Godzina dziesiąta wieczorem, ciche
skrzypnięcie drzwi i prawie bezgłośne kroki. Ktoś najwyraźniej nie chciał być
zauważony. Starał się przedostać przez salon niczym cień, myśląc, że współlokatorka
już śpi. Mylił się, dziewczyna w krótkich, kruczoczarnych włosach leżała na
kanapie, nasłuchując i czekając, aż ów nocny marek zorientuje się, że nie jest
sam. Nie mogła wytrzymać tej ciszy, którą wspólnie tworzyły.
- Po co się
skradasz? – zapytała i machnięciem różdżki zapaliła światło, a właścicielka
mieszkania podskoczyła.
- Tonks!
Przestraszyłaś mnie! – zawołała Sara głosem pełnym wyrzutu. – Myślałam, że
śpisz.
- Jakoś nie mogłam
zasnąć, więc czekałam na ciebie. – wytłumaczyła Dora.- Gdzie ty byłaś?
- Wskoczyłam do
Estery zanieść jej zdjęcia. – wytłumaczyła czerwieniąc się.
- I tak długo ci to
zajęło? – dopytywała się Dora.
- No bo się
zagadałyśmy. – odpowiedziała Sara, a Tonks wybuchła niepohamowanym śmiechem. –
No co?
- Tak się składa,
że dzisiaj widziałam się z Esterą i powiedziała mi, że spotykasz się z
Franczesciem!
- A niech ją
hipogryf kopnie! – powiedziała pod nosem, co wywołało u Tonks jeszcze większy
napad śmiechu.- A zamknij się! – warknęła Sara, porwała poduszkę i zaczęła nią
okładać Dorę.
- Poddaje się!
Przestań! – krzyczała Nimfadora, zanosząc się śmiechem.
- Nie przestanę
póki się nie uspokoisz! – warknęła ostrzegawczo i uderzyła ją poduszką w głowę.
Tonks nie pozostała dłużna i chwyciwszy drugą poduszę odwdzięczyła się Sarze.
Śmiały się za każdym razem gdy oberwały z poduszki. Nie pamiętały nawet od
czego to się zaczęło. Ich wojna trwała aż do momentu gdy poduszka Tonks nie
wytrzymała i pękła, obsypując je miękkim pierzem.
- Ha! Wygrałam! –
wykrzyknęła zadowolona z siebie Sara, a Tonks resztami sił zaczęła się śmiać. –
Nie śmiej się, bo znowu ci się oberwie!
-Zlituj się nade mną! – zawołała błagalnym
tonem Dora.
- Znaj mą dobroć! –
powiedziała z wyższością Sara i sięgnęła ręką po kilka kopert, które leżały na
stole. Bez pośpiechu otworzyła jedną z nich i zaczęła czytać – To od twojej
mamy…
- Mamy? – zapytała
zaskoczona i wyrwała list z rąk Sary.
Droga Saro!
Zapewne wiesz dlaczego do Ciebie piszę
- Dora uciekła z domu. Od dwóch dni nie daje znaku życia, a ja jestem
przekonana, że wiesz co się z nią dzieję. Bo niby do kogo miałaby pójść jak nie
do Ciebie i Amelii? Rozmawiałam już z Syriuszem i Molly, do nich także się nie
odezwała. To całe nieporozumienie, które miało miejsce jest bez znaczenia!
Laura bardzo żałuje, że to wszystko miało miejsce, Ted również jest załamany.
Dawno nie widziałam go w takim stanie. Porozmawiaj proszę z Nimfadorą i namów
ją do powrotu.
Pozdrawiam
Andromeda
Tonks przeczytała dwa razy list.
Euforia i nadzieja jakie ją ogarnęły uleciały bez śladu. Czego się w ogóle
spodziewała? Że naprawdę chcą, żeby wróciła? Że naprawdę żałują? Gołym okiem
było widać, że ten list był napisany z przymusu. Pewnie cudownie im się żyje w
trójkę, bez niej. Wizja szczęśliwej
rodziny z Laurą na czele tak rozzłościła Dorę, że porwała list swojej matki na
kawałki.
- Co mam jej
odpisać? – spytała zakłopotana Sara.
- Napisz jej, że
mam się dobrze, o wiele lepiej niż gdybym była z nimi. – warknęła Nimfadora i
wyszła z pokoju.
***
- Musieliśmy coś ominąć, Walt! – stwierdziła
stanowczo Dora wychodząc z windy w ministerstwie.
- Tylko co?
Przepytaliśmy wszystkich mieszkańców Hogsmeade i nikt nie widział tego wieczora
ani Emily, ani zakapturzonego faceta.
- Musimy ją
znaleźć! Rozumiesz?
- Watson, Tonks! –
rozbrzmiał głos Scrimgeour’a – Skończyliście już swoje śledztwo?
- Niestety nie…
Utknęliśmy w ślepym zaułku.- wyznał markotnie Walter.
- Jest kolejna
zaginiona. – stwierdził Rufus. – Musicie się tym zająć.
- Zaraz, trzecie
porwanie w tym tygodniu? Jak mamy niby
prowadzić dwie sprawy? To nierealne! – oburzyła się Dora.
- Uważaj, Tonks!
Lepiej mieć za dużo pracy, niż nie mieć jej wcale. – warknął ostrzegawczo i
zagroził jej palcem. – Zajmijcie się tym.
- Jak ja go nie
znoszę! – jęknęła Dora gdy Scrimgeour zniknął.
- Pamiętaj, szanuj
szefa swego, możesz mieć gorszego. – zaśmiał się Walt.
- Uh, zamknij się!
***
Siedział w swoim pokoju i próbował
czytać książkę, ale nie potrafił się skupić. W pokoju obok dwie kobiety rozmawiały.
- Wysłałam wczoraj
list do Sary, odpisała, że Dora ma się dobrze… - załkała Andromeda.
- To chyba
najważniejsze, prawda? Nie masz się o co martwić, nasza Tonks musi przemyśleć
kilka spraw. Nawet się nie spostrzeżesz, a ona już wróci. – pocieszała ją
Molly.
- Jak to nie mam
się czym martwić? Co ty byś zrobiła, gdyby jedno z twoich dzieci się spakowało
i uciekło? – spytała z wyrzutem Dromeda.
- No… Pewnie
byłabym w opłakanym stanie… - przyznała zakłopotana pani Weasley – Ale znam
naszą Tonks, jesteście dla niej bardzo ważni i długo bez was nie wytrzyma.
- Wiesz co jest w
tym wszystkim najgorsze? To, że z każdą chwilą mam wrażenie, że Dora miała
rację, a ja jak zwykle jej nie słuchałam… Powiedz mi Molly, czy Laura naprawdę
się tak zachowywała na zebraniu? – zapytała płaczliwym głosem Dromeda. Remus nie
mógł już tego słuchać i jednym machnięciem różdżki wyciszył pokój. Kiedy
Andromedy dwa dni temu przybiegła na Grimmauld Place i powiedziała im, że Tonks
uciekła, wystraszył się nie na żarty. Według niego nie było nic dziwnego w tym,
że Dora tak impulsywnie zareagował, w końcu leżało to w jej naturze, ale nie
mógł nic poradzić na to, że tak strasznie się o nią bał. Uspokoiła go dopiero
Hestia, która wpadła zostawić raport z warty pod Departamentem Tajemnic,
mówiąc, że Tonks ma natłok pracy w ministerstwie i wszystko z nią dobrze.
Jednak nawet ta wiadomość nie mogła powstrzymać go przed nieustannym myśleniem
o małej, kolorowej Tonks. Odpychał od siebie tę myśl, ale musiał przyznać, że
strasznie mu brakuje tego jak Nimfadora wywracała ten stary stojak na parasole
wywołując wrzawę w całym domu, jej kawałów, uśmiechu i spojrzenia tych
głębokich, czarnych oczu.
- Remus, coś się
stało? – wyrwał go z rozmyślań tak dobrze znany głos. Chwilę mu zajęło, żeby
zrozumieć, że trzyma w ręku swój zegarek z lusterkiem dwukierunkowym, a na jego
tarczy widać twarz Dory.
- Tonks? – zapytał
zaskoczony.
- Wszystko w
porządku? Dlaczego mnie wezwałeś? – spytała zaniepokojona, marszcząc delikatnie
czoło. Remus uśmiechnął się na widok tej miny.
- Tak, wszystko
jest dobrze. Ja po prostu… Stęskniliśmy się trochę za tobą. – wybrnął z
zakłopotania. Czemu nieświadomie zadzwonił do Tonks?
- Racja, dawno u
was nie byłam, ale mam mnóstwo pracy. – wytłumaczyła się Dora.
- Słyszałem, Hestia
ostatnio tu wpadła… Wiesz, jest tu teraz twoja mama i…
- Co? – wykrzyknęła Nimfadora.
- Spokojnie, nie
wie, że z tobą rozmawiam. Powiedz mi o co takiego się stało? – zapytał ją, a
ona opowiedziała mu cały przebieg rodzinnej kolacji, o tym jak Laura kłamała,
jak ojciec ją potraktował i o tym jak uciekła.
- A wczoraj mama
przysłała Sarze list, wiesz jak ona go napisała? Jakby to robiła z przymusu!
Już widzę, jak tam sobie siedzą i wiodą cudowne życie… - zakończyła smutno.
- Nie wydaje mi
się, żeby twoja mama to robiła z przymusu. Siedzi teraz w twoim pokoju razem z
Molly i wypłakuje jej się. Ona naprawdę żałuje tego co się zdarzyło.-
powiedział i zobaczył na twarzy Tonks wyraźne zmieszanie, ale po chwili
przybrała naburmuszony wyraz twarzy i powiedział:
- Może i tak, ale
nie mam zamiaru z nią rozmawiać póki Laura mieszka u moich rodziców. A poza tym
mam za dużo pracy, żeby zajmować się takimi głupstwami. Wiesz, że w ciągu
tygodnia zaginęły trzy osoby? Na samym początku moja koleżanka z dormitorium,
potem jakaś inna dziewczyna, której sprawę prowadzi Hestia, a dzisiaj
Scrimgeour oznajmił nam, że mamy prowadzić dwie sprawy równocześnie, bo
zaginęła Ellie Parker. Przecież to niemożliwe, żebyśmy skupili się na dwóch
różnych śledztwach. – oburzyła się Tonks.
- Może nie aż tak
różnych jak ci się wydaję. Trzy zaginięcia wciągu tygodnia nie wydają mi się
sprawką trzech różnych porywaczy. – stwierdził po krótkim zastanowieniu Remus.
- Chcesz
powiedzieć, że wszystkie te sprawy mają ze sobą coś wspólnego?
- Na to wygląda.
- Dobra, nie
gadajmy o mojej pracy. Lepiej powiedz co tam w Zakonie? – zmieniła temat Dora.
- Prawdę mówiąc nic
nowego. Ciągle pełnimy warty pod Departamentem, jutro jest zebranie. Mam
nadzieję, że będziesz. Molly ciągle o tobie mówi, tak samo dzieciaki. –
powiedział Lupin.
- Będę, obiecuję! –
zapewniła go Dora.
- To dobrze,
potrzebuję cię. – palnął wilkołak, zanim zdążył ugryźć się w język.
- Co powiedziałeś?
- Że Zakon cię
potrzebuję. – wybrnął szybko Remus.
- Do zobaczenia! –
pożegnała się i znikła z tarczy. Remus machnął różdżką, już żadne odgłosy nie dobiegały
z pokoju obok. Położył się na łóżku i uśmiechnął mimowolnie. Zamknął oczy i
zobaczył jej uśmiechniętą twarz. Przypomniał sobie tą noc kiedy po raz pierwszy
i ostatni się pocałowali. „Ile wspomnień
wywołuje taka zwyczajna rozmowa? Ale nie mogę tak myśleć, muszę z tym skończyć.
Na za wiele sobie pozwalasz Lupin! Ona ma prawo być szczęśliwa, a z tobą nigdy
tak nie będzie” - zganił siebie
w myślach. Ale nie mógł pozbyć się nieprzyjemnie miłego wrażenia, że on i Tonks
mają ze sobą coś wspólnego.
To wystrój tylko na Walentynki czy na stałe? Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńWedług moich obliczeń jest to ostatni "stały rozdział". Już nie mogę doczekać się czegoś nowego.
Pozdrawiam
PS. Zapraszam na nowy rozdział na z-pamietnika-lupina.blogspot.com
Na stałe, na stałe. Cieszę się, że ci się podoba :)
UsuńI tak masz rację. Następny rozdział, który pojawi się w sobotę będzie nowy :)
W sobotę czyli jutro?
UsuńZa tydzień
UsuńDlaczego tak późno?
Usuń