Zebranie wypadło akurat wtedy gdy nie
było Remusa. Dora czuła się odrobinę samotnie, mimo że tylu przyjaciół
siedziało obok niej. Było to niezwykłe zebranie, Hagrid w końcu pojawił się w
mieście. Mimo że Madame Maxime wróciła już dawno temu, gajowy z nieznanych
powodów opóźnił swój powrót. Hagrid był na tyle duży, że ledwo mieścił się przy
stole, był cały poobijany i posiniaczony. Molly na próżno próbowała go
opatrzyć, bo on od razu machał ręką. Hagrid miał podbite oko, przeciętą wargę,
wyrwane kilka garści włosów, wyglądał jakby dopiero co wrócił z walki.
- Co się wydarzyło? Olimpia
powiedziała, że nie poszło najlepiej. – zaczął Kingsley.
- Fakt. Cholibka! Żem nie sądził, że to
tak się potoczy. – mruknął Hagrid, który wydawał się o wiele bardziej gburowaty
niż Sanpe i Moody razem wzięci. – W górach jest cała masa olbrzymów. Nie było
łatwa, cholibka mówię wam. Szpiclowali nas i miesiąc minął zanim byliśmy na
miejscu.
- Mam nadzieję, że was nie namierzyli.
– powiedział Szalonooki.
- Zależy kto… Ministerstwo nas nie
widziało, ale śmierciożercy, niech skonam, to inna sprawa. – powiedział Hagrid
i zaczął opowiadać kolejno co się wydarzyło. Jakie trudności spotkały ich po
drodze, jak udało im się dostać do ich obozowiska. – Dumbledore ostrzegał nas,
że Sami Wiecie Kto też chce ich przekabacić. Byliśmy bardzo ostrożni.
Negocjacje z olbrzymami nie są łatwe.
- Ilu ich było? – spytał Artur.
- Niewielu. Siedemdziesięciu, może
więcej.
- Mało… - westchnął Walter.
- Mało jeżeli mieliby być po naszej
stronie, dużo jeżeli mają być naszymi wrogami. – stwierdził Moody.
- No tak. – chrząknął Hagrid. –
Poczekaliśmy do rana, nie chcieliśmy włazić między nich po ciemku, dla własnego
bezpieczeństwa. Nie zmrużyliśmy oka przez całą noc, bo co by to było gdyby,
który się zbudził i przylazł tam gdzie byliśmy.
Jak się zrobiło widno to do nich zeszliśmy. Grug był najbrzydszy,
największy i najbardziej leniwy… Nazywał się Karkus.
- Musieliście mu dać podarunek prawda?
– spytała Laura.
- No tak, inaczej nie gadałby z nami.
Trzymaliśmy go wysoko, żeby go widzieli. Skłoniliśmy się i złożyliśmy podarunek
przed nim. Daliśmy mu gałązkę ognia Gubraithian, tą wiecznego ognia. Kładę ją i
mówią: „Dar dla gurga olbrzymów od Albusa Dumbledore’a, który przysyła mu
wyrazy szacunku i pozdrowienia.”
- Jak na to zareagowali? – zaciekawiła
się Hestia.
- No wiesz… Nie znał angielskiego.
Ryknął na kilku, którzy mu szybko przetłumaczyli co żeśmy powiedzieli. Od razu
było widać, że mu sprawiliśmy radochę. Więc ja mu mówię: „Albus Dumbledore
prosi gurga, żeby porozmawiał z jego wysłannikiem, jak wróci jutro z następnym
podarunkiem.”
- Czyli zgodnie z planem. – mruknął
Moody.
- Zgadza się. Następnego dnia już na
nas czekał. Usiedliśmy, żeby porozmawiać. On głównie słuchał, ale dobrze się
zaczęło. Słyszał o Dumbledorze, słyszał, że to on sprzeciwiał się wybijaniu
olbrzymów. Od razu się pokapowałem, że chce nas wysłuchać. Jak od nich odchodziliśmy,
wszystko grało. Zapowiedzieliśmy, że przyjdziemy następnego dnia z kolejnym
prezentem. – mówił Hagrid, pocierając podbite oko.
- Co masz na myśli mówiąc, że jak od
nich odchodziliście wszystko grało? – spytał Syriusz, a wszyscy zgodzili się z
tym pytaniem.
- No bo tej nocy się wszystko
pokiełbasiło… Odbiło im i zaczęli się tłuc, tłukli się godzinami, a jaki hałas
przy tym robili… Rano głowa Karkusa leżała na dnie jeziora.
- To okropnie obrzydliwe. – wzdrygnęła
się Dora.
- Fakt. Nowym gurgiem został Golgomat,
mieliśmy wrażenie, że nie będzie nas chciał wysłuchać, ale musieliśmy
spróbować. Zeszliśmy do niego, oczywiście z prezentem, ale zanim coś
powiedziałem, wiedziałem ,że nic z tego nie będzie. Mówię do niego: „Dar dla
gurga olbrzymów…” i już w następnej chwili wiszę w powietrzu do góry nogami.
Byłbym martwy gdyby nie Olimpia. Wyciągnęła różdżkę i jak nie rąbnęła
zaklęciami, cholibka, to były najszybsze czary, jakie w życiu widziałem.
Niesamowite! Ale zaczęły się kłopoty, musieliśmy dać nogę.
- To głupota! Cała misja przez to się
nie powiodła! – zdenerwował się Moody.
- Jak śmiesz, Alastorze?! Gdyby nie
Olimpia, rozerwaliby Hagrida na strzępy. – oburzyła się Molly.
- Próbowaliśmy dalej. – powiedział
pokornie Hagrid. – Poukładaliśmy sobie wszystko w głowa i przez parę dni ich
obserwowaliśmy. Nie podobało nam się to co zobaczyliśmy. Szybko, żem zdał sobie
sprawę, że Golgomat nie ma nic przeciwko czarodziejom, tylko akurat nas nie
lubi.
- Śmierciożercy? – spytał Syriusz, a on
pokiwał głową.
- Paru z nich odwiedzało gurga
codziennie, przynosząc mu podarunki i wcale nie dyndali głową w dół. – mruknął
niezadowolony.
- Kogo wysłał? – spytał Kingsley.
- Macnair’a. Opętaniec. Lubi mordować
tak samo jak ten Golgomat. Pomyśleliśmy jednak z Olimpią, że nie wszystkie
olbrzymy muszą koniecznie chcieć się skumać z Sami Wiecie Kim. Wielu nie
chciało, żeby Golgomat był ich gurgiem.
- Szukaliście tych, którzy byli wierni
Karkusowi? – spytał Bill, a Hagrid pokiwał głową.
- Pochowali się w pieczarach z dala od
Golgomata, tak jak my. Jednak to nie było takie łatwe. Bardziej baliśmy się
śmierciożerców, którzy już o nas wiedzieli, bo pewnie Golgomat im o nas
powiedział. Raz gdy chcieliśmy powęszyć po innych jaskiniach, Macnair i jego
kumpel łazili po górach i nas szukali. Trzeciego dnia po śmierci Karkusa
wyszliśmy z naszej jaskini, dopiro w szóstej pieczarze znaleźliśmy trzech
olbrzymów. Byli okropnie poranieni, kumple gurga stłukli ich do
nieprzytomności. Jeden z nich nas tylko rozumiał, ale tłumaczył innym to co
żeśmy mówili. Wracaliśmy wciąż do nich, bo chyba przypadło im do gustu to co im
powiedzieliśmy. Myślę, że udało nam się przekonać nawet sześciu czy tam
siedmiu.
- Czyli jednak misja się udała. –
zauważył Artur.
- Kumple Golgomata też przeszli się po
jaskiniach. Ci co to przeżyli już nie chcieli mieć z nami do czynienia. –
westchnął markotnie. – Zrobiliśmy to co mieliśmy. Może niektórzy jednak się
przekonają, ale nie było sensu tam dalej siedzieć.
- Rozumiem… A dlaczego tak długo nie
wracałeś? – spytał Moody.
- Dumbledore wie i to wystarczy. –
warknął niezbyt grzecznie Hagrid. – Wybaczcie, ale muszę wracać do Hogwartu.
Prawie pół roku mnie tam nie było.
- Hagridzie, obawiam się, że to co tam
zastaniesz nie spodoba ci się. – mruknęła Tonks.
- Co masz na myśli?
- Umbridge jest teraz nauczycielem
Obrony przed Czarną Magią i Wielkim Inkwizytorem Hogwartu. – wyjaśniła mu Dora.
- I co z tego? Pracuję tam
wystarczająco długo i żaden nowy nauczyciel nie jest w stanie mi zagrozić. –
stwierdził z pewnością gajowy.
- Nie zapominaj o jej nastawieniu do
wszystkich mieszańców. Jesteś półolbrzymem i dla niej nie będziesz tam mile
widziany. – oznajmił Walter.
- Póki Dumbledore jest w Hogwarcie nie
mamy się o co martwić. Do zobaczenia. – mruknął Hagrid i wyszedł, kuśtykając.
- Wywali go. Nie pozwoli mu tam zostać…
- westchnął Syriusz, a wszyscy niestety przyznali mu rację.
Tonks osunęła się na krześle z westchnieniem.
Zawsze lubiła Hagrida, pomimo że większość ludzi oceniała go powierzchownie
jako prymitywnego wielkoluda, nie potrafiącego poprawnie się wysłowić ani nawet
czarować. Hagrid miał to do siebie, że był nadzwyczaj dobry i wielkoduszny, w
swej głupkowatości nie zwracał czasami uwagi na ważne szczegóły. Pamiętała jak
niejednokrotnie wypuszczał Kła na błonia by pies mógł sobie pobiegać, a
dzieciaki uciekały w popłochu, pamiętała jak tłumaczył się, że przecież Kieł
jest małym psiakiem, który nic nikomu by nigdy nie zrobił. Hagrid był dobrym
człowiekiem, ale Tonks wątpiła w to, że sposób w jaki prowadzi lekcję spodoba
się Umbridge. Nie czekała go kolorowa przyszłość w Hogwarcie. „Nikogo z nas nie czeka kolorowa przyszłość.”
– przeszło jej przez myśl.
Fajny rozdział. Czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Świetny rozdział! Genialnie wplotłaś fakty z rozdziału do tej rozmowy, ciekawie to wyszło. Tonks ma rację nikogo z nich nie czeka kolorowa przyszłość, póki ty o niej decydujesz :D
OdpowiedzUsuń