Denerwujący
dzwonek do drzwi obudził ją ze słodkiej drzemki. Tonks od rana siedziała w
Ministerstwie i przepisywała raporty, przyglądając się jak jej koledzy z pracy
poszukują zbiegłych więźniów. Hestia i Walter posyłali jej często smutne
spojrzenia. Kingsley wpadł raz do jej boksu w poszukiwaniu Watsona, chcąc dać
im jakieś akta dotyczące Syriusza, które mogły im „pomóc” w poszukiwaniu.
Nimfadora współczuła mu, nie dość, że od ponad dwóch lat okłamywał wszystkich,
co do miejsca pobyty Łapy, a teraz nie miał jak wspomóc w poszukiwaniu
prawdziwych przestępców. Po trzech godzinach i pięciu przepisanych raportach
Dora wróciła do domu i zaległa na kanapie. Jednak teraz, przecierając oczy,
wstała na nogi by otworzyć drzwi.
Dzwonek
zadzwonił po raz kolejny, a Tonks wywróciła oczami.
- No idę! – zawołała i otworzyła drzwi.
Stała w nich osoba, której kompletnie się nie spodziewała. – Co ty tu robisz?
- Cześć, Tonks. Chciałam przyjść od
razu po weselu, ale… - Sara mówiła jednym tchem, a Dora przyglądała się jej ze
zdziwieniem.
- Też mi się podobało na weselu, bo
prawie nic nie pamiętam. Niestety prawie… - stwierdziła z przekąsem Tonks,
krzyżując ręce.
- Tonks, chciałbym porozmawiać. –
mruknęła smutno Lucky. – Mogę wejść?
- Skoro chcesz… - Dora przepuściła
przyjaciółkę w drzwiach. Przez to, co wydarzyło się w tym tygodniu, Tonks
zapomniała o kłótni na weselu. Zaraz po tym jak zostawiła Sarę samą, upiła się
tak, że Bill i Fleur musieli ją odprowadzić do domu.
- Jak mówiłam, chciałam przyjść od razu
po weselu, ale wydarzyło się tyle, że chciałam dać ci trochę czasu i sobie też…
- stwierdziła Sara, kiedy weszły do kuchni. – Jak się czuje mama?
- Już lepiej, sprząta sypialnie,
zresztą zawsze sprząta, kiedy się czymś martwi. – stwierdziła Dora, siadając na
blacie.
- A ty?
- Nudzę się… Pracować nie muszę, ale to
nawet i lepiej, bo wolę siedzieć z mamą.
- To dobrze, chyba. – stwierdziła z wahaniem
Sara. Wygięła swój serdeczny palec i przygryzła dolną wargę. Tonks wiedziała,
co to znaczy, znała ją za dobrze, żeby nie wiedzieć, że ta sytuacja jest dla
Lucky trudna. Ona nie potrafiła przepraszać. – Tonks, ja ciebie… Tak bardzo mi
przykro!
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że
jestem na ciebie zła.
- I masz do tego prawo. Nie wiem, co
sobie myślałam, ale po prostu tak rzadko się widujemy i chciałam wiedzieć, co
się u ciebie dzieje. We Włoszech jestem sama przez większość dnia i strasznie
tęsknie za Anglią, za tobą. Kiedyś ze wszystkiego się sobie zwierzaliśmy, a teraz,
po prostu dopowiadałam sobie to, czego nigdy nie było. Przepraszam, Tonks.
- Wiesz, nie wiem czy takie przepraszam
załatwi całą sprawę. – mruknęła Dora, wyglądając przez okno na podwórko. Nie
chciała patrzeć Sarze w oczy, bo wtedy wybaczyłaby jej natychmiast.
- Proszę, nie chcę wyjechać i być z tobą
pokłócona. – prosiła błagalnym tonem Lucky.
- Wyjechać?
- Tak, jutro wyjeżdżamy z powrotem do
Włoch. Kto wie, kiedy spotkamy się po raz kolejny, czy się jeszcze kiedykolwiek
spotkamy. Dobrze wiesz, że wszystko wygląda o wiele groźniej niż jeszcze parę
miesięcy temu… A zwłaszcza tutaj. Jesteś moją jedyną przyjaciółką, Tonks…
- A ty moją, ale niestety… Nie mogę ci
wybaczyć wszystkiego. Lepiej będzie jak już pójdziesz. – stwierdziła Nimfadora
i odwróciła się do niej plecami.
- Przykro mi… Wiesz, może zajrzyj na
Grimmauld Place, Zakon ma zebranie. – stwierdziła smutno Lucky i wyszła z domu
Tonksów. Dora pochwyciła stojący obok kubek i rzuciła nim o ziemię, tak, że
roztrzaskał się na małe kawałeczki.
- Co tam się dzieje? – dobiegł ją głos
Dromedy, dochodzący z piętra.
- Nic, idę do Wąchacza! – wrzasnęła na
cały dom i również wyszła.
***
Pełnia
minęła szybko, chociaż Remus bardzo ją odczuł. Kiedy trzeciego dnia pełni
księżyca obudził się, był cały przemarznięty i nie czuł ani nóg, ani rąk. Palce
miał sine od mrozu, a śnieg, który się nadal utrzymywał, pokrywał jego nagie
ciało. Z trudem dźwignął się na nogi i powoli wrócił do swojego szałasu. Dziwił
się, że nic mu się nie stało. To była pierwsza pełnia, którą spędził zupełnie
sam. Meg powiedziała mu, że przed wschodem księżyca ma pojawić się pod chatką
Andrew, ale on zdecydował zostać sam. Widok jego mizernego szałasu sprawił, że
zrobiło mu się ciepło na sercu. Wczołgał się do środka i zaczął szukać różdżki
swoimi zgrubiałymi palcami. Z ulgą pochwycił kawałek drewna i przyłożył je
sobie do piersi.
Strasznie się cieszę, że wreszcie coś dodałaś. Bardzo dobrze wiem, co to znaczy, bo sama mam kryzys. Nie wiem jak Ty, ale ja raczej mam problem z czasem na pisanie, a nie z weną.
OdpowiedzUsuńA teraz coś o rozdziale. Część o Tonks jakoś mnie nie zachwyciła. Nie bardzo rozumiem,dlaczego Tonks była taka zła na Sarę. Do tej pory powinno jej przejść.
A co do drugiej części to miałam takie dziwne wrażenie, że Andrew bardzo przypomina tu Dumbledore'a. Mam nadzieję, że opiszesz spotkanie Tonks i Remusa.
Pozdrawiam
Bardzo dobrze że wróciłaś.
OdpowiedzUsuńCieszę się z tego niezmiernie :)