16.04.2014

47) Fatalne Jędze

Kochana Tonks,
Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam. Miałam tu sporo na głowie, rozumiesz. Rodzina Frana okazała się świetna. No i hipogryfy! Moje marzenie się spełniło. Mam je na co dzień tuż pod nosem. Są cudowne, takie majestatyczne. Jednak nie wynagrodzą mi tego, że was tu nie ma. Pierwszego dnia chciałam od razu wsiąść do samolotu i wracać, ale nie mogłam tego zrobić. Bardzo za wami tęsknie i gdy tylko nadarzy się okazja przylecę was odwiedzić.
Przez przypadek zabrałam ze sobą bilet na koncert, a przecież jest już nie długo. Przesyłam go razem z listem, żebyście mogły zabrać kogoś ze sobą. Pozdrów wszystkich.
                                                                                                                          Kocham cię, Sara!
Tonks przeczytała ten list i poczuła ukłucie w sercu. Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo brakuje jej Sary. Bolało ją, że nie pójdą razem na ten długo wyczekiwany koncert. Trzymała bilet w ręce i spoglądała na Hestię, która siedziała naprzeciwko niej i notowała coś zawzięcie. Pewnie obmyśla kolejną teorię. – pomyślała Dora. Zazdrościła Hestii zawzięcia, chociaż to zawzięcie przeradzało się już w paranoję. Twierdziła, że potrzeba jej chwili odpoczynku, dlatego też napisała przed chwilą do Amelii i spytała się co ona sądzi o wzięciu Jones na koncert. Czekała na jej odpowiedź aż do momentu gdy do jej boksu wleciał mały papierowy samolocik i wylądował na jej biurku. Szybko go przeczytała i powiedziała:
- Masz może jakieś plany na sobotę?
- Pewnie będę tutaj siedzieć. – mruknęła znad papierów.
- Może zrobiłabyś sobie wolny wieczór. Zmęczona niczego nowego nie znajdziesz. – stwierdziła Nimfadora.
- Może masz trochę racji. – westchnęła Jones i przetarła oczy wierzchem dłoni. – Jak odpocznę sobie trochę to chyba nic się nie stanie…
- A lubisz może Fatalne Jędze? –zapytała uśmiechnięta Dora.
- Tak, nawet bardzo. – odpowiedziała dość obojętnie. Tonks podsunęła jej pod nos bilet, a Hestia otworzyła oczy ze zdumienia.
- Idziesz ze mną i Amelią w sobotę na koncert?
- Jeszcze się pytasz? Jasne, że tak!
***
Ostatnie ich spotkanie nie dawało mu spokoju. To co Dora powiedziała sprawiało, że zaczynał się bać kolejnej pełni. Przyzwyczaił się do bólu, ale przerażało go to, że jego cierpienie może ranić innych. Zastanawiał się jaki może być powód tego zjawiska. Kiedy był jeszcze w Hogwarcie przeczytał większość książek o wilkołakach i w żadnej z nich nie było opisane nic podobnego. Wiedział jedynie, że przed przemianą myślał o niej. Może o to chodzi. – pomyślał. Być może dlatego ona to odczuła. Wilkołak nie potrafi czuć nic oprócz wściekłości. Każde ludzkie uczucie przeistacza się w złość, której musi dać ujście. Być może dlatego tak się stało. Wściekł się na siebie. Jak może być taki głupi? Przecież nie jest już jakimś szczeniakiem, powinien potrafić nad sobą panować. A jednak… Serce nie sługa. ­­– tak mu powiedział kiedyś James.
***
Wreszcie nastał ten dzień, tak długo wyczekiwany. Zmierzwiła sobie swoje krótkie różowe włosy i spojrzała na zegarek. Dziewczyny powinny już być. Miały się spotkać na miejscu, pod magiczną areną. Umówiły się trochę wcześniej, żeby zająć miejsca pod sceną i tym razem Nimfadora wyjątkowo się nie spóźniła. Po chwili z głuchym trzaskiem zmaterializowały się Amelia i Hestia.
- No nareszcie! – zawołała z ulgą i podbiegła do przyjaciółek. W trójkę weszły do środka i zaniemówiły. Po ścianach swobodnie biegał różnokolorowe plamki światła, jakby bawiły się w berka. Ogromna przestrzeń mogąca pomieścić tysiące czarodziejów robiła ogromne wrażenie. Nimfadora wpatrywała się w scenę, na której już za chwile miał pojawić się jej ukochany zespół. – Nie wierzę, że tu jestem!
- Lepiej uwierz. Zaraz zobaczymy Fatalne Jędze! –zawołała Hestia i wszystkie trzy zaczęły skakać z radości jak małe dziewczynki.
- Chodźmy pod scenę, zająć jakieś dobre miejsca. – poleciła Amelia. Zaczynało się robić coraz tłoczniej, wszyscy chcieli być przy scenie, tak blisko jak się tylko dało. Dziewczyny dzielnie walczyły o swoje miejsca, nie dawały nikomu się przepchnąć. Nagle wszystkie światła zgasły, pozostawiając je w ciemności. Ze wsząd zaczął się wydobywać głos:
- Witaj Londynie! Macie ochotę na odrobinę prawdziwej muzyki? – tłum rozszalałych fanów zaczął krzyczeć i skakać na dźwięk głosu wokalisty. – Jesteście gotowi? Nie słyszę was!
W towarzystwie podnieconych wrzasków, na scenie wraz z hukiem i kłębami dymu pojawili się muzycy. Wokalista Myron Wagtail, poprawiający swoje długie lokowane włosy, tuż za nim Orsino Thruston obracający w dłoniach pałeczki od perkusji. Obok niego stali Merton Graves ze swoją wiolonczelą i Donaghan Tremlett z kontrabasem. Stali tam również Herman Wintringham lutniarz, Heathcote Barbary basista oraz, zdaniem Tonks, największy skarb tego zespołu Kirley Duke z jego gitarą. Stał tam wysoki i piękny z trzydniowym zarostem na mocno zarysowanej szczęce. Jego czoło nakrapiane było kropelkami potu, jego palce delikatnie smagały struny, nadając muzyce piękne brzmienie. Tonks nieświadomie wpatrywała się w Kirleya, pochłaniała go wzrokiem i z uśmiechem słuchała kolejnych piosenek. Piski dziewcząt nasiliły się gdy podczas przerwy między utworami Duke ściągnął swoją koszulę i rzucił w tłum. Dora skoczyła chcąc ją złapać, ale okazała się za niska i jakaś kobieta za nią uprzedziła ją.  Jak mogłam przegapić taką okazję? To byłaby idealna pamiątka po koncercie. – pomyślała zrozpaczona, patrząc mściwie na rozanieloną kobietę.
- Teraz zaśpiewamy jedną z naszych najnowszych ballad. Dedykujemy ją wszystkim pięknym panią. – powiedział zmysłowym głosem i zaśmiał się głośno. W tym samym momencie Heathcote i Kirley podeszli do krańca sceny. Serce podskoczyło jej do gardła kiedy zobaczyła Duke’a podchodzącego w jej stronę. Odgarnął włosy z czoła i wyciągnął do niej rękę. Ujął ją delikatnie w pasie i pomógł wejść na scenę. Nogi i ręce trzęsły jej się z podniecenia.
- Spokojnie, ślicznotko. – szepnął i posłał jej cudowny uśmiech, a ona poczuła jak pieką ją policzki. Musnął palcami struny i reszta również zaczęła grać.
- And dance your final dance
This is your final chance
To hold the one you love
You know you’ve waited long enough
Believe that magic works
Don’t be afraid of being hurt
Don’t let this magic die
The answer’s there
Oh, just look in her eyes
And make your final move
Don’t be scared, she wants you too
Yeah, it’s hard – you must be brave
Don’t let this moment slip away
Believe that magic works
Don’t be afraid, afraid of being hurt
No, don’t let this magic die
Oh, the answer’s there
Just look in her eyes
And don’t believe that magic can die
No, no, no, this magic can’t die
So dance your final dance
This is your final chance.* – śpiewał Myron, jednak to nie miało dla Tonks znaczenia. Czuła, że Duke gra tylko dla niej. Była tylko ona i on, pośrodku świateł zwróconych ku nim. Niech się wypcha jego koszulą, on gra dla mnie. Jest idealny. – pomyślała, uśmiechając się mimowolnie. Gdy tylko skończyli grać, Duke wyciągnął swoją różdżkę, machnął ręką i wyczarował piękną czerwoną różę. Podał ją Tonks i ucałował wierzch jej dłoni. Pomógł jej zejść z powrotem i uśmiechnął się po raz kolejny.
- Tonks! To był Duke, Kirley Duke! – zapiszczała Amelia i rzuciła się jej na szyję. Tonks uścisnęła ją równie mocno, a Hestia dołączyła się do nich. Kiedy skończyły się śmiać i ściskać, Dora przycisnęła różę do piersi i spojrzała na Kirleya.

- Mogłabym się w nim zakochać. – szepnęła cicho, gdy gitarzysta odgrywał właśnie swoją solówkę.  Fatalne Jędze zagrały jeszcze kilka kawałków, a Tonks nie mogła oderwać spojrzenia od Duke’a, podczas gdy Amelia i Hestia tańczyły jak szalone, rzucając włosami na wszystkie strony. Dla każdej z nich ten wieczór był wyjątkowo udany. Każda będzie go wspominać przez długi czas, a Nimfadora w szczególności.
*Magic Works -piosenka nr 2 w mojej playliście. Rozdział oddaję wcześniej, bo nie wiem czy dam radę w sobotę. Jezu! Za tydzień testy :O Błagam o  wybaczenie jeżeli chodzi o jakieś zaległości w komentowaniu, publikowaniu i czym tam jeszcze mogę takowe zaległości mieć. Nadrobię wszystko! 

3 komentarze:

  1. Przyjemny rozdział. nie wspominając o tym, że jest wielkim zaskoczeniem. Ale rozumiem Cię. Pamiętaj, że testy są najważniejsze (chyba już Ci to mówiłam). i nie martw się tak bardzo. W zeszłym roku były banalne. Serio. Z historii i przyrody wyszłam po pół godzinie. Przy czym z historii miałam 97%, a z przyrody 59%. Więc nie mogło być tak źle. Tylko trzeba wyspać się przed egzaminem. Polecam też zjeść kilka kawałków czekolady.
    Napisz mi, kiedy dokładnie będziesz pisać, to będę trzymać kciuki.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawka - z przyrody dostałam 89% nie 59%

      Usuń
    2. Środa - polski, historia + wos, czwartek - przyroda, matematyka, piątek - angielski. Nie ukrywam, że bardzo się boję testów, bo jestem strasznym leniem i nic się nie uczyłam... Jednak szkoła, do której idę nie jest też zbytnio wymagająca i nie mam się chyba czego obawiać.

      Usuń