4.08.2014

73) Święta


Już następnego dnia miała być wigilia, spakowała wszystkie prezenty i poroznosiła je do swoich przyjaciół, wysłała również kilka paczek do Rumunii i Włoch. W sumie nie czuła magii świąt, która zawsze towarzyszyła jej gdy nastawał grudzień. Nie czekała na święta, czekała na swojego przyjaciela… Prawdę mówiąc jedynego jaki jej został. Fakt, miała Syriusza, Laurę, Hestię, Waltera, ale to tylko Remusowi mogła się tak naprawdę wyżalić. „Jak to głupio brzmi! Całe życie nikogo nie potrzebowałam, a teraz… Ciągle bym tylko płakała i żaliła się.” – pomyślała Dora, spoglądając na pokryty śniegiem trawnik za jej domem. Remus miał wrócić od razu po pełni, ale ta skończyła się już pięć dni wcześniej. Jednak Lupina ciągle nie było. Spojrzała na swój zegarek i powiedziała:
- Syriusz Black. – po chwili spoglądała już w twarz swojego kuzyna.
- Nie Tonks, jeszcze go nie ma. – odparł Black na niezadane pytanie.
- Nie sądzisz, że powinien już wrócić? – spytała lekko poirytowana.
- Remus to duży chłopczyk, z pewnością da sobie radę. – odpowiedział Syriusz. – Jeżeli już tak bardzo ci się nudzi to wpadnij nam pomóc.
***
Udało jej się w końcu wydostać z łap domowników Grimmauld Place. Kochała ich jak własną rodziną, ale… wszystko ją ostatnio drażniło. Od kiedy wyplątała się ze wszystkich nałogów na wszystko reagowała o wiele bardziej, była wrażliwsza. Nie potrafiła już tak jak kiedyś ignorować niektórych rzeczy, teraz na wszystko zwracała uwagę. Tym bardziej jeżeli coś jej nie wychodziło, a zdarzało się to często. Tego dnia udało jej się tylko spaść ze schodów, zbić jedną z zakurzonych gablot z głową skrzata i stłuc wazę z zupą. „A dzień się jeszcze nie skończył.” – pomyślała. Spojrzała na książkę, którą dał jej Remus. Miała ją przeczytać, ale jakoś jej się nie chciało.
- I tak wiedziałem, że jej nie przeczytasz. – dobiegł ją cichy głos.
- Nie słyszałeś o tym, że się puka? – spytała spoglądając w jego stronę. Stał opierając się o framugę, nie mając co prawda tej nonszalancji, z którą robił to Syriusz i wyglądał bardziej jakby parodiował Blacka, ale Tonks ucieszyła się na jego widok o wiele bardziej, niż gdyby miał tam stać Łapa.
- Wybacz, myślałem, że tego nie praktykujesz… - powiedział, odgarniając za długie włosy z czoła.
- Ja nie, ale ty masz obowiązek być dżentelmenem. – oznajmiła z powagą, a on uśmiechnął się z politowaniem.
- Co się stało z Arturem? – spytał po chwili ciszy, bez większych ogródek.
- Wąż… Najprawdopodobniej pupil Sam Wiesz Kogo. Artur troszkę przysnął, bo miał cały dzień biegania, a wtedy…
- Co miał z tym wspólnego Harry? – dopytywał się Lupin.
- On to wszystko widział, przez sen. Zawiadomił nas o tym. – wyznała w końcu. – Jak myślisz co to oznacza?
- Nie mam pojęcia, ale Dumbledore z pewnością coś już wie. – zauważył Remus podchodząc do niej powoli. Usiadł obok niej i w ciszy zaczęli wpatrywać się w ścianę.
- Wiesz co? – spytała Tonks, a Remus mruknął pytająco. – Cieszę się, że wróciłeś. – oznajmiła przytulając się do niego mocno, na co ten syknął z bólu. – Co się stało? Jesteś ranny?
- Nie, nie… To nie ważne. – powiedział natychmiast i jakby na potwierdzenie swoich słów przytulił ją jeszcze mocniej. Nie chciał jej martwić.
***
Zapomniał już jak wygodny potrafi być materac, a poduszka miękka. Zapomniał nawet o tym, że zaraz po nowym roku będzie musiał tam zapewne wrócić. Z cichym jękiem ściągnął koszule. Westchnął widząc bliznę po ugryzieniu. Zamknął oczy i przypomniał sobie tamtą noc.
-Musimy oddalić się od chatki. Nie chcę, żeby cokolwiek stało się Andrew. Nie jest już tak odporny. – powiedziała wtedy Meg.
- Jesteś na mnie zła? – spytał ją gdy szli szybko przez las.
- Nie mam powodu by być na ciebie zła. – odpowiedziała.
Przyłożył delikatnie gazę do rany. Nie próbował magii, nie był na tyle kompetentny, żeby babrać swoje ciało. Pamiętał jak Harry opowiadał mu o Lockhardzie. Nie chciał skończyć bez żeber, bo źle rzuciłby zaklęcie. Żebra same się zrosną, ale bał się, że blizna będzie musiała być szyta.
Meg podniosła się przemieniona i spojrzała ze złością w ślepiach na niego. Cofnął się intuicyjnie, a ta ruszyła na niego w biegu. Uskoczył, a ona przeleciała tuż obok niego. Nieprzerwanie atakowała go, a on unikał kontaktu. Nie zauważył kiedy zaatakowała go od tyłu i ugryzła.
Powrót był dla niego jak lek. Powoli przyzwyczajał się do lasu, ale jednak czuł, że to tutaj go ciągnie cały czas, to tutaj są ludzie dla których może się męczyć sam ze sobą. Może gdyby nie było Tonks to oddałby się w pełni swojej misji?
Rwący ból obudził go. Leżał na mokrej trawie krwawiąc, a nad nim pochylała się zapłakana Meg, uciskająca ranę.
- A jednak jesteś na mnie zła…
***
Odpakowanie prezentów było najmilszą ze wszystkich czynności jakie wykonała tego dnia. Tonks przez całą wigilie siedziała cicho i spokojnie, nie czuła się najlepiej. Wolała być gdzie indziej. Martwiło ją to wszystko, co działo się z Remusem. Gdy wrócił do domu, zachowywał się trochę inaczej. Nigdy nie ukrywał, bólu, nie aż tak bardzo jak teraz. Te rany były poważniejsze, o wiele poważniejsze. Bała się, że to jej wina, że to przez nią inne wilkołaki się na nim mszczą. Lupin nie chciał za bardzo o tym rozmawiać, od razu zmieniał temat. Do tego Remus mimo widocznego zmęczenia, wydawał się nad wyraz żywy. Nigdy go takiego nie widziała. To nadal był Remus, ale był inny. Był Remusem, który chciał skorzystać z życia tyle ile da radę. Zbliżała się północ, a ona ciągle była uziemiona z rodziną przy stole. Czuła się skrępowana, mimo że wszyscy inni wesoło gawędzili sobie o wszystkim i o niczym.
- Doro, czemu nic nie mówisz? – spytał Ted z troską.
- Trochę mnie głowa boli. – przyznała niezgodnie z prawdą.
- Może się położysz? Jest już późno, pewnie jesteś zmęczona. – zauważyła Laura, a Tonks pokiwała głową i wyszła z salonu. Zamknęła się w swoim pokoju i położyła na łóżku. Nie wiedziała w sumie o co jej chodzi. Martwiła się o Lupina. Zawsze chciała, żeby był weselszy, korzystał z życia, a teraz kiedy niby taki był, nie pasowało jej to. To było bardzo nienaturalne. Pisk zegarka przerwał jej rozmyślania. Przez tarczę przemknęła jej twarz Remusa, który powiedział: „Za piętnaście minut w parku.” Tonks zerwała się na równe nogi. Chwyciła kurtkę i wybiegła z domu. Szybko deportowała się do parku.
***
Czekał pod wielkim dębem. Londyn zimą zapierał dech w piersiach. Biały puch pokrywał dosłownie wszystko, sprawiając, że miasto nabierało niezwykłego uroku. W tym parku był z Tonks wczoraj na spacerze. Gdy tylko wrócił i pozbył się wszystkich, którzy mieli do niego jakąkolwiek sprawę, zabrał Nimfadorę na przechadzkę. Spacerowali do późnego wieczora, a on nigdy nie czuł się bardziej pełen życia. Nie wiedział co się z nim stało, ale cieszył się, że coś dało mu choć odrobinę więcej pewności siebie. Opatulił się szalikiem i nagle poczuł jak ktoś przytula go od tyłu.
- Coś się stało?- spytała.
- Wróciliśmy od Artura i nie miałem co ze sobą zrobić. – przyznał i wyjął z kieszeni małe pudełeczko przewiązane kokardką. – Mam coś dla ciebie.
- Nie musiałeś. – powiedziała od razu, ale gdy otworzyła paczuszkę jej oczy zaiskrzyły wesoło. – Jest piękny.
- Pozwól, że ci go założę. – wziął od niej srebrny łańcuszek i podszedł tak blisko, że ich twarze dzieliły zaledwie centymetry. Odgarnął jej długie włosy w odcieniu karmelu i zapiął ozdobę. Odsunął się od niej by zobaczyć jak czarna perła, tak czarna jak jej piękne oczy, opada na jej piersi.
- Naprawdę nie musiałeś. – powiedziała, a jej oczy zaszkliły się ze wzruszenia.

- Musiałem. – przyznał, a ona przytuliła go mocno. Chłonął każdą chwilę, w której mógł być blisko niej. 


Z dedykacją dla anonima, który zostawił tutaj ostatni komentarz tak cudowny, że uśmiechałam się, wgapiając cały czas w monitor i czytając go kilkaset razy.Rozdział bardzo w porę, patrząc na to co dzieje się za oknem. :) Nie mam bladego pojęcia dlaczego napisałam ten rozdział. Chociaż jestem z niego zadowolona, jest krótki i trochę nazbyt sielankowy...

2 komentarze:

  1. Rozdział bardzo mi się podobał. A najbardziej moment, w którym Remus "parodiował" Łapę ;) Gdy tylko to sobie wyobraziłam, uznałam, że nie mogło być aż tak źle ;)
    Końcowa scena jak najbardziej na plus :) I w sumie nie dziwię się Tonks, że się zmieszała, gdy zobaczyła tak żywego i wesołego Lupina. To faktycznie do niego niepodobne... chociaż raz na jakiś czas mu nie zaszkodzi ;)
    Szkoda, że nie opisałaś dokładniej rodzinnej kolacji :( I tak bardzo chciałabym, żeby Twoje rozdziały były ciut dłuższe, bo je naprawdę uwielbiam :D
    Ach, wiem, co miałam jeszcze napisać! Kocham Syriusza w Twoim wydaniu! Podobała mi się scena, w której Dora kontaktuje się z Łapą, a on od razu "Nie, Tonks, jeszcze go nie ma. " Haha, biedny Syriusz. Wyobrażam sobie, jak Tonks go truła w sprawie Lunatyka ;)
    Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy to jest ten Remus, którego do tej pory nam przedstawiłaś? Coś ty z nim zrobiła?! Kobieto!!! Czy to naprawdę się dzieję? Naprawdę w końcu ich ze sobą zeswatasz? Błagam cię nie niszcz teraz tego, nie rób niczego co mogłoby zniszczyć tą istną sielankę!
    Rozdział cudowny, nie wiem czemu, ale mam wrażenie jakbym wrócił do tych pierwszych rozdziałów, które tak bardzo uwielbiam. Pisz więcej, częściej i właśnie tak!

    OdpowiedzUsuń