W domu przy Flower
Street 7, na brązowej kanapie leżał mężczyzna. Trudno powiedzieć czy spał, czy
też nie. Leżał, nie otwierał oczu. Remus Lupin nie chciał się budzić, nigdy nie
lubił wstawać po całonocnych imprezach. Musiał przyznać, że wyszedł z wprawy,
do której doszedł będąc Huncwotem. Otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju. Nie
był u siebie. A skoro nie był u siebie to gdzie? Usiadł na kanapie, na której
musiał spać i przetarł zaspane oczy. Co
się wczoraj działo? – pomyślał. – Harry
wygrał sprawę… Syriusz namówił mnie na picie… Była tam też Tonks. Litry
Ognistej, papierosy, aksamitne włosy Dory… - na myśl o Nimfadorze od razu się uśmiechnął.
– Odprowadzałem ją do domu i…- przed
oczyma pojawiła mu się drobna, uśmiechnięta osóbka o czarnych oczach, włosach w
kolorze morskiej zieleni, zarumienionej twarzy i malinowych ustach, które tej
nocy… Nagle wszystko mu się przypomniało. On i Tonks całujący się na chodniku,
to dziwne uczucie. Przypomniał sobie jak niósł ją do jej domu, jak nie chciała
go puścić, jak rozmawiał z Andromedą. Więc
jestem w domu Tonksów. Andromeda kazała mi się tu położyć… Morgano co za wstyd!
Czy może być jeszcze gorzej? Tak… Całowałem nic nieświadomą, pijaną Tonks… Wykorzystałem ją! Nie panowałem nad
sobą, a przecież ja muszę zawsze nad sobą panować! Ona mnie za to znienawidzi… Kompletnie
załamany Lunatyk wyczarował pergamin i napisał krótki list dla domowników,
poczym szybko opuścił ich dom.
***
Wszystko ją bolało,
wszystko ją denerwowało. Tak, ptak za głośno śpiewał, trawa za szybko rosła, a
jej oddech był zbyt płytki, powieki były za ciężkie, mięśnie jakby zanikły, a w
jej ustach było sucho, za sucho. Żałowała, żałowała wczorajszego świętowania.
Fakt, Harry wygrał i trzeba było to uczcić, ale czy musiała po tym tak
cierpieć. Powoli otworzyła oczy. Wpatrywała się w swój sufit. Jakim cudem dostałam się do domu? –
zapytała sama siebie w duchu. Bardzo wolno i bardzo boleśnie podniosła się do
pozycji siedzącej, przetarła zaspane oczy i rozmasowała skronie, próbując sobie
przypomnieć co się działo tej nocy. Pili, palili, pożegnała się z Syriuszem i
razem z Remusem opuściła Kwaterę, ale co potem się działo? Starała się cofnąć w
myślach do tamtych chwil, ale widziała pustkę… Kojarzyła jakieś momenty...
Leżała na chodniku, matka otworzyła jej drzwi, słyszała swój śmiech, ale
najbardziej zapadły jej w pamięci roziskrzone, miodowe oczy… Nie było sensu
siedzieć na łóżku i wysilać umysłu. I tak sobie nic nie przypomni. Musiała się
przyznać do faktu, że urwał jej się film.
Z trudem zeszła po
schodach na parter, starając się przy tym być cicho by zaoszczędzić sobie bólu.
Chciała iść do kuchni, ale coś ją tchnęło i zamiast w prawo skręciła w lewo. W salonie
nic się nie zmieniło, nic oprócz tego, że na ławie leżał pergamin. Podeszła,
wzięła list do ręki i przeczytała go.
Droga Andromedo!
Dziękuje Ci za to, że mnie
przenocowałaś. Nie jesteś wstanie sobie wyobrazić jak za to jestem Tobie
wdzięczny. Mam nadzieję również, że nie masz za złe całej tej sytuacji.
Zachowaliśmy się strasznie niedojrzale i za to pragnę Cię przeprosić. Jeszcze
raz dziękuję i pozdrawiam!
Remus
Przeleciała
wzrokiem kilka razy po tych kilku zdaniach. Skoro Remus przepraszał, to musiało
być za co. Przestraszyła się... Co też mogła wyrabiać w nocy? Odłożyła
ostrożnie list i wycofała się z salonu z zamiarem dostania się do kuchni. Ale
niestety coś znowu ją powstrzymało. Usłyszała głosy i swoim niezbyt grzecznym
zwyczajem zaczęła się przysłuchiwać rozmowie.
- Bardzo cię za nią
przepraszam Molly. Nie wiem co ona sobie myślała… - powiedziała Andromeda.
- Nie wiem co oni
wszyscy sobie myśleli… Ja rozumiem cieszyć się, ale pić niezliczone ilości
alkoholu, palić te ohydne mugolskie papierosy, budzić cały dom o północy i… I
jeszcze Syriusz drący się na cały dom, żeby uciekali. Kto wie co mogło się
wydarzyć kiedy byli poza domem. Spodziewałam się więcej rozwagi po Remusie! –
powiedziała zdenerwowana Molly.
- Drogie panie,
trzeba przyznać jednak, że bądź, co bądź, ale Remus przyprowadził, a właściwie
przyniósł Dorę całą i zdrową. – wstawił się za nimi Ted.
- Zapomniałeś
dodać, że przyniósł ją kompletnie pijaną… - dodała Dromeda. – Ja już sobie
porozmawiam z Syriuszem! Następnym razem pomyśli dwa razy zanim upije mi córkę!
- A wracając do
Remusa… Molly mam nadzieję, że wrócił do domu, i że nie zabiłaś go na dzień
dobry. – wtrącił pan Tonks.
- Wrócił, ale był,
jak się domyślasz, nieobecny. Nic do niego nie docierało! Eh… Mam nadzieję, że
ich dzisiejszy stan da im nauczkę.
- Z pewnością…. –
przytaknął Ted.
- Ja się wyłączam,
obiad mi się przypali. – oznajmiła Molly.
- Oczywiście,
dziękuję, że się z nami skontaktowałaś. – pożegnała się matka Tonks. Dora
stwierdziła, że to dobry moment, żeby wejść do kuchni.
- Dzień dobry… -
mruknęła cicho, a spojrzenie jej matki i ojca zwróciło się w jej stronę. Ted
uśmiechnął się pocieszająco, chcąc dodać córce otuchy. Natomiast Andromeda
przybrała groźny wyraz twarzy i wojowniczą pozę. Już miała coś powiedzieć, ale
Tonks jej przerwała. – Zanim zaczniecie się nade mną znęcać, chciałam was
przeprosić. Wcale nie miałam zamiaru się upić i chciałam wrócić wcześniej do
domu. Niestety… Nie wiem jak to się stało, ale przeholowałam… Z resztą wszyscy
przeholowaliśmy. Mam za swoje… Takiego kaca jak dziś nie miałam jeszcze nigdy.
- I myślisz, że to
wystarczy? – prychnęła Dromeda, ale było po niej widać, że trochę odpuściła.
-Nie… pewnie
będziecie na mnie źli przez długi czas, ale to wszystko co mogę zrobić.-
powiedziała ze skruchą Tonks. Andromeda popatrzyła na nią pobłażliwie i
uśmiechnęła się lekko. Jej córka w końcu zaczęła ponosić konsekwencje swoich
czynów. – Mamo… Bo przeczytałam list, który zostawił Remus… I muszę niestety
przyznać, że niewiele pamiętam…
- Już ci mówię jak
to było. Twoja matka tak naopowiadała się o tym, że znam tą historię na pamięć.
– powiedział Ted.- Mama poszła otworzyć drzwi, w których stał Remus trzymający
cię na rękach, a ty chichotałaś nie zdając sobie sprawy z tego gdzie jesteś.
Mama zaprowadziła was do twojego pokoju. Kiedy Remus cię położył ty nie
chciałaś go puścić. Jednak udało się uprosić ciebie o zostawienie go w spokoju,
dałaś mu buziaka i poszłaś spać. Rzecz jasna Remus także nie był w stanie
wrócić do siebie, więc spędził tę noc na kanapie… niestety zanim się
obudziliśmy jego już nie było.
-Aha…- mruknęła
niezbyt inteligentnie. Czy to znaczy, że
Remus niósł mnie całą drogę do domu? Boże jaki wstyd! Jeszcze zrobiłam z siebie
większą idiotkę i pocałowałam go… Biedny nie dość, że się wymęczył, to jeszcze
przeze mnie musiał spać na kanapie… Muszę go przeprosić.
- Tak właśnie! To
była skrajna głupota wychodzić w nocy, w tych czasach poza dom w takim stanie.
– skarciła ją matka, ale po chwili przybrała troskliwy wyraz twarzy i
powiedziała – Kochanie… słuchaj. Dziś rano przyjechała do nas…
- Nimfadora! –
Tonks usłyszała przesłodzony głos, który skądś kojarzyła. Odwróciła się i
zobaczyła wysoką brunetkę o rozbawionych, piwnych oczach. Ubrana była w
zwiewną, jedwabną, fioletową sukienkę. Uśmiechała się do Dory, ale nie był to
sympatyczny gest, bardziej wredny i perfidny.
- Nie mów tak do
mnie, Laura… - warknęła Tonks, a jej włosy niebezpiecznie się nastroszyły i
zmieniły barwę na czerwoną. Z rodziny Tonksów nie tylko Ted był czarodziejem,
jego kuzyn poślubił trzydzieści lat temu czarownicę i ich córka również była
magiczna. Laura była o dwa lata starsza od Tonks i była o dwa razy bardziej
wredna. Nigdy nie potrafiły się dogadać, a może bardziej to Laura nie chciała
się dogadać. Od kiedy Dora pamięta zawsze walczyły ze sobą, w piaskownicy,
podczas nauki, na boisku. Nieznośna kuzynka nie dawała żyć Nimfadorze w
Hogwarcie. Dręczyła ją i poniżała. Tonks z ulgą powitała dzień kiedy Laura
opuściła zamek. A teraz gdy już od sześciu lat Dora myślała, że pozbyła się jej
na zawsze ona pojawia się w jej domu jak gdyby nigdy nic.
- Ach, zapomniałam…
Wolisz, żeby nazywać cię Tonks. – powiedziała uroczo Laura.
- Kochanie… -
odchrząknął Ted. – Laura zamieszka z nami przez jakiś czas. Postanowiła
przenieść się do Londynu i zanim znajdzie odpowiednie lokum będzie spać tutaj.
- Cudownie… -
mruknęła sarkastycznie Tonks. – Przepraszam, ale pójdę wziąć prysznic. –
powiedziała i wyszła dygocząc ze wściekłości. Chwyciła ubrania z szafy i
pobiegła do łazienki. Zrzuciła z siebie wszystko i weszła pod strumień wody.
Kac morderca wyparował z momentem gdy ta zołza pojawiła się w jej domu. Wyszła
spod prysznica, chwyciła swoją różdżkę i wysuszyła włosy, zmieniając przy tym
ich barwę. Miała teraz na głowie krótkie turkusowo-fioletowe włosy z dłuższą
grzywką po lewej stronie, która opadała jej delikatnie na oko. Chwyciła małe
pudełeczko i wyjęła z niego kolczyki. Jeden włożyła sobie do nosa (septum),
drugi dookoła dolnej wargi (labret), do uszu włożyła sobie dwa czarne plugi, a
resztę kolczyków do innych dziurek w uszach. Spojrzała na siebie, wyglądała
dobrze. Zrobiła sobie jeszcze lekki makijaż podkreślający oczy, ubrała czarne
szorty z ćwiekami, białą bluzkę, którą włożyła w spodnie, na to jeansową
koszulę z podwiniętymi rękawami, a do tego czarne zakolanówki i wiśniowe
martensy. Zbiegła na dół mając nadzieję szybkiej ucieczki z domu i niespotkania
tej wiedźmy. Przechodziła obok wejścia do salonu kiedy nagle się przewróciła.
Spojrzała za siebie. Oparta o framugę stała Laura, która podłożyła jej przed
chwilą nogę, z wrednym uśmieszkiem.
- Nasza Tonks się
znowu przewróciła… Ojej… - powiedziała przesłodzonym głosem.
- Zamknij się. –
odwarknęła Dora wstając. Kuzynka zmierzyła ją od góry do dołu.
- Nie wierzę, że
nadal robisz z siebie takiego dziwaka. – prychnęła Laura. – Zrobiłabyś coś z
sobą.
- Wolę być
dziwakiem niż wredną suką. – odgryzła się Nimfadora. Mierzyły się tak
spojrzeniami, aż do momentu gdy do korytarza weszła Andromeda.
- Co tu się dzieje?
Doro wychodzisz gdzieś?
- Tak… miałam zamiar
iść do Molly i przeprosić ją za to co się wczoraj wydarzyło. – powiedziała
Tonks nie spuszczając oczu z Laury.
- Oh… Tonks. Ty
zawsze zrobisz coś głupiego. – zaśmiała się Laura. Trzeba było jej przyznać, że
była świetną aktorką.
- Tak, córciu… to chyba
dobry pomysł. – po tych słowach Dora opuściła dom z numerem siódmym i
deportowała się do Kwatery Głównej. Weszła do domu, było cicho. Stłumione głosy
dobiegały zza drzwi kuchennych, do których właśnie zmierzała. Otworzyła drzwi.
- Dzień dobry. –
przywitała się.
- Cześć Tonks! Ale
wczoraj zabalowaliście! – zagadnęli od razu bliźniacy, którzy razem z Ginny,
Hermioną, Harrym, Ronem i Arturem siedzieli przy stole, Molly natomiast stała
przy garach.
- Taaa… - mruknęła
Dora. – Między innymi dlatego tu przyszłam… Molly bardzo, ale to bardzo cię
przepraszam… Zachowałam się jak smarkula! Nie powinniśmy tyle pić, a co dopiero
uciekać… Proszę nie złość się na mnie. – Molly spojrzała na nią po matczynemu i
powiedział.
- Tonks, myślisz,
że dlatego jestem na was zła? Co prawda byłam trochę po tym jak zobaczyłam w
jakim stanie zostawiliście salon, który notabene będziecie sprzątać i po kłótni
z Syriuszem, ale chodziło mi o to, że uciekliście, że mogło wam coś się stać.
Przecież dobrze wiesz w jakich czasach żyjemy. Nie wiedziałam czy dotarliście…
Czy jesteście żywi… Nie spałam całą noc.
- Przepraszam… -
mruknęła ze skruchą. - To ja może pójdę po nich i zaczniemy sprzątać salon. –
Jak powiedziała, tak też zrobiła. Pobiegła szybko na trzecie piętro i zaczęła
pukać w drzwi sypialni kuzyna. Niestety jedynym odzewem jaki usłyszała było
głośne chrapnięcie. No pięknie, on
jeszcze śpi… - pomyślała, uśmiechnęła się sama do siebie i zeszła piętro
niżej. Powoli podeszła do drzwi pokoju Remusa i zapukała delikatnie. Sama nie
wiedziała dlaczego tak się zachowuje… Może przez to co działo się w nocy.
***
Remus leżał na
swoim łóżku i nie wiedział co ze sobą zrobić. Nie mógł się na niczym skupić,
mógł jedynie myśleć o niej. Bo co mu pozostało? Uświadomił to sobie… Wpadł po
uszy. Znowu się zakochał, znowu zrobił coś czego mu niewolno. Miał ochotę
uciec, tak jak to kiedyś robił gdy coś go przerastało… Jak mógł stracić nad
sobą panowanie? Jak mógł ją pocałować? Pewnie Tonks się już do niego nie
odezwie. Jak on w ogóle będzie z nią rozmawiał, jak spojrzy jej w oczy?
Wiedział co musiał zrobić… Stłamsić to uczucie w zarodku. Nagle rozległo się
pukanie do drzwi. W pierwszej chwili chciał to zignorować, ale nie. Nie mógł
się odciąć od świata. Tym bardziej, że domownicy Grimmauld Place nie wiedzą o niczym.
I dobrze, teraz trzeba jeszcze to podtrzymać. Podniósł się powoli i podszedł do
drzwi. Gdy je otworzył stanęła przed nim osoba, której najmniej się spodziewał.
Mógł stać tam Syriusz, chcący pogadać, mogła tam stać Molly chcąca go skarcić
za jego zachowanie, mogło tam stać, którekolwiek z dzieciaków, ale nie ona.
Stała sobie tak po prostu wpatrując się w swoje buty. Taka jak zawsze drobna,
kolorowa, nadzwyczajna. Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy, tak, że serce
podskoczyło mu do gardła.
- Cześć! –
przywitała się uśmiechając się przy tym. – Molly prosiła, żebyśmy posprzątali
salon.
- Tak… Jasne. Już
idę. – wydukał i oboje zeszli piętro niżej, w celu sprzątnięcia bałaganu, który
narobili. Gdy znaleźli się w salonie szczęki im opadły. W nocy nie wyglądało to
tak źle. Po całym pokoju walały się puste butelki, Tonks naliczyła ich z
dziesięć, a na ławie było pełno popiołu i niedopałków. Remus spojrzał na to ze
zdziwieniem, chociaż kiedyś mieszkał w takich warunkach, w Hogwarcie. Tak
Syriusz i James zawsze robili taki bajzel. Właśnie Syriusz… - A Syriusz nam nie
pomoże?
- Śpi, a drzwi
zamknął od środka… Niestety zostaliśmy z tym sami. – powiedziała Dora wrzucając
butelkę do wcześniej wyczarowanego worka. Posprzątali pokój w ciszy, żadne nie
chciało się do drugiego odezwać. Kiedy worek był pełen, a salon czysty oboje
opadli na kanapę, na której wczoraj siedzieli i świętowali. Kanapa – pomyślała Dora. – Muszę go przeprosić za to, że przeze mnie
nie mógł wrócić do domu. Wzięła głęboki oddech i powiedziała. – Przepraszam…
- Słucham?
- Przepraszam cię…
Za to, że wyciągnęłam cię w nocy na ten spacer, że musiałeś mnie nosić, że
przeze mnie spałeś na tej nieszczęsnej kanapie w moim salonie, że narobiłam ci
tyle wstydu, no i że dałam ci tego całusa. Nie wiem co ja sobie myślałam. –
wyrzuciła z siebie. Remus musiał przez chwile przemyśleć to co powiedziała. Za
co ona w ogóle go przeprasza? Przecież to nie jej wina. Ale najbardziej zdziwił
go fakt, że przeprasza za pocałunek…
- Przecież to ja
cie pocałowałem.- palnął nie myśląc co gada.
- O czym ty mówisz?
– zdziwiła się Dora. Nie przypominała sobie, żeby Remus ją kiedykolwiek
całował.
- A ty, o czym
mówisz?
- No o tym buziaku…
Rodzice mi powiedzieli, że nie chciałam cię puścić, a potem dałam ci całusa… -
wyjaśniła niezbyt pewnie Nimfadora, bojąc się co jeszcze robiła tej nocy.
Remusa oświeciło. Racja, przecież ona dała mu całusa, a on głupi wygadał się…
Załamany własną głupotą uderzył się w czoło. – O co chodzi?
- Tonks, ile
pamiętasz z tej nocy?
- Eee.. Niewiele… Ostatnie
co pamiętam to jak żegnałam się z Syriuszem… - przyznała czerwieniąc się. Remus
ukrył twarz w dłoniach. Nie dość, że była pijana to jeszcze nic nie pamięta. –
Remusie, czy jest coś o czym powinnam wiedzieć?
- Słuchaj… Zdarzyło
się coś takiego… Merlinie! – zaczął kiepsko Remus. Tonks położyła mu rękę na
ramieniu i spojrzała prosto w oczy. Musiał jej powiedzieć. Nie mógł zataić
najmniejszego szczegółu patrząc w te piękne czarne oczy. – Tonks, był taki
moment, że podczas drogi do twojego domu upadłaś. Nie wiem jak to się stało,
ale po chwili… całowaliśmy się.
W pokoju zapadła
cisza. Remus siedział z twarzą ukrytą w dłoniach, a Tonks wpatrywała się w
niego z otwartą buzią. Całowała swojego przyjaciela i tego nie pamięta. To
straszne… Serce waliło jej mocno, a myśli kłębiły się w głowie.
- Okey… -
powiedziała próbując się uspokoić. – Przecież nic się nie stało.
- Jak to się nie
stało…
- Tak to… Przecież
przy grze w butelkę, też byś mnie pocałował… A po za tym byliśmy pijani.
Każdemu mogło się zdarzyć.
- Tak, każdemu…-
powtórzył dziwiąc się z jakim spokojem to przyjęła.
- Można to nazwać
wypadkiem przy pracy… Nie mieliśmy nad sobą pełnej kontroli.
- Masz rację… To
się przecież nigdy nie powtórzy.
- Właśnie. –
przyznała mu rację, ale nie zdała sobie sprawy jak to go zabolało. – Lepiej jak
nikt się o tym nie dowie… Przecież nie daliby nam żyć.
- Zgadzam się… W
szczególności Syriusz nie może się dowiedzieć.
Zgodnie ustalili
nie wspominać już o tym nigdy i udali się do swoich pokoi. Tonks postanowiła
zostać na Grimmauld Place, ponieważ nie chciała widzieć Laury. Położyła się do
swojego łóżka i zaczęła rozmyślać. Całowałam
Remusa… To przecież niedorzeczne! Co ten alkohol robi z człowiekiem? Gdybyśmy
nie byli pijani z pewnością to by się nie wydarzyło. Nie żeby Remus był
nieodpowiedni, brzydki czy coś w tym stylu. My po prostu jesteśmy przyjaciółmi.
Tak, przyjaciółmi i nic więcej! – myślała próbując sobie to wszystko
udowodnić. Nie była świadoma, że po drugiej stronie ściany, na innym łóżku leży
Remus i też nad tym wszystkim się zastanawia. Myślał o niej, choć nie powinien.
Bolało go, że Dora chciała o tym zapomnieć, że to tak zbagatelizowała. Nie
powinno mu być żal, powinien postąpić tak jak ona. Miała rację, to nie było nic
nadzwyczajnego. Mogło się zdarzyć każdemu, ale skoro tak było to czemu nadal
czuł to dziwne mrowienie w okolicy żołądka, dlaczego ciągle coś do niej czuł?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz