Jeszcze tylko dwa dni i w końcu wyjdzie
z tego domu. Nie to żeby jej się tu nie podobało. Przywiązała się do obskurnego
Grimmauld Place przez ten czas, ale brakowało jej świeżego powietrza,
możliwości wyjścia do ludzi. Tymczasem wraz z połową grudnia przyszły
przymrozki i obfite opady śniegu. Nie raz Molly narzekała na okropną pogodę,
gdy przychodziła do nich w odwiedziny. Tak było też i tego dnia, kiedy Tonks
nie mając co robić siedziała w kuchni popijając piwo kremowe. Miała straszną
ochotę zapalić papierosa, ale nie chciała po raz kolejny prosić Remusa, żeby
jej je kupił. Molly przywitała ją wesoło i zaczęła gotować obiad.
- Witaj Molly, co nam dzisiaj
upichcisz? – zapytał dziarsko Syriusz, który wszedł do kuchni razem z Lupinem.
- Nie interesuj się, Syriuszu i tak
wiem, że zjesz wszystko co zrobię.
- Jak ty mnie dobrze znasz. – zaśmiał
się Black. Tonks westchnęła i zaczęła pukać palcami o blat. – Nudzi ci się?
- Troszkę… Wyszłabym już na zewnątrz. –
oznajmiła.
- Chyba wiem co masz na myśli. – puścił
jej oko, a ona uśmiechnęła się do niego. Skupiła się na swoich rękach. Nie wiedziała co zrobić, żeby
przestały się tak strasznie trząść. Słyszała rozmowę swoich przyjaciół, ale nie
mogła za bardzo ich zrozumieć. Jej serce przyśpieszyło. „Nie. – pomyślała. – Wytrzymałam
już tak długo, nie może się to powtórzyć.”
- Tonks wszystko w porządku? – spytał Remus.
- Tak, tak… Muszę na chwilę wyjść. –
powiedziała i pędem wybiegła z kuchni. Wpadała do swojego pokoju, otworzyła
szufladę i wyjęła z niej woreczek. Drżącymi rękoma otworzyła opakowanie i już
miała wysypać odrobinkę proszku na blat, kiedy do jej pokoju wszedł Syriusz.
- Wszystko w porządku Tonks… - spytał,
zaglądając do niej. Kiedy zobaczył ją, otworzył szeroko oczy. – Co ty robisz?
- To nie tak jak myślisz… - powiedziała
żałośnie, czując, że dłużej już nie wytrzyma.
- A niby jak? Dawaj to! – wrzasnął i
wyrwał jej z ręki woreczek.
- Nie, Syriusz ja muszę! – zawołała
Tonks, ale Black wybiegł już z jej pokoju. Wszystko zaczęło jej wirować.
Musiała prędko wziąć chociaż najmniejszą dawkę. Szybko wstała z łóżka i biegiem
ruszyła za kuzynem. Syriusz z impetem wpadł do kuchni, trzaskając mocno
drzwiami.
- Co się stało, Syriuszu? – spytała
zaskoczona Molly.
- Łapo proszę! J-ja muszę… Oddaj mi to!
– zawołała żałośnie Tonks, doganiając Blacka.
- Po co?! Żebyś znowu się naćpała?!
Teraz wszystko jest jasne! To jak się zachowywałaś… - warknął i spojrzał na nią
wściekle. Odwrócił się do palącego się kominka i oznajmił. – Już nigdy nie
tkniesz tego świństwa.
- Nieee! Jak mogłeś?! – krzyknęła
rzucając się do ognia, w którym wylądował woreczek. – Ja nie potrafię…
- Moja kuzynka nie będzie ćpać. –
zadecydował Black i spiorunował ją spojrzeniem. Tonks skuliła się i zaczęła
płakać. Na nowo wszystko zaczęło wirować, kolory zlewały się ze sobą, kształty
zmieniały się skrajnie. Brakowało jej oddechu. Musiała… Spojrzała na swój
zegarek i powiedziała:
- Bary!
- Co się stało, Tonks? Zaraz wchodzimy
na scenę… - odezwał się basista, z tarczy jej zegarka.
- Pomóż mi! Ja muszę mieć więcej! –
wydusiła z siebie.
- Co? Obiecałaś, że z tym skończysz.
- Nie mogę, nie potrafię… - jęknęła
bezradnie. Poczuła na ramieniu czyjąś ciepłą dłoń. Wtuliła się Remusa i zaczęła
cicho szlochać.
***
Wiadomość urwała się tak szybko. Nie
wiedział co dokładnie się stało. Trzymał w ręce gitarę, słyszał krzyki fanów,
ale czyich fanów? Jego towarzysze dopinali wszystko na ostatni guzik. Czuł się
rozerwany, nie miał pojęcia co zrobić. Spojrzał na nich, w szczególności na
Dona. Tyle razy o tym myślał, ale ta decyzja nigdy nie była tak realna jak w
tym momencie.
- Bary! Chodź tu w końcu! – zawołał go
Myron. Spojrzał na swoją gitarę. Muzyka to było to co kochał, ale ile mógł dla
tej miłości poświęcić?
- Bary pośpiesz się. – zawołał Herman.
- Mamy piętnaście minut. – oznajmił
Don.
- Ja nie idę. – powiedział stanowczo
Bary.
- Zwariowałeś? Zaraz gramy, nie możesz
wybrać się na spacerek! – zirytował się Duke.
- To nie spacer! Ten zespół to same
kłopoty. Tonks jest uzależniona tak samo jak wy. Wasze życie nie ma
najmniejszego sensu! Jeżeli nie gracie koncertów to pijecie, ćpacie i
niszczycie życie innym. – zauważył Bary.
- Jak zawsze przesadzasz! – zauważył
Myron. – Od kiedy pamiętam przejmowałeś się wszystkim niepotrzebnie.
- Niszczenie komuś życia rzeczywiście
jest niepotrzebne, ale dla was to coś normalnego. – zauważył Bary.
- Nie jesteś tym chłopakiem, którego
poznałem w Hogwarcie. – zauważył wokalista.
- I vice versa, przyjacielu. –
odpowiedział basista. – Nikt z nas nie jest już taki jak kiedyś.
- Wujku, co masz na myśli? – spytał
Tremlett.
- Odchodzę z zespołu. – powiedział i
nie zważając na nic odwrócił się od nich.
***
Położyła kolejny okład na jej czole.
Tonks cierpiała, bardzo cierpiała. Remus przeniósł ją do jej pokoju całą
zapłakaną, nie była w stanie nic im powiedzieć. Powtarzała w kółko „Nie potrafię, nie mogę…”. Była cała
rozpalona, rzucała się, krzyczała z bólu. W końcu wykończona zemdlała. Molly
siedziała przy niej na wypadek gdyby znowu działo się coś niedobrego. Była
nieprzytomna, ale przynajmniej nie cierpiała tak mocno.
- To były sproszkowane pazury smoka. –
oznajmił Syriusz.
- Czy przypadkiem nie to wszyscy brali
przed egzaminami? – spytał Remus.
- Po jednym razie przynosi skutki
zbawienne, ale widzisz co się dzieje gdy się przedawkuje. – wyjaśnił Black.
- Często będzie się to powtarzało? –
zmartwiła się Molly.
- Nie mam pojęcia. – westchnął Black.
- Nie będzie. – dobiegł ich głos. W
drzwiach stał Bary, odłożył na bok swoją gitarę i od razu podszedł do Tonks. –
Ma gorączkę?
- Wysoką. – powiedziała Molly.
- Miałeś grać dzisiaj koncert. –
zauważył Syriusz.
- Odszedłem z zespołu. – oznajmił Bery
i przysiadł na łóżku, koło leżącej Tonks. – Straciła nad sobą kontrolę?
- Zachowywała się jakby oszalała. –
stwierdziła Molly, patrząc na niego wyczekująco.
- Noc będzie ciężka.
- Działo się to z którymś z twoich
przyjaciół?- spytał Remus.
- To już nie są moi przyjaciele… Sam to
przeżywałem. – powiedział cicho. – Z początku dałem się ponieść temu
wszystkiemu tak jak inni, ale udało mi się z tego wyjść. Jej też się uda.
- Będzie musiała cierpieć? – spytał z
troską Remus.
- Halucynacje pojawiają się w przypadku
gdy dłużej nie zażywa się używki. To nie jej brak je wywołuje, a mniejsza
ilość. Żeby wyjść z nałogu wystarczy się pozbyć jej z organizmu. Brałem smocze
pazury przez pięć lat, moje cierpienia trwały dłużej. Przez miesiąc na zmianę
mdlałem i wyłem z bólu, ale wytrzymałem. Tonks brała to świństwo stosunkowo
niedługo. Nie dłużej niż do jutra wszystko powinno się ustatkować. – stwierdził
Bary.
***
Nie mógł spać. Wszystko to co się
dzisiaj wydarzyło sprawiało, że myśli nie dawały mu chwili wytchnienia. Nie
wiedział kiedy Tonks wpakowała się w to wszystko, jak mógł tego nie zauważyć?
Był tu przez cały ten czas i nic nie widział.
Usłyszał tłumiony krzyk. Momentalnie
wstał z łóżka i wybiegł z pokoju. Tak jak podejrzewał odgłosy wydobywały się z
pokoju Tonks. Miotała się na łóżku i zaciskała zęby. Podszedł do niej i usiadł
na łóżku.
- Jestem tu Tonks. Pamiętasz? Bez
względu na wszystko pomogę ci. – powiedział, ściskając jej dłoń. W odpowiedzi
jęknęła żałośnie i wygięła się nienaturalnie. Zagarnął ją mocno do siebie. –
Jeszcze trochę, Tonks. Wytrzymasz. – zapewnił ją szeptem. – Oboje wytrzymamy.
Biedna Tonks. Mam nadzieję, że Bary się nie myli i po tej nocy wszystko wróci do normy. Całe szczęście, że Syriusz wszedł we właściwym momencie. Akurat jego reakcja była tam potrzebna.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz, odkąd się tu pojawił, podjął prawdziwie męską decyzję. Lubię go coraz bardziej.
Pozdrawiam
PS. Czy możesz dodać nowy rozdział jutro? Bardzo, bardzo proszę
Jak poczekasz 10 min to zobaczysz nowy rozdział.
Usuń