ale nie była sama. Było gorąco, ale czuła straszny chłód i był
tam on…
- Śnił mi się Remus, miał taki
granatowy, sprany i wycerowany sweter. – oznajmiła z czułością. – Lubię go,
bardzo go lubię.
- Ja też. Wszystkich was zresztą lubię.
– uśmiechnął się Dumbledore i mrugnął do niej wesoło. W tej samej chwili do
kuchni wrócili Remus i Syriusz.
- Wszyscy już wiedzą. – oznajmił Black, a
Dumbledore klasnął w dłonie i wstał.
- Świetnie. Czas już na mnie.
- Ale nie zostanie pan dłużej? Moody
powiedział, że zaraz się zjawi. – powiedział Remus.
- Niestety nie mogę. Mam parę ważnych
spraw do załatwienia, a poza tym nie mam zamiaru się ukrywać. – stwierdził i
spojrzał w oczy Tonks. – Dziękuję za miłą pogawędkę, Nimfadoro. Syriuszu mam
nadzieję, że jeszcze mnie nie znienawidziłeś do końca za trzymanie cię tutaj.
- Tak, przynajmniej mam święty spokój,
prawda? – mruknął Black, ale uśmiechnął się huncwocko do Dumbledore’a i
powiedział: - Ale to już niedługo, przynajmniej ja tak myślę.
- Oczywiście, Remusie odprowadź mnie do
drzwi. – poprosił i wyszedł razem z Lupinem z kuchni, a Dora i Łapa opadli na
krzesła przy stole i wypili jeszcze trochę brandy, czekając na kolejne
niezapowiedziane zebranie Zakonu.
***
Remus
zawsze czuł niesamowity respekt wobec Dumbledore’a i zawsze czuł się głupio gdy
dyrektor patrzył na niego z tą ojcowską troską, której nie mógł zaznać od
swojego prawdziwego ojca. Najgorzej jednak było gdy jego troska mieszała się z
obowiązkiem. Tak było też wtedy gdy odprowadzał go po jego krótkiej wizycie.
- Remusie, muszę spytać cię o twoją
misję. – oznajmił z prawie niedostrzegalnym bólem w głosie.
- Większość tamtejszych wilkołaków mi
ufa, to dobrzy ludzie nie żadna armia. Greybacka wcale nie widuję, od tamtego
incydentu z wioską widziałem go raz. – wyjaśnił Remus, przypominając sobie
mimowolnie pocałunek z Meg.
- A ty jak tam się czujesz? – spojrzał
Lupinowi prosto w oczy.
- Nie wiem, proszę pana. Jakoś się tam
odnajduję, ale… - przerwał nie wiedząc co powiedzieć. – Nie ważne. Nie będę
pana dłużej zatrzymywać, to tylko moje osobiste odczucia.
- Właśnie twoje odczucia mnie
interesują, ale rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać. – odezwał się
Dumbledore i otworzył drzwi, ale zanim wyszedł, odwrócił się i powiedział
jeszcze: - Nimfadora to urocza kobieta.
***
Wizja
Hogwartu bez Dumbledore’a przerażała każdego i mimo, że sam dyrektor traktował
całą tą sytuacje z takim spokojem, jakby to po prostu było zaplanowane od
początku, niepokój gościł w sercu każdego z członków Zakonu. W kuchni domu z
numerem dwunastym znowu zapanował tłok i pojawiły się osoby, których dawno nie
było tu widać. Oprócz Tonks, Remusa i Syriusza pojawił się Moody, który od
samego początku rzucał wszystkim wyzywające spojrzenie zarówno swojego
prawdziwego oka, jak i też tego magicznego. Emelina Vance pojawiła się w
towarzystwie Elfiasa Doge’a i Dedalusa Diggla i witała się ze wszystkimi
gorliwie, nie widząc ich od dłuższego czasu, tłumacząc się różnymi powodami.
Chociaż Tonks uważała, że całą tą trójkę przerażała wizja kolejnej wojny i
chcieli się przed nią uchronić, ale wiadomość o zniknięciu Dumbledore’a
sprawiła, że wszyscy oprzytomnieli. Przybyli również Artur z Molly, a także
Bill z Fleur, ale raczej unikali swojego towarzystwa, dlatego usiedli po dwóch
różnych końcach stołu. Nimfadora zauwarzyła jak kobiety rzucają sobie zawistne
spojrzenia, a Artur i Bill patrzą na siebie przepraszająco. Estera i Giuseppe,
szczęśliwi nowożeńcy przyszli w szampańskim nastroju, który strasznie odstawał
od pozostałych. Po pewnym czasie dołączyli do nich Hestia i Walter, którzy
biegli prosto z Ministerstwa. Kingsley niestety nie mógł się pojawić z powodu
Knota. Jednak wszystkich najbardziej ciekawiło pojawienie się śmierdzącego
brudem i alkoholem Mundungusa Fletchera, który trzymał się raczej na uboczu.
Ciekawość
i niepokój brała nad wszystkimi górę. Dlatego podczas gdy Remus powtarzał to,
co opowiedział im Dumbledore, dało się słyszeć liczne pytanie zadane albo
szeptem, albo wręcz wywrzeszczane. Kiedy Remus poinformował, że podczas całego
tego zajścia był obecny Percy Weasley, Molly zaszlochała głośno. Gdy Lupin zakończył,
wybuchła wrzawa i każdy zaczął każdego przekrzykiwać.
- Uspokójcie się wszyscy! – wrzasnął
swoim basowym głosem Moody i po chwili zapanował cisza. – Nie jesteśmy tu po
to, żeby się kłócić. Dumbledore kazał nam tu się pojawić nie bez powodu. Wysilcie
te swoje mózgownice i zrozumcie o co chodzi.
- O Harry’ego. – stwierdziła krótko
Molly, wycierając łzy, spływające jej po pulchnych policzkach.
- Ale jak mamy go pilnować. To nie to
samo co w wakacje, wtedy mieliśmy do niego dostęp, a teraz? On jest w
Hogwarcie. – stwierdziła Hestia.
- Tu chodzi o coś więcej. – pomyślała
na głos Tonks, a wszyscy spojrzeli na nią. – Hogwart to najbezpieczniejsze
miejsce na świecie, jeżeli jest tam Dumbledore, ale jego już tam nie ma. Nie ma
tam człowieka, którego On się boi. To może się niedługo zacząć, tak na dobre…
Już ucieczka Dumbledore'a? Super. To znaczy, że niedługo bitwa, a potem Tonks się zakocha. Już nie mogę się doczekać. Dodasz w międzyczasie jakieś starcie ze śmierciożercami?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
PS. Co do tego ca napisałaś u mnie, to mogę obiecać, że w następnym rozdziale będą już dobre wiadomości.
Brniesz do przodu! O tak, w szalonym tempie!
OdpowiedzUsuńTeraz Dumbledore, a za chwilę ślub! Ho, ho, ho! (taki mikołajkowy akcent)
Tylko nie skończ za szybko tej opowieści, bo co ja wtedy biedny zrobię?
Ale wracając do rozdziału...
Cudowny co się będę rozpisywać, ale...
ROZMOWA DUMBLEDORE'A Z TONKS!
Sprawiłaś, że mój dzień stał się lepszy!
Uwielbiam twojego bloga, jest świetny! Kocham Tonks i Remusa, dlaczego oni jeszcze nie są razem? Przecież ich tak ciągnie do siebie... Proszę, niech już będą razem!
OdpowiedzUsuń