Kochana Tonks,
Przepraszam, że tak
długo się nie odzywałam. Miałam tu sporo na głowie, rozumiesz. Rodzina Frana
okazała się świetna. No i hipogryfy! Moje marzenie się spełniło. Mam je na co
dzień tuż pod nosem. Są cudowne, takie majestatyczne. Jednak nie wynagrodzą mi
tego, że was tu nie ma. Pierwszego dnia chciałam od razu wsiąść do samolotu i
wracać, ale nie mogłam tego zrobić. Bardzo za wami tęsknie i gdy tylko nadarzy
się okazja przylecę was odwiedzić.
Przez przypadek
zabrałam ze sobą bilet na koncert, a przecież jest już nie długo. Przesyłam go
razem z listem, żebyście mogły zabrać kogoś ze sobą. Pozdrów wszystkich.
Kocham
cię, Sara!
Tonks przeczytała ten list i poczuła
ukłucie w sercu. Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo brakuje jej Sary. Bolało
ją, że nie pójdą razem na ten długo wyczekiwany koncert. Trzymała bilet w ręce
i spoglądała na Hestię, która siedziała naprzeciwko niej i notowała coś
zawzięcie. Pewnie obmyśla kolejną teorię.
– pomyślała Dora. Zazdrościła Hestii zawzięcia, chociaż to zawzięcie
przeradzało się już w paranoję. Twierdziła, że potrzeba jej chwili odpoczynku,
dlatego też napisała przed chwilą do Amelii i spytała się co ona sądzi o
wzięciu Jones na koncert. Czekała na jej odpowiedź aż do momentu gdy do jej
boksu wleciał mały papierowy samolocik i wylądował na jej biurku. Szybko go
przeczytała i powiedziała:
- Masz może jakieś plany na sobotę?
- Pewnie będę tutaj siedzieć. –
mruknęła znad papierów.
- Może zrobiłabyś sobie wolny wieczór.
Zmęczona niczego nowego nie znajdziesz. – stwierdziła Nimfadora.
- Może masz trochę racji. – westchnęła
Jones i przetarła oczy wierzchem dłoni. – Jak odpocznę sobie trochę to chyba
nic się nie stanie…
- A lubisz może Fatalne Jędze?
–zapytała uśmiechnięta Dora.
- Tak, nawet bardzo. – odpowiedziała
dość obojętnie. Tonks podsunęła jej pod nos bilet, a Hestia otworzyła oczy ze
zdumienia.
- Idziesz ze mną i Amelią w sobotę na
koncert?
- Jeszcze się pytasz? Jasne, że tak!
***
Ostatnie ich spotkanie nie dawało mu
spokoju. To co Dora powiedziała sprawiało, że zaczynał się bać kolejnej pełni.
Przyzwyczaił się do bólu, ale przerażało go to, że jego cierpienie może ranić
innych. Zastanawiał się jaki może być powód tego zjawiska. Kiedy był jeszcze w
Hogwarcie przeczytał większość książek o wilkołakach i w żadnej z nich nie było
opisane nic podobnego. Wiedział jedynie, że przed przemianą myślał o niej. Może o to chodzi. – pomyślał. Być może
dlatego ona to odczuła. Wilkołak nie potrafi czuć nic oprócz wściekłości. Każde
ludzkie uczucie przeistacza się w złość, której musi dać ujście. Być może
dlatego tak się stało. Wściekł się na siebie. Jak może być taki głupi? Przecież
nie jest już jakimś szczeniakiem, powinien potrafić nad sobą panować. A jednak…
Serce nie sługa. – tak mu
powiedział kiedyś James.
***
Wreszcie nastał ten dzień, tak długo
wyczekiwany. Zmierzwiła sobie swoje krótkie różowe włosy i spojrzała na
zegarek. Dziewczyny powinny już być. Miały się spotkać na miejscu, pod magiczną
areną. Umówiły się trochę wcześniej, żeby zająć miejsca pod sceną i tym razem
Nimfadora wyjątkowo się nie spóźniła. Po chwili z głuchym trzaskiem
zmaterializowały się Amelia i Hestia.
- No nareszcie! – zawołała z ulgą i
podbiegła do przyjaciółek. W trójkę weszły do środka i zaniemówiły. Po ścianach
swobodnie biegał różnokolorowe plamki światła, jakby bawiły się w berka.
Ogromna przestrzeń mogąca pomieścić tysiące czarodziejów robiła ogromne
wrażenie. Nimfadora wpatrywała się w scenę, na której już za chwile miał
pojawić się jej ukochany zespół. – Nie wierzę, że tu jestem!
- Lepiej uwierz. Zaraz zobaczymy
Fatalne Jędze! –zawołała Hestia i wszystkie trzy zaczęły skakać z radości jak
małe dziewczynki.
- Chodźmy pod scenę, zająć jakieś dobre
miejsca. – poleciła Amelia. Zaczynało się robić coraz tłoczniej, wszyscy
chcieli być przy scenie, tak blisko jak się tylko dało. Dziewczyny dzielnie
walczyły o swoje miejsca, nie dawały nikomu się przepchnąć. Nagle wszystkie
światła zgasły, pozostawiając je w ciemności. Ze wsząd zaczął się wydobywać
głos:
- Witaj Londynie! Macie ochotę na
odrobinę prawdziwej muzyki? – tłum rozszalałych fanów zaczął krzyczeć i skakać
na dźwięk głosu wokalisty. – Jesteście gotowi? Nie słyszę was!
W towarzystwie podnieconych wrzasków,
na scenie wraz z hukiem i kłębami dymu pojawili się muzycy. Wokalista Myron
Wagtail, poprawiający swoje długie lokowane włosy, tuż za nim Orsino Thruston
obracający w dłoniach pałeczki od perkusji. Obok niego stali Merton Graves ze
swoją wiolonczelą i Donaghan Tremlett z kontrabasem. Stali tam również Herman
Wintringham lutniarz, Heathcote Barbary basista oraz, zdaniem Tonks, największy
skarb tego zespołu Kirley Duke z jego gitarą. Stał tam wysoki i piękny z
trzydniowym zarostem na mocno zarysowanej szczęce. Jego czoło nakrapiane było
kropelkami potu, jego palce delikatnie smagały struny, nadając muzyce piękne
brzmienie. Tonks nieświadomie wpatrywała się w Kirleya, pochłaniała go wzrokiem
i z uśmiechem słuchała kolejnych piosenek. Piski dziewcząt nasiliły się gdy
podczas przerwy między utworami Duke ściągnął swoją koszulę i rzucił w tłum.
Dora skoczyła chcąc ją złapać, ale okazała się za niska i jakaś kobieta za nią
uprzedziła ją. Jak mogłam przegapić taką okazję? To byłaby
idealna pamiątka po koncercie. – pomyślała zrozpaczona, patrząc mściwie na
rozanieloną kobietę.
- Teraz zaśpiewamy jedną z naszych
najnowszych ballad. Dedykujemy ją wszystkim pięknym panią. – powiedział zmysłowym
głosem i zaśmiał się głośno. W tym samym momencie Heathcote i Kirley podeszli
do krańca sceny. Serce podskoczyło jej do gardła kiedy zobaczyła Duke’a
podchodzącego w jej stronę. Odgarnął włosy z czoła i wyciągnął do niej rękę.
Ujął ją delikatnie w pasie i pomógł wejść na scenę. Nogi i ręce trzęsły jej się
z podniecenia.
- Spokojnie, ślicznotko. – szepnął i
posłał jej cudowny uśmiech, a ona poczuła jak pieką ją policzki. Musnął palcami
struny i reszta również zaczęła grać.
- And dance your
final dance
This is your
final chance
To hold the one
you love
You know you’ve
waited long enough
Believe that
magic works
Don’t be afraid
of being hurt
Don’t let this
magic die
The answer’s
there
Oh, just look
in her eyes
And make your
final move
Don’t be
scared, she wants you too
Yeah, it’s hard
– you must be brave
Don’t let this
moment slip away
Believe that
magic works
Don’t be
afraid, afraid of being hurt
No, don’t let
this magic die
Oh, the
answer’s there
Just look in
her eyes
And don’t
believe that magic can die
No, no, no,
this magic can’t die
So dance your final
dance
This is your final chance.* – śpiewał
Myron, jednak to nie miało dla Tonks znaczenia. Czuła, że Duke gra tylko dla
niej. Była tylko ona i on, pośrodku świateł zwróconych ku nim. Niech się wypcha jego koszulą, on gra dla
mnie. Jest idealny. – pomyślała, uśmiechając się mimowolnie. Gdy tylko
skończyli grać, Duke wyciągnął swoją różdżkę, machnął ręką i wyczarował piękną
czerwoną różę. Podał ją Tonks i ucałował wierzch jej dłoni. Pomógł jej zejść z
powrotem i uśmiechnął się po raz kolejny.
- Tonks! To był Duke, Kirley Duke! –
zapiszczała Amelia i rzuciła się jej na szyję. Tonks uścisnęła ją równie mocno,
a Hestia dołączyła się do nich. Kiedy skończyły się śmiać i ściskać, Dora
przycisnęła różę do piersi i spojrzała na Kirleya.
- Mogłabym się w nim zakochać. –
szepnęła cicho, gdy gitarzysta odgrywał właśnie swoją solówkę. Fatalne Jędze zagrały jeszcze kilka kawałków,
a Tonks nie mogła oderwać spojrzenia od Duke’a, podczas gdy Amelia i Hestia
tańczyły jak szalone, rzucając włosami na wszystkie strony. Dla każdej z nich
ten wieczór był wyjątkowo udany. Każda będzie go wspominać przez długi czas, a
Nimfadora w szczególności.
*Magic Works -piosenka nr 2 w mojej playliście. Rozdział oddaję wcześniej, bo nie wiem czy dam radę w sobotę. Jezu! Za tydzień testy :O Błagam o wybaczenie jeżeli chodzi o jakieś zaległości w komentowaniu, publikowaniu i czym tam jeszcze mogę takowe zaległości mieć. Nadrobię wszystko!
Przyjemny rozdział. nie wspominając o tym, że jest wielkim zaskoczeniem. Ale rozumiem Cię. Pamiętaj, że testy są najważniejsze (chyba już Ci to mówiłam). i nie martw się tak bardzo. W zeszłym roku były banalne. Serio. Z historii i przyrody wyszłam po pół godzinie. Przy czym z historii miałam 97%, a z przyrody 59%. Więc nie mogło być tak źle. Tylko trzeba wyspać się przed egzaminem. Polecam też zjeść kilka kawałków czekolady.
OdpowiedzUsuńNapisz mi, kiedy dokładnie będziesz pisać, to będę trzymać kciuki.
Pozdrawiam
Poprawka - z przyrody dostałam 89% nie 59%
UsuńŚroda - polski, historia + wos, czwartek - przyroda, matematyka, piątek - angielski. Nie ukrywam, że bardzo się boję testów, bo jestem strasznym leniem i nic się nie uczyłam... Jednak szkoła, do której idę nie jest też zbytnio wymagająca i nie mam się chyba czego obawiać.
Usuń