Wieść o poczynaniach Knota podziałała
na wszystkich. Społeczeństwo podzieliło się na wyznawców ministra i wyznawców
Dumbledorea. Niestety tych drugich było znacznie mniej. „Ludzie wierzą w to co
pisze prasa.” – powiedziała Amelia. Tak jak przewidzieli, Molly bardzo
przeżywała wypowiedzi swojego syna i przepraszała wszystkich za to co ten
chłopak mówił. Tonks wiedziała, że to da niej ciężkie i za każdym razem gdy
widziała Percy’ego w ministerstwie miała ochotę walnąć go w twarz.
Dotarły do nich także niepokojące
wieści z Hogwartu. Wizytację już się zaczęły, a niektórzy nie mieli wielkich
szans na pozytywne opinie. Jednak nie to było najważniejsze dla Tonks. To co
wydarzyło się przy okazji kolejnego spotkania, sprawiło, że czuła się
wniebowzięta.
Jak zwykle siedzieli w kuchni nad
papierami, które Moody przyniósł. Rozprawiali na temat Hogwartu, olbrzymów,
śmierciożerców, o wszystkim co miało jakiekolwiek znaczenie dla Zakonu. W
pewnym momencie lusterko Szalonookiego zaczęło piszczeć.
- O co chodzi, Moody? – zdziwił się
Bill.
- Nowi członkowie, chociaż ja bym ich
nazwał tymczasowymi. – mruknął i wyszedł z kuchni aby po chwili wprowadzić
siedmiu mężczyzn. Pierwszy wysoki o długich czarnych lokach, w skórzanej kurtce
i obcisłych spodniach, drugi miał krótko przystrzyżone włosy i był
uśmiechnięty, miał trochę większy brzuch niż pozostali, trzeci był jego
przeciwieństwem wysoki i chudy jak tyczka, o długich blond włosach sięgających
do łopatek. Czwarty także miał długie włosy tyle, że czarne i nie był taki
wysoki jak jego kolega, a obok niego stał łysy facet z wytatuowaną głową.
Kolejny miał włosy związane w kitkę i pogodny uśmiech na twarzy. Ostatni urodą
przewyższał wszystkich dwukrotnie. Trochę przydługawe włosy w jasnym odcieniu,
błękitne oczy i kilkudniowy zarost. – Moi drodzy, dla części z was nie muszę
ich przedstawiać. Jednak kultura tego ode mnie wymaga. Oto Myron Wagtail, Orisno Thruston,
Merton Graves, Donaghan Tremlett, Herman Wintringham, Heathcot Barbary oraz
Kirley Duke.
- Fatalne Jędze. – wyszeptała Dora wpatrując się w swoich idoli. To samo robiła Amelia i Hestia, reszta również na nich patrzyła jednak nie z uwielbieniem, a ciekawością.
- Fatalne Jędze. – wyszeptała Dora wpatrując się w swoich idoli. To samo robiła Amelia i Hestia, reszta również na nich patrzyła jednak nie z uwielbieniem, a ciekawością.
- Miło, że ich rozpoznajesz, Tonks. –
mruknął Moody. – Są nowymi członkami
Zakonu, niestety na stałe nie zostaną w Londynie, ale korzystając z tego, że
podróżują po świecie i mają jakiś wpływ na ludzi ich pomoc jest nam potrzebna.
Właściwie to dzięki Heathcotowi są tutaj.
- Proszę mów mi Bary. – odpowiedział
basista zespołu i uśmiechnął się do wszystkich.- Po ostatnim koncercie
spotkałem się z Dumbledorem, objaśnił mi na czym polega sytuacja. Zawdzięczam
mu zbyt wiele, żeby odmówić przyłączenia się do Zakonu, a chłopacy podzielili
moje zdanie.
- Zawsze przyda się kilka różdżek
więcej. – powiedział zachęcająco Artur, a Molly od razu zaoferowała, że zrobi
im herbatę.
- Do kiedy zostajecie w Londynie? –
zapytał Kingsley.
- Nie wiemy jeszcze. Wydaje nam się, że
do końca roku, może trochę krócej. – odparł Donaghan. Tonks ciągle wpatrywała
się w Kirleya, który rozmawiał o czymś po cichu z Barym. Kiedy Duke to zauważył
uśmiechnął się uroczo i mrugnął do niej na co ona zarumieniła się. Rozmawiali
jeszcze długo o tematach bardziej lub mniej związanych z Zakonem. Dora ciągle
czuła na sobie wzrok gitarzysty i uśmiechała się pod nosem, myśląc o nim.
Naburmuszony Moody opuścił wkrótce
opuścił Kwaterę Główną, narzekając na wszystkich, którzy tam byli. Nic dziwnego!
Od kiedy Fatalne Jędze pojawiły się na Grimmauld Place nikt nie potrafił się
skupić. Wraz z nim Kwaterę opuściły osoby, które biegły do swoich spraw. Tonks
została oczywiście pod pretekstem posprzątania po wszystkich. Jednak każdy
wiedział, że chcę pobyć trochę z Fatalnymi Jędzami. Zbierała właśnie kubki ze
stołów, kiedy słyszała jak Myron rozmawiał z Syriuszem.
- Prawda, że tutaj mieszkasz?
- Tak, niestety tak. – odpowiedział
dość obojętnie Black.
- Słuchaj, a nie miałbyś tutaj czasem
kilku pokoi? Nie mamy za bardzo gdzie się zatrzymać.
- Coś się znajdzie. – powiedział,
wzruszając ramionami i podał mu butelkę piwa kremowego. Dora uśmiechnęła się
szeroko. Wiedziała, że będzie odwiedzać Kwaterę częściej niż to robiła
ostatnio. Trzymając na tacy kubki, odwróciła się i wpadła na kogoś.
- Uważaj. – zawołał Kirley, łapiąc w
ostatniej chwili tacę.
- Przepraszam cię, jestem straszną
niezdarą. – zaczęła go przepraszać, a serce biło jej jak oszalałe.
- Nic się nie stało. Gdybym się nie
skradał, wiedziałabyś gdzie stoję. – uśmiechnął się uroczo i odstawił tacę na
bok. – Kiedy ostatnio się widzieliśmy, nie miałem okazji zapytać cię o imię.
- Nie sądziłam, że mnie zapamiętasz. –
wydukała zdziwiona.
- Jak mógłbym nie zapamiętać ciebie?
- Wiesz, masz tyle fanek, że dziwne
jest to, że zwracasz uwagę na pojedyncze dziewczyny. Jestem Tonks. –powiedziała
szybko.
- Tonks?
- Tak, Tonks. – odpowiedziała pewnie i
uśmiechnęła się na widok jego zdziwionej miny. Zabawnie marszczył brwi. On
również się uśmiechnął.
- Więc Tonks, powiedz mi co cię tu
sprowadza? – zapytał opierając się o kant stołu i wkładając ręce do kieszeni.
- Powołanie. – odparła, krótko, a
Kirley podniósł brew. – Jestem aurorem, a walka ze śmierciożercami to moja
pasja.
- No, no… fascynująca z ciebie osóbka,
Tonks. – uśmiechnął się zalotnie i zaczął się bawić jej włosami. – Chciałbym
cię lepiej poznać.
- Schlebiasz mi. – powiedziała
rumieniąc się. Ten puścił do niej oko i odszedł zostawiając ją rozanieloną.
Wzięła tacę i zaniosła do zlewu. Puściła wodę z kranu i zaczęła myć kubki.
- Pomogę ci. – powiedział Remus, który
pojawił się obok niej. Wziął brudne naczynia i gąbkę. – Wyglądasz na
zadowoloną. Ten chłopak, z którym rozmawiałaś, to ten z twoich plakatów,
prawda?
- Kirley, tak. – odpowiedziała,
rumieniąc się po raz kolejny w tym dniu.
- I to on wziął cię na scenę?
- Los się do mnie uśmiechnął.
Podkochiwałam się w nim przez ostatnie pięć lat, a tu proszę, mówi mi, że chce
mnie lepiej poznać. – wyjaśniła, a w tym samym momencie Remusowi wypadł kubek z
ręki. – A to niby ja jestem ta niezdarna!
- Bo jesteś. – uśmiechnął się do niej i
za pomocą różdżki naprawił szklankę. – Będą u nas mieszkać.
- Słyszałam jak Myron rozmawiał z
Syriuszem. – odpowiedziała zadowolona.
- To pewnie będziesz u nas częściej. –
powiedział i spojrzał na nią.
- To się zobaczy. Najpierw muszę
odnaleźć Emily.
***
Razem z Hestią wracała z pracy.
Trzymając w ręce kubki z gorącą kawą, gawędziły wesoło, zostawiając troski
związane z pracą w ministerstwie.
- Rozmawiałaś później z Kirleyem? –
zapytała Jones.
- Niestety nie, ale za to Bary okazał
się świetnym facetem. Naprawdę, dawno mi się z nikim tak dobrze nie rozmawiało.
– powiedziała i pociągnęła łyk swojej kawy. Kiedy następnego dnia po zebraniu
pojawiła się w Kwaterze Głównej okazało się, że wszyscy jeszcze śpią. Wszyscy
oprócz basisty zespołu. Siedział w kuchni nad kawą i czytał gazetę.
- Prorok kłamie. – zauważyła Dora gdy
weszła do pomieszczenia.
- Lubię się z nich pośmiać. –
odpowiedział i uśmiechnął się do niej. – Chcesz kawy?
- Jasne. Jak wam się tutaj podoba? Nie
jest to może szczyt marzeń, ani pięciogwiazdkowy hotel, ale zawsze coś.
- Jest świetnie. Mam nadzieję, że
Syriusz nas nie wywali. – powiedział podając jej kubek.
- Czemu niby miałby to zrobić?
- Czasami przesadzamy przy świętowaniu.
Często nas wyrzucają z różnych miejsc. – odpowiedział wzruszając ramionami. –
Jesteś tą dziewczyną, którą Duke wyciągnął na scenę?
- Tak, to było coś niesamowitego.
Jestem waszą wielką fanką, a koncert był wspaniały.
- Cieszę się, że ci się podobało.
Kirley wczoraj dużo o tobie mówił. – powiedział i spojrzał na nią kontem oka.
- Tak? – zdziwiła się i otworzyła
szeroko oczy. – Co mówił?
- Nie mogę powiedzieć. – mruknął.
- No weź! Powiedz! – nalegała Dora, a
Bary zaśmiał się cicho pod nosem, poczym szepnął:
- Mówił, że mu się spodobałaś.
Tonks miała wrażenie, że Bary i ona
mogą zostać dobrymi przyjaciółmi. Basista mimo swojego dość barbarzyńskiego
wyglądu miał przyjazne usposobienie. Nimfadorze bardzo podobało się jak
opowiadał jej o muzyce. Kochał grać i tworzyć. Robił to dla siebie, a nie dla
rzeszy fanek.
- Zazdroszczę ci. Zadawać się z
Fatalnymi Jędzami. – westchnęła Hestia. Dora miała już coś powiedzieć kiedy
usłyszała krzyk.
-Słyszałaś to? – zapytała i zwróciła
się w stronę hangarów obok, których przechodziły. Krzyk się powtórzył.
- Musimy zobaczyć o co chodzi.-
postanowiła Hestia i ruszyły w stronę budynków. Usłyszały kolejny krzyk, tym
razem inny, męski. Tam musiały być dwie osoby. Tonks szepnęła do swojego
zegarka:
- Walter Watson. Walt! Bierz Ricka i
pojaw się szybko przy hangarach niedaleko ministerstwa. Coś tu się dzieje.
- Zaraz będziemy. – mruknął i zniknął z
tarczy. Zacisnęła rękę na różdżce i skupiła się na wytropieniu głosu.
- Co jeśli to mugole? – zapytała
Hestia.
- Trudno. – szepnęła i pociągnęła
przyjaciółkę za sobą. Głosy dobiegały z hangaru oznaczonego numerem drugim.
Aurorki stanęły po bokach wejścia.
- I co teraz, mała czarodziejko? Twoja
magia na nic się nie przyda. – usłyszały kpiący głos. Tonks spojrzała na
Hestię, która powiedziała do niej bezgłośnie „To on”. Serce Dory zabiło
mocniej. Skoro on tam jest, to Emily jest
z nim” – pomyślała. Odliczyła do trzech i wyważyła drzwi. Z wyciągniętą
przed siebie różdżką weszła do środka, a tuż za nią Hestia. Pod przeciwległą
ścianą stał przerażony mężczyzna w czarnej pelerynie, który trzymał zakrwawiony
nóż w ręku, a przy jego nogach siedziała na wpół przytomna dziewczyna. – Rzuć
nóż!
- Ani myślę! – wrzasnął, a Hestia
rzuciła drętwotę, która chybiła. Mężczyzna zamiótł swoją peleryną i zniknął,
uciekając tylnym wyjściem. Jones od razu popędziła za nim, a Tonks podbiegła do
dziewczyny. Emily leżała z zamkniętymi oczyma, a z jej nadgarstków sączyła się
krew.
- Emily, Em! Obudź się! – powiedziała
potrząsając nią.
- Tonks? – szepnęła cicho, a z jej oczu
popłynęły łzy.
- Tak to ja. Spokojnie, on już cie nie
skrzywdzi. Jesteś bezpieczna.
Jutro testy, a ja się poddaję! Kompletna kapitulacja! Co ma być to będzie. Postanowiłam dodawać codziennie rozdziały, znaczy się tylko do piątku. Taki przyjemny akcent każdego dnia, żeby nie myśleć o testach. :)
Teraz parę słów dotyczących kolejnego rozdziału. Proszę przygotować się psychicznie na to co się wydarzy!!! No to chyba tyle ode mnie... Dziękuję i do jutra! :)
Lejesz miód na moją duszę. Codzienne rozdziały!
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej. Ten cały Kirley wydaje się całkiem w prządku, ale jakoś niezbyt mi się podoba. Chyba domyślasz się dlaczego. Swoją drogą to biedny ten Remus. Znowu mu życie kłodę pod nogi rzuca.
Pozdrawiam i czekam do jutro
PS. Jeszcze raz życzę powodzenia na egzaminach
PPS. Czytałaś już rozdział, który pojawił się u mnie w piątek?
Widzisz taki spóźniony prezent na zajączka! :)
UsuńBiedny Remus, biedna Tonks... Dużo się teraz będzie działo! :)
Czytałam, ale muszę się zebrać i napisać coś sensownego :)
No i posłuchała się mądrzejszego! Jak tam na testach? Ja już wróciłem i no... ciężko było...
OdpowiedzUsuńKirley i Tonks... Hm... nie wiem co o tym myśleć! Na początku był Bill i pasowali do siebie, potem niby był Remus, ale go jednak nie było, a teraz on się wtrąca. Z kim ona w końcu będzie, bo ja tu tak żyję w przekonaniu, że z Lupinem, a ty mieszasz strasznie!
Co do Emily to wspaniale, że w końcu się znalazła! Nie obrażaj się, ale trochę nudził mnie już ten wątek :)
Oj już nie przesadzaj! Nie było tak źle! :)
UsuńPrzyznaję się do win! Mieszam, strasznie mieszam i mieszać nie przestanę!
Mi też się już dłużył wątek porywacza! :)