12.04.2014

45) Pełnia

Mroczny zaułek, którym szła budził w niej strach. Zdawał się nie mieć końca. Szła przed siebie z różdżką w ręku powtarzając na głos wciąż te same słowa.
- Peleryna. Gat. Jesteście nie warte. Magia. Puch.
Blade światło rozjaśniło jej drogę, spojrzawszy pod nogi zauważyła, że podłoże jest usłane fioletowymi owocami. Jakiś cień poruszył się niedaleko niej.
- Kto tu jest? – zawołała.
- Nie uratowałaś nas.- rozległ się przeraźliwy jęk tworzony przez trzy głosy.
-Kim jesteście?!
- To ty jesteś temu winna! – zawyły zjawy.
- O czym wy mówicie, pokażcie się! – wołała przerażona cofając się do tyłu. Nagle dobiegł ją głos Laury:
- To przez ciebie, to wszystko przez ciebie.
Jej różdżka zaczęła migotać, co chwile pozostawiając ją w kompletnej ciemności. Serce waliło w jej klatce piersiowej jak oszalałe, jakby chciało się wyrwać i uciec jak najdalej stąd. Nimfadora też miała ochotę to zrobić, ale nie wiedziała gdzie by miała biec. Nagły rozbłysk światła. Przed Dorą pojawia się Rose Tyler. Głuchy krzyk Tonks. Zapadająca ciemność. Kolejna fala światła i twarz Ellie Parker. Płytki, a zarazem szybki oddech Nimfadory wydobywał się ze świstem na zewnątrz. Nagła ciemność i równie nagła jasność. Twarz Mirandy Harkness.
- Nie, zostawcie mnie! – nieświadomie krzyknęła, zasłaniając twarz rękoma.
- Tonks… Tonks! – usłyszała głos, który skądś znała. Odsunęła dłonie oczu i spojrzał w stronę, z którego dobiegał głos. Jasny płomyk zamajaczył jej przed oczyma, a potem nagle znikł. Dora mrużąc oczy patrzyła w mrok, z którego po chwili wyszła czarna postać. Wyciągnęła różdżkę przed siebie i rzuciła zaklęcie w stronę Nimfadory. Ta chciała się bronić, lecz jej broń rozsypała się w pył. Purpurowy grot mknął w nią nie przerwanie, a gdy miał już zderzyć się z jej ciałem obudziła się ciężko dysząc.
- To tylko sen. – mruknęła do siebie, ścierając pot z czoła i przeczesując potargane włosy. – Tylko sen.
***
- Nie muszę wam chyba mówić, że jest źle? – mruknął Moody, kiedy siedzieli wszyscy na kolejnym zebraniu. – Ostatnia akcja z pewnością sprawiła, że śmierciożercy nie będą się wychylać, ale Laura zostanie w Mungu do końca miesiąca. Co gorsza Podmore został skazany na sześć miesięcy. Albus za wiele też nam nie pomoże póki ma na głowię tą ropuchę.
- Gorsze jest to, że nie wiemy co wyciągnęli ze Sturgisa. –zauważył Walter.
- Jeśli coś wyciągnęli. – poprawił go Remus.                                         
- Wydaje mi się, że i tak najbardziej niepokojące jest to, że byli w stanie rzucić na niego Imperiusa. – zauważyła Amelia, która starannie wszystkich słuchała.
- Jestem pewna, że to był Malfoy, za często przebywał w ministerstwie, to składa się w jedną całość. – zauważyła Hestia.
- Oni chcą się dostać do Departamentu. – stwierdził Tonks. – Na początku Bode, on też mógł być pod działaniem Imperiusa. Wtedy co tak dziwnie się zachowywał na mojej warcie, zaraz później Sturgis miał swoją zmianę. Pewnie… pewnie wtedy rzucili na niego urok, bo Bode zaczynał się sprzeciwiać. Jeśli mój wujaszek już wtedy okupował ministerstwo jest to oczywiste.
- Masz rację Tonks, to składa się w sensowną całość. – przyznał jej rację Kingsley. – Nie chcą się narażać więc znajdują innych do brudnej roboty.
- Nie dziwie im się… każdy z nich chce położyć na tym łapy. – mruknął Moody. Reszta zebrania zajęła im omawianie kolejnych kroków i ustalanie kolejnych wart przy Departamencie. Gdy skończyli Remus podszedł do Tonks i zapytał z troską:
- Jak się czujesz?
- Dobrze, jestem zmęczona. Nie mogłam dzisiaj spać… Miranda zmarła w szpitalu na skutek opóźnionego działania trucizny. Nie dało się tego powstrzymać. – powiedziała nie patrząc mu w oczy. – Przepraszam za moje zachowanie wtedy… Byłam strasznie…
- Nie przejmuj się. Rozumiem. – powiedział z nikłym uśmiechem. To było w Lupinie najlepsze – rozumiał. Nie zadawał trudnych pytań, nie wymagał niczego, po prostu rozumiał.
- Hej, przepraszam, że wam przeszkadzam. – odezwała się nagle Amelia, która podeszła do nich, a potem zapytał Nimfadorę. – Wracasz ze mną, czy mam już iść?
- Tak, wracam. – powiedziała szybko. Wspięła się na palce i cmoknęła Lunatyka w policzek. – Dziękuję  i jeszcze raz przepraszam.
Wyszła razem z Amelią z Kwatery Głównej i wybrała się na spacer po Londynie. Przez pewien czas się do siebie nie odzywały. Tonks była znana ze swojego gadulstwa jednak lubiła chwile spokojnej ciszy, tak jak Robinns.
- Ostatnio mało czasu spędzamy razem. – zauważyła Amelia.
- Racja… Przepraszam, ale ciągle coś się dzieje i nie nadążam za tym wszystkim. – przeprosiła ją Dora. Czuła się winna. Od kiedy Sara wyjechała Amelia musiała czuć się trochę samotna. Powinny być teraz razem. – Może wpadną do ciebie niedługo i poplotkujemy jak za dawnych czasów?
- Genialny pomysł! – ucieszyła się Robinns.
***
Okrągły jak spodek księżyc wisiał wysoko na granatowym niebie. Tonks wpatrywała się w niego. Znowu nie mogła spać. Nie wiedziała co było tego powodem, ostatnio często miewała nieprzespane nocki. Gdyby nie jej zdolności wyglądałaby jak wrak człowieka. Jej myśli powędrowały w stronę jej przyjaciela. Remus pewnie już przeszedł przemianę, jest gdzieś tam samotny i cierpiący. Zapewne wije się z bólu i warczy przeraźliwie. Potarła swoje lewe ramię, które zaczęło ją swędzieć, pod palcami poczuła coś lepkiego. Spojrzała na rękę i zobaczyła krew wypływającą z jej zagojonej już rany.
- Co to ma być? – odezwała się na głos. Wstała z łóżka i weszła do łazienki. Opłukała ramię letnią wodą i zmyła krew. Rana wyglądała jakby dopiero co powstała. Zdziwiona dotknęła skóry opuszkami palców. Przeraźliwy ból przeszył jej rękę, tak że aż jęknęła. – Cholera.

Przyciskając rękę do piersi, brudząc tym samym koszulkę, zeszła do kuchni. Sięgnęła po apteczkę, w której znajdowała się resztka maści, której używała kiedy Remus podczas pełni zranił ją. Po raz kolejny obmyła rękę i posmarowała. Krew wypływała z rany mieszając się z maścią, która drażniła ją jeszcze bardziej. Zacisnęła zęby z bólu i zabandażowała rękę. Otworzyła lodówkę i wyjęła z niej resztkę Ognistej, z którą udała się do swojego pokoju. Położyła się obolała na łóżku i pociągnęła zdrowego łyka z butelki, mając nadzieję, że alkohol uśmierzy przeraźliwy ból. Dawno jej tak nic nie bolało, czuła jakby zrywali z niej skórę płatami. Opróżniła butelkę do końca, czując, że jutro będzie tego żałowała, a potem skuliła się i wpatrywała w księżyc. „Pełnia przynosi pecha” – pomyślała. 

4 komentarze:

  1. Przeraziłaś mnie tym snem i to tak naprawdę! Ja tu myślałem, że to naprawdę, a to jednak sen. No i ta troska Remusa... może nie przystoi tak mówić facetowi, ale to było urocze. A ta rana! W ogóle zapomniałem o niej, a ty teraz mi z nią wyjeżdżasz! Dlaczego znowu krwawi i to akurat tak przy pełni! Wyjaśnij to szybko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się Remus jest uroczym ideałem faceta, no może nie ideałem, ale jest mu bliski. Tak rana... Niestety nie jestem typem osoby, która wyjaśnia coś w następnym rozdziale...

      Usuń
  2. Ona ma stanowczo nierówno w głowie. Ja mam podobnie. Po czym to poznaję? Ano ja też mam problem ze zrytymi snami. Ostatni śniło mi się, że atakują mnie rottweilery o ratuje mnie wiedźmin. Ale dość o mnie.
    Biedna Tonks. Z tą raną to pewnie jakieś zakażenie, prawda? Wiem, że Remus jej nie ugryzł, ale na pazurach też coś musi być.
    Pozdrawiam i czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, ciekawe... :D Ja niestety nie pamiętam swoich snów :c Ale domyślam się, że są równie dziwne ;) Z pewnością coś było na pazurach, ale raczej Poppy by to wyczyściła. Rozwiązanie pojawi się w którymś tam rozdziale :3

      Usuń