Siedziała na kanapie w ich salonie i
czekała na swoją współlokatorkę. Zastanawiała się jak niby mam jej to wszystko
powiedzieć. Ta cała sprawa potoczyła się tak szybko, sama nie była wstanie
powiedzieć kiedy się w to wpakowała. Miała dość ukrywania się. Nagle usłyszała
szczęk zamka i dźwięk otwieranych drzwi.
- Cześć! – mruknęła Tonks i opadała na
fotel. – Kolejne porwanie… A ja ciągle nic nie mam…
- To kiepsko… - przyznała Sara i
przyjrzała się przyjaciółce.
- Co się tak przyglądasz?
- Moi rodzice przyjeżdżają… - próbowała
być jak najbardziej wiarygodna.
- O… Twoi rodzice. – powtórzyła
Nimfadora. Poznała rodziców Sary jeszcze w czasach kiedy chodziła do szkoły i
prawdę mówiąc nie cieszyła się z tego. Państwo Lucky nie pochwalali tego, że
ich jedyna córka jest czarownicą, a już tym bardziej nie pochwalali jej
przyjaciół, w szczególności Tonks.
- Tak, wiesz jacy oni są… Nie wiedzą,
że ze mną mieszkasz i… - tu urwała nie wiedząc co powiedzieć.
- Chciałabyś mnie poprosić, żebym się
ulotniła? Nie ma sprawy! – powiedziała z uśmiechem chcąc pomóc przyjaciółce
Tonks.
- To nie wszystko, oni chcieliby tutaj
zostać na noc. – ciągnęła dalej, wyginając sobie palce.
- Bez problemu, pójdę do Syriusza! –
odpowiedziała beztrosko Dora.
- Dzięki, kochana jesteś! – powiedziała
z wielką ulgą Lucky.
- Wiem o tym, a teraz idę jeszcze raz
przejrzeć akta! – powiedziała i wyszła z pokoju.
***
- Co się mogło wydarzyć?
– pytała niecierpliwie Tonks, idąc za
Walterem przez jedną z ulic Londynu.
- Sam chciałbym to wiedzieć, Hestia kazała być jak
najszybciej. – powiedział i zatrzymał się otwierając oczy ze zdziwienia. Dora
poszła w jego ślady. Wokół niewielkiego parku zebrał się tłum ludzi, a wśród
nich widać było mugolskich policjantów i lekarzy. – Szybko! – zarządził Walter
i oboje pobiegli do ogrodzonego miejsca.
- Przykro mi nie mogą państwo tu wejść. – powiedział tęgi
policjant, zatrzymując ich.
- Przykro mi, ale my musimy tam wejść. – przedrzeźniła go
Nimfadora, na co gliniarz stał się jeszcze bardziej gburowaty.
- Tylko policja i
specjaliści mogą tu wchodzić.
- Z całym szacunkiem, ale my jesteśmy specjalistami. –
wytłumaczył mu jak zawsze spokojny i opanowany Walt.
- Oni są ze mną. – pojawiła się z nikąd Hestia, widać było
po niej, że jest zdenerwowana. – Chodźcie, zdarzyło się to czego najbardziej
się baliśmy. – wyjaśniła im i poprowadziła ich w głąb parku. Było tu mnóstwo
drzew, więc spojrzenia gapiów nie mogły nic dostrzec. – Wygląda strasznie, to
tu na drzewie. – wskazała ręką na stojące samotnie drzewo, na jednej z gałęzi
zwisało ciało.
- Merlinie! – pisnęła Tonks i zakryła dłonią usta.
- Czy to jedna z poszukiwanych? – zapytał z zimną krwią
Walter.
- Tak, ostatnia z zaginionych Rose Tyler. – powiedziała
Hestia i spojrzała smutno w akta. – Miała dwadzieścia lat, była zaręczona i
niedługo miała wyjść za mąż.
- Musimy ją stamtąd ściągnąć i zbadać zwłoki. – stwierdziła
Tonks. – Uzdrowiciele są w drodze?
- Czekamy na nich.
- Kto ją znalazł? – zainteresowała się Dora.
- Matka z dzieckiem, byli na porannym spacerze. Chłopczyk
pobiegł za piłką i ją zauważył. – wyjaśniła Jones. – Mamy już ich zeznania.
- Znaleziono coś wokół ciała? – spytał Walter.
- Nic, na pierwszy rzut oka wygląda to na samobójstwo. –
stwierdziła Hestia.
- Nie wierzę w to, nie mogła się sama zabić. Młoda
dziewczyny, która niedawno skończyła Hogwart, miała mieć już niedługo ślub i
niby miała się powiesić? – oburzyła się Dora.
- Masz rację, to mało prawdopodobne. – zauważył Walter.
- Hestia, już są! – zawołał z daleka Rick, partner zawodowy
Hestii i przepuścił grupę sterylnie ubranych osób. – Lepiej się odsuńcie. Muszą
mieć miejsce do pracy.
Specjaliści za pomocą
magii ściągnęli ciało dziewczyny z drzewa. Tonks nie mogła patrzeć jak
bezwładne, martwe ciało opada delikatnie na ziemię. Nie mogła uwierzyć, że to
dopiero zaczynające się życie, skończyło się.
- Będzie trzeba porozmawiać z jej rodzicami. – zarządził
Rick.
- I to jak najszybciej. – zauważył Walter.
- To wy idźcie, ja z Tonks zostanę i dowiemy się czegoś
więcej. – postanowiła Hestia, a Rick i Walter znikli.
- Chodź, zobaczymy co zauważyli uzdrowiciele. –
zaproponowała Dora. Obie udały się w stronę drzewa, pod którym specjaliści
oglądali ciało. – Wiadomo już coś, panowie?
- Zginęła jakieś
dziesięć godzin temu. – odezwał się jeden.
- Czy to możliwe, że to było samobójstwo? – dopytywała się
Hestia.
- Nie sądzę, chociaż ktoś chciał, żeby to tak wyglądało. –
odezwała się wysoka kobieta, która stanęła obok nich.- Sama też nie dostała się
na drzewo. Widzicie te wgłębienia w glebie? – wskazała cztery dziury w ziemi. –
Ktoś tu postawił drabinę i ją zawiesił. Po mugolsku.
- Sugerujesz, że to był mugol? – niedowierzała Hestia.
- Albo ktoś chciał, żebyśmy skierowali podejrzenie na
mugoli. – zauważyła Tonks. – W tych czasach nie trudno o wyznawców czystej
krwi.
- Nie sądzę, gdyby to był ktoś taki, nie posunąłby się do
nie magicznych sposobów. – stwierdziła Hestia. – Może to coś większego, nie
tylko te cztery porwania. Może mugole też znikają.
- Trzeba to sprawdzić. Choć, udamy się do biura policyjnego.
– postanowiła Tonks.
- To się nazywa posterunek. – poprawiła ją Hestia.
Wychodziły z parku, na zewnątrz było o wiele mniej ludzi. Policja dzielnie
odgradzała miejsce zbrodni od niepotrzebnych świadków. – Znajdziemy dobre miejsce do teleportacji i
znikamy stąd.
- Przepraszam panią. – odezwał się grubym głosem mężczyzna i
złapał Tonks za ramię. – Jest mi w stanie pani powiedzieć co tu się stało.
- Przykro mi… - odezwała się Dora i przyjrzała mężczyźnie.
Był wyjątkowo szkaradny, garbił się bardzo i patrzył na nią swoimi
wyłupiastymi, wodnymi oczkami spode łba. – Nie mogę udzielić panu żadnych
informacji.
- Czy ta dziewczyna żyje? – zapytał dociekliwie ściskając
jej ramię jeszcze bardziej. W głębi ducha Nimfadora cieszyła się, że to nie ta
ręka, na której ma bliznę z zeszłej pełni.
- Skąd pan wie o dziewczynie. – zdziwiła się Hestia.
- Ludzie gadają. – rzucił krótko i odszedł, powiewając
połami czarnego płaszcza.
- Dziwny facet, skąd on
wiedział o niej.
- Może ta kobieta, która ją znalazła komuś rozpowiedziała? –
zamyśliła się Hestia.
- Nie ważne, trzeba sprawdzić na policji czy oni nie mieli
jakiś donosów.
***
Był już wieczór, dopiero
teraz Tonks wyszła z pracy. Razem z Hestią nic nie znalazły na posterunku
oprócz ich zaginionych. Rick i Walter poinformowali państwa Tylerów o
zamordowanej, nie przyjęli tego najlepiej. Z resztą, który rodzic przyjąłby
taką wiadomość dobrze? Chyba żaden. Ciało zostało przetransportowane do
ministerstwa, a patrole postawione niedaleko miejsca zbrodni, na wypadek gdyby
sprawca chciał je odwiedzić.
Tonks starała się o tym
chociażby na chwile zapomnieć, nie mogła dopuścić do siebie myśli, że Emily
może spotkać coś podobnego. Szła właśnie zaniedbaną ulicą Grimmauld Place i
zmierzała do dobrze znanego jej miejsca. Tonks wspięła się na pierwsze piętro.
Z salonu dobiegał gwar. Wszyscy Weasleyowie razem z Harrym, Hermioną, Remusem i
Syriuszem okupowali pokój. Śmiali się i żartowali, ich życie toczyło się
niezmiennie. Nie byli świadomi, że gdzieś tam ktoś stracił życie, że już nigdy
się nie zaśmieje, nie spotka przyjaciół. Że
też jedno istnienie jest tak nieistotne na tle reszty. – pomyślała.
- Cześć wam. – powiedziała z wymuszonym uśmiechem.
- Tonks, siadaj! – zawołał Bill, klepiąc miejsce obok
siebie. Dora podeszłą i opadła na kanapę. – Co tam u ciebie słychać?
- Nie chcę o tym rozmawiać… -mruknęła, ale czując palące
spojrzenie domowników, zawołała z udawanym zainteresowaniem. – U was na pewno
było ciekawiej, opowiadajcie!
W Kwaterze Głównej prawdę
mówiąc nic się nie zmieniło bliźniaki robiły wszystkim żarty, pojawiali się
i znikali tak jak to było w ich
zwyczaju, od kiedy zdali test. Hermiona zdążyła przejrzeć wszystkie książki na
najbliższy rok, Harry z Ronem cieszyli
się ostatnimi dniami wolności,
Ginny korespondowała z Miachelem, któremu najwidoczniej na niej
zależało, a Bill opowiadał o tym jak mu się układa z Fleur, a z jego opowieści
wynikało, że układa im się cudownie. Tylko Syriusz i Remus byli małomówni.
Remusa już jutro czekała pełnia, a Syriusz prawdopodobnie ubolewał nad rozstaniem
z chrzestniakiem. Z każdą chwilą salon pustoszał, a Tonks tego nie zauważała.
Dopiero kiedy Bill pożegnał się zauważyła, że w pokoju została tylko ona, Remus
i Syriusz.
- Widzę wam też się nie układa. – powiedziała, nie mogąc
znieść niezręcznej ciszy.
- Idzie przywyknąć. – zauważył jej kuzyn. – A co z tobą? Coś
nie tak z rodzicami?
- Chciałabym, żeby o nich chodziło.
- Praca? – zapytał Lupin.
- Bingo… - jęknęła i przetarła oczy dłońmi. – Znaleźliśmy
jedną z nich.
- To chyba dobrze… - stwierdził niezbyt przytomnie Black.
- Co to znaczy znaleźliście? – dopytywał się Remus.
- Martwą, wiszącą na drzewie. Miała tylko dwadzieścia lat, a
ktoś ją powiesił na jakimś zasranym drzewie. – wyjąkała Tonks patrząc w
przestrzeń. – Wisiała tam, a jakiś mugolski chłopiec ją znalazł. Za miesiąc
miała mieć ślub.
- Tonks, nie płacz. – poprosił ją kuzyn i podszedł do niej.
– To nie twoja wina.
- Może gdybyśmy szukali dokładniej.. – jęknęła i przytuliła
się do Blacka, a on objął ją delikatnie.
- Szukaliście dzień i noc. Nie dało się dokładniej… -
próbował ją pocieszyć Remus.
- Była jedną z czterech, a co jeżeli inne też zginą? Jak
spojrzę rodzicom Emily w oczy? – szlochała, wtulona w kuzyna.
- Nie możesz się poddawać, musisz pomścić tą dziewczynę, jej
śmierć. Musisz odnaleźć tego szaleńca i wsadzić go do Azkabanu. – mówił jej do
ucha Syriusz, a ona się uspokajała. -
Uda ci się! Jej śmierć nie pójdzie na marne.
Kryminalik jak się patrzy. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i rozwiązanie sprawy Laury (o romansie nie wspominając).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Hej! Wiem, że ostatnio jestem strasznie upierdliwa, ale mam pewną prośbę: mogłabyś dodać jakiś spis treści? Chciałabym wrócić do pierwszych rozdziałów a cofanie się trwa strasznie długo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Proszę bardzo :) Nowa zakładka
Usuń