Była już dwudziesta
pierwsza, a Tonks wciąż była w pracy. Miała dzisiaj nocną zmianę i siedziała sama w boksie, ponieważ Walt, jej
partner zawodowy, poprosił o dzień wolny z nieznanego nikomu powodu. Wypełniała
właśnie ostatni raport, który dotyczył ich ostatniej misji.
- Dziewiąta…
Jeszcze godzina i jestem wolna. – powiedziała Dora pocieszając siebie samą. Co
prawda mogła się wymknąć już teraz, w końcu nie miała nic więcej do roboty, ale
gdyby nagle stało się coś złego to właśnie Tonks miałaby kłopoty. Wstała zza
biurka i wyszła z boksu z zamiarem rozprostowania nóg. Spacerując opustoszałym
korytarzem, zamknęła oczy i przetarła je dłońmi. Była bardzo zmęczona i jej
mózg nie działał o tej porze tak jak powinien. Nie patrząc dokąd idzie w końcu
wpadła na kogoś, odbiła się od niego i upadła na ziemię.
- Przepraszam…
Muszę w końcu zacząć patrzeć jak chodzę.- mówiła pocierając łokieć.
- Nic się nie
stało, to także moja wina. – powiedział donośny, męski głos, który Tonks od
razu rozpoznała. Stał przed nią wysoki, czarnoskóry mężczyzna, który miał jeden
kolczyk w uchu.
- Masz rację. Patrz
jak chodzisz Kingsley! – warknęła Dora na mężczyznę, ale po chwili zaczęła się
serdecznie śmiać.
- Też na nocnej
służbie? Niewiele osób jest o tej porze w ministerstwie. – powiedział i podał
Tonks rękę, żeby mogła wstać. – Rozumiesz, w końcu nic złego się nie dzieje. –
dodał wyraźnie akcentując dwa wyrazy. Tonks od razu zrozumiała o co mu chodzi.
Minister chciał żeby wszystkim się zdawało, że są bezpieczni, że jest jak
dawniej i dlatego pozwalał na liczne
urlopy i spóźnienia.
- Rozumiem, ale
musisz przyznać, że ostatni jest spokojnie. Jedyne wezwanie jakie miałam to
kradzieże… Nuda…
- Nie narzekaj, to
i tak lepsze niż ściganie Blacka. – powiedział Kingsley i oboje zaczęli się śmiać.
- Muszę odwiedzić,
Wąchacza. Dawno u nich nie byłam, ale zrobiło się tam trochę tłoczno… -
przyznała Dora.
- Racja, ja od
ostatniego spotkania nie byłem u nich… Ale dziesięć osób w jednym domu to
strasznie dużo… Do tego czasem Fleur do nich wpada na noc. – przyznał jej rację
Shacklebolt.
- Uh… jeszcze pół
godziny i do domu. Może uda mi się wyspać… - powiedziała z nadzieją Nimfadora,
gdy spojrzała na zegarek.
- Nudzisz się ze
mną? – zapytał Kingsley podejrzliwie.
- Nie.. Skądże
znowu… - odpowiedziała sarkastycznie i oboje zaczęli się śmiać.
- Proszę, proszę…
Miło popatrzeć jak moi pracownicy dobrze się dogadują. – dobiegł ich głos zza
pleców. Obejrzeli się do tył i ujrzeli wysokiego mężczyznę o płowych włosach i
żółtych oczach - Rufusa Scrimgeour’a, szefa Biura Aurorów. Przez sekundę przez
głowę Tonks przebiegła straszna myśl: A jeśli on wszystko słyszał? Jednak nie
dane było jej odpowiedzieć sobie na to pytanie. – Znacie się prywatnie?
- Oh… Znamy się z
pracy, dlaczego pytasz Rufusie? – odpowiedział Kingsley patrząc w oczy
Scrimgeour’a. Dora podziwiała go, że potrafi skłamać swojemu szefowi prosto w
oczy.
- Zdziwił mnie
fakt, że rozmawiacie ze sobą jak dobrzy przyjaciele. – stwierdził wymijająco
wampir.
- Wybacz szefie,
ale fakt, że razem pracujemy nie zabrania nam chyba żadnych innych stosunków
niż zawodowe. – powiedziała Nimfadora.
- Ależ oczywiście…
Tylko, że jakoś nigdy ze sobą tak nie rozmawialiście. – powiedział i spojrzał
na nich podejrzliwie.
- Prawda. Nigdy nie
było czasu na takie pogawędki. Każde z nas ma własne sprawy na głowie… Tonks
zajmuje się pojedynczymi misjami, a ja staram się wciąż złapać Blacka. –
wybronił ich Kingsley.
- Fakt… Zapraszam
was do mnie, zapraszam. – powiedział i gestem wskazał pokój obok którego
właśnie stali. Dora spojrzała niepewnie na przyjaciela, a on ruszył przodem,
żeby otworzyć jej drzwi. W trójkę weszli do schludnego pokoju Scrimgeur’a. –
Siadajcie. Opowiedzcie mi co się właściwie teraz dzieje.. Niestety, ale miałem
zbyt dużo na głowie i nie jestem na bieżąco. Powiedz Shacklebolt, jak idzie
pościg Blacka?
- Ciężko…
Straciliśmy jego ślad. Dwa tygodnie temu widziano go q Transylwanii, ale
uciekł… Znowu… Od tygodnia próbujemy go namierzyć, na marne… - przyznał Kingsley.
- Oh… Doprawdy? To
niedobrze… A nie macie jakiś szczegółowych informacji na jego temat?
- Przecież
powiedziałem… ostatnio widziano go…
- Nie chodzi mi o
miejsce pobytu Blacka, ale o jego zdolności. Przecież równie dobrze mógłby być
teraz w Londynie. – powiedział i przyjrzał się dokładnie Kingsleyowi i Tonks,
lecz oni doskonale grali.
- W Londynie?
Szefie tutaj przecież od razu byłby zauważony. – powiedziała poważnie Tonks.
- Zgadzam się, a po
za tym w dwa tygodnie nie dostałby się z Transylwanii do Anglii, to nie
możliwe. Nawet gdyby się teleportował to Departament Transportu od razu by nam
o tym doniósł. – zapewnił go Kingsley.
- Tak, ale nie
zapominajmy, że to Black. To jak z tymi jego zdolnościami? – zapytał znowu,
wciąż przyglądając im się uważnie.
- Wszystko co wiemy
dostał pan w raportach. Był zdolnym czarodziejem już w latach szkolnych, jak
potwierdzili to profesorowie Hogwartu. Zdawał wszystkie testy praktyczne,
łącznie z teleportacją, za pierwszym razem. Nie mamy żadnych informacji o jakiś
nad zdolnościach. Co prawda mógł się wiele nauczyć od
Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Był w końcu jednym z jego
najwierniejszych sprzymierzeńców. – mówił Kingsley, z takim przekonaniem, że
nawet Tonks, gdyby nie znała prawdy, uwierzyłaby w to co mówił.
- Tak… Rzeczywiście
masz rację. – powiedział Scrimgeur i wiedząc, że z czarnoskórego mężczyzny nic
nie wyciągnie zaczął wypytywać Dorę. – A ty Tonks, co o nim powiesz?
- A co niby
miałabym o nim wiedzieć, szefie? – zapytała zdziwiona.
- Moim zdaniem
dużo. Z tego co mi wiadomo jest on twoim kuzynem. – powiedział sztyletując ja
spojrzeniem, a ona spuściła wzrok.
- Był… Od
czternastu lat już nim nie jest. – powiedziała smutno.- A o Blacku jako moim
kuzynie, rozumie pan sprzed tej okropnej tragedii, niewiele mogę powiedzieć.
Miałam osiem lat gdy go zamknięto, wcześniej z tego co pamiętam był… normalny.
- Rozumiem, przykro
mi, że wśród twojej rodziny… znalazło się tylu przestępców. – powiedział to
tak, że Tonks zabolało i miała ochotę wstać i strzelić mu przez ten wampirzy
łeb.- Kuzyn morderca i zdrajca, ciotka z wujem śmierciożercy…
- Myli się pan, to
nie jest moja rodzina… - powiedziała przez zaciśnięte zęby, Dora. Mówiła po
części prawdę, bo przecież Bellatrix i jej mąż nie byli jej rodziną, nie
chciała by nią byli.
- Tak, też bym tak
uważał… W końcu Lestrangowie pozbawili nas tylu wspaniałych ludzi, w tym także
wielu aurorów takich jak Alicja i Frank Longbottomowie. – powiedział Rufus i
zrobił małą przerwę by popatrzeć na nich. Kingsley przytaknął mu, to samo
zrobiła Dora. Słyszała o małżeństwie
Longbottom, którzy są teraz w Mungu. Nie widząc żadnych rezultatów wampir
ciągnął dalej. – A oni tak się przysłużyli w pierwszej wojnie, walczyli,
bronili słabszych, byli członkami Zakonu Feniksa.
- Przepraszam
czego?- zapytała prawie natychmiast Tonks, myśląc, że będzie to idealne
wyjście.
- Zakon Feniks nie
słyszałaś o tym?
- Nie… Co to? –
zapytała znowu.
- Czytałem gdzieś o
tym… - mruknął Kingsley. – To jest to tajne stowarzyszenie Dumbledora?
- Tak… - powiedział
zrezygnowany Rufus. Spojrzał na zegarek, przetarł oczy i odezwał się znowu. –
No cóż, miło było pogawędzić sobie trochę, ale nie będę wam zabierać już więcej
czasu. Możecie iść.
- Dziękujemy. –
powiedzieli równocześnie i wstali.
- Ach i jeszcze
jedno. – zwrócił się do nich, a oni natychmiast spojrzeli na niego. – Następnym
razem nie plotkujcie sobie na służbie, bo ktoś by mógł pomyśleć, że
spiskujecie.
Wyszli z gabinetu i
udali się w stronę wind. Była już północ, nawet się nie spostrzegli kiedy ten
czas tak szybko minął. Tonks ziewnęła. Była wymęczona, nie tyle pracą co
pytaniami Scrimgeour’a. Wyjechali oboje budką na powierzchnie ziemi.
- To było straszne.
– stwierdziła Dora.
- Tak… Nie
spodziewałem się tego kompletnie. – przyznał jej rację.
- Wiesz, że jesteś
dobrym aktorem? Nawet Moody nie miały ci nic do zarzucenia. – powiedziała
Nimfadora i oboje zaśmiali się krótko.
- Wiesz co to
znaczy, Tonks? Wiedzą, albo raczej podejrzewają, że Zakon został reaktywowany i
Syriusz jest jego członkiem.
- Racja… Trzeba o
tym kogoś natychmiast powiadomić. Zaraz skontaktuje się z Dumbledorem i powiem
mu o wszystkim… - zaproponowała Tonks.
- Dobry pomysł, ja
już będę leciał. Do zobaczenia. – pożegnał się i pobiegł w jedna z uliczek, a
po chwili Nimfadora usłyszała cichy trzask. Spojrzała na zegarek, było wpół do
pierwszej.
- Albus Dumbledore.
– powiedziała i po chwili na tarczy zegarka pojawił się staruszek o długiej srebrzystej
brodzie, haczykowatym nosie i błękitnych oczach.
- Coś się stało
Nimfadoro? – zapytał zaspanym głosem.
- Przepraszam,
chyba pana obudziłam, ale stwierdziłam razem z Kingsleyem, że musi pan o tym
wiedzieć.
- Skoro to ważne,
to dobrze zrobiłaś. – powiedział i uśmiechnął się. – O co chodzi?
- Zaistniała pewna
sytuacja w ministerstwie… - opowiedziała cała historię profesorowi, a on co
jakiś czas potakiwał i coś pomrukiwał.
- Mówił o Zakonie?
To oznacza, że się nas boją… Ale to źle, że was podejrzewają, a jeszcze gorszy
jest fakt iż te podejrzenia są słuszne. – powiedział, a Tonks ziewnęła.
- Przepraaaszam…
ale od siódmej jestem na nogach. Więc co mamy robić?
- Jak na razie nic
trzeba poczekać aż przestana węszyć… A ty Nimfadora nie masz przypadkiem
dzisiaj warty?
- Ach no tak…
Zapomniałam… Świetnie, nawet się nie wyśpię! – powiedziała i uderzyła się
otwartą dłonią w czoło.
- Nie kłopocz się,
ktoś z pewnością zechcę cię zastąpić. Odpocznij, a ja się wszystkim zajmę,
jutro będę w ministerstwie w związku z przesłuchaniem Harry’ego. Jedyne o co
bym chciał cię jeszcze prosić to o przekazanie tych informacji wszystkim. Do
zobaczenia, Nimfadoro. – powiedział uśmiechając się przy tym ciepło i zniknął z
tarczy zegarka. Przesłuchanie! Kompletnie
o nim zapomniałam… Jak ten czas szybko leci… To już dziś… Muszę wlecieć rano do
Kwatery i powiedzieć wszystkim o tym co się stało zanim Artur i Harry udadzą
się do ministerstwa. Chociaż… po co iść tam rano skoro mogę już teraz?
Jak pomyślała tak zrobiła. Teleportowała
się na Grimmauld Place i weszła do domu z numerem dwunastym starając się być
strasznie cicho. Ku jej zdziwieniu udało się. Bezszelestnie udała się na drugie
piętro do swojego pokoju. Szybko przebrała się w piżamę i wskoczyła pod ciepłą
kołdrę. Zasnęła prawie od razu chociaż dobrze wiedziała, że za nie całe cztery
godziny czeka ja pobudka.
Bardzo dziękuję za tak szybkie dodanie rozdziału. Radziłabym Ci czytać rozdziały przed dodaniem, żeby wyłapać różne błędy, których nie widać w trakcie pisania. Chodzi mi tu głównie o literówki i zbędne przecinki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny rozdział
PS. Wysłałam doi Ciebie maila. Nie wiem, jak często zaglądasz na pocztę, więc wolę Cię uprzedzić.
Powiem ci, że czytam, ale interpunkcja to mój największy problem. Ciesze się, że mnie upominasz :) Ale nawet jak się czyta to nie wyłapie się połowy błędów.
UsuńGenialny rozdział. Z tym, że na początku nie zmienilaś Walta w Carla ;)
OdpowiedzUsuńFakt, pojawiła się informacja, że zmieniłam imię tego bohatera, ale w poprawionych rozdziałach. Poprawiłam jak na razie dopiero dwanaście rozdziałów, ale jak dojdę do tego z pewnością Walt będzie Carlem.
Usuń