26.01.2014

24) Nowi członkowie Zakonu

Albus Dumbledore siedział w swoim gabinecie za biurkiem i czytał, któryś raz z rzędu ten sam list. Naprzeciw niego siedział młody, wyskoki mężczyzna. Swoim orzechowym spojrzeniem uważnie obserwował dyrektora Hogwartu. Nie wiedział czego może się spodziewać, nie oczekiwał, że to zadanie powierzą właśnie jemu. Nie był przedstawicielem Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, a jednak to on przyjechał do Anglii, to on siedział tu z Dumbledorem.
- Podoba się panu Anglia? – zapytał ni stąd ni zowąd staruszek.
- Tak… Wbrew wszystkim stereotypom to bardzo pogodne miejsce. – odpowiedział nieco spięty.
- Przyjechał pan sam?
- Nie… Razem ze mną przyjechali siostra i przyjaciel.- przyznał nie wiedząc po co dyrektorowi takie informację.
- Pański szef napisał w liście, który mi pan przekazał, że chciałby się dowiedzieć więcej o ostatnich wydarzeniach zaistniałych w Anglii. – stwierdził Dumbledore.
- Tak, przed moim wyjazdem rozmawiał ze mną na ten temat. A właściwie nie do końca… Mówił o panu same dobre rzeczy. Stwierdził, że źle się dzieje i musi pana wspierać, ale niestety nie może opuścić Włoch.
- Ach tak… Aleksander od zawsze bardzo mnie wspierał. Miło z jego strony, ale wracając do listu… Napisano tu, że jest pan zaufaną osobą, którą może zainteresować współpraca ze mną i mam pana wykorzystać do swoich celów… - powiedział staruszek, spoglądając na list, a jego gość przełknął głośno ślinę. – Proszę się nie obawiać. Jestem winny panu wyjaśnienia. Otóż w czerwcu miało miejsce niespodziewane zdarzenie, tak niespodziewane, że mimo dowodów nasze ministerstwo nie chce w nie uwierzyć. Całe szczęście udało mi się odnaleźć garstkę osób, która wieży w prawdę i ma zamiar ją rozpowszechniać. Niestety nie jest to takie łatwe mając przeciw sobie samego ministra i wszystkie podporządkowane mu instytucje.
- Mam rozumieć, że pan i… pańscy przyjaciele działają wbrew prawu? – zapytał zdziwiony.
- To trafne stwierdzenie. Działamy wbrew prawu, ale dla dobra ogółu. – powiedział i wbił w niego swoje niebieskie oczy, czekając na jego reakcję.
- Skoro tak, to… chyba dobrze. A mógłbym wiedzieć jakie to niespodziewane wydarzenie miało miejsce?
- Ależ oczywiście. Zapewne zna pan historię Harry’ego Pottera. We wrześniu będzie to już jego piąty rok w Hogwarcie. Od kiedy ten chłopiec przybył do Hogwartu miałem przeczucie co może się wydarzyć. Podczas zeszłorocznego Turnieju Trójmagicznego Harry był jednym z reprezentantów tej szkoły, został do tego zmuszony przez zdrajcę, który wkradł się w nasze szeregi. Razem ze swoim kolegą ze szkoły, podczas ostatniego zadania zostali przeniesieni na pewien cmentarz. Niestety Cedric nie przeżył tego, zamordował go kolejny zdrajca. Harry był świadkiem narodzin kogoś, kto uchodził za zmarłego lub nieszkodliwego, po raz kolejny stawił czoło czarnoksiężnikowi, który każe się nazywać Lordem Voldemortem. – zakończył, a jego gość wzdrygnął się na dźwięk zakazanego nazwiska.
- Czy… pan próbuje mi powiedzieć, że o-on, Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać powrócił? – zapytał przerażony.
- Tak… To właśnie powiedziałem. Rozumiem, że musi pan to przemyśleć, ale chciałbym panu złożyć jeszcze propozycje. Wspominałem już o grupie osób próbujących powstrzymać Voldemorta i jego zwolenników. Ta organizacja nazywa się Zakon Feniksa i działała również podczas pierwszej wojny. Zbieramy wszystkich ochotników, którzy mają chęci i siły walczyć. Jeżeli pan, a także pana siostra i przyjaciel chcieliby się do nas przyłączyć, proszę przyjść jutro na ulicę Grimmauld Place i wymówić w myślach to co jest zapisane na tej kartce. – oznajmił Dumbledore i podał siedzącemu naprzeciwko mężczyźnie pergamin.
- Dobrze… Zastanowimy się. – powiedział nieobecnie przyglądając się kartce.
- No cóż nie będę pana dłużej zatrzymywał. Długa droga za panem. Zamieszkali państwo w Trzech Miotłach, jak mniemam? W takim razie proszę zamówić u madame Rosmerty napoje, na mój koszt. – powiedział dziarsko dyrektor.
- To naprawdę miło z pana strony. – powiedział, wstając i podchodząc do drzwi.
- Życzę miłej nocy, panie Lucetteli.
- Wzajemnie, dyrektorze. – pożegnał się Włoch.
***
Tonks właśnie wracała z przerwy obiadowej do ministerstwa. Nigdy nie sądziła, że coś takiego powie, ale praca Aurora zaczynała ją nudzić. Dzień w dzień ona i Walter robili to samo, czyli nic. Marzyła tylko o tym by wydarzyło się coś co by było choć trochę interesujące. Cichy pisk. Dora rozejrzała się dookoła i zwróciła się do swojego zegarka.
- Co tam, tatuśku? – zapytała widząc twarz Moody’ego, który mimowolnie uśmiechnął się. Była bardzo zadowolona, bo od rozmowy w dzień imprezy ich stosunki bardzo się poprawiły.
- Tonks, dzisiaj o dwudziestej drugiej jest zebranie. Albus prosi by wszyscy byli obecni, mam nadzieję, że mogę na ciebie liczyć?
- Zawsze i wszędzie. – odpowiedziała. Resztę drogi do ministerstw zastanawiała się co mogło spowodować fakt, że stary Dumbl chce wszystkich widzieć. Ledwo weszła do boksu i usiadła naprzeciw Waltera, a do pomieszczenia wszedł Scrimgeour.
- Watson, Tonks macie zadanie! – oznajmił, a młodzi aurorzy spojrzeli na niego zdziwieni.- Co się tak gapicie? Znowu mamy doniesienie o zamieszkach. Jak najszybciej macie się znaleźć na Śmiertelnym Nokturnie. – powiedział i wyszedł.
- Na co czekasz Walt! Mamy zadanie! – wykrzyknęła szczęśliwa Dora i wybiegła razem z przyjacielem z boksu.
***
W kuchni Kwatery Głównej jak zawsze było pełno życia; Molly sprzątała właśnie po kolacji, Artur gawędził sobie wesoło z Remusem i Syriuszem, Fleur i Bill szeptali sobie słodko w kącie, Fred i George grali w gargulki i ku uciesze Ginny, która im się przyglądała, co chwile opluwani byli śmierdzącą mazią, a Ron, Hermiona i Harry wymieniali się kartami z czekoladowych żab. Ich niczym niezmącony spokój zakłóciła czerwono włosa osóbka, która wpadła do kuchni.
- Mam już dość! – zawołała od progu, a wszystkie spojrzenia były teraz skierowane na nią.
- Co się stało, kochanieńka? – zapytała troskliwie Molly.
- Byłam sobie w pracy… I przyszedł Scrimgeour. Oznajmił nam, że mamy misję, na Śmiertelnym Nokturnie. Ucieszyłam się. W końcu coś bym mogła zrobić, ale kiedy zjawiliśmy się na miejscu okazało się, że chodzi o nielegalny handel nasionami jadowitej teklantuli. – powiedziała, a bliźniacy spojrzeli po sobie. Dora miała wrażenie, że wiedzą kto stał za tym drobnym przestępstwem. – I zgadnijcie kto je sprzedawał!
- Dung! – zawołali zgodnym chórem.
- Tak, Dung… I co my mieliśmy zrobić? Jakbyśmy go złapali to trafiłby do Azkabanu na dwa miesiące, a może i więcej biorąc pod uwagę jego kartotekę. Po za tym jest członkiem Zakonu. Kazaliśmy mu zwijać interes… Deportował się, a my musieliśmy się tłumaczyć, znowu. – usiadła zrezygnowana przy stole.- Po co ja tam w ogóle pracuję? To nie ma najmniejszego sensu!
- Nie mów tak, Tonks. – powiedziała Ginny, próbując ją pocieszyć.
- Łatwo powiedzieć… - mruknęła Dora.
- Ginny ma rację. Jeżeli będziesz się zamartwiać nic to nie da. Gdzie twój optymizm?- zapytał, Remus.
- Trudno być optymistką, kiedy wszystko się wali…
- Powiedziała wiecznie wesoła i roztrzepana Tonks. – stwierdził Syriusz i uśmiechnął się do niej iście huncwocko, na co ona pokazała mu język. Była dwudziesta i już zaczynali się schodzić członkowie Zakonu. Jako pierwsi pojawili się Kingsley, Walter i Hestia, którzy zajęli się własnymi tematami. Następnie pojawiły się Amelia z Sarą, która od razu zaczęła opowiadać Tonks jakiego chłopaka dla niej znalazła. Po chwili pojawił się Moody i osoby, które raczej nie uczestniczyły w zebraniach, profesor McGonagall, jak zawsze poważna i elegancka, tuż za nią podskakiwał maleńki profesor Flitwick, a zaraz za nim wkroczyła uśmiechnięta profesor Sprout w swojej połatanej tiarze.
- Dzień dobry! – powiedzieli natychmiast aktualni uczniowie Hogwartu, a nauczyciele spojrzeli na nich potulnie i uśmiechnęli się. Widok nauczycieli w wakacje nie był chyba zbyt miły dla dzieciaków, więc cała gromada szybko opuściła kuchnię.
- Widzę moje wychowanki! – zawołała od razu profesor Sprout. – Saro, Amelio, Nimf… znaczy Tonks, miło was widzieć! Nawet nie wiecie jak się cieszę gdy widzę moje Puchonki takie dorosłe, nie to co kiedyś!
- Pamono, każdy z nas znajdzie tu swoich dawnych uczniów, mam rację Minerwo? – zaskrzeczał Flitwick, który podreptał do Waltera oraz Hestii i zaczął z nim rozmawiać o starych, dobrych czasach.
- Tak, Filliusie. – przyznała i spojrzała po swoich starych wychowankach. Wpierw jej spojrzenie padło na poważnego Kingsleya, potem na Billa, który uśmiechał się do Fleur, następnie na jego rodziców, którzy także byli w Gryffindorze kiedy ona była początkującą nauczycielką, potem na Remusa, który był widocznie zamyślony, a na samym końcu na Syriusza, który uśmiechał się do niej po huncwocku.
- Za mną to chyba pani najbardziej tęskni. – powiedział Black szczerząc się bardziej.
- Tak, Black, bardzo mi brakuje karania ciebie. – powiedziała i uśmiechnęła się, po czym podeszła do Artura i zaczęła z nim rozmawiać.
- No opowiadajcie dziewczynki, jak wam się życie układa?- zapytała dziarsko Sprout.
- Aktualnie pracuję w biurze Sieci Fiuu. – pochwaliła się Amelia.
- Wspaniale, to bardzo dobra posada.
- A ja pracuję w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. – powiedziała dumnie Sara.
- Od zawsze kochałaś zwierzęta, gorzej z roślinami. – zaśmiała się opiekunka Puchonów. – A ty Tonks?
- Ja jestem aurorem.
- Doprawdy? Myślałam, że będziesz grać w quiddicha. Ale to jeszcze lepiej! Od zawsze wiedziałam, że jesteś zdolna, niezdarna, ale zdolna! – ucieszyła się Sprout. – Nadal kibicujesz Harpiom? Nie wiesz ile bym dała, żeby znowu cie mieć w drużynie, od twojego odejścia Puchoni nie zdobyli Pucharu.
- Jeszcze zdobędą, zobaczy pani.- zapewniła ją Amelia. Rozmawiały tak w czwórkę, wspominając czasy szkolne, a w szczególności wypadki i szlabany Tonks. Chwilę później pojawili się Sturgis Podmore, Emmelina Vance, Dedalus Diggle i Elfias Doge. W kuchni zaczęło się robić tłoczno, a Molly zaczęła roznosić herbatę, kawę i piwo kremowe. Jakieś pół godziny przed dwudziestą drugą w drzwiach pojawił się Albus Dumbledore uśmiechnięty jak zwykle, a tuż za nim mroczny Severus Snape.
- Witam wszystkich! – przywitał się dyrektor. – Pamono, jak tam twoje kłaposkrzeczki?
- Doskonale Albusie!
- Cieszę się, że was wszystkich widzę. Musimy jednak poczekać jeszcze chwilę. Och Molly mógłbym prosić o filiżankę mocnej herbaty? – zapytał łagodnie Dumbledore.
Chwilę po tym jak Dumbledore i Snape przybyli, drzwi ku kuchni otworzyły się ponownie. Stanęła w nich wysoka brunetka, o piwnych oczach.
- A oto… - zaczął Dumbledore, ale Tonks mu przerwała.
- LAURA! – wrzasnęła Dora, a na widok jej kuzynki włosy niebezpiecznie jej się naelektryzowały. – Co ty tu robisz?
- Och… Głupiutka, głupiutka Nimfadora. Profesor Dumbledore poprosił mnie osobiście, abym tu przyszła. – zapiszczała swoim udawanym, uroczym głosikiem Laura. – Widzę, że nazbierałaś tu swoich znajomych. Sara… Amelia… O i nawet Bill! Naprawdę gratuluję ci, że ją zostawiłeś. Byłeś dla niej o wiele za dobry!
- Nie powinno cię to interesować. – powiedział obojętnie Bill.
- Możliwe, ale twoja aktualna panienka jest chociaż ładna… Nie to co Tonks. – powiedziała oschle, a Bill, Amelia, Sara i Tonks wlepili w nią wściekłe spojrzenia.
- Nie rozumiem po co ją pan tu zaprosił, profesorze. Z nią będą same kłopoty. – powiedziała przez zaciśnięte zęby Dora.
- Ze mną? To nie ja niszczę wszystko co wpadnie mi w ręce. – odgryzła się Laura, siląc się na słodki ton, po czym rozejrzała się po pomieszczeniu. Kompletnie ignorując obecność profesorów zwróciła się do Waltera. – Och, Walt! Nie widziałam cię od siódmej klasy. Słyszałam, że pracujesz z naszą Nimfadorcią. Pewnie musisz po niej wszystko naprawiać. – zachichotała.
- Daruj sobie, Laura. Co najmniej pięć osób tutaj wie jaka jesteś naprawdę, wiec możesz przestać udawać słodką i uroczą. – warknął Watson.
- Zabawny jesteś. – rzuciła i usiadła z gracją przy stole.
- Widzę, że część z was zna Laurę, ale pozwolę sobie ją przedstawić. Laura Tonks, kuzynka Nimfadory, zgodziła się do nas dołączyć na moją prośbę. Mam nadzieję, że ciepło ją przyjmiecie. – oznajmił Dumbledore patrząc na piątkę wściekłych osób.
Tonks przez myśl nie mogło przejść, że Laura ma przynależeć do Zakonu, przecież ona tu zupełnie nie pasuje. Ale nie mogła się sprzeciwić decyzji Dumbledora, pozostało jej się tylko cieszyć z tego, że jej przyjaciele mają takie samo zdanie o tej wiedźmie co ona. Kilka chwil przed ustaloną godziną ktoś niepewnie otworzył drzwi.
- Oho! Doczekaliśmy się! Proszę wchodzić.- dyrektor zaprosił nieznajomych do środka. Trzy nowe, nikomu nieznane osoby weszły do kuchni; wysoki mężczyzna o brązowych włosach i orzechowych oczach, średniego wzrostu kobieta o długich brązowych włosach, związanych w warkocz, orzechowych oczach i łagodnych rysach twarzy podobnych do wysokiego mężczyzny oraz równie wysoki co jego kolega mężczyzna o czarnych, krótkich włosach i ciemno niebieskich oczach. Wszyscy mieli o wiele ciemniejszą karnacje niż pozostali zebrani. – Poznajcie moi drodzy Franczesca Lucetteli’ego. – oznajmił dyrektor wskazując pierwszego mężczyznę. – A to zapewne siostra…
- Estera. Estera Lucetteli. – przedstawiła się nieśmiało dziewczyna.
- Niezmiernie mi miło. – powiedział i delikatnie pocałował Esterę w dłoń. – I nasz ostatni gość pan…
- Giuseppe Rossi.                                                                          
- Tak, nasi goście pochodzą z Włoch. Tamtejszy minister magii, mój stary znajomy, przysłał naszych nowych znajomych mając nadzieję, że przyłączą się do naszej organizacji. Jestem rad, że zdecydowali państwo przyjść tutaj.
- Nie było innej opcji. Kiedy brat przekazał nam to, co pan mu powiedział, musieliśmy się zgodzić. – powiedziała nieśmiało Estera.
- Miło mi. W takim razie może przystąpimy do zaprzysiężenia… -Dumbledore machnął różdżką i na stole pojawiła się księga do, której kiedyś Tonks wpisała swoje nazwisko i stała się pełnoprawnym członkiem Zakonu Feniksa. Następnie każdy z nowo przybyłych złożył przysięgę, tak jak każdy inny członek Zakonu, a na końcu wybrał przedmiot dzięki, któremu będzie mógł kontaktować się z innymi. Dora nie mogła znieść widoku Laury, która z zupełną ignorancją traktowała tą sprawę. – No dobrze! Skoro to mamy już za sobą, przejdźmy do rzeczy. Zapewne zastanawiacie się dlaczego zaprosiłem tutaj was wszystkich. Otóż to zapewne ostatnie spotkanie przed nowym rokiem szkolnym, w którym będę mógł uczestniczyć. Wszyscy dobrze wiemy, że Voldemort się ukrywa, a sytuacja jaką wywołał Korneliusz bardzo mu sprzyja. Nie zapowiada się jak na razie by miał zamiar się ujawnić. Będzie działał cicho, z ukrycia. Bardzo ważne jest byśmy mieli jak najwięcej sprzymierzeńców. Dlatego jak wiecie Hagrid i madame Maxime wyruszyli pertraktować z olbrzymami. Miejmy nadzieję, że uda im się ich przekonać. Arturze, Hestio, Kingsleyu, Walterze, Saro, Amelio, Tonks bardzo ważne jest byście byli ostrożni będąc w ministerstwie. Korneliusz może próbować was złamać tak jak to robił uprzednio Rufus Scrimgeour. Bill, Fleur chciałbym, żebyście dowiedzieli się dokładnie po czyjej stronie są gobliny, chociaż sądzę, że wolą mieć pełne kieszenie, niż działać. – powiedział, a Bill kiwnął głową na znak, że zrozumiał.- Musimy nadal pełnić warty przy Departamencie Tajemnic. To jest miejsce, w które może chcieć uderzyć Voldemort. To bardzo ważne. – powiedział i spojrzał po wszystkich, a potem kontynuował.- Zaprosiłem tutaj też grono pedagogiczne. Mam pewien problem ze znalezieniem nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Obawiam się, że Korneliusz może chcieć to wykorzystać. Musze jak najszybciej znaleźć chętnego, a w tym roku nie spotkałem żadnego. Rozmawiałem już z Alastorem, który niestety nie przyjął mojej propozycji. W tym momencie przy świadkach chciałbym poprosić ciebie, Remusie, abyś przyjął dawną posadę.- poprosił wpatrując się w Remusa, który z uwagą go słuchał.
- Ja? Profesorze… Sądzę, że to nie jest dobry pomysł.- powiedział zszokowany Remus.
- Chociaż raz się zgadzamy… - stwierdził oschle Snape, który siedział z dala od wszystkich.
- Severusie, proszę. – rzekł spokojnie Dumbledore. – Remusie, sądzę, że to doskonały pomysł.
- Ja też tak uważam, uczniowie cię uwielbiali. – zaskrzeczał zadowolony Flitwick.
- Uwielbiali, dopóki nie dowiedzieli się czym jestem… - stwierdził ponuro zwieszając głowę.
- KIM, Remusie… Nie czym, tylko kim! Sądzę, że dla większości z nich nie miałoby to znaczenia. – stwierdziła stanowczo Sprout.
- Dla nich może i nie, ale dla ich rodziców z pewnością tak. – upierał się dalej Lupin.
- Mówiłeś mi, że lubiłeś tą pracę. A mnie, uważam, że także innym, wspaniale się z tobą współpracowało. – oznajmiła McGonagall.
- Mi również. I naprawdę uwielbiałem tą pracę, ale... – wyznał Remus.
- Nie ma żadnego, ale. Jesteś doskonałym kandydatem.- stwierdził Artur.
- Nie zdajesz sobie sprawy ile listów moje dzieci wysłały na twój temat. Zachwycały się twoimi lekcjami. – powiedziała Molly.
- To naprawdę bardzo miłe i wzruszające… - stwierdził sarkastycznie Snape. – Ale zapomnieliśmy o pewnym problemie, którym są comiesięczne przemiany.
- Z tego co mi wiadomo, ważyłeś Remusowi eliksir tojadowy, dzięki czemu  nie był groźny. – zauważyła Tonks.
- Od kiedy to jesteśmy na ty, Nimfadoro? Zostaw te sprawy osobą dorosłym i choć trochę odpowiedzialnym.- warknął, a Laura zachichotała pod nosem.- Sądzę, że marnowanie składników nie byłoby mądre i wolałbym temu zapobiec. – powiedział oschle.
- A ja sądzę, że wykorzystanie twoich drogocennych składników, by oszczędzić komuś bólu będzie bardzo mądre, Snape.- warknęła Dora.
- Mało mnie interesuje co myślą takie osoby jak ty.
- Nie odzywaj się tak do niej. – warknął Syriusz.
- Ty też się nie odzywaj, Black. I tak nie jesteś w stanie nic zrobić. Tylko siedzisz i popijasz herbatkę. – powiedział Snape z zawziętością wypisaną na twarzy.
- Żałuję, że Remus nie rozszarpał cię wtedy na strzępy. – rzucił wściekły Syriusz.
- Byłoby to dla ciebie i dla Pottera bardzo zabawne, zgadłem?
- Nie wspominaj o Jamesie! – krzyknął Syriusz.
- Masz rację, nie warto… Ale dobrze, że wspomniałeś o tamtym incydencie. Jest on wspaniałym przykładem, dla którego Lupin nie powinien wracać do Hogwartu. Krwiożercza bestia nie powinna mieć nic wspólnego z młodzieżą. Mógłby ich ugryźć lub też rozszarpać. Nie jest odpowiednią osobą na to stanowisko. Jest niebezpieczny od zawsze, o czy przypomina fakt, że mnie zaatakował. – stwierdził Snape.
- Nie jego wina, że pchałeś się do tego tunelu. – warknął Syriusz, który już ledwo nad sobą panował.
- Przypomnieć ci kto mnie do tego namówił? Lupin jest niebezpieczny dla siebie samego i swojego otoczenia. Nie bez powodu rodzice nie życzą sobie by ich dzieci nauczał wilkołak. Bestia, która w nim drzemie jest nieokiełznana. To potwór.
- ZAMKNIJ SIĘ! – wykrzyknęli równocześnie Syriusz i Tonks, podnosząc się z miejsc.
- Jeszcze jedno słowo, a tego pożałujesz, Wcierusie!- krzyknął Syriusz, sięgając za pazuchę.
- DOŚĆ! Przestańcie zachowywać się jak dzieci! – nakazał spokojny jak zawsze Dumbledore i cała trójka zamilkła natychmiast. – Severusie nie życzę sobie abyś- Nie zdajesz sobie sprawy ile listów moje dzieci wysłały na twój temat. Zachwycały się twoimi lekcjami. – powiedziała Molly.
- To naprawdę bardzo miłe i wzruszające… - stwierdził sarkastycznie Snape. – Ale zapomnieliśmy o pewnym problemie, którym są comiesięczne przemiany.
- Z tego co mi wiadomo, ważyłeś Remusowi eliksir tojadowy, dzięki czemu  nie był groźny. – zauważyła Tonks.
- Od kiedy to jesteśmy na ty, Nimfadoro? Zostaw te sprawy osobą dorosłym i choć trochę odpowiedzialnym.- warknął, a Laura zachichotała pod nosem.- Sądzę, że marnowanie składników nie byłoby mądre i wolałbym temu zapobiec. – powiedział oschle.
- A ja sądzę, że wykorzystanie twoich drogocennych składników, by oszczędzić komuś bólu będzie bardzo mądre, Snape.- warknęła Dora.
- Mało mnie interesuje co myślą takie osoby jak ty.
- Nie odzywaj się tak do niej. – warknął Syriusz.
- Ty też się nie odzywaj, Black. I tak nie jesteś w stanie nic zrobić. Tylko siedzisz i popijasz herbatkę. – powiedział Snape z zawziętością wypisaną na twarzy.
- Żałuję, że Remus nie rozszarpał cię wtedy na strzępy. – rzucił wściekły Syriusz.
- Byłoby to dla ciebie i dla Pottera bardzo zabawne, zgadłem?
- Nie wspominaj o Jamesie! – krzyknął Syriusz.
- Masz rację, nie warto… Ale dobrze, że wspomniałeś o tamtym incydencie. Jest on wspaniałym przykładem, dla którego Lupin nie powinien wracać do Hogwartu. Krwiożercza bestia nie powinna mieć nic wspólnego z młodzieżą. Mógłby ich ugryźć lub też rozszarpać. Nie jest odpowiednią osobą na to stanowisko. Jest niebezpieczny od zawsze, o czy przypomina fakt, że mnie zaatakował. – stwierdził Snape.
- Nie jego wina, że pchałeś się do tego tunelu. – warknął Syriusz, który już ledwo nad sobą panował.
- Przypomnieć ci kto mnie do tego namówił? Lupin jest niebezpieczny dla siebie samego i swojego otoczenia. Nie bez powodu rodzice nie życzą sobie by ich dzieci nauczał wilkołak. Bestia, która w nim drzemie jest nieokiełznana. To potwór.
- ZAMKNIJ SIĘ! – wykrzyknęli równocześnie Syriusz i Tonks, podnosząc się z miejsc.
- Jeszcze jedno słowo, a tego pożałujesz, Wcierusie!- krzyknął Syriusz, sięgając za pazuchę.
- DOŚĆ! Przestańcie zachowywać się jak dzieci! – nakazał spokojny jak zawsze Dumbledore i cała trójka zamilkła natychmiast. – Severusie nie życzę sobie abyś podważał kwalifikację, któregokolwiek z nas. Jestem przekonany, że bez problemu przygotowałbyś eliksir dla Remusa. I nie chcę słyszeć nic na temat jego przypadłości. Remus to wspaniały człowiek i tak jak my wszyscy ma prawo…
- Nie, profesorze. Severus ma rację. Nie nadaję się do życia wśród ludzi, a tym bardziej pracy w szkole. Jestem zmuszony odmówić. – powiedział stanowczo Remus.
- To jest twoje ostatnie słowo? – spytał Dumbledore, mając nadzieję, że jest inaczej.
- Tak, przykro mi.
- Nie wierzę, jaki ty jesteś uparty! – wykrzyknęła wciąż zła Tonks. – Jeżeli wziąłeś do siebie słowa tego… kogoś – powiedział Dora, wskazując na Snape – to potraktuję cię taką klątwą, że pożałujesz!
- Uważam, że nie ma takiej potrzeby, Nimfadoro. – oznajmił spokojnie dyrektor, patrząc jej w oczy tak, że od razu usiadła. – To chyba wszystko. Muszę już iść, życzę wszystkim przyjemnych ostatnich dni wakacji. Mam nadzieję, że znajdą państwo wśród nas przyjaciół.- pożegnał się, kierując ostatnie słowa do obcokrajowców, którzy siedzieli cicho z kubkami herbaty, przysłuchując się burzliwej wymianie zdań i wyszedł, a tuż za nim Snape, odprowadzony prawie dwudziestoma wściekłymi spojrzeniami.
- Nie znoszę go! – krzyknęła Nimfadora, gdy drzwi się tylko zamknęły.
- Nie tyko ty, Tonks. – powiedział Syriusz, zaciskając pięści i zgrzytając zębami.
- Zawsze byłaś nadpobudliwym dzieckiem. Jak widać z niektórych rzeczy się nie wyrasta… Prawdę mówiąc dziwie się, że przyjęli tutaj kogoś z koordynacją ruchową pięciolatka. Ja już sobie pójdę. – powiedziała wyniośle Laura i wyszła.
- Jej też nienawidzę! – znowu uniosła się Tonks.
Po chwili wszyscy zaczęli opuszczać Kwaterę Główną. Jako pierwsi opuścili ją profesorowie razem z Dedalusem i Elfiasem. Potem Walter razem z Hestią, Sturgis z Emmeliną i Kingsleyem.
-  Może chcecie jeszcze trochę herbaty? – zapytała Włochów, Molly.
- Z miłą chęcią, proszę pani. – odpowiedział uprzejmie Franczesco.
-Oh… Mówcie mi Molly.
- Pójdę się przejść… - mruknął Remus i wstał od stołu.
- Idę z tobą. – oznajmiła od razu Tonks.
- Nie, chciałbym…
- …zostać sam. – dokończyła za niego Dora, chwyciła go pod ramię i wyszli przed dom. – Ostatnio ty nas deportowałeś, teraz moja kolej. Trzymaj się! – powiedziała i zanim Lupin zdążył zaprotestować zniknęli sprzed Kwatery.

1 komentarz:

  1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
    Już trzeci dzień z rzędu dodajesz rozdziały. Wielkie dzięki.
    Jutro też dodasz? Proszę, bardzo proszę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń