On też to przeżywał, nie tak jak jej
matka, ale bardziej niż ona. Chociaż on tak nie uzewnętrzniał swoich emocji,
był jednak jej kuzynem i wiedziała, że go to trapi. Dlatego też ciężko było jej
wyjść z rodzinnego domu Blacków. Syriusz był uśmiechnięty, żartował z
zaistniałej sytuacji, czasami wypowiadał się na temat krewnej uciekinierki, ale
Nimfadora to wyczuła, tą złość jaka w nim wrzała, chęć zrobienia czegoś,
potrzeba ruszenia się z domu i zapanowania nad sytuacją. Wiedziała, że nie mówi
nic, bo była Molly, a później także Artur i Bill. Może gdyby ich nie było, powiedziałby mi to, może mogłabym go jakoś
wtedy wesprzeć. - myślała. Denerwowało ją to, że jej kuzyn był taki niedostępny,
że nie dopuszczał do siebie swoich uczuć i męczył się za każdym razem, gdy coś
go dręczyło. Byli w tym do siebie tacy podobni, chociaż od pewnego czasu Tonks
straciła to wszystko co kiedyś było jej wizytówką. Niespełna rok, a wszystko się zmieniło. – zauważyła ze smutkiem.
Zrobiła się podatna na ludzką krytykę, każdego dnia zamartwiała się
najdrobniejszymi problemami, wrażliwość może nie była wadą, ale Tonks stała się
najzwyczajniej w świecie miękka i tym samym straciła swoją pewność siebie. A
jej wrodzony optymizm? Uleciał wraz z jednym z tych ponurych dni, których
minęło już tak wiele. Nie czerpała już nawet radości ze swoich mocy, których
także używała już mniej. Wszystko idzie
nie tak! Miałam pomagać w ratowaniu świata, a teraz muszę ratować samą siebie,
bo wszystko prawię straciłam. – stwierdziła rozgoryczona Dora. – Teraz najważniejsza jest mama. Tak, to
do niej właśnie biegła. Bellatrix Lestrange, jej ciotka, siostra Andromedy,
jedna z najbardziej rozpoznawalnych wyznawców Tego, Którego Imienia Nie Wolno
Wymawiać, zbiegła z Azkabanu, a Dromeda była święcie przekonana, że w
najbliższym czasie pojawi się w ich domu. Ciągle miała przed oczyma przerażoną
matkę, ten strach w jej oczach. Teraz Tonks musiała być przede wszystkim z nią.
Jej dom był wyjątkowo cichy, nie dało
się słyszeć odgłosu telewizora ani dźwięków, które wydobywały się zazwyczaj z
kuchni. Tonks zrzuciła z siebie płaszcz i od razu wspięła się po schodach. W
sypialni rodziców również było cicho. Zajrzała do pomieszczania i ujrzała
sytuację, która sprawiła, że łzy napłynęły jej do oczu ze wzruszenia. Na łóżku,
pośród ubrań, które Dromeda próbowała rano spakować, leżeli jej rodzice. Śpiąca
niespokojnie Andromeda, leżała wtulona w Teda, który spoglądał na żonę z
troską. Jej mama miała spuchnięte oczy, widać było, że przepłakała cały dzień.
- Tato… - odezwała się cicho, a jej
ojciec spojrzał na nią i uśmiechnął się delikatnie. Powoli uwolnił się z ramion
żony i razem z córką opuścił pokuj, zamykając powoli drzwi. – Jak ona się
czuje?
- Źle, choć zejdziemy na dół. Powinna
się spokojnie wyspać. – odpowiedział i poprowadził Dorę do salonu. – Chcesz coś
do picia?
- Nie. – potrząsnęła głową, siadając na
kanapie. – To musi być dla niej coś strasznego. Przecież Bellatrix jest
okrutna.
- Ale nigdy nie zrobiła jej krzywdy. –
zauważył Ted. – Kiedy poznałem twoją mamę, była młodą Ślizgonką, która była blisko
związana ze swoją rodziną, tą najbliższą. A zwłaszcza ze swoimi siostrami.
Podejrzewam, że gdyby nie ja… Gdyby nie ja siostry Black nigdy nie zerwałby ze
sobą kontaktu.
- Nie mów tak. Z resztą mama wybrała
ciebie, to znaczy, że wcale nie czuła się tak przywiązana do sióstr, prawda?
- O to musisz spytać matkę, chociaż
wątpię, żeby chciała z tobą o tym rozmawiać. To temat tabu. – zauważył jej
tata.
- Właściwie to jak się poznaliście? –
zaciekawiła się Dora. Nigdy nie poznała historii jej rodziców oprócz
koniecznych faktów.
- Kiedy ja byłem w piątej klasie,
Dromeda była na trzecim roku. Po raz pierwszy spotkałem ją w bibliotece.
Później często słyszałem o tej małej pannie Black, która była ulubienicą
Slughorna, tak jak większość jej rodziny. – stwierdził jej ojciec. – W siódmej
klasie koleżanka zaprosiła mnie na spotkanie Klubu Ślimaka w święta. Dromeda
miała piętnaście lat. Rozmawiała z nami przez cały wieczór, a Bella patrzyła
się na to tylko krzywo. Wtedy właściwie zaczęliśmy ze sobą rozmawiać,
zbliżyliśmy się do siebie, kiedy skończyłem szkołę myślałem, że już jej nie
zobaczę, ale zupełnie przez przypadek pojawiłem się na kolejnym spotkaniu u
Ślimaka, z tą samą koleżanka, szycha w Proroku Codziennym zaprosiła mnie znowu,
Andromeda była już pełnoletnia, była o wiele ładniejsza niż wcześniej. Mieliśmy
to szczęście, że Bellatrix tam nie było. Tak miło spędziłem z nią czas, że
zaprosiłem ją na spacer. To właśnie wtedy się w niej zakochałem.
- I to od tego dnia byliście parą?
- Nie, Andromeda bała się reakcji
swojej rodziny. Spotkała się ze mną trzy razy. Kiedy chciałem ją pocałować,
uciekła. – uśmiechnął się Ted. – Minął rok, w ciągu którego prawie wcale się do
mnie nie odzywała, nim zostaliśmy parą, a ona powiedziała o tym swojej
rodzinie.
- Wtedy ją wydziedziczyli? – spytała
Dora.
- Wtedy zaproponowali jej małżeństwo z
jej kuzynem Rosierem i że zapomną oraz nikomu nie powiedzą o tym co chciała
zrobić. – wyznał. – Uciekła z domu i zamieszkała ze mną. Zaplanowaliśmy skromny
ślub, wysłała zaproszenie ojcu i siostrom, ale żadne z nich się nie zjawiło.
Wtedy właśnie ją wydziedziczyli.
- Mama ich kochała.
- Ona ciągle ich
kocha. Kocha Narcyzę i Bellę. I to jest w tym wszystkim najgorsze.
***
Luty trwał w najlepsze, a w lesie zimne
wichry jeszcze bardziej dawały Remusowi we znaki. Meg przeniosła się na zimę do
chatki Andrew, żeby się nim zająć i zaproponowała to samo Lupinowi, ale on
odmówił. Nie chciał spędzać z nią zbyt dużo czasu, żeby nie zbliżyć się z nią
za bardzo. Patrząc prawdzie w oczy on po prostu jej unikał. Gdy tylko ona
wychodziła na polowanie on zakradał się do chatki, gdzie Andrew zawsze na dzień
dobry zadawał mu jedno i to samo pytanie:
- Kim jesteś?
- Remusem Lupinem. – odpowiadał w
zwyczaju, ale wtedy słyszał:
- Kłamiesz. Kim jesteś?
- Sobą.
- Jak można być sobą kiedy nie lubisz
samego siebie? – po odbębnieniu tej tradycyjnej już rozmowy, przechodzili do
szkolenia. Rozmawiali, głównie rozmawiali albo się kłócili. Remus dowiedział
się wiele o wilkołakach, ale ta wiedza nic mu nie dała. Nadal nie potrafił się
zaakceptować.
- Co mi właściwie ma to dać? – spytał
pewnego wieczora, gdy siedzieli przy kominku.
- To wstęp. Musisz zrozumieć to
wszystko, żeby się zaakceptować. – odpowiedział Andrew, marszcząc swoje
krzaczaste brwi. – Nie czujesz się inaczej?
- Co masz na myśli? – zapytał Remus.
- Nie czujesz różnicy przebywając tu, a
tam w Londynie?
- Nie. Może… Trochę inaczej. –
staruszek pokiwał głową z zadowoleniem.
- Zauważysz tą zmianę w Londynie i
spodoba ci się to.
***
Ciemny pokój, w którym widać było tylko
ciemne kształty stał się jej azylem. Jej mąż nie zwracał na nią uwagi od czasu
gdy Turniej Trójmagiczny skończył się tak jak On sobie tego zażyczył, a syn był
teraz bezpieczny w Hogwarcie, tam nic go nie dosięgnie, nawet On. Od kiedy
powrócił jej dom stał się zupełnie obcy. Była tu taka samotna. Przez ostatnie
miesiące za dnia chodziła z uniesioną głową, patrząc wszystkim w oczy, jakby
chcąc zapewnić o swojej sile, ale nocami czuła się całkowicie rozbita.
W ręce trzymała starą fotografię, nie
widziała jej, chociaż doskonale wiedziała co na niej było. Trzy wesołe
dziewczynki. Trzy kochające siostry. Trzy tak różne osoby. Każda z nich była
inna, a mimo to tak bardzo się kochały. Na początku straciła jedną z nich, tą
która zawsze o nią dbała i zajmowała się nią, próbowała dać jej to czego matka
nie zdążyła jej dać. „Mam jeszcze jedną
siostrę.” – myślała wtedy, a niedługo później straciła również i ją, przez
obsesje, która zawładnęła siostrą. Była sama, zupełnie sama przez tyle lat.
Zdążyła założyć rodzinę, pogodzić się ze wszystkim, aż tu nagle pewnego dnia On
oznajmił jej mężowi: „Jutro dam twojej
żonie prezent. Zbyt długo była odsunięta od rodziny.”
Nie poznała jej, nie potrafiła dostrzec
w niej swojej siostry, ale gdy ją tylko zobaczyła rozpłakała się ze szczęścia.
Brakowało jej tego, brakowało jej rodziny. Ale już kolejnego dnia zauważyła jak
bardzo zmieniła się jej siostra, jak bardzo oddaliły się od siebie. „A co gdyby i Dromeda tu była?” –
przeszło jej pewnego wieczoru przez myśl. To co jej siostra zrobiła przed laty
zniszczyło jej rodzinę, ale mimo wszystko nie potrafiła jej nienawidzić. Nie
potrafiła przestać jej kochać.
Najpierw Ygritte teraz Arya, oj czerpiesz z "Pieśni lodu i ognia" pełnymi garściami. Nie żebym miała coś przeciwko.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle bardzo Ci dziękuję za ten rozdzialik. Zapewniam, że nie jest tak źle, jak ci się wydaje. Naprawdę mi się podoba. To na końcu to od Narcyzy, prawda?
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy. Tylko, proszę, nie każ tak długo czekać.
PS. Czytałaś już migawkę urodzinową?
Hahahahahhahaha! Przepraszam, no! Twórczość Martina jest moją drugą miłością i nie mogę ostatnio przestać myśleć o moich ukochanych bohaterach z jego sagi.
UsuńTak, to Narcyza, boje się, że zawaliłam fragment z nią. :c
Piszę, ale no cóż... ciężko mi to idzie...
I tak, czytałam, a nawet skomentowałam! :D
GoT jest wszędzie, tylko nie przesadź z mordem jak Martin.
OdpowiedzUsuńNarcyza, Andromeda...
Część z Remusem była średnia, ale po za tym było supi!
KOBIETO, JESTEM TAKA SZCZĘŚLIWA!
Czekam na kolejny rozdział
Lizzy
Mi sie bardzo podobał , chociaż chciałabym żeby do akcji weszła juz bella. PS. Pisz częściej proszę!
OdpowiedzUsuń