Już następnego dnia miała być wigilia,
spakowała wszystkie prezenty i poroznosiła je do swoich przyjaciół, wysłała
również kilka paczek do Rumunii i Włoch. W sumie nie czuła magii świąt, która
zawsze towarzyszyła jej gdy nastawał grudzień. Nie czekała na święta, czekała
na swojego przyjaciela… Prawdę mówiąc jedynego jaki jej został. Fakt, miała
Syriusza, Laurę, Hestię, Waltera, ale to tylko Remusowi mogła się tak naprawdę
wyżalić. „Jak to głupio brzmi! Całe życie
nikogo nie potrzebowałam, a teraz… Ciągle bym tylko płakała i żaliła się.”
– pomyślała Dora, spoglądając na pokryty śniegiem trawnik za jej domem. Remus
miał wrócić od razu po pełni, ale ta skończyła się już pięć dni wcześniej.
Jednak Lupina ciągle nie było. Spojrzała na swój zegarek i powiedziała:
- Syriusz Black. – po chwili spoglądała
już w twarz swojego kuzyna.
- Nie Tonks, jeszcze go nie ma. –
odparł Black na niezadane pytanie.
- Nie sądzisz, że powinien już wrócić?
– spytała lekko poirytowana.
- Remus to duży chłopczyk, z pewnością
da sobie radę. – odpowiedział Syriusz. – Jeżeli już tak bardzo ci się nudzi to
wpadnij nam pomóc.
***
Udało jej się w końcu wydostać z łap
domowników Grimmauld Place. Kochała ich jak własną rodziną, ale… wszystko ją
ostatnio drażniło. Od kiedy wyplątała się ze wszystkich nałogów na wszystko
reagowała o wiele bardziej, była wrażliwsza. Nie potrafiła już tak jak kiedyś
ignorować niektórych rzeczy, teraz na wszystko zwracała uwagę. Tym bardziej
jeżeli coś jej nie wychodziło, a zdarzało się to często. Tego dnia udało jej
się tylko spaść ze schodów, zbić jedną z zakurzonych gablot z głową skrzata i
stłuc wazę z zupą. „A dzień się jeszcze
nie skończył.” – pomyślała. Spojrzała na książkę, którą dał jej Remus.
Miała ją przeczytać, ale jakoś jej się nie chciało.
- I tak wiedziałem, że jej nie
przeczytasz. – dobiegł ją cichy głos.
- Nie słyszałeś o tym, że się puka? –
spytała spoglądając w jego stronę. Stał opierając się o framugę, nie mając co
prawda tej nonszalancji, z którą robił to Syriusz i wyglądał bardziej jakby
parodiował Blacka, ale Tonks ucieszyła się na jego widok o wiele bardziej, niż
gdyby miał tam stać Łapa.
- Wybacz, myślałem, że tego nie
praktykujesz… - powiedział, odgarniając za długie włosy z czoła.
- Ja nie, ale ty masz obowiązek być
dżentelmenem. – oznajmiła z powagą, a on uśmiechnął się z politowaniem.
- Co się stało z Arturem? – spytał po
chwili ciszy, bez większych ogródek.
- Wąż… Najprawdopodobniej pupil Sam
Wiesz Kogo. Artur troszkę przysnął, bo miał cały dzień biegania, a wtedy…
- Co miał z tym wspólnego Harry? –
dopytywał się Lupin.
- On to wszystko widział, przez sen.
Zawiadomił nas o tym. – wyznała w końcu. – Jak myślisz co to oznacza?
- Nie mam pojęcia, ale Dumbledore z
pewnością coś już wie. – zauważył Remus podchodząc do niej powoli. Usiadł obok
niej i w ciszy zaczęli wpatrywać się w ścianę.
- Wiesz co? – spytała Tonks, a Remus
mruknął pytająco. – Cieszę się, że wróciłeś. – oznajmiła przytulając się do
niego mocno, na co ten syknął z bólu. – Co się stało? Jesteś ranny?
- Nie, nie… To nie ważne. – powiedział
natychmiast i jakby na potwierdzenie swoich słów przytulił ją jeszcze mocniej. Nie
chciał jej martwić.
***
Zapomniał już jak wygodny potrafi być
materac, a poduszka miękka. Zapomniał nawet o tym, że zaraz po nowym roku
będzie musiał tam zapewne wrócić. Z cichym jękiem ściągnął koszule. Westchnął
widząc bliznę po ugryzieniu. Zamknął oczy i przypomniał sobie tamtą noc.
-Musimy oddalić się
od chatki. Nie chcę, żeby cokolwiek stało się Andrew. Nie jest już tak odporny.
– powiedziała wtedy Meg.
- Jesteś na mnie
zła? – spytał ją gdy szli szybko przez las.
- Nie mam powodu by
być na ciebie zła. – odpowiedziała.
Przyłożył delikatnie gazę do rany. Nie
próbował magii, nie był na tyle kompetentny, żeby babrać swoje ciało. Pamiętał
jak Harry opowiadał mu o Lockhardzie. Nie chciał skończyć bez żeber, bo źle
rzuciłby zaklęcie. Żebra same się zrosną, ale bał się, że blizna będzie musiała
być szyta.
Meg podniosła się
przemieniona i spojrzała ze złością w ślepiach na niego. Cofnął się
intuicyjnie, a ta ruszyła na niego w biegu. Uskoczył, a ona przeleciała tuż
obok niego. Nieprzerwanie atakowała go, a on unikał kontaktu. Nie zauważył
kiedy zaatakowała go od tyłu i ugryzła.
Powrót był dla niego jak lek. Powoli
przyzwyczajał się do lasu, ale jednak czuł, że to tutaj go ciągnie cały czas,
to tutaj są ludzie dla których może się męczyć sam ze sobą. Może gdyby nie było
Tonks to oddałby się w pełni swojej misji?
Rwący ból obudził
go. Leżał na mokrej trawie krwawiąc, a nad nim pochylała się zapłakana Meg,
uciskająca ranę.
- A jednak jesteś
na mnie zła…
***
Odpakowanie prezentów było najmilszą ze
wszystkich czynności jakie wykonała tego dnia. Tonks przez całą wigilie
siedziała cicho i spokojnie, nie czuła się najlepiej. Wolała być gdzie indziej.
Martwiło ją to wszystko, co działo się z Remusem. Gdy wrócił do domu,
zachowywał się trochę inaczej. Nigdy nie ukrywał, bólu, nie aż tak bardzo jak
teraz. Te rany były poważniejsze, o wiele poważniejsze. Bała się, że to jej
wina, że to przez nią inne wilkołaki się na nim mszczą. Lupin nie chciał za
bardzo o tym rozmawiać, od razu zmieniał temat. Do tego Remus mimo widocznego
zmęczenia, wydawał się nad wyraz żywy. Nigdy go takiego nie widziała. To nadal
był Remus, ale był inny. Był Remusem, który chciał skorzystać z życia tyle ile
da radę. Zbliżała się północ, a ona ciągle była uziemiona z rodziną przy stole.
Czuła się skrępowana, mimo że wszyscy inni wesoło gawędzili sobie o wszystkim i
o niczym.
- Doro, czemu nic nie mówisz? – spytał
Ted z troską.
- Trochę mnie głowa boli. – przyznała
niezgodnie z prawdą.
- Może się położysz? Jest już późno,
pewnie jesteś zmęczona. – zauważyła Laura, a Tonks pokiwała głową i wyszła z
salonu. Zamknęła się w swoim pokoju i położyła na łóżku. Nie wiedziała w sumie
o co jej chodzi. Martwiła się o Lupina. Zawsze chciała, żeby był weselszy, korzystał
z życia, a teraz kiedy niby taki był, nie pasowało jej to. To było bardzo
nienaturalne. Pisk zegarka przerwał jej rozmyślania. Przez tarczę przemknęła
jej twarz Remusa, który powiedział: „Za
piętnaście minut w parku.” Tonks zerwała się na równe nogi. Chwyciła kurtkę
i wybiegła z domu. Szybko deportowała się do parku.
***
Czekał pod wielkim dębem. Londyn zimą
zapierał dech w piersiach. Biały puch pokrywał dosłownie wszystko, sprawiając,
że miasto nabierało niezwykłego uroku. W tym parku był z Tonks wczoraj na
spacerze. Gdy tylko wrócił i pozbył się wszystkich, którzy mieli do niego
jakąkolwiek sprawę, zabrał Nimfadorę na przechadzkę. Spacerowali do późnego
wieczora, a on nigdy nie czuł się bardziej pełen życia. Nie wiedział co się z
nim stało, ale cieszył się, że coś dało mu choć odrobinę więcej pewności
siebie. Opatulił się szalikiem i nagle poczuł jak ktoś przytula go od tyłu.
- Coś się stało?- spytała.
- Wróciliśmy od Artura i nie miałem co
ze sobą zrobić. – przyznał i wyjął z kieszeni małe pudełeczko przewiązane
kokardką. – Mam coś dla ciebie.
- Nie musiałeś. – powiedziała od razu,
ale gdy otworzyła paczuszkę jej oczy zaiskrzyły wesoło. – Jest piękny.
- Pozwól, że ci go założę. – wziął od
niej srebrny łańcuszek i podszedł tak blisko, że ich twarze dzieliły zaledwie
centymetry. Odgarnął jej długie włosy w odcieniu karmelu i zapiął ozdobę.
Odsunął się od niej by zobaczyć jak czarna perła, tak czarna jak jej piękne
oczy, opada na jej piersi.
- Naprawdę nie musiałeś. – powiedziała,
a jej oczy zaszkliły się ze wzruszenia.
- Musiałem. – przyznał, a ona
przytuliła go mocno. Chłonął każdą chwilę, w której mógł być blisko niej.
Z dedykacją dla anonima, który zostawił tutaj ostatni komentarz tak cudowny, że uśmiechałam się, wgapiając cały czas w monitor i czytając go kilkaset razy.Rozdział bardzo w porę, patrząc na to co dzieje się za oknem. :) Nie mam bladego pojęcia dlaczego napisałam ten rozdział. Chociaż jestem z niego zadowolona, jest krótki i trochę nazbyt sielankowy...
Rozdział bardzo mi się podobał. A najbardziej moment, w którym Remus "parodiował" Łapę ;) Gdy tylko to sobie wyobraziłam, uznałam, że nie mogło być aż tak źle ;)
OdpowiedzUsuńKońcowa scena jak najbardziej na plus :) I w sumie nie dziwię się Tonks, że się zmieszała, gdy zobaczyła tak żywego i wesołego Lupina. To faktycznie do niego niepodobne... chociaż raz na jakiś czas mu nie zaszkodzi ;)
Szkoda, że nie opisałaś dokładniej rodzinnej kolacji :( I tak bardzo chciałabym, żeby Twoje rozdziały były ciut dłuższe, bo je naprawdę uwielbiam :D
Ach, wiem, co miałam jeszcze napisać! Kocham Syriusza w Twoim wydaniu! Podobała mi się scena, w której Dora kontaktuje się z Łapą, a on od razu "Nie, Tonks, jeszcze go nie ma. " Haha, biedny Syriusz. Wyobrażam sobie, jak Tonks go truła w sprawie Lunatyka ;)
Czekam na nn :*
Czy to jest ten Remus, którego do tej pory nam przedstawiłaś? Coś ty z nim zrobiła?! Kobieto!!! Czy to naprawdę się dzieję? Naprawdę w końcu ich ze sobą zeswatasz? Błagam cię nie niszcz teraz tego, nie rób niczego co mogłoby zniszczyć tą istną sielankę!
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, nie wiem czemu, ale mam wrażenie jakbym wrócił do tych pierwszych rozdziałów, które tak bardzo uwielbiam. Pisz więcej, częściej i właśnie tak!