Zapłakana Dora wspinała się właśnie po
schodach jednego z mugolskich bloków. Teleportowała się do pierwszego miejsca
jakie przyszło jej na myśl. Ciężka torba ciążyła jej na ramieniu. Nawet nie
była pewna co zapakowała, wrzucała wszystko byle jak, chcąc jak najszybciej
opuścić rodzinny dom. Nie wiedziała właściwie po co to robi, wiedziała tylko
to, że nie chcę przebywać w towarzystwie swojej rodziny. Stanęła przed
mieszkaniem z numerem dziewiątym i nacisnęła na dzwonek. Drzwi otworzyła
średniego wzrostu brunetka. Wytrzeszczyła oczy na widok Nimfadory.
- Tonks, co ty tu
robisz? Zaraz… Ty płakałaś?
- Jasne, wchodź!
Idź do salonu zaraz przyniosę ci coś do picia. – powiedziała Lucky i wpuściła
przyjaciółkę do mieszkania. Tonks posłusznie udała się do pokoju gościnnego.
Było to małe, przytulne pomieszczenie utrzymane w kolorach beżu i brązu.
Wszystko było dopasowane, nie było niepotrzebnego przepychu. Tonks usiadła na
fotelu, zdjęła swoje znoszone trampki i podkurczyła nogi. Wpatrywała się tempo
w przestrzeń czekając aż Sara przyjdzie.
- Zaraz przyjdzie
Amelia. Masz, powinnaś napić sie czegoś ciepłego. – powiedziała Lucky i podała
Tonks kubek z gorącą czekoladą i bitą śmietaną.
- Dzięki. –
mruknęła Dora.
- Przygotuję ci
kanapę, chyba, że wolisz spać w moim łóżku? – uśmiechnęła się Sara. Nim
dziewczyny się obejrzały w mieszkaniu pojawiła się Amelia. Dziewczyny rozsiadły
się dookoła Tonks, patrząc na nią wyczekująco, ale ona nie chciała od razu im
powiedzieć.- No dalej Tonks dobrze wiemy, że coś się stało.
- Będzie ci lepiej
jeśli to z siebie wyrzucisz. – stwierdziła pocieszająca Amelia. Tonks
przygryzła wargę.
- Miałam dzisiaj
rodzinną kolację. – powiedziała kpiącym tonem i opowiedziała przyjaciółką to co
wydarzyło się tego wieczoru. Wyrzuciła z siebie całą złość, mogła wykrzyczeć
wszystko co miała do powiedzenia na temat swoich rodziców, a w szczególności
Laury. Amelia i Sara słuchały jej w milczeniu, nie przerywały jej, a kiedy
skończyła w pełni ją poparły.
- Słuchaj, możesz
tu zostać jak długo chcesz. – zaoferowała się Sara.
- Możesz na nas
liczyć, ale uważam, że powinnaś porozmawiać ze swoimi rodzicami. – stwierdziła
zawsze myśląca racjonalnie Robinns.
- Wiem, ale to może
poczekać. – powiedziała obojętnie Dora. Nie bardzo chciała rozmawiać ze swoją
rodziną.
- Byłam dzisiaj u
Estery, umówiłam się z nią na jutro. Miałyśmy pokazać jej miasto. –
poinformowała przyjaciółki Sara. Tonks już o tym zupełnie zapomniała. Tyle się
wydarzyło od dnia kiedy poznały nowych sprzymierzeńców, mimo, że było to
przedwczoraj. Przypomniała sobie nagle o Emily.
- Emily zaginęła. –
stwierdziła ponuro.
- Emily Fields? –
zapytała zaskoczona Amelia.
- Tak, a właściwie
Gottesman. – poprawiła ja Nimfadora.
- Gottesman? Nasza
Emily wyszła za… - zaczęła zszokowana Sara.
- Za Lucasa. –
dokończyła za nią Tonks. – Zaczęli spotykać się w szóstej klasie, ukrywali to
przed wszystkimi, a gdy Em skończyła Hogwart wzięli ślub.
- I ta mała małpa
nie zaprosiła nas na wesele?! – oburzyła się Lucky.
- To nie jest teraz
ważne, Saro! Emily zaginęła. – skarciła ją Amelia. – Macie już jakieś poszlaki?
- Nie możemy nawet
działać. Podstawowe procedury… Lucke zgłosił zaginięcie po niecałej dobie, my
możemy działać dopiero po upłynięciu dwóch dni. – powiedziała beznamiętnie
Dora.
- Czy to możliwe,
że to porwanie? – zapytała przejęta Amelia.
- Wszystko jest
możliwe.
***
Trzy dziewczyny czekały przy Trzech
Miotłach w Hogsmeade. Po Tonks nie widać było żadnych oznak po wczorajszej
kłótni z rodziną. Zawsze tak było, choćby niewiadomo co się stało Nimfadora
nigdy nie użalała się nad sobą dłużej niż jeden wieczór. Wolała wierzyć, że los
tak chciał i próbowała się pogodzić. Teraz było jej trudniej. Zawsze była
bardzo blisko ze swoim ojcem i mimo wielu nieporozumień liczyło się dla niej
zdanie matki. Nadal nie mogła sobie tego wszystkiego poukładać, ale bez względu
na to uśmiechała się szeroko.
- Przepraszam was,
nie mogłam się wyrobić. – zawołała młoda kobieta wybiegająca z baru, zakładając
jeansową kurtkę. Wielkimi krokami zbliżał się wrzesień, a ciepłe lato
odchodziło w niepamięć.
- Nic nie szkodzi.
– odpowiedziała od razu uśmiechnięta Amelia.
- Jakie plany na
dziś? – zapytała Estera.
- Pokażemy ci
Londyn, zjemy coś na mieście i będziemy się świetnie bawić! – wykrzyknęła
radośnie Dora.
- I oczywiście
wszystko uwiecznimy! – dodała Sara pokazując swój aparat.
- No to w drogę! –
zadecydowała Nimfadora. Wszystkie złapały się mocno za ręce i zniknęły z wioski
po to by po chwili zmaterializować się na Trafalgar Square. Na placu było tak
tłoczno, że nikt nie był nawet w stanie dostrzec, że z nikąd pojawiły się
cztery czarownice. W otoczeniu pomników i fontann zaczęły swoją podróż po
stolicy Anglii. Roześmiane, rozgadane robiły zdjęcia przy każdym z ciekawszych
miejsc w centrum Londynu, a Amelia raz po raz wtrącała ciekawe uwagi. Na sam początek
wybrały się na przejażdżkę czerwonym, dwupiętrowym autobusem. Mimo, że ten
mugolski środek transportu nie dostarczał tylu przeżyć i mdłości co Błędny
Rycerz, spędziły miło czas podziwiając ulice Londynu. Wysiadły przy Pałacu
Buckingham, przedzierały się przez tłumy by pokazać Esterze wspaniały pomnik
architektury. Następnie przeszły spacerem przez Park St. James, gdzie w małej
kawiarence pośrodku parku kupiły lody. Z uśmiechem na twarzy skierowały się w
stronę Downing Street gdzie w kamienicy z numerem dziesiątym swoją siedzibę ma
premier.
- I on mieszka tu
tak po prostu? Bez ochrony? – spytała Estera. – Nasz premier ma własną wille i
kilkunastu ochroniarzy.
- On tu nie mieszka tyko przyjmuje gości i ma
ochronę. Widzisz tych facetów w mundurach. –wyjaśniła jej mądra Amelia. Tonks
chwyciła dziewczyny za ręce i podprowadziła pod same drzwi.
- Przepraszam, czy
możemy sobie zrobić z panami zdjęcie? – zwróciła się beztrosko w stronę facetów
w mundurach, ale żaden z nich nie odpowiedział. Dziewczyna wzruszyła ramionami
– Milczenie oznacza zgodę. – stwierdziła i objęła ramieniem mężczyznę. To samo
zrobiły Estera i Sara, a Amelia uwieczniła całą tą sytuację. Ze śmiechem na
ustach udały się w stronę Placu Westminsterskiego, gdzie czekało Esterę
obowiązkowe zdjęcie na tle Big Bena.
- Jesteście
szalone! –oznajmiła Estera, ze śmiechem kiedy Tonks z Sarą zaczęły stroić
niestworzone miny do aparatu.
- Nie! Tylko tak ci się wydaję! –
zaśmiała się Amelia.
- Co teraz robimy?
- Może Pokątna? – zaproponowała Sara i
już po chwili jechały w czarnej taksówce. Rozsiadły się wygodnie i oglądały
Londyn zza szyb samochodu.
-To gdzie piękne panienki chcą jechać?
– zapytał z uśmiechem, siwy kierowca.
- Charing Cross Road, jeśli można
prosić. – poinformowała go grzecznie Robinns. Dojechały szybko, czas leciał
nieubłaganie kiedy gawędziły sobie z taksówkarzem. Okazał się bardzo
interesujący, jak sam stwierdził znał się na ludziach i zaczął opowiadać
dziewczyną jakie wrażenie robią na pierwszy rzut oka.
- Ty ślicznotko, od zawsze marzyłaś
żeby tu przyjechać i wyrwać się stamtąd skąd pochodzisz. Tutaj czujesz się
wolna, chociaż nie do końca. – stwierdził mówiąc do Estery.
- Ma pan rację… skąd pan to wie? –
spytała zdziwiona.
- Tak po prostu. Natomiast ty masz w
sobie pełno zapału, ale boisz się, że nic z twoich planów nie wyjdzie, wolisz
być pewna swego. – opisał Amelię, a ta poczerwieniała trochę na twarzy.
Kierowca tylko uśmiechnął się pod nosem i powiedział w stronę Sary – Z drugiej
strony ty chcesz spróbować tego co nieznane, poznać siebie do granic
możliwości. Zrobisz wszystko by dowiedzieć się jak najwięcej, ale nie
zrobiłabyś niczego co by zraniło twoich najbliższych.
- Nigdy nie zrobię czegoś wbrew moim
przyjaciółką! – stwierdziła stanowczo jakby kierowca ją obraził.
- To widać. A ty moja droga podobnie
jak w przypadku swojej przyjaciółki, jesteś ciekawa świata na swój sposób.
Chcesz wszystkiego spróbować. Ostatnio przeżyłaś też coś bolesnego i próbujesz
ten ból uciszyć zabawą. Jest też ktoś na komu chciałabyś pomóc.
- Chyba naprawdę zna się pan na
ludziach. – stwierdziła Dora, wiedząc, że taksówkarz ma rację. Rzeczywiście
bardzo bolało ją to co stało się miedzy nią, a rodzicami i chciała o tym
zapomnieć jak najszybciej. Miał też rację co do osoby, której chciała pomóc.
Często przyłapywała się na myśleniu o tym co by mogła zrobić, żeby ulżyć
Remusowi w jego cierpieniu. Chciała nawet opanować sztukę animagii by być przy
nim podczas przemian skoro Syriusz nie może. Wiedziała jednak, że zanim by to
się stało minęło by dużo czasu.
- Ano widzisz, przewożę tysiące osób
dziennie i musze się na nich poznać. O wasz przystanek. –powiedział zjeżdżając
na chodnik naprzeciwko księgarni.
- Dziękujemy bardzo! – zawołały chórem,
a Sara zapłaciła za przejazd.
- To jest Dziurawy Kocioł? – zapytała
niechętnie Es, wskazując w stronę obskurnego baru.
- Nie martw się, w środku jest jeszcze
gorzej! – pocieszyła ją Tonks, klepiąc po ramieniu. Wszystkie weszły do małego
baru pełnego kurzu, śmieci i odoru alkoholu. Szybko przeszły na zaplecze i
otworzyły przejście na Pokątną.
- Witaj Estero, na ulicy Pokątnej! –
zawołała Sara. Włoszka wybałuszyła oczy w zachwycie. Biegały od sklepu do
sklepu, wszystko co możliwe pokazały Esterze. Zaczęły od Banku Gringotta, które
podziwiały tylko z zewnątrz, potem przeszły do Czarodziejskich niespodzianek
Gambola i Japesa, Esów i Floresów, Madame Malkin, Ollivandera, sklepu z
markowym sprzętem do Quiddicha, a na sam koniec zaszły do Floriana Fortescue.
- Idę po lody! – zaoferowała się Tonks.
Podeszła do lady i złożyła zamówienie. W pewnym momencie jej wzrok przykuł
ciemnofioletowy plakat, na którym poruszało się ośmiu mężczyzn, a nad nimi
widniał napis: „Chcesz zaszaleć? Chcesz
się zabawić? Przyjdź na nasz koncert w październiku!” Serce zaczęło jej bić
szybciej. Chwyciła jak najszybciej tacę z zamówieniem, zapłaciła i pobiegła do
stolika, - Dziewczyny! Dziewczyny! Fatalne Jędzę! Grają w październiku koncert!
Musimy iść!
- Żartujesz? – zawołała Sara i razem z
Tonks oraz Amelią zaczęły rozmowę na temat swojego ulubionego zespołu. – Czemu
nic nie mówisz, Es?
- Nie przepadam za nimi… O wiele
bardziej wolę Głos Serca. – powiedziała spokojnie z uśmiechem, a potem dodała
nagle. – Tan taksówkarz miał rację… Próbowałam się wyrwać z Włoch bo wszyscy
tam obchodzą się ze mną jak z jajkiem. Myślałam, że tutaj to się zmieni, ale
Franky i Giuseppe cały czas mnie kontrolują, mam tego serdecznie dość.
- Oni pewnie się tylko o ciebie
martwią. Daj im dwa tygodnie to się zmieni. – zapewniła ją Amelia.
- Jasne Fanczesco to twój brat i się po
prostu troszczy! – dołączyła się Sara.
- Może macie rację, byleby to się skończyło. A
propos mojego brata, kazał mi się zapytać kiedy masz czas żeby się z nim
spotkać?
- Ja z nim? – zakrztusiła się swoimi
lodami Lucky.
- Czy jest coś o czymś nie wiemy? –
zapytała Tonks lustrując przyjaciółkę wzrokiem.
- Nie, nie… Chodzi o to, że Franky chce
się zatrudnić w tym samym Departamencie co Sara i chce z nią o tym pogadać. –
zaśmiała się Estera. Spędziły ze sobą jeszcze z dwie godziny, potem każda
deportowała się do swojego domu. Tonks z Sarą jak tylko przyszły do domu
położyły się do łóżek. To był męczący dzień. Nimfadora w myślach przeżyła całe
to popołudnie. Estera okazała się świetną dziewczyną, z którą warto się
przyjaźnić, z każdą chwilą coraz bardziej ją lubiła. Zastanawiała się nad tym
skąd ten kierowca wiedział, że aż tak leży jej na sercu los Remusa? Czy to tak
bardzo widać, że zrobiłaby wszystko by nie był wilkołakiem? Ale czasu cofnąć
nie może. Jutro pójdzie do pracy, ruszy sprawa z Emily, a za kilka dni Lupin
będzie zwijał się z bólu podczas przemiany. Jedynym pocieszeniem był koncert,
tylko trzeba załatwić bilety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz