Wylądowali na obrzeżach lasu. Dookoła
było ciemno, a ciszę zakłócał jedynie dźwięk świerszczy. W oddali widać było
jakąś małą wioskę, którą oświetlały stare latarnie.
- Gdzie jesteśmy?-
spytał Remus, rozglądając się dookoła.
- Nad jeziorem
Wimbleball. – odpowiedziała Tonks.
- Jeziorem? –
zdziwił się wyborem takiego miejsca.
- Tak, w
dzieciństwie przyjeżdżałam tu z rodzicami na wakacje. Chodź! – chwyciła go za
rękę i pociągnęła za sobą. Szli jakieś piętnaście minut przez las, aż w końcu
ich oczom ukazała się niewielka plaża z pomostem. Weszli na pomost i stanęli
przy barierce. Remus utkwił swoje spojrzenie w księżycu, był prawie pełny. –
Kiedy pełnia?
- Za tydzień. –
odpowiedział zdawkowo.
- Nie przejmuj się
tym co mówił Snape. On nie ma o niczym pojęcia…
- Trudno się nie
przejmować gdy ktoś mówi prawdę. – stwierdził ponuro, ale szybko zmienił temat
– Kim jest ta cała Laura?
- To moja kuzynka…
Córka brata taty. Jest o dwa lata starsza… Też chodziła do Hogwartu, do
Ravenclawu razem z Walterem. Jest wredna i perfidna, nie obchodzi jej nic, jak
pewnie już zauważyłeś. Szlag mnie trafia gdy ją widzę. – wyjaśniła Tonks, zaciskając
ręce na barierce.
- Nie bierz do
siebie tego co ona mówi.- polecił jej Lupin.
- Łatwo powiedzieć.
– stwierdziła. Stali tak chwilę wpatrując się w niebo i taflę jeziora. W pewnym
momencie Tonks wpadł do głowy szalony pomysł. – Popływajmy!
- Ty chyba nie
mówisz poważnie? – zapytał zdziwiony.
- No co ty, boisz
się? – zaczęła go podpuszczać. Zrzuciła z siebie bluzkę i spodnie pozostając w
samej bieliźnie, odłożyła ubrania na bok, a obok nich położyła różdżkę. Stanęła
przed Remusem, podpierając ręce na biodrach, a on wpatrywał się w nią
nieprzytomnym wzrokiem. – No dalej!
- A czy ty w ogóle
potrafisz pływać? – zapytał gdy już się otrząsnął.
- Nie jestem w tym
najlepsza… - odpowiedziała obojętnie i podeszła do krawędzi pomostu. Remus już
miałką powstrzymać, ale Tonks wskoczyła na główkę do wody. Woda była zimna, ale
jednocześnie przyjemna, orzeźwiająca. Zanurzyła głowę do wody i zaczęła się
krztusić.
- Re… Remus! –
krzyknęła, Lupin nie wiele myśląc za
jednym zamachem zrzucił z siebie buty, sweter i koszule, a następnie wskoczył
do wody. Szybko odnalazł Dorę złapał ją w pasie, a ona zaczęła go opryskiwać
wodą.
- Udawałaś! –
wykrzyknął Remus.
- A ty dałeś się
nabrać. – zaśmiała się Tonks. Pływali, chlapali, śmiali się niewiadomo ile.
Remus wyglądał na naprawdę szczęśliwego, tak samo Dora. W pewnym momencie
zegarek Tonks zaczął piszczeć. – Co jest Syriuszu?
- Gdzie wy
jesteście? Dochodzi północ! – wykrzyknął Black.
- Na spacerze. –
odezwał się, zza pleców Tonks, Remus.
- Na spacerze? Czy
wy… Zaraz! Jesteście nadzy?! – zapytał zdziwiony Syriusz, a z zegarka dało
się usłyszeć głosy innych osób, które
wyjątkowo się zaciekawiły tym stwierdzeniem. Nimfadora i Remus spojrzeli po
sobie i wybuchli śmiechem.
- Nie. My tylko
pływamy! – zaśmiewała się Tonks.
- Dobra, później
was przesłucham, a zaraz macie być na Grimmauld Place! – powiedział Black i
jego twarz znikła z tarczy zegarka. Dora i Remus wymienili rozbawione
spojrzenia.
- Mam pomysł. Ja
nie będę się przejmować Laurą, jeśli ty będziesz ignorował docinki Snape’a. –
zaproponowała.
- Zgoda.- zaśmiał
się Remus. Po chwili stali już na pomoście i osuszali się za pomocą różdżek.
Gdy pojawili się w Kwaterze od razu udali się na pierwsze piętro gdzie mieścił
się salon. Zastali tam zaskakująco dużą grupę ludzi jak na tą porę. Na kanapie
siedział Syriusz z Billem, Amelią, Esterą i Giuseppem, a w kącie Sara razem z
Franczesciem.
- No popatrzcie kto
tu się zjawił. – powiedział Black, gdy tylko ich zauważył, a później zwrócił
się do nowych członków. – Poznajcie Nimfadorę
Tonks i Remusa Lupina, którzy nie wiadomo z jakiego powodu kąpali się pół nadzy
w jeziorze.
- Ty chyba nie
mówisz poważnie? – zapytał zdziwiony.
- No co ty, boisz
się? – zaczęła go podpuszczać. Zrzuciła z siebie bluzkę i spodnie pozostając w
samej bieliźnie, odłożyła ubrania na bok, a obok nich położyła różdżkę. Stanęła
przed Remusem, podpierając ręce na biodrach, a on wpatrywał się w nią
nieprzytomnym wzrokiem. – No dalej!
- A czy ty w ogóle
potrafisz pływać? – zapytał gdy już się otrząsnął.
- Nie jestem w tym
najlepsza… - odpowiedziała obojętnie i podeszła do krawędzi pomostu. Remus już
miałką powstrzymać, ale Tonks wskoczyła na główkę do wody. Woda była zimna, ale
jednocześnie przyjemna, orzeźwiająca. Zanurzyła głowę do wody i zaczęła się
krztusić.
- Re… Remus! –
krzyknęła, Lupin nie wiele myśląc za
jednym zamachem zrzucił z siebie buty, sweter i koszule, a następnie wskoczył
do wody. Szybko odnalazł Dorę złapał ją w pasie, a ona zaczęła go opryskiwać
wodą.
- Udawałaś! –
wykrzyknął Remus.
- A ty dałeś się
nabrać. – zaśmiała się Tonks. Pływali, chlapali, śmiali się niewiadomo ile.
Remus wyglądał na naprawdę szczęśliwego, tak samo Dora. W pewnym momencie
zegarek Tonks zaczął piszczeć. – Co jest Syriuszu?
- Gdzie wy
jesteście? Dochodzi północ! – wykrzyknął Black.
- Na spacerze. –
odezwał się, zza pleców Tonks, Remus.
- Na spacerze? Czy
wy… Zaraz! Jesteście nadzy?! – zapytał zdziwiony Syriusz, a z zegarka dało
się usłyszeć głosy innych osób, które
wyjątkowo się zaciekawiły tym stwierdzeniem. Nimfadora i Remus spojrzeli po
sobie i wybuchli śmiechem.
- Nie. My tylko
pływamy! – zaśmiewała się Tonks.
- Dobra, później
was przesłucham, a zaraz macie być na Grimmauld Place! – powiedział Black i
jego twarz znikła z tarczy zegarka. Dora i Remus wymienili rozbawione
spojrzenia.
- Mam pomysł. Ja
nie będę się przejmować Laurą, jeśli ty będziesz ignorował docinki Snape’a. –
zaproponowała.
- Zgoda.- zaśmiał
się Remus. Po chwili stali już na pomoście i osuszali się za pomocą różdżek.
Gdy pojawili się w Kwaterze od razu udali się na pierwsze piętro gdzie mieścił
się salon. Zastali tam zaskakująco dużą grupę ludzi jak na tą porę. Na kanapie
siedział Syriusz z Billem, Amelią, Esterą i Giuseppem, a w kącie Sara razem z
Franczesciem.
- No popatrzcie kto
tu się zjawił. – powiedział Black, gdy tylko ich zauważył, a później zwrócił
się do nowych członków. – Poznajcie
Nimfadorę Tonks i Remusa Lupina, którzy nie wiadomo z jakiego powodu kąpali się
pół nadzy w jeziorze.
- Jak to nie
wiadomo? Dla ochłody. – zaśmiała się Tonks.
- Ja mam inne
zdanie na ten temat, ale sprzeczać się nie będę. – powiedział chytrze Syriusz,
a Tonks nie zwracając na to uwagi usiadła na wolnym fotelu.
- Więc jesteście z
Włoch, jak tam jest? – zapytała ciekawska Dora.
- Wiesz to wygląda
trochę inaczej z naszego punktu widzenia, a inaczej z waszego. – zaczęła
nieśmiało Estera – To piękny kraj, uważam, że każdy choć raz powinien tam
pojechać.
- A krzywa wieża,
naprawdę jest taka krzywa? – spytała głupio Tonks
- Tak…- zaśmiała
się włoszka.
- Naprawdę wszystko
jest takie piękne? Plac św. Marka w Wenecji, bazylika w Watykanie, Forum
Romanum w Rzymie, Pompeje, Neapol, Werona, Capri? Czy tylko ładnie wygląda na
zdjęciach? – dopytywała się coraz bardziej ciekawa i podniecona Nimfadora.
- Tak, to wszystko
jest piękne, ogromne i zapierające dech w piersiach. Potrzeba sporo czasu by to
wszystko zwiedzić. – przyznała Estera, najwidoczniej ośmielając się trochę.
- A skąd dokładniej
pochodzicie? – dołączył się do rozmowy Remus.
- Z Este, niedaleko
Wenecji. – odpowiedział krótko i wyniośle Giuseppe. Wydał się Tonks trochę zbyt
pewny siebie, w przeciwieństwie do Estery, dawał do zrozumienia, że nikt i nic
nie jest w stanie go speszyć.
- Tak, to właśnie
od tego miasta pochodzi moje imię, no i moi rodzice mają tam własną winnice.
Jest tam cudownie, kiedy byłam mała uwielbiałam chodzić z tatą w pole i zbierać
dojrzałe winogrona. – wyznała entuzjastycznie Estera, ale szybko się speszyła o
czym świadczył delikatny rumieniec, który wkradł się na jej policzki. Dopiero
teraz Tonks zauważyła jaka ona jest śliczna; z daleka było widać, że pochodzi z
Włoch, jej oliwkowa cera idealnie kontrastowała z jasną sukienką w kwiatki,
którą miała na sobie, jej okrągłą zarumienioną twarz oplatały długie, brązowe
włosy, splątane w gruby warkocz, ale najprawdziwszymi klejnotami były jej oczy,
brązowe, niepewnie patrzące na wszystko co ją otaczało.
- Ale napiłbym się
takiego wina… - westchnął Syriusz, a Amelia ochoczo się z nim zgodziła.
- Bardzo mi
przykro, ale jedyne czym dysponujesz kuzynie to kremowe piwo i kilka butelek
Ognistej. – przypomniała mu Tonks i wszyscy zaczęli się śmiać, a kiedy się
uspokoili Dora zaproponowała. – To ja pójdę po kremowe. To będzie raz… dwa…
trzy… sześć butelek i – zawahała się patrząc w stronę Sary, która uśmiechnięta
od ucha do ucha opowiadała o czymś swojemu włoskiemu rozmówcy. – Sara, chcecie
piwo kremowe?
- Eee… Tak jasne! –
odpowiedziała i szybko wróciła do rozmowy.
- Tonks, pomogę ci
z tymi butelkami. – zaoferował się Bill i razem wyszli z pokoju.
- Czemu Fleur nie
została na noc? – zapytała Dora.
- Przez mamę, nie
lubi przebywać w jej towarzystwie i w sumie się jej nie dziwię. – wyznał, a
Tonks musiała mu przyznać rację. Molly to cudowna kobieta, ale gdy tylko w
otoczeniu pojawiała się Fleur stawała się wobec niej strasznie sarkastyczna.
- Nie martw się,
kiedyś na pewno ją zaakceptuję! – zapewniła go.
- Też mam taką
nadzieję. Skąd się wzięła tu Laura?
- Nie wymieniaj
przy mnie tego imienia, proszę. Muszę ją i tak znosić w domu. Niby szuka
mieszkania, ale mnie się wydaje, że nic nie robi. Przychodziłam tutaj, żeby się
od niej uwolnić, a teraz co? Będzie tu się pojawiać, żeby uprzykrzyć mi życie.
– jęknęła Nimfadora.
- Nie martw się,
tak nie będzie. – zaśmiał się Bill i przepuścił ją w drzwiach – Po tym jak
zniknęliście, mama zarządziła, żeby jej tu nie wpuszczać. – powiedział, a Tonks
wybuchła śmiechem. Nikt nie zdawał sobie sprawy ile znaczyło dla niej chociażby
coś takiego. Zapaliła światło i skierowała się w stronę spiżarni gdzie Molly
przechowuje całe zapasy żywności. Dora rozejrzała się po małym, prostokątnym
pomieszczeniu, w którym panował pół mrok. Była tam niewielka lodówka, kilka
kuchennych szafek i stół, na którym stał kosz z warzywami. Nimfadora spojrzała
w pustą przestrzeń między szafkami, a stołem. Nagle przypomniał się jej moment
gdy to właśnie tam stała spleciona razem z Billem i całowali się namiętnie,
zanim to jej matka im nie przerwała. Uśmiechnęła się na myśl o tym, a Bill
najwyraźniej musiał to zauważyć bo pojawił się obok mnie i spytał z troską:
- Radzisz sobie?
- Ja? A niby z czym
miałabym sobie nie radzić? – odpowiedziała szybko i chcąc ukryć zakłopotanie
podeszła do lodówki. – Myślałam, że nasze zerwanie jest tylko formalnością, że
mamy takie samo zdanie na ten temat, że jesteśmy przyjaciółmi.
- I tak jest,
tylko…- zaczął Bill.
- Tylko, co? –
zapytała, zdziwiona, a zarazem zainteresowana Tonks, odwracając się do niego
tak, że mogli patrzeć sobie w oczy. Mógł teraz powiedzieć wszystko, mógł
powiedzieć, że ją kocha, że nie kocha żadnej z nich, albo, że ma wyrzuty
sumienia. Tylko co by to zmieniło? Nic. Więc dlaczego serce Dory biło jak
szalone?
- Kurcze, Tonks…
Kocham Fleur, ale nie mogę wyrzucić cię z głowy. – wyrzucił z siebie na
wydechu.- Irytujące, ale prawdziwe! Czuje się z tym strasznie… Nie chcę żadnej
z was ranić, bo bardzo mi na was zależy.
- Bill, ja też…
ciągle wspominam to co nas łączyło, ale…- zaczęła Nimfadora, nie wiedząc co
powiedzieć. Nagle poczuła strach. Co jeśli ta rozmowa wszystko zmieni, jeśli
Bill zerwie z Fleur, nie chciała być przyczyną ich rozstania. Czy w ogóle
kochała jeszcze Billa, czuła coś do niego, ale czy to była miłość? Pogodziła
się z myślą, że nie są razem, że są TYLKO przyjaciółmi i chyba nawet nie
chciała tego zmieniać.
- Przepraszam, nie
powinienem zaczynać tematu. Po prostu mam mętlik w głowie. – powiedział i wbił
spojrzenie w podłogę.
- Nie, Bill. Chyba
musimy to sobie wyjaśnić… Bo prawie wcale o tym nie rozmawialiśmy. –
stwierdziła Dora. – Zakochałam się w tobie od pierwszego wejrzenia, spędziliśmy
ze sobą dwa cudowne lata, a potem…
- Wyjechałem. –
dokończył za nią.
- Tak. Zastanawiam
się czasem czy gdybyś został inaczej by się to potoczyło. Przez te pięć lat nie
dopuszczałam do siebie myśli o innym facecie, ale czy gdybyś pięć lat temu nie
wyjechał bylibyśmy ze sobą do tej pory? Może tak, a może rozstalibyśmy się rok
później.
- Tonks, ja
przepraszam, że cie wtedy zostawiłem…
- Nie masz za co
przepraszać, przecież sama kazałam ci jechać. Chodzi o to, że chyba dobrze się
stało…- zakończyła koślawo.
- Chcesz powiedzieć,
że…
- Że powinniśmy
trzymać resztki uczucia, jakie było między nami z daleka. Przecież sam
powiedziałeś, że kochasz Fleur, to by było wobec niej nie fair gdyby jeszcze
coś nas łączyło. A po za tym… nie jestem pewna czy byłabym wstanie poczuć do
ciebie to co kiedyś. Jesteś dla mnie ważny, rzuciłabym się za tobą w ogień, ale
nie pokochałabym cię znowu. – stwierdziła i spojrzała mu w oczy, w te
niebieskie oczy, w których kiedyś się zakochała. Kiedyś widziała w nich miłość,
ale teraz były w nich troska, zrozumienie i ulga. Miała nadzieję, że on może to
samo wyczytać z jej oczu. Teraz wiedziała na pewno, już go nie kochała.
Mrugnęła, a niezmącony błękit jego oczu zastąpił kolor ciepłego miodu.
- Masz rację… Ja
czuję to samo. Nasze wspomnienia są piękne, ale mimo to są tylko wspomnieniami.
– powiedział i uśmiechnął się tak jak to zawsze robił, ale nie zrobiło to na
niej już takiego wrażenia, roześmiała się serdecznie i powróciła do grzebania w
lodówce. Po chwili wrócili do salonu z ośmioma butelkami kremowego piwa.
- Co nas ominęło? –
zapytał wesoło Bill
Jak się okazało Giuseppe opowiadał wszystkim
o hodowli koni jaką posiada jego rodzina. Około godziny drugiej wszyscy zaczęli
się rozchodzić. Franczesco, Estera i Giuseppe deportowali się do Hogsmeade, a
Tonks udało się namówić Amelię i Sarę, żeby został na noc w Kwaterze Głównej.
Tak więc w trójkę siedziały w pokoju na drugim piętrze i plotkowały.
- No i co o nich
myślicie? – zagadnęła Nimfadora usadawiając się wygodnie między poduszkami na
swoim łóżku, podczas gdy Sara z Amelią układały wygodnie śpiwory na puszystym
dywanie.
- O Włochach? –
zapytała Amelia - Estera jest urocza, tylko trochę nieśmiała. Za to Giuseppe…
- Jest arogancki. –
dokończyła za nią Tonks, ale napotkało ją od razu groźne spojrzenie panny
Robinns.
- Tonks, nie
oceniaj go tak szybko… Może to jego sposób na odnalezienie się w nowym
otoczeniu.
- To nie moja wina,
że jest taki wyniosły, pewny siebie i wszystkich traktuje z przesadnym
dystansem. – spróbowała się usprawiedliwić Dora- Ale masz rację, Estera jest bardzo fajna i
chciałabym ją lepiej poznać. Może pokażemy jej miasto?
- To dobry pomysł!
– zawołała Amelia. – Co ty na to, Saro? Eee… Saro? – zapytała niepewnie i
pomachała ręką przed oczyma Lucky, która najwyraźniej była tak pochłonięta
swoimi przemyśleniami, że nie słuchała tego co mówią jej przyjaciółki.
- Yyy… Tak, tak też
tak sądzę. – ocknęła się Sara, a Tonks i Amelia zaczęły się śmiać. – Ej no… To
nie jest śmieszne.
- O czym tak
myślałaś? – zapytała Dora gdy już się uspokoiła.
- Raczej o kim. –
poprawiła ją Amelia. – Cały wieczór przegadała z Franczesciem.
- Uuu… Czyżby Lucky
się zakochała?! – zaśmiała się Dora.
- Wcale nie! –
zaperzyła się Sara, rumieniąc się, co wywołało niekontrolowany napad śmiechu u
jej towarzyszek. – My tylko rozmawialiśmy o pracy.
- Rozmawialiśmy o pracy,
tak to się teraz nazywa! – zawołała kpiącym tonem Tonks i znowu zaczęła się
śmiać.
- Dacie mi dojść do
głosu! – krzyknęła zła Lucky, na co dziewczyny od razu zamilkły. – Chodzi o to,
że on pracuje we Włoskim Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami i
opowiadał mi jak to wszystko tam wygląda. Wiecie, że mają tam prawdziwe hodowle
trestali? Nie takie jakie ma Hagrid, takie prawdziwe! No i jeszcze jego rodzina
hoduje hipogryfy! Prawdziwe hipogryfy!
- No teraz każdy
wie jak poderwać Sarę Lucky. Powiedzieć coś o hipogryfach i już rzuca ci się w
ramiona! – zaśmiała się Nimfadora.
- Oh! Zamknij się!
– wrzasnęła Sara, rzucając w nią poduszkę. – Wcale na niego nie lecę, po
prostu… mamy wspólną pasję. Zresztą, skoro mowa o facetach… Tonks ma nam chyba
sporo do powiedzenia.
- Co? – zdziwiła
się Dora.
- Jeszcze pytasz!
Gdzie balowałaś, jak to powiedział Syriusz, pół naga z Remusem i dlaczego tak
długo zajęło tobie i Billowi przyniesienie piwa? – zaczęła ją wypytywać Sara,
która najwidoczniej bardzo chętnie zmieniła temat.
- I Remus, i Bill
to moi najlepsi zaraz po was. – powiedziała stanowczo Tonks, przypominając
sobie rozmowę w spiżarni.
- I po Charliem… On
zawsze był zaraz po nas. – przypomniała jej Amelia.
- Charlie to inna
para mioteł, nie raczył się do mnie odezwać od czterech lat. Ale naprawdę,
miedzy mną a Remusem nic nie ma, tak samo w przypadku Billa. – wytłumaczyła im
Tonks.
- Skoro nic nie ma,
to chyba możesz nam powiedzieć co robiliście. – nie dawała spokoju Sara.
- Dobrze! A więc ja
i Remus musieliśmy odreagować po zebraniu, z wiadomych przyczyn, dlatego
przeniosłam nas nad jezioro i tam popływaliśmy trochę. – powiedziała
zrezygnowana, wiedząc, że nie dadzą jej spokoju.
- A z Billem?
- A z Billem po
prostu rozmawialiśmy o tym co nas KIEDYŚ łączyło. – powiedziała mocno
akcentując przedostatnie słowo. – Chciał wiedzieć na czym stoi, a ja go sobie
ostatecznie odpuściłam.
- No i po co
czekałaś te pięć lat? – zapytała zrezygnowanym tonem Sara i zaczęła się śmiać.
- Dobra, ale co
robimy z Esterą? – sprowadziła je na ziemię Amelia.
Tak więc po krótkiej rozmowie
uzgodniły, że w sobotę pokażą jej miasto. Zgasiły światło i położyły się
ponieważ jutro każda z nich miała iść do pracy. Ale Tonks nie mogła zasnąć. Nie
wiedziała czemu nie zwierzyła się do końca dziewczynom, rozmowa z Billem ciągle
krążyła jej po głowie. Kocham Fleur, ale
nie mogę wyrzucić cię z głowy. Mówiąc to był taki przejęty, taki zdołowany.
Irytujące, ale prawdziwe! Lepiej tego
określić nie mógł. Czuje się z tym
strasznie… No pewnie, że tak! Ona czuła się tak samo przez kilka tygodni.
Nikomu nie chciała się do tego przyznać, ale często myślała o Billu od czasu
ich rozstania, przez pierwsze dni miała nadzieję, że do niej wróci, ale teraz
dobrze wiedziała, że są przyjaciółmi i nawet gdyby chciał z nią być, ona by nie
mogła. A jednak Bill zaczynając tą rozmowę wydawał się mieć nadzieję na coś. Dobrze zrobiliśmy – pomyślała – potrzebowaliśmy tej rozmowy. Zamknęła
oczy i zobaczyła uśmiechniętą twarz Billa i te jego miodowe oczy… Zaraz! Bill ma niebieskie oczy. – upomniała
sama siebie. Jednak dobrze wiedziała
co wtedy widziała. Jego oczy były koloru płynnego miodu, ale to było
niemożliwe. Żaden znany jej Weasley nie był metamorfomagiem. To musiało być
tylko złudzenie. Jednak te oczy były jej dziwnie znajome, już kiedyś zapadły
jej głęboko w pamięć, ale nie miała głowy by teraz o tym myśleć. Tego dnia
wydarzyło się za dużo by jeszcze więcej sobie dokładać. Nie chciała wracać do
domu, wiedziała, że tam będzie czekać na nią Laura, która z pewnością przypomni
jej to co działo się na zebraniu. Dobrze, że mogła chociaż odreagować z Remusem
to wszystko. Czuła się przy nim tak dobrze, bezpiecznie. Był jej prawdziwym
przyjacielem i bez względu na to co próbują jej wmówić, był tylko jej przyjacielem.
Nie to co Franczesco i Sara.
Przyjaciele. Na pewno.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać, aż wyleczą się z tej przyjaźni i przejdą etapu "zakochani".
Pozdrawiam
PS. Dodasz jutro następny rozdział?
Tak, puki mam jeszcze zapas to dodaję w sobotę i niedziele :)
Usuń