26.04.2014

52) Gatiss

Wytarła spocone ręce w spodnie. To miał być ten dzień, dzień, w którym morderca Amelii miał zapłacić za swoje winy. W domu powtarzała sobie wszystko kilkanaście razy, ale bała się, że nie da rady. Stała razem z Hestią, Walterem i Rickiem przed salą rozpraw. Cały Wizengamot miał się stawić i rozstrzygnąć tą sprawę. Wszyscy wchodzili do środka, ubrani w fioletowe togi z literką „W” na piersi. Na samym końcu szedł Knot. Dora spojrzała na niego niepewnie. Ta sprawa nie ma nic wspólnego z Dumbledorem, Harrym, czy Voldemortem. Z pewnością nie będzie stawiał większych oporów w wydaniu wyroku. – pomyślała i razem z przyjaciółmi weszła na salę. Ciemne kamienie oświetlone nikłym światłem pochodni, sprawiały, że ciarki przechodziły po plecach. Usiedli naprzeciw Wizengamotu, a dzieliło ich tylko miejsce dla oskarżonego. Widziała Percy’ego, który siedział w pełnej gotowości by zapisać każde słowo, które padnie na sali. Niektórzy rozmawiali przyciszonym głosem, ale nie młodzi aurorzy. Każde z nich chciało mieć to za sobą, spróbować zapomnieć. Tonks marzyła o tym by wrócić do domu i paść w ramiona Sary, albo Charliego. Wiedziała, że oni też czekają na rozwiązanie sprawy i surową kare, ale to nie oni tu siedzieli, nie oni przeżywali to wszystko na nowo. Charlie siedział w Norze razem z Molly, Billem i Fleur, a Sara razem z Franczesciem byli w Hogsmeade.
Brudny, obskurny mężczyzna, wprowadzony przez dwójkę aurorów, uśmiechał się kpiąco pod nosem. Dora zapałała chęcią potraktowania go jakimś zaklęciem. Zapadła cisza. Nikt nie śmiał się odezwać. Aurorzy posadzili go na siedzeniu, a magiczne kajdany w jednej chwili oplotły go.
- Dwudziesty dziewiąty października, rozprawa w sprawie złamania przepisów Pierwszego Dekretu dotyczącego praw do życia każdej osoby, bez względu na jej pochodzenie przez Stevena Gatissa, zamieszkałego w Londynie, na Harley Street numer dwadzieścia. Oskarżyciele: Korneliusz Knot – minister magii, aurorzy: Hestia Jones, Nimfadora Tonks, Walter Watson oraz Richard White. Proszę o odczytanie zarzutów.
Każde z nich chciało być tą osobą, która sprawi, że ten człowiek trafi do Azkabanu, jednak zgodnie stwierdzili, że to Tonks powinna się do tego przyczynić, pomścić Amelię. Dora wstała na trzęsących się nogach i wyszła zza ławy.
- Ten człowiek, którego tu państwo widzą, niejaki Steven Gatiss przyczynił się do śmierci dziewięciu osób i uszczerbku na zdrowiu jednej. Nazwanie tego człowieka seryjnym mordercą nie będzie w żadnym stopniu błędne. -  powiedziała na wydechu. Otworzyła akta i spojrzała na swoje notatki. – Dorothy Bell, Helen Patel, Sarah Richardson, Jessica Harvey to imiona dziewczyn, które zamordował dziesięć lat temu. Niestety Melanie Dixon również była jego ofiarą, na którą zrzucił całą winę, upozorowując to tak, żeby wyglądało to jakby ona była wszystkiemu winna. Wszystko uszło mu płazem, aż do teraz. Dziesięć lat później chciał popełnić kolejne morderstwa. Kolejne pięć dziewczyn miało zginąć, tylko jedna z nich przeżyła. – powiedziała z bólem w głosie. Przełknęła głośno ślinę i spojrzała po wszystkich. – Zapytacie pewnie jaki ten człowiek miał mieć powód? Dlaczego tak postąpił?
Wszyscy zaczęli pomrukiwać między sobą. Walter, Hestia i Rick spojrzeli na nią zachęcająco. Gatiss patrzył na nią rozbawiony, a ona posłała mu mordercze spojrzenie.
 - Steven Gatiss jest charłakiem.
- Zamknij się! – warknął nagle oskarżony, próbując się wyrwać z kajdan.
- Jak widzicie jest to jego słaby punkt. Gatiss przez lata pielęgnował nienawiść do wszystkich, którzy posiadają moc magiczną, aż do czasu… Skoro on nie może być czarodziejem to dlaczego inni mogą? Dlaczego kobiety, które w jego mniemaniu są gorsze od mężczyzn, mają być czarownicami? W jego głowie zrodził się plan, pozbyć się kobiet, tych najgorszych, należących do Hufflepuffu, by oczyścić świat czarodziejów z osób niewartych magii.
- Czy przyznajesz się do zarzuconych ci win? – zagrzmiał Knot.
- Powinniście mi dziękować! – warknął mężczyzna. – Dzięki mnie na świecie jest mniej tych bezwartościowych ścierw.
- Zamilcz! – zawołała Tonks, mierząc go wzrokiem.
- Twoja przyjaciółka… Umierała w męczarniach tak jak powinna. – zaśmiał się kpiąco, widząc jak Tonks blednie.
- Tak bardzo chcesz być czarodziejem? Będziesz gnił w Azkabanie przez resztę swojego życia. – powiedziała przez zaciśnięte zęby, zmuszając się całą siłą woli, żeby się na niego nie rzucić.
- Stevenie Gatissie czy przyznajesz się do zarzuconych ci win? – zapytał po raz kolejny Knot.
- Zrobiłbym to jeszcze raz! – zawołał Gatiss.
- W takim razie… Skazuję cie na dożywocie w Azkabanie! – oznajmił Knot, a poparły go towarzyszące pomruki zebranych.
***
- Czyli już po wszystkim… Wszystko się wyjaśniło. – westchnął Rick, kiedy wyszli z sali rozpraw. Tonks ciągle miała prze oczami scenę wyprowadzenia Gatissa. Ten kpiący uśmiech będzie się jej śnił po nocach.
- Peleryna. Gat. Jesteście nie warte. Magia. Puch. – wymienił Walter i westchnął. – Jak to wszystko się nagle poukładało w całość.
- Zdecydowanie za późno. – mruknęła Tonks, której dopiero teraz przestały się trząść kolana. – Przecież to było takie banalne… Gdybym miała te akta na wierzchu…
- Teraz to wydaje się prosta, ale wcale takie nie było. – stwierdziła Hestia. – Tonks błagam, nie obwiniaj się.
- Wybaczcie… po prostu. – westchnęła, ale nie musiała kończyć. Walter położył jej rękę na ramieniu i spojrzał na nią współczująco.
- Wiemy, wiemy. – powiedział cicho. Uśmiechnął się, chwycił Hestię za rękę i oznajmił. – Idziemy świętować! Chcecie iść z nami?
- Wiecie co… - zaczął Rick i wymienił spojrzenie z Tonks.
- Cieszcie się sobą! – zakończyła Dora, uśmiechając się szczerze, chyba po raz pierwszy od pogrzebu Amelii. Cieszyła się ich szczęściem, chociaż oni znaleźli jakąś korzyść w tym wszystkim. Pożegnali się i ruszyli w swoje strony.
***
- Nie chcę żebyście wyjeżdżali. – westchnęła Tonks, patrząc jak Sara pakuje swoje rzeczy do walizki. Kolejny, ostatni dzień spędzali ze sobą u Tonks. Siedziała na łóżku z podwiniętymi nogami i przygryzała dolną wargę. Charlie rozsiadł się na fotelu naprzeciwko niej, a Lucky składała swoje ubrania.
- Musimy Tonks, tam mamy pracę i w miarę poukładane życie. – powiedział Weasley.
- Czuje się odcięta od informacji, od was.- zauważyła Dora.
- Ty się czujesz odcięta od informacji? Od kiedy wyjechałam tyle się działo i jakoś nie narzekam. – zawołała oburzona Sara i zaczęła wyliczać. – Laura wylądowała w Mungu, przegapiłam koncert, poznałaś osobiście Fatalne Jędze i do tego Kirley Duke cię podrywał, Hestia Jones jest z Walterem, a Estera z Giuseppe.
- Czyli to prawda? Es jest z Giuseppe? – zapytała Dora, ignorując Sarę. Lucky przysiadła koło niej.
- Tak, Fran nie jest z tego zadowolony. Ciągle tam siedzi i się wtrąca. – uśmiechnęła się pobłażliwie. – Cieszę się, że się zeszli.
- Nie widzieliśmy się tyle czasu i tyle rzeczy się zmieniło. – mruknął Charlie. – Ciekawe jak będzie wyglądało nasze życie gdy spotkamy się po raz kolejny.
- Będzie kompletnie inne. – stwierdziła Tonks.
- Moje na pewno. – zauważyła Sara, a jej przyjaciele spojrzeli na nią pytająco. Zaczęła chodzić po pokoju, wyginając sobie nerwowo palce. – No bo… ja.. ja jestem w ciąży.
Nic nie może opisać ciszy jaka zapadła w pokoju po wyznaniu Sary. Charlie i Tonks wpatrywali się w nią z głupimi minami, a ona rumieniła się na twarzy.
-No powiedzcie coś! – zawołała błagalnie i tupnęła nogą.
- Ale jak to…? – wydukał Charlie.
- Chyba nie muszę ci tego tłumaczyć. – zaperzyła Lucky.- Drugi miesiąc, dowiedziałam się w dniu kiedy dostałam list od Tonks.
- Nie wierzę… - wyszeptała Dora. – Będę ciocią!
***
Smutna atmosfera towarzyszyła Tonks kiedy odprowadzała swoich przyjaciół na lotnisko. Radość, która ją ogarnęła na wieść o ciąży Sary, uleciała wraz z porankiem.
- To była zdecydowanie zbyt krótka wizyta.- westchnął Charlie.
- Zdecydowanie. Odzywaj się częściej, Weasley. – nakazała Tonks i przytuliła mocno przyjaciele.
- Będę. – zapewnił ją i pocałował w czoło. Tak samo pożegnał się z Sarą i ruszył w stronę swojego przejścia. Odwrócił się jeszcze na chwilę i krzyknął. – Napisz jak urodzi się moja chrześniaczka!
- A kto ci powiedział, że będziesz chrzestnym? – zapytała Sara.
- Kto inny jak nie ja!? – odpowiedział jej i z uśmiechem na twarzy odszedł w dal.
- No… Masz ją pilnować, bo inaczej ze mną będziesz miał do czynienia. – zaczęła grozić Włochowi Tonks.
- Nie mogę sobie na to pozwolić.- powiedział, udając przestraszonego. Sara mocno przytuliła Tonks.
- Nienawidzę się z tobą żegnać. – westchnęła Sara.
- Ani ja z tobą, ale cóż nie moja wina, że mieszkasz we Włoszech. – powiedziała Nimfadora i uśmiechnęła się.
- Saro, nasz samolot za chwilę odlatuje. – zauważył Fran i wziął od niej torbę.
- Do zobaczenia, Tonks!- zawołała Lucky.

Tonks znowu została sama. Przekonała się, że pustkę po stracie Amelii wypełnić potrafią tylko oni, Charlie i Sara, a teraz znowu ją zostawili. Westchnęła smutno i samotnie wyszła na ulice Londynu.
I tak moi drodzy państwo kończy się sprawa, która ciągnie się już od 26 rozdziału. Mam nadzieje, że wyszło to w miarę dobrze! :) No, ale kończy się jeden etap historii, czas zacząć drugi, w którym będzie się działo jednocześnie dużo, ale i mało. Ale jeszcze co do waszych komentarzy... Wariatko, może i dziwne jest to, że zamknęłam wszystko w jednym rozdziale, ale to miał być ten właśnie punkt kulminacyjny, miał wywołać mnóstwo emocji i nie mógł się rozwlec na kilka rozdziałów. 
Testy za mną! Odetchnęłam z ulgą i w końcu mam czas, żeby nadrobić pisanie, ale mam niewielki zastój... :c  Utknęłam na 70 rozdziale, w którym jest dużo tego czego nie lubię - przepisywania fragmentów z książki, więc nie mogąc wpleść tego jakoś porządnie zaczęłam pisać 71, który jest już taki dłuuuugi, a ja mam wrażenie, że nie doszłam nawet do połowy... No cóż lecimy z tematem i się staramy! 

1 komentarz:

  1. Świetna ta rozprawa, Oj nie chciałabym, żeby ktokolwiek sądził nie tak jak Tonks (nie żeby trzeba było mnie sądzić). Tylko jedna mała uwaga: nie "dożywocie", ale "kara dożywotniego pozbawienia wolności". Przepraszam, że się czepiam, ale moja pani od wosu bardzo zwraca n to uwagę i nabrałam już jakiegoś skrzywienia na tym punkcie.
    Rozumiem, że w najbliższych rozdziałach pojawi się opis ślubu Sary i Franceska. Skoro ciąża, to ślub pewnie jest tylko kwestią czasu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń