Tonks stała w samej bieliźnie
naprzeciwko dużej szafy, wybierała odpowiednie przepranie. Chwyciła do ręki to
co uważała za stosowne i udała się w stronę łazienki, w której była już Sara.
- Idziesz gdzieś? – zapytała
podejrzliwie Tonks. Nie wiedziała czemu, ale od czasu kiedy dowiedziała się o
Sarze i Franczescu nie mogła przestać być oschła wobec przyjaciółki. Tak jak
obiecały razem z Amelią, nie pisnęły nikomu słówka o ukrywanym do tej pory
związku. Zakochani sami chcieli to wszystkim powiedzieć. Tym czasem nadszedł
pierwszy września i Dora dziś miała odprowadzić Harry’ego na stację King’s
Cross.
- Nie, nie… - odparła smutno Tonks i
zaczęła wciągać na siebie za dużą spódnicę w szkocką kratę. Zamknęła oczy i
wyobraziła sobie jak powinna wyglądać. Skurczyła się trochę, a właściwie
zgarbiła, tu i ówdzie przybrała i pomarszczyła się. Po jej różowych włosach nie
było już śladu, teraz zastępowały je siwe loki. – I jak wyglądam?
- Boże, Tonks! –wystraszyła się Sara na
widok staruszki w swojej łazience. – Nikt się nie domyśli, że to ty, babciu!
- Dobra, to ja uciekam. – powiedziała
nakładając na głowę purpurowy beret.
- Powodzenia! – krzyknęła za nią Sara. ”Tobie również” – dopowiedziała w myślach
Tonks i deportowała się.
***
Stała na rogu i czekała, aż wszyscy się
pojawią. Prawdę mówiąc, chciała to mieć już za sobą, zająć się poszukiwaniem,
ale z drugiej strony cieszyła się, że może odprowadzić przyjaciół. Zauważyła,
że grupa ludzi wychodzi z jednego z domów, a przed nich wybiegł pies i podbiegł
do Nimfadory.
- Spadaj kundlu. – mruknęła, a ten
zaczął warczeć na nią. – Oj uraziłam twoją psią dumę, Wąchaczu? – zaśmiała się i
podrapała psa za uchem, na co Łapa zamachał ogonem. – Cześć, Harry! – zawołała
i puściła do zdziwionego chłopaka oko. – Musimy się pośpieszyć, co nie Molly?
- Wiem, wiem, ale Szalonooki chciał
poczekać na Sturgisa…- jęknęła Molly i zaczęła
się użalać nad Arturem, ministrem i wszystkim po kolei. Syriusz
natomiast bawił się wspaniale. Biegał, szczekał, skakał i straszył koty ku
uciesze Harry’ego i Tonks. Widać było, że potrzebował spaceru, potrzebował
wyrwać się na chwilę z domu.
Zanim dotarli na stację King’s Cross
minęło trochę czasu. W końcu zatrzymali się przy barierce dzielącej peron
dziewiąty i dziesiąty. Tonks jako pierwsza oparła się o nią niby przypadkiem i
dostała się do świata magii. Widok czerwonej lokomotywy przywrócił wspomnienia
z Hogwartu, z dzieciństwa, z czasów gdy nic nie było skomplikowane.
- Mam nadzieję, że reszta zdąży. –
powiedziała Molly z niepokojem. Co chwile ktoś zwracał uwagę na bawiącego się
Syriusza, który machał ogonem za każdym razem gdy ktoś podszedł. – Och,
nareszcie! Jest Alastor z bagarzem. –
wskazała ukradkiem na Moody’ego z czapką tragarza nasuniętą na magiczne oko.
Dora i Harry spojrzeli po sobie i ledwo
zdusili w sobie śmiech.
- Wszystko w porządku, nikt nas nie
śledził… - mruknął w stronę Tonks i Molly. Stali tak próbując nie zwracać na
siebie uwagi i czekali na resztę.
***
Rany z ostatniej pełni dawały mu się we
znaki, co prawda stosował maści i te lżejsze obrażenia zagoiły się, ale te
poważniejsze… Zacisnął zęby, spojrzał na bliźniaków i Ginny.
- Będziemy musieli już iść. –
stwierdził spoglądając na swój zegarek.
- Szkoda, że w Hogwarcie nie ma takiej
Tonks. – stwierdziła Ginny przeczesując ręką włosy.
- Zobaczysz się z nią niedługo. –
poklepał ją delikatnie po plecach Remus.
- Dopiero na święta, a kto wie… W
między czasie będzie miała dużo misji.
- Chyba nie tracisz wiary w Tonks. –
oburzył się George.
- Dobra, spokój. – uciszył ich Remus,
starając się nie pokazać, że przypuszczenia o jakimkolwiek wypadku Dory. Szli
dalej w milczeniu, Lupin rozglądał się co chwilę, ale nikogo nie było.
Najwidoczniej dzisiaj będzie spokojnie. Bez problemu przedostali się na peron i
odnaleźli resztę.
- Bez problemów? – zapytał na powitanie
Moody.
- Bez najmniejszych. – odpowiedział
Remus, a potem zaczął żegnać się z dzieciakami. Na sam koniec podszedł do
Harry’ego. – Uważaj na siebie, Harry.
- Tak, Potter, nie szukaj guza i miej
oczy otwarte. – powiedział Moody ściskając dłoń Harry’emu. Remus spojrzał na Tonks, która w postaci starszej pani żegnała się z
dziewczynami.
- Fajnie było was poznać! – stwierdziła
przytulając Hermionę.
- Umówiłam się z mamą, żeby
przekazywała ci listy ode mnie. – poinformowała ją Ginny i mocno przytuliła
Tonks.
- Pisz, ale uważaj co piszesz. –
ostrzegła ją Dora.
- Właśnie! Zanim coś napiszecie,
najpierw pomyślcie. A jak będziecie mieć wątpliwości, to najlepiej w ogóle nic
piszcie. – powiedział dosadnie Moody.
- No dobrze, wszystko macie? To
wsiadajcie! – popędzała ich Molly. Harry zanim wsiadł do pociągu zatrzymał się
i spojrzał smutna na Syriusza. Łapa stanął na tylnich łapach i oparł się o
chłopca, tak jakby chciał mu coś powiedzieć, ale Molly wepchnęła chłopca i
syknęła. – Na miłość boską, zachowuj się bardziej jak pies.
Stali tak jeszcze machając za
oddalającym się Expressem. Tonks zazdrościła dzieciakom. Bardzo chciałaby
wrócić do zamku i do beztroskiego życia bez pracy, bez problemów osobistych.
Starała sobie wmówić, że jest dobrze, że wszystko jest tak jak być powinno, ale
z każdym dniem wszystko wymykało jej się z rąk coraz bardziej.
- Wracajmy już. Nie powinniśmy zwracać
na siebie uwagi. – zauważył Moody. Szalonooki nasunął czapkę na swoje magiczne
oko i pchnął wózek w stronę przejścia. Artur chwycił Molly pod ramię i wyszli
razem na mugolski peron.
- Pozwolisz babciu? – zapytał Remus
podając ramię Tonks, a ona uśmiechnęła się tylko i chwyciła go. Lupin zagwizdał
i przy jego nodze pojawił się Syriusz. Kiedy szli wolno wzdłuż torów, Tonks
napotkała spojrzenie pewnej blond pary, Malfoyów. Zimne spojrzenie Lucjusza
powędrowało w stronę Łapy, który merdał wesoło ogonem. Spacerowali ulicami
Londynu.
- Powiedz mi synku czy on się
zdenerwuje jak dowie się o naszym spacerku z psem? – zagadnęła Remusa i
wskazała ręką na Wąchacza.
- Z pewnością tego nie pochwali. Wydaje
mi się jednak, że to zrozumie. – zauważył Lupin.
- Nie byliśmy najostrożniejsi… Czy to
możliwe, żeby ktoś wiedział jak Wąchacz wygląda?
- Nie sądzę… Zawsze starał się
kamuflować, chociaż… kilka osób możne go rozpoznać. – powiedział po dłuższym namyśleniu.
„Czyli mój wujaszek mógł go rozpoznać…
Ale to niekonieczne, mógł po prostu się spojrzeć.” – Dlaczego pytasz?
- Nie ważne. Lepiej zabierzmy go do
domu. – powiedziała beztrosko.
***
Chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi.
Już od rogu słyszała śmiech z salonu. Rozpoznała głosy, kolejna randka
Franczesca i Sary. Cały czas się spotykali, ciągle widziała ich razem. Starała
się cicho przemknąć przez korytarz, być niezauważoną.
- Tonks, co się tak skradasz? –
zawołała Sara. Siedziała na kolanach Fraczesca i uśmiechała się promiennie.
- Cześć, Tonks! – pomachał jaj Włoch.
-Cześć, nie chciałam wam przeszkadzać.
– powiedziała Dora, unikając ich spojrzenia.- Pójdę już…
- Czy ona mnie nie lubi? – zapytał
jeszcze zanim Tonks zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
DZIĘKUJĘ! Bardzo mi się podoba. Idealnie pokazuje to, że możemy się ze sobą nie zgadzać, a jednak będziemy się wspierać. Trochę przykre, że Tonks nie akceptuje Franczesca, bo fajny z niego facet :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
OdpowiedzUsuńMała uwaga. Tu: "- Dobra, spokój. – uciszył ich Remus, starając się nie pokazać, że przypuszczenia o jakimkolwiek wypadku Dory. " chyba nie dokończyłaś zdania. Albo ja nie potrafię go zrozumieć. Jedno z dwóch przy czym drugiego wcale nie wykluczam. Po urodzinowej imprezie z rodziną trochę ciężko myślę.
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam