15.11.2014

80) Harmonia

                   Denerwujący dzwonek do drzwi obudził ją ze słodkiej drzemki. Tonks od rana siedziała w Ministerstwie i przepisywała raporty, przyglądając się jak jej koledzy z pracy poszukują zbiegłych więźniów. Hestia i Walter posyłali jej często smutne spojrzenia. Kingsley wpadł raz do jej boksu w poszukiwaniu Watsona, chcąc dać im jakieś akta dotyczące Syriusza, które mogły im „pomóc” w poszukiwaniu. Nimfadora współczuła mu, nie dość, że od ponad dwóch lat okłamywał wszystkich, co do miejsca pobyty Łapy, a teraz nie miał jak wspomóc w poszukiwaniu prawdziwych przestępców. Po trzech godzinach i pięciu przepisanych raportach Dora wróciła do domu i zaległa na kanapie. Jednak teraz, przecierając oczy, wstała na nogi by otworzyć drzwi.
                   Dzwonek zadzwonił po raz kolejny, a Tonks wywróciła oczami.
- No idę! – zawołała i otworzyła drzwi. Stała w nich osoba, której kompletnie się nie spodziewała. – Co ty tu robisz?
- Cześć, Tonks. Chciałam przyjść od razu po weselu, ale… - Sara mówiła jednym tchem, a Dora przyglądała się jej ze zdziwieniem.
- Też mi się podobało na weselu, bo prawie nic nie pamiętam. Niestety prawie… - stwierdziła z przekąsem Tonks, krzyżując ręce.
- Tonks, chciałbym porozmawiać. – mruknęła smutno Lucky. – Mogę wejść?
- Skoro chcesz… - Dora przepuściła przyjaciółkę w drzwiach. Przez to, co wydarzyło się w tym tygodniu, Tonks zapomniała o kłótni na weselu. Zaraz po tym jak zostawiła Sarę samą, upiła się tak, że Bill i Fleur musieli ją odprowadzić do domu.
- Jak mówiłam, chciałam przyjść od razu po weselu, ale wydarzyło się tyle, że chciałam dać ci trochę czasu i sobie też… - stwierdziła Sara, kiedy weszły do kuchni. – Jak się czuje mama?
- Już lepiej, sprząta sypialnie, zresztą zawsze sprząta, kiedy się czymś martwi. – stwierdziła Dora, siadając na blacie.
- A ty?
- Nudzę się… Pracować nie muszę, ale to nawet i lepiej, bo wolę siedzieć z mamą.
- To dobrze, chyba. – stwierdziła z wahaniem Sara. Wygięła swój serdeczny palec i przygryzła dolną wargę. Tonks wiedziała, co to znaczy, znała ją za dobrze, żeby nie wiedzieć, że ta sytuacja jest dla Lucky trudna. Ona nie potrafiła przepraszać. – Tonks, ja ciebie… Tak bardzo mi przykro!
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że jestem na ciebie zła.
- I masz do tego prawo. Nie wiem, co sobie myślałam, ale po prostu tak rzadko się widujemy i chciałam wiedzieć, co się u ciebie dzieje. We Włoszech jestem sama przez większość dnia i strasznie tęsknie za Anglią, za tobą. Kiedyś ze wszystkiego się sobie zwierzaliśmy, a teraz, po prostu dopowiadałam sobie to, czego nigdy nie było. Przepraszam, Tonks.
- Wiesz, nie wiem czy takie przepraszam załatwi całą sprawę. – mruknęła Dora, wyglądając przez okno na podwórko. Nie chciała patrzeć Sarze w oczy, bo wtedy wybaczyłaby jej natychmiast.
- Proszę, nie chcę wyjechać i być z tobą pokłócona. – prosiła błagalnym tonem Lucky.
- Wyjechać?
- Tak, jutro wyjeżdżamy z powrotem do Włoch. Kto wie, kiedy spotkamy się po raz kolejny, czy się jeszcze kiedykolwiek spotkamy. Dobrze wiesz, że wszystko wygląda o wiele groźniej niż jeszcze parę miesięcy temu… A zwłaszcza tutaj. Jesteś moją jedyną przyjaciółką, Tonks…
- A ty moją, ale niestety… Nie mogę ci wybaczyć wszystkiego. Lepiej będzie jak już pójdziesz. – stwierdziła Nimfadora i odwróciła się do niej plecami.
- Przykro mi… Wiesz, może zajrzyj na Grimmauld Place, Zakon ma zebranie. – stwierdziła smutno Lucky i wyszła z domu Tonksów. Dora pochwyciła stojący obok kubek i rzuciła nim o ziemię, tak, że roztrzaskał się na małe kawałeczki.
- Co tam się dzieje? – dobiegł ją głos Dromedy, dochodzący z piętra.
- Nic, idę do Wąchacza! – wrzasnęła na cały dom i również wyszła.
***
                   Pełnia minęła szybko, chociaż Remus bardzo ją odczuł. Kiedy trzeciego dnia pełni księżyca obudził się, był cały przemarznięty i nie czuł ani nóg, ani rąk. Palce miał sine od mrozu, a śnieg, który się nadal utrzymywał, pokrywał jego nagie ciało. Z trudem dźwignął się na nogi i powoli wrócił do swojego szałasu. Dziwił się, że nic mu się nie stało. To była pierwsza pełnia, którą spędził zupełnie sam. Meg powiedziała mu, że przed wschodem księżyca ma pojawić się pod chatką Andrew, ale on zdecydował zostać sam. Widok jego mizernego szałasu sprawił, że zrobiło mu się ciepło na sercu. Wczołgał się do środka i zaczął szukać różdżki swoimi zgrubiałymi palcami. Z ulgą pochwycił kawałek drewna i przyłożył je sobie do piersi.

-Vulnera Sanantur.- szepnął i poczuł jak wszystkie jego rany zaczynając piec, by po chwili poczuć się o niebo lepiej. W szałasie było ciepło, o wiele cieplej niż na dworze. Remus cieszył się z tych kilku niezbędnych, które rzucił na wnętrze jego rezydencji. Przykrył się wilczą skórą i westchnął. – To nienormalne. – stwierdził i pomyślał o wszystkich przyjaciołach. O Syriuszu, który pewnie śpi w swojej sypialni na Grimmauld Place, nie myśląc o niczym ważnym, o Harrym, który jest bezpieczny w Hogwarcie i o Tonks, która z pewnością nie myślała teraz o nim. Jak on im teraz zazdrościł, chciał być normalny, tak jak oni.

                Ubrany w ciepły, znoszony płaszcz szedł w stronę chatki Andrew, licząc na to, że nie spotka tam Maggie. Zapukał do drzwi i je otworzył. Przed oczyma mignęła mu postać Andrew, który siedział przy kominku, ale zasłoniła go od razu Meg.

- Ty idioto! Dlaczego nie przyszedłeś, bałam się o ciebie! – krzyczała na niego, przytulając go mocno i całując w oba policzki.

- Spokojnie, nic mi się nie stało. – próbował ją uspokoić, ale na marne. Meg nie miała zamiaru go puścić. Poklepał ją delikatnie po plecach i spojrzał na Andrew, szukając pomocy.

- Meg, proszę cię, zostaw mnie z Remusem samych. – poprosił słabym głosem wilkołak. Meg jeszcze raz pocałował Lupina w policzek, trochę zbyt blisko ust, a następnie wyszła z chatki.

- Jak się czujesz?

- Ja świetnie. A ty, Remusie? – spytał spoglądając na Remusa spod krzaczastych brwi.

- Jutro wracam do Londynu. – stwierdził Lupin, spuszczając wzrok.

- Jest ci z tego powodu przykro? – zdziwił się Moon, a Remus zaprzeczył. – Więc dlaczego mi się tłumaczysz? To twoje życie i masz prawo robić z nim, co chcesz. Ja tylko staram się pomóc ci go nie zmarnować.

- Wiem i jestem ci wdzięczny. – wyznał Remus.

- Jesteś dobrym człowiekiem, ale strasznie głupim. – zaśmiał się krótko wilkołak, a potem zakasłał. – Teraz mnie posłuchaj. Czuję, że nie dożyję kolejnej zimy, a mam tu wiele do zrobienia. Muszę zaopiekować się tobą i Maggie. Oboje musicie stawić czoło swoim problemom. Meg daje się ponieść uczuciom, a ty musisz w końcu zrozumieć i poznać samego siebie.

- Rozumiem. – stwierdził Remus ze strapioną miną i usiadł naprzeciwko Andrew.

- Tak ci się tylko wydaję. – uśmiechnął się ciepło. – Remusie, nie jesteś jak wszyscy inni. Nie jesteś zwykłym człowiekiem, jesteś w połowie stworzeniem niezwykłym, zwierzęciem i posiadasz to, co zwierzęca natura ma do zaoferowania. To nie jest złe, nie jest to karą tak jak myślisz. To dar, ale trzeba umieć go wykorzystać. Pamiętasz, co robiliśmy cały ten czas?

- Próbowałem pogodzić się z samym sobą, ale…

- Myślisz, że to się nie udało? Kim jesteś? – spytał Remusa po raz setny.

- Chciałbym być sobą, ale wiem, że musiałbym się pogodzić ze samym sobą, a tego chyba nie potrafię. – wyznał Remus.

- Wam czarodziejom, niezwykłym istotą o niesamowitych zdolnościach, wydaje się, że wasza moc to dar. Dlaczego więc nie potrafisz pogodzić się z jeszcze większą dawką mocy? – spytał, wpatrując się w Lupina. – Ile lat zajęła ci nauka czarów?

- Uczyłem się siedem lat, ale tak naprawdę uczę się aż do teraz. Zawsze chciałem móc używać magii.

- Gdybyś zechciał nauczyłbyś się nad sobą panować, ale ty nie chciałeś. Nie chciałeś nigdy poznać swojej własnej natury, odsuwałeś ją od siebie, ignorowałeś, ale ona nigdy nie przestanie istnieć. Wilkołactwo jest częścią ciebie, zrozum to w końcu! Harmonia, Remusie. HARMONIA! Wykorzystaj to, co zyskałeś, wykorzystaj wszystkie swoje dary. Nie rób tego dla mnie ani dla tej kobiety, którą tak bardzo kochasz. Zrób to dla siebie.

2 komentarze:

  1. Strasznie się cieszę, że wreszcie coś dodałaś. Bardzo dobrze wiem, co to znaczy, bo sama mam kryzys. Nie wiem jak Ty, ale ja raczej mam problem z czasem na pisanie, a nie z weną.
    A teraz coś o rozdziale. Część o Tonks jakoś mnie nie zachwyciła. Nie bardzo rozumiem,dlaczego Tonks była taka zła na Sarę. Do tej pory powinno jej przejść.
    A co do drugiej części to miałam takie dziwne wrażenie, że Andrew bardzo przypomina tu Dumbledore'a. Mam nadzieję, że opiszesz spotkanie Tonks i Remusa.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobrze że wróciłaś.
    Cieszę się z tego niezmiernie :)

    OdpowiedzUsuń