11.11.2013

7) Panna Fleur Delacour

                Tonks uwielbiała moment, w którym była zawieszona między snem, a jawą, rozkoszując się wspomnieniem minionego dnia i wpadając powolnie w objęcia Morfeusza. Jednak niemniej lubiła poranki, ale tylko i wyłącznie te, w które budziła się sama, wypoczęta i zadowolona. Lubiła wtedy leżeć, rozkoszując się jeszcze swoimi sennymi marzeniami, nie chcąc otwierać oczu. Nimfadora była zdania, że zdecydowanie nie warto kończyć takiej przyjemnej czynności jak spanie. Dora leżała chwilę, aż zdała sobie sprawę, że jej poduszka rusza się rytmicznie w górę i w dół, a sporadycznie ktoś ciągnie ją za włosy, bawiąc się nimi. Mruknęła niezadowolona, podniosła leniwie ciężkie powieki i spojrzała na swoją poduszkę w postaci Billa, który nakręcał pojedyncze kosmyki jej włosów na swoje palce.
- Dobrze się spało, ślicznotko? – przywitał się cicho, posyłając Tonks promienny uśmiech. Nimfadora uśmiechnęła się. „Taki widok z rana mogłabym mieć codziennie.” – pomyślała, spoglądając na jego długie do ramion rude włosy, które były strasznie potargane i każdy pojedynczy kosmyk sterczał w inną stronę.
- Dzień dobry. – mruknęła sennym głosem i znowu zamknęła oczy, kładąc głowę z powrotem na piersi Weasleya.
- Nie sądzisz, że pora już wstawać? – zapytał ją cicho, gładząc Dorę po głowie.
- Jeszcze pięć minutek… - wymamrotała Tonks, przycierając wygodną pozę. Bill westchnął i przez chwilę w sypialni było cicho, Nimfadorze prawie udało się ponownie zasnąć, jednak odgłosy zza drzwi skutecznie w tym jej przeszkodziły.
- Od razu ją polubisz, gwarantuję ci to i zobaczysz jakie ma cudowne włosy. Ona jest naprawdę super. – dało się słyszeć przyciszony głos.
- Lepiej tam nie wchodźmy, Ginny. Nie wydaje ci się, że będziemy im, no wiesz… przeszkadzać? – spytał drugi głos, a Tonks warknęła cicho:
- Tak będziecie przeszkadzać.
- Daj spokój, pewnie jeszcze śpią, nawet nie zauważą. Bill to straszny leń! – stwierdziła Ginny, a Bill ledwo powstrzymywał się od śmiechu, co przeszkadzało leżącej na nim Tonks prawie tak bardzo jak głosy zza drzwi, które próbowała ignorować.
- Poczekajmy, aż zejdą na śniadanie. – powiedziała niepewnie towarzyszka młodej panny Weasley. Przez chwilę panowała całkowita cisza i Tonks miała nadzieję, że kimkolwiek była ta dziewczyna, przekonała Ginny.
- Hermiono, daj spokój. – mruknęła Ginny i pchnęła delikatnie drzwi, wchodząc na palcach do środka, a za nią weszła jej towarzyszka, nazwana Hermioną. W pokoju panował półmrok, jedynym źródłem światła było okno, zakryte szczelnie zasłoną, a dwie dziewczyny nie zdawały sobie sprawy z tego, że Bill bacznie się im przygląda. Rozejrzały się po ciemnym pokoju, jakby szukając miejsca, w którym mogłyby spokojnie stanąć. Weasley nie mogąc już dłużej usiedzieć w ciszy odezwał się rozbawiony:
- Puka się, moja droga panno! – Dwie dziewczyny podskoczyły na dźwięk głosu brata małego rudzielca.
- Bill, nie strasz mnie tak! – zawołała obrażonym tonem Ginny, kładąc ręce na biodrach i przypominając w tym momencie Molly. Pokręciła głową rozglądając się i spytała już całkowicie rozpromieniona. – Gdzie jest Tonks?
- Śpi… - mruknęła sama zainteresowana, na co Bill parsknął śmiechem, trzęsąc się cały i sprawiając, że głowa Tonks podskakiwała nieznacznie na jego piersi. Nimfadora usiadła na łóżku krzyżując nogi i mruknęła niewyraźnie jakieś przekleństwo. Poczochrała swoje włosy, ziewając przeciągle i skwitowała: - Jednak w tych warunkach nie da się spać.
- Tonks, jak dobrze, że się obudziłaś! – zawołała wesoła Ginny, nie zwracając uwagi na zaspaną Dorę i jej przelotne złowrogie spojrzenie. Każdy kto odważył się obudzić Tonks, ryzykował utratą swojego życia. Najmłodsza z Weasleyów pociągnęła za rękę swoją koleżankę, która była wyraźnie zakłopotana, odwracając wzrok od pary i powiedziała uśmiechnięta: - Poznaj Hermionę! Przyjechała z samego rana i będzie z nami mieszkać aż do końca wakacji. Stwierdziłam, że musisz ją od razu poznać!
- Cześć, Hermiono! Jestem Tonks. – przywitała się Dora, przeciągając się i wtulając w Billa, który natychmiast objął ją silnym ramieniem.
- Cześć… Przepraszamy, że was obudziłyśmy, ale Ginny chciała nas sobie jak najszybciej przedstawić. – wyjaśniła zakłopotana dziewczyna, której twarzy Dora nie mogła dojrzeć.
- Nie szkodzi i tak już nie spaliśmy… Ginny, odsłonisz okno? – poprosiła Tonks, a mały rudzielec od razu spełnił jej prośbę, uwalniając przy okazji kilka bahanek ukrytych w zasłonach, po czym od razu wskoczyła na łóżko i usadowiła się wygodnie. Słabe światło słoneczne padło na twarze obecnych w pokoju. Oprócz rozczochranego Billa i Ginny ubranej w niebieską sukienkę, była tam też niska, szczupła dziewczyna o gęstych, brązowych włosach i orzechowych oczach patrzących przepraszająco na Tonks. Hermiona miała na sobie zwykłą, różową bluzę z kapturem i tradycyjne jeansy – zwykła dziewczyna. Tonks pomyślała, że Hermiona na pierwszy rzut oka nie jest osobą zaskakującą, ale sympatyczną. Dora westchnęła przeciągle, chcąc zamknąć oczy chociażby na minutkę, ale wiedziała, że nie będzie jej już to dane. – Skoro już nas obudziłyście, dajcie nam się ubrać i spotykamy się na śniadaniu. – Hermiona przytaknęła, a Ginny z niezadowoloną miną zwlekła się powolnie z łóżka. Dora ociągając się długo udała się do łazienki wziąć prysznic. Kiedy rozbudziła się pod strumieniem zimnej wody, przeanalizowała to co się przed chwilą stało. Ginny faktycznie ją chyba polubiła, a Tonks również polubiła pannę Weasley. Znały się zaledwie niecały miesiąc, a połączyła je pewna więź, której Nimfadora się nie spodziewała. Przebrana i uczesana, tym razem w warkoczyk o odcieniu wiśniowej czerwieni, udała się samotnie na śniadanie, podczas gdy Bill zażywał porannej kąpieli. Młodzi Weasleyowie razem ze swoimi rodzicami, Hermioną, Syriuszem i Remusem byli już w kuchni. Tonks przywitała się i usiadła przy stole, a Molly od razu podała jej talerz pełen parujących, rumianych naleśników, przepraszając przy okazji za karygodne zachowanie córki.
- Coś cicho było u was w nocy… - mruknął z szatańskim uśmiechem Syriusz.
- Nie, to po prostu ty jesteś głuchy, ale w tym wieku jest to zrozumiałe, kuzynie. – odgryzła się Tonks, a Remus ku jej zdziwieniu uśmiechnął się pod nosem. Chyba chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo Tonks została zagadnięta przez Ginny, która zaczęła ją prosić o to, żeby zaprezentowała Hermionie swoje moce. Nimfadora, nie chcąc zawieść młodszej przyjaciółki i jej koleżanki, zrobiła to o co ją prosiły. Zamknęła oczy i sprawiła, że jej nos zmienił się w kaczy dziób, zaczęła kwakać, wprawiając w śmiech wszystkich zebranych, tylko Lupin uśmiechnął się nieznacznie i skupił się na swojej kawie.
- A nie mówiłam? Jej nie da się nie lubić! – zawołała rudowłosa, a Tonks zaśmiała się wesoło, przytulając siostrę swojego chłopaka. Po tym jak Dora wróciła do swojej codziennej twarzy, Hermiona natychmiast zaczęła ją wypytywać o szczegóły i informacje na temat jej mocy, na które Tonks nie potrafiła odpowiedzieć. Zrobiło jej się nawet wstyd, że ta dziewczyna wiedziała o jej zdolnościach więcej niż ona sama. Z tej niezręcznej rozmowy, wyratował ją Bill, który właśnie pojawił się w kuchni i zawołał od progu:
- Dzień dobry, rodzinko! – Jego rude włosy nie były już potargane, a związane w koński ogon. Ubrany był w ciemne jeansy i białą koszule, którą włożył do spodni. To nie był jego codzienny ubiór. – Mamo, mogę liczyć na jakieś śniadanie przed pracą?
- Pracujesz dzisiaj? – spytała smutno Tonks. Rozumiała już dlaczego jego ubiór jest tak oficjalny. Była zawiedziona, liczyła, że spędzi ten dzień w towarzystwie ukochanego.
- Niestety, mają mi przysłać praktykanta z Francji. Mam go wdrążyć w nasze procedury i wyjaśnić co się z czym je. – powiedział Bill, gdy Molly podała mu talerz ze śniadaniem. – Dumbledore go zna, powiedział mi o tym wczoraj, ale nie chciał mi zdradzić kto to… Nie wiem czemu. Twierdzi jednak, ze to ktoś godny zaufania i wyraża chęć przyłączenia się do Zakonu. Mam go przyprowadzić dzisiaj, żeby także złożył przysięgę.
- To świetna wiadomość, im nas więcej, tym lepiej! – zawołał zadowolony Artur, kiedy jego żona nieudolnie starała się zagadać dzieciaki. Tonks zauważyła, że każde z nich wsłuchuje się w rozmowy dorosłych, chcąc wychwycić chociażby najmniejszą informacje na temat Zakonu. Z tego co się dowiedziała, Molly zabroniła bliźniakom przyłączenia się do Zakonu, mimo że byli już pełnoletni i teoretycznie mieli do tego prawo. Tonks nie dziwiła się jej, rozumiała, że chciała uchronić swoje dzieci, tak jak jej matka próbowała to robić z nią, ale doskonale wiedziała co czują młodzi i popierała ich, chociaż nie odważyłaby się powiedzieć tego na głos przy Molly. Nimfadora rozejrzała się po kuchni, która tętniła życiem. Fred i Ron zasiedli przy partii szachów, a reszta młodzieży przyglądała się ich rozgrywce. Tonks nigdy nie umiała w to grać dlatego nie interesowała się tym za bardzo. Molly krzątała się przy kuchence, zapewne szykując już coś dobrego na obiad, zawsze to zadziwiało Nimfodorę, że ktoś może tak doskonale gotować. Bill łapczywie pochłaniał naleśniki, a Artur w swoim zwyczaju czytał uważnie Proroka Codziennego, wyjawił jej uprzedniego wieczoru, że robi to dlatego ponieważ chce wyłapać wszystkie możliwe aluzje, które redaktorzy pod dyktandem Ministerstwa mogli umieścić w każdym, nawet najmniejszym artykule. Syriusz i Lupin siedzieli na końcu stołu, rozmawiając o czymś pół głosem, Tonks już nie raz przyłapała ich na tym. Niezmiernie ciekawiło ją o czym tak dyskutują, a jej ciekawość pogłębiał fakt, że miała wrażenie, że to właśnie ona jest tematem ich rozmów. Śniadanie minęło w przyjemnej atmosferze, pomijając to, że jej kuzyn i jego przyjaciel bez przerwy coś sobie szeptali, a Artur i Bill musieli niestety wyjść do pracy. Niedługo później Molly zaciągnęła dzieciaki do sprzątania, a Dora została w kuchni sama z Syriuszem i Lupinem. Tonks przysiadła się do nich i z braku tematu oraz chęci poprawienia relacji z Remusem, spytała:
- A ty masz jakąś pracę? – Lupin wydał się zakłopotany, ale w końcu odpowiedział:
- Nie, aktualnie nie mam żadnej oferty pracy. Czasami zdarza mi się przetłumaczyć jakieś książki, ale to tylko jednorazowe oferty.
- Ale dlaczego? – spytała się zdziwiona Dora. Może jej stosunki z Lupinem nie były najlepsze, bo jak mogłyby takie być skoro prawie ze sobą nie rozmawiali, ale Remus wydawał jej się dobrym facetem. – Uważam, że jesteś naprawdę inteligentny, mógłbyś robić naprawdę wiele rzeczy. Mógłbyś uczyć, pisać, robić naprawdę wszystko.
- To naprawdę miło z twojej strony, że tak uważasz. – powiedział Remus bez cienia uśmiechu. – Widzisz Dumbledore dwa lata temu przyjął mnie na posadę nauczyciela obrony przed czarną magią, ale pracowałem tam tylko rok. Od tego czasu, każdy pracodawca mówi mi to samo, że nie mnie szukają. – powiedział ze smutną miną.
- Są głupi i tyle! – stwierdziła Dora i chcąc go pocieszyć, powiedziała: - Jesteś wspaniałym człowiekiem i zasługujesz na wszystko co najlepsze.
- Wiesz, że mówisz jak Lily? Ona też mi to powiedziała… - westchnął jakby z tęsknotą. – Syriusz ciągle wypomina mi te słowa, przez te wszystkie lata, aż do dziś.
- Bo Lily miała rację, każdy ci to mówi, a ty i tak swoje… - powiedział urażonym tonem Black. – Zaczynasz mnie już denerwować.
- Syriuszu, ja rozumiem, że masz swoje racje, ale postaw się na moim miejscu. To nie jest takie proste jak ci się wydaje. – stwierdził stanowczo Lupin.
- Przeżyliśmy razem tyle, że mam już świadomość tego jak wygląda twoje życie. – oznajmił surowo Black, krzyżując przy tym ręce, a Dora stwierdziła, że nigdy nie widziała go tak poważnego.
- Błagam, tylko mi się tu nie kłóćcie. – jęknęła Tonks i szybko zmieniła temat, za co Remus był jej szalenie wdzięczny, a Syriusz wbrew przeciwnie. – Na czym polega to całe uroczyste zaprzysiężenie?
- Wszyscy nowi członkowie Zakonu będą musieli złożyć przysięgę i wpisać się listę, są z tym związane pewne zaklęcia wiążące. Wszyscy dostają przedmiot z wmontowanym lusterkiem dwukierunkowym, żebyśmy mogli się kontaktować o każdej porze dnia i nocy. – wytłumaczył jej Lupin.
- Te lusterka to był mój pomysł – oznajmił z dumą Syriusz. Resztę dnia spędzili na rozmowie o jakiś błahostkach, przy kawie, którą zaparzył im Lupin. Co jak co, ale Tonks musiała przyznać, że Remus robił najlepszą kawę na świecie. Ona i Syriusz dogadywali się jakby te czternaście lat, podczas których się nie widzieli, spędzili wspólnie, tak jakby to pewnie było gdyby Syriusz nie był w Azkabanie. Natomiast Remus… Nie chodziło o to, że Tonks go nie lubiła, ale rozmowa z nim trochę ją krępowała. Minęło kilka godzin, była już szesnasta i za godzinę miało się odbyć zebranie, a Billa jeszcze nie było.
- Bill się spóźnia… - mruknęła niezadowolona Tonks, kiedy wszyscy domownicy kończyli jeść obiad. Artur wrócił już prawie godzinę temu, a Bill zazwyczaj wracał razem z nim. Dora miała jakieś dziwne przeczucie, że coś tego dnia pójdzie nie tak.
- Nie martw się, kochanieńka. – próbowała uspokoić ją Molly, gładząc ją po wiśniowych włosach i kładąc przed nią kubek parującej herbaty. – Musi być dzisiaj ostrożny, ma przyprowadzić tego nowicjusza, a skoro Dumbledore go zna to kto wie… Knot mógł wysłać za nimi kogoś. Ani się obejrzysz, a już będzie z powrotem. – zapewniła ją i jakby na zawołanie, drzwi kuchni otworzyły się. Jednak to nie Bill w nich stał, a mały, siwy Dedalus, który ściągnąwszy swój fioletowy cylinder, przywitał się ze wszystkimi wesoło i spytał czy przypadkiem Molly nie miałaby dla niego czegoś na ząb. Gdy tylko Molly podała mu miskę zupy, wygoniła dzieciaki z kuchni, które ociągając się wreszcie wyszły. Zaraz po Dedalusie zaczęli schodzić się kolejni członkowie Zakonu, a co drugi z nich budził matkę Syriusza. Dokładnie za piętnaście siódma, drzwi otworzyły się po raz kolejny i ukochany Dory uchylił drzwi, tak by przepuścić piękną dziewczynę o urodzie zapierającej dech w piersiach. Wszyscy nagle zamilkli i spojrzeli na tą dwójkę, a dokładniej na nowo przybyłą. Była zgrabną kobietą o długich do pasa blond włosach, które połyskiwały srebrnym blaskiem i dużych, pięknych wręcz hipnotyzujących ciemnoniebieskich oczach. Jej rysy twarzy były wyjątkowo delikatne, a kształtne, czerwone usta kontrastowały z jej jasną cerą. Jej zwiewna, błękitna sukienka odsłaniała jej długie nogi i powiewała za nią kiedy kroczyła z gracją. W chwili gdy wkraczała do kuchni, zaniosła się perlistym śmiechem, ukazując białe, równe zęby. Tonks spojrzała na nią z żądzą mordu w oczach.
- Jesteśmy! Poznajcie wszyscy Fleur Delacour. – Bill przedstawił dziewczynę, uśmiechając się do niej promiennie. Dora nie mogła patrzeć na tą kobietę, która cały czas kokieteryjnie uśmiechała się do Billa. Czuła się zagrożona. Przy takiej piękności, jak długonoga, zgrabna Fleur, nie miała nic do zaoferowania. Wszyscy spoglądali na nią z podziwem, a Tonks z niezadowoleniem zauważyła, że tylko ona, obojętny wobec nowoprzybyłej Remus i niezadowolona Molly nie są zaabsorbowani obecnością Fleur. Po raz pierwszy bierne przysposobienie Lupina nie przeszkadzało Dorze, a wręcz była mu wdzięczna, że nie wodzi wzrokiem za Francuzką, tak jak to robił Syriusz i inni obecni mężczyźni. A Molly… Dora dostrzegała w jej oczach tą samą nutkę niesmaku i niechęci z jaką spoglądała na nią pierwszego dnia. Nimfadora była jej za to wdzięczna. Bill wskazał Fleur miejsce przy stole, a ona z pełną gracją i dumnie uniesioną głową usiadła, wdzięcząc się do Weasleya, a on rozpromieniony zajął miejsce między nią, a Tonks. Nimfadora postanowiła przypomnieć Billowi o sobie, przysunęła się do niego, tak że ocierali się o siebie i gdy tylko on odwrócił głowę w jej stronę, pocałowała go czule w usta. Nie musiała czekać, aż Bill odda pocałunek. Zrobił to tak, jak to robił każdego dnia, przekazując tym drobnym gestem uczucie jakim darzył Dorę. Tonks miała nadzieję, że Francuzka na nich patrzy i miała rację, bo panna Delacour przyglądała im się niby obojętnie, ale w jej oczach czaił się błysk gniewu.
- Czemu tak długo ciebie nie było, kochanie? – spytała Billa, kiedy się od siebie odkleili.
- Bylibyśmy wcześniej, ale Fleur chciała się przebrać w coś mniej służbowego, więc wpadliśmy jeszcze na chwilę do jej kawalerki. – powiedział od tak Bill, jakby to było całkowicie normalne i spojrzał na uśmiechającą się z zadowoleniem Francuzkę.
- W coś mniej służbowego… - powtórzyła Tonks, zaszczycając Fleur pogardliwym spojrzeniem, uśmiechając się przy tym uroczo. – To miło z twojej strony, że tak dbasz o koleżankę z pracy. – stwierdziła, kładąc mocny akcent na ostatnie słowa, chcąc pokazać, że Fleur nie jest nikim więcej. Niestety, od razu wszyscy oczarowani panną Delacour zaczęli zasypywać ją licznymi pytaniami, a ona prosząc by każdy zwracał się do niej po imieniu, odpowiadała wdzięcząc się do każdego.
- Czy to przypadkiem nie ty, Fleur reprezentowałaś Beauxbatons w Turnieju Trójmagicznym? – zapytał ją Artur, przyglądając się uważnie.
- Tak, zgadza się. – odparła z nieukrywaną dumą, zadzierając nosa jeszcze wyżej. – To byli naprawdę straszni, ten biedny chłopak… Bylam przerażona i do tego mnie oszolomili. – powiedziała z francuskim akcentem i nagle wszyscy zaczęli rozprawiać o tegorocznym turnieju. Tonks nie udzielała się praktycznie wcale, znała tą historię na pamięć w przeciwieństwie do Francuzki, która była wyraźnie zaskoczona faktem, że ten dziwny mężczyzna, który zaatakował ją w labiryncie nie był sobą, a tak naprawdę jest tylko gburowatym i opryskliwym członkiem Zakonu Feniksa. Kolejne tematy były coraz mniej interesujące. Zebrani wypytywali się o jej pracę, co wcale nie podobało się Tonks.
- Na szczęści to tylko pół etat, bo ja by nie wytrzymali z te gobliny, są okropni… Milo, ze Bill tam jest, nie czuje się tak osamotniony. – stwierdziła, kładąc dłoń na ramieniu Weasleya, a Tonks wciągnęła głośno powietrze.
- Twój akcent pewnie przeszkadza ci w pracy. – założył Remus, bez większej ekscytacji, ale z odpowiednią miarą uprzejmości.
- Troche, ale mam nadzieja, że Bill pomoze mi z mój ęgielski. – odpowiedziała, trzepocząc rzęsami,  a partner Tonks uśmiechnął się tylko.
- Doprawdy? – spytała kipiąca ze wściekłości Nimfadora. Zacisnęła zęby i pięści… Wyprostowała się, wstrzymała oddech… Robiła wszystko, żeby nie dać się ponieść emocjom i nie wybuchnąć albo co gorsza nie zmienić koloru włosów.
- Oczywiści, Bill jest taki mili! – oznajmiła z entuzjazmem, zawieszając się na ramieniu Billa.
- Zauważyłam… - wycedziła przez zaciśnięte zęby Dora. Nimfadora była już na skraju wytrzymałości i niewiadomo co by zrobiła, gdyby w tym samym momencie do kuchni nie wkroczył Szalonooki, a tuż za nim reszta członków Zakonu.
- Właśnie się zastanawiałem, czy cię tu zobaczę, Tonks. – zaśmiał się wesoło Charles, który wkroczył jako ostatni do kuchni i usiadł obok niej, obejmując przyjacielsko ramieniem.
- Wiadomo, że mnie tu zobaczysz. – stwierdziła, dając mu kuksańca w bok i dziękując mu w duchu, że dzięki niemu chociaż przez chwilę przestała myśleć o Billu. Oprócz niego znała również Hestię Jones, która również pracowała w Biurze Aurorów. Znała ją głównie dlatego, że Jones były koleżanką z roku Charlesa. Hestia uśmiechnęła się i pomachała do nich, a potem usiadła koło Kingsleya i zaczęła z nim rozmawiać. Czekali jeszcze na kilka osób, co Tonks wydawało się zbędne. Kuchnia i tak pękała w szwach od obecnych szesnastu osób. Nimfadora znała prawie każdego z obecnych, jednych lepiej, drugich gorzej. Dwóch mężczyzn poznała dopiero tego dnia. Sturgis Podmore, wysoki, barczysty mężczyzna o słomianych włosach i kwadratowej szczęce, przedstawił jej się kulturalnie, całując przy tym wierzch dłoni, natomiast Mundungus Fletcher nie odezwał się do nikogo, a mimo to już z daleka było czuć od niego alkohol.
- Tonks, ty wredna małpo! Jak mogłaś nam nie powiedzieć, że też tu będziesz?! – wykrzyknęła zielonooka brunetka, która właśnie weszła do kuchni i natychmiast podbiegła do Nimfadory, odepchnęła Charlesa, żeby zrobił jej miejsce i usiadła. Sara Lucky, najlepsza przyjaciółka Tonks, usadowiła się wygodnie i uśmiechnęła się promiennie do Amelii Robinns, która przyszła razem z nią.
- Przepraszamy Szalonooki za spóźnienie. – powiedziała skruszona dziewczyna o brązowych oczach krótkich, blond włosach.
- Siadajcie wreszcie, czas przejść do rzeczy. – mruknął Szalonooki, a Amelia bez słowa usiadła między Sarą, a Charlesem. Przez chwile wszyscy byli cicho, aż w końcu Moody odchrząknął znacząco i zaczął. – Dzisiaj musimy zmarnować trochę czasu na sprawy organizacyjne, niestety. Większość z nas się zna, ale wypadałoby przedstawić wszystkim nowy nabytek Zakonu. Panna Fleur Delacour, od niedawna przebywa w Londynie i podjęła pracę w Banku Gringotta, Sara Lucky pracownica Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, Amelia Robinns pracująca w Departamencie Transportu Magicznego oraz Charles Tomson, auror. – przedstawił każdego, wskazując kolejno wszystkich wymienionych. Podszedł do kredensu, stukając swoją protezą o podłogę i wyjął ogromną, oprawioną w skórę księgę. Stanął na szczycie stołu, kładąc na nim książkę , a następnie otworzył ją. – Teraz każde z was podejdzie tutaj, złoży przysięgę i wpisze się do księgi, a potem wybierze jeden z przedmiotów z wmontowanym lusterkiem dwukierunkowym. – oznajmił bez żadnego entuzjazmu Moody, a Syriusz w tym samym momencie wysypał z worka na stół kilka na pozór zwyczajnych rzeczy. – Tonks, ty pierwsza. Podejdź i wyciągnij różdżkę. – nakazał Szalonooki, a Dora posłusznie wykonała jego polecenie. Przyłożyła koniec swojej różdżki do otwartej księgi, tak jak to zrobił Alastor i spojrzała na niego wyczekująco. – Powtarzaj za mną. Ja Nimfadora Tonks, przysięgam wiernie służyć Zakonowi Feniksa w walce o dobro ogółu i lepszą przyszłość.
- Ja TONKS, przysięgam wiernie służyć Zakonowi Feniksa w walce o dobro ogółu i lepszą przyszłość. – powtórzyła po nim, wyraźnie akcentując swoje nazwisko, na co część zebranych zaśmiała się cicho pod nosem, nie chcąc by Moody ich usłyszał, ale jego magiczne oko natychmiast powędrowało w ich stronę. Szalonooki nie dając się rozproszyć, dyktował dalej:
- Składając tą przysięgę zobowiązuję się chronić społeczeństwo magiczne i mugolskie, ryzykując przy tym własne życie.
- Składając tą przysięgę zobowiązuję się chronić społeczeństwo magiczne i mugolskie, ryzykując przy tym własne życie. – Tonks powiedziała stanowczo.
- Uroczyście przysięgam.
- Uroczyście przysięgam! – zakończyła, a z końca ich różdżek wystrzeliły złociste iskry, które utworzyły postać feniksa, by po chwili opadły i wchłonęły w stronice księgi. – Niezłe efekty specjalne… - mruknęła zadowolona Tonks i uśmiechnęła się do Moody’ego, ale ten zamiast odwzajemnić gest, podał jej pióro.
- Podpisz się w dowolnym miejscu IMIENIEM i NAZWISKIEM. – powiedział surowo, a Tonks z dziwnym grymasem na twarzy, nachyliła się nad księgą i naskrobała piórem swój podpis, który tak jak uprzednio postać feniksa wchłonął pergamin. – Dobrze, a teraz wybierz dowolny przedmiot. – wskazał na stos wysypany przez Syriusza. Nimfadora spojrzała na nie, nie widząc nic interesującego. Wzięła do ręki zegarek z dużą tarczą na szerokim rzemieniu, w którym odbijało się jej odbicie. Podrzuciła go w ręce i włożyła go na rękę, a następnie wróciła na miejsce. Następna była Fleur. Podeszła do Szalonookiego, a on wykrzywił usta w dziwnym grymasie, który miał być chyba uśmiechem. To niemożliwe! – pomyślała Dora. – Szalonooki nigdy się nie uśmiecha, do nikogo! A już na pewno nie do mnie…  Fala wściekłości zalała ją po raz kolejny i następny, gdy Francuzka wybrała swój przedmiot i usiadła przy Billu, ocierając się przypadkowo o niego.
- Tonks, uspokój się, bo robisz się… czerwona. – szepnął jej na ucho Remus, który teraz siedział obok niej. Rzeczywiście jej włosy Dory przybrały niebezpiecznie czerwony odcień. Nimfadora przygładziła włosy, które wróciły do wiśniowego koloru i rzuciła do Lupina:
- Dziękuję.
                Chwilę zajęło zanim wszyscy nowi członkowie skończyli składać przysięgi i zrobił się już niewielki gwar wśród pozostałych, ale gdy Moody zatrzasnął z hukiem księgę i zaczął mówić poważnym tonem, wszyscy natychmiast umilkli.
- Nie marnujmy więcej czasu i przejdźmy do rzeczy. Musimy po raz kolejny podzielić między sobą zadania, a także wprowadzić w szczegóły naszych działań nowych członków. Hagrid i Olimpia niedawno wyruszyli w poszukiwaniu olbrzymów. Albus twierdzi, że mogą się wśród górskich plemion znaleźć osobniki, które zechcą nas wesprzeć. Powinni wrócić pod koniec wakacji. – wyjaśnił Szalonooki, a potem zwrócił się w stronę Kingsleya. – Kingsley nadal jest zmuszony prowadzić fałszywy pościć za Syriuszem i wyprowadzać Knota w pole. Poza tym mamy dwa główne zadania, które wykonujemy od czasu reaktywacji Zakonu. Po pierwsze to pełnienie wart przy drzwiach Departamentu Tajemnic. Jest tam ukryta broń, którą Sami-Wiecie-Kto może zechcieć wykorzystać.
- Ale Moody, tam się roi od Niewymownych. Jak mamy pilnować tych drzwi niezauważeni? – spytała zdziwiona Sara.
- Racja, tego nie da się zrobić, chyba, że staniemy się niewidzialnie. – zgodził się z nią Charles, a starsi członkowie Zakonu popatrzyli na nich jak na nic nie wiedzące dzieci.
- A żebyś wiedział, że tak się stanie. Używamy peleryny niewidki, wymieniamy się nią miedzy wartami. – powiedziawszy to Alastor, zaczął spisywać nazwiska osób na kolejne warty. Tonks miała pilnować Departamentu Tajemnic we wtorek po pracy zaraz po Hestii, a przed Sturgisem. Kiedy Moody skończył ustawiać harmonogram na cały tydzień, rzekł: - Przejdźmy do drugiego zadania. Potter i Dumbledore to dwie najbardziej niewygodne osoby dla Ministerstwa. Potter nie może używać magii podczas wakacji, więc my musimy go pilnować, ale tak, żeby chłopak się nie zorientował. Jak na razie udawało się to. Tak więc, kto może jutro z rana pojawić się w Little Whinging?
- Ja to zrobię. – odezwał się natychmiast Syriusz, kiedy Tonks zastanawiała się, na którą idzie do pracy.
- Black, dobrze wiesz, że to odpada. – westchnął Szalonooki.
- To mój chrześniak! Nie masz prawa mi zabronić… - zaczął, ale Moody mu przerwał.
- To nie ja ci zabraniam, tylko Dumbledore. Nie możesz go pilnować i tyle. – warknął Alastor. – Wracając do sprawy… Albus twierdzi, że Harry jest narażony na niebezpieczeństwo ze strony Sami-Wiecie-Kogo i śmierciożerców. Jak już mówiłem, Potter jest nieletni i to my jesteśmy jego jedyną ochroną, póki nie wróci do Hogwartu. – powiedział i wszyscy zaczęli debatować nad tym kto i kiedy może pełnić wartę pod Departamentem Tajemnic albo ochraniać Harry’ego i czy jedno i drugie nie koliduje ze sobą lub pracą. Tonks miała już w środę zdać sprawozdanie ze swojej wtorkowej warty, a Harry’ego pilnować w przyszłym tygodniu. Kiedy wszyscy zostali przydzieleni do jakiegoś zadania, zebrani zakończyło się i wszyscy zaczęli się rozchodzić do domów. Wśród zamieszania jakie się w tym czasie zrobiło, Nimfadora zauważyła jak Fleu stoi blisko Billa, bardzo blisko, wręcz niebezpiecznie blisko i pyta go uwodzicielskim głosem:
- Moze odprowadzisz mnie do domu, Bill? – Chłopak uśmiechnął się promiennie, a Dora poczuła jak krew napływa jej do głowy i zaczyna wrzeć. Nie przejmowała się już swoimi włosami, które z pewnością zrobiły się czerwone, nie mogła już dłużej patrzeć na tą dwójkę. Wybiegła z kuchni, przepychając się między wszystkimi w zatłoczonym korytarzu, nie oglądając się za siebie. Chciała być sama, chciała być w domu. Widziała przed sobą drzwi, już była przy nich, gdy nagle… Przeklęty stojak! – zawołała w myślach Dora. Przewracanie się w drzwiach o obrzydliwą nogę trolla, wywołując przy tym wrzaski szanownej pani Black, stało się jej rytuałem. Tym razem też tak było. Wszyscy rzucili się do uciszania ciotki Nimfadory. Dora nie podnosząc stojaka, wyszła z Kwatery Głównej i deportowała się z ulicy Grimmauld Place, słysząc jeszcze jak ktoś ją woła.
                Pojawiła się przed swoim domem, otworzyła drzwi i trzaskając nimi, pobiegła szybko na piętro. Wpadając do swojego pokoju, natychmiast rzuciła na drzwi zaklęcie blokujące. Nie wiedziała co robić. Chciało jej się płakać, ale nie z rozpaczy. Tonks nie była smutna, była wściekła!
- Jak... jak on mógł pozwolić na to, żeby ten przeklęty żabojad się do niego przystawiał… On nie miał nic przeciwko! Jak on mógł? – mówiła na głos, chodząc w kółko po pokoju. – Jeżeli woli jakąś długonogą blondynę ode mnie to jego sprawa. – warknęła i rzuciła się na łóżko. Chwilę później ktoś zapukał do drzwi i usłyszała głos matki.

- Nimfadoro, otwórz! Co się stało? – Tonks nie odezwała się. Nie chciała nikogo widzieć, nie chciała z nikim rozmawiać. Jedyne czego teraz potrzebowała to samotność, słodka samotność. Dlatego puściła wołanie mimo uszu i znudzona bezczynnym leżeniem, zasnęła, przeklinając Fleur w myślach. 

2 komentarze:

  1. Hej! Mam do Ciebie małe pytanie.
    Jakiego programu użyłaś przy tworzeniu szablonu? Bardzo podoba mi się efekt,
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gimp! Jestem zachwycona efektem, tym bardziej, że to dopiero drugi szablon, który stworzyłam. :) Stety, niestety później jest wiele zabawy w CSS'a co pochłania większość czasu i decyduje o całym efekcie. w Gimpie robi się jedynie nagłówek.

      Usuń