Pamiętała, że wczoraj zaszalała.
Ognista lała się litrami, smocze pazury też były, wszyscy bawili się świetnie.
Przez liczne imprezy bardzo zbliżyła się do muzyków, poznała ich. Nie byli już
jej idolami, stali się częścią jej życia, jej przyjaciółmi. Codziennie przychodziła
i spędzała z nimi cały swój wolny czas. Od razu po pracy zjawiała się w
Kwaterze Głównej. Tak było też i tego wietrznego dnia, kiedy październik
postanowił zaszczycić wszystkich fatalną pogodą. Deszcz lał jak z cebra, wiatr
targał jej włosami i zrzucał kaptur peleryny, za każdym razem gdy go nakładała
na głowę. Przemoczone trampki były całe obłocone, a z peleryny ściekała woda.
Wbiegła do ciemnego korytarza i otarła ręką twarz, co prawdę mówiąc niewiele
jej dało. Wzdrygnęła się, czując jak krople zimnej wody kapią jej na kark.
Ruszyła w głąb korytarza, zahaczając o stojak na parasole. Warknęła cicho jakąś
obelgę i z satysfakcją zauważyła, że nie obudziła swojej ciotki. W kuchni było
cicho. Rozwiesiła swój płaszcz na krześle i podeszła do szafki po kubek.
- Dzień dobry. – mruknął ktoś za jej
plecami.
- Na Merlina! Nie strasz mnie, Remusie!
– zawołała gdy ujrzała Lupina stojącego w wejściu do spiżarni. W reku trzymał
kilka warzyw, lekki uśmiech jawił się na jego twarzy, ale gdyby się dobrze
przyjrzeć można by zauważyć, że jest smutny. – Wiesz może…
- Kirley jest do góry. – powiedział,
przerywając jej i zaczął wrzucać warzywa do garnka.
- Wcale nie chciałam cię o niego
zapytać. – oburzyła się Tonks, ale westchnęła gdy Lunatyk posłał jej jedno ze
swoich sceptycznych spojrzeń.
- Dobrze wiem, że chciałaś.
Przychodzisz tylko do niego.- stwierdził Lupin, a kiedy Dora już otwierała usta
żeby coś powiedzieć, dodał: - Nie zaprzeczaj, Tonks. Przypomnij sobie kiedy po
raz ostatni byłaś u nas, u mnie i Syriusza.
- Niedawno. – powiedziała Dora, a Remus
pokręcił głową.
- Od pogrzebu Amelii nie odzywałaś się
do nas, nie licząc zebrań. – zauważył, a Nimfadora zarumieniła się ze wstydu. –
Strasznie wyglądasz, wiesz? Jesteś blada, masz podkrążone i czerwone oczy, sine
usta… Ja już chyba nawet nie chcę wiedzieć w co się wpakowałaś. Jesteś dorosła
i samodzielna. Nie przejmuj się innymi…
- W nic się nie wpakowałam. – mruknęła,
ściskając ręce w pięści. Remus spojrzał na nią smutno.
- Nawet chyba nie masz siły ukrywać
tego jak niszczejesz…
- Nie twoja sprawa co robię! –
krzyknęła wściekła i wybiegła z kuchni. Udała się do swojego pokoju, sięgnęła
po woreczek, ukryty w szufladzie i odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęła się, czując
jak emocje, myśli, wszystko się z niej ulatnia. Nie chciała myśleć o Remusie, sądziła,
że jest inny, że ją rozumie, ale pomyliła się. Usłyszała ciche pukanie, w
drzwiach stał Duke. Jego wesołe, rozbiegane oczy zatrzymały się na niej. W ręce
trzymał butelkę Whisky. Dora uśmiechnęła się. Nie wiedziała co było tego
powodem, ale za każdym razem gdy go widziała była szczęśliwa.
***
Zapaliła kolejnego papierosa. Ostatnio
coraz częściej paliła. Miała momenty gdy szczęście otaczało ją, sprawiając, że
nie przejmowała się niczym, ale chwilę później ktoś znowu wszyscy jej się
czepiali, a ją nawiedzały straszne myśli. Teraz gdy spacerowała ulicami Londynu
bez najmniejszego sensu, myślała choć nie chciała myśleć. Remus bardzo ją
rozczarował. Nie rozumiał jej, chociaż wcześniej wydawać się mogło, że rozumie
ją jak nikt inny. Ciągle pamiętała o tym jak zachował się w szpitalu. To było
takie różne od tego jak zachowywał się wczoraj. Z pewnością był jej
przyjacielem, ale czy nadal jest? Przyjaciele powinni się wspierać, a on
naskoczył na nią bez powodu. „Że niby ja
miałam się w coś wpakować?” – pomyślała, kopiąc jakiś przydrożny kamień: „Wszystko mam pod kontrolą”. Bo niby nad
czym miałaby nie panować? Wszystko było tak jak być powinno. Rzuciła niedopałek
papierosa i weszła do swojego domu. Usłyszała zmartwiony głos matki i nie mogąc
się oprzeć, zaczęła podsłuchiwać ją:
- Znowu nie wróciła na noc do domu. –
zauważyła Dromeda. – Zaczynam się o nią martwić. Ona wygląda na chorą.
- Też się o nią martwię. Nie odzywała
się do nas od dawna, a na zebraniach jest zajęta tylko tym swoim chłopakiem.
Alastor zastanawiał się nawet czy nie odsunąć ich od Zakonu. – powiedziała
smutno druga kobieta, w której Tonks rozpoznała Molly.
- Wydaję mi się, że nawet by tego teraz
nie odczuła. Ona jest nieobecna. Wraca do domu i wychodzi, albo zamyka się w
pokoju. – westchnęła Andy. – Nie wiem co mam robić. Wiem, że Dora już jest
dorosła, ale…
- Troska o własne dzieci nigdy się nie
skończy. – powiedziała Molly. – Ja obawiam się jej związku. Chyba nikomu,
oprócz tych całych muzyków, nie podoba się ten cały romans.
- Co masz na myśli?
-
Dobrze wiesz, że traktuję Tonks jak własną córkę i złego słowa nie
dałabym o niej powiedzieć, ale… Od kiedy jest z tym Kirleyem zmieniła się nie
do poznania. Dawniej przejmowała się Zakonem, aktywnie brała udział w wartach i
spotkaniach, a teraz? Przychodzi, wywraca oczami i wychodzi. Naprawdę nie
pamiętam kiedy z nią ostatnio rozmawiałam. Hestia mówi, że z nią też na dłuższą
metę nie utrzymuje kontaktu. Rozmawiają owszem, ale to tylko wymiana kilku
zdań. Syriusz jest wściekły, a Remus… - Molly westchnęła. – Znasz go. Woli się
nie odzywać, ale jestem pewna, że jest tego samego zdania co Łapa.
„Woli
się nie odzywać? Coś mi się nie wydaje!”- pomyślała zła Tonks,
przysłuchując się w dalszym ciągu rozmowie.
- Zapewne… - mruknęła Andromeda. – Ted
nawet nie wie o tym chłopaku. Nie wiem czy byłby zadowolony. Od kiedy Dora
uciekła jest bardziej opiekuńczy niż ja.
- Dromedo, muszę ci coś jeszcze
powiedzieć… -zaczęła niepewnie Molly. – Nie wiem, nie znam się na tym, ale
Walter i Hestia twierdzą, że Tonks pije, a może nawet coś więcej. Już od
pewnego czasu pali te mugolskie papierosy, ale to chyba coś gorszego. Pytałam
Billa, gdy ostatnio nas odwiedził, powiedział, że to jest możliwe, ale myśli,
że Tonks nie wpakowałaby się w coś takiego. Jednak martwię się o to…
- Morgano… - jęknęła Andromeda. – To
zapewne dlatego tak wygląda. Ja głupia się nie domyśliłam! Wszystko składa się
w sensowną całość! Moja Dora…
- To nie jest nic pewnego. To zwykłe
domysły. Może po prostu ciągle przeżywa stratę Amelii? – zauważyła Molly, a
Tonks zacisnęła powieki na wspomnienie o przyjaciółce. Nie mogła tego dłużej
słuchać. Wybiegła z domu trzaskając drzwiami. „Byle dalej stąd"
***
Ból przeszył jego pięść, a w regale
pojawiło się niewielkie wgniecenie. Potok przekleństw samoistnie wypłynął z
jego ust. Wściekłość ogarniała go całego. Nie był zły na nią, chociaż to
znacznie ułatwiłoby sprawę. Był wściekły na siebie, na swoją własną głupotę.
Kiedy ją zobaczył, był taki szczęśliwy. Ta mała, śliczna osóbka pojawiła się
znowu i to bez eskorty Fatalnych Jędz. Cieszył się, że jest, jednak wiedział,
że nie jest dla niego. Zauważył, że chce spytać o Duke’a i w tym momencie
ogarnęła go złość, a może to była zazdrość. Wygarnął wszystko co miał jej za
złe, to co do tej pory tylko go smuciło, a teraz sprawiało, że nie może nad
sobą panować. Wiedział, że dzieje się z nią coś niedobrego i że to wina Duke’a i reszty. Bolało go gdy
widział ja w takim stanie, może ona tego nie zauważała, ale wyglądała coraz
gorzej z dnia na dzień. Słyszał ich śmiechy, krzyki, śpiewy, ale tak naprawdę
nie wiedział do końca co tam się dzieje. Chciałby móc ją chronić, ale nie mógł
wchodzić z butami w jej własne, prywatne życie.
Znosił to wszystko gorzej niż Syriusz.
On wściekał się i wrzeszczał, ale nie bolało go to tak jak Remusa. Do tego
wszystkiego dochodziła jeszcze rozmowa z Dumbledorem. Dyrektor wiele ryzykował,
komunikując się z nim, a wieści, które mu przekazał nie do końca były dobre.
Musiał to zrobić, chociaż nie chciał. Mógł ryzykować, bo niczego nie miał, ale
przywiązał się do tego swojego „niczego”. Miał dać odpowiedź w najbliższym
czasie, ale mógłby równie dobrze odpowiedzieć teraz. Podjął decyzję.
Ta. Pod kontrolą. Jak ona ma wszystko pod kontrolą, to ja jestem primabaleriną (a nawet nie umiem tańczyć). Chciałabym, żeby Tonks wzięła do serca słowa Dromedy i Molly. Znając Ciebie, tak nie będzie. Z całego serca popieram Moody'ego - tych muzyków należy natychmiast usunąć z Zakonu. W ogóle nie należało ich przyjmować. Szkoda, że Syriusz nie postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Podejrzewam, że porządny łomot lub awantura powinny wyperswadować Fatalnym Jędzom deprawowanie Tonks.
OdpowiedzUsuńKiedy Ty rozbijesz ten absurdalny związek? Już nawet mi nie chodzi o swatanie Remusa i Tonks. Tylko odsuń od niej Kirleya i resztę tych małpiszonów. Bardzo, bardzo proszę
Pozdrawiam