6.04.2014

44) Puch

Wizyta w aptece na Śmiertelnym Nokturnie nie była przyjemna dla Tonks. Ciągle widziała oczami wyobraźni ten moment gdy Laura została ugodzona zaklęciem. Opryskliwa sprzedawczyni nie pomogła im także za wiele. Owszem przyznała, że sprzedała te owoce jakiemuś zakapturzonemu mężczyźnie, ale nie miało dla niej większego znaczenia kim był i w jakim celu kupił trującą roślinę.
- Hej, Tonks. Co jest? – zagadnął ją Walter gdy szli Pokątną wracając z apteki.
- Nadal nie pojmuję dlaczego Laura się poświęciła, przecież wiesz jaka ona zawsze była. – wyznała mu i objęła się ramionami.
- Tak, była nieznośna. – przyznał Watson na myśl o koleżance z klasy. Nie pamiętał momentu w swoim szkolnym życiu, żeby ona go nie ośmieszyła. Prawdą było, że do trzeciej klasy nie był zbytnio ogarnięty, ale starał się. Jednak ona patrząc na niego nie widziała nikogo innego jak ofermę losu. Bolało to, tym bardziej w piątej klasie, kiedy to Walt zauroczył się panną Tonks. Kiedy usłyszał, że Laura jest ranna, nie obeszło go to zanadto, ale gdy usłyszał, że poświęciła się dla Tonks poczuł jakąś dziwną wdzięczność. – Ludzie czasami się zmieniają.
- Ta, chyba masz rację.
***
Szpital przygnębiał ją jeszcze bardziej, stała właśnie w kącie sali, w której leżała Miranda. Hestia siedziała na krześle przy łóżku i starała się z nią rozmawiać, jednak dziewczyna miała potworne luki w pamięci, a również wysłowić się było jej trudno.
- Wiemy, że to dla ciebie trudne, ale musisz nam pomóc. Jeszcze jedna dziewczyna nie została znaleziona. – mówiła spokojnie Jones do tępo wpatrującej się w sufit dziewczyny. 
- To nie ma sensu. – szepnął Rick do Walta.
- Poczekaj jeszcze chwilę. – odpowiedział mu.
- P-pe… - próbowała wydusić z siebie Miranda.
- Tak, co chcesz powiedzieć? – ożywiła się Hestia.
- P-peleryna. – jęknęła przeciągle dziewczyny.
- Ten mężczyzna nosił czarną pelerynę, tak? – zapytała zadowolona Hestia, a Watson spojrzał z wyższością na Ricka. – Pamiętasz coś jeszcze?
- Gat… -wydusiła z siebie jeszcze.
- Gat? Co to znaczy? – zapytał Dora.
- Mirando, powiedz nam co oznacza Gat. – poprosiła Hestia, ale Miranda nie odpowiedziała zacisnęła mocno powieki i wydukała ledwo słyszalnie:
- J-jesteście nie-e w-warte…- odetchnęła ciężko i szepnęła jeszcze: - Magia…
- Nie rozumiem… - powiedział Rick.
- Czarna peleryna, Gat, jesteście nie warte, magia. – wymieniła Dora, a Harkness ledwo pokiwała głową i wyjąkała:
- Puch…
-Puch? – powtórzył po niej Walt. W tej chwili do pomieszczenia wszedł uzdrowiciel.
- Przepraszam państwa, ale chora będzie musiała trochę odpocząć.
- Tak, tak to oczywiste. – powiedziała od razu Hestia i jako pierwsza opuściła salę, a za nią inni. Usiedli na szpitalnych krzesłach i każdy z nich zaczął zastanawiać się nad zlepkiem słów, które powiedziała Miranda.
- Panno Tonks. – dobiegł ją głos uzdrowiciela. – Ktoś chciałby się z panią zobaczyć.
- Laura? – zapytała Dora, a lekarz tylko skinął głową. Wstała bez zastanowienia i podążyła za nim. Otworzył przed nią drzwi i wskazał by weszła. Zajrzała niepewnie do środka. W sali było tylko jedno łóżko, na którym w bieli leżała Laura. Jej ciemne włosy odznaczały się na śnieżnej pościeli. – Cześć, jak się czujesz? – zapytała i usiadła na skraju łóżka.
- Bywało lepiej. – odpowiedziała uśmiechając się blado.
- Nieźle cie załatwił. Nie pomyślałaś o tarczy, zamiast rzucać się mu pod różdżkę? – zapytała obracając całą sytuację w żart, myślała, że tak będzie lepiej.
- Powiedziała ta, która podobno jest wyszkolonym aurorem. – sarknęła brunetka, a Tonks zaśmiała się od serca. Jednak Laura miała rację, co z niej za auror skoro nie dała rady odbić zaklęcia.
- Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał Dora, nagle poważniejąc.
- Całe życie się ze sobą kłócimy. Nie ważne czy to w domu, w szkole – zawsze. Nie masz tego trochę dość? – zapytała Laura.
- Myślałam, że mam dość ciebie, ale gdy to przemyślałam tak naprawdę miałam dość tych ciągłych sprzeczek. – przyznała jej rację Tonks. – Zazdrościłam ci wszystkiego.
- Nie, to ja ci zazdrościłam. – zaprzeczyła jej kuzynka.
- Niby czego? Ty byłaś zawsze ładna, lubiana, doceniana.
- Oh przestań! To stek bzdur. Uroda to nie wszystko, nigdy nie byłam lubiana. Manipulowałam ludźmi, a oni nie wiadomo czemu lgnęli do mnie. Byłam wredna, spytaj Waltera. Z pewnością ci to powie. – powiedziała Laura, a Tonks nie wierzyła własnym uszom. Nie myślała, że kiedykolwiek usłyszy coś takiego. – Pewnie tego nie pamiętasz, ale kiedyś byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. – wyznała, a Dora spojrzała na nią zdziwiona. Laura sięgnęła ręką pod poduszkę, wyjęła jakieś zdjęcie i podała Tonks. Fotografia przedstawiała dwie małe dziewczynki, jedna z nich wyższa od drugiej o piwnych oczach i delikatnie zadartym nosie z dwoma kasztanowymi warkoczykami i druga czarnooka o trójkątnej twarzy, którą oplatały pomarańczowe włosy. Trzymały się za ręce, a niższa wspinała się na palce, żeby dać buziaka w policzek tej drugiej. – To my, nie miałaś wtedy więcej niż cztery latka. Nie pamiętam co się między nami później stało.
- Jak mogłam o tym nie wiedzieć? – zdziwiła się Nimfadora i uśmiechnęła się do dzieci na zdjęciu.
- Czasami zapominamy to co powinniśmy pamiętać. – powiedziała mądrze jak na Krukonkę przystało. – Tonks ja cię…
 - Tonks, szybko! Coś się dzieje z Mirandą! – zawołał Walt, który wpadł z impetem do pomieszczenia. Dora zerwała się szybko na nogi.
- Przepraszam, dokończymy to później. – powiedziała Tonks i wybiegła za Walterem.  – O co chodzi?
- Nie mam bladego pojęcia. Zaczęła się trząść i szamotać, uzdrowiciele już się nią zajmują. – oznajmił sapiąc ciężko, kiedy biegli w stronę Hestii i Ricka
- Wiadomo już coś?

- Nic. – odpowiedziała Hestia. Stali w ciszy, niecierpliwiąc się coraz bardziej. Ich jedyny świadek, jedyna znaleziona i żyjąca ofiara leżała na łóżku otoczona lekarzami, a oni nie mieli pojęcia co się dzieje. Zza drzwi dobiegały podniesione głosy lekarzy. Każde z nich myślało tylko jedno: „ Żeby przeżyła”. Serce zamarło im gdy odgłosy ucichły, gdy nastała nieznośna cisza, a ich wyobraźnia zaczęła tworzyć straszne rzeczy. Nagle wejście do sali otworzyło się stanął w nich uzdrowiciel zajmujący się Mirandą. Zdjął z twarzy maseczkę, a z rąk ściągnął rękawiczki. Cała czwórka spoglądała na niego wyczekująco. Uzdrowiciel nie powiedział nic, nie musiał, gest, który pokazał mówił wszystko. Spojrzał na nich zbolałym wzrokiem i pokręcił smutno głową.

1 komentarz:

  1. Dobrze, że Laura się obudziła. Ale nadal nie wyjaśniłaś o co chodzi z tym całym zaklęciem.
    Szkoda Mirandy. Nie za wiele powiedziała. To był jakiś atak po tych owocach, czy ktoś wkradł się do szpitala? Nie mogę się doczekać zakończenia tej całej sprawy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń