30.03.2014

42) Na Śmiertelnym Nokturnie

Tonks znała doskonale plan, powtarzała go co chwilę w myślach i modliła się, żeby czegoś nie skopać. Nawet jej to pasowało. Zrobić coś w końcu, nie siedzieć tylko w ministerstwie i zadręczać się pracą. Jedyną rzeczą, a właściwie osobą, która jej przeszkadzała była Laura, która razem z nią i Remusem miała obserwować ulicę Śmiertelnego Nokturna. Z powodu jej zdolności została wysłana do najniebezpieczniejszego punktu, Remus miał przechadzać się w okolicach Pokątnej i obserwować tych którzy skręcali w niebezpieczną uliczkę, a Laura kryć się w jednym z zaułków, z którego był doskonały widok.
Wygładziła czarny sweter, który miała na sobie. Chciała wyglądać dość podejrzanie, wtopić się w tłum, który przebywał na niebezpiecznej ulicy. Blada wychudła twarz z wystającymi kośćmi policzkowymi otoczona byłą chmurą ciemnych loków, a jej bystre czarne oczy spoglądały na wszystkich dość niepewnie. Była wysoka i smukła, miała chude dłonie kończące się długimi, kościstymi palcami, które zaciskały się na jej różdżce. Zarzuciła na siebie szary, wyblakły i znoszony płaszcz ojca i o rozmiar za duże skórzane buty. Minęła właśnie Remusa, który udawał, że jej nie zauważył, mimo że i on i Laura doskonale wiedzieli jak będzie wyglądać. Weszła w tłum, który przepychał się po ulicy, by przejść w bardziej opustoszałą część ulicy gdzie znajdował się sklep Borgina i Burkes’a. Pokręciła się trochę i przyjrzała wystawą sklepów, na których można było zobaczyć niezachęcające przedmioty. Przeszła się trochę by na drzwiach apteki zauważyć napis „Tylko u nas dojrzałe owoce kłapostszeczki”  Serce zabiło jej szybciej widząc nowy trop, zanotowała w pamięci gdzie to było, by następnego dnia zajrzeć tu z innymi Aurorami. 
- Może panienka kupi trochę włosów jednorożca, jedyne pięć galeonów. – zaskrzypiała stara kobieta pokazując swój towar.
- Nie jestem zainteresowana takim badziewiem. – odburknęła, pamiętając o manierach osób, które tu się kręciły. Wróciła do okolic sklepu Borgina i Burkes’a. Kątem oka zauważyła, że sprzedawca kłóci się z jakimś mężczyzną, który wyglądał dość podejrzanie. Czarna szata czarodzieja kojarzyła się Tonks tylko z jednym typem ludzi, ale nie chciała go oceniać zbyt pochopnie. Mruknęła pod nosem zaklęcie i niby od niechcenia oparła się plecami o witrynę.
- Nie jestem głupcem, McCorry. Wiem czym by to się dla mnie skończyło. – warknął sprzedawca.
- Najwidoczniej trzeba ci przypominać jak bardzo nasz Pan nie lubi zdrajców. – odpowiedział spokojnym głosem mężczyzna nazwany McCorrym. – Twoje zachowanie bardzo go zaniepokoiło.
- Nie jestem zdrajcą i nigdy nie będę. Zastanawiam się tylko co on wie o twoim pochodzeniu, chłopcze. Gdyby się dowiedział więcej nie były chyba aż tak łaskawy dla ciebie. – powiedział chytrze trąc ręce, jakby właśnie ubił interes życia.
- Zamilcz! Jestem oddany Panu i nic tego nie zmieni. – zapewnił go McCorry. – Sam mnie tu przysłał by się upewnić czy ciągle wierzysz w niego. Będzie ciebie potrzebował.
- Zawsze jestem do jego usług, możesz być tego pewien. Ale dobrze ci radzę. Jesteś młody i lepiej nie wychylaj się zanadto. – ostrzegł go.
- Nie mów mi co mam robić, a teraz lepiej udostępnij mi kominek, musze przekazać wiadomość. – zażądał, a sprzedawca zaprowadził go na tył sklepu. Tonks usłyszała wystarczająco. Wiedziała, że to teraz musi zareagować. Udając kaszel, zasłoniła lewą ręką usta i szepnęła cicho „Remus Lupin”, gdy tylko jego twarz pojawiła się na planszy szepnęła.
- W sklepie jest mężczyzna, czarna szata, smukła twarz, ciemne włosy, McCorry.- mówiła pokaszlując trochę. Remus skinął jedynie głową i powiedział:
- Pilnuj go, przekaże Laurze.
Tonks czekała i czekała pod sklepem, starając się wyglądać naturalnie. Wyjęła z paczki jednego papierosa i ze smutkiem stwierdziła, że to jej ostatni. Rozpaliła go i zaczęła rozkoszować się smakiem nikotyny. Minęło sporo czasu zanim McCorry wyszedł ze sklepu. Rozejrzał się dookoła i ruszył w głąb uliczki. Dora dopaliła papierosa i niby od niechcenia ruszyła za nim, rozglądając się po wystawach. McCorry zdawał się jej nie zauważać. Tonks była tego pewna aż do momentu gdy niechcący stłukła doniczki stojącej na poboczu. Mężczyzna obejrzał się za siebie i spojrzał na nią, ale potem od razu się odwrócił. Dorze wydawało się, że  nie podejrzewa nic szczególnego. Była prawie pewna, że w bezpiecznej odległości od nich idzie Lunatyk, czuwający nad całą sytuacją. Po chwili tuż za nią pojawiła się Laura, która bawiła się różdżką, patrząc spod długich rzęs na obiekt obserwacji. McCorry szedł pewnym krokiem, przyśpieszając co chwilę, a Tonks była sobie wdzięczna, że ma teraz długie nogi i mogła za nim nadążyć. Szli tak szybko, że gubiła za sobą Laurę i Remusa. Wiedziała jednak, że musi mieć go na oku, że musi go widzieć. McCorry skręcił w jedną z bocznych uliczek, a Nimfadora ruszyła za nim. Przeraziła się na widok ślepego zaułka, w który zapędził ją mężczyzna, który teraz stał naprzeciw niej  z wyciągniętą różdżką.
- Myślałaś, że cie nie zauważyłem. – syknął z wyższością.
- Dlaczego miałabym tak myśleć? – zapytała pewnym głosem, z czego była dumna, bo bała się że nie da rady i zająknie się.
- Z początku myślałem, że jesteś kimś innym, ale to było niemożliwe. – powiedział ignorując jej pytanie. – Dlaczego mnie śledziłaś?
- Nie pomyślałeś, że mogłeś wpaść mi w oko? – zapytała kuszącym tonem Tonks.
- Wątpię. Śledziłaś mnie, nie wiem dlaczego, ale nie jestem człowiekiem, który puści to płazem. – wyciągnął przed siebie różdżkę i z determinacją na twarzy warknął: -perdre corporis.
Nimfadora pobladła z przerażenia, nie znała tego zaklęcia, nie wiedziała co ono spowoduje. McCorry był zbyt szybki, nie zdążyła rzucić tarczy. Purpurowy płomień mknął ku niej.
- Nie! – głośny krzyk przerwał panującą ciszę, zamazany kształt zasłonił Tonks widok, wszystko działo się w zwolnionym tempie. Głuchy łoskot z jakim Laura upadła na ziemie obudził Dorę, upadła na kolana, nie zwracając uwagi na Lunatyka, który stojąc za nią krzyknął.
- Drętwota! – jednak zaklęcie nie dosięgło śmierciożercy, który w ostatniej chwili deportował się.
- Laura, Laura spójrz na mnie. – błagała Tonks, nie miała pojęcia czemu jej kuzynka tak zareagowała, ale wiedziała jedno, przyjęła zaklęcie wymierzone w nią.
- Spokojnie, młoda. – mruknęła cicho Laura. Jej piwne oczy były nieobecne, a brązowe włosy nachodziły na jej twarz, która wykrzywiła się w grymas bólu. – Pali… od środka.
- Remus, błagam pomóż mi. – jęknęła płaczliwym głosem Nimfadora. Nigdy nie przypuszczała, że będzie trzymać w ramionach swoją znienawidzoną kuzynkę, która właśnie uratowała jej życie. – Dlaczego? Czemu to zrobiłaś?

- Rodziny się nie wybiera, ale bez względu na wszystko kocha. – szepnęła Laura uśmiechając się blado.

3 komentarze:

  1. Co będzie z Laurą? Proszę chociaż o słówko wyjaśnienia. Przeżyje, prawda? Nie możesz jej teraz zabić. Cofam wszystkie złe słowa, które o niej mówiłam.
    Rozdział jest świetny. Tylko co to znaczy to perdre corportis? Jak działa to zaklęcie i jaki jest źródłosłów?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie mogę nic powiedzieć. Wytłumaczenie jest zawarte w jednym z rozdziałów.

      Usuń
  2. Akurat kiedy Laura chciała wszystko naprawić?
    Nie możesz jej zabić! :(
    I jej słowa o rodzinie... To takie smutne :<
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie
    http://remphadore.blogspot.com/
    P.S. Zmieniłam wygląd bloga :) W komentarzach pod ostatnim postem można komentować co można by zmienić :D

    OdpowiedzUsuń