26.01.2014

23) Druga twarz Moody’ego

Przed snem Tonks postanowiła wypić jeszcze jedną butelkę kremowego piwa, co nie było niczym dziwnym po dzisiejszych przeżyciach. Zeszła do kuchni, było w niej ciemno, nikłe światło dawała tylko jedna świeca, przy której siedział Moody. Był smutny, trzymał w ręce jakąś fotografie.
– Szalonooki, ty jeszcze tutaj?
- Tak…- mruknął nieswoim głosem. Tonks wyczuła, że jest coś nie tak. Podeszła do swojego mentora i usiadła obok niego. Spojrzała na zdjęcie, które trzymał. Przedstawiało piękną, bladą kobietę około trzydziestki o ciemnych włosach związanych w luźny kok i czarnych oczach, takich jak miała Dora, która stroiła głupie miny na zdjęciu. – To jest Anet. Anet Clark.
- Jest piękna. –przyznała Nimfadora, nie wiedząc co innego powiedzieć.
- Tonks, czy wiesz dlaczego zostałem aurorem? – spytał ni stąd, ni zowąd Moody, a Tonks pokręciła głową.- Bo tylko to mi w miarę wychodziło. Z początku nie byłem dobry… Brakowało mi motywacji. Chciałem zrezygnować.
- Ale nie zrezygnowałeś. – zauważyła mało inteligentnie Dora.
- Nie. Bo poznałem Anet. Dopiero co zdała studia aurorskie i przydzielono mi ją jako praktykantkę. Pracowaliśmy razem przez dwa lata i przez te dwa lata bardzo mnie irytowała swoją osobą. Następnie zmieniono nam partnerów, nie widywałem Anet tak często. Pewnego dnia ja i mój partner dostaliśmy informację, że dwoje naszych aurorów wpadło w poważne tarapaty. Okazało się, że to była Anet i jej koleżanka. Gdyby nie my pewnie by zginęły. – wyznał Moody, a Tonks nie bardzo wiedziała do czego zmierza ta historia. – Uratowałem jej życie, a w zamian za to ona zaprosiła mnie na kawę i ciasto. Byłem sceptycznie do tego nastawiony, ale nie wypadało odmówić. Siedzieliśmy w kawiarni, piliśmy cappuccino, jedliśmy moją ulubioną szarlotkę i po raz pierwszy rozmawialiśmy normalnie. Ta dziewczyna, która tak bardzo mnie irytowała okazała się fantastyczną osobą. Wiesz, że jesteś do niej bardzo podobna?- zapytał nagle, a Dora uśmiechnęła się pod nosem. – Wiedziałem, że tak jest już pierwszego dnia gdy cię zobaczyłem. Anet była tak samo roztargniona, zabawna, otwarta na ludzi, tak samo żywiołowa, nieodpowiedzialna. Zawsze dawała całe serce w to, co robiła. Nie było dnia, żebym nie widział jej uśmiechniętej. Dobra, to za mało powiedziane, nigdy nikogo specjalnie nie skrzywdziła, a gdy już musiała, zawsze tego żałowała. Każdy bandyta miał u niej taryfę ulgową. Miała piękne czarne oczy, podobne do twoich. Była, tak jak ty, denerwująca i nieposłuszna, a mimo to zakochałem się w niej.- powiedział z uśmiechem, a Nimfadora wytrzeszczyła na niego oczy. Nie wiedziała dlaczego tak zareagowała. Czy to z powodu faktu, że Moody się uśmiechnął, czy może dlatego, że przyznał się do jakiegokolwiek ludzkiego uczucia.
- Ty?- wydarło się z jej ust, zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Tak ja. Zaczęliśmy się spotykać. Nie wiedziałem, że jestem taki nieśmiały… Anet z tą swoją żywiołowością po prostu mnie onieśmielała. Byliśmy parą przez sześć lat, a Anet zaczęła chcieć czegoś więcej, chcieć czegoś na co ja nie byłem gotowy… Postanowiła zmienić nazwisko.- wyznał, a Tonks zaczęła mu współczuć. Oczywiste było dla niej, że owa Anet znalazła sobie innego.- Jeszcze przed ślubem wyrzekła się panieńskiego nazwiska i kazała się nazywać nazwiskiem swojego przyszłego męża. Anet Moody.- Tonks szczęką opadła. Moody oświadczył się komuś, to było dla niej nierealne. – Wymarzyła sobie ślub w lipcu, na molo, w otoczeniu fal. Była taka szczęśliwa. Tylko raz widziałem ją szczęśliwszą… Gdy pół roku później oznajmiła, że będziemy mieli córkę. Wybraliśmy dla niej nawet imię, Susie.- powiedział. Stop, stop. To dla mnie za dużo! Zakochany Moody, miał być ojcem? – pomyślała. – Byliśmy szczęśliwi. Mimo, że ona chciała wykrzyczeć całemu światu o nas, ja poprosiłem ją aby zachowała to w tajemnic do ślubu. Była wtedy wojna, a ja nie chciałem, żeby śmierciożercy wykorzystali naszą miłość przeciwko nam. Trzy miesiące później zostałem wysłany z zadaniem dla Zakonu. W tamtych czasach prawie codziennie walczyliśmy, tego dnia też. Zaatakowało mnie trzech śmierciożerców. Walczyłem z nimi zacięcie, aż w pewnym momencie obok mnie pojawiła się Anet. Nie wiem skąd dowiedziała się gdzie jestem. Wszystko działo się tak szybko… Usłyszałem jedynie jak jeden z nich wypowiada ‘Avada Kedavra’,  a zielony promień trafia Anet prosto w brzuch. Upadła na ziemię martwa. – w tym momencie głos mu się załamał, a Dora spostrzegła łzę spływającą mu po policzku. – Mordercy deportowali się zanim zdążyłem zareagować, a ja przytulałem do piersi ciało Anet, odgarniałem z twarzy kosmyki włosów. Najbardziej mnie bolało gdy patrzyłem w jej przerażoną twarz, w wyblakłe czarne oczy, które dziś zobaczyłem znów, gdy bogin przybrał twoją postać Poprzysiągłem sobie, że zemszczę się na mordercach. Znienawidziłem, każdego kto wypowiadał mordercze zaklęcie. Zacząłem wyłapywać śmierciożerców, jednego po drugim, ale nie mogłem ich zabić, przez usta nie mogła mi przejść formułka, która pozbawiła mnie bliskich osób. Dlatego właśnie oddawałem ich do Azkabanu, z nadzieją, że dementorzy zrobią im to co oni zrobili mi, odbiorą szczęście.- powiedział, zaciskając ręce w pięści.- Przeklinam ten dzień, bo tego dnia straciłem dwie najważniejsze dla mnie osoby. Narzeczoną i córkę.. Wiesz, że Susie byłaby teraz niewiele starsza od ciebie? Kiedy zamykam oczy… - powiedział i zacisnął mocno powieki - … widzę je. Moją piękną narzeczoną uśmiechającą się figlarnie i córeczkę… Wyobrażam ją sobie jako bardzo podobną do matki. Czarne oczy, piękny, szczery uśmiech i żywiołowy temperament. Tylko włosy miałaby po mnie… ciemny blond. Byłaby tak samo denerwująca jak Anet, a ja krzyczałbym na nią i kłócił się z nią tylko po to by móc ją później przytulić, śmiać się z tego, że poróżniły nas jakieś błahostki. Żałowałem, że nigdy jej nie zobaczę.- wyznał z żalem w głosie i spojrzał na Tonks. Włożył rękę do kieszeni, wyjął z niej chusteczkę i podał Dorze. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że płacze.- Pewnego dnia, dwadzieścia jeden lat po ich śmierci, zobaczyłem moją małą Susie… A przynajmniej przez chwile miałem taką nadzieję…- powiedział wciąż patrząc na Tonks.
- Ale… to niemożliwe… - zauważyła, wycierając łzę, która spływała jej po policzku.
- Oczy często się mylą, a jak wiesz ja mam tylko jedno. Serce zabiło mi szybciej kiedy na salę wpadła spóźniona dziewczyna, uśmiechnięta od ucha do ucha, o czarnych oczach i ciemnych blond włosach związanych w kucyk. Wbiegła do sali z takim impetem, że przewrócił popiersie stojące koło drzwi. Tą dziewczyną, którą pomyliłem z moją córką, byłaś ty Tonks.  – powiedział patrząc jej w oczy, a Tonks oniemiała.- Od tego momentu byłaś dla mnie jak córka. Nawet nie wiesz jak bardzo mi je obie przypominasz. – stwierdził, a Tonks wpatrywała się w niego. Czy naprawdę była tak podobna do Anet, albo do nienarodzonej Susie?
- Nie wiem co powiedzieć… - wyznała szczerze. Moody, który zawsze był dla niej wzorem odwagi i wytrzymałości właśnie przy niej płakał. Bezuczuciowy Szalonooki wyznał jej, że kochał, że był szczęśliwy, że ktoś go mógł zawstydzić, że miał być ojcem. Alastor, który zawsze był wobec niej surowy stwierdził, że jest dla niego jak córka. Jej mentor okazał się być człowiekiem, takim samym jak inni, potrafiącym odczuwać ból, smutek, miłość, tęsknotę, nadzieję. Czuła do niego niezwykły podziw, powiedział jej to wszystko, co skrywał przez dwadzieścia pięć długich lat.
- Nie musisz nic mówić. – zachrypiał Moody.
- No wiesz, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek okażesz jakieś ludzkie uczucia.- powiedziała zgodnie z prawdą, a Szalonooki zrobił coś czego się nie spodziewała, zaczął się śmiać, a wraz z nim Dora. Rozmawiali jeszcze długo na różne tematy, nie mając dość swojego towarzystwa. Rozmawiali jak ojciec z córką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz