Wizyta w aptece na Śmiertelnym
Nokturnie nie była przyjemna dla Tonks. Ciągle widziała oczami wyobraźni ten
moment gdy Laura została ugodzona zaklęciem. Opryskliwa sprzedawczyni nie
pomogła im także za wiele. Owszem przyznała, że sprzedała te owoce jakiemuś
zakapturzonemu mężczyźnie, ale nie miało dla niej większego znaczenia kim był i
w jakim celu kupił trującą roślinę.
- Hej, Tonks. Co jest? – zagadnął ją
Walter gdy szli Pokątną wracając z apteki.
- Nadal nie pojmuję dlaczego Laura się
poświęciła, przecież wiesz jaka ona zawsze była. – wyznała mu i objęła się
ramionami.
- Tak, była nieznośna. – przyznał
Watson na myśl o koleżance z klasy. Nie pamiętał momentu w swoim szkolnym
życiu, żeby ona go nie ośmieszyła. Prawdą było, że do trzeciej klasy nie był
zbytnio ogarnięty, ale starał się. Jednak ona patrząc na niego nie widziała
nikogo innego jak ofermę losu. Bolało to, tym bardziej w piątej klasie, kiedy
to Walt zauroczył się panną Tonks. Kiedy usłyszał, że Laura jest ranna, nie
obeszło go to zanadto, ale gdy usłyszał, że poświęciła się dla Tonks poczuł
jakąś dziwną wdzięczność. – Ludzie czasami się zmieniają.
- Ta, chyba masz rację.
***
Szpital przygnębiał ją jeszcze
bardziej, stała właśnie w kącie sali, w której leżała Miranda. Hestia siedziała
na krześle przy łóżku i starała się z nią rozmawiać, jednak dziewczyna miała
potworne luki w pamięci, a również wysłowić się było jej trudno.
- Wiemy, że to dla ciebie trudne, ale
musisz nam pomóc. Jeszcze jedna dziewczyna nie została znaleziona. – mówiła
spokojnie Jones do tępo wpatrującej się w sufit dziewczyny.
- To nie ma sensu. – szepnął Rick do
Walta.
- Poczekaj jeszcze chwilę. –
odpowiedział mu.
- P-pe… - próbowała wydusić z siebie
Miranda.
- Tak, co chcesz powiedzieć? – ożywiła
się Hestia.
- P-peleryna. – jęknęła przeciągle
dziewczyny.
- Ten mężczyzna nosił czarną pelerynę,
tak? – zapytała zadowolona Hestia, a Watson spojrzał z wyższością na Ricka. –
Pamiętasz coś jeszcze?
- Gat… -wydusiła z siebie jeszcze.
- Gat? Co to znaczy? – zapytał Dora.
- Mirando, powiedz nam co oznacza Gat.
– poprosiła Hestia, ale Miranda nie odpowiedziała zacisnęła mocno powieki i
wydukała ledwo słyszalnie:
- J-jesteście nie-e w-warte…-
odetchnęła ciężko i szepnęła jeszcze: - Magia…
- Nie rozumiem… - powiedział Rick.
- Czarna peleryna, Gat, jesteście nie
warte, magia. – wymieniła Dora, a Harkness ledwo pokiwała głową i wyjąkała:
- Puch…
-Puch? – powtórzył po niej Walt. W tej
chwili do pomieszczenia wszedł uzdrowiciel.
- Przepraszam państwa, ale chora będzie
musiała trochę odpocząć.
- Tak, tak to oczywiste. – powiedziała
od razu Hestia i jako pierwsza opuściła salę, a za nią inni. Usiedli na
szpitalnych krzesłach i każdy z nich zaczął zastanawiać się nad zlepkiem słów,
które powiedziała Miranda.
- Panno Tonks. – dobiegł ją głos
uzdrowiciela. – Ktoś chciałby się z panią zobaczyć.
- Laura? – zapytała Dora, a lekarz
tylko skinął głową. Wstała bez zastanowienia i podążyła za nim. Otworzył przed
nią drzwi i wskazał by weszła. Zajrzała niepewnie do środka. W sali było tylko
jedno łóżko, na którym w bieli leżała Laura. Jej ciemne włosy odznaczały się na
śnieżnej pościeli. – Cześć, jak się czujesz? – zapytała i usiadła na skraju
łóżka.
- Bywało lepiej. – odpowiedziała
uśmiechając się blado.
- Nieźle cie załatwił. Nie pomyślałaś o
tarczy, zamiast rzucać się mu pod różdżkę? – zapytała obracając całą sytuację w
żart, myślała, że tak będzie lepiej.
- Powiedziała ta, która podobno jest
wyszkolonym aurorem. – sarknęła brunetka, a Tonks zaśmiała się od serca. Jednak
Laura miała rację, co z niej za auror skoro nie dała rady odbić zaklęcia.
- Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał Dora,
nagle poważniejąc.
- Całe życie się ze sobą kłócimy. Nie
ważne czy to w domu, w szkole – zawsze. Nie masz tego trochę dość? – zapytała
Laura.
- Myślałam, że mam dość ciebie, ale gdy
to przemyślałam tak naprawdę miałam dość tych ciągłych sprzeczek. – przyznała
jej rację Tonks. – Zazdrościłam ci wszystkiego.
- Nie, to ja ci zazdrościłam. –
zaprzeczyła jej kuzynka.
- Niby czego? Ty byłaś zawsze ładna,
lubiana, doceniana.
- Oh przestań! To stek bzdur. Uroda to
nie wszystko, nigdy nie byłam lubiana. Manipulowałam ludźmi, a oni nie wiadomo
czemu lgnęli do mnie. Byłam wredna, spytaj Waltera. Z pewnością ci to powie. –
powiedziała Laura, a Tonks nie wierzyła własnym uszom. Nie myślała, że
kiedykolwiek usłyszy coś takiego. – Pewnie tego nie pamiętasz, ale kiedyś
byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. – wyznała, a Dora spojrzała na nią
zdziwiona. Laura sięgnęła ręką pod poduszkę, wyjęła jakieś zdjęcie i podała
Tonks. Fotografia przedstawiała dwie małe dziewczynki, jedna z nich wyższa od
drugiej o piwnych oczach i delikatnie zadartym nosie z dwoma kasztanowymi
warkoczykami i druga czarnooka o trójkątnej twarzy, którą oplatały pomarańczowe
włosy. Trzymały się za ręce, a niższa wspinała się na palce, żeby dać buziaka w
policzek tej drugiej. – To my, nie miałaś wtedy więcej niż cztery latka. Nie
pamiętam co się między nami później stało.
- Jak mogłam o tym nie wiedzieć? –
zdziwiła się Nimfadora i uśmiechnęła się do dzieci na zdjęciu.
- Czasami zapominamy to co powinniśmy
pamiętać. – powiedziała mądrze jak na Krukonkę przystało. – Tonks ja cię…
- Tonks, szybko! Coś się dzieje z Mirandą! –
zawołał Walt, który wpadł z impetem do pomieszczenia. Dora zerwała się szybko
na nogi.
- Przepraszam, dokończymy to później. –
powiedziała Tonks i wybiegła za Walterem.
– O co chodzi?
- Nie mam bladego pojęcia. Zaczęła się
trząść i szamotać, uzdrowiciele już się nią zajmują. – oznajmił sapiąc ciężko,
kiedy biegli w stronę Hestii i Ricka
- Wiadomo już coś?
- Nic. – odpowiedziała Hestia. Stali w
ciszy, niecierpliwiąc się coraz bardziej. Ich jedyny świadek, jedyna znaleziona
i żyjąca ofiara leżała na łóżku otoczona lekarzami, a oni nie mieli pojęcia co
się dzieje. Zza drzwi dobiegały podniesione głosy lekarzy. Każde z nich myślało
tylko jedno: „ Żeby przeżyła”. Serce
zamarło im gdy odgłosy ucichły, gdy nastała nieznośna cisza, a ich wyobraźnia
zaczęła tworzyć straszne rzeczy. Nagle wejście do sali otworzyło się stanął w
nich uzdrowiciel zajmujący się Mirandą. Zdjął z twarzy maseczkę, a z rąk
ściągnął rękawiczki. Cała czwórka spoglądała na niego wyczekująco. Uzdrowiciel
nie powiedział nic, nie musiał, gest, który pokazał mówił wszystko. Spojrzał na
nich zbolałym wzrokiem i pokręcił smutno głową.
Dobrze, że Laura się obudziła. Ale nadal nie wyjaśniłaś o co chodzi z tym całym zaklęciem.
OdpowiedzUsuńSzkoda Mirandy. Nie za wiele powiedziała. To był jakiś atak po tych owocach, czy ktoś wkradł się do szpitala? Nie mogę się doczekać zakończenia tej całej sprawy.
Pozdrawiam