Następnego dnia od razu po pracy Tonks
pośpieszyła do Kwatery Głównej z nadzieją, że mieszkający tam Weasleyowie
przewieją wrażenie beznadziejności i bezsilności, które właśnie odczuwała,
gdzie pieprz rośnie. Dora szybko wbiegła po schodkach domu z numerem dwunastym
i wpadła do przed pokoju, wywracając się razem ze stojakiem na parasole.
Reakcja była natychmiastowa, pani Black zaczęła wykrzykiwać co raz to nowe
obelgi w stronę domowników, „ No, no, no… Cioteczka bardzo wzbogaciła swoje
słownictwo od ostatniego razu” – pomyślała Dora i uśmiechnęła się. Z kuchni
wybiegła Molly razem z Syriuszem i Remusem, ale zanim zdążyli cokolwiek zrobić,
z góry zbiegła mała Weasleyówna, przekrzykująca Walburgię:
- Cześć, Ginny! –
przytuliła ją Dora, a po chwili nastała zupełna cisza. – Tak bardzo się
stęskniłam!
- Jak mogłaś się
tak długo nie odzywać? – zapytała z wyrzutem Ginny, kiedy obie już wstały.
- Sprawy zawodowe.
– odpowiedziała Tonks i chciała już wyjaśnić małej przyjaciółce jaki kocioł ma
teraz w prawy, ale w objęcia porwała ją Molly.
- Kochanieńka,
nawet nie wiesz jakie się baliśmy, kiedy Andromeda powiedziała nam, że zniknęłaś.
Jak mogłaś to zrobić? Jak mogłaś nas tak nastraszyć? Jak tylko Dromeda się
dowie… - rozckliwiała się Molly.
- Co to, to nie!
Mnie tu nie ma, rozumiesz Molly? Moja mama nie ma prawa dowiedzieć się, że tu
jestem. – powiedziała poważnie Tonks patrząc w oczy pani Weasley, na której
twarzy malowało się ogromne zdziwienie. – Gdyby nie Remus pewnie wcale bym tu
nie przyszła.
- Remus… - zacmokał
z uśmiechem Syriusz, który w swoim zwyczaju opierał się nonszalancko o ścianę.
– Czy chcesz przez to powiedzieć, że prowadzisz jakieś tajne, romantyczne
rozmowy z naszym Lunatykiem?
- Łapo, daj spokój.
– jęknął Remus, rumieniąc się na twarzy.
- Tajne, tak, ale
romantyczne? Nieee… - zaprzeczyła ze śmiechem Dora.
- No dobrze,
chodźcie może do kuchni. – zaproponowała nadąsana Molly. Tonks spojrzała
jeszcze na obdarte z tapety ściany i pomyślała, że stęskniła się za starym
domem Blacków. W kuchni nic się nie zmieniło od jej ostatniej wizyty. Dora
usiadła między Ginny, a Remusem i uśmiechała do każdego z obecnych. Po chwili pojawili
się też Harry, Hermiona, Ron, George i Fred.
- Tonks, to ty
żyjesz?- zawołał teatralnie George.
- Muszę cię
zmartwić, ale tak. – zaśmiała się Dora. – Jak tam ostatni tydzień wakacji?
- Minęły za szybko.
– stwierdził Harry.
- O wiele za
szybko. – dopowiedział Ron.
- Dajcie spokój,
będziemy na piątym roku, już niedługo SUMy. Rozumiem, że wiąże się z tym sporo
nauki…- zaczęła Hermiona, ale Tonks przestała jej słuchać. Nie to, żeby nie
lubiła jej, ale Hermiona miała tendencję do prawienia długich wywodów na temat
szkoły, a Dorze nie bardzo to pasowało. – Mam nadzieję, że to będzie dobry rok.
- Musi taki być. –
poparł ją Remus.
- Nie jestem tego
taki pewien… -stwierdził smutno Harry.
- Co ty pleciesz? –
zdziwiła się jego nastawieniem Dora.
- Prawie cała szkoła
czyta Proroka, a on żywił się mną przez ostatnie dwa miesiące. – powiedział
smętnie, a Dora wiedziała dlaczego. Prorok rzeczywiście sporo pisał o Harrym,
głównie były to kłamstwa, ale Tonks dobrze wiedziała jak ludzie potrafią być
naiwni.
- Ważne jest to, że
i my, i ty, i Dumbledore wiemy co zdarzyło się naprawdę. Zdanie innych się nie
liczy. Prędzej czy później przejrzą na oczy. – wytłumaczył mu spokojnie Remus,
a Dora patrząc na niego stwierdziła, że musiał być świetnym nauczycielem.
- Łatwo powiedzieć
jeśli społeczeństwo czarodziejów uważa cię za pomylonego. – powiedział jak do
głupiego Potter.
- Ale już nie
będzie tak łatwo jeżeli dowiedzą się, że twoim ojcem chrzestnym jest rzekomy
seryjny morderca Syriusz Black. – powiedział dumnie Syriusz, a wszyscy wybuchli
śmiechem.
- Szkoda tylko, że
musisz się ukrywać. – powiedział Harry, patrząc na Blacka tak, jakby za chwilę
miał powiedzieć „ Ale ja nie muszę już uciekać.”, niestety rzeczywistość była
okrutna dla nich dwojga.
- Jeszcze trochę
Harry i będziemy mogli żyć razem. – pocieszył go Syriusz i uśmiechnął się
ponuro.
- A co do tego, że
jesteś pomylony… Nie dziwię się, że tak myślą. – stwierdził George.
- George! Jak
możesz! – oburzyła się Molly.
-Ale on ma rację.
Trzeba być nieźle pogibanym żeby przeżyć mordercze zaklęcie, pokonać Sama-
Wiesz- Kogo trzy razy i wyjść z tego cało. –powiedział Fred, klepiąc Harry’ego
po plecach.
- Witam wszystkich!
– zachrypiał basowy głos, a wszyscy zebrani odwrócili się za siebie. Moody
kuśtykał w stronę stołu. – Dobrze cię widzieć, Tonks.
-Też się za tobą
stęskniłam, Szalonooki. – zawołała Dora i posłała mentorowi promienny uśmiech.
- Za długo się
obijałaś w tym ministerstwie. – powiedział poważnym tonem Moody.
- Obijałam? Czy ty
wiesz co ja tam mam… - oburzyła się, ale przerwała, bo zauważyła cień uśmiechu
na jego twarzy. – Jesteś okrutny!
- Nie czas na
żarty, Tonks! – powiedział szybko swoim gburowatym tonem. Dzieciaki zostały
wyproszone z kuchni, nie protestowały. Przyzwyczaiły się do ciągłego
wyganiania, a i tak zawsze próbowały podsłuchać o czym rozmawiali. Nie kazano
długo im też czekać na innych członków Zakonu. Już w chwilę później w kuchni
pojawili się Kingsley, Hestia, Sara z
Amelią, Walter, Dedalus Diggle, Elfias Doge razem z Emmeliną Vance oraz
Franczesko, Estera i Giuseppe. – Nie ma Sturgisa? – zdziwił się Szalonooki. –
Miał mi zdać raport. – oznajmił wszystkim i
w tym momencie małe lusterko leżące na komodzie zaczęło piszczeć.
- To pewnie Artur.
– zawołała Molly i podbiegła do szafy. – Coś się stało?
- Tak, powiedz
Szalonookiemu, że nie mogę pełnić warty przy Departamencie. Sturgis się nie
pojawił. – wydobył się z lusterka głos Artura.
- W co ten Podmore
sobie pogrywa! – wrzasnął Moody.
- Nie denerwuj się
Szalonooki. Może mu się coś stało?- próbowała wytłumaczyć Sturgisa, Amelia.
- Racja może wróćmy
do tematu spotkania. – zaproponowała Estera.
- Macie rację, ale
jak tylko go dopadnę to go własna matka nie pozna. – warknął. – Albus miał
rację, śmierciożercy siedzą w ukryciu, nic się nie dzieję, ale dobrze wiemy co
się stało kiedy ostatnio zostawiliśmy Pottera samego. To nie może się
powtórzyć! Dlatego musimy zadbać o to, żeby chłopak bezpiecznie wsiadł do
pociągu. W poniedziałek odeskortujemy dzieciaki na King’s Cross.
- Ja i Artur
oczywiście idziemy. – wtrąciła Molly.
- Nie inaczej,
potrzebuję jeszcze trzech osób i to nie ma być Syriusz! – powiedział nie
patrząc nawet na stojącego za sobą Blacka.
- Ty to potrafisz
popsuć człowiekowi humor. – mruknął markotnie Łapa.
- To kto się
zgłasza?
- To zebranie już
się zaczęło? – Tonks usłyszała dobrze znany jej głos. Właśnie w tej chwili
przez drzwi kuchenne do pomieszczenia weszła Laura i od razu namierzyła Dorę
wzrokiem. Laura wzruszyła tylko ramionami i usiadła obok swojej kuzynki, która
przeklęła pod nosem.
- Kto idzie? –
zapytał ponownie Moody zezując magicznym okiem w stronę Laury.
- Ja pójdę Moody.
Będzie już po pełni i z chęcią coś zrobię. – powiedział Remus, który był
strasznie blady. Gołym okiem było widać, że to nie jest już ten sam człowiek, z
którym Tonks wczoraj rozmawiała.
- Ja też pójdę!
Przydam się do czegoś. Ostatnio zaniedbałam moje obowiązki wobec Zakonu. –
powiedziała Dora.
- A obowiązki wobec
rodziny masz gdzieś. – syknęła Laura tak by tylko Nimfadora usłyszała. Dora
zacisnęła ręce i odpowiedziała tak spokojnie jak była w stanie.
- Z tego co wiem
nadrabiasz moje zaległości znakomicie.
- W takim razie
pójdę ja, Molly, Artur, Remus, Tonks i zaangażuję Podmora. – powiedział
Szalonooki i zanotował coś na pergaminie.
- Dzięki twojemu
pokazowi przy kolacji Ted i Andromeda chodzą ciągle roztrzęsieni… Myślą tylko o
ich Doruni, a twoja matka popędza mnie z szukaniem mieszkania. – warknęła cicho
Laura.
- Fajnie jest tak
żerować na moich rodzicach, co nie?
- Nie nazwałabym
tego żerowaniem, ale tak, bardzo fajnie. – odpowiedziała dumnie Laura, co
doprowadziło Dorę do czerwoności.
- Najlepiej dla
wszystkich będzie jak wyprowadzisz się z Londynu. – stwierdziła opanowując się
z trudnością Dora.
- Nie mam takiego
zamiaru. Mieszkanie u twoich rodziców jest mi na rękę i to bardzo. –
uśmiechnęła się szyderczo Laura.
- Wykorzystujesz
ich!
- Tak, a ty nic na
to nie poradzisz. – powiedziała spokojnie kuzynka Tonks.
- Jesteś zwykłą…
- Tonks czy ja ci
przeszkadzam? – zagrzmiał Moody, a Dora dopiero teraz zauważyła, że wszyscy
zebrani przyglądają się jej i Laurze.
- Ależ skąd
Szalonooki, ty mi nie przeszkadzasz, ale ona bardzo. – syknęła Tonks wskazując
na kuzynkę.
- Oh Tonks ty
ciągle na mnie narzekasz.- zaćwierkała Laura.
- Zamknij się! –
warknęła Dora.
- Obie się
uciszcie! – zagrzmiał Moody. – Zebranie zakończone.
- Świetnie! –
mruknęła Dora i naburmuszona, skrzyżowała ręce na piersi. Kwatera zaczęła się
szybko pustoszeć. W kuchni zostali tylko Weasleyowie, Syrusz, Remus,
Szalonooki, Estera, Giuseppe, Franczesco i Sara. Moody zaczął pisać list do
Sturgisa wyliczając mnóstwo przekleństw.
- No, jeżeli w poniedziałek się nie
pojawi inaczej z nim pogadam. – mruknął.
- Daruj mu Szalonooki, nie wiemy co się
stało. – wstawił się za kolegą Remus.
- Tonks! Czemuś ty taka nadąsana? –
zawołał Syriusz i postawił przed kuzynką butelkę piwa kremowego.
- Masz mnóstwo zalet, kuzynie, ale
spostrzegawczość do nich nie należy. – powiedziała Dora i upiła łyk piwa.
- Powiedz mi czemu ty w ogóle
przejmujesz się Laurą?
- Nie rozmawiajmy o tym, proszę. –
jęknęła błagalnie Dora, a Black uniósł ręce w poddańczym geście. Niestety,
przez to pytanie Nimfadora zaczęła się zastanawiać nad zaistniałą sytuacją. „Laura ma rację, zaniedbuję swoją rodzinę.
Jestem okrutna wobec rodziców, powinnam z nimi porozmawiać, ale jak to zrobić
skoro ta wiedźma ciągle się tam kręci.”
W Kwaterze Głównej rodzina Weasleyów
jak zawsze sprawiała, że wszelkie rozterki znikają, w związku z tym Tonks
szybko zapomniała o kuzynce. Cała rodzina rudzielców razem z Syriuszem,
Remusem, Sarą, Esterą, Franczesciem, Giuseppem i Tonks zasiedli do obiadu ze
śmiechem na ustach. Molly nalewała każdemu swoją słynną zupę cebulową. Kiedy
przyszła kolej na Tonks, pani Weasley postawił miskę na stole z takim impetem,
że cała jej zawartość rozpryskała się dookoła.
- Molly! – zawołała Tonks wstając
szybko i ścierając z siebie resztki swojego obiadu.
- Oh przepraszam bardzo. – powiedziała
sarkastycznie, powodując tym samym ogromne zdziwienie na twarzach wszystkich.
- Coś nie tak? – zapytała się niepewnie
Dora.
- Zaraz ci powiem co jest nie tak!
Jesteś bezduszna! – krzyknęła Molly.
- Że co, proszę?
- Jesteś bezduszna! Nie interesuje cię
to co czują inni, a w szczególności twoja rodzina! – powiedziała dosadnie pani
Weasley.
- Jeżeli chodzi ci o sprawę z moimi
rodzicami, to nie powinnaś się mieszać. – stwierdziła Tonks.
- Nie powinnam się mieszać, patrzeć
obojętnie jak twoja matka płacze? – zapytała oburzona Molly. – Uwierz mi
kochanieńka, ale nie potrafię już jej dłużej pocieszać, kiedy ty żyjesz jak
gdyby nigdy nic.
- Myślisz, że mnie to nie boli, że chce
się z nimi kłócić? Niestety, ale ja i Laura nie możemy przebywać w jednym
pomieszczeniu, a oni woleli ją bronić niż mnie. Póki ona tam mieszka nie chce
robić im kłopotu. – powiedziała stanowczo, poczym spojrzała na garnek z zupą. –
Przepraszam, ale straciłam apetyt. – powiedziała i odpuściła Kwaterę.
***
Patrzyła na swojego męża, który był z
każdym dniem coraz bardziej przytłoczony. To samo mogła powiedzieć o sobie.
Obojgu zależało bardzo na córce, której nie widzieli już tak długo.
- Musimy coś zrobić, Ted. – powiedziała
błagalnym tonem Andromeda, jakby liczyła, że jej mąż zaraz sprawi, że Dora
pojawi się w domu.
- Tylko co? Jest pełnoletnia, może
decydować gdzie chce mieszkać. – powiedział Ted, który od kilku dni tłumaczy
tak postępowanie córki.
- Ona o tym nie zadecydowała, ona
została zmuszona przez twoją bratanicę. – zirytowała się Dromeda.
- Nie możemy oskarżać Laury, jest
naszym gościem.
- Molly potwierdziła wszystko, te
wyzwiska, kpiny, wszystko co mówiła Dora było prawdą. – powiedziała dosadnie
Andy.
- Nawet jeśli… Nie mogę wyrzucić Laury.
Poproszę ją o przyśpieszenie przeprowadzki, ale tylko tyle mogę zrobić.
- To przez nią twoja jedyna córka
uciekła, a ty tylko tyle możesz zrobić? – zezłościła się Andy, a w chwilę
później do salonu weszła Laura ze smutną miną. Andromeda już potrafiła
rozpoznać kiedy ta dziewczyna kłamię.
- Nimfadora była na zebraniu. Prosiłam,
nalegałam żeby wróciła, ale odmawia. Wujku ja nie wiem co mogę jeszcze zrobić.
– załkała Laura.
- Nie martw się, ta sprawa niedługo się
wyjaśni.- pocieszył bratanicę Ted, ale napotkawszy mordercze spojrzenie żony
powiedział – Lauro, jestem zmuszony cię zapytać… Jak idzie ci szukanie
mieszkania?
- Słucham? – zdziwiła się Tonksówna.
- Mieszkania, moja droga. Tego którego
szukasz od miesiąca. – przypomniała jej Dromeda.
- Ach, no tak. Mam już upatrzone pewne
miejsce, ale… nie jestem pewna.- kłamała Laura. – Ja może pójdę się położyć.
- Ona kłamie ci w żywe oczy! – oburzyła
się Dromeda, kiedy Laura opuściła salon.
- Zaraz napiszę do Matta. Może on
wpłynie na swoją córkę. – powiedział, masując sobie skronie. Andy z satysfakcją
spojrzała na męża. „Mam nadzieję, że już
niedługo Dora wróci i będziemy, normalną, szczęśliwą rodziną.”
Taa, na pewno ktokolwiek jest w stanie wpłynąć na Laurę. Jeżeli się uda to należy mu się złoto (najlepiej olimpijskie).
OdpowiedzUsuńRozdział jest po protu SUPER! Ale nie mogę darować tego spóźnienia. Wczoraj zaglądałam tutaj o godzinę. Ale trudno. Zaraz wybieram się do czytania następnego rozdziału.
A tak wracając do Laury to nie mógłby na nią pokrzyczeć Syriusz. Niewinność niewinnością, ale opinia mordercy robi swoje. Mógłby coś zdziałać.
Pozdrawiam