Stała pośrodku wielkiego bałaganu. W
jej niewielkim pokoju jeszcze nigdy nie panował taki nieład. Ubrania, buty,
kosmetyki i wszystko co tylko możliwe leżało, porozwalane po całej sypialni.
Tonks przymierzała już którąś sukienkę z rzędu, ale ta, jak i każda inna nie
podobała jej się. Ślub Estery i Giuseppe’a miał się odbyć tego samego dnia w
Hogsmeade. Chwyciła do ręki ciemno zieloną sukienkę bez ramiączek.
- Jest śliczna! – odezwał się dobrze
znany jej głos. Tonks natychmiastowo odwróciła się i zawołała z radości.
- Lucky! Myślałam, że już nie
przyjedziesz! – westchnęła Dora przyciskając do siebie przyjaciółkę.
- Stęskniłam się! – zapiszczała Sara.
Tonks odsunęła się od Lucky na długość ramion. Wyglądała o wiele bardziej
poważniej, niż w dniu kiedy ją ostatni raz widziała, jednocześnie promieniejąc
szczęściem. Powiększony brzuch widocznie odznaczał się już na szczupłej
sylwetce Sary, chociaż nie był tak duży jak opowiadała. Długie ciemne loki
spięła w koka, a na jej policzkach widniały zdrowe rumieńce.
- Przytyło ci się, kochana! – zażartowała
Tonks. – Dobrze, że jesteś. Nie mam kompletnego pojęcia w co się ubrać, a ślub
za parę godzin.
- W sumie to nie mogę za długo zostać.
Przybiegłam tu prosto z lotniska – mówiła Sara, grzebiąc w szafie Tonks i
szukając odpowiedniej sukienki – bo zaraz muszę być w Hogsmeade. Estera podobno
od samego rana panikuje i nie można z nią dojść do porozumienia, a ja jako
jej jedyna druhna muszę temu zaradzić.
- Jej rodzice przyjechali razem z wami?
– spytała Tonks, przyglądając się jej.
- Tak, rodzice Giuseppe też. W sumie
nie byli za bardzo zachwyceni wiadomością o ślubie, tym bardziej, że odbędzie
się w Anglii. Wiesz to jakaś tam rodzina z tradycjami. – stwierdziła Lucky,
wywracając oczami. – Ciągle nas męczą, chcą żebyśmy wzięli ślub zanim urodzi
się nasze maleństwo.
- A tak naprawdę to kiedy planujecie
zawrzeć związek małżeński. – zaciekawiła się Dora.
- Jeszcze nie wiemy, w sumie nie jest
nam to potrzebne. – wzruszyła ramionami Sara. - A ty i Remus? Jakieś zaręczyny?
– spojrzała znacząco na Nimfadorę.
- Co? – zawołała zszokowana Tonks.
- No weź nie ukrywaj. Tylko o nim
piszesz w listach. – mruknęła Sara i zaczęła naśladować głoś Dory. – Remus
zabrał mnie na spacer, razem z Remusem zrobiłam to i to, Remus wyjeżdża, Remus
wraca, Remus to, Remus tamto! To chyba oczywiste!
- Nic nie jest oczywiste! Ja i Remus
jesteśmy tylko przyjaciółmi. – oburzyła się Tonks.
- Oh nie próbuj mnie okłamywać. Ubierz
tą. – rzuciła jej granatową sukienkę i spojrzała na zegarek. – Muszę lecieć, bo
się spóźnię.
- Ja nie jestem z Remusem! – zawołała
za nią, ale była pewna, że tego nie usłyszała. Opadła na łóżko, trzymając w
ręce sukienkę. – Nic nas nie łączy.
Ciekawa była co by odpowiedział Remus,
gdyby ktoś mu tak powiedział. Przypomniała sobie jak Syriusz próbował im
wmówić, że czują do siebie coś więcej niż przyjaźń. Tonks uśmiechnęła się na
samą myśl o tym wspomnieniu. W sumie od kiedy tylko pamiętała, ludzie próbowali
wmówić jej, że Remus jest facetem dla niej. Fakt był świetnym mężczyzną, ale
był jej przyjacielem, a Tonks nie umawiała się
ze swoimi przyjaciółmi.
Tonks stanęła przed lustrem i przebrała
się w sukienkę, którą wybrała dla niej Sara. Granatowa, koronkowa kiecka przed
kolano z odkrytymi plecami świetnie się na niej prezentowała, jednak Nimfadora
i tak skrzywiła się na swój widok. Nie lubiła się tak stroić, byłaby
najszczęśliwsza na świecie gdyby mogła iść na ten ślub w spodniach, koszulce i
zwykłych trampkach. Niestety nie mogła się tak pokazać. Zamknęła oczy i
zmieniła kolor swoich długich do pasa włosów na blond. Zaplotła je w luźnego
kłosa. Westchnęła i spojrzała na zegarek, za półtorej godziny miał być ślub.
Założyła buty na niskim obcasie i zeszła po schodach na dół. Zajrzała do
salonu, gdzie siedzieli jej rodzice przytuleni do siebie. Dora uśmiechnęła się.
Mimo że nie byli już młodzi ich miłość nadal była taka jak w dniu ich ślubu.
- Wychodzę. – powiedziała cicho, a Ted i
Andromeda spojrzeli na nią.
- Wyglądasz
ślicznie, kochanie. – twierdził jej ojciec, a jej mama dodała:
- Udała nam się
córeczka.
Hogsmeade ciągle było przykryte grubą
warstwą śniegu. Całe miasto żyło w zgiełku codziennych problemów. Tonks
pojawiła się tuż przy Trzech Miotłach, wiedziała, że w środku Sara toczy bój z
podenerwowaną Esterą. Ruszyła rześkim krokiem w stronę wzgórza za granicami miasta.
Latem była to duża zielona polana na wzniesieniu, która była na wysokości
Wrzeszczącej Chaty, która majaczyła w oddali. Tonks widziała już tłum ludzi.
Dora doszła do miejsca uroczystości i przeszła przez niewidoczną błonę, którą
wyczarowano z powodu pogody. Śnieg został na swoim miejscu, ale było o wiele
cieplej. Tonks ściągnęła zimową kurtkę i po chwili przybiegł domowy skrzat,
który z ukłonem odebrał ją od niej. Wszystko prezentowało się nieziemsko. Droga
usłana płatkami czerwonych róż, po której obu stronach ustawione były rzędy
białych krzeseł, prowadziła do łuku również ozdobionego czerwonymi różami.
Część miejsc była już zajęta, a wielu gości jeszcze witało się ze znajomymi.
- Tonks! – zawołał
Walter, który szedł w jej stronę, trzymając Hestię za rękę. Jones wyglądała
ślicznie. Zielona sukienka do kolan idealnie się na niej układała, a blond
włosy opadały delikatnie na jej ramiona.
- Cześć! Świetnie
wyglądacie.- przywitała się Dora.
- Ty również. – z komplementował
ją kolega z pracy. – Trudno tu się odnaleźć. Gdzie nie spojrzysz tam Włosi.
- To prawda, nie
znam tu nikogo. – westchnęła Hestia. – Widziałam gdzieś Laurę, Billa i Fleur,
ale to tyle.
- Ja widziałem
jeszcze Kingsleya. – dodał Walt.
- Nic dziwnego nie
znają tu zbyt wielu ludzi. – zauważyła Tonks. – A Weasleyowie?
- Chyba nie
przyszli, z tego co mi wiadomo, po tym jak Artur wyszedł z Munga, Molly
traktuje go jak dziecko. Z ledwością wypuszcza go do pracy. – zaśmiał się
Walter.
- Chodźcie zajmijmy
już miejsce, lada moment powinno się zacząć. – zauważyła Hestia. Podeszli do
Laury, która siedziała już w drugim rzędzie. Obie rodziny Rossi i Lucetteli
były bardzo głośne, wszyscy się przekrzykiwali i robili ogromny hałas.
Urzędnik, stojący pod łukiem z róż, krzywił się na dźwięk Włochów.
- Czy oni będą tacy
głośni przez cały czas? – jęknęła Laura, rozglądając się dookoła.
Nagle rozległ się marsz weselny,
dobiegający jakby z powietrz. Przy łuku pojawił się ubrany w czarny garnitur
Giuseppe, poprawił nerwowo krawat i spojrzał wyczekująco w stronę gości. Po
usłanej płatkami kwiatów drodze szła na wysokich szpilkach Sara, ubrana w
czerwoną sukienkę, w długie, kręcone,
ciemne włosy wpięła dwa kwiaty róż, takie sama z jakich miała bukiet. Tuż za
nią szła panna młoda, prowadzona przez swojego brata. Estera wyglądała
cudownie, miała białą sukienkę z ciasnym gorsetem i rozkloszowanym dołem. Swoje
włosy spięła w luźny kok i wczepiła w niego długi, biały welon, który ciągnął
się za nią po ziemi, lśniąc w blasku słońca. Estera stanęła naprzeciwko swojego
ukochanego, a Sara zajęła miejsce tuż za nią.
- Panie i panowie
zebraliśmy się tutaj by złączyć dwie dusze w jedną. – zaczął urzędnik z
ministerstwa i w tym momencie Tonks przestała słuchać. Docierały do niej
jedynie skrawki przemówień pary młodej. Wyobraziła sobie jak miałby wyglądać
jej ślub. Nie chciałaby nic wytwornego, byliby tylko jej najbliżsi, a nie tak
jak tutaj cała rodzina. Miałaby na sobie białą, skromną sukienkę i niewielki
bukiecik. Jej tata poprowadziłby ją do ołtarza, obok niej stałaby Sara,
wyglądałaby tak pięknie i uśmiechałaby się tak samo jak teraz. A przed nią
stałby… No właśnie kto?
- Giuseppe Robercie
czy chcesz poślubić Esterę Marię i ślubujesz jej dozgonną miłość? – zapytał
śpiewnym głosem urzędnik, a Giuseppe odpowiedział z powagą:
- Tak, chcę.
- A czy ty Estero
Mario chcesz wyjść za Giuseppe Roberta i ślubujesz mu dozgonną miłość? – spytał
Esterę urzędnik, a ona ze łzami w oczach odpowiedziała cicho:
- Tak, chcę.
- Może pan teraz
pocałować pannę młodą. – oznajmił z uśmiechem urzędnik, a Giuseppe objął
delikatnie Esterę i pocałował ją. Oklaski, wiwaty, łzy, ogólna euforia
wypełniła powietrze. Wszyscy wstali, a urzędnik machnął różdżką i wszystkie
krzesła zniknęły, natomiast pojawił się lśniący parkiet i miejsce dla
orkiestry, która już zajęła swoje miejsce. Pierwsi na parkiet wyszli państwo
młodzi, następnie rodzice szczęśliwych nowożeńców, a później Sara z
Franceskiem. Tonks stojąc z boku widziała jak parkiet zapełnia się. Widziała
Fleur i Billa, Hestię i Waltera, a także Laurę z jakimś przystojnym Włochem. Tylko
Nimfadora stała z boku i przyglądała się temu wszystkiemu.
Wesele trwało w najlepsze. Wielu panów
było już w widocznym stanie wskazującym, a także Tonks. Nie tańczyła za dużo,
nie miała nawet nastroju, popijała drink spoglądając na rozanieloną parę młodą
i zazdrościła im szczęścia. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak bardzo
chciałaby się już ustatkować. Mówiła o tym Remusowi, ale wtedy to było tylko
odległe marzenie, teraz tylko to jej chodziło po głowie.
- Może zatańczymy?
– odezwał się ktoś kto stanął przed nią. Bill wyglądał jak zawsze przystojnie,
a już w szczególności gdy się uśmiechał. Tonks uśmiechnęła się wesoło i
odpowiedziała, podając mu rękę:
- Z panem, bardzo
chętnie. – ruszyli w stronę parkietu. Tańczyli do wolnej ballady, kołysząc się
delikatnie. – Fleur nie będzie zła?
- Tańczy z jakimś
Włochem, więc chyba nie będzie jej to przeszkadzać. – wzruszył ramionami Bill.
– Czemu się nie bawisz?
- Jakoś nie mam
nastroju. – westchnęła Dora.
- Coś się z tobą
ostatnio dzieję. Jakoś sobie nie przypominam, żebyś kiedykolwiek nie miała
nastroju. – zauważył Weasley.
- Wybacz jeszcze
się leczę po toksycznym związku i wielu nałogach. – stwierdziła Nimfadora,
spoglądając na niego sceptycznie, a on roześmiał się.
- W takim razie nie
powinnaś tyle pić.
- Będziesz mi to
teraz wypominał? – zmrużyła delikatnie oczy.
- Skądże! Ale będę
ci wypominał to, że wcale się do mnie nie odzywasz. Wpadnij może czasem do
Nory.
- Jak znajdę czas
to chętnie do was zajrzę. – zgodziła się chętnie Tonks, akurat gdy skończyła
się piosenka. Wtedy pojawiła się obok nich Sara i powiedziała:
- Porywam ci ją!
- Saro, nie ciągnij
mnie tak. – zawołała Tonks, kiedy jej przyjaciółka ciągnęła ją z dala od gwaru
wesela.
- Musze się tobą
nacieszyć. Merlin jeden wie kiedy znowu się zobaczymy. – zaćwierkała wesoło
Sara. – Musimy nadrobić ten stracony czas.
- Jak się czujesz
jako przyszła mama? – spytała Tonks.
- Cudownie,
oczywiście będziesz chrzestną? Prawda? – dopytywała się Lucky. – Franczesco się
zgodził, pod warunkiem, że następni w kolejce są Estera i Giuseppe. Oczywiście
poprosiłam też Charlie’ego, bo od razu by się obraził, jakbym tego nie zrobiła.
Nie wiem kiedy zrobił się taki wrażliwy. Ślub był piękny, prawda? Estera jest
taka zachwycona! Szkoda, że nie przyszłaś z Remusem. Chciałabym was w końcu
zobaczyć razem!
- Lucky! Skończ już
wreszcie z tym Remusem! – wrzasnęła Tonks, a Sara zastygła ze zdziwieniem
wypisanym na twarzy.
- O co ci chodzi?
- O to, że ciągle
gadasz o Remusie jakbyśmy byli razem, a nie jesteśmy! Remus jest moim przyjacielem, najlepszym
przyjacielem, ale nic poza tym. Nie wiem o co ci chodzi, przecież nie dałam ci
żadnego powodu, żebyś tak myślała.
- Przepraszam
myślałam… Ciągle o nim piszesz i myślałam, że coś was łączy. – wydukała osłupiała
Sara.
- Nie, nic nas nie
łączy. – stwierdziła Nimfadora. – Nie zasługuję nawet na takiego faceta. Jest
moim przyjacielem i strasznie się z tego cieszę.
- A nie chciałabyś,
żeby coś między wami było? – spytała cicho Sara.
- Nie! Nie chcę
nikogo mieć, nie chcę żadnego faceta, nie chcę i nie potrzebuję nikogo, a teraz
wybacz idę się zalać w trupa. – stwierdziła wściekła Dora i wróciła w tłum.
Reszta wesela minęła jej w towarzystwie Ognistej Whisky.
Tylko nie mów, że Tonks znowu zaczyna się staczać. Dopiero wybrnęła z tego bagna po Kirley'u. Nie może znowu się wkopać. Po prostu nie może.
OdpowiedzUsuńI będzie dzidziuś! Tylko mam małe pytanko. Nie za wcześnie na brzuszek? Z tego co wiem, brzuch zaczyna rosnąć dopiero w czwartym miesiącu, a Sara jest dopiero w trzecim. Albo coś pokręciłam.
Pozdrawiam
PS. Zapraszam do siebie
Coś do tyłu jesteś jeżeli chodzi o Sarę :) W październiku, czyli podczas pogrzebu Amelii, była w 2 miesiącu ciąży, a aktualnie jest luty. Z tego wychodzi, że Sara jest już 6 miesiącu ciąży. No to już brzuszek chyba musi być widoczny! :)
UsuńTonks jak to Tonks, ma tendencje do wpadania w kłopoty :)
Chyba, że tak. Bo mnie się wydawało, że jest grudzie lub początek stycznia. Walnęłam się w obliczeniach (nienajlepiej to o nie świadczy skoro jestem na rozszerzonej matmie). Przepraszam
UsuńŚwietny rozdział. Bardzo mi się podoba i czekam na kolejny ^^ :D
OdpowiedzUsuńRok 2020, a ja ponownie jestem, czytam i się zachwycam, jak za pierwszym razem :)))))
OdpowiedzUsuńOla