15.03.2014

37) Sto lat Robinns

Tydzień wlókł się jak gumohłon przez pole sałaty. O pracy Dory nie warto nawet tu wspominać, było bez zmian – beznadziejnie. W niedziele miało odbyć się spotkanie Zakonu, a dzień wcześniej urodziny Amelii. Nie miało być to nic nadzwyczajnego, kilka zaprzyjaźnionych osób, butelka Whisky i tyle. Wszystko miało się odbyć w Trzech Miotłach, gdzie wynajęli połowę knajpy na piątkowy wieczór. Wszystko było już przygotowane i czekało na Robinns.
***
Wściekła Dora zapukała do drzwi jednego z małych domków na osiedlu. Drzwi otworzyła jej zdziwiona blondynka i zmierzyła ją od góry do dołu.
- Tonks, co ty tu robisz? – zapytała Amelia.
- Chcesz wyjść na spacer? – zapytała od razu Nimfadora, a jej przyjaciółka wzięła tylko płaszcz, wsunęła różdżkę do kieszeni i wyszła z domu.
- Coś się stało?                                                                      
- Muszę odreagować… Mam  wszystkiego dość, naprawdę. Mam ochotę zostawić tą sprawę i rzucić robotę. – powiedziała zbolałym głosem idąc przed siebie.
- Nie mów tak… Przecież znajdziecie te dziewczyny, wszystko się jeszcze ułoży! – mówiła z przejęciem Amelia. Szły przez pewien czas w ciszy, aż Tonks ni stąd, ni zowąd powiedziała.
- Mam ochotę na kieliszek Ognistej.
- To gdzie idziemy? – zapytała Amelia, a Dora uśmiechnęła się, chwyciła ją za rękę i przeniosła do Hogsmeade. – Trzy Miotły?
- Yhm… Może spotkamy Esterę. – powiedziała obojętnym tonem Nimfadora. Amelia ruszyła do wejścia, a Tonks tuż za nią. Wraz z momentem gdy Robinns otworzyła drzwi rozległ się głośny krzyk „STO LAT”, a sparaliżowana Amelia wpatrywała się głupio w wszystkich zebranych.
- Nie wierzę! – wydukała i na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Zaczęła przytulać każdego po kolei i dziękować za wszystko. Kiedy przytuliła już Tonks i Sarę, podeszła do Franczesca, Estery, Giuseppe, Billa i Fleur, Hestii, Waltera, Remusa i Molly. Wszystko było tak jak zaplanowano, każdy z nich zjadł kawałek tortu, wypił kieliszek lub dwa, a może nawet trzy kieliszki Ognistej. Było tak jak Amelia lubiła, spokojnie i przytulnie, w niewielkim gronie, bez zbędnych atrakcji.
- Oj Robinns stara już jesteś! – zaśmiała się Tonks, a Amelia sprzedała jej kuksańca w bok. Rozejrzała się po lokalu i szepnęła do Dory.
- Co jest nie tak z Sarą i Franczesciem?
- Nie mam pojęcia. – powiedziała szczerze i spojrzał na parę, która siedziała do siebie plecami i miała nie wyjściowe  miny. Co prawda Dora zauważyła, że Fran zaczął coraz rzadziej do nich przychodzić, a i Lucky nie chętnie o nim mówiła. Najwidoczniej zakochani przeżywali kryzys. Tonks pewnie by się z tego cieszyła gdyby nie widziała smutnej Sary.
Około dwudziestej przyjęcie zaczęło się kończyć. Jako pierwszy wstał Remus, który podszedł do jubilatki i po raz kolejny złożył jej życzenia.
- Dziękuję i podziękuj Wąchaczowi, szkoda, że go nie było. – odparła z uśmiechem blondynka.
- Nie możesz jeszcze zostać? – zapytała Dora, prawdę mówiąc brakowało jej wspólnych chwil z przyjacielem.
- Niestety, boję się, że ten kundel rozniósł już połowę domu. – odpowiedział z uśmiechem i machając do wszystkich wyszedł. Następna była Molly, która musiała wracać, żeby pilnować dzieci, bo jak powiedziała: „Kiedy są z Arturem myślą, że wszystko im wolno.”  Hestia również wcześnie wyszła, mówiąc, że niestety nie ma nastroju do imprez, a Walter wyszedł z nią żeby ją odprowadzić. Tonks rozumiała ich, gdyby nie fakt, że Amelia to jej przyjaciółka i tyle jej zawdzięcza również zostałaby w domu i siedziała nad aktami. Poza tym Dora miała wrażenie, że Jones i Watson mają się ku sobie, a w tej sytuacji mogła im wszystko wybaczyć. Kiedy Bill i Fleur pożegnali się w pubie została już tylko szóstka biesiadników. Na dworze było już ciemno, ale to im nie przeszkadzało. Wesoło sobie gawędząc świętowali urodziny Amelii. Koło północy Rosmerta podeszła do nich i oznajmiła:
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale niedługo zamykam.
- Oh, już tak późno?! – zdziwiła się Robinns. – No cóż będziemy się zbierać.
- Saro może chcesz zostać na noc. – powiedział niepewnie Fran.
- Wiesz co, nie… Odprowadzę z Tonks Amelię i pójdę do siebie. – powiedziała wyginając sobie palce. Zawsze to robiła gdy czymś się stresowała, albo było jej niezręcznie.
Pożegnawszy się z Włochami i trzy przyjaciółki opuściły Hogsmeade i aportowały się pod domem Robinns.
- Nawet nie wiem jak wam podziękować, dziewczyny. – mówiła po raz setny Amelia.
- Daj spokój, jeszcze nie dostałaś od nas prezentu. – oznajmiła Sara, a Dora wyciągnęła z kieszeni bilet na koncert owinięty czerwoną wstążeczką.
- Wszystkiego najlepszego, Amelio! – zawołały zgodnie i widząc minę przyjaciółki wybuchły śmiechem.
- Nie wierzę! Bilet na Fatalne Jędze!- wykrzyknęła i rzuciła się obu na szyję.
- Zaraz nas udusisz! – wydukała rozbawiona Dora.
- Najlepszym prezentem jaki kiedykolwiek mogłam dostać jesteście wy!
***
Zaczesała swoje niesforne włosy w długą kitkę i wystawiła na blat dwa różowe kubki, nasypała do nich  brązowego proszku i zalała gorącym mlekiem. Oparła się plecami o ścianę. To nie tak miało być… - pomyślała, a oczy jej się zaszkliły. Nikt tak naprawdę nie wiedział co się z nią dzieje, nikt nie pytał. Była za to wdzięczna, nie miała ochoty na zwierzanie się komukolwiek, wolała tłumić to w sobie. Ciągle miała nadzieję, że to głupi sen, zwykły koszmar, że zaraz się obudzi i wszystko będzie tak jak być powinno. Ale każdy dzień sprawiał, że przestawała się łudzić i mieć nadzieję.
Zza ściany dobiegał ją dźwięk płynącej wody, to jej przyjaciółka brała właśnie prysznic. Ona też miała problemy, ale nie kryła ich tak. Mówiła, że jej ciężko, ale zaraz potem twierdziła, że nie ma się czym przejmować i wszystko się ułoży, a zamartwianiem się nic nie wskóra. Zawsze zazdrościła jej tego podejścia.
Prawdę mówiąc mogła jej powiedzieć o wszystkim, w końcu znały się od tak dawana. Ona by zrozumiała, ale wiedziała też jakie ma zdanie na ten temat. Pewnie powiedziałaby coś w stylu „A nie mówiłam?” albo „Ha! Miałam rację, a ty jak zwykle mnie nie słuchałaś”.  Czy to nie głupie? Bać się powiedzieć czegoś najlepszej przyjaciółce, która zawsze przy tobie była na dobre i na złe?
Starła pojedynczą łzę spływającą po jej policzku. Nie mogła pokazać, że płacze, że ją to boli. Mimo że walczyły w niej skrajne uczucia, postanowiła dalej tworzyć pozory i grać samą siebie. Woda przestała płynąć i chwilę później w kuchni pojawiła się jej przyjaciółka ubrana w puchaty szlafrok i turban na głowie, uśmiechnęła się do niej promiennie, a ona oznajmiła:

- Zrobiłam nam kakao. 

6 komentarzy:

  1. Zaciekawiłaś mnie. Jak zawsze. Rozumiem, że na wyjaśnienie co jest między Sarą i Franceskiem będzie trzeba czekać cały tydzień. Mam rację? Bardzo żałuję.
    Trochę za mało tu Remusa. Przydałaby się jakaś porządna rozmowa między nim a Tonks. Kiedy się zejdą? Albo chociaż dowiedzą się, co do siebie czują?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie się zastanawiam czy dodać jutro, czy za tydzień :)

      Usuń
    2. Dla mnie bez różnicy. I tak nie będę miała dostępu do internetu do następnej niedzieli.

      Usuń
  2. Świetne <3
    Zgadzam się z poprzedniczką; przydałaby się rozmowa pomiędzy Remusem a Tonks :)
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
    Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś cudowna, twoje opowiadania są cudowne! Co więcej tu dodać? Fajnie pokazałaś ten chwilowy kryzys w przyjaźni Remusa i Tonks. W poprzednim rozdziale on wspominał, że za nią tęskni, a teraz ona to robi.
    Mam już swoją hipotezę co do Sary i Franczesca, ale będziesz mnie męczyła i dowiem się dopiero za tydzień.
    Tak z ciekawości ile rozdziałów masz już napisanych?

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam do mnie na nową notkę o Dianie :)
    http://remphadore.blogspot.com/
    Pozdrawiam i nie mogę się doczekać ciągu dalszego Twojego opowiadania :>

    OdpowiedzUsuń