Spotkania Zakonu zazwyczaj przebiegały
tak samo; Moody uciszał wszystkich, rozmawiali o możliwościach działań
śmierciożerców i Voldemorta. Jednak tym razem było inaczej. Nikt nikogo nie
musiał uciszać. Można powiedzieć, że panowała nawet niezręczna atmosfera, a w szczególności między Sarą i Franczesciem.
Walter i Hestia również mało uczestniczyli w rozmowach, byli zbyt przejęci
pracą. Podobnie Tonks, ale jej dochodziła jeszcze troska o Lucky i towarzystwo
Laury, która również nie była za bardzo rozmowna.
- Te cholerne śmierciojady zaczynają
wychodzić ze swoich kryjówek… Nie mówię już o Malfoyu, który zawsze wpychał ten
swój arystokratyczny nos w nieswoje sprawy, ale również inni się uaktywnili.
Głównie w okolicy Nokturna. Nie oznacza to nic poważnego, ale dla bezpieczeństwa
postawiłbym tam kilka osób na obserwacji. – mówił swoim gburowatym tonem Moody,
po czym rozłożył na stole mapę i wskazał miejsce u wylotu Pokątnej. – Tutaj
byłby pierwszy punkt obserwacyjny, tutaj drugi, łatwo tu się schować, no i
trzeci tuż przy Borginie – tu będzie najniebezpieczniej.
- Nie uważasz Moody, że nie starczy nam
ludzi. Przypominam ci, że mamy tylko jedną niewidkę. – zauważyła Emelina.
- Nie musisz przypominać… Ten Podmore
do tej pory się nie pojawił. – warknął Szalonooki i nastała głucha cisza.
Prawda Sturgis nie pokazywał się od dawna. Niektórzy zaczynali się bać czy nic
mu się nie stało. Estera była nawet w Mungu, żeby spytać się o niego, jednak w
kartotece przyjęć nie było nikogo o nazwisku Sturgis Podmore. Kiedy tak wszyscy
w ciszy myśleli o tym całym bałaganie drzwi otworzyły się z łoskotem.
- Złapali Sturgisa! – zawołał zdyszany
Kingsley. Każdy spojrzał na niego, a Moody zachrypiał głośno:
- Co masz na myśli mówiąc złapali.
- Bawili się nim jak marionetką od
dawna. Imperius… - szepnął tylko i wszyscy zrozumieli o co chodzi.
- To dlatego się nie pojawiał i nie
dawał, żadnego znaku życia… - wyszeptała Molly.
- Mieli nad nim pełną kontrolę. –
zauważył Remus.
- A co jeżeli wyciągnęli z niego jakieś
informacje? Mogli go zmusić do wypicia veritaserum, albo po prostu przycisnąć
go do muru. – przeraziła się Molly.
- Nie ma takiej możliwości. Dumbledore
jest naszym Strażnikiem, Sturgis nie mógłby wydusić z siebie słowa na nic co
jest ściśle związane z Zakonem. – uspokoił ją mąż.
- Ale mógł powiedzieć z kim z nas się
widywał. Mógł wymienić wszystkie nazwiska. – stwierdził Bill marszcząc czoło.
- Cholera… - mruknął Moody i zmierzył
wszystkich swoim magicznym okiem, jakby szukał wśród nich szpiega.
- Dobra zostawmy te czarne scenariusze
w spokoju. Kingsley opowiedz nam więcej. – powiedział opanowany Syriusz, który
słuchał tego z zawziętą miną.
- Byłem w biurze i usłyszałem jak dwóch
aurorów mówi, że Podmore próbował włamać się do Departamentu Tajemnic. Nie
chciałem uwierzyć więc zapytałem się ich i powiedzieli, że jeśli chce zobaczyć
to mam zejść na niższe piętro, bo zaraz powinni prowadzić go na teren
teleportacyjny, żeby wysłać go do Azkabanu. – mówił Shacklebolt, a wszyscy
wzdrygnęli się na myśl o tym strasznym miejscu. – Widziałem go skutego.
Wyglądał strasznie, tak jakby nie jadł od wielu dni, a jednak coś trzymało go
przy życiu. Kiedy przechodził obok mnie szepnął jedynie Imeprius, przepraszam i
upuścił to. – zakończył pokazując pelerynę niewidkę Moody’ego.
- Cholera… - tym razem zaklął Łapa.
- Dumbledore już wie i szuka
wszystkiego, żeby go z tamtą wyciągnąć. – poinformował ich Kingsley.
- On ma za dużo na głowie… - stwierdził
Remus z obrzydzeniem. – Umbridge nie da mu spokoju, póki nie wynajdzie czegoś
na niego.
- Umbridge w Hogwarcie? – zapytała ogłupiona Dora.
- Yhm… przedwczoraj dostaliśmy od niego
wiadomość. – przytaknął Lupin.
- Ale to przecież znaczy, że…
- Że Knota kompletnie porąbało. –
dokończył za nią Alastor. – Dobrze wiemy, że będzie rozpowszechniać teorie
naszego kochanego Ministra.
- Obawiam się jednego. Harry. –
powiedział cicho Syriusz. – On nie da jej się, będzie się sprzeciwiał… Mogą być
z tego kłopoty.
- A teraz Harry wie aż za dużo na temat
Zakonu. – fuknęła Molly.- Mówiłam wam, że to jeszcze dziecko, już i tak ciąży
na nim za duża odpowiedzialność, a teraz nie wiemy co zrobi.
- Musimy ufać Harry’emu. On nie jest
głupi. – stwierdził stanowczo Remus.
- W Hogwarcie jest Dumbledore, on sobie
poradzi. Tym czasem zajmijmy się Malfoyem i jego przyjaciółmi. – zauważył
słusznie Bill. Moody od razu przyznał mu rację. Ustalono warty na cały tydzień,
aż do piątku.
- No dobrze to na sobotę proponuję
Laurę, Remusa i Tonks. – wymienił Szalonooki, a Dora ścisnęła pięści.
-Wiesz, że mam dużo pracy. – zauważyła
zła Tonks.
- Jeśli nie dasz rady, zastąpię cie,
ale to twoja zmiana. –powiedział srogo jej mentor. A ona kątem oka zauważyła
jak Laura spuszcza wzrok. – To chyba na tyle…
- Nie, jest jeszcze jedna sprawa, o
której powinniśmy powiedzieć. – stwierdził Franczesco, a Sara na dźwięk tych
słów zerwała się z miejsca i wybiegła z kuchni. Włoch spojrzał na wszystkich
przepraszająco i ruszył za nią.
- Pójdę zobaczyć co się dzieje. –
oznajmiła cicho Dora i również opuściła kuchnię. Ich krzyki słychać było już z
pierwszego piętra. Jak się okazało Lucky pobiegła do pokoju Tonks. Aurorka
stanęła przy drzwiach i zaczęła nasłuchiwać.
- Jak możesz, ty się mną tylko bawiłeś!
– krzyknęła przez łzy Sara. W Tonks się zagotowało, Sara nie płakała chyba, że
było naprawdę źle.
- Nie mów tak, to nie prawda. Nie
chciałem tego! – mówił spokojnie Fran.
- Po co w ogóle tu przyjeżdżałeś?! Po
co skoro teraz masz wyjechać? – łkała cicho Lucky. Jej chłopak próbował ją
przytulić, ale ona odepchnęła go od siebie.
- Przyjechałem tu na rozkaz mojego szefa,
teraz wyjeżdżam na rozkaz Dumbledore’a. Wiesz, że to ważne dla Zakonu. Musisz
to zrozumieć. – mówił dosadnie Włoch.
- Mam gdzieś twojego szefa,
Dumbledore’a i cały Zakon! Żaden głupi rozkaz nie może mi ciebie odebrać! –
wykrzyczała na całe gardło, a potem przemówiła głosem przepełnionym bólem,
wtulając się w niego– Jesteś jedynym mężczyzną, którego byłam w stanie pokochać
tak naprawdę. Jesteś dla mnie najważniejszy… Jeśli- jeśli choć trochę mnie
kochasz zostań.
- Wiesz, że cie kocham i wiesz, że nie
mogę zostać. – mówił cicho gładząc jej ciemne włosy. – Jesteś miłością mojego
życia i nigdy cię nie zostawię, gdy to wszystko się skończy wrócę tu do ciebie.
- Skąd wiesz, ze się skończy, skąd
wiesz, że któreś z nas nie zginie. – pociągnęła nosem Sara i wtuliła się w
niego mocniej. Po chwili podniosła głowę i powiedziała zdecydowanym głosem.-
Zabierz mnie ze sobą, zabierz mnie do Włoch. Mogę jechać wszędzie byleby być z
tobą.
- Chciałbym… Ale nie mogę. Masz tu
rodzinę, przyjaciół, masz tu całe swoje życie. Nie mogę cie od tego zabrać. –
powiedział smutno, a ona wyrwała się z jego objęć.
- Po co mi rodzina, po co przyjaciele,
po co w ogóle mam żyć skoro nie mogę żyć z tobą!? – wykrzyknęła, a Fran
zesztywniał. Tonks zabolało to co powiedziała jej przyjaciółka. Dopiero teraz
widziała jak Lucky bardzo kocha Franczesca. Sara otarła łzy i powiedziała
spokojnym, ale strasznie oziębłym tonem: - Wracajmy, pewnie na nas czekają.
- Saro…- szepnął, a ona odwróciła się
na pięcie i wyszła z pokoju nie zauważając Tonks. Włoch usiadł na łóżku kryjąc
twarz w dłoniach. Dora ociekająca wściekłością weszła do swojego pokoju i
stanęła naprzeciw chłopaka. – Sara? Ach to ty Tonks…
- Jak możesz… - warknęła, zmieniając
przy tym barwę włosów.
- Nie rozumiesz tego. –jęknął.
- Nie rozumiałam tego, aż do teraz. Ona
cie kocha kretynie!
- A ja kocham ją, dlatego to robię. –
powiedział wstając.
- Wywołujesz u mnie strasznie mieszane
uczucia, Lucetteli. – krzyknęła prawie tak głośno jak to robiła Sara. –
Nienawidzę cię, po prostu nie znoszę za to, że odebrałeś mi moją przyjaciółkę,
że nie mogłam z nią być sam na sam bo ty
byłeś gdzieś w pobliży. – warknęła celując w niego palcem, a on spuścił głowę.
Dora wiedziała już co powiedzieć, wiedziała, że po tym wszystko się zmieni. Nie
było to w najmniejszym stopniu zgodne z nią, ale wiedziała, że będzie to
słuszne. Powiedziała więc łagodnie – Ale jestem ci cholernie wdzięczna i
powinnam ci dziękować na kolanach za to, że sprawiłeś, że Sara jest szczęśliwa.
Wiesz o co cię poproszę? Rób to dalej. Nie ważne czy w Anglii, czy we Włoszech
spraw, żeby codziennie się uśmiechała i żeby czuła się kochana.
<3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńCudowne :) Świetnie piszesz <3
Szkoda, że nie było żadnych przemyśleń Remusa czy Tonks, ale liczę, że takowe pojawią się w następnym rozdziale (no właśnie, kiedy następny rozdział?) :)
Życzę dużo, dużo, dużo, dużo weny i pozdrawiam :*
http://remphadore.blogspot.com/
Kolejny rozdział będzie jutro lub za tydzień :)
UsuńWeny puki co nie brakuje :) Na publikację czeka 13 kolejnych rozdziałów i ciągle tworzą się nowe :)
ooo, no to nie mogę się doczekać! :)
UsuńProszę, wstaw jutro :D
Świetnie opisałaś kłótnię Sary i Franczesca. Trochę szkoda, że Lucky wyjedzie...
OdpowiedzUsuń