22.04.2014

49) Jesteś bezpieczna

Wieść o poczynaniach Knota podziałała na wszystkich. Społeczeństwo podzieliło się na wyznawców ministra i wyznawców Dumbledorea. Niestety tych drugich było znacznie mniej. „Ludzie wierzą w to co pisze prasa.” – powiedziała Amelia. Tak jak przewidzieli, Molly bardzo przeżywała wypowiedzi swojego syna i przepraszała wszystkich za to co ten chłopak mówił. Tonks wiedziała, że to da niej ciężkie i za każdym razem gdy widziała Percy’ego w ministerstwie miała ochotę walnąć go w twarz.
Dotarły do nich także niepokojące wieści z Hogwartu. Wizytację już się zaczęły, a niektórzy nie mieli wielkich szans na pozytywne opinie. Jednak nie to było najważniejsze dla Tonks. To co wydarzyło się przy okazji kolejnego spotkania, sprawiło, że czuła się wniebowzięta.
Jak zwykle siedzieli w kuchni nad papierami, które Moody przyniósł. Rozprawiali na temat Hogwartu, olbrzymów, śmierciożerców, o wszystkim co miało jakiekolwiek znaczenie dla Zakonu. W pewnym momencie lusterko Szalonookiego zaczęło piszczeć.
- No nareszcie. – mruknął i machnięciem różdżki uciszył pisk.
- O co chodzi, Moody? – zdziwił się Bill.
- Nowi członkowie, chociaż ja bym ich nazwał tymczasowymi. – mruknął i wyszedł z kuchni aby po chwili wprowadzić siedmiu mężczyzn. Pierwszy wysoki o długich czarnych lokach, w skórzanej kurtce i obcisłych spodniach, drugi miał krótko przystrzyżone włosy i był uśmiechnięty, miał trochę większy brzuch niż pozostali, trzeci był jego przeciwieństwem wysoki i chudy jak tyczka, o długich blond włosach sięgających do łopatek. Czwarty także miał długie włosy tyle, że czarne i nie był taki wysoki jak jego kolega, a obok niego stał łysy facet z wytatuowaną głową. Kolejny miał włosy związane w kitkę i pogodny uśmiech na twarzy. Ostatni urodą przewyższał wszystkich dwukrotnie. Trochę przydługawe włosy w jasnym odcieniu, błękitne oczy i kilkudniowy zarost. – Moi drodzy, dla części z was nie muszę ich przedstawiać. Jednak kultura tego ode mnie wymaga. Oto Myron Wagtail, Orisno Thruston, Merton Graves, Donaghan Tremlett, Herman Wintringham, Heathcot Barbary oraz Kirley Duke.
- Fatalne Jędze. – wyszeptała Dora wpatrując się w swoich idoli. To samo robiła Amelia i Hestia, reszta również na nich patrzyła jednak nie z uwielbieniem, a ciekawością.
- Miło, że ich rozpoznajesz, Tonks. – mruknął Moody.  – Są nowymi członkami Zakonu, niestety na stałe nie zostaną w Londynie, ale korzystając z tego, że podróżują po świecie i mają jakiś wpływ na ludzi ich pomoc jest nam potrzebna. Właściwie to dzięki Heathcotowi są tutaj.
- Proszę mów mi Bary. – odpowiedział basista zespołu i uśmiechnął się do wszystkich.- Po ostatnim koncercie spotkałem się z Dumbledorem, objaśnił mi na czym polega sytuacja. Zawdzięczam mu zbyt wiele, żeby odmówić przyłączenia się do Zakonu, a chłopacy podzielili moje zdanie.
- Zawsze przyda się kilka różdżek więcej. – powiedział zachęcająco Artur, a Molly od razu zaoferowała, że zrobi im herbatę.
- Do kiedy zostajecie w Londynie? – zapytał Kingsley.
- Nie wiemy jeszcze. Wydaje nam się, że do końca roku, może trochę krócej. – odparł Donaghan. Tonks ciągle wpatrywała się w Kirleya, który rozmawiał o czymś po cichu z Barym. Kiedy Duke to zauważył uśmiechnął się uroczo i mrugnął do niej na co ona zarumieniła się. Rozmawiali jeszcze długo o tematach bardziej lub mniej związanych z Zakonem. Dora ciągle czuła na sobie wzrok gitarzysty i uśmiechała się pod nosem, myśląc o nim.
Naburmuszony Moody opuścił wkrótce opuścił Kwaterę Główną, narzekając na wszystkich, którzy tam byli. Nic dziwnego! Od kiedy Fatalne Jędze pojawiły się na Grimmauld Place nikt nie potrafił się skupić. Wraz z nim Kwaterę opuściły osoby, które biegły do swoich spraw. Tonks została oczywiście pod pretekstem posprzątania po wszystkich. Jednak każdy wiedział, że chcę pobyć trochę z Fatalnymi Jędzami. Zbierała właśnie kubki ze stołów, kiedy słyszała jak Myron rozmawiał z Syriuszem.
- Prawda, że tutaj mieszkasz?
- Tak, niestety tak. – odpowiedział dość obojętnie Black.
- Słuchaj, a nie miałbyś tutaj czasem kilku pokoi? Nie mamy za bardzo gdzie się zatrzymać.
- Coś się znajdzie. – powiedział, wzruszając ramionami i podał mu butelkę piwa kremowego. Dora uśmiechnęła się szeroko. Wiedziała, że będzie odwiedzać Kwaterę częściej niż to robiła ostatnio. Trzymając na tacy kubki, odwróciła się i wpadła na kogoś.
- Uważaj. – zawołał Kirley, łapiąc w ostatniej chwili tacę.
- Przepraszam cię, jestem straszną niezdarą. – zaczęła go przepraszać, a serce biło jej jak oszalałe.
- Nic się nie stało. Gdybym się nie skradał, wiedziałabyś gdzie stoję. – uśmiechnął się uroczo i odstawił tacę na bok. – Kiedy ostatnio się widzieliśmy, nie miałem okazji zapytać cię o imię.
- Nie sądziłam, że mnie zapamiętasz. – wydukała zdziwiona.
- Jak mógłbym nie zapamiętać ciebie?
- Wiesz, masz tyle fanek, że dziwne jest to, że zwracasz uwagę na pojedyncze dziewczyny. Jestem Tonks. –powiedziała szybko.  
- Tonks?
- Tak, Tonks. – odpowiedziała pewnie i uśmiechnęła się na widok jego zdziwionej miny. Zabawnie marszczył brwi. On również się uśmiechnął.
- Więc Tonks, powiedz mi co cię tu sprowadza? – zapytał opierając się o kant stołu i wkładając ręce do kieszeni.
- Powołanie. – odparła, krótko, a Kirley podniósł brew. – Jestem aurorem, a walka ze śmierciożercami to moja pasja.
- No, no… fascynująca z ciebie osóbka, Tonks. – uśmiechnął się zalotnie i zaczął się bawić jej włosami. – Chciałbym cię lepiej poznać.
- Schlebiasz mi. – powiedziała rumieniąc się. Ten puścił do niej oko i odszedł zostawiając ją rozanieloną. Wzięła tacę i zaniosła do zlewu. Puściła wodę z kranu i zaczęła myć kubki.
- Pomogę ci. – powiedział Remus, który pojawił się obok niej. Wziął brudne naczynia i gąbkę. – Wyglądasz na zadowoloną. Ten chłopak, z którym rozmawiałaś, to ten z twoich plakatów, prawda?
- Kirley, tak. – odpowiedziała, rumieniąc się po raz kolejny w tym dniu.
- I to on wziął cię na scenę?
- Los się do mnie uśmiechnął. Podkochiwałam się w nim przez ostatnie pięć lat, a tu proszę, mówi mi, że chce mnie lepiej poznać. – wyjaśniła, a w tym samym momencie Remusowi wypadł kubek z ręki. – A to niby ja jestem ta niezdarna!
- Bo jesteś. – uśmiechnął się do niej i za pomocą różdżki naprawił szklankę. – Będą u nas mieszkać.
- Słyszałam jak Myron rozmawiał z Syriuszem. – odpowiedziała zadowolona.
- To pewnie będziesz u nas częściej. – powiedział i spojrzał na nią.
- To się zobaczy. Najpierw muszę odnaleźć Emily.
***
Razem z Hestią wracała z pracy. Trzymając w ręce kubki z gorącą kawą, gawędziły wesoło, zostawiając troski związane z pracą w ministerstwie.
- Rozmawiałaś później z Kirleyem? – zapytała Jones.
- Niestety nie, ale za to Bary okazał się świetnym facetem. Naprawdę, dawno mi się z nikim tak dobrze nie rozmawiało. – powiedziała i pociągnęła łyk swojej kawy. Kiedy następnego dnia po zebraniu pojawiła się w Kwaterze Głównej okazało się, że wszyscy jeszcze śpią. Wszyscy oprócz basisty zespołu. Siedział w kuchni nad kawą i czytał gazetę.
- Prorok kłamie. – zauważyła Dora gdy weszła do pomieszczenia.
- Lubię się z nich pośmiać. – odpowiedział i uśmiechnął się do niej. – Chcesz kawy?
- Jasne. Jak wam się tutaj podoba? Nie jest to może szczyt marzeń, ani pięciogwiazdkowy hotel, ale zawsze coś.
- Jest świetnie. Mam nadzieję, że Syriusz nas nie wywali. – powiedział podając jej kubek.
- Czemu niby miałby to zrobić?
- Czasami przesadzamy przy świętowaniu. Często nas wyrzucają z różnych miejsc. – odpowiedział wzruszając ramionami. – Jesteś tą dziewczyną, którą Duke wyciągnął na scenę?
- Tak, to było coś niesamowitego. Jestem waszą wielką fanką, a koncert był wspaniały.
- Cieszę się, że ci się podobało. Kirley wczoraj dużo o tobie mówił. – powiedział i spojrzał na nią kontem oka.
- Tak? – zdziwiła się i otworzyła szeroko oczy. – Co mówił?
- Nie mogę powiedzieć. – mruknął.
- No weź! Powiedz! – nalegała Dora, a Bary zaśmiał się cicho pod nosem, poczym szepnął:
- Mówił, że mu się spodobałaś.
Tonks miała wrażenie, że Bary i ona mogą zostać dobrymi przyjaciółmi. Basista mimo swojego dość barbarzyńskiego wyglądu miał przyjazne usposobienie. Nimfadorze bardzo podobało się jak opowiadał jej o muzyce. Kochał grać i tworzyć. Robił to dla siebie, a nie dla rzeszy fanek.
- Zazdroszczę ci. Zadawać się z Fatalnymi Jędzami. – westchnęła Hestia. Dora miała już coś powiedzieć kiedy usłyszała krzyk.
-Słyszałaś to? – zapytała i zwróciła się w stronę hangarów obok, których przechodziły. Krzyk się powtórzył.
- Musimy zobaczyć o co chodzi.- postanowiła Hestia i ruszyły w stronę budynków. Usłyszały kolejny krzyk, tym razem inny, męski. Tam musiały być dwie osoby. Tonks szepnęła do swojego zegarka:
- Walter Watson. Walt! Bierz Ricka i pojaw się szybko przy hangarach niedaleko ministerstwa. Coś tu się dzieje.
- Zaraz będziemy. – mruknął i zniknął z tarczy. Zacisnęła rękę na różdżce i skupiła się na wytropieniu głosu.
- Co jeśli to mugole? – zapytała Hestia.
- Trudno. – szepnęła i pociągnęła przyjaciółkę za sobą. Głosy dobiegały z hangaru oznaczonego numerem drugim. Aurorki stanęły po bokach wejścia.
- I co teraz, mała czarodziejko? Twoja magia na nic się nie przyda. – usłyszały kpiący głos. Tonks spojrzała na Hestię, która powiedziała do niej bezgłośnie „To on”. Serce Dory zabiło mocniej. Skoro on tam jest, to Emily jest z nim” – pomyślała. Odliczyła do trzech i wyważyła drzwi. Z wyciągniętą przed siebie różdżką weszła do środka, a tuż za nią Hestia. Pod przeciwległą ścianą stał przerażony mężczyzna w czarnej pelerynie, który trzymał zakrwawiony nóż w ręku, a przy jego nogach siedziała na wpół przytomna dziewczyna. – Rzuć nóż!
- Ani myślę! – wrzasnął, a Hestia rzuciła drętwotę, która chybiła. Mężczyzna zamiótł swoją peleryną i zniknął, uciekając tylnym wyjściem. Jones od razu popędziła za nim, a Tonks podbiegła do dziewczyny. Emily leżała z zamkniętymi oczyma, a z jej nadgarstków sączyła się krew.
- Emily, Em! Obudź się! – powiedziała potrząsając nią.
- Tonks? – szepnęła cicho, a z jej oczu popłynęły łzy.
- Tak to ja. Spokojnie, on już cie nie skrzywdzi. Jesteś bezpieczna.

Jutro testy, a ja się poddaję! Kompletna kapitulacja! Co ma być to będzie. Postanowiłam dodawać codziennie rozdziały, znaczy się tylko do piątku. Taki przyjemny akcent każdego dnia, żeby nie myśleć o testach. :) 
Teraz parę słów dotyczących kolejnego rozdziału. Proszę przygotować się psychicznie na to co się wydarzy!!! No to chyba tyle ode mnie... Dziękuję i do jutra! :) 

4 komentarze:

  1. Lejesz miód na moją duszę. Codzienne rozdziały!
    Robi się coraz ciekawiej. Ten cały Kirley wydaje się całkiem w prządku, ale jakoś niezbyt mi się podoba. Chyba domyślasz się dlaczego. Swoją drogą to biedny ten Remus. Znowu mu życie kłodę pod nogi rzuca.
    Pozdrawiam i czekam do jutro
    PS. Jeszcze raz życzę powodzenia na egzaminach
    PPS. Czytałaś już rozdział, który pojawił się u mnie w piątek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz taki spóźniony prezent na zajączka! :)
      Biedny Remus, biedna Tonks... Dużo się teraz będzie działo! :)
      Czytałam, ale muszę się zebrać i napisać coś sensownego :)

      Usuń
  2. No i posłuchała się mądrzejszego! Jak tam na testach? Ja już wróciłem i no... ciężko było...
    Kirley i Tonks... Hm... nie wiem co o tym myśleć! Na początku był Bill i pasowali do siebie, potem niby był Remus, ale go jednak nie było, a teraz on się wtrąca. Z kim ona w końcu będzie, bo ja tu tak żyję w przekonaniu, że z Lupinem, a ty mieszasz strasznie!
    Co do Emily to wspaniale, że w końcu się znalazła! Nie obrażaj się, ale trochę nudził mnie już ten wątek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj już nie przesadzaj! Nie było tak źle! :)
      Przyznaję się do win! Mieszam, strasznie mieszam i mieszać nie przestanę!
      Mi też się już dłużył wątek porywacza! :)

      Usuń