5.01.2014

17) W ministerstwie

 Była już dwudziesta pierwsza, a Tonks wciąż była w pracy. Miała dzisiaj nocną zmianę i  siedziała sama w boksie, ponieważ Walt, jej partner zawodowy, poprosił o dzień wolny z nieznanego nikomu powodu. Wypełniała właśnie ostatni raport, który dotyczył ich ostatniej misji.
- Dziewiąta… Jeszcze godzina i jestem wolna. – powiedziała Dora pocieszając siebie samą. Co prawda mogła się wymknąć już teraz, w końcu nie miała nic więcej do roboty, ale gdyby nagle stało się coś złego to właśnie Tonks miałaby kłopoty. Wstała zza biurka i wyszła z boksu z zamiarem rozprostowania nóg. Spacerując opustoszałym korytarzem, zamknęła oczy i przetarła je dłońmi. Była bardzo zmęczona i jej mózg nie działał o tej porze tak jak powinien. Nie patrząc dokąd idzie w końcu wpadła na kogoś, odbiła się od niego i upadła na ziemię.
- Przepraszam… Muszę w końcu zacząć patrzeć jak chodzę.- mówiła pocierając łokieć.
- Nic się nie stało, to także moja wina. – powiedział donośny, męski głos, który Tonks od razu rozpoznała. Stał przed nią wysoki, czarnoskóry mężczyzna, który miał jeden kolczyk w uchu.
- Masz rację. Patrz jak chodzisz Kingsley! – warknęła Dora na mężczyznę, ale po chwili zaczęła się serdecznie śmiać.
- Też na nocnej służbie? Niewiele osób jest o tej porze w ministerstwie. – powiedział i podał Tonks rękę, żeby mogła wstać. – Rozumiesz, w końcu nic złego  się nie dzieje. – dodał wyraźnie akcentując dwa wyrazy. Tonks od razu zrozumiała o co mu chodzi. Minister chciał żeby wszystkim się zdawało, że są bezpieczni, że jest jak dawniej i  dlatego pozwalał na liczne urlopy i spóźnienia.
- Rozumiem, ale musisz przyznać, że ostatni jest spokojnie. Jedyne wezwanie jakie miałam to kradzieże… Nuda…
- Nie narzekaj, to i tak lepsze niż ściganie Blacka. – powiedział Kingsley i oboje zaczęli się śmiać.
- Muszę odwiedzić, Wąchacza. Dawno u nich nie byłam, ale zrobiło się tam trochę tłoczno… - przyznała Dora.
- Racja, ja od ostatniego spotkania nie byłem u nich… Ale dziesięć osób w jednym domu to strasznie dużo… Do tego czasem Fleur do nich wpada na noc. – przyznał jej rację Shacklebolt.
- Uh… jeszcze pół godziny i do domu. Może uda mi się wyspać… - powiedziała z nadzieją Nimfadora, gdy spojrzała na zegarek.
- Nudzisz się ze mną? – zapytał Kingsley podejrzliwie.
- Nie.. Skądże znowu… - odpowiedziała sarkastycznie i oboje zaczęli się śmiać.
- Proszę, proszę… Miło popatrzeć jak moi pracownicy dobrze się dogadują. – dobiegł ich głos zza pleców. Obejrzeli się do tył i ujrzeli wysokiego mężczyznę o płowych włosach i żółtych oczach - Rufusa Scrimgeour’a, szefa Biura Aurorów. Przez sekundę przez głowę Tonks przebiegła straszna myśl:  A jeśli on wszystko słyszał? Jednak nie dane było jej odpowiedzieć sobie na to pytanie. – Znacie się prywatnie?
- Oh… Znamy się z pracy, dlaczego pytasz Rufusie? – odpowiedział Kingsley patrząc w oczy Scrimgeour’a. Dora podziwiała go, że potrafi skłamać swojemu szefowi prosto w oczy.
- Zdziwił mnie fakt, że rozmawiacie ze sobą jak dobrzy przyjaciele. – stwierdził wymijająco wampir.
- Wybacz szefie, ale fakt, że razem pracujemy nie zabrania nam chyba żadnych innych stosunków niż zawodowe. – powiedziała Nimfadora.
- Ależ oczywiście… Tylko, że jakoś nigdy ze sobą tak nie rozmawialiście. – powiedział i spojrzał na nich podejrzliwie.
- Prawda. Nigdy nie było czasu na takie pogawędki. Każde z nas ma własne sprawy na głowie… Tonks zajmuje się pojedynczymi misjami, a ja staram się wciąż złapać Blacka. – wybronił ich Kingsley.
- Fakt… Zapraszam was do mnie, zapraszam. – powiedział i gestem wskazał pokój obok którego właśnie stali. Dora spojrzała niepewnie na przyjaciela, a on ruszył przodem, żeby otworzyć jej drzwi. W trójkę weszli do schludnego pokoju Scrimgeur’a. – Siadajcie. Opowiedzcie mi co się właściwie teraz dzieje.. Niestety, ale miałem zbyt dużo na głowie i nie jestem na bieżąco. Powiedz Shacklebolt, jak idzie pościg Blacka?
- Ciężko… Straciliśmy jego ślad. Dwa tygodnie temu widziano go q Transylwanii, ale uciekł… Znowu… Od tygodnia próbujemy go namierzyć, na marne…  - przyznał Kingsley.
- Oh… Doprawdy? To niedobrze… A nie macie jakiś szczegółowych informacji na jego temat?
- Przecież powiedziałem… ostatnio widziano go…
- Nie chodzi mi o miejsce pobytu Blacka, ale o jego zdolności. Przecież równie dobrze mógłby być teraz w Londynie. – powiedział i przyjrzał się dokładnie Kingsleyowi i Tonks, lecz oni doskonale grali.
- W Londynie? Szefie tutaj przecież od razu byłby zauważony. – powiedziała poważnie Tonks.
- Zgadzam się, a po za tym w dwa tygodnie nie dostałby się z Transylwanii do Anglii, to nie możliwe. Nawet gdyby się teleportował to Departament Transportu od razu by nam o tym doniósł. – zapewnił go Kingsley.
- Tak, ale nie zapominajmy, że to Black. To jak z tymi jego zdolnościami? – zapytał znowu, wciąż przyglądając im się uważnie.
- Wszystko co wiemy dostał pan w raportach. Był zdolnym czarodziejem już w latach szkolnych, jak potwierdzili to profesorowie Hogwartu. Zdawał wszystkie testy praktyczne, łącznie z teleportacją, za pierwszym razem. Nie mamy żadnych informacji o jakiś nad zdolnościach. Co prawda mógł się wiele nauczyć od Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Był w końcu jednym z jego najwierniejszych sprzymierzeńców. – mówił Kingsley, z takim przekonaniem, że nawet Tonks, gdyby nie znała prawdy, uwierzyłaby w to co mówił.
- Tak… Rzeczywiście masz rację. – powiedział Scrimgeur i wiedząc, że z czarnoskórego mężczyzny nic nie wyciągnie zaczął wypytywać Dorę. – A ty Tonks, co o nim powiesz?
- A co niby miałabym o nim wiedzieć, szefie? – zapytała zdziwiona.
- Moim zdaniem dużo. Z tego co mi wiadomo jest on twoim kuzynem. – powiedział sztyletując ja spojrzeniem, a ona spuściła wzrok.
- Był… Od czternastu lat już nim nie jest. – powiedziała smutno.- A o Blacku jako moim kuzynie, rozumie pan sprzed tej okropnej tragedii, niewiele mogę powiedzieć. Miałam osiem lat gdy go zamknięto, wcześniej z tego co pamiętam był… normalny.
- Rozumiem, przykro mi, że wśród twojej rodziny… znalazło się tylu przestępców. – powiedział to tak, że Tonks zabolało i miała ochotę wstać i strzelić mu przez ten wampirzy łeb.- Kuzyn morderca i zdrajca, ciotka z wujem śmierciożercy…
- Myli się pan, to nie jest moja rodzina… - powiedziała przez zaciśnięte zęby, Dora. Mówiła po części prawdę, bo przecież Bellatrix i jej mąż nie byli jej rodziną, nie chciała by nią byli.
- Tak, też bym tak uważał… W końcu Lestrangowie pozbawili nas tylu wspaniałych ludzi, w tym także wielu aurorów takich jak Alicja i Frank Longbottomowie. – powiedział Rufus i zrobił małą przerwę by popatrzeć na nich. Kingsley przytaknął mu, to samo zrobiła Dora. Słyszała o  małżeństwie Longbottom, którzy są teraz w Mungu. Nie widząc żadnych rezultatów wampir ciągnął dalej. – A oni tak się przysłużyli w pierwszej wojnie, walczyli, bronili słabszych, byli członkami Zakonu Feniksa.
- Przepraszam czego?- zapytała prawie natychmiast Tonks, myśląc, że będzie to idealne wyjście.
- Zakon Feniks nie słyszałaś o tym?
- Nie… Co to? – zapytała znowu.
- Czytałem gdzieś o tym… - mruknął Kingsley. – To jest to tajne stowarzyszenie Dumbledora?
- Tak… - powiedział zrezygnowany Rufus. Spojrzał na zegarek, przetarł oczy i odezwał się znowu. – No cóż, miło było pogawędzić sobie trochę, ale nie będę wam zabierać już więcej czasu. Możecie iść.
- Dziękujemy. – powiedzieli równocześnie i wstali.
- Ach i jeszcze jedno. – zwrócił się do nich, a oni natychmiast spojrzeli na niego. – Następnym razem nie plotkujcie sobie na służbie, bo ktoś by mógł pomyśleć, że spiskujecie.
Wyszli z gabinetu i udali się w stronę wind. Była już północ, nawet się nie spostrzegli kiedy ten czas tak szybko minął. Tonks ziewnęła. Była wymęczona, nie tyle pracą co pytaniami Scrimgeour’a. Wyjechali oboje budką na powierzchnie ziemi.
- To było straszne. – stwierdziła Dora.
- Tak… Nie spodziewałem się tego kompletnie. – przyznał jej rację.
- Wiesz, że jesteś dobrym aktorem? Nawet Moody nie miały ci nic do zarzucenia. – powiedziała Nimfadora i oboje zaśmiali się krótko.
- Wiesz co to znaczy, Tonks? Wiedzą, albo raczej podejrzewają, że Zakon został reaktywowany i Syriusz jest jego członkiem.
- Racja… Trzeba o tym kogoś natychmiast powiadomić. Zaraz skontaktuje się z Dumbledorem i powiem mu o wszystkim… - zaproponowała Tonks.
- Dobry pomysł, ja już będę leciał. Do zobaczenia. – pożegnał się i pobiegł w jedna z uliczek, a po chwili Nimfadora usłyszała cichy trzask. Spojrzała na zegarek, było wpół do pierwszej.
- Albus Dumbledore. – powiedziała i po chwili na tarczy zegarka pojawił się staruszek o długiej srebrzystej brodzie, haczykowatym nosie i błękitnych oczach.
- Coś się stało Nimfadoro? – zapytał zaspanym głosem.                                                                                   
- Przepraszam, chyba pana obudziłam, ale stwierdziłam razem z Kingsleyem, że musi pan o tym wiedzieć.
- Skoro to ważne, to dobrze zrobiłaś. – powiedział i uśmiechnął się. – O co chodzi?
- Zaistniała pewna sytuacja w ministerstwie… - opowiedziała cała historię profesorowi, a on co jakiś czas potakiwał i coś pomrukiwał.
- Mówił o Zakonie? To oznacza, że się nas boją… Ale to źle, że was podejrzewają, a jeszcze gorszy jest fakt iż te podejrzenia są słuszne. – powiedział, a Tonks ziewnęła.
- Przepraaaszam… ale od siódmej jestem na nogach. Więc co mamy robić?
- Jak na razie nic trzeba poczekać aż przestana węszyć… A ty Nimfadora nie masz przypadkiem dzisiaj warty?
- Ach no tak… Zapomniałam… Świetnie, nawet się nie wyśpię! – powiedziała i uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- Nie kłopocz się, ktoś z pewnością zechcę cię zastąpić. Odpocznij, a ja się wszystkim zajmę, jutro będę w ministerstwie w związku z przesłuchaniem Harry’ego. Jedyne o co bym chciał cię jeszcze prosić to o przekazanie tych informacji wszystkim. Do zobaczenia, Nimfadoro. – powiedział uśmiechając się przy tym ciepło i zniknął z tarczy zegarka. Przesłuchanie! Kompletnie o nim zapomniałam… Jak ten czas szybko leci… To już dziś… Muszę wlecieć rano do Kwatery i powiedzieć wszystkim o tym co się stało zanim Artur i Harry udadzą się do ministerstwa. Chociaż… po co iść tam rano skoro mogę już teraz?
Jak pomyślała tak zrobiła. Teleportowała się na Grimmauld Place i weszła do domu z numerem dwunastym starając się być strasznie cicho. Ku jej zdziwieniu udało się. Bezszelestnie udała się na drugie piętro do swojego pokoju. Szybko przebrała się w piżamę i wskoczyła pod ciepłą kołdrę. Zasnęła prawie od razu chociaż dobrze wiedziała, że za nie całe cztery godziny czeka ja pobudka. 

4 komentarze:

  1. Bardzo dziękuję za tak szybkie dodanie rozdziału. Radziłabym Ci czytać rozdziały przed dodaniem, żeby wyłapać różne błędy, których nie widać w trakcie pisania. Chodzi mi tu głównie o literówki i zbędne przecinki.
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział
    PS. Wysłałam doi Ciebie maila. Nie wiem, jak często zaglądasz na pocztę, więc wolę Cię uprzedzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem ci, że czytam, ale interpunkcja to mój największy problem. Ciesze się, że mnie upominasz :) Ale nawet jak się czyta to nie wyłapie się połowy błędów.

      Usuń
  2. Genialny rozdział. Z tym, że na początku nie zmienilaś Walta w Carla ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, pojawiła się informacja, że zmieniłam imię tego bohatera, ale w poprawionych rozdziałach. Poprawiłam jak na razie dopiero dwanaście rozdziałów, ale jak dojdę do tego z pewnością Walt będzie Carlem.

      Usuń