28.06.2014

68) Wytrzymamy

Jeszcze tylko dwa dni i w końcu wyjdzie z tego domu. Nie to żeby jej się tu nie podobało. Przywiązała się do obskurnego Grimmauld Place przez ten czas, ale brakowało jej świeżego powietrza, możliwości wyjścia do ludzi. Tymczasem wraz z połową grudnia przyszły przymrozki i obfite opady śniegu. Nie raz Molly narzekała na okropną pogodę, gdy przychodziła do nich w odwiedziny. Tak było też i tego dnia, kiedy Tonks nie mając co robić siedziała w kuchni popijając piwo kremowe. Miała straszną ochotę zapalić papierosa, ale nie chciała po raz kolejny prosić Remusa, żeby jej je kupił. Molly przywitała ją wesoło i zaczęła gotować obiad.
- Witaj Molly, co nam dzisiaj upichcisz? – zapytał dziarsko Syriusz, który wszedł do kuchni razem z Lupinem.
- Nie interesuj się, Syriuszu i tak wiem, że zjesz wszystko co zrobię.
- Jak ty mnie dobrze znasz. – zaśmiał się Black. Tonks westchnęła i zaczęła pukać palcami o blat. – Nudzi ci się?
- Troszkę… Wyszłabym już na zewnątrz. – oznajmiła.
- Chyba wiem co masz na myśli. – puścił jej oko, a ona uśmiechnęła się do niego. Skupiła się  na swoich rękach. Nie wiedziała co zrobić, żeby przestały się tak strasznie trząść. Słyszała rozmowę swoich przyjaciół, ale nie mogła za bardzo ich zrozumieć. Jej serce przyśpieszyło. „Nie. – pomyślała. – Wytrzymałam już tak długo, nie może się to powtórzyć.”
- Tonks wszystko w porządku? – spytał Remus.
- Tak, tak… Muszę na chwilę wyjść. – powiedziała i pędem wybiegła z kuchni. Wpadała do swojego pokoju, otworzyła szufladę i wyjęła z niej woreczek. Drżącymi rękoma otworzyła opakowanie i już miała wysypać odrobinkę proszku na blat, kiedy do jej pokoju wszedł Syriusz.
- Wszystko w porządku Tonks… - spytał, zaglądając do niej. Kiedy zobaczył ją, otworzył szeroko oczy. – Co ty robisz?
- To nie tak jak myślisz… - powiedziała żałośnie, czując, że dłużej już nie wytrzyma.
- A niby jak? Dawaj to! – wrzasnął i wyrwał jej z ręki woreczek.
- Nie, Syriusz ja muszę! – zawołała Tonks, ale Black wybiegł już z jej pokoju. Wszystko zaczęło jej wirować. Musiała prędko wziąć chociaż najmniejszą dawkę. Szybko wstała z łóżka i biegiem ruszyła za kuzynem. Syriusz z impetem wpadł do kuchni, trzaskając mocno drzwiami.
- Co się stało, Syriuszu? – spytała zaskoczona Molly.
- Łapo proszę! J-ja muszę… Oddaj mi to! – zawołała żałośnie Tonks, doganiając Blacka.
- Po co?! Żebyś znowu się naćpała?! Teraz wszystko jest jasne! To jak się zachowywałaś… - warknął i spojrzał na nią wściekle. Odwrócił się do palącego się kominka i oznajmił. – Już nigdy nie tkniesz tego świństwa.
- Nieee! Jak mogłeś?! – krzyknęła rzucając się do ognia, w którym wylądował woreczek. – Ja nie potrafię…
- Moja kuzynka nie będzie ćpać. – zadecydował Black i spiorunował ją spojrzeniem. Tonks skuliła się i zaczęła płakać. Na nowo wszystko zaczęło wirować, kolory zlewały się ze sobą, kształty zmieniały się skrajnie. Brakowało jej oddechu. Musiała… Spojrzała na swój zegarek i powiedziała:
- Bary!
- Co się stało, Tonks? Zaraz wchodzimy na scenę… - odezwał się basista, z tarczy jej zegarka.
- Pomóż mi! Ja muszę mieć więcej! – wydusiła z siebie.
- Co? Obiecałaś, że z tym skończysz.
- Nie mogę, nie potrafię… - jęknęła bezradnie. Poczuła na ramieniu czyjąś ciepłą dłoń. Wtuliła się Remusa i zaczęła cicho szlochać.
***
Wiadomość urwała się tak szybko. Nie wiedział co dokładnie się stało. Trzymał w ręce gitarę, słyszał krzyki fanów, ale czyich fanów? Jego towarzysze dopinali wszystko na ostatni guzik. Czuł się rozerwany, nie miał pojęcia co zrobić. Spojrzał na nich, w szczególności na Dona. Tyle razy o tym myślał, ale ta decyzja nigdy nie była tak realna jak w tym momencie.
- Bary! Chodź tu w końcu! – zawołał go Myron. Spojrzał na swoją gitarę. Muzyka to było to co kochał, ale ile mógł dla tej miłości poświęcić?
- Bary pośpiesz się. – zawołał Herman.
- Mamy piętnaście minut. – oznajmił Don.
- Ja nie idę. – powiedział stanowczo Bary.
- Zwariowałeś? Zaraz gramy, nie możesz wybrać się na spacerek! – zirytował się Duke.
- To nie spacer! Ten zespół to same kłopoty. Tonks jest uzależniona tak samo jak wy. Wasze życie nie ma najmniejszego sensu! Jeżeli nie gracie koncertów to pijecie, ćpacie i niszczycie życie innym. – zauważył Bary.
- Jak zawsze przesadzasz! – zauważył Myron. – Od kiedy pamiętam przejmowałeś się wszystkim niepotrzebnie.
- Niszczenie komuś życia rzeczywiście jest niepotrzebne, ale dla was to coś normalnego. – zauważył Bary.
- Nie jesteś tym chłopakiem, którego poznałem w Hogwarcie. – zauważył wokalista.
- I vice versa, przyjacielu. – odpowiedział basista. – Nikt z nas nie jest już taki jak kiedyś.
- Wujku, co masz na myśli? – spytał Tremlett.
- Odchodzę z zespołu. – powiedział i nie zważając na nic odwrócił się od nich.
***
Położyła kolejny okład na jej czole. Tonks cierpiała, bardzo cierpiała. Remus przeniósł ją do jej pokoju całą zapłakaną, nie była w stanie nic im powiedzieć. Powtarzała w kółko „Nie potrafię, nie mogę…”. Była cała rozpalona, rzucała się, krzyczała z bólu. W końcu wykończona zemdlała. Molly siedziała przy niej na wypadek gdyby znowu działo się coś niedobrego. Była nieprzytomna, ale przynajmniej nie cierpiała tak mocno.
- To były sproszkowane pazury smoka. – oznajmił Syriusz.
- Czy przypadkiem nie to wszyscy brali przed egzaminami? – spytał Remus.
- Po jednym razie przynosi skutki zbawienne, ale widzisz co się dzieje gdy się przedawkuje. – wyjaśnił Black.
- Często będzie się to powtarzało? – zmartwiła się Molly.
- Nie mam pojęcia. – westchnął Black.
- Nie będzie. – dobiegł ich głos. W drzwiach stał Bary, odłożył na bok swoją gitarę i od razu podszedł do Tonks. – Ma gorączkę?
- Wysoką. – powiedziała Molly.
- Miałeś grać dzisiaj koncert. – zauważył Syriusz.
- Odszedłem z zespołu. – oznajmił Bery i przysiadł na łóżku, koło leżącej Tonks. – Straciła nad sobą kontrolę?
- Zachowywała się jakby oszalała. – stwierdziła Molly, patrząc na niego wyczekująco.
- Noc będzie ciężka.
- Działo się to z którymś z twoich przyjaciół?- spytał Remus.
- To już nie są moi przyjaciele… Sam to przeżywałem. – powiedział cicho. – Z początku dałem się ponieść temu wszystkiemu tak jak inni, ale udało mi się z tego wyjść. Jej też się uda.
- Będzie musiała cierpieć? – spytał z troską Remus.
- Halucynacje pojawiają się w przypadku gdy dłużej nie zażywa się używki. To nie jej brak je wywołuje, a mniejsza ilość. Żeby wyjść z nałogu wystarczy się pozbyć jej z organizmu. Brałem smocze pazury przez pięć lat, moje cierpienia trwały dłużej. Przez miesiąc na zmianę mdlałem i wyłem z bólu, ale wytrzymałem. Tonks brała to świństwo stosunkowo niedługo. Nie dłużej niż do jutra wszystko powinno się ustatkować. – stwierdził Bary.
***
Nie mógł spać. Wszystko to co się dzisiaj wydarzyło sprawiało, że myśli nie dawały mu chwili wytchnienia. Nie wiedział kiedy Tonks wpakowała się w to wszystko, jak mógł tego nie zauważyć? Był tu przez cały ten czas i nic nie widział.
Usłyszał tłumiony krzyk. Momentalnie wstał z łóżka i wybiegł z pokoju. Tak jak podejrzewał odgłosy wydobywały się z pokoju Tonks. Miotała się na łóżku i zaciskała zęby. Podszedł do niej i usiadł na łóżku.
- Jestem tu Tonks. Pamiętasz? Bez względu na wszystko pomogę ci. – powiedział, ściskając jej dłoń. W odpowiedzi jęknęła żałośnie i wygięła się nienaturalnie. Zagarnął ją mocno do siebie. – Jeszcze trochę, Tonks. Wytrzymasz. – zapewnił ją szeptem. – Oboje wytrzymamy. 

2 komentarze:

  1. Biedna Tonks. Mam nadzieję, że Bary się nie myli i po tej nocy wszystko wróci do normy. Całe szczęście, że Syriusz wszedł we właściwym momencie. Akurat jego reakcja była tam potrzebna.
    Pierwszy raz, odkąd się tu pojawił, podjął prawdziwie męską decyzję. Lubię go coraz bardziej.
    Pozdrawiam
    PS. Czy możesz dodać nowy rozdział jutro? Bardzo, bardzo proszę

    OdpowiedzUsuń