Wszystko wydarzyło się tak szybko,
zaraz po tym jak Franczesco obwieścił, że musi wracać do Włoch na prośbę
Dubledore’a, żeby i tam założyć siedzibę zakonu, wybuchła wielka kłótnia
rodzinna. Estera od razu zastrzegła, że ona nigdzie z Londynu się nie rusza i
nie ma nawet marzyć o tym, że wróci z nim do domu. Fran był trochę zawiedziony
i próbował ją namówić, że przecież nie zostanie tu sama, ale wtedy Giuseppe
zaoferował, że zostanie z nią. Tak więc tylko jeden z obcokrajowców wracał do
domu, ale nie zapomniał przy wszystkich zapytać Sary czy nie pojechałaby z nim.
Nic nie może opisać szczęścia Lucky. Dalsze problemy rozwiązały się od razu.
Tonks powiedziała, że wraca do rodziców, a Laura skorzystała z okazji i
zaproponowała, że odkupi od Sary mieszkanie, ponieważ to, które już prawie było
jej własnością okazało się za drogie.
Tak więc już następnego dnia Tonks
stanęła w progu rodzinnego domu z walizkami w rękach. Nic się nie zmieniło od
kiedy Dora tu ostatnio była; ten sam korytarz, wieszak na kurtki i niebieski
wazon stojący przy schodach. Nimfadora odstawiła po cichu walizki i podeszła do
stołka. Spojrzała na wazon z czułością i uśmiechnięta przewróciła go na ziemie,
tak by się rozbił.
- Co to za hałas? – spytała Andromeda
wychodząc z kuchni i spojrzała na kawałki porcelany leżące na podłodze.
Momentalnie jej wzrok podniósł się i spoczął na roześmianej twarzy córki. –
Dora!
- Chyba mnie nie skrzyczysz za wazon? –
zapytała niewinnym tonem Nimfadora, ale nie doczekała się odpowiedzi, bo matka
już ściskała ją w ramionach.
- Andy, nie widziałaś mojej granatowej
skarpetki? – zapytał nic nieświadomy Ted, który schodził ze schodów trzymając w
ręce pojedynczą skarpetę.
- Co mnie obchodzą twoje skarpety,
zobacz lepiej kto wrócił! – zawołała Dromeda, a pan Tonks spojrzał na swoją
córkę. Oczy rozszerzyły mu się z zaskoczenia, a
skarpeta wypadła z ręki.
- Cześć, tato. – zaśmiała się i
potykając się o stopnie, rzuciła mu się na szyję.
- Córeczko! Nareszcie! Nigdy więcej mi
tego rób! – mówił przejęty sytuacją Ted. – Witaj w domu!
***
Nimfadora wsunęła pustą walizkę pod
łóżko i rozejrzała się zadowolona po pokoju. Z fioletowych ścian puszczał do
niej oko przystojny gitarzysta Fatalnych Jędz i gdzieniegdzie uśmiechały się
postaci z fotografii. Dora rzuciła się na łóżko i wzięła do ręki zdjęcie
stojące na szafce nocnej. Jej młodsza wersja w zielonych włosa robiła rogi
Charliemu, Amelia ślicznie się uśmiechała, a Sara stroiła głupie miny.
- Oh Weasley… zostawiłeś nas i
wyjechałeś do Rumunii, a teraz Sara jedzie do Włoch. Tylko my zostałyśmy
Amelio. Obiecaj, że chociaż ty mnie nigdy nie zostawisz…
***
Dozorca jednej z mugolskich kamienic,
zdaniem Tonks powinien dostać złoty medal, za zawiadomienie ich w porę. Kiedy
czwórka aurorów znalazła się na miejscu było prawie za późno. W piwnicy, która
była przepełniona zapachem wilgoci znaleźli ciało jednej z poszukiwanych.
Leżała z otwartymi oczami i rozwartymi ustami.
- Drży… - szepnął Rick, gdy tylko do
niej podbiegł. – Żyje!
- Spójrzcie na to. – powiedziała
Hestia, podchodząc obok dziewczyny, podczas gdy Walt wzywał uzdrowicieli i
wsparcie. Wskazała ręką na fioletowe kulki leżące na podłodze. – To, to są
chyba owoce kłaposkrzeczki.
- Możesz jaśniej? – zapytała Dora.
- Zmieszane z ziołami leczniczymi może
działać cuda, ale zażyta sama… to trucizna.
- Kolejna próba upozorowania
samobójstwa… - zauważyła Nimfadora.
- Dzięki Bogu tym razem nieudana.
***
- Miranda Harkness, pracownica Departamentu
do spraw Gier i Sportu, niezamężna, niedawno skończyła dwadzieścia dwa lata. –
czytał Walter z papierów. – Co mamy…
- Spora ilość owoców kłaposkrzeczki,
wygląda na próbę otrucia. – zauważyła Hestia.
- To z pewnością nie próba samobójstwa…
Uzdrowiciele zauważyli siniaki wokół nadgarstków i na szczęce. – oznajmił Rick.
- Czyli to znaczy, że była związana i
więziona, a sprawca wpychał jej do ust truciznę. – wydedukowała Dora.- Jest
strasznie nieostrożny. Jakby chciał, żebyśmy go znaleźli.
- Może zobaczmy co mają ze sobą
wspólnego ofiary. – zaproponowała Hestia. – Wszystkie są młode, nie miały
żadnych powodów by się zabić.
- Znajdujemy je z dala od domów. Każda
z nich miała wyglądać jakby się zabiła.
- Możemy też myśleć, że morderca nigdy
nie upewnia się czy na pewno umarły. – zauważył Walt. – Spytał się Tonks czy
Rose nie żyje, chciał się upewnić. Środki nasenne też z pewnością nie
zadziałały od razu, Ellie się dusiła i próbowała ratować.
- Tak samo w tym przypadku. – przyznała
mu rację Nimfadora.
- Nie chciał być zauważony… Uciekał w
odpowiednim momencie i mógł obserwować. – powiedział Rick drapiąc się po
głowie.
- To trzecie z czterech poszukiwanych…
Zabija je w odwrotnej kolejności. – oświeciło Hestie.
- Racja! Rose zniknęła jako czwarta,
Ellie jako trzecia, a Miranda jako druga. Pierwsza była… - mówił Walt.
- Emily. – wyszeptała Tonks.
- Ej, nie martw się! Znajdziemy ją! –
zapewniła ją Hestia, która dostała skrzydeł na wieść, że jedna z porwanych
żyje. Każdy odetchnął, gdy Miranda została przetransportowana do Munga i
lekarze zajęli się nią w odpowiedni sposób.
- Jutro będzie trzeba pojechać do
szpitala. – zauważył Rick, a wszyscy przyznali mu rację. Być może Miranda
będzie wstanie opowiedzieć im co działo się przez czas gdy jej nie było.
***
Blade światło padało na schody, którymi
właśnie schodził pod ziemię. To miejsce napawało go lękiem. Przypominały mu się
te wszystkie noce, podczas, których tyle cierpiał. Zawsze gdy tu był
przychodziło mu do głowy jedno pytanie: „Kim
by był gdyby nie ugryzł go wilkołak” Pewnie zostałby aurorem, albo nauczycielem,
możliwe, że miałby już dzieci, a jego rodzice żyliby i zabawiali wnuki.
Porzucił te myśli i rozejrzał się po
pomieszczeniu. Grube kamienne ściany otaczały go dookoła, nie było tu żadnych
mebli ani przedmiotów, które mógłby zniszczyć jako wilkołak.
Przychodził tu dwa razy w miesiącu. Raz
gdy przechodził przemianę i spędzał tutaj trzy dni i trzy noce oraz drugi gdy
przed pełnią wzmacniał drzwi i zabezpieczenia. Tylko tu mógł bezpiecznie
przeżyć przemianę, jego matka zapewniła mu stosowne miejsce do comiesięcznych
męczarni. Jednak na co dzień unikał tego miejsca jak ognia, nie chodziło o samą
piwnicę, ale również dom, w którym się wychował. Od kiedy skończył szkołę
szukał swojego miejsca gdzie indziej, byleby nie tu. Tutaj czuł się jeszcze
bardziej samotny niż gdziekolwiek indziej.
Wczoraj nie byłam wstanie dodać rozdziału, więc dzisiaj dodaję dwa. Byłabym wdzięczna jeśli napiszecie mi co myślicie o kilku kwestiach, które pojawiają się w opowiadaniu. Chciałabym sprawdzić w ten sposób czy dobrze wszystko przedstawiam i czy odbieracie to tak jak chciałam :)
Chodzi mi dokładnie o:
* relacje między Tonks, a Laurą
* praca Tonks, co myślicie o całej tej sprawie
* relacja między Tonks, a Remusem
SKARPETKA! XD Najlepszy moment!
OdpowiedzUsuńAle nie o nią tu teraz chodzi. Odpowiem na twoje wezwanie i opiszę moje odczucia.
1) Relacje między Tonks, a Laurą
Wydaje mi się, że Laura spuściła z tonu. Nie jest tą zołzą, która podkłada Tonks nogi. Przechodzi jakąś wewnętrzną przemianę i to niejako dzięki Tonks. Będzie jej jeszcze wdzięczna! Chociaż nie wiem czy ta widoczna zazdrość kiedykolwiek osłabnie.
2) Praca Tonks
Dla mnie ta cała sprawa się już trochę ciągnie... Ale z tego co mi się wydaje to ta Miranda jest przedostatnią zaginioną i niedługo to się skończy. Ciągle nie wiem jak to się skończy i nadwyrężasz moją cierpliwość.
3) Relacja między Tonks, a Remusem
Remus jest idealny w twoim opowiadaniu, taki jaki powinien być - powściągliwy, dobroduszny, cichy. Tonks jest bardzo ludzka - ma swoje humorki, cierpi albo cieszy się życiem, jest pomysłowa, ambitna. Każde z nich ma swój charakter i swoje życie. Puki co tylko Remus czuje coś do Tonks, a ona pozostaje jedynie wierną przyjaciółką. To chyba dobrze... Zazwyczaj od razu wpadają sobie w ramiona, a tutaj wyraźnie widać, że tworzą tą relacje, pracują nad nią. Z moich obliczeń wynika, że poznali się gdzieś w lipcu, a teraz jest coś koło końca września (?) Jeśli tak to znaczy, że znają się trzy miesiące. Nie wyobrażam sobie żeby byli tera ze sobą, oboje muszę do tego dojrzeć.
Co do pracy Tonks będę musiała cie zmartwić... Skończyłam pisać rozdział 52 i dopiero to zakończyłam. Było to dla mnie (jako autorki) bardzo bolesne i mam nadzieję, że oddałam wszystkie emocje w pełni.
UsuńCieszę się, że rozumiesz moje powódki do tego, żeby jeszcze nie swatać Dory i Remusa. Zdecydowanie muszą dojrzeć.
Wróciłam! Zapewniam, że przeczytałam wszystkie zaległe rozdziały. Ten jest świetny. Cieszę się, że Sarze ułożyło się Franceskiem. A teraz moje trzy zdania.
OdpowiedzUsuń1. Zgadzam się z przedmówcą, że Laura łagodnieje. Tylko nie wiem, czy to dobry pomysł. Moim zdaniem powinien być jakiś czarny charakterek.
2. Dobrze, że Tonks ma jakieś zajęcie poza ganianiem za śmierciojadami, ale trochę za bardzo się w to wkręca. Mam nadzieję, że szybko skończysz ten wątek i skupisz się bardziej na sprawach trochę zaniedbanego przez Ciebie Zakonu. Może jakieś starcie z wyżej wspomnianymi?
Pozdrawiam
No nareszcie! Nawet nie wiesz jaki dziwny był ten piątek bez notki u ciebie! Spróbowałabyś nie przeczytać! :D
UsuńCzarny charakterek... Czy tak ją można nazwać? Ma dwie strony medalu i staram się pokazać też tą drugą.
Zakon pojawi się niedługo i trochę go będzie, a na takie konkretne starcie z ciemnymi mocami trochę za wcześnie, skoro ukrywają się razem z Voldkiem.
Bardzo dziękuję za odpowiedź. Zapewniam, że dla mnie to też był dziwny piątek i w ogóle cały tydzień. Przyznaję, że druha strona Laury zaczyna mnie ciekawić.
UsuńNie odpowiedziałam na trzecie pytanie. Bardzo przepraszam, ale musiałam iść na obiad. Więc odpowiadam teraz. Co do relacji między Remusem a Tonks to uważam, że są jak najbardziej poprawne. Boli mnie tylko taka jednostronna miłość. Zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze za wcześnie na ich związek, ale ta sytuacja wydaje się całkiem bez sensu. Żeby Tonks chociaż cokolwiek poczuła. Naprawdę brakuje mi tutaj chociaż jakiegoś romansu, bo Sara i Francesko to dla mnie stanowczo za mało.
Pozdrawiam
Zapraszam na nowy rozdział na z-pamietnika-lupina.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam