24.05.2014

58) Żyjemy w czasach, w których nic nie jest pewne

-Myślisz, że Bary mówił serio? – spytała Tonks kiedy razem z Kirleyem siedzieli w jej pokoju. Duke brzdąkał coś na swojej gitarze i nucił cicho. – To, że jeżeli nic się nie zmieni to odejdzie?
- Już kilka razy tak nam się odgrażał. – stwierdził chłopak i wrócił do przerwanej czynności. Tonks myślała o tym co powiedział jej przyjaciel i o tym co się zdarzyło przy okazji ostatniego spotkania. Obudziła się w pokoju Remusa, z początku nie pojmowała gdzie jest ani co się z nią działo. Dopiero później wszystko wróciło i zrobiło jej się strasznie wstyd. Tego samego dnia Bary przyszedł do niej i powiedział:
- Musisz z tym skończyć, Tonks. To już jest nałóg.
- Oh daj spokój, każdemu może się zdarzyć taka wpadka. Z resztą nie jestem uzależniona, mogę z tym skończyć w każdej chwili. – zaperzyła Tonks.
- W takim razie udowodnij mi to! Przestań!
Po kilku zdaniach, w których Bary upierał się, że Nimfadora nie da rady i jest słaba postanowiła mu udowodnić, że potrafi zrezygnować z pazurów. Okazało się to trudniejsze niż mogło się wydawać. Za każdym razem gdy była ze swoim chłopakiem on i jego przyjaciele zachęcali ją do zażycia chociażby jednej działki. Ciągle miała wrażenie, że Bary ją obserwuję. Przez to stałą się nerwowa i bardziej wybuchowa.
Żeby trochę sobie pomóc w swoim postanowieniu, zaczęła znowu chodzić do pracy i nie korzystać z możliwości brania wolnego. Walter przyjął to z wielką ulgą, chociaż przeliczył się i to bardzo.
- Będzie trzeba to wszystko przepisać. Scrimgeour chciałby to mieć zrobione do poniedziałku. – oznajmił Walter, kiedy wracali z archiwum do swojego boksu. Każde z nich niosło kilka teczek, a Tonks jak zawsze w ostatnim czasie była nieobecna.
- Tonks uważaj! – zawołał nagle Walter, a ona zderzyła się z jakimś mężczyzną. Wszystkie papiery wypadły jej z ręki. A facet z trudem utrzymał się na nogach. Tym mężczyzną okazał się nie kto inny jak Percy Weasley.
- Uważaj jak łazisz Weasley! – warknęła Nimfadora mierząc go wzrokiem.
- Ja mam uważać? To ty powinnaś patrzeć jak idziesz. – zdenerwował się Percy.
- Oh zamknij się rudy idioto! – krzyknęła i odeszła z miejsca zdarzenia trzęsąc się ze złości.
- Jeszcze mnie popamiętasz! – zawołał za nią Weasley, ale ona już nie odpowiedziała. Szybkim tempem weszła do boksu i odpaliła fajkę, już dziesiątą tego dnia.
- Co to miało znaczyć, Tonks? – zawołał Walter, wbiegając do pomieszczenia. – Czy ty zdajesz sobie sprawę jakie z tego mogą być kłopoty?
- Jakoś mało mnie to obchodzi.
***
Kopnęła jakąś leżącą puszkę ze wściekłością. Musiała iść na jakieś głupie zebranie tylko dlatego, że Szalonooki tak sobie zażyczył. Ostatnio ją wyprosili, a teraz karzą jej tam być. To nielogiczne! Wolała spędzić ten czas z Kirleyem i resztą na próbi przed sobotnim koncertem. Weszła naburmuszona do kuchni gdzie czekali już wszyscy. Usiadła bez przywitania w najbardziej oddalonym miejscu i czekała aż zacznie się ta cała farsa.
- Nie zachowuj się jak dziecko Tonks. – zagrzmiał Moody na widok tego jak się zachowuje. Ta jedynie przewróciła oczami i zaczęła oglądać swoje paznokcie. Słyszała dobrze znane głosy: Remusa, Syriusza, Molly, Billa i Artura, ale żadne z nich nie mówiło do niej. „I dobrze. Przynajmniej mam spokój.”- pomyślała.
- Witam wszystkich. – zawołał dziarsko Dumbledore, który ni stąd ni zowąd  pojawił się w kuchni. Dora była ciekawa co tu robi dyrektor Hogwartu, ale nie podzielała euforii z jaką wszyscy zareagowali na jego widok. – Spokojnie, wszystko w Hogwarcie toczy się swoim tempem.
- Nie powie mi pan, że Umbridge nie sprawia problemów. – powiedział z niedowierzaniem Syriusz.
- Masz rację nie powiem tego. Sprawia pewne problemy jednakże jeszcze sobie z tym radzę. – oznajmił dyrektor. – Przychodzę tu jednak w innej sprawie. Doszły mnie niepokojące wieści.
- Co masz na myśli Albusie? – zapytał Moody.
- Greyback. – powiedział i wszyscy od razu pojęli jaka jest powaga sytuacji. Nawet Tonks się zainteresował. Wszyscy wiedzieli, że Greyback jest niebezpieczny i zostawia za sobą krwawy trop. – Nie od dziś wiadomo, że wiele łączy go ze śmierciożercami. Postanowił albo kazano mu zebrać wszystkie wilkołaki i stworzyć z niej jakby osobną armię.
- To jest pewne? – spytał Kingsley.
- Żyjemy w takich czasach, w których nic nie jest pewne. Z pewnością Greyback osiedlił się na północy wraz z innymi wilkołakami. Nie wątpię, że jest ich coraz więcej. Jednak nie mam pojęcia ilu ani po co się zbierają. - -wyjaśnił Dumbledore.
- I co w związku z tym mamy zrobić? – zapytał Bill. Tonks spojrzała na dyrektora. On westchnął i swój wzrok pokierował w stronę Remusa. Nagle oświeciło Dorę, zrozumiała co dyrektor ma na myśli i nim zdążyła się powstrzymać krzyknęła:
- Nie możesz!
- Słucham? – zapytał jak zawsze spokojny i opanowany Dumbledore, a cały Zakon wpatrzony był w Nimfadorę.
- Nie możesz go tam wysłać! – powiedziała przez zaciśnięte zęby, zrywając się z krzesła.
- Kto inny ma tam jechać jak nie ja? – odezwał się nagle Remus.
- Najlepiej nikt! Wszyscy wiedzą jaki jest Greyback to potwór! Nie możesz tak dobrowolnie dać się zamordować! – zawołała, oddychając szybko.
- Nie ty o tym decydujesz, Tonks. – zagrzmiał Moody.
- Oczywiście, że nie ja! – krzyknęła zła. – To kiedy odsuniesz mnie od  Zakonu tak jak zamierzałeś to zrobić?
- Najlepiej w tym momencie. – stwierdził stanowczo Szalonooki.
- Przestańcie. Nikt nikogo nie będzie odsuwał od Zakonu. Wracając do sprawy wydaje mi się, że ta decyzja należy do Remusa. – oznajmił dyrektor.
- Jakżeby inaczej… - prychnęła Tonks krzyżując ręce. – Ty mu nie każesz, ty dajesz mu wybór… Wykorzystujesz jego wdzięczność! On jest wstanie zrobić dla ciebie wszystko, a ty z tego korzystasz! To okrutne.
- Tonks, proszę uspokój się. – powiedział Remus.
- Nie… To ja cię proszę. Nie jedź tam. Przecież oni cię zabiją.
- Ale Zakon będzie wiedział co tam się dzieje. – stwierdził Remus.
- Przepraszam… zapomniałam o twoim podejściu do życia.- krzyknęła oburzona i zaczęła udawać głos Lupina. – Jestem wilkołakiem, najlepiej jakbym był martwy! Pomyśl ch0ć raz o sobie i nie jedź tam! – zawołała, a w jej głosie można było dosłyszeć błagalny ton. Remus westchnął i spuścił głowę. Tonks wściekła się jeszcze bardziej. Zacisnęła trzęsące się dłonie w pięści i czuła jak jej włosy elektryzują się nie bezpiecznie. Jej czarne oczy pociemniały, a skóra pobladła.
- Tonks, uspokój się… - szepnęła cicho przerażona Molly, ale Nimfadora nie zwróciła na to uwagi. Ciągle wpatrywała się w Lupina.
- Idiota! – warknęła i szybkim tempem opuściła Kwaterę Główną, pozostawiając wszystkich w osłupieniu.
***
Wszyscy zaniemówili po tym jak Tonks wybiegła z kuchni. Nikt nie potrafił albo nie chciał wydusić z siebie słowa. Remusa bolało to wszystko, ale nie wiedział dlaczego. Prawdę mówiąc nie chciał jechać, ale musiał. Dlatego zgodził się i ustalono, że wyjedzie już z kolejną pełnią. Chyba wszyscy oprócz Tonks rozumieli, że to jest konieczne. Zebranie skończyło się dość szybko. Dumbledore poprosił go, żeby jeszcze poczekał.
- Remusie, nie chcę żebyś robił to tylko dlatego, że jesteś mi wdzięczny. To bardzo ryzykowne i wiem, że dużo nad tym myślałeś. – oznajmił dyrektor.
- Robię to, bo jestem jedyną osobą, która może to zrobić. Wiem, że nie powiedziałby pan mi o tym, gdyby to nie było ważne. – powiedział Remus.
- Jeśli mogę spytać… Co się dzieje z Nimfadorą? – zapytał spokojnie Dumbledore, obserwując Remusa, który starał się nie okazywać w tym momencie żadnych uczuć.
- Chyba nikt tego nie wie… Od kiedy ci muzycy tutaj zamieszkali, a ona zaczęła się spotykać z Dukem, zmieniła się nieodpoznania. Do tego od ostatniego tygodnia jest bardzo nadpobudliwa i agresywna.
- Nie zmienia to jednak faktu, że zależy jej na tobie. – powiedział Dumbledore.
- Wątpię.
- Gdyby tak nie było nie zareagowałaby tak. – stwierdził dyrektor. Remus pomyślał, że to nawet możliwe. W końcu są przyjaciółmi… chyba. Myśląc tak o Tonks, a także o pełni przypomniał sobie coś o co miał zapytać Dumbledore’a.
- Zapewne pamięta pan ten incydent, kiedy pani Pomfrey musiała tutaj przyjechać, żeby zająć się Tonks, bo ją zaatakowałem… - zaczął niepewnie, a Dumbledore pokiwał głową, na znak, że pamięta. – Przy ostatniej pełni, ta rana, która już się zagoiła zaczęła jej znowu krwawić. Nie wiem dlaczego…
- Kiedy przyjmowałam cię do Hogwartu, zagłębiłem się w kilka obowiązkowych lektur o wilkołakach. – oznajmił dyrektor. – Nie mogę precyzyjnie odpowiedzieć na twoje pytanie, ale wydaje mi się, że od kiedy ją zraniłeś jest między wami swego rodzaju więź. Jednak można taką więź łatwo zniszczyć… Kiedy myślisz o zranionej osobie albo osobie, która cię zraniła więź przybiera na sile, tym bardziej jeśli dwie osoby myślą o sobie. Gdyby przestały ta więź stopniowo by zanikła.
- Rozumiem… - mruknął, zastanawiając się czy to możliwe, żeby Tonks myślała o nim. On myśli o niej każdego wieczora, więc z pewnością to było powodem całego problemu.
- No cóż było miło, ale muszę wracać do Hogwartu. Zostawianie go w rękach Dolores nie jest dobrym pomysłem. – oznajmił Dumbledore. – Dobranoc Remusie.
- Dobranoc dyrektorze.

2 komentarze:

  1. Tęskniłam za Twoim opowiadaniem. Naprawdę.
    Rozdział świetny. Ciesze się, że Tonks zaczęła wreszcie mądrzeć. A ten wyjazd Remusa... Czy to nie za wcześnie? W końcu to jeszcze przed świętami (chyba, że się mylę).
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  2. Tonks mnie denerwuje swoim zachowaniem... Jednak, każdy radzi sobie na swój sposób w ciężkim okresie. Ona wybrala fatalny, ale liczę, że zmądrzeje. To w końcu Tonks! :D
    Mimo wszystko, podobał mi się ten jej sprzeciw przeciwko misji Remusa. To urocze, jak oni oboje się o siebie martwią!
    Pozdrawiam, Lu.

    OdpowiedzUsuń