7.02.2014

28) Przyjaciółki

Zapłakana Dora wspinała się właśnie po schodach jednego z mugolskich bloków. Teleportowała się do pierwszego miejsca jakie przyszło jej na myśl. Ciężka torba ciążyła jej na ramieniu. Nawet nie była pewna co zapakowała, wrzucała wszystko byle jak, chcąc jak najszybciej opuścić rodzinny dom. Nie wiedziała właściwie po co to robi, wiedziała tylko to, że nie chcę przebywać w towarzystwie swojej rodziny. Stanęła przed mieszkaniem z numerem dziewiątym i nacisnęła na dzwonek. Drzwi otworzyła średniego wzrostu brunetka. Wytrzeszczyła oczy na widok Nimfadory.
- Tonks, co ty tu robisz? Zaraz… Ty płakałaś?
- Cześć Saro! Przenocujesz mnie? – spytała Dora pociągając nosem.
- Jasne, wchodź! Idź do salonu zaraz przyniosę ci coś do picia. – powiedziała Lucky i wpuściła przyjaciółkę do mieszkania. Tonks posłusznie udała się do pokoju gościnnego. Było to małe, przytulne pomieszczenie utrzymane w kolorach beżu i brązu. Wszystko było dopasowane, nie było niepotrzebnego przepychu. Tonks usiadła na fotelu, zdjęła swoje znoszone trampki i podkurczyła nogi. Wpatrywała się tempo w przestrzeń czekając aż Sara przyjdzie.
- Zaraz przyjdzie Amelia. Masz, powinnaś napić sie czegoś ciepłego. – powiedziała Lucky i podała Tonks kubek z gorącą czekoladą i bitą śmietaną.
- Dzięki. – mruknęła Dora.
- Przygotuję ci kanapę, chyba, że wolisz spać w moim łóżku? – uśmiechnęła się Sara. Nim dziewczyny się obejrzały w mieszkaniu pojawiła się Amelia. Dziewczyny rozsiadły się dookoła Tonks, patrząc na nią wyczekująco, ale ona nie chciała od razu im powiedzieć.- No dalej Tonks dobrze wiemy, że coś się stało.
- Będzie ci lepiej jeśli to z siebie wyrzucisz. – stwierdziła pocieszająca Amelia. Tonks przygryzła wargę.
- Miałam dzisiaj rodzinną kolację. – powiedziała kpiącym tonem i opowiedziała przyjaciółką to co wydarzyło się tego wieczoru. Wyrzuciła z siebie całą złość, mogła wykrzyczeć wszystko co miała do powiedzenia na temat swoich rodziców, a w szczególności Laury. Amelia i Sara słuchały jej w milczeniu, nie przerywały jej, a kiedy skończyła w pełni ją poparły.
- Słuchaj, możesz tu zostać jak długo chcesz. – zaoferowała się Sara.
- Możesz na nas liczyć, ale uważam, że powinnaś porozmawiać ze swoimi rodzicami. – stwierdziła zawsze myśląca racjonalnie Robinns.
- Wiem, ale to może poczekać. – powiedziała obojętnie Dora. Nie bardzo chciała rozmawiać ze swoją rodziną.
- Byłam dzisiaj u Estery, umówiłam się z nią na jutro. Miałyśmy pokazać jej miasto. – poinformowała przyjaciółki Sara. Tonks już o tym zupełnie zapomniała. Tyle się wydarzyło od dnia kiedy poznały nowych sprzymierzeńców, mimo, że było to przedwczoraj. Przypomniała sobie nagle o Emily.
- Emily zaginęła. – stwierdziła ponuro.
- Emily Fields? – zapytała zaskoczona Amelia.
- Tak, a właściwie Gottesman. – poprawiła ja Nimfadora.
- Gottesman? Nasza Emily wyszła za… - zaczęła zszokowana Sara.
- Za Lucasa. – dokończyła za nią Tonks. – Zaczęli spotykać się w szóstej klasie, ukrywali to przed wszystkimi, a gdy Em skończyła Hogwart wzięli ślub.
- I ta mała małpa nie zaprosiła nas na wesele?! – oburzyła się Lucky.
- To nie jest teraz ważne, Saro! Emily zaginęła. – skarciła ją Amelia. – Macie już jakieś poszlaki?
- Nie możemy nawet działać. Podstawowe procedury… Lucke zgłosił zaginięcie po niecałej dobie, my możemy działać dopiero po upłynięciu dwóch dni. – powiedziała beznamiętnie Dora.
- Czy to możliwe, że to porwanie? – zapytała przejęta Amelia.
- Wszystko jest możliwe.
***
Trzy dziewczyny czekały przy Trzech Miotłach w Hogsmeade. Po Tonks nie widać było żadnych oznak po wczorajszej kłótni z rodziną. Zawsze tak było, choćby niewiadomo co się stało Nimfadora nigdy nie użalała się nad sobą dłużej niż jeden wieczór. Wolała wierzyć, że los tak chciał i próbowała się pogodzić. Teraz było jej trudniej. Zawsze była bardzo blisko ze swoim ojcem i mimo wielu nieporozumień liczyło się dla niej zdanie matki. Nadal nie mogła sobie tego wszystkiego poukładać, ale bez względu na to uśmiechała się szeroko.
- Przepraszam was, nie mogłam się wyrobić. – zawołała młoda kobieta wybiegająca z baru, zakładając jeansową kurtkę. Wielkimi krokami zbliżał się wrzesień, a ciepłe lato odchodziło w niepamięć.
- Nic nie szkodzi. – odpowiedziała od razu uśmiechnięta Amelia.
- Jakie plany na dziś? – zapytała Estera.
- Pokażemy ci Londyn, zjemy coś na mieście i będziemy się świetnie bawić! – wykrzyknęła radośnie Dora.
- I oczywiście wszystko uwiecznimy! – dodała Sara pokazując swój aparat.
- No to w drogę! – zadecydowała Nimfadora. Wszystkie złapały się mocno za ręce i zniknęły z wioski po to by po chwili zmaterializować się na Trafalgar Square. Na placu było tak tłoczno, że nikt nie był nawet w stanie dostrzec, że z nikąd pojawiły się cztery czarownice. W otoczeniu pomników i fontann zaczęły swoją podróż po stolicy Anglii. Roześmiane, rozgadane robiły zdjęcia przy każdym z ciekawszych miejsc w centrum Londynu, a Amelia raz po raz wtrącała ciekawe uwagi. Na sam początek wybrały się na przejażdżkę czerwonym, dwupiętrowym autobusem. Mimo, że ten mugolski środek transportu nie dostarczał tylu przeżyć i mdłości co Błędny Rycerz, spędziły miło czas podziwiając ulice Londynu. Wysiadły przy Pałacu Buckingham, przedzierały się przez tłumy by pokazać Esterze wspaniały pomnik architektury. Następnie przeszły spacerem przez Park St. James, gdzie w małej kawiarence pośrodku parku kupiły lody. Z uśmiechem na twarzy skierowały się w stronę Downing Street gdzie w kamienicy z numerem dziesiątym swoją siedzibę ma premier.
- I on mieszka tu tak po prostu? Bez ochrony? – spytała Estera. – Nasz premier ma własną wille i kilkunastu ochroniarzy.
- On tu  nie mieszka tyko przyjmuje gości i ma ochronę. Widzisz tych facetów w mundurach. –wyjaśniła jej mądra Amelia. Tonks chwyciła dziewczyny za ręce i podprowadziła pod same drzwi.
- Przepraszam, czy możemy sobie zrobić z panami zdjęcie? – zwróciła się beztrosko w stronę facetów w mundurach, ale żaden z nich nie odpowiedział. Dziewczyna wzruszyła ramionami – Milczenie oznacza zgodę. – stwierdziła i objęła ramieniem mężczyznę. To samo zrobiły Estera i Sara, a Amelia uwieczniła całą tą sytuację. Ze śmiechem na ustach udały się w stronę Placu Westminsterskiego, gdzie czekało Esterę obowiązkowe zdjęcie na tle Big Bena.
- Jesteście szalone! –oznajmiła Estera, ze śmiechem kiedy Tonks z Sarą zaczęły stroić niestworzone miny do aparatu.
- Nie! Tylko tak ci się wydaję! – zaśmiała się Amelia.
- Co teraz robimy?
- Może Pokątna? – zaproponowała Sara i już po chwili jechały w czarnej taksówce. Rozsiadły się wygodnie i oglądały Londyn zza szyb samochodu.
-To gdzie piękne panienki chcą jechać? – zapytał z uśmiechem, siwy kierowca.
- Charing Cross Road, jeśli można prosić. – poinformowała go grzecznie Robinns. Dojechały szybko, czas leciał nieubłaganie kiedy gawędziły sobie z taksówkarzem. Okazał się bardzo interesujący, jak sam stwierdził znał się na ludziach i zaczął opowiadać dziewczyną jakie wrażenie robią na pierwszy rzut oka.
- Ty ślicznotko, od zawsze marzyłaś żeby tu przyjechać i wyrwać się stamtąd skąd pochodzisz. Tutaj czujesz się wolna, chociaż nie do końca. – stwierdził mówiąc do Estery.
- Ma pan rację… skąd pan to wie? – spytała zdziwiona.
- Tak po prostu. Natomiast ty masz w sobie pełno zapału, ale boisz się, że nic z twoich planów nie wyjdzie, wolisz być pewna swego. – opisał Amelię, a ta poczerwieniała trochę na twarzy. Kierowca tylko uśmiechnął się pod nosem i powiedział w stronę Sary – Z drugiej strony ty chcesz spróbować tego co nieznane, poznać siebie do granic możliwości. Zrobisz wszystko by dowiedzieć się jak najwięcej, ale nie zrobiłabyś niczego co by zraniło twoich najbliższych.
- Nigdy nie zrobię czegoś wbrew moim przyjaciółką! – stwierdziła stanowczo jakby kierowca ją obraził.
- To widać. A ty moja droga podobnie jak w przypadku swojej przyjaciółki, jesteś ciekawa świata na swój sposób. Chcesz wszystkiego spróbować. Ostatnio przeżyłaś też coś bolesnego i próbujesz ten ból uciszyć zabawą. Jest też ktoś na komu chciałabyś pomóc.
- Chyba naprawdę zna się pan na ludziach. – stwierdziła Dora, wiedząc, że taksówkarz ma rację. Rzeczywiście bardzo bolało ją to co stało się miedzy nią, a rodzicami i chciała o tym zapomnieć jak najszybciej. Miał też rację co do osoby, której chciała pomóc. Często przyłapywała się na myśleniu o tym co by mogła zrobić, żeby ulżyć Remusowi w jego cierpieniu. Chciała nawet opanować sztukę animagii by być przy nim podczas przemian skoro Syriusz nie może. Wiedziała jednak, że zanim by to się stało minęło by dużo czasu.
- Ano widzisz, przewożę tysiące osób dziennie i musze się na nich poznać. O wasz przystanek. –powiedział zjeżdżając na chodnik naprzeciwko księgarni.
- Dziękujemy bardzo! – zawołały chórem, a Sara zapłaciła za przejazd.
- To jest Dziurawy Kocioł? – zapytała niechętnie Es, wskazując w stronę obskurnego baru.
- Nie martw się, w środku jest jeszcze gorzej! – pocieszyła ją Tonks, klepiąc po ramieniu. Wszystkie weszły do małego baru pełnego kurzu, śmieci i odoru alkoholu. Szybko przeszły na zaplecze i otworzyły przejście na Pokątną.
- Witaj Estero, na ulicy Pokątnej! – zawołała Sara. Włoszka wybałuszyła oczy w zachwycie. Biegały od sklepu do sklepu, wszystko co możliwe pokazały Esterze. Zaczęły od Banku Gringotta, które podziwiały tylko z zewnątrz, potem przeszły do Czarodziejskich niespodzianek Gambola i Japesa, Esów i Floresów, Madame Malkin, Ollivandera, sklepu z markowym sprzętem do Quiddicha, a na sam koniec zaszły do Floriana Fortescue.
- Idę po lody! – zaoferowała się Tonks. Podeszła do lady i złożyła zamówienie. W pewnym momencie jej wzrok przykuł ciemnofioletowy plakat, na którym poruszało się ośmiu mężczyzn, a nad nimi widniał napis: „Chcesz zaszaleć? Chcesz się zabawić? Przyjdź na nasz koncert w październiku!” Serce zaczęło jej bić szybciej. Chwyciła jak najszybciej tacę z zamówieniem, zapłaciła i pobiegła do stolika, - Dziewczyny! Dziewczyny! Fatalne Jędzę! Grają w październiku koncert! Musimy iść!
- Żartujesz? – zawołała Sara i razem z Tonks oraz Amelią zaczęły rozmowę na temat swojego ulubionego zespołu. – Czemu nic nie mówisz, Es?
- Nie przepadam za nimi… O wiele bardziej wolę Głos Serca. – powiedziała spokojnie z uśmiechem, a potem dodała nagle. – Tan taksówkarz miał rację… Próbowałam się wyrwać z Włoch bo wszyscy tam obchodzą się ze mną jak z jajkiem. Myślałam, że tutaj to się zmieni, ale Franky i Giuseppe cały czas mnie kontrolują, mam tego serdecznie dość.
- Oni pewnie się tylko o ciebie martwią. Daj im dwa tygodnie to się zmieni. – zapewniła ją Amelia.
- Jasne Fanczesco to twój brat i się po prostu troszczy! – dołączyła się Sara.
 - Może macie rację, byleby to się skończyło. A propos mojego brata, kazał mi się zapytać kiedy masz czas żeby się z nim spotkać?
- Ja z nim? – zakrztusiła się swoimi lodami Lucky.                             
- Czy jest coś o czymś nie wiemy? – zapytała Tonks lustrując przyjaciółkę wzrokiem.
- Nie, nie… Chodzi o to, że Franky chce się zatrudnić w tym samym Departamencie co Sara i chce z nią o tym pogadać. – zaśmiała się Estera. Spędziły ze sobą jeszcze z dwie godziny, potem każda deportowała się do swojego domu. Tonks z Sarą jak tylko przyszły do domu położyły się do łóżek. To był męczący dzień. Nimfadora w myślach przeżyła całe to popołudnie. Estera okazała się świetną dziewczyną, z którą warto się przyjaźnić, z każdą chwilą coraz bardziej ją lubiła. Zastanawiała się nad tym skąd ten kierowca wiedział, że aż tak leży jej na sercu los Remusa? Czy to tak bardzo widać, że zrobiłaby wszystko by nie był wilkołakiem? Ale czasu cofnąć nie może. Jutro pójdzie do pracy, ruszy sprawa z Emily, a za kilka dni Lupin będzie zwijał się z bólu podczas przemiany. Jedynym pocieszeniem był koncert, tylko trzeba załatwić bilety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz