8.03.2014

35) Chilly Cafe

Nimfadora biła się z własnymi myślami. Leżała przed nią koperta od matki Emily, której do tej pory nieodnaleziono, bała się ją otworzyć, nie chciała tego czytać. Wiedziała czego się tam może spodziewać. Była wysterczająco zdołowana by sobie dokładać. Podczas jej kilkuletniej kariery Aurora nigdy nikt nie zginął, nigdy aż do teraz. Tak jak śmierć Rose Tyler zmotywowała ją do poszukiwania pozostałych trzech dziewczyn, tak odnalezienie martwej Ellie Parker, odebrało jej siły do życia. Cała czwórka, Dora, Hestia, Rick i Walter nie mieli już sił, nie spali po nocach, nie mogli już swobodnie myśleć. Tak jak w przypadku Rose, sprawca chciał upozorować samobójstwo. Przy ciele dziewczyny znaleziono duże opakowanie środków nasennych, które było puste, a sekcja wykazała, że ofiara została zmuszona do spożycia ich. Była to już druga ofiara śmiertelna tej zagadkowej sytuacji, a te dwa przypadki łączyło coś – tajemniczy mężczyzna w czarnej pelerynie.
Nie tylko praca nie dawała spokoju Tonks. Związek Sary i Franczesca również był uciążliwy. Dora życzyła im szczęścia, ale nie potrafiła tej sytuacji zaakceptować, w przeciwieństwie do innych. Estera była wniebowzięta gdy usłyszała o nowej parze w Zakonie Feniksa, Amelia także się cieszyła i wybaczyła Sarze kłamstwo, a kiedy inni członkowie Zakonu dowiedzieli się o wszystkim zaczęli gratulować zakochanym.
Również Zakon utknął w miejscu. Śmierciożercy wykazywali znikomą aktywność, a ciągłe warty pod Departamentem Tajemnic zaczynały wszystkich nudzić. Jedynie wulgarne wiązanki wypływające z ust Szalonookiego w kierunku Sturgisa, który najwidoczniej unikał go jak ognia, ubarwiały monotonne spotkania. Na Grimmauld Place znacznie opustoszało po wyjeździe dzieciaków. Molly i Artur razem z Billem wrócili do Nory, zostawiając tym samym Remusa i Syriusza samych.
Rodzice Dory nie odzywali się do niej, co strasznie ją bolało. Podobało jej się mieszkanie z Sarą, no dopóki Franczesco nie zaczął ich notorycznie odwiedzać, ale chciałaby już wrócić do siebie, wyspać się we własnym łóżku. Tęskniła za swoimi plakatami, książkami, a najbardziej brakowało jej tego obrzydliwego niebieskiego wazonu, który miała w zwyczaju tłuc.
Porzuciwszy jakiekolwiek pomysły o odpisaniu pani Fields, chwyciła sweter i wyszła z mieszkania. Miała zamiar spotkać się z Amelią, która umówiła się z nią w jednej z mugolskich kafejek. Chciała się oderwać od tego, chociaż na chwilę przestać myśleć o tych wszystkich dziewczynach. Deportowała się z dala od celu, nie chciała ryzykować. Kawiarenka „Chilly Cafe” była niewielka i przytulna, już z dala zachęcała potencjalnych klientów do wejścia. Dora otworzyła zamaszyście drzwi, a wazon, stojący tuż przy nich zachwiał się niebezpiecznie. W ostatniej chwili Tonks złapała porcelanę. Modliła się w myślach, żeby nikt tego nie widział i z rozczarowaniem stwierdziła, że ktoś śmieje się cicho.
- Jak za starych czasów. – usłyszała dobrze znany głos. Dawno go nie słyszała, wiedziała kogo zobaczy gdy tylko się odwróci.
- Co tu robisz? Miałam się tu spotkać z Amelią. – starała się mówić stanowczo, ale nie udało jej się to całkowicie. Wpatrywała się w swoją matkę ze zdziwieniem. Nie widziała jej prawie miesiąc i musiała przyznać, że strasznie się stęskniła. Chciała do niej podbiec i mocno się przytulić, ale przecież nie była dzieckiem.
- Nie, spotkać miałaś się ze mną, a Amelia zaaranżowała to spotkanie. – odpowiedziała trochę łamiącym się głosem Andromeda, a potem dodał wskazując na krzesło – Usiądziesz?
Zawahała się, ale pod wpływem błagalnego spojrzenia matki uległa i usiadła na krześle. Andromeda zajęła miejsce naprzeciw niej. Przez pewien czas żadna z nich się nie odezwała. Tonks wmawiała sobie, że to dlatego ponieważ to jej matka powinna zacząć i przeprosić ją, chociaż sama nie wiedziała co powiedzieć.
- Pozwoliłam sobie zamówić twój ulubiony deser, szarlotka z lodami. – napomknęła cicho Andromeda, wskazując na talerz z ciastem. Dora od razu je zobaczyła, co jak co, ale szarlotkę wyczuwała na kilometr.
- Nie jestem głodna. – powiedziała mimo że ślinka zaczęła jej napływać do ust. – Dlaczego chciałaś się ze mną spotkać?
- Nie widziałyśmy się dość długo, nie dawałaś znaku życia to chyba wystarczający powód żeby się zobaczyć. – stwierdziła łagodnie Dromeda. Żadna z nich nigdy nie czuła się tak niezręcznie w towarzystwie drugiej. – Co u ciebie słychać?
- Myślisz, że po tym wszystkim możesz po prostu spytać co u mnie słychać? – oburzyła się Dora.
- Córeczko, wiem że to co się wydarzyło było naszą winą.
- Panowie i panie, werble proszę! – zawołała kpiąco Tonks.
- Nimfadoro, nie bądź niegrzeczna! – upomniała ją matka.
- Nie nazywaj mnie Nimfadorą! – zezłościła się Dora. Jej matka zaśmiała się cicho, a ona sama uśmiechnęła się mimowolnie.
- Chyba nigdy się nie dowiem dlaczego denerwuje cię twoje imię.
- Jak to czemu jest takie koszmarne! Gorszego wymyślić nie mogłaś. Mogłam się nazywać Susan, Martha, Rose, ale nie ty musiałaś mnie nazwać Nimfadora. – narzekała a jej matka przyglądała się z rozbawieniem swojej córce.
- Stęskniłam się za tobą. – powiedziała Andromeda, a Tonks zarumieniła się i odwróciła wzrok.
- Nie spotkałyśmy się chyba po to żeby rozmawiać o moim imieniu. – zauważyła Dora, a uśmiech z twarzy jej matki momentalnie znikł.
- Nie, nie dlatego. Doro, proszę wróć do domu. – powiedziała błagalnie Dromeda.
- Mamo, powinnaś zrozumieć, że nie wrócę dopóki Laura będzie z wami mieszkać.
- Ale ona wyprowadzi się na dniach.
- Wątpię, ma u was bardzo wygodnie… - powiedziała z obrzydzeniem na myśl o swojej kuzynce. Wiedziała, że musiałoby zdarzyć się coś niezwykle ważnego, żeby Laura opuściła dom Tonksów.
- Twój ojciec napisał do Matta, Laura jutro podpisuje umowę o mieszkanie. – Tonks otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Wyrzuciliście ją?! – zapytała nie dowierzając.
- Nie do końca, określiłabym to bardziej jako skłonienie jej do szybkiego podjęcia decyzji. – powiedziała niewinnym tonem Dromeda, a Tonks wybuchła niepohamowanym śmiechem, który udzielił się również jej mamie. W tej chwili złość jaką w sobie nosiła Nimfadora zniknęła nie pozostawiając po sobie śladu. Rozmawiały już bez żadnych oporów. Tonks opowiedziała matce co dzieje się u niej w pracy, jak bezsilna czuje się w tej sytuacji, mówiła też trochę o związku Sary i Franka, o Zakonie. Kiedy na dworze było już zupełnie ciemno postanowiły opuścić kawiarnie.
- Mamo. – zawołała jeszcze za Andromedą kiedy ta miała się już deportować. – Przepraszam cie!

- Nie masz za co, skarbie. – odpowiedziała Dromeda i zniknęła, zostawiając Tonks samą i uśmiechniętą.

10 komentarzy:

  1. Fajnie, że już się pogodziły. Wreszcie Dora będzie mogła wrócić do domu.
    Czy czasami Sturgis nie powinien siedzieć już w Azkabanie?
    Pozdrawiam
    PS. Przypominam, że w piątek pojawił się u mnie nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak ktoś to zauważył. Tak powinien, ale nie miałam za bardzo jak tego wpleść i może nacieszyć się jeszcze chwilą wolności :)

      Usuń
  2. Tonks ma coraz więcej na głowie, dobrze że chociaż z rodzicami się pogodziła! Poza tym ta SZARLOTKA!

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu jest Andromeda!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne, genialne i wybitne <3
    Zyskałaś kolejną fankę :)
    Pisz więcej, nie pozwól mi czekać.
    Życzę weny i zapraszam do mnie
    http://remphadore.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie! Cieszę się, że ci się podoba!
      Na pewno zajrzę! :)

      Usuń
    2. Dzięki :) W najbliższym czasie mam zamiar troszkę zmienić styl, bo tamto wyszło tak troszkę...hmm...melancholijnie :P
      No i zastanawiam się czy dobrze zrobiłam uśmiercając Syriusza :D
      Czekam na więcej notek i pozdrawiam raz jeszcze :)

      Usuń
    3. Styl nie jest zły, a melancholia bywa czasami dobra. Z Syriuszem zawsze jest problem. Sama nie wiem co z nim zrobię kiedy nadejdzie jego czas. :)

      Usuń