Tonks znała doskonale plan, powtarzała
go co chwilę w myślach i modliła się, żeby czegoś nie skopać. Nawet jej to
pasowało. Zrobić coś w końcu, nie siedzieć tylko w ministerstwie i zadręczać
się pracą. Jedyną rzeczą, a właściwie osobą, która jej przeszkadzała była
Laura, która razem z nią i Remusem miała obserwować ulicę Śmiertelnego
Nokturna. Z powodu jej zdolności została wysłana do najniebezpieczniejszego
punktu, Remus miał przechadzać się w okolicach Pokątnej i obserwować tych
którzy skręcali w niebezpieczną uliczkę, a Laura kryć się w jednym z zaułków, z
którego był doskonały widok.
Wygładziła czarny sweter, który miała
na sobie. Chciała wyglądać dość podejrzanie, wtopić się w tłum, który przebywał
na niebezpiecznej ulicy. Blada wychudła twarz z wystającymi kośćmi policzkowymi
otoczona byłą chmurą ciemnych loków, a jej bystre czarne oczy spoglądały na
wszystkich dość niepewnie. Była wysoka i smukła, miała chude dłonie kończące
się długimi, kościstymi palcami, które zaciskały się na jej różdżce. Zarzuciła
na siebie szary, wyblakły i znoszony płaszcz ojca i o rozmiar za duże skórzane
buty. Minęła właśnie Remusa, który udawał, że jej nie zauważył, mimo że i on i
Laura doskonale wiedzieli jak będzie wyglądać. Weszła w tłum, który przepychał
się po ulicy, by przejść w bardziej opustoszałą część ulicy gdzie znajdował się
sklep Borgina i Burkes’a. Pokręciła się trochę i przyjrzała wystawą sklepów, na
których można było zobaczyć niezachęcające przedmioty. Przeszła się trochę by
na drzwiach apteki zauważyć napis „Tylko
u nas dojrzałe owoce kłapostszeczki” Serce
zabiło jej szybciej widząc nowy trop, zanotowała w pamięci gdzie to było, by
następnego dnia zajrzeć tu z innymi Aurorami.
- Może panienka kupi trochę włosów
jednorożca, jedyne pięć galeonów. – zaskrzypiała stara kobieta pokazując swój
towar.
- Nie jestem zainteresowana takim
badziewiem. – odburknęła, pamiętając o manierach osób, które tu się kręciły.
Wróciła do okolic sklepu Borgina i Burkes’a. Kątem oka zauważyła, że sprzedawca
kłóci się z jakimś mężczyzną, który wyglądał dość podejrzanie. Czarna szata
czarodzieja kojarzyła się Tonks tylko z jednym typem ludzi, ale nie chciała go
oceniać zbyt pochopnie. Mruknęła pod nosem zaklęcie i niby od niechcenia oparła
się plecami o witrynę.
- Nie jestem głupcem, McCorry. Wiem
czym by to się dla mnie skończyło. – warknął sprzedawca.
- Najwidoczniej trzeba ci przypominać
jak bardzo nasz Pan nie lubi zdrajców. – odpowiedział spokojnym głosem
mężczyzna nazwany McCorrym. – Twoje zachowanie bardzo go zaniepokoiło.
- Nie jestem zdrajcą i nigdy nie będę.
Zastanawiam się tylko co on wie o twoim pochodzeniu, chłopcze. Gdyby się
dowiedział więcej nie były chyba aż tak łaskawy dla ciebie. – powiedział
chytrze trąc ręce, jakby właśnie ubił interes życia.
- Zamilcz! Jestem oddany Panu i nic
tego nie zmieni. – zapewnił go McCorry. – Sam mnie tu przysłał by się upewnić
czy ciągle wierzysz w niego. Będzie ciebie potrzebował.
- Zawsze jestem do jego usług, możesz
być tego pewien. Ale dobrze ci radzę. Jesteś młody i lepiej nie wychylaj się
zanadto. – ostrzegł go.
- Nie mów mi co mam robić, a teraz
lepiej udostępnij mi kominek, musze przekazać wiadomość. – zażądał, a
sprzedawca zaprowadził go na tył sklepu. Tonks usłyszała wystarczająco.
Wiedziała, że to teraz musi zareagować. Udając kaszel, zasłoniła lewą ręką usta
i szepnęła cicho „Remus Lupin”, gdy tylko jego twarz pojawiła się na planszy
szepnęła.
- W sklepie jest mężczyzna, czarna
szata, smukła twarz, ciemne włosy, McCorry.- mówiła pokaszlując trochę. Remus
skinął jedynie głową i powiedział:
- Pilnuj go, przekaże Laurze.
Tonks czekała i czekała pod sklepem,
starając się wyglądać naturalnie. Wyjęła z paczki jednego papierosa i ze
smutkiem stwierdziła, że to jej ostatni. Rozpaliła go i zaczęła rozkoszować się
smakiem nikotyny. Minęło sporo czasu zanim McCorry wyszedł ze sklepu. Rozejrzał
się dookoła i ruszył w głąb uliczki. Dora dopaliła papierosa i niby od
niechcenia ruszyła za nim, rozglądając się po wystawach. McCorry zdawał się jej
nie zauważać. Tonks była tego pewna aż do momentu gdy niechcący stłukła
doniczki stojącej na poboczu. Mężczyzna obejrzał się za siebie i spojrzał na
nią, ale potem od razu się odwrócił. Dorze wydawało się, że nie podejrzewa nic szczególnego. Była prawie
pewna, że w bezpiecznej odległości od nich idzie Lunatyk, czuwający nad całą
sytuacją. Po chwili tuż za nią pojawiła się Laura, która bawiła się różdżką,
patrząc spod długich rzęs na obiekt obserwacji. McCorry szedł pewnym krokiem,
przyśpieszając co chwilę, a Tonks była sobie wdzięczna, że ma teraz długie nogi
i mogła za nim nadążyć. Szli tak szybko, że gubiła za sobą Laurę i Remusa.
Wiedziała jednak, że musi mieć go na oku, że musi go widzieć. McCorry skręcił w
jedną z bocznych uliczek, a Nimfadora ruszyła za nim. Przeraziła się na widok
ślepego zaułka, w który zapędził ją mężczyzna, który teraz stał naprzeciw
niej z wyciągniętą różdżką.
- Myślałaś, że cie nie zauważyłem. –
syknął z wyższością.
- Dlaczego miałabym tak myśleć? –
zapytała pewnym głosem, z czego była dumna, bo bała się że nie da rady i
zająknie się.
- Z początku myślałem, że jesteś kimś
innym, ale to było niemożliwe. – powiedział ignorując jej pytanie. – Dlaczego
mnie śledziłaś?
- Nie pomyślałeś, że mogłeś wpaść mi w
oko? – zapytała kuszącym tonem Tonks.
- Wątpię. Śledziłaś mnie, nie wiem
dlaczego, ale nie jestem człowiekiem, który puści to płazem. – wyciągnął przed
siebie różdżkę i z determinacją na twarzy warknął: -perdre corporis.
Nimfadora pobladła z przerażenia, nie
znała tego zaklęcia, nie wiedziała co ono spowoduje. McCorry był zbyt szybki,
nie zdążyła rzucić tarczy. Purpurowy płomień mknął ku niej.
- Nie! – głośny krzyk przerwał panującą
ciszę, zamazany kształt zasłonił Tonks widok, wszystko działo się w zwolnionym
tempie. Głuchy łoskot z jakim Laura upadła na ziemie obudził Dorę, upadła na
kolana, nie zwracając uwagi na Lunatyka, który stojąc za nią krzyknął.
- Drętwota! – jednak zaklęcie nie
dosięgło śmierciożercy, który w ostatniej chwili deportował się.
- Laura, Laura spójrz na mnie. –
błagała Tonks, nie miała pojęcia czemu jej kuzynka tak zareagowała, ale
wiedziała jedno, przyjęła zaklęcie wymierzone w nią.
- Spokojnie, młoda. – mruknęła cicho
Laura. Jej piwne oczy były nieobecne, a brązowe włosy nachodziły na jej twarz,
która wykrzywiła się w grymas bólu. – Pali… od środka.
- Remus, błagam pomóż mi. – jęknęła
płaczliwym głosem Nimfadora. Nigdy nie przypuszczała, że będzie trzymać w
ramionach swoją znienawidzoną kuzynkę, która właśnie uratowała jej życie. –
Dlaczego? Czemu to zrobiłaś?
- Rodziny się nie wybiera, ale bez
względu na wszystko kocha. – szepnęła Laura uśmiechając się blado.
Co będzie z Laurą? Proszę chociaż o słówko wyjaśnienia. Przeżyje, prawda? Nie możesz jej teraz zabić. Cofam wszystkie złe słowa, które o niej mówiłam.
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny. Tylko co to znaczy to perdre corportis? Jak działa to zaklęcie i jaki jest źródłosłów?
Pozdrawiam
Niestety nie mogę nic powiedzieć. Wytłumaczenie jest zawarte w jednym z rozdziałów.
UsuńAkurat kiedy Laura chciała wszystko naprawić?
OdpowiedzUsuńNie możesz jej zabić! :(
I jej słowa o rodzinie... To takie smutne :<
Pozdrawiam i zapraszam do mnie
http://remphadore.blogspot.com/
P.S. Zmieniłam wygląd bloga :) W komentarzach pod ostatnim postem można komentować co można by zmienić :D