Była właśnie po kolejnej kłótni z
Barym. Wściekła przemierzała kolejne uliczki Londynu, klnąc się w duchu, że
zapomniała kupić nową paczkę papierosów.
- Jesteś uzależniona! Od smoczych
pazurów, alkoholu, papierosów! – wyliczał basista. – Co ty robisz ze swoim
życiem, Tonks.
- Żyję!
- Jakie to życie? Przecież to cie
niszczy! Nie wmawiaj mi, że tego nie widzisz! Jesteś coraz słabsza, bledsza,
nerwowa. Metamorfomagia nawet nic nie daje! – zauważył Bary.
- Kim ty jesteś, żeby mi mówić co mam
robić?! – krzyknęła rozwścieczona.
- To ty źle skończysz!
Wybiegła rozzłoszczona z Kwatery
Głównej i nie wiedząc co ze sobą zrobić, postanowiła spacerem wybrać się do
Ministerstwa. Miała dzisiaj wieczorną zmianę, na którą wcale nie chciało się
jej iść. Tej nocy znowu miała być pełnia, a ona nie miała ochoty przeżywać
znowu tego co dwa miesiące temu. Liczyła, że rana nie da o sobie znać tak jak
to było ostatnio. Weszła do gmachu wejściem dla interesantów, nie chciało jej
się deportować. Westchnęła: „I znowu będę
musiała pisać…”
***
Maggie nie odzywała się do niego od
tygodnia, jednak zawsze rano pod jego szałasem czekał zając, którego mógł
zjeść. Tak jak mu kazała przemyślał to co mu powiedziała, ale nadal nie
rozumiał. Remus nie był pesymistą, ale jeżeli chodzi o wilkołactwo widział same
minusy.
Przez ten tydzień rozejrzał się po cały
lesie, znał go już dość dobrze, nie gubił się. Poznał również kilku innych
osadników. Sylwia Collins, młoda dziewczyna, która została wilkołakiem zaledwie
rok temu. Postanowiła się tu przenieść po to, żeby znaleźć spokój, odizolować
się od ludzi, którzy ją otaczali. Benjamin White był mugolem tak samo jak Meg i
jak się okazało wielu innych. Jeżeli to miała być armia Greybacka, to była ona
zupełnie niegroźna. Grupa przeistoczonych mugoli, mająca nikłe pojęcie o
czarach była niczym w porównaniu do czarodziejów dobrze władających różdżkami,
chyba, że byłaby pełnia. Wtedy Zakon i wszyscy inni byli na przegranej pozycji.
Najbardziej jednak dziwiło go to, że większość znajdujących się tu osób
zwracała się przychylnie jeżeli chodzi o Greybacka. Remus nie mógł zrozumieć
jak można być za coś wdzięcznym takiemu osobnikowi.
- Zebrał nas tutaj wszystkich. Może nie
dał nam takich warunków do życia, do jakich przywykliśmy, ale pokazał jak
możemy żyć. – powiedział mu Benjamin.
- Wolałam przyjść tutaj i być wśród
takich jak ja, niż znosić ciągłe wyzwiska. Tu jest mi dobrze. – stwierdziła
Sylwia.
Wszystko go tutaj szokowało. Starał się
rozumieć tych ludzi, ale nie potrafił. Większość tak jak on nie mogła pogodzić
się ze swoim losem, liczyła, że tutaj znajdą spokój. Byli nieliczni, którzy
twierdzili, że to dla nich ogromna szansa i chcieli ją jak najlepiej
wykorzystać. Niewielu chciałoby wrócić do normalnego życia.
Wieczorem przyszła do niego Meg.
Uśmiechała się jak to miała w zwyczaju. Remusowi ulżyło gdy ją zobaczył. Była
jedyną osobą, na którą mógł tutaj w jakimś stopniu liczyć.
- Fenrir skrzyknął wszystkich na
polanie. – oznajmiła.
- Mam iść? – spytał niechętnie Remus.
- Wszyscy mają się zjawić, dlatego po
ciebie przyszłam. – wyjaśniła Meg. Lupin podniósł się powolnie, zostawił cenne
rzeczy, chowając je dobrze i ruszył razem z Maggie w kierunku polany. Nie
bardzo podobała mu się wizja spędzenia dzisiejszej pełni w towarzystwie
Greyback’a, ale nie chciał wzbudzać podejrzeń.
Wyszli na polanę, było jeszcze jasno.
Remus rozejrzał się dookoła, otaczał go tłum ludzi, na oko mogło być ich ze
stu, a może nawet więcej. Wszyscy bardzo się niecierpliwili.
- Wiesz o co chodzi? – spytał swoją
towarzyszkę, a ta pokręciła głową.
- Dzisiejszej nocy nikt nie wróci
głodny. – rozbrzmiał głos Greybacka, który wyszedł ze swojej chaty i przemawiał
do wszystkich zgromadzonych. Jego słowa zaniepokoiły Remusa. Co miało znaczyć,
że nikt nie wróci głodny. – Mieszkańcy wioski zapuszczają się coraz dalej na
nasz teren. Nie możemy na to pozwolić! – ryknął, a tłum poparł go radosnym
okrzykiem. Serce Remusa zaczęło bić szybciej.
- Nie… - szepnęła cicho Maggie.
- Gdy tylko wzejdzie księżyc ruszymy na
polowanie! – oznajmił wilkołak, a wszyscy zawyli radośnie. Remus spojrzał
przerażony na Meg, a później na niebo. Było coraz ciemniejsze, a księżyc
wznosił się znad horyzontu. Było za późno, żeby zareagować.
- Gdy tylko się przemienimy, uciekniemy
do lasu. – postanowiła Maggie. Remus miał się z nią zgodzić, ale poczuł lepką
dłoń na ramieniu. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Greybackiem.
- Ty, Lupin masz się trzymać blisko
mnie. – postanowił wilkołak. – Nie ufam ci.
***
Siedziała naprzeciwko Waltera i nudziła
się niezmiernie. Wolała spędzić wieczór albo w swoim łóżku, albo z Kirleyem.
Cieszyła się, że jak na razie jej blizna nie dała o sobie znać. Przeciągnęła
się właśnie w momencie gdy jej szef wszedł do pomieszczenia.
- Widzę, że wam się nudzi. – zauważył,
a oni oboje stanęli na baczność.
- Ależ skąd, po prostu jestem zmęczona.
– wyjaśniła Tonks.
- Mam dla was misję na pobudzenie. –
oznajmił Scrimgeour, a tuż za nim stanął Percy z mściwym uśmieszkiem na swojej
piegowatej twarzy. – Banda wilkołaków zaatakowała wioskę mugoli. Macie się z
tym uwinąć nim skończy się pełnia.
- Ale szefie… - zaczął Walter, jednak
nie dane było mu skończyć.
- Żadnych ale. Pośpieszcie się! –
zawołał i zniknął wraz z Weasleyem.
- Mówiłem ci, że to wszystko źle się
skończy. – posłał mordercze spojrzenie w stronę Tonks.
- Skąd miałam wiedzieć, że ten dupek
posunie się do czegoś takiego. – zawołała Nimfadora. Spojrzała na swój zegarek
i powiedziała: - Szalonooki. Nie odpowiada…
- Nic dziwnego. Mało kto odpowiedziałby
na twoje wezwanie. – rzucił oschle Walt i spojrzał na mapę, która wisiała na
ścianie. – To wioska niedaleko lasu, w którym przebywa Remus. A skoro on tam
jest, jest tam też Greyback…
***
„Zachowaj
świadomość, pamiętaj po co tu jesteś…” – powtarzał sobie w myślach,
próbując z całych sił skupić się na tym. Przemiana była bolesna, ale zacisnął
zęby i starał się wytrzymać. Usłyszał wycie jego współtowarzyszy, podniósł łeb.
Dookoła niego podnosiło się z ziemi około stu olbrzymich wilków, a każdy z nich
wyglądał inaczej. Obok niego pojawiła się wilczyca, przemieniona Meg, a za nim
stał największy z wilkołaków. Było to dla niego niezwykłe. Z poprzedniej pełni
nic nie pamiętał, a teraz widział przed sobą prawdziwe wilkołaki, nie te z
książek, takie prawdziwe.
- Czas zacząć kolację. – zawarczał
Greyback, a Remus był zdumiony tym z jaką łatwością przyszło mu zrozumienie go.
Wilkołak pobiegł przed siebie, a Remus ruszył za nim. Zewsząd dochodziły do
niego nowe zapachy i odgłosy, to wszystko przytłaczało go, ale starał się tego
po sobie nie okazywać. Poczuł coś, zaczął biec, wszyscy zaczęli biec. Słodki
zapach przyciągał go do siebie, a on nie mógł nad sobą zapanować, zatrzymać
się. Zobaczył światła, zwolnił. Ślina pociekła mu do pyska, był głodny,
przeraźliwie głodny. Inni pobiegli przodem. Krzyk, płacz, przyśpieszone oddechy.
Słyszał to tak doskonale. Dreszcz przeszedł go po grzbiecie. Ruszył przez
uliczki wioski. W oddali zamajaczyły płomienie. Słodki zapach dobiegał zewsząd.
Zobaczył przed sobą Greybacka. Niósł coś w pysku. Ruszył w przeciwnym kierunku,
wiedziony słodką wonią. Biegł ile sił w łapach, czując, że nie przeżyje bez
tego. Zatrzymał się. Zapach… Przed nim leżały zwłoki jakiegoś mężczyzny,
rozszarpane. Już miał się wgryźć w ciało, kiedy jakiś impuls go zatrzymał. Usłyszał
wycie, Greyback wołał wszystkich do siebie. Zamoczył pysk w słodko pachnącej
krwi i zaczął biec. W wiosce zapadła cisza, przerywana sporadycznie czyimś
wyciem.
***
Gdy tylko deportowali się niedaleko
wioski, uderzyło w nich niewyobrażalne gorąco. Tonks zamknęła oczy i zasłoniła
twarz. Zaczęła się krztusić. Poczuła na ramieniu dłoń Waltera.
- Pożar, musimy go ugasić! – nakazał.
Pobiegli w stronę palących się budynków, zasłaniając oczy przed dymem.
- Aquamenti! – zawołali jednocześnie i
z ich różdżek wyleciały strumienie wody. Nie wiele to jednak dało. Pożar
rozprzestrzenił się na całą wioskę.
- To nic nie da! – zawołała Tonks,
krztusząc się. – Poszukajmy ludzi!
- Dobra! Ja idę w tą stronę! – zawołał
Walter. Pobiegł na obrzeża wioski. „Jeżeli
ktoś miał uciekać to w tą stronę.” – pomyślał. Nikogo nie widział, nikt nie
wołał na pomoc, nie było nic słychać. Pod jednym z budynków zamajaczyła jakaś
postać. Podbiegł do niej. Przeraził się na widok rozszarpanego ciała i kałuży
krwi. W oddali zauważył jeszcze inne zwłoki. Jego serce zaczęło bić szybciej. Wyciągnął
różdżkę przed siebie, ręka mu zadrżała kiedy spostrzegł małe zawiniątko w
jednym z budynków, którego ściana runęła. Niepewnym krokiem ruszył w tym
kierunku. Pochylił się i zobaczył niemowlę. Wziął zawiniątko do ręki, maleństwo
nie oddychało. Walter poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Trzeba być potworem
by przyczynić się do śmierci niewinnego dziecka. Usłyszał ciche skrzypnięcie.
Nim zdążył zareagować strop zawalił się na niego z hukiem.
***
Nie znalazła nikogo żywego. Rozglądała
się dokoła widząc tylko zamęt i zniszczenie. Cała wioska zginęła w płomieniach
z wszystkimi jej mieszkańcami. Przystanęła na chwilę oddychając ciężko. Nie
widziała nigdzie Waltera. Rozejrzała się po okolicznych błoniach, oświetlonych
jedynie księżycem i dogasającym pożarem. Dostrzegła jakąś postać, słaniającą
się w stronę lasu. Nie myśląc wiele pobiegła w tamtą stronę.
***
Pełne uznania spojrzenie Greybacka, gdy
ujrzał go umazanego krwią. Płytkie oddechy towarzyszy zmęczonych polowaniem.
Zapach krwi krążył mu jeszcze w pamięci. Kilkakrotnie oblizywał pysk by jej
posmakować. Większość wróciła do lasu. On jednak został z Greybackiem. Miał się
trzymać blisko, więc tak też robił. Wilkołak zawył widząc jakąś wątłą postać,
potykającą się co jakiś czas i zmierzającą w ich stronę. Kolejne danie. Poczuł
znajomy zapach, sprawiający, że ciarki przeszły mu po plecach. Ruszył razem z
towarzyszami w tamtą stronę. Ciemna postać upadła, nad nią pochyliła się
kolejna. Zapach przybrał na sile. Usłyszał krzyk. Postać upadła na ziemie tuż
obok trupa. Zaczęła panicznie się cofać.
- Śliczna… - zawarczał, któryś z
wilkołaków. A jego wzrok padł na ich ofiarę. Drobna, przerażona, blada, miała strach
w oczach, cuchnąca strachem. Ślina po raz kolejny napłynęła mu do pyska.
- Idealny deser. – prychnął Greyback. Jęknęła,
nie rozumiejąc ich. Podszedł bliżej, rozpoznał ją. Przestraszył się tego co ma
się zaraz wydarzyć. Greyback zamachnęła się łapą. Nie wiedział jak, ale przyjął
na siebie cios.
- Tylko spróbuj Greyback. – zawarczał
złowrogo, słysząc jej płytki oddech i szybkie bicie serca.
- Masz ochotę na nią całą? – zarechotał
niczym hiena wilkołak, a reszta poszła w jego ślady. Wyprostował się i spojrzał
na nich z wyższością.
- Nikt jej nie tknie.
- A to niby dlaczego, Lupin? – prychnął
Greyback.
- Bo jeśli, któryś z was spróbuję ją
dotknąć, będę musiał was zabić. – warknął.
- Czyży to twoja ludzka kobieta? –
odezwał się któryś z nich, a Greyback spiorunował Remusa wzrokiem.
- To powód dla którego tu jestem. –
odpowiedział, poczym zwrócił się do Greybacka. – Chciałeś wiedzieć, to wiesz.
- A więc to tak… zakochany wilkołak. –
prychnął wilkołak, a reszta zarechotała. – Nie ufam ci Lupin, ale dam ci
ostatnią szanse.
Odetchnął z ulgą, ale nie ruszył się z
miejsca. Greyback obszedł go dookoła.
- Nie rozszarpię jej na strzępy, ale
dam szanse przeżyć. – stwierdził i zamachnął się rozrywając pierś dziewczyny. Usłyszał jęk bólu. Spojrzał na nią, krew
sączyła jej się z klatki piersiowej. Pachniała tak słodko. – Jeśli da radę może
przeżyć, jeśli nie trudno. Wracamy!
Wszyscy zaczęli się cofać. Rzucił
ostatnie spojrzenie na nią. Nie mógł zostać, musiał iść. Odwrócił się od niej i
ruszył słysząc jak szepcze jeszcze tylko:
- Remus…
Super. Znaczy rozdział jest super.
OdpowiedzUsuńZrobiło się naprawdę gorąc. Bałam się, że może dojść do jakiejś bitwy, ale to... Nie spodziewałam się tego. Tylko dlaczego przerwałaś w takim momencie?! I oczywiście każesz czekać na ciąg dalszy do przyszłego tygodnia, mam rację? A nie da się szybciej? Proszę, proszę.
Pozdrawiam
PS. Zapraszam do siebie
Nie.jestem tylko pewna czy Scrimgeour byłby tak nieodpowiedzialny, żeby wysłać tylko dwóch autorów przeciwko całej bandzie wilkołaków :)
OdpowiedzUsuńNie zrozumiałaś chyba o co mi chodziło... Tonks była uważana za przeciwnika Ministerstwa przez interwencje Percy'ego, który na nią doniósł. Scrimgeour dostał rozkaz, żeby pozbyć się Tonks...
Usuń