Obudziło go mroźne powietrze, które
zmierzwiło mu włosy. Wczoraj zadbał o wnętrze swojego szałasu. Potraktował go
zaklęciem nieprzenikalności tak, że ani śnieg, ani deszcz, nawet wiatr nie mógł
dostać się do środka. Jego rezydencja nie była duża, chociaż jak na szałas
całkiem spora. Mogły się tam ze spokojem zmieścić trzy osoby. Myślał nawet żeby
zwiększyć magicznie pojemność szałasu, ale to by mijało się z celem
klimatyzacji w całej tej sytuacji. Ziemie wysłał wilczą skórą, którą przyniosła
mu Meg.
- Wstawaj mój ty czarodzieju! –
zawołała radośnie Maggie, która odkryła wejście do szałasu i wpuściła do środka
świeże powietrze. Remus przetarł zaspane oczy i spojrzał na nią. W Hogwarcie to
on był tym, który wstawał najwcześniej, jednak w porównaniu do Meg był
strasznym śpiochem. Przyzwyczaił się już do tych codziennych pobudek i do tego,
że zwracała się do niego per czarodzieju. Mimo, że od jego przyjazdu minął
niespełna tydzień, poczuł, że jego plan zaczyna wprawiać się w życie. Tutejsi
zaczęli bardziej przychylnie się do niego zwracać i pomagać. Dopiero teraz
zauważył tą wspólnotę, jaką tworzyła znaczna część wilkołaków. Każdy z nich
robił to co potrafi i dzielił się z innymi. Ci, którzy byli dobrzy w polowaniu,
tak jak Maggie, zapewniali pożywienie. Sylwia Collins świetnie plotła wiklinowe
kosze, w których inni zbierali orzechy i inne jadalne rośliny. Remus należał do
tych, którzy zbierali drzewo na opał. Nie była to ciężka praca, dawała mu sporo
satysfakcji. Wolał robić to niż siedzieć w szałasie i myśleć o Tonks. –
Powiedziałam wstawaj!
- Może by tak jakieś dzień dobry? –
spytał zaspany, a ona roześmiała się.
- Nie licz na to! – fuknęła i opuściła
zasłonę z wełnianego koca. Remus uśmiechnął się. Maggie wciąż była dla niego
zagadką, ale dogadywali się. Zauważył, że Owen spędza więcej czasu z nim niż z
innymi osadnikami. Nie wiedział co było tego powodem, ale nie uskarżał się. Pomoc
z jej strony była bardzo przydatna. A ich wspólne docinki bardzo przypominały
mu rozmowy z Syriuszem i Tonks. Westchnął i wstał, żeby się ubrać. Narzucił na
siebie gruby wełniany sweter i wyszedł na zewnątrz.
- To co dzisiaj dla nas zaplanowałaś? –
zapytał ją, przeciągając się i rozglądając dookoła. Ten las, który wzbudzał w
nim niepewność i strach, stał się magiczny, gdy tylko przykryła go warstwa
białego śniegu.
- Prosiłeś mnie, żebym nauczyła cię
wszystkiego co wiem. – zauważyła i biorąc go pod rękę ruszyła w stronę lasu. –
Czas najwyższy wszystko ci wytłumaczyć. Wilkołaki to istoty niezwykłe,
posiadające różne zdolności. Co właściwie wiesz o wilkołakach?
- To co pisali w książkach. Wilkołactwo
to mutacja genów, a zachodzące przemiany widoczne są przy pełni księżyca. –
wyrecytował Remus.
- A co wiesz o tych, którzy urodzili
się wilkołakami? – spytała beztrosko.
- Przechodzą łagodnie pełnie. –
zauważył.
- Ty nic nie wiesz, Remusie Lupinie. –pokręciła
z politowaniem głową i zaśmiała się krótko. – Nie mam pojęcia czy to zależy od
mutacji genu czy nie, ale to akurat nie ma najmniejszego znaczenia. Zmiany,
które zaszły w naszym organizmie nie są odczuwane tylko w czasie pełni. Każde z
nas ma wyostrzone zmyły, które można wykorzystywać na co dzień. Czy nigdy nie
miałeś tak, że słyszałeś coś co dla innych było nie słyszalne, wyczułeś coś
czego inni nie potrafili, nie mówię już o tym, że z pewnością widziałeś w
ciemności.
- Nic takiego mi się nie przytrafiło…-
zauważył, a ona roześmiała się głośno.
- Typowy mieszczuch! Te zdolności
zaginęły w tobie, uśpiłeś je decydując się na życie wśród ludzi. – wyjaśniła. –
Ale spokojnie jeszcze je rozbudzimy.
- Jak?
- Trafiłeś w dobre miejsce. –
uśmiechnęła się Maggie. – My, wilkołaki powinniśmy żyć blisko natury. Tam gdzie
jest nasze miejsce. Nie jesteśmy stworzeni do życia w zgiełku miasta, jest tam
zbyt wiele dźwięków, zapachów, emocji. Za dużo tego wszystkiego na co my
reagujemy. Żyjąc w lesie czujemy się wolni, bezpieczni. – wyjaśniła mu i
odetchnęła pełną piersią. – Słyszysz ten strumień?
- Jaki strumień? – zapytał Remus,
rozglądając się dookoła.
- Jest kilometr stąd. Słyszę plusk
wody, czuję świeży zapach, który ze sobą niesie… - wytłumaczyła i spojrzała na
niego z uśmiechem. – To dla mnie normalne, widzieć coś co jest niedostrzegalne.
Osoby, które urodziły się już wilkołakami nie tylko łatwiej znoszą przemiany,
ale mają również nad sobą całkowitą kontrole, ich umysły są wolne od ludzkich
trosk i zahamowań.
- Są tacy jak Greyback?
- On został ukąszony. – zauważyła Meg.
– Ale nie są tacy jak on. Fenrir jest trochę bardziej…
- Zwierzęcy, dziki?
- Zwierzęcy to dobre określenie. –
oznajmiła i ruszyła dalej, a Remus tuż za nią. –Wieki temu wilkołaki były
osobną cywilizacją, stroniącą od ludzi i innych stworzeń. Żyły w lasach i
górach, żywiąc się mniejszymi zwierzakami. Kiedy ludzie zapragnęli zdobywać
większe tereny, wilkołaki po raz pierwszy zetknęły się z człowiekiem.
Wymieszali się… Nieliczni przewidzieli jak to się skończy. Dziecko zrodzone z
człowieka i wilkołaka, było pierwszą formą istoty, która zaczęła mutować.
- Nie rozumiem…
- Dziecko człowieka i wilkołaka było
istotą nową. Czymś mniej niż człowiek i wilkołak. Była czymś więcej. Dorastając
w brzuchu matki i przyswajając zmiany jakie powstały, te wilkołaki były w
stanie odziedziczyć wiele cech wilczych, takich jak panowanie nad sobą w czasie
pełni i inne tego typu. – oznajmiła Maggie. – Niestety po tak długiej
styczności z krwią człowieka, wilkołaki zaczęły jej potrzebować. Dlatego teraz
atakujemy ludzi, gdy poczujemy ich krew.
- Ale co z nami, tymi, którzy zostali
ukąszeni? – zaciekawił się Remus. Wydawało mu się, że wiedział wszystko co
możliwe, a jednak nie wiedział nic.
- U nas jest gorzej. U urodzonych
wilkołaków organizm od pierwszego dnia życia przyzwyczaja się do przemian, ale
u nas wypiera przemiany i ciągle się broni. Stąd ból.
- Mówiłaś, że można nad tym zapanować.
– zauważył Lupin.
- Oczywiście, ale wymaga to wiele czasu…
- powiedziała. Remus był już zmęczony ciągłą wędrówką przez grubą warstwę
śniegu, jednak Maggie nie zwalniała. Brnęła dalej w tylko jej znanym kierunku. –
Nasze ciało się broni, szkodząc nam tym samym.
- Skąd o tym wszystkim wiesz? – zapytał
Remus.
- Trochę powiedział mi Fenrir, ale
większość opowiedział mi Andrew.
- Kto?
- Do niego właśnie idziemy. –
powiedziała. Szli dalej nie odzywając się do siebie. Remus był zdumiony tym
wszystkim co się działo teraz w jego życiu. Nie rozumiał tego, ale cieszył się
z tego wszystkiego, z tego, że dowiedział się tylu rzeczy. Usłyszał nagle plusk
wody. Zapewne to był ten strumień o którym mówiła Meg. – Już jesteśmy.
Wyszli z lasu i
ujrzeli wyżej wspomniany strumień, który przecinał las swoją błękitną barwą.
Tuż przy brzegu stała mała, drewniana chatka. Poszedł za Maggie, która bez
pukania otworzyła drzwi i weszła do środka. Podszedł niepewnie i zajrzał do
domku.
- Ale masz tu ciepło! Na dworze jest
strasznie zimno. – usłyszał Meg, mówiącą do kogoś. W środku prawie wszystko
było z drewna – podłoga, ściany, ubogie meble. Odważył się wejść dalej. Ujrzał
Meg schylającą się nad jakimś starszym mężczyzną, siedzącym na fotelu.
Pomarszczony staruszek siedział, przykryty kocem w szkocką kratę. Na oko mógł
być w wieku Dumbledore’a, ale nie można tego być pewnym. Miał prawie całkowicie
siwe włosy, krzaczaste brwi, spod których zerkały szare oczy i krótko
przystrzyżoną brodę. Wyglądał dość mizernie, jakby był poważnie chory, a jego
życie dobiegało końca.
- Nic mi nie mów… Nie znoszę zimy. –
mruknął posępnie i zamknął na chwilę oczy. Remus wszedł niepewnie dalej.
Mężczyzna wciągnął głośno powietrze i mając ciągle przymknięte oczy zapytał: -
To ty jesteś tym czarodziejem, o którym tyle mi opowiadała?
- Jestem czarodziejem, ale nie wiem ile
o mnie mówiła. – odpowiedział i stanął pod ścianą.
- To on, jest trochę nieśmiały. –
mruknęła Meg, a Remus spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Podejdź bliżej. – nakazał starzec i
podniósł się nieznacznie w fotelu. Lupin przybliżył się do niego i przykucnął
przed fotelem. – Wyglądasz na młodego mężczyznę, coś ty taki poraniony?
- To chyba dość oczywiste biorąc pod
uwagę kim jestem…- zdziwił się Remus.
- Jesteś idiotą? – spytał z
powątpieniem starzec. – Czy wydaje ci się, że wszystko co jest złe w twoim
życiu to wina wilkołactwa? Myślisz, że te blizny, które nosisz na twarzy i jak
mniemam na reszcie ciała to tylko dlatego, że jesteś wilkołakiem? Czy ja i Meg
mamy jakiekolwiek blizny? – spytał, a Remus przyjrzał się jego twarzy. Nie
odnalazł na niej nic innego jak tylko zmarszczki. Spojrzał na Maggie, miała
zaledwie jedną bliznę, słabo widoczną. Do tej pory nie zauważył tego. Starał
sobie przypomnieć, jak wyglądają inni osadnicy. Oni również nie byli poranieni,
ilość ich znamion była nikła w porównaniu do jego. – Ano widzisz… Miałaś rację
Meg, typowy mieszczuch. Aż śmierdzi miastem.
- Mówiłam, że będzie z nim dużo pracy.
– stwierdziła kobieta i dorzuciła drewna do kominka.
- Kim ty jesteś? – zapytał Lupin,
przyglądając się starcowi.
- Starym wilkołakiem mieszkającym
tutaj. Znam się na naszej naturze, naszej historii, jestem jej częścią. Pomogę
ci. Nie chodzi tu o to kim ja jestem lecz kim ty jesteś…- oznajmił, wskazując
na niego swoim chudym palcem. – Opowiedz mi o sobie.
- Nazywam się Remus John Lupin, jestem
czarodziejem tak samo jak mój ojciec. – powiedział, nie bardzo wiedząc do czego
to wszystko ma zmierzać. – W wieku pięciu lat ukąsił mnie Fenrir Greyback.
Uczęszczałem do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Brałem udział w wojnie,
straciłem przyjaciół. Podróżowałem po Anglii i przez rok byłem nauczycielem, a
teraz jestem tutaj… Jednak ciągle ciekawi mnie to kim jesteś.
- To nie jest teraz istotne. – machnął
lekceważąco ręką. – Człowiek nie składa się tylko i wyłącznie z kości i mięśni.
Dopiero w połączeniu z umysłem, duszą, naszymi uczuciami tworzymy prawdziwą,
żywą istotę. Więc kim jest prawdziwy Remus John Lupin?
Remus podniósł się i spojrzał na
mężczyznę. Kim był, żeby pytać go o takie rzeczy? Mógł w tym momencie wyjść,
odwrócić się, ale nie zrobił tego. To kompletnie zaprzepaściłoby jego misję,
która i tak toczyła się już zbyt wolno. Spojrzał w oczy człowiekowi, którego
imienia nawet nie znał. Ujrzał w nich jedynie troskę i dobroć. Poczuł nagłą
chęć zwierzenia mu się, wylania wszystkich swoich żalów.
- Remus Lupin jest… jestem chyba
najbardziej zagubioną osobą na tym świecie. Tak naprawdę nie wiem czego chcę, a
nawet jeśli wiem to mam świadomość, że nie mogę. Nie potrafię dostrzec swoich
zalet, jeśli takowe mam. Jestem zaborczy, ale zarazem uległy. Pełno we mnie
sprzeczności… Czuję, ale czasami wolałbym być twardy jak głaz. Boję się, że
mogę zranić tych, którzy mnie otaczają…
- A wilkołactwo? – spytał starzec,
rzucając przelotne spojrzenie Meg, która w bez ruchu wsłuchiwała się w każde
słowo Remusa.
- Nie cierpię siebie za to kim jestem.
Czuje, że to ogromne brzemię, które jestem zmuszony dźwigać do końca życia. Nie
rozumiem was… Nie mogę pogodzić się z tym kim jestem. To ciągnie się za mną
całe życie. Prawie straciłem szanse na wykształcenie, nie mam pracy, rodziny.
Wszyscy patrzą na mnie przez pryzmat wilkołactwa, a ja…- mówił przejęty,
chodząc w te i z powrotem, oddychając ciężko. Nagle zatrzymał się i nie patrząc
na żadne z nich przemówił. – Ja boję się samego siebie…
- I właśnie w tym problem, Remusie. –
odezwał się po długiej ciszy mężczyzna. Spojrzał na Meg, która ciągle
wpatrywała się w Lupina i poprosił: - Maggie upoluj coś dla nas na kolację, to
wszystko zajmie dłuższą chwilę.
- Oczywiście. – mruknęła, niezadowolona
tym. Chwyciła leżący nieopodal kominka łuk i wyszła z domku.
- Twoje zagubienie wynika z braku
samoakceptacji.
- Nie potrafię się zaakceptować.-
stwierdził Remus.
- Nie pleć bzdur! Potrafisz, ale nie
chcesz, bo jak sam stwierdziłeś, boisz się. – zauważył mężczyzna. – Wiesz jaki
jest pierwszy krok do samoakceptacji? Zrozumienie. Maggie wytłumaczyła ci już naszą
historię?
- Tak, powiedziała mi na czym to wszystko polega. – odpowiedział.
- Rozumiesz już jak to się stało, że
jesteście tacy jacy jesteście? – spytał.
- Jesteście? Czemu mówisz o nas, a nie
o sobie? – zdziwił się Remus i spojrzał na mężczyznę niepewnie.
- Nie potrzebuję ludzkiej krwi. –
stwierdził, a Remus już miał spytać jak to niby możliwe, ale zauważył, że od
kiedy tu jest starzec zmusza go do głębszego myślenia. Pomyślał o tym o czym
się dzisiaj dowiedział. – Już wiesz?
- Jesteś czysto krwistym wilkołakiem. –
stwierdził Lupin, a mężczyzna pokiwał głową z aprobatą.
- Nikt w mojej rodzinie nie zmieszał
się z człowiekiem, co zapewne uchroniło nas od wielu morderstw. – oznajmił
mężczyzna. – Teraz powiem ci kim jestem i dopowiem ci kilka rzeczy do tego co
wyjaśniła ci już Meg. Nazywam się Andrew
Moon, pochodzę z bardzo starego i szanowanego rodu wilkołaków. Jestem
najprawdopodobniej ostatnim wilkołakiem na świecie. Mieszkałem razem z całą
moją watahą na zachodzie, żyliśmy w zgodzie z ludźmi, obie strony przestrzegały
bezwzględnego zakazu mieszania się. Jednak pewnego dnia jedna para złamała
zakaz i została wygnana z naszej wioski. Za jej przykładem poszły kolejne młode
osoby, które nie miały pojęcia o tym co może się stać. Nasza wioska pustoszała,
ludzie uciekali, została tylko moja rodzina, która starała się pielęgnować
czystość krwi. – wyjaśnił, a Remusowi skojarzyło się to z czarodziejską
arystokracją. – Znalazłem się tutaj, bo Fenrir odnalazł mnie i przyprowadził
tutaj. Wszystko co on wie, dowiedział się ode mnie. Nie patrz tak na mnie… -
oznajmił Andrew, kiedy Remus zmierzył go wzrokiem. – Był młody, zagubiony,
musiał zrozumieć kim jest. Niestety zapragnął być taki jak ja, a to było niemożliwe.
Zdziczał. W przeciwieństwie do innych wiem co on robi. – zauważył.
- I tolerujesz to?
- Staram się zrozumieć, ale nie pojąłem
tego jeszcze. – pokręcił ze zrezygnowaniem głową. – Ale nie o tym chciałem
powiedzieć. Powiem ci co potrafią czysto krwiste wilkołaki. Nie tylko mamy
wyczulone zmysły, tak jak i wy, ale potrafię zmienić postać w dowolnym
momencie. – oznajmił Andrew, a Remus spojrzał na niego z niedowierzaniem. Nie
rozumiał ciągle, że ktoś mógłby chcieć być wilkołakiem, ale wizja panowania nad
przemianami wydawała się być cudowna. – Zaprezentowałbym ci to, ale zima mi nie
służy. Jestem również długowieczny. Na wiosnę skończę moje sto osiemdziesiąte
urodziny.
- I myślisz, że to jest dobre? –
zapytał Remus, wyobrażając sobie jak strasznie byłoby żyć tak długo. Widzieć
tyle cierpień, łez, zła…
- Dobre? Nie do końca. Przydatne jak
najbardziej. – stwierdził Andrew. – Widziałem wiele zła, ale doświadczyłem
także wiele dobra. To kolejna cecha, której nie posiadasz. Dostrzeganie tego co
piękne, nawet jeżeli otacza nas zło.
„Ja
nie potrafię tego dostrzegać, ale Tonks potrafi.” –pomyślał i uśmiechnął
się mimowolnie. Nie spostrzegł nawet, że wróciła Meg ani, że Andrew mu się
przygląda. Chciałby, żeby tu była, uśmiechnęła
się, bez ostrzeżenia weszła do jego szałasu, usiadła i powiedziała, że jej się
nudzi i chce porozmawiać. Westchnął i rozejrzał się dookoła. Andrew wstał i
teraz razem z Maggie przygotowywał jedzenie. Nagle przez okno wbiegła fretka.
Meg pisnęła z przerażenia, ale Remus od razu rozpoznał patronusa Tonks. Usłyszał
chwilę później tak dobrze znany mu głos.
- Artur jest w szpitalu, zaatakowali go
wiesz gdzie. Dzieciaki są u Wąchacza. Potrzebujemy cię, Remusie. – powiedziała
fretka i rozpłynęła się w powietrzu. Artur musiał być na warcie pod
Departamentem Tajemnic, ale jak mieli go zaatakować? Najchętniej ruszyłby już
do Londynu, ale nie mógł. Za dwa dni miała być pełnia. Wyciągnął swoją różdżkę
i nie zwracając uwagi na Maggie i Andrew zawołał:
- Expecto patronum! – z jego różdżki
wyłonił się olbrzymi wilkołak, który okrążył go kilkakrotnie i zatrzymał się
naprzeciw. Remus powiedział: - Od razu po pełni przyjadę do Londynu. – wilkołak
pokiwał głową i wybiegł z domku. Spojrzał na swoich towarzyszy, którzy patrzyli
na niego ze smutkiem. On musiał wrócić.
Hej :) Twój blog jest niesamowity, natknęłam się na niego 3 dni temu i zdążyłam przeczytać wszystkie rozdziały. Cieszę się że chociaż ostatnia część Harrego Pottera wyszła w 2011r. to nadal są osoby które nie zapomniały o Nim i jego przyjaciołach. Życzę ci jak najwięcej weny, żebyś dalej uszczęśliwiała nas swoimi kolejnymi rozdziałami. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhej! świetny blog ;)
OdpowiedzUsuńKochana! Wiesz, że cię kocham? Oczywiście za to opowiadanie! Meg jest cudowna! Taka fantastyczna kobieta, a i Remus jakiś taki żywy przy niej. Kiedy czytałem początek rozdziału zachciałem, żeby byli razem, ale od razu przypomniałem sobie o Tonks no i cóż... Wybacz Maggie! Andrew też jest świetny, masz rację zwariowany staruszek. No i te teksty:
OdpowiedzUsuń- To chyba dość oczywiste biorąc pod uwagę kim jestem…- zdziwił się Remus.
- Jesteś idiotą? – spytał z powątpieniem starzec.
Geniusz!