11.07.2014

70) Hagrid

Zebranie wypadło akurat wtedy gdy nie było Remusa. Dora czuła się odrobinę samotnie, mimo że tylu przyjaciół siedziało obok niej. Było to niezwykłe zebranie, Hagrid w końcu pojawił się w mieście. Mimo że Madame Maxime wróciła już dawno temu, gajowy z nieznanych powodów opóźnił swój powrót. Hagrid był na tyle duży, że ledwo mieścił się przy stole, był cały poobijany i posiniaczony. Molly na próżno próbowała go opatrzyć, bo on od razu machał ręką. Hagrid miał podbite oko, przeciętą wargę, wyrwane kilka garści włosów, wyglądał jakby dopiero co wrócił z walki.
- Co się wydarzyło? Olimpia powiedziała, że nie poszło najlepiej. – zaczął Kingsley.
- Fakt. Cholibka! Żem nie sądził, że to tak się potoczy. – mruknął Hagrid, który wydawał się o wiele bardziej gburowaty niż Sanpe i Moody razem wzięci. – W górach jest cała masa olbrzymów. Nie było łatwa, cholibka mówię wam. Szpiclowali nas i miesiąc minął zanim byliśmy na miejscu.
- Mam nadzieję, że was nie namierzyli. – powiedział Szalonooki.
- Zależy kto… Ministerstwo nas nie widziało, ale śmierciożercy, niech skonam, to inna sprawa. – powiedział Hagrid i zaczął opowiadać kolejno co się wydarzyło. Jakie trudności spotkały ich po drodze, jak udało im się dostać do ich obozowiska. – Dumbledore ostrzegał nas, że Sami Wiecie Kto też chce ich przekabacić. Byliśmy bardzo ostrożni. Negocjacje z olbrzymami nie są łatwe.
- Ilu ich było? – spytał Artur.
- Niewielu. Siedemdziesięciu, może więcej.
- Mało… - westchnął Walter.
- Mało jeżeli mieliby być po naszej stronie, dużo jeżeli mają być naszymi wrogami. – stwierdził Moody.
- No tak. – chrząknął Hagrid. – Poczekaliśmy do rana, nie chcieliśmy włazić między nich po ciemku, dla własnego bezpieczeństwa. Nie zmrużyliśmy oka przez całą noc, bo co by to było gdyby, który się zbudził i przylazł tam gdzie byliśmy.  Jak się zrobiło widno to do nich zeszliśmy. Grug był najbrzydszy, największy i najbardziej leniwy… Nazywał się Karkus.
- Musieliście mu dać podarunek prawda? – spytała Laura.
- No tak, inaczej nie gadałby z nami. Trzymaliśmy go wysoko, żeby go widzieli. Skłoniliśmy się i złożyliśmy podarunek przed nim. Daliśmy mu gałązkę ognia Gubraithian, tą wiecznego ognia. Kładę ją i mówią: „Dar dla gurga olbrzymów od Albusa Dumbledore’a, który przysyła mu wyrazy szacunku i pozdrowienia.”
- Jak na to zareagowali? – zaciekawiła się Hestia.
- No wiesz… Nie znał angielskiego. Ryknął na kilku, którzy mu szybko przetłumaczyli co żeśmy powiedzieli. Od razu było widać, że mu sprawiliśmy radochę. Więc ja mu mówię: „Albus Dumbledore prosi gurga, żeby porozmawiał z jego wysłannikiem, jak wróci jutro z następnym podarunkiem.”
- Czyli zgodnie z planem. – mruknął Moody.
- Zgadza się. Następnego dnia już na nas czekał. Usiedliśmy, żeby porozmawiać. On głównie słuchał, ale dobrze się zaczęło. Słyszał o Dumbledorze, słyszał, że to on sprzeciwiał się wybijaniu olbrzymów. Od razu się pokapowałem, że chce nas wysłuchać. Jak od nich odchodziliśmy, wszystko grało. Zapowiedzieliśmy, że przyjdziemy następnego dnia z kolejnym prezentem. – mówił Hagrid, pocierając podbite oko.
- Co masz na myśli mówiąc, że jak od nich odchodziliście wszystko grało? – spytał Syriusz, a wszyscy zgodzili się z tym pytaniem.
- No bo tej nocy się wszystko pokiełbasiło… Odbiło im i zaczęli się tłuc, tłukli się godzinami, a jaki hałas przy tym robili… Rano głowa Karkusa leżała na dnie jeziora.
- To okropnie obrzydliwe. – wzdrygnęła się Dora.
- Fakt. Nowym gurgiem został Golgomat, mieliśmy wrażenie, że nie będzie nas chciał wysłuchać, ale musieliśmy spróbować. Zeszliśmy do niego, oczywiście z prezentem, ale zanim coś powiedziałem, wiedziałem ,że nic z tego nie będzie. Mówię do niego: „Dar dla gurga olbrzymów…” i już w następnej chwili wiszę w powietrzu do góry nogami. Byłbym martwy gdyby nie Olimpia. Wyciągnęła różdżkę i jak nie rąbnęła zaklęciami, cholibka, to były najszybsze czary, jakie w życiu widziałem. Niesamowite! Ale zaczęły się kłopoty, musieliśmy dać nogę.
- To głupota! Cała misja przez to się nie powiodła! – zdenerwował się Moody.
- Jak śmiesz, Alastorze?! Gdyby nie Olimpia, rozerwaliby Hagrida na strzępy. – oburzyła się Molly.
- Próbowaliśmy dalej. – powiedział pokornie Hagrid. – Poukładaliśmy sobie wszystko w głowa i przez parę dni ich obserwowaliśmy. Nie podobało nam się to co zobaczyliśmy. Szybko, żem zdał sobie sprawę, że Golgomat nie ma nic przeciwko czarodziejom, tylko akurat nas nie lubi.
- Śmierciożercy? – spytał Syriusz, a on pokiwał głową.
- Paru z nich odwiedzało gurga codziennie, przynosząc mu podarunki i wcale nie dyndali głową w dół. – mruknął niezadowolony.
- Kogo wysłał? – spytał Kingsley.
- Macnair’a. Opętaniec. Lubi mordować tak samo jak ten Golgomat. Pomyśleliśmy jednak z Olimpią, że nie wszystkie olbrzymy muszą koniecznie chcieć się skumać z Sami Wiecie Kim. Wielu nie chciało, żeby Golgomat był ich gurgiem.
- Szukaliście tych, którzy byli wierni Karkusowi? – spytał Bill, a Hagrid pokiwał głową.
- Pochowali się w pieczarach z dala od Golgomata, tak jak my. Jednak to nie było takie łatwe. Bardziej baliśmy się śmierciożerców, którzy już o nas wiedzieli, bo pewnie Golgomat im o nas powiedział. Raz gdy chcieliśmy powęszyć po innych jaskiniach, Macnair i jego kumpel łazili po górach i nas szukali. Trzeciego dnia po śmierci Karkusa wyszliśmy z naszej jaskini, dopiro w szóstej pieczarze znaleźliśmy trzech olbrzymów. Byli okropnie poranieni, kumple gurga stłukli ich do nieprzytomności. Jeden z nich nas tylko rozumiał, ale tłumaczył innym to co żeśmy mówili. Wracaliśmy wciąż do nich, bo chyba przypadło im do gustu to co im powiedzieliśmy. Myślę, że udało nam się przekonać nawet sześciu czy tam siedmiu.
- Czyli jednak misja się udała. – zauważył Artur.
- Kumple Golgomata też przeszli się po jaskiniach. Ci co to przeżyli już nie chcieli mieć z nami do czynienia. – westchnął markotnie. – Zrobiliśmy to co mieliśmy. Może niektórzy jednak się przekonają, ale nie było sensu tam dalej siedzieć.
- Rozumiem… A dlaczego tak długo nie wracałeś? – spytał Moody.
- Dumbledore wie i to wystarczy. – warknął niezbyt grzecznie Hagrid. – Wybaczcie, ale muszę wracać do Hogwartu. Prawie pół roku mnie tam nie było.
- Hagridzie, obawiam się, że to co tam zastaniesz nie spodoba ci się. – mruknęła Tonks.
- Co masz na myśli?
- Umbridge jest teraz nauczycielem Obrony przed Czarną Magią i Wielkim Inkwizytorem Hogwartu. – wyjaśniła mu Dora.
- I co z tego? Pracuję tam wystarczająco długo i żaden nowy nauczyciel nie jest w stanie mi zagrozić. – stwierdził z pewnością gajowy.
- Nie zapominaj o jej nastawieniu do wszystkich mieszańców. Jesteś półolbrzymem i dla niej nie będziesz tam mile widziany. – oznajmił Walter.
- Póki Dumbledore jest w Hogwarcie nie mamy się o co martwić. Do zobaczenia. – mruknął Hagrid i wyszedł, kuśtykając.
- Wywali go. Nie pozwoli mu tam zostać… - westchnął Syriusz, a wszyscy niestety przyznali mu rację.
Tonks osunęła się na krześle z westchnieniem. Zawsze lubiła Hagrida, pomimo że większość ludzi oceniała go powierzchownie jako prymitywnego wielkoluda, nie potrafiącego poprawnie się wysłowić ani nawet czarować. Hagrid miał to do siebie, że był nadzwyczaj dobry i wielkoduszny, w swej głupkowatości nie zwracał czasami uwagi na ważne szczegóły. Pamiętała jak niejednokrotnie wypuszczał Kła na błonia by pies mógł sobie pobiegać, a dzieciaki uciekały w popłochu, pamiętała jak tłumaczył się, że przecież Kieł jest małym psiakiem, który nic nikomu by nigdy nie zrobił. Hagrid był dobrym człowiekiem, ale Tonks wątpiła w to, że sposób w jaki prowadzi lekcję spodoba się Umbridge. Nie czekała go kolorowa przyszłość w Hogwarcie. „Nikogo z nas nie czeka kolorowa przyszłość.” – przeszło jej przez myśl.

2 komentarze:

  1. Fajny rozdział. Czekam na następny :D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Genialnie wplotłaś fakty z rozdziału do tej rozmowy, ciekawie to wyszło. Tonks ma rację nikogo z nich nie czeka kolorowa przyszłość, póki ty o niej decydujesz :D

    OdpowiedzUsuń