13.06.2014

64) Ufam człowiekowi, ale nie bestii

Koniec listopada przyniósł ze sobą koszmarną pogodę. Deszcz lał jak z cebra, wiatr wiał niemiłosiernie, rozrzucając śmieci po Grimmauld Place. Nikt nie miał ochoty wychodzić z domu. Słychać było jedynie krople uderzające o okna. Nagle niespodziewanie z hukiem na środku ulicy pojawiły się dwie osoby. Mężczyzna trzymał w ramionach zakrwawioną kobietę. Z trudem wyjął różdżkę z kieszeni, zamknął oczy i coś krzyknął. Pojawił się wielki kruk, który poleciał w stronę budynków, niosąc ze sobą wiadomość „Pomocy!”
***
Szedł szybko przez las, nie zważając na nic. Nie czuł ran, które sobie zadał w ostatnich dniach. Musiał jak najszybciej być w Londynie, musiał wiedzieć co z nią się dzieje. Gdyby nie pełnia od razu byłby przy niej. Gdy tylko obudził się tego ranka wiedział co musi zrobić.
- Remusie zatrzymaj się! No poczekaj na mnie! – wołała za nim Maggie.
- Po co? – krzyknął,  nie odwracając się do niej.
- Nie odjeżdżaj, przecież po tym wszystkim to najgorsze co możesz zrobić! – zawołała, a on zatrzymał się i odwrócił do niej.
- I co? Może mi jeszcze powiesz, że nie jesteśmy potworami, że to coś wspaniałego być wilkołakiem? – zakpił wściekły, a ona spojrzała na niego zdziwiona.
- Nie każdy wilkołak jest potworem. – powiedziała cicho.
- Właśnie, że każdy! Pamiętam wszystko co robiłem tej pełni i nie próbuj mi wmówić, że to nie było złe.
- Musiałeś to zrobić, a teraz nie możesz odejść. – powiedziała stanowczo.
- Nie Meg, muszę odejść. Przybycie tutaj było najgorszą rzeczą jaką kiedykolwiek zrobiłem.
***
Andromeda siedziała przy łóżku swojej córki i płakała. Jej mała Dora po raz kolejny nie mogła się obudzić. Razem z Tedem pojawiła się w Kwaterze Głównej od razu gdy Syriusz ich powiadomił. Razem z nimi na Grimmauld Place pojawili się Molly, Bill z Fleur, Hestia, która od razu pobiegła do Waltera, Estera i Giuseppe no i oczywiście Moody. Sytuacja wyglądała beznadziejnie. Nie wiedzieli co się stało, bo Walter zemdlał w momencie, gdy Syriusz wniósł ich do domu. Chłopak miał zmiażdżone obie nogi i był strasznie osłabiony. W przypadku Dory nie było wątpliwości, że zaatakował ją wilkołak. Jej klatka piersiowa była poszarpana, nie przypominała ludzkiego ciała. Gdy tylko Moody to zobaczył, nie zważając na nic zawiadomił Dumbledore’a, który przysłał Poppy do Kwatery Głównej. W tej chwili zajmowała się Walterem, każąc czekać Andromedzie, która wpatrywała się w wybladłą twarz córki. Od dwóch dni nic nie jadła, siedziała przy niej i płakała. Co jakiś czas w pokoju pojawiał się ktoś, ale Dromeda nie zwracała na nich uwagi. Rejestrowała tylko kto to był. Najczęściej widziała Syriusza, Molly, jej męża, Moody’ego i jednego z tych przeklętych muzyków.
- Andromedo… - usłyszała czyjś szept, nie odwróciła się. Nie mogła oderwać oczu od córki. – Walter się obudził, opowiada wszystkim co się tam wydarzyło.
- Nie interesuje mnie to. – odburknęła. Poppy położyła jej rękę na ramieniu.
- Idź, ja się nią teraz zajmę. To nie będzie miły widok. – stwierdziła, a Andromeda bez słowa wstała i wyszła z pokoju. Z sypialni należącej do Remusa, w której tymczasowo nocował Walter, dobiegały odgłosy. Ruszyła tam.
- Zaraz mnie udusisz Hestio! – zawołał słabo chłopak, który leżał na łóżku, a ładna, młoda blondynka przytulała go mocno. Kiedy się odsunęła Dromeda dostrzegła na jej twarzy wielki uśmiech, który kontrastował ze spuchniętymi, czerwonymi oczami. Moody zajmował fotel tuż pod oknem, a reszta otaczała chłopaka dookoła.
- Więc co się stało Watson? – spytał Szalonooki.
- Dość niedawno Tonks bardzo naskoczyła na Percy,ego. – zaczął Walter i spojrzał smutno w stronę Molly, która przestraszona spoglądała na swojego męża. – Odgrażał się, że Tonks go jeszcze popamięta. Zaczął ją śledzić. Kiedy przedwczoraj byliśmy na naszej nocnej zmianie, Percy przyszedł razem z Scrimgeourem. Grupa wilkołaków zaatakowała mugolską wioskę, a my mieliśmy się tym zająć.
- We dwójkę? Z wilkołakami? – zawołała Hestia. – Ja zabiję Scrimgeorua!
- Spokojnie Hestio. – uspokoił ją Moody.- Ani Percy, ani Scrimgeour nie zrobili by nic bez zgody Knota. Wysyłanie waszej dwójki przeciwko stadzie wilkołaków to podpisanie wyroku śmierci. Chcieli się was pozbyć. Gdybym to wiedział…
- Rozumiem cię Moody. – odezwał się od razu Walt, wiedząc, że Szalonooki mówi o wezwaniu Tonks, na które nie odpowiedział. – Ta wioska znajdowała się niedaleko lasu, w którym przebywa Remus.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że obwiniasz Remusa? – oburzył się Syriusz.
- Nie miałem takiego zamiaru.
- I dobrze on by nic nie zrobił Tonks. –zapewnił Łapa.
- Wracając do sprawy… Deportowaliśmy się niedaleko wioski. Wszystko było w płomieniach. Próbowaliśmy ugasić pożar, ale na marne… Postanowiliśmy się rozdzielić i poszukać kogoś. Znalazłem tylko martwych, rozszarpanych ludzi. Wszystkie domy były doszczętnie zniszczone. Nie zauważyłem… strop się na mnie zawalił.
- A Dora? – spytała Dromeda, która w milczeniu przysłuchiwała się jego opowieści. Walter pokiwał głową.
- Nie mam pojęcia co dokładnie się z nią stało. Rozdzieliliśmy się. Kiedy oprzytomniałem i wydobyłem się spod gruzu jedyną drogą ucieczki było wydostanie się na polanę. Wołałem Tonks, nie odpowiadała. Zobaczyłem jakąś postać na błoniach. Deportowałem się do niej, była nie przytomna. Niedaleko leżało jakieś ciało. Pewnie chciała pomóc, wilkołaki musiały ją wtedy dopaść. Z trudem udało mi się przenieść na Grimmauld Place.
- Była nieprzytomna? – spytał Bill.
- Nie do końca, kiedy do niej dotarłem powiedziała…
- Co powiedziała?!- spytała Molly.
- Remus… wymieniła jego imię. – oznajmił Walter i zapadła cisza.
- Wiem o czym myślicie, ale... – zaczął Syriusz.
- Dobrze wiesz, że on tam był, przemieniony. – zagrzmiał Moody.
-Nie ufasz mu?! – zdziwił się Syriusz, zaciskając pięści.
- Ufam człowiekowi, ale nie bestii. – stwierdził oschle Szalonooki.
***
Wszedł cicho do Kwatery Głównej. Ludzie, którzy widzieli go na ulicy, mijali go szerokim łukiem. A on domyślał się, że to z powodu jego wyglądu. Nie zdążył przywołać się do porządku, od razu przybył tutaj. Z trudem wdrapał się po schodach. Z jego pokoju dobiegały odgłosy. Skręcił i wszedł do pomieszczenia, w którym panowała grobowa cisza. Nikogo nie było oprócz leżącej na łóżku Tonks. Praktycznie zlewała się z pościelą. Matowe włosy okalały jej bladą twarz, a kołdra odkrywała obandażowaną pierś. Remus podszedł bliżej. Ten widok ukuł go w serce. Opadł bezwładnie na kolana i wpatrywał się w jej twarz.
- Dlaczego tam byłaś? – usłyszał swój własny głos. – Czemu nie mogłaś zostać tutaj, z Kirleyem i resztą?  Czemu musiałaś być akurat tam?
Nie odezwała się. Słyszał tylko jej miarowy oddech i bicie swojego serca, która waliło jak szalone, tak jakby chciało się wydrzeć z jego piersi.
- Co ty tutaj robisz? – dobiegł go głos Syriusza. Odwrócił się w stronę drzwi, w których stali wszyscy. Spojrzał na nich zbolałym wzrokiem.
- Czy to co przytrafiło się mojej córce to twoja wina? – zagrzmiał Ted. Remus miał już coś powiedzieć, ale przeszkodziła mu Poppy.
- Dajcie spokój! Nie widzicie w jakim on jest stanie? Poza tym nie róbcie tutaj awantur. Nimfadora potrzebuje spokoju. Chodź Remusie, zaraz się tobą zajmę.
Wstał krzywiąc się z bólu i ruszył za pielęgniarką ignorując wszystkich. Zeszli do salonu. Poczuł się tak jakby znowu był w Hogwarcie po pełni. Pielęgniarka delikatnie oczyszczała jego rany cuchnącą maścią, do której zapachu zdążył już przywyknąć i wzdychała co chwile kręcąc głową.

- Co tam się wydarzyło? – spytała, ale Remus nie potrafił wydusić z siebie słowa. Ciągle miał przed oczyma jej bladą twarz. – Sam sobie to zrobiłeś, nie wygląda to na czyjeś dzieło. – stwierdziła Poppy i westchnęła. – Ona przeżyje, musi się tylko obudzić.
Dodaję rozdział teraz. Jutro pewnie nie będę w stanie. Mam urwanie głowy spowodowane wszystkim... Zastój weny mnie przeraża!!! Od dawna nie napisałam ŻADNEGO zdania. Lily i Nicky muszą czekać aż nadejdzie nagły i długo wyczekiwany przypływ chęci, czasu i pomysłów. Całe szczęście mam kilka rozdziałów Tonks do przodu. 
Jeszcze przepraszam jeżeli nie komentuje. Naprawdę nie mam głowy do tego, a nie chcę wam zaśmiecać blogów zwykłym "Fajne, czekam na więcej." Pamiętajcie, że czytam. Po prostu przeżywam swoje ciche dni. 

3 komentarze:

  1. Dobrze Cię rozumiem. Też mam zastój. Od dwóch tygodni zabieram się do pisania i nie napisałam oni jednego zdania. Może to taki okres w roku, albo to wina pogody.
    Mam pytanie, które zapomniałam zadać pod poprzednim rozdziałem. Jak to możliwe, że Remus wiedział, kim jest? Nie zauważyłam, żeby pił eliksir. Chyba, że coś przeoczyłam. Mogłabyś to wyjaśnić? Bardzo proszę.
    Mam nadzieję, że Tonks szybko się obudzi. I będzie zdrowa.
    Pozdrawiam
    PS. Zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc mam własną teorię wilkołactwa. Niekoniecznie obejmującą eliksiry :)

      Usuń
  2. Super rozdział ;) bardzo podoba mi się to jak piszesz te opowiadania.
    Kiedy dodasz następny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń