To było chyba najgorsze przedpołudnie
jakie przeżyła, nie wiedziała czemu, ale czuła, że między nią, a Sarą nigdy nie
będzie tak jak dawniej. Wiedziała to już wtedy gdy mówiła Franczescowi by
zabrał ją do Włoch. Otrząsnęła głowę z nieprzyjemnych myśli i otworzyła drzwi
do domu swojego kuzyna. Zbiegła szybko do kuchni gdzie zauważyła Syriusz
dumającego nad szklanką soku dyniowego.
- Cześć, cześć! – zawołała od progu,
tanecznym krokiem podeszła do niego i dała całusa w policzek.
- Cześć, a co to za przywitanie? –
zdziwił się Łapa.
- Jeśli ci to przeszkadza mogę się tak
nie witać. – oznajmiła i przysiadła się do niego. – Gdzie masz Remusa?
- Pojechał przygotować swoją norę na
pełnie. Mówił, że Amelii spodobała się niespodzianka.
- Tak, była zachwycona. – oznajmiła z
uśmiechem, ale jej krewniak go nie odwzajemnił. – Co jest z tobą?
- Martwię się… Całe życie o niczym nie
myślałem, nie zawracałem sobie głowy głupstwami, a teraz się martwię. – wyznał,
kręcąc szklanką w dłoni, Tonks spojrzała na niego wyczekująco, a on westchnął i
przemówił: - Martwię się o Harry’ego.
- To zrozumiałe. Słuchaj Harry jest już
na tyle dorosły, żeby radzić sobie z problemami. Ta stara ropucha na pewno
nadepnie mu na odcisk, ale pamiętaj o tym, że on nie jest sam w Hogwarcie. Jest
tak Ron, Hermiona, McGonagall, a przede wszystkim Dumbledore.
- Zamieniasz się w Lunatyka. –
uśmiechnął się pod nosem, a potem zawołał już rozweselony: - A jako, że Remus
ma zawsze rację to chyba nie mam się czym martwić!
- No i prawidłowo! W końcu mój kuzyn wrócił!
– zaśmiała się i wyciągając paczkę fajek zapytała: - Mogę zapalić?
- Skoro musisz.
-Znaleźliśmy kolejną zaginioną, żyje. –
oznajmiła odpalając papierosa.
- Świetna wiadomość!
- Jaka wiadomość? – zapytał Remus,
który stał w drzwiach.
- Życie Tonks zaczyna się układać. –
poinformował go Wąchacz.
- To trochę za dużo powiedziane. –
przyznała wypuszczając dym z ust. – Jak na razie jest znośnie. Znaleźliśmy
Mirandę Harkness, jest teraz w Mungu. Wróciłam do domu, no ale Sara dzisiaj
wyleciała.
- Trudno się było pożegnać? – zapytał
troskliwie Lupin, przysiadając się do nich, a Dora pokiwała głową.
- Mam nadzieję, że szybko się z nią
zobaczę. – przyznała zaciągając się. – Ale to nie zmienia faktu, że musze się
teraz w stu procentach skupić na szukaniu Emily.
- Tak, a nałóg ci w tym nie pomoże. –
zauważył Black i wyrwał jej papierosa z dłoni po czym sam wziął go do ust.
- Ej to moje! – oburzyła się Dora,
wyglądając przy tym jak pięciolatek.
- Już nie. – zarechotał Syriusz i
zgasił fajkę.
- Jesteś okropny!
- Ja tylko dbam o twoje zdrowie,
kwiatuszku.
Remus przyglądał się ich kłótni z
uśmiechem. Oboje wyglądali przekomicznie z tą Blackowską zawziętością wypisaną
na twarzy. Nie przerywał im, uśmiechał się pogodnie i słuchał.
- Nie jestem dzieckiem, nie potrzebuje
twojej troski! – zawołała Nimfadora.
-Przepraszam, że przeszkadzam. –
odezwał się kobiecy głos i wszyscy podeszli do kominka, z którego spoglądała na
nich twarz profesor McGonagall.
- Coś się stało, Minerwo? – zapytał
zaniepokojony Lupin.
- Uważam, że Syriusz powinien o czymś
wiedzieć. – twierdziła i zacisnęła usta w wąską linie. – Harry już na pierwszej
lekcji z Umbridge pozwolił sobie na za dużo.
- Co zrobił? – westchnął Black.
- Podważył jej autorytet. Kiedy ona kolejno
obrażała poprzednich nauczycieli, on wstał i głośno powiedział, że się myli. –
powiedziała, a Dora wyczuła jak Lupin spiął się. – Większość klasy wstawiła się
za tobą, Remusie. Dolores zabrania im używania magii na lekcji, co moim zdaniem
jest skrajną głupotą.
- No dobrze, ale chyba nie chodzi tylko
o to, że Harry bronił Remusa. – zauważyła Dora.
-Ależ oczywiście! Dolores uważa, że
jedynym dobrym nauczyciele przed nią był Quirrell. Na to Harry oczywiście
zareagował mówiąc, że miał on Voldemorta skrytego pod turbanem.
- Też bym tak zareagował, wytknął bym
wszystko tej jędzy. – powiedział kipiący wściekłością Łapa.
- Tak też zrobił twój chrześniak,
dlatego Dolores przysłała go do mnie. Gdy tylko wyszedł skontaktowałam się z
wami. – odpowiedziała od razu Minerwa.
- Jak zareagowałaś na to? – zaciekawił
się Lupin, który jako jedyny w tym gronie był z nauczycielką po imieniu.
- Zapytałam się czy to wszystko prawda.
Czy podniósł głos na nauczyciela, czy powiedział, że Voldemort żyje. A gdy przyznał się do wszystkiego poczęstowałam go
ciasteczkiem. – powiedziała próbując zabrzmieć obojętnie, ale mimowolny uśmiech
zdradził ją. Wszyscy zaczęli się śmiać widząc zakłopotanie profesorki.
- Mi nigdy nie zaproponowała pani
ciasteczka. – powiedział z wyrzutem Syriusz.
- Bo ty Black nigdy na nie nie
zasłużyłeś. – powiedziała Minerwa.
- No dobrze, ale jakie Harry teraz
będzie miał konsekwencje. – zapytał Lupin, który jako pierwszy się uspokoił.
- Tygodniowy szlaban. – poinformowała
go McGonagall.- Ale jest jeszcze coś o czym chciałam wam powiedzieć. Kontakt z
Hogwartem może być czasowo uniemożliwiony. Dolores wpycha wszędzie swój nos.
Kontakt z nami byłby niebezpieczny. Muszę kończyć, zaraz zaczynam lekcję. –
powiedziała i zniknęła z kominka.
Mimo że cała trójka śmiała się na
wspomnienie miny McGonagall, która mówiła ,że poczęstowała Harry’ego
ciasteczkiem, każdy z nich zdawał sobie sprawę, że w zamku nie dzieje się
dobrze. Interwencja ministerstwa to ostatnia rzecz jaka im potrzebna, a znając
Dolores Umbrige nic nie zapowiadało się dobrze.
***
- Nie… - wyszeptała prawie
niesłyszalnie Miranda Harkness, która leżała otoczona bielą w Św. Mungu. Sama
była prawie biała, a jej oczy były zamglone i nieobecne.
- Nie martw się, teraz odpocznij. –
powiedziała Dora i przygładziła rozczochrane włosy dziewczyny. Mirandy była
niczym cień człowieka, ale żyła i to się najbardziej liczyło. Dziewczyna od
razu zasnęła, a Tonks i jej przyjaciele opuścili salę.
- Nie za wiele nam pomogła. – jęknął
Rick.
- Państwo są tymi Aurorami? – zapytał
przysadzisty mężczyzna z wydatnym brzuchem, mijając ich. – Chodzi o tą
dziewczynę otrutą owocami kłaposkszeczki. Nie zdążyłem z państwem wcześniej
porozmawiać. W ostatniej chwili podaliśmy jej antidotum jednak nie dało ono za
wiele.
- Co pan ma na myśli? – zapytał
zaniepokojony Walt.
- Owoce kłaposkszeczki to bardzo silna
trucizna. Działa powoli, ten kto jej to podał musiał o tym nie wiedzieć, jeżeli
liczył na szybki zgon. Wyniszczenie organizmu jest bardzo poważne. Został
uszkodzony mózg, układ pokarmowy oraz tkanka mięśniowa. Prawdopodobnie nie
stanie już na nogi i będzie potrzebowała stałej opieki lekarskiej.
- Nie da się nic więcej zrobić? –
zapytała wstrząśnięta Hestia.
- Robimy wszystko co w naszej mocy, ale
nie przywrócimy jej do stanu sprzed zażycia
trucizny. A teraz przepraszam, muszę sprawdzić jak ona się czuje. – powiedział
i odszedł w stronę sali, w której przebywała dziewczyna.
- A niech to… - warknął Walt, kopiąc
nogą w stojący obok śmietnik.
- Tak naprawdę jej nie uratowaliśmy. –
zauważyła Dora.
- Ale ona żyje, oddycha. – upierała się
Hestia.
- Ona tylko oddycha, Hestio! Całe życie
będzie przybita do łóżka, będzie rośliną o którą nieustannie trzeba dbać. Co to
za życie? – mówiła wściekła Nimfadora.
- Nie traćcie nadziei. Słyszeliście lekarza,
nie przywrócą jej do pierwotnego stanu, ale może uda im się odtworzyć część
tkanki mięśniowej, albo organizm sam zacznie się odbudowywać. Zdrowie to coś
czego nigdy nie można przewidzieć. – uspokoił ich wszystkich Rick.
- Masz rację, nic nie jest jeszcze
przesądzone. – przyznał mu rację Walter.
***
Siedziała na chłodnej podłodze. Była
kompletnie sama, w ręku trzymała starą fotografię. Pamiętała, że to był ostatni
dobry dzień między nimi. Zastanawiała się co to wszystko zepsuło, a może kto.
Zawsze obwiniała o to ją, ale zaczęła mieć wątpliwości. Nienawidziła jej za to,
że była taka lubiana za to kim jest, a nie kogo grała, że miała oddanych
przyjaciół, że potrafiła się zadowolić tym co miała i nie pragnęła wiele
więcej, że jej rodzice kochali ją tak bardzo. Była po prostu zazdrosna.
Denerwowało ją to strasznie, żyła w przekonaniu, że jest lepsza, że nie dorówna
jej nikt, ale dopiero teraz zdała sobie sprawę, że tak naprawdę jest gorsza i
samotna, a najbardziej bolało ją to, że sama doprowadziła do tego stanu. Nie
minęła chwila, aż doszła do wniosku, że nic nie jest jeszcze stracone, że może
wszystko naprawić i że to zrobi. Zrobi wszystko co w jej mocy by odbudować
dawną relację.
Uwielbiam to ciasteczko. Pamiętam, że gdy pierwszy raz o tym czytałam, śmiałam się do łez.
OdpowiedzUsuńWidzę, że zapowiada się wielka przemiana Laury. Mam nadzieję, że nie każesz długo na to czekać.
Pozdrawiam
PS. Mała uwaga. Są uzdrowiciele a nie lekarze
Ciasteczko jest zdecydowanie wspaniałe! :) Uwielbiam MC jest fantastyczna pod każdym względem. Nie będziesz długo czekać, tyle ci mogę powiedzieć. Mam świadomość, że są to uzdrowiciele, ale wydaje mi się, że te dwa określenia mogą występować w świecie magii.
UsuńRozpływać się nad twoim geniuszem nie mam zamiaru, bo boję się, że popadniesz w narcyzm. Powiem, że jest genialnie. Laura coraz bardziej mnie intryguje. A co do Mirandy, to wydaje mi się, że naprowadzi ich na rozwiązanie.
OdpowiedzUsuń