Następnego dnia, po dość brutalnej
pobudce, Tonks wraz z przyjaciółkami siedziała w kuchni, jedząc śniadanie. Od
samego rana Molly krzątała się po kuchni szykując poranny posiłek i kanapki do
pracy. W kuchni było już dość tłoczno jak na tą porę dnia. Przy stole siedzieli
już Artur czytający Proroka, Bill
próbujący doprowadzić do ładu swoje potargane włosy, Remus jedzący swoją
kanapkę, Amelia mieszająca swoją kawę, ziewająca Sara i Tonks, która próbowała
jeszcze chwilę przespać się na kuchennym stole.
- A więc Artur z
tuńczykiem, Bill z serem i pomidorem, Amelia z sałatą i ogórkiem, Sara z serem
i szynką, a ty Tonks? – wyliczała Molly, wymachując nożem, którym smarowała
kromki chleba – Tonks, nie śpij!
- Co? – zapytała
nieprzytomnym tonem, dziś niebiesko włosa, Dora.
- Pytałam z czym
chcesz kanapkę.
- Zaskocz mnie,
Molly. – powiedziała posyłając pani Weasley promienny uśmiech. W tym momencie
do kuchni wszedł Syriusz.
- Przestań mi tak słodzić. Z czym chcesz
kanapkę, Syriuszu? – zapytała znudzonym tonem.
- I za to cię
kocham! Z kurczakiem poproszę. – powiedział i posłał jej huncwocki uśmiech.
- Daruj sobie,
Syriuszu. – powiedziała Molly wywracając oczami.
- Już dobrze,
dobrze!- zawołał Black i podniósł ręce w poddańczym geście – A czekając na moją
pyszną kanapeczkę… Tonks, Remus możemy pogadać w salonie?
- Nie dasz mi się
wyspać? – mruknęła zaspanym głosem Tonks i podniosła się powoli z siedzenia. W
tym czasie Remus wychodził już za Syriuszem.
Kiedy byli już na pierwszym piętrze,
Black przepuścił ich w drzwiach i zamknął je szczelnie. Remus i Tonks spojrzeli
po sobie. Żadne z nich nie wiedziało o co chodzi Syriuszowi, który teraz
skrzyżował ręce na piersi i tupiąc nogą, uśmiechał się chytrze.
- Dowiem się czemu
wczoraj nie było was tak długo i dlaczego kąpaliście się w niekompletnym
stroju? – zapytał. Wyglądał tak jakby odkrył jakąś wielką tajemnicę i nie mógł
dłużej czekać by się upewnić w swoich poglądach.
- O co tobie
chodzi? – zapytał niepewnie Remus, a w jego głosie dało się wyczuć lęk.
- Dobra, zapytam
prościej. Co jest między wami? – powiedział gestykulując i mówiąc jakby byli
małymi, pięcioletnimi dziećmi.
- Syriuszu, nie
wiem co ty sobie ubzdurałeś, ale… - zaczął Remus nieswoim głosem.
- Chyba nie chcesz
mi sprzedać tej twojej śpiewki. Ja i Tonks jesteśmy tylko przyjaciółmi! –
powiedział naśladując Lupina.
- Ale to prawda. Jesteśmy przyjaciółmi.
– włączyła się do rozmowy Dora.
- Spędzacie trochę za
dużo czasu razem, żeby być TYLKO przyjaciółmi. – upierał się przy swoim Black.
- I co z tego, że
spędzamy razem dużo czasu? – zapytała i przybrała wyzywający wyraz twarzy.
Remus na widok jej wojowniczej miny uśmiechnął się pod nosem. – Mamy się do
siebie nie odzywać bo tobie i niewiadomo komu jeszcze wydaje się, że jesteśmy
razem?
- Źle mnie
zrozumiałaś, słonko. – uśmiechnął się promiennie - Nie mam nic do waszej
przyjaźni, bardzo mnie ona cieszy, tak samo gdybyście byli razem. Więc chcę
wiedzieć czy mojego przyjaciela i moją kuzynkę coś…
- Tonks, spóźnimy
się do ministerstwa! – dobiegł ich głos Sary z dołu.
- No cóż, muszę
lecieć. Zapewniam cię kuzynie, że jeśli byłoby coś na rzeczy dowiedziałbyś się
jako pierwszy. – zapewniła go Tonks, potem pocałowała jego oraz Remusa w
policzek i wybiegła z pokoju.
- Czujesz coś do niej. – stwierdził stanowczo
Black, lustrując przyjaciela wzrokiem.
- Nie słyszałeś co ona powiedziała? A poza tym
nie mógłbym… I ty dobrze o tym wiesz! – zaprzeczał Lupin, unikając spojrzenia
przyjaciela.
- Tak samo było z Mary.
- Mary to co
innego… Byłem wtedy dzieciakiem.
- Teraz zachowujesz
się jak dzieciak!
***
- Co tam robisz Walt? – zapytała Tonks,
przeciągając się na fotelu. Siedziała w
swoim boksie i wpatrywała się tempo w kartki papieru leżące na jej biurku, a
Walter zawzięcie skrobał piórem.
- To co ty powinnaś
robić. Przepisuję stare raporty. –powiedział nie odrywając oczu od pergaminu.
- Ale po co
właściwie to robimy?
- Ponieważ nasz
szef, Rufus Scrimgeour, kazał nam to
zrobić. – odpowiedział obojętnie Watson nie przestając pisać.
- Co mnie obchodzi,
że dziesięć lat temu zabito pięć osób, a morderca popełnił samobójstwo?
Przecież to nie ma znaczenia… - jęknęła zrezygnowana i odrzuciła od siebie
świeżo przepisane akta.
- Wszystko ma
znaczenie. Dawne wydarzenia mogą się przydać w przyszłości. – stwierdził Walt.
- Od kiedy jesteś
taki mądry, geniuszu? – zapytała i sięgnęła po swoje drugie śniadanie. Zajrzała
do torebki i zamiast kanapki wyjęła babeczkę jagodową. Uśmiechnęła się pod
nosem. Kochana Molly, zaskoczyłaś mnie.
- Watson, Tonks! –
przykuśtykał do ich boksu wysoki mężczyzna, który trzymał w ręku teczkę. – Mam
dla was zadanie. Trzymaj. – warknął wpychając teczkę w ręce Waltera. – Macie
się z tym jak najszybciej uwinąć.
- Tak jest, szefie.
– odpowiedział Walt, ale Scrimgeour wyszedł. Tonks spojrzała na teczkę i
wyrwała ją przyjacielowi.
- Zadanie, w końcu
coś poważnego. – wykrzyknęła ucieszona.
- Tonks, komuś
stała się krzywda… - przypomniał jej, ale ona już czytała akta.
- Zaginiona Emily
Gottesman. – odczytała Dora. - Zaraz znam to nazwisko! Lucas Gottesman to był…
- Krukon, rok
młodszy ode mnie. – powiedział Walt.
- Tak, może to jego
siostra? Mamy adres, musimy tam jechać i to jak najszybciej. – zadecydowała
Nimfadora.
***
Mała wioska Chudleigh od czasu wielkiego pożaru w 1807 r. zawsze
była cicha i spokojna. Nikt nie spodziewałby się, że do jednego z domów zostaną
wezwane dość nietypowe służby bezpieczeństwa. Jednak tego dnia na jednej z
bocznych uliczek, znikąd zmaterializowały się dwie osoby. Gdyby ktoś je
zobaczył z pewnością pomyślałby, że uciekli ze szpitala psychiatrycznego.
Dziewczyna miała długie do ramion niebieskie włosy i razem z mężczyzną trzymali
w rękach kilku calowe patyki. Ta dziwna para zmierzała właśnie ulicą River
Street do domu z numerem trzydziestym drugim. Zatrzymali się przy małym
jednopiętrowym domku z ładnym, zadbanym ogródkiem. Dziewczyna zapukała do
drzwi. Po chwili drzwi otworzył młody mężczyzna średniego wzrostu o niebieskich
oczach i bujnej blond czuprynie. Wyglądał na zmęczonego i bardzo zmartwionego,
a kiedy zobaczył dwójkę towarzyszy przybrał zdziwiony wyraz twarzy.
- Tonks? Walter? Co
wy tu robicie? – zapytał zszokowany.
- Cześć Lucas! –
przywitała się Dora.
- Słuchajcie, to
nie jest dobra pora na odwiedziny.
- Lucas, my nie
jesteśmy tutaj w tej sprawie. – sprostował Walt. – Jesteśmy Aurorami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz