Przez kolejne kilka
dni Tonks nie pojawiła się na Grimmauld Place. Nie mogła tam tak po prostu
pójść... Nie po tym co ona i Remus zrobili. Wiedziała, że jej przyjaciel się
tym zadręcza, wiedziała, że jest mu ciężko, dlatego starała się dać i jemu, i
sobie trochę czasu. Trudno byłoby jej spojrzeć w oczy Remusa, ale równie trudno
było jej przeżyć towarzystwo Laury. Kuzynka nic się nie zmieniła. Była tak samo
wredna jak kilka lat temu, a fakt, że Dora ciągle myślała o przyjacielu nie
pomagał ani trochę. Tonks nie zdawała sobie sprawy, że Remus też o niej myśli,
że żałuje. Czuł się okropnie, obwiniał się o to, że Nimfadora nie chce z nim
rozmawiać.
W ministerstwie
również nie działo się najlepiej. Minister unikał wszystkich. Rozmawiał jedynie
z Dolores Umbridge, Percym Weasleyem i Lucjuszem Malfoyem. Tak, Tonks zauważyła
raz podczas swojej warty przy Departamencie Tajemnic jak Knot rozmawia
półgłosem z jej wujem, a Artur, Kingsley i Emelina potwierdzili to. Ona i
Walter siedzieli godzinami w swoim boksie i przepisywali stare, wypłowiałe już
raporty.
Przez cały tydzień
Tonks pisała i czytała o starych, nieważnych zbrodniach. Dopiero w weekend
miała wolne. W sobotę siedziała na swoim łóżku, była już dwunasta, a ona ciągle
nie przebrała się z piżamy. Dora zajęta swoimi myślami rysowała różne wzory
swoją różdżką, powodując przy tym, że w powietrzu fruwały różnokolorowe iskry. Czemu świat się tak zmienia… Jeszcze do
niedawna nie było żadnych problemów, żadnych zmartwień, a teraz nie wiadomo co
się może wydarzyć. – myślała tak jak chyba każdy w tych czasach, ale nie
chodziło jej o aktualną sytuację tylko o to co działo się ostatnio w jej życiu
prywatnym. Nigdy nie pomyślałabym, że
będę tak bardzo przejmować się jednym pocałunkiem. Dlaczego ciągle mi to chodzi
po głowie? Przecież tak naprawdę nic złego się nie stało… Nie byłam z nikim, a
pocałunek o niczym nie świadczy. W sumie szkoda, że tego nie pamiętam… Fajnie
byłoby mieć kogoś bliskiego. – właśnie kreśliła roziskrzoną ósemkę, kiedy
rozległo się pukanie.
- Proszę!
- Doro… - zza
uchylonych drzwi wychyliła się Andromeda.- Molly przed chwilą się odezwała.
- Tak i co? –
zaciekawiła się dziewczyna.
- Zaprasza ciebie
na Grimmauld Place. Hermiona i Ron zostali prefektami! – oznajmiła
uśmiechnięta.
- To wspaniała
wiadomość! – ucieszyła się Dora.- Muszę coś im kupić!
- Może weźmiesz ze
sobą Laurę?
- Mamo! Ja… Ona…
Nie… - uniosła się Nimfadora. Wzięła głęboki oddech i powiedziała. –
Weasleyowie mieszkają w Kwaterze Głównej Zakonu, a Laura nic o nim nie wie. Nie mogę jej ze sobą zabrać,
Dumbledore musiałby się zgodzić…
- Doro, wiem, że
nigdy nie dogadywałaś się ze swoją kuzynką, ale jesteście już dorosłe. Musicie
znaleźć w końcu wspólny język.
- Nie, mamo.
Słuchaj to ona musi zrobić pierwszy krok, to ona zawsze mnie gnębiła. Nie będę
jej przepraszać za coś co ona robiła mnie. A teraz się ubieram i lecę kupić coś
dla prefektów. – oznajmiła i pobiegła do łazienki. Pół godziny później
spacerowała już ulicą Pokątną, a wiatr rozwiewał jej długie do pasa, rude
włosy. Znając Hermionę z pewnością chciałaby przeczytać jakąś ciekawą książkę,
problem był w tym, że Tonks miała odmienny gust czytelnicy niż ona. Nimfadora
rozglądała się po regałach w Esach i Floresach zastanawiając się co spodobałoby
się jej młodej przyjaciółce.
- Nie wierzę własnym oczom… Nimfadora Tonks! –
usłyszała głos za swoimi plecami. Odwróciła się szybko i zobaczyła mężczyznę
około pięćdziesiątki, z czarnymi włosami przyprószonymi lekką siwizną oraz
wielkimi okularami.
- Pan Thomson! Miło
pana widzieć! – ucieszyła się Dora przytulając księgarza.
- Ciebie również,
dziecko! Dawno tu nie zaglądałaś… Pamiętam jakbyś dopiero wczoraj przewróciła
te wszystkie regały. – uśmiechnął się mężczyzna.
- Przecież to było
jedenaście lat temu… - zawstydziła się Nimfadora.
- Jesteś jedyną klientką, którą zapamiętam na
całe życie.
- W końcu nie każdy
jest zdolny do tego, żeby podpalić księgarnie… - zaśmiała się.
- Wspomnienia,
wspomnieniami, ale powiedz mi w czym mogę ci pomóc?
- Szukam książki
dla znajomej. To bardzo inteligentna i oczytana dziewczyna jak na
piętnastolatkę.
- Yhm… rozumiem. –
powiedział i zaczął się rozglądać. W tej chwili bardzo przypominał pana
Olivandera w swoim sklepie. Tak jak wytwórca różdżek, który zna każdą różdżkę
na pamięć, pan Thomson wydaje się kojarzyć każdą książkę w tym sklepie. – Może
to? – podał jej opasły tom, na którym widniał złoty napis „ W poszukiwaniu magii”.
- Co to? –
zaciekawiła się Dora i przewróciła kilka stron.
- Coś dla młodej, ciekawej świata czarownicy.
Opowiada to historię dziewczyny z mugolskiej rodziny, która krok po kroku
odkrywa magię w swoim życiu. Trudno określić gatunek… Niby to przygodowa, ale
mnóstwo w niej faktów i ciekawostek.
- Świetnie! To w
sam raz dla niej! Biorę. – ucieszyła się Dora i udała się za panem Thomsonem do
kasy. Księgarz jednym machnięciem różdżki sprawił, że książka opakowana została
w ładny miętowy papier.
- Dla ciebie 10
sykli. – uśmiechnął się sprzedawca. Kiedy Dora szukała w kieszeni pieniędzy,
sięgnął pod ladę i wyciągnął zawinięte w szary papier pudełko. – A to mały
prezent dla ciebie i nie chcę słyszeć sprzeciwu.
- Oh.. Dziękuje
panu! – uśmiechnęła się promiennie. Wyszła ze sklepu z dwoma zawiniątkami pod
pachą. Dla Hermiony już mam, teraz Ron…
Co może mu się spodobać? Głupie pytanie! To co podoba się każdemu chłopakowi
QUIDDITCH! – oświeciło ją nagle i szybkim tempem ruszyła w stronę sklepu ze
sprzętem sportowym. Po drodze zastanawiała się dlaczego to właściwie Ron został
prefektem. Nie miała nic do niego, wręcz przeciwnie bardzo go lubiła, ale jej
zdaniem Harry nadawał się lepiej na tą funkcję. Z pewnością Dumbledore miał
poważny powód, żeby zadecydować tak, a nie inaczej. Już prawie dochodziła do
celu kiedy przed wystawą sklepową zauważyła niską, pulchną kobietę o rudych
włosach, która usilnie liczyła pieniądze i próbowała wygrzebać jeszcze trochę z
kieszeni.
- Cześć Molly! –
zawołała Tonks.
- Tonks! Na Morganę…
Nie strasz mnie tak. – przestraszyła się pani Weasley i chwyciła się za serce,
ale po chwili dodała uśmiechnięta.- Dostałaś zaproszenie? Mam nadzieję, że
wpadniesz?
- Oczywiście! Dawno
u was nie byłam. Właśnie chciałam kupić coś dla Rona, bo dla Hermiony już mam.
– wyjaśniła, wskazując zapakowaną książkę.
- Oh… Ja też jestem
tutaj w tej sprawie. Kupiłam już dzieciakom podręczniki i obiecałam Ronowi, że
coś mu kupię. Rozumiesz… Bill kiedy dostał odznakę dostał sporo pieniędzy,
nawet nie wiem na co to wydał, Charlie kiedy został kapitanem dostał miotłę, a
Percy nową sowę… Ron marzy o nowej miotle, ale niestety, w tym miesiącu nie
stać nas na nowego Zmiatacza 11, ledwo starcza na 5. – zwierzyła się Molly, a
Tonks nagle oświeciło.
- Mam pomysł! Co ty
na to żebym się dołożyła do miotły?
- Nie, nie mogę się
na to zgodzić! – zaprzeczyła szybko Molly i spuściła głowę. Widać było, że
wstyd jej, że nie może kupić nawet miotły.
- Oh… Daj spokój! I
tak miałam mu coś kupić. A teraz i ty kupisz coś synowi, i ja mu coś kupię, i
on dostanie to o czym marzy. Nie daj się prosić!
- No, no dobrze… -
zgodziła się pani Weasley. – Nawet nie wiesz jaka ci jestem wdzięczna! –
powiedziała Molly gdy już wyszły ze sklepu. Trzymała w ręce miotłę opakowaną w
szary papier. Tonks razem ze sprzedawcą pomogli wybrać Molly najlepszy
egzemplarz Zmiatacza 11, za który Dora zapłaciła połowę. Dwie kobiety wybrały
się spacerem przez Londyn, mimo, że ręce im opadały pod ciężarem książek dla
piątki dzieci, wesoło gawędził o wszystkim. Po jakiejś pół godzinie doszły do
Kwatery Głównej. – Pomożesz mi z dekoracjami? – zapytała Molly gdy przechodziły
przez długi korytarz.
- Z wielką chęcią.
– zaoferowała się Dora. Weszły do kuchni, odłożyły ciężkie siatki i miotłę w
kąt, a następnie rozejrzały się po pomieszczeniu. – Może zrobimy transparent?
- Świetny pomysł! –
ucieszyła się Molly.
Przez bite pół
godziny ciężkiej pracy udało im się sporo zrobić. Molly cała spocona mieszała w
garach różnego rodzaju potrawy, a Tonks, przygryzając dolną wargę, malowała
transparent. Na szkarłatnym materiale Dora napisała wielkimi, mieniącymi się
złotem literami: GRATULUJEMY! RON I HERMIONA NOWYMI PREFEKTAMI! Oczywiście nie
obyło się od tysiąca kleksów, które, zdaniem Tonks, idealnie się wkomponowały.
Kiedy Molly zaczęła rozstawiać na stole półmiski z mięsem, ziemniakami, groszkiem
i innymi potrawami, Nimfadora za pomocą swojej różdżki zawiesiła transparent
pod sufitem.
- Gotowe! –
oznajmiła Dora.
- Wspaniale teraz
tylko czekamy…- zaczęła Molly, ale nie dane było jej skończyć bo rozległ się
dźwięk dzwonka i wrzaski pani Black. – Tyle razy mówiłam im, żeby nie dzwonili.
Obie opuściły kuchnie. W korytarzu byli już
Ramus i Syriusz, którzy siłowali się z Walburgią.
- Cześć Tonks!
Myślałem, że to ty znowu ją obudziłaś.- przywitał się Syriusz, a Remus mruknął
tyko coś niewyraźnie odwracając wzrok od Tonks.
- Wchodźcie! –
zachęciła przybyszy Molly, uśmiechnięta od ucha do ucha. Do domu weszli
Kingsley i Moody.
- No to gdzie są
nasi prefekci? – zapytał dziarsko Shacklebolt.
- Jeszcze w pokoju.
Idźcie do kuchni, a ja ich zawołam.
Po chwili wszyscy
popijali kremowe piwo czekając na dzieciaki. Nagle rozległ się podniecony głos
Molly:
- Chodźcie!
Pomyślałam, że urządzimy sobie małe przyjęcie, a nie zwykłą kolację przy stole.
– wprowadziła młodych Weasleyów, Hermione i Harry’ego do kuchni, a potem
dodała. – Ron, ojciec i Bill już są w drodze. Są okropnie przejęci.
- Molly nie
sądzisz, że pora na prezenty? – zapytała Tonks zmierzając do kąta, w którym
spoczęły ich dzisiejsze zakupy.
- Tak, tak!
Oczywiście. – wzięła od Dory miotłę i podeszła do Rona. – Proszę syneczku,
zasłużyłeś na nią.
- Zmiatacz! Mamo,
jest wspaniały! – ucieszył się młody Weasley, patrząc na swój prezent z
zachwytem.
- Podziękuj Tonks.
Nie wiem co bym zrobiła bez niej.
- Tonks, jesteś
niesamowita!
- Nie ma za co! –
powiedziała Dora rumieniąc się lekko, a potem zwróciła się do Hermiony. – A to
dla ciebie. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Po rozdaniu
prezentów wszyscy zaczęli napełniać talerze jedzeniem, a Molly biegała po całej
kuchni sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu.
- Alastorze, już od
dawna miałam cię poprosić… Czy mógłbyś rzucić okiem na sekretarzyk w salonie i
powiedzieć nam co w nim siedzi? – zapytała uprzejmie pani Weasley, a magiczne
oko Szalonookiego wywróciło się o 180˚.
- Salon… To biurko w rogu? To zwykły
bogin… Mam się go pozbyć, Molly? – stwierdził Moody.
- Nie, nie, sama
się tym zajmę.
Impreza zaczęła się
rozkręcać, a Molly była w tak dobrym nastroju, że nie wygoniła nawet
Mundungusa. Po niespełna pół godzinie pojawili się pan Weasley i Bill.
- No, myślę, że
czas na toast. – oświadczył Artur, a wszyscy wzięli puchary do rąk. – Za Rona i
Hermionę, nowych prefektów Gryffindoru!
Wszyscy wypili,
zagrzmiały oklaski, a Ron i Hermiona promieniowali szczęściem.
- Ja tam nigdy nie
byłam prefektem. Mój opiekun domu powiedział, że brakuje mi pewnych niezbędnych
kwalifikacji. – powiedziała Dora.
- Jakich? –
zaciekawiła się od razu Ginny, nakładając sobie przy tym pieczonego ziemniaka
na talerz.
- Na przykład
umiejętności przyzwoitego zachowania. – oznajmiła, a wszyscy zaczęli się śmiać,
tylko Hermiona zaczęła krztusić się piwem.
- A ty, Syriuszu? –
zapytała Ginny, a sam zainteresowany zaczął się śmiać.
- Mnie też nikt nie
zrobił prefektem, za dużo mieliśmy z Jamesem szlabanów. Ale Lupin była
grzecznym chłopcem, więc dostał odznakę.
- Dumbledore pewnie
miał nadzieję, że będę miał dobry wpływ na moich przyjaciół. Niestety strasznie
go zawiodłem.- wyznał Remus i upił łyk ze swojego pucharu.
Każdy zajął miejsce
z pełnym talerzem. Na nieszczęście Dory, obok niej usiadł Ron, który dzisiaj
był wyjątkowo męczący.
- Nawet nie wiesz
jak bardzo jestem ci wdzięczny… - piał z zachwytu, ale Dora przestała go
słuchać, tylko co jakiś czas zaszczyciła go jakimś ‘aha’, ‘naprawdę’, no co ty nie powiesz’. Spojrzała na drugi koniec
kuchni, gdzie siedział Remus i Hermiona, która mówiła o czymś zawzięcie. Lupin
spojrzał w stronę Dory i ich spojrzenia sie spotkały. Tonks chciała pomachać,
ale Remus szybko odwrócił wzrok. Co się
stało? Czy znowu zrobiłam coś głupiego? Czy może nadal chodzi mu o to co się
wtedy zdarzyło… - pytania wciąż napływały do jej głowy, a ona tępo
wpatrywała się w Remusa.
- … przyśpieszenie
do siedemdziesięciu w ciągu dziesięciu sekund, nieźle, co? Zwłaszcza jak się
pamięta, że według poradnika Jak wybrać
miotłę? Kometa Dwa Dziewięćdziesiąt osiąga tylko sześćdziesiątkę, i to przy
sprzyjającym wietrze…
- To wspaniale Ron!
Wiesz co? Przejdę się po piwo. – powiedziała, wstając szybko i udała się w
przeciwległą stronę kuchni. Po drodze zobaczyła bliźniaków, Harry’ego i Mundungusa
rozmawiających półgłosem. Molly nie
będzie zadowolona.- pomyślała i odwróciła wzrok, udając, że ich nie widzi.
Minęła ją właśnie Hermiona z bardzo nadąsaną miną, najwidoczniej Remus nie
zgodził się z jej poglądami. Dora szybko podeszła do wolnego krzesła i usiadła.
- Możesz mi
powiedzieć, co ja takiego zrobiłam, że nie chcesz ze mną rozmawiać?- zapytała z
wyrzutem, a Remus spojrzał na nią.
- Myślałem, że to
ty nie chcesz ze mną rozmawiać.
- To źle myślałeś.
Słuchaj, tamten pocałunek…- zaczęła, ale w tej chwili podszedł do nich Kingsley
i dostawił sobie krzesło.
- Możecie mi
powiedzieć, dlaczego Dumbledore nie mianował prefektem Pottera? – zapytał tak
głośno, że chyba każdy w kuchni go usłyszał.
- Miał swoje
powody. – odrzekł zdawkowo Remus.
- Ale chłopak by
poczuł, że Dumbledore ma do niego zaufanie. Na jego miejscu tak bym zrobił,
zwłaszcza, że „Prorok Codzienny” wciąż go napada. – ujawnił swoje zdanie
Shacklebolt. Świetnie! – pomyślała Dora.
– Nie można już normalnie porozmawiać. Mam dość chrzanienia o ministerstwie,
„Proroku” i śmierciojadkach. Tonks wstała mając zamiar uwolnić się od tego
tematu, ale po chwili znowu dopadł ją Ron.
- Tu jesteś, Tonks.
A wiedziałaś, że rączka jest z hiszpańskiego dębu, pokryta lakierem przeciw
urokom, i ma wbudowany system antywibracyjny? – zaczął znowu rozprawiać nad
swoją miotłą, a Tonks zaczęła żałować, że się do owej miotły dołożyła.
- Super, Ron. –
mruknęła z nieciekawym grymasem na twarzy. Boże
ile bym dała, żeby być niewidzialną!
- Tonks! – dobiegł
ją dźwięk swojego imienia. Obróciła się na pięcie, chcąc spławić owego
osobnika.
- Dziękuję ci za
pomoc. – oznajmiła uśmiechnięta Molly, a złość Tonks wyparowała.
- Nie ma za co. To
była dla mnie przyjemność.
- No, chyba zajmę
się tym boginem, zanim pójdę spać… Arturze, przypilnuj, żeby dzieciaki nie
siedziały za długo, dobrze? Dobranoc, Harry, mój kochaneczku. – powiedziała i
wyszła. Dora spojrzała na Harry’ego, który wyraźnie chciał się wydostać z
kuchni i prawie by mu się udało, gdyby nie Moody.
A kiedy będzie część druga?
OdpowiedzUsuńZa tydzień :)
UsuńDopiero? A nie da się szybciej?
OdpowiedzUsuńWiesz, chciałam dodawać jedną notkę tygodniowo, ze względu na ciebie dodaję dwie :) Ale zobaczę ;)
UsuńNaprawdę ze względu na mnie? Ojej, bardzo dziękuję.
OdpowiedzUsuńA ja po prostu nie mogę się doczekać, żeby przeczytać tu coś, czego jeszcze nie czytałam.
Ciekawe czy Moody widzi "swojego" bogina czy takiego jak wygląda naprawdę. Czytam jeszcze raz całe opowiadanie i widze to co mi umknęło wcześniej. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń