Tonks
uwielbiała moment, w którym była zawieszona między snem, a jawą, rozkoszując
się wspomnieniem minionego dnia i wpadając powolnie w objęcia Morfeusza. Jednak
niemniej lubiła poranki, ale tylko i wyłącznie te, w które budziła się sama,
wypoczęta i zadowolona. Lubiła wtedy leżeć, rozkoszując się jeszcze swoimi
sennymi marzeniami, nie chcąc otwierać oczu. Nimfadora była zdania, że
zdecydowanie nie warto kończyć takiej przyjemnej czynności jak spanie. Dora
leżała chwilę, aż zdała sobie sprawę, że jej poduszka rusza się rytmicznie w
górę i w dół, a sporadycznie ktoś ciągnie ją za włosy, bawiąc się nimi.
Mruknęła niezadowolona, podniosła leniwie ciężkie powieki i spojrzała na swoją
poduszkę w postaci Billa, który nakręcał pojedyncze kosmyki jej włosów na swoje
palce.
- Dobrze się spało, ślicznotko? – przywitał
się cicho, posyłając Tonks promienny uśmiech. Nimfadora uśmiechnęła się. „Taki widok z rana mogłabym mieć codziennie.”
– pomyślała, spoglądając na jego długie do ramion rude włosy, które były
strasznie potargane i każdy pojedynczy kosmyk sterczał w inną stronę.
- Dzień dobry. – mruknęła sennym głosem
i znowu zamknęła oczy, kładąc głowę z powrotem na piersi Weasleya.
- Nie sądzisz, że pora już wstawać? –
zapytał ją cicho, gładząc Dorę po głowie.
- Jeszcze pięć minutek… - wymamrotała
Tonks, przycierając wygodną pozę. Bill westchnął i przez chwilę w sypialni było
cicho, Nimfadorze prawie udało się ponownie zasnąć, jednak odgłosy zza drzwi
skutecznie w tym jej przeszkodziły.
- Od razu ją polubisz, gwarantuję ci to
i zobaczysz jakie ma cudowne włosy. Ona jest naprawdę super. – dało się słyszeć
przyciszony głos.
- Lepiej tam nie wchodźmy, Ginny. Nie
wydaje ci się, że będziemy im, no wiesz… przeszkadzać? – spytał drugi głos, a
Tonks warknęła cicho:
- Tak będziecie przeszkadzać.
- Daj spokój, pewnie jeszcze śpią,
nawet nie zauważą. Bill to straszny leń! – stwierdziła Ginny, a Bill ledwo
powstrzymywał się od śmiechu, co przeszkadzało leżącej na nim Tonks prawie tak
bardzo jak głosy zza drzwi, które próbowała ignorować.
- Poczekajmy, aż zejdą na śniadanie. –
powiedziała niepewnie towarzyszka młodej panny Weasley. Przez chwilę panowała
całkowita cisza i Tonks miała nadzieję, że kimkolwiek była ta dziewczyna,
przekonała Ginny.
- Hermiono, daj spokój. – mruknęła
Ginny i pchnęła delikatnie drzwi, wchodząc na palcach do środka, a za nią
weszła jej towarzyszka, nazwana Hermioną. W pokoju panował półmrok, jedynym
źródłem światła było okno, zakryte szczelnie zasłoną, a dwie dziewczyny nie
zdawały sobie sprawy z tego, że Bill bacznie się im przygląda. Rozejrzały się
po ciemnym pokoju, jakby szukając miejsca, w którym mogłyby spokojnie stanąć.
Weasley nie mogąc już dłużej usiedzieć w ciszy odezwał się rozbawiony:
- Puka się, moja droga panno! – Dwie
dziewczyny podskoczyły na dźwięk głosu brata małego rudzielca.
- Bill, nie strasz mnie tak! – zawołała
obrażonym tonem Ginny, kładąc ręce na biodrach i przypominając w tym momencie
Molly. Pokręciła głową rozglądając się i spytała już całkowicie rozpromieniona.
– Gdzie jest Tonks?
- Śpi… - mruknęła sama zainteresowana,
na co Bill parsknął śmiechem, trzęsąc się cały i sprawiając, że głowa Tonks
podskakiwała nieznacznie na jego piersi. Nimfadora usiadła na łóżku krzyżując
nogi i mruknęła niewyraźnie jakieś przekleństwo. Poczochrała swoje włosy,
ziewając przeciągle i skwitowała: - Jednak w tych warunkach nie da się spać.
- Tonks, jak dobrze, że się obudziłaś!
– zawołała wesoła Ginny, nie zwracając uwagi na zaspaną Dorę i jej przelotne
złowrogie spojrzenie. Każdy kto odważył się obudzić Tonks, ryzykował utratą
swojego życia. Najmłodsza z Weasleyów pociągnęła za rękę swoją koleżankę, która
była wyraźnie zakłopotana, odwracając wzrok od pary i powiedziała uśmiechnięta:
- Poznaj Hermionę! Przyjechała z samego rana i będzie z nami mieszkać aż do
końca wakacji. Stwierdziłam, że musisz ją od razu poznać!
- Cześć, Hermiono! Jestem Tonks. –
przywitała się Dora, przeciągając się i wtulając w Billa, który natychmiast
objął ją silnym ramieniem.
- Cześć… Przepraszamy, że was
obudziłyśmy, ale Ginny chciała nas sobie jak najszybciej przedstawić. – wyjaśniła
zakłopotana dziewczyna, której twarzy Dora nie mogła dojrzeć.
- Nie szkodzi i tak już nie spaliśmy…
Ginny, odsłonisz okno? – poprosiła Tonks, a mały rudzielec od razu spełnił jej
prośbę, uwalniając przy okazji kilka bahanek ukrytych w zasłonach, po czym od
razu wskoczyła na łóżko i usadowiła się wygodnie. Słabe światło słoneczne padło
na twarze obecnych w pokoju. Oprócz rozczochranego Billa i Ginny ubranej w
niebieską sukienkę, była tam też niska, szczupła dziewczyna o gęstych,
brązowych włosach i orzechowych oczach patrzących przepraszająco na Tonks. Hermiona
miała na sobie zwykłą, różową bluzę z kapturem i tradycyjne jeansy – zwykła
dziewczyna. Tonks pomyślała, że Hermiona na pierwszy rzut oka nie jest osobą
zaskakującą, ale sympatyczną. Dora westchnęła przeciągle, chcąc zamknąć oczy
chociażby na minutkę, ale wiedziała, że nie będzie jej już to dane. – Skoro już
nas obudziłyście, dajcie nam się ubrać i spotykamy się na śniadaniu. – Hermiona
przytaknęła, a Ginny z niezadowoloną miną zwlekła się powolnie z łóżka. Dora
ociągając się długo udała się do łazienki wziąć prysznic. Kiedy rozbudziła się
pod strumieniem zimnej wody, przeanalizowała to co się przed chwilą stało.
Ginny faktycznie ją chyba polubiła, a Tonks również polubiła pannę Weasley.
Znały się zaledwie niecały miesiąc, a połączyła je pewna więź, której Nimfadora
się nie spodziewała. Przebrana i uczesana, tym razem w warkoczyk o odcieniu
wiśniowej czerwieni, udała się samotnie na śniadanie, podczas gdy Bill zażywał
porannej kąpieli. Młodzi Weasleyowie razem ze swoimi rodzicami, Hermioną, Syriuszem
i Remusem byli już w kuchni. Tonks przywitała się i usiadła przy stole, a Molly
od razu podała jej talerz pełen parujących, rumianych naleśników, przepraszając
przy okazji za karygodne zachowanie córki.
- Coś cicho było u was w nocy… -
mruknął z szatańskim uśmiechem Syriusz.
- Nie, to po prostu ty jesteś głuchy,
ale w tym wieku jest to zrozumiałe, kuzynie. – odgryzła się Tonks, a Remus ku
jej zdziwieniu uśmiechnął się pod nosem. Chyba chciał coś powiedzieć, ale nie
zdążył, bo Tonks została zagadnięta przez Ginny, która zaczęła ją prosić o to,
żeby zaprezentowała Hermionie swoje moce. Nimfadora, nie chcąc zawieść młodszej
przyjaciółki i jej koleżanki, zrobiła to o co ją prosiły. Zamknęła oczy i
sprawiła, że jej nos zmienił się w kaczy dziób, zaczęła kwakać, wprawiając w
śmiech wszystkich zebranych, tylko Lupin uśmiechnął się nieznacznie i skupił
się na swojej kawie.
- A nie mówiłam? Jej nie da się nie
lubić! – zawołała rudowłosa, a Tonks zaśmiała się wesoło, przytulając siostrę
swojego chłopaka. Po tym jak Dora wróciła do swojej codziennej twarzy, Hermiona
natychmiast zaczęła ją wypytywać o szczegóły i informacje na temat jej mocy, na
które Tonks nie potrafiła odpowiedzieć. Zrobiło jej się nawet wstyd, że ta
dziewczyna wiedziała o jej zdolnościach więcej niż ona sama. Z tej niezręcznej
rozmowy, wyratował ją Bill, który właśnie pojawił się w kuchni i zawołał od
progu:
- Dzień dobry, rodzinko! – Jego rude
włosy nie były już potargane, a związane w koński ogon. Ubrany był w ciemne
jeansy i białą koszule, którą włożył do spodni. To nie był jego codzienny
ubiór. – Mamo, mogę liczyć na jakieś śniadanie przed pracą?
- Pracujesz dzisiaj? – spytała smutno
Tonks. Rozumiała już dlaczego jego ubiór jest tak oficjalny. Była zawiedziona,
liczyła, że spędzi ten dzień w towarzystwie ukochanego.
- Niestety, mają mi przysłać
praktykanta z Francji. Mam go wdrążyć w nasze procedury i wyjaśnić co się z
czym je. – powiedział Bill, gdy Molly podała mu talerz ze śniadaniem. –
Dumbledore go zna, powiedział mi o tym wczoraj, ale nie chciał mi zdradzić kto
to… Nie wiem czemu. Twierdzi jednak, ze to ktoś godny zaufania i wyraża chęć
przyłączenia się do Zakonu. Mam go przyprowadzić dzisiaj, żeby także złożył
przysięgę.
- To świetna wiadomość, im nas więcej,
tym lepiej! – zawołał zadowolony Artur, kiedy jego żona nieudolnie starała się
zagadać dzieciaki. Tonks zauważyła, że każde z nich wsłuchuje się w rozmowy
dorosłych, chcąc wychwycić chociażby najmniejszą informacje na temat Zakonu. Z
tego co się dowiedziała, Molly zabroniła bliźniakom przyłączenia się do Zakonu,
mimo że byli już pełnoletni i teoretycznie mieli do tego prawo. Tonks nie
dziwiła się jej, rozumiała, że chciała uchronić swoje dzieci, tak jak jej matka
próbowała to robić z nią, ale doskonale wiedziała co czują młodzi i popierała
ich, chociaż nie odważyłaby się powiedzieć tego na głos przy Molly. Nimfadora
rozejrzała się po kuchni, która tętniła życiem. Fred i Ron zasiedli przy partii
szachów, a reszta młodzieży przyglądała się ich rozgrywce. Tonks nigdy nie
umiała w to grać dlatego nie interesowała się tym za bardzo. Molly krzątała się
przy kuchence, zapewne szykując już coś dobrego na obiad, zawsze to zadziwiało
Nimfodorę, że ktoś może tak doskonale gotować. Bill łapczywie pochłaniał
naleśniki, a Artur w swoim zwyczaju czytał uważnie Proroka Codziennego, wyjawił
jej uprzedniego wieczoru, że robi to dlatego ponieważ chce wyłapać wszystkie
możliwe aluzje, które redaktorzy pod dyktandem Ministerstwa mogli umieścić w
każdym, nawet najmniejszym artykule. Syriusz i Lupin siedzieli na końcu stołu,
rozmawiając o czymś pół głosem, Tonks już nie raz przyłapała ich na tym.
Niezmiernie ciekawiło ją o czym tak dyskutują, a jej ciekawość pogłębiał fakt,
że miała wrażenie, że to właśnie ona jest tematem ich rozmów. Śniadanie minęło
w przyjemnej atmosferze, pomijając to, że jej kuzyn i jego przyjaciel bez
przerwy coś sobie szeptali, a Artur i Bill musieli niestety wyjść do pracy.
Niedługo później Molly zaciągnęła dzieciaki do sprzątania, a Dora została w
kuchni sama z Syriuszem i Lupinem. Tonks przysiadła się do nich i z braku
tematu oraz chęci poprawienia relacji z Remusem, spytała:
- A ty masz jakąś pracę? – Lupin wydał
się zakłopotany, ale w końcu odpowiedział:
- Nie, aktualnie nie mam żadnej oferty
pracy. Czasami zdarza mi się przetłumaczyć jakieś książki, ale to tylko
jednorazowe oferty.
- Ale dlaczego? – spytała się zdziwiona
Dora. Może jej stosunki z Lupinem nie były najlepsze, bo jak mogłyby takie być
skoro prawie ze sobą nie rozmawiali, ale Remus wydawał jej się dobrym facetem.
– Uważam, że jesteś naprawdę inteligentny, mógłbyś robić naprawdę wiele rzeczy.
Mógłbyś uczyć, pisać, robić naprawdę wszystko.
- To naprawdę miło z twojej strony, że
tak uważasz. – powiedział Remus bez cienia uśmiechu. – Widzisz Dumbledore dwa
lata temu przyjął mnie na posadę nauczyciela obrony przed czarną magią, ale
pracowałem tam tylko rok. Od tego czasu, każdy pracodawca mówi mi to samo, że
nie mnie szukają. – powiedział ze smutną miną.
- Są głupi i tyle! – stwierdziła Dora i
chcąc go pocieszyć, powiedziała: - Jesteś wspaniałym człowiekiem i zasługujesz
na wszystko co najlepsze.
- Wiesz, że mówisz jak Lily? Ona też mi
to powiedziała… - westchnął jakby z tęsknotą. – Syriusz ciągle wypomina mi te
słowa, przez te wszystkie lata, aż do dziś.
- Bo Lily miała rację, każdy ci to
mówi, a ty i tak swoje… - powiedział urażonym tonem Black. – Zaczynasz mnie już
denerwować.
- Syriuszu, ja rozumiem, że masz swoje
racje, ale postaw się na moim miejscu. To nie jest takie proste jak ci się
wydaje. – stwierdził stanowczo Lupin.
- Przeżyliśmy razem tyle, że mam już
świadomość tego jak wygląda twoje życie. – oznajmił surowo Black, krzyżując
przy tym ręce, a Dora stwierdziła, że nigdy nie widziała go tak poważnego.
- Błagam, tylko mi się tu nie kłóćcie.
– jęknęła Tonks i szybko zmieniła temat, za co Remus był jej szalenie
wdzięczny, a Syriusz wbrew przeciwnie. – Na czym polega to całe uroczyste
zaprzysiężenie?
- Wszyscy nowi członkowie Zakonu będą
musieli złożyć przysięgę i wpisać się listę, są z tym związane pewne zaklęcia
wiążące. Wszyscy dostają przedmiot z wmontowanym lusterkiem dwukierunkowym,
żebyśmy mogli się kontaktować o każdej porze dnia i nocy. – wytłumaczył jej
Lupin.
- Te lusterka to był mój pomysł –
oznajmił z dumą Syriusz. Resztę dnia spędzili na rozmowie o jakiś błahostkach,
przy kawie, którą zaparzył im Lupin. Co jak co, ale Tonks musiała przyznać, że
Remus robił najlepszą kawę na świecie. Ona i Syriusz dogadywali się jakby te
czternaście lat, podczas których się nie widzieli, spędzili wspólnie, tak jakby
to pewnie było gdyby Syriusz nie był w Azkabanie. Natomiast Remus… Nie chodziło
o to, że Tonks go nie lubiła, ale rozmowa z nim trochę ją krępowała. Minęło
kilka godzin, była już szesnasta i za godzinę miało się odbyć zebranie, a Billa
jeszcze nie było.
- Bill się spóźnia… - mruknęła
niezadowolona Tonks, kiedy wszyscy domownicy kończyli jeść obiad. Artur wrócił
już prawie godzinę temu, a Bill zazwyczaj wracał razem z nim. Dora miała jakieś
dziwne przeczucie, że coś tego dnia pójdzie nie tak.
- Nie martw się, kochanieńka. –
próbowała uspokoić ją Molly, gładząc ją po wiśniowych włosach i kładąc przed
nią kubek parującej herbaty. – Musi być dzisiaj ostrożny, ma przyprowadzić tego
nowicjusza, a skoro Dumbledore go zna to kto wie… Knot mógł wysłać za nimi kogoś.
Ani się obejrzysz, a już będzie z powrotem. – zapewniła ją i jakby na
zawołanie, drzwi kuchni otworzyły się. Jednak to nie Bill w nich stał, a mały,
siwy Dedalus, który ściągnąwszy swój fioletowy cylinder, przywitał się ze
wszystkimi wesoło i spytał czy przypadkiem Molly nie miałaby dla niego czegoś
na ząb. Gdy tylko Molly podała mu miskę zupy, wygoniła dzieciaki z kuchni,
które ociągając się wreszcie wyszły. Zaraz po Dedalusie zaczęli schodzić się
kolejni członkowie Zakonu, a co drugi z nich budził matkę Syriusza. Dokładnie
za piętnaście siódma, drzwi otworzyły się po raz kolejny i ukochany Dory
uchylił drzwi, tak by przepuścić piękną dziewczynę o urodzie zapierającej dech
w piersiach. Wszyscy nagle zamilkli i spojrzeli na tą dwójkę, a dokładniej na
nowo przybyłą. Była zgrabną kobietą o długich do pasa blond włosach, które
połyskiwały srebrnym blaskiem i dużych, pięknych wręcz hipnotyzujących
ciemnoniebieskich oczach. Jej rysy twarzy były wyjątkowo delikatne, a
kształtne, czerwone usta kontrastowały z jej jasną cerą. Jej zwiewna, błękitna
sukienka odsłaniała jej długie nogi i powiewała za nią kiedy kroczyła z gracją.
W chwili gdy wkraczała do kuchni, zaniosła się perlistym śmiechem, ukazując
białe, równe zęby. Tonks spojrzała na nią z żądzą mordu w oczach.
- Jesteśmy! Poznajcie wszyscy Fleur
Delacour. – Bill przedstawił dziewczynę, uśmiechając się do niej promiennie. Dora
nie mogła patrzeć na tą kobietę, która cały czas kokieteryjnie uśmiechała się
do Billa. Czuła się zagrożona. Przy takiej piękności, jak długonoga, zgrabna
Fleur, nie miała nic do zaoferowania. Wszyscy spoglądali na nią z podziwem, a
Tonks z niezadowoleniem zauważyła, że tylko ona, obojętny wobec nowoprzybyłej
Remus i niezadowolona Molly nie są zaabsorbowani obecnością Fleur. Po raz
pierwszy bierne przysposobienie Lupina nie przeszkadzało Dorze, a wręcz była mu
wdzięczna, że nie wodzi wzrokiem za Francuzką, tak jak to robił Syriusz i inni
obecni mężczyźni. A Molly… Dora dostrzegała w jej oczach tą samą nutkę niesmaku
i niechęci z jaką spoglądała na nią pierwszego dnia. Nimfadora była jej za to
wdzięczna. Bill wskazał Fleur miejsce przy stole, a ona z pełną gracją i dumnie
uniesioną głową usiadła, wdzięcząc się do Weasleya, a on rozpromieniony zajął
miejsce między nią, a Tonks. Nimfadora postanowiła przypomnieć Billowi o sobie,
przysunęła się do niego, tak że ocierali się o siebie i gdy tylko on odwrócił
głowę w jej stronę, pocałowała go czule w usta. Nie musiała czekać, aż Bill
odda pocałunek. Zrobił to tak, jak to robił każdego dnia, przekazując tym
drobnym gestem uczucie jakim darzył Dorę. Tonks miała nadzieję, że Francuzka na
nich patrzy i miała rację, bo panna Delacour przyglądała im się niby obojętnie,
ale w jej oczach czaił się błysk gniewu.
- Czemu tak długo ciebie nie było,
kochanie? – spytała Billa, kiedy się od siebie odkleili.
- Bylibyśmy wcześniej, ale Fleur
chciała się przebrać w coś mniej służbowego, więc wpadliśmy jeszcze na chwilę
do jej kawalerki. – powiedział od tak Bill, jakby to było całkowicie normalne i
spojrzał na uśmiechającą się z zadowoleniem Francuzkę.
- W coś mniej służbowego… - powtórzyła Tonks, zaszczycając Fleur pogardliwym
spojrzeniem, uśmiechając się przy tym uroczo. – To miło z twojej strony, że tak
dbasz o koleżankę z pracy. –
stwierdziła, kładąc mocny akcent na ostatnie słowa, chcąc pokazać, że Fleur nie
jest nikim więcej. Niestety, od razu wszyscy oczarowani panną Delacour zaczęli
zasypywać ją licznymi pytaniami, a ona prosząc by każdy zwracał się do niej po
imieniu, odpowiadała wdzięcząc się do każdego.
- Czy to przypadkiem nie ty, Fleur
reprezentowałaś Beauxbatons w Turnieju Trójmagicznym? – zapytał ją Artur,
przyglądając się uważnie.
- Tak, zgadza się. – odparła z
nieukrywaną dumą, zadzierając nosa jeszcze wyżej. – To byli naprawdę straszni,
ten biedny chłopak… Bylam przerażona i do tego mnie oszolomili. – powiedziała z
francuskim akcentem i nagle wszyscy zaczęli rozprawiać o tegorocznym turnieju.
Tonks nie udzielała się praktycznie wcale, znała tą historię na pamięć w
przeciwieństwie do Francuzki, która była wyraźnie zaskoczona faktem, że ten
dziwny mężczyzna, który zaatakował ją w labiryncie nie był sobą, a tak naprawdę
jest tylko gburowatym i opryskliwym członkiem Zakonu Feniksa. Kolejne tematy
były coraz mniej interesujące. Zebrani wypytywali się o jej pracę, co wcale nie
podobało się Tonks.
- Na szczęści to tylko pół etat, bo ja
by nie wytrzymali z te gobliny, są okropni… Milo, ze Bill tam jest, nie czuje
się tak osamotniony. – stwierdziła, kładąc dłoń na ramieniu Weasleya, a Tonks
wciągnęła głośno powietrze.
- Twój akcent pewnie przeszkadza ci w
pracy. – założył Remus, bez większej ekscytacji, ale z odpowiednią miarą
uprzejmości.
- Troche, ale mam nadzieja, że Bill
pomoze mi z mój ęgielski. – odpowiedziała, trzepocząc rzęsami, a partner Tonks uśmiechnął się tylko.
- Doprawdy? – spytała kipiąca ze
wściekłości Nimfadora. Zacisnęła zęby i pięści… Wyprostowała się, wstrzymała
oddech… Robiła wszystko, żeby nie dać się ponieść emocjom i nie wybuchnąć albo
co gorsza nie zmienić koloru włosów.
- Oczywiści, Bill jest taki mili! –
oznajmiła z entuzjazmem, zawieszając się na ramieniu Billa.
- Zauważyłam… - wycedziła przez
zaciśnięte zęby Dora. Nimfadora była już na skraju wytrzymałości i niewiadomo
co by zrobiła, gdyby w tym samym momencie do kuchni nie wkroczył Szalonooki, a
tuż za nim reszta członków Zakonu.
- Właśnie się zastanawiałem, czy cię tu
zobaczę, Tonks. – zaśmiał się wesoło Charles, który wkroczył jako ostatni do
kuchni i usiadł obok niej, obejmując przyjacielsko ramieniem.
- Wiadomo, że mnie tu zobaczysz. –
stwierdziła, dając mu kuksańca w bok i dziękując mu w duchu, że dzięki niemu
chociaż przez chwilę przestała myśleć o Billu. Oprócz niego znała również
Hestię Jones, która również pracowała w Biurze Aurorów. Znała ją głównie
dlatego, że Jones były koleżanką z roku Charlesa. Hestia uśmiechnęła się i
pomachała do nich, a potem usiadła koło Kingsleya i zaczęła z nim rozmawiać. Czekali
jeszcze na kilka osób, co Tonks wydawało się zbędne. Kuchnia i tak pękała w
szwach od obecnych szesnastu osób. Nimfadora znała prawie każdego z obecnych,
jednych lepiej, drugich gorzej. Dwóch mężczyzn poznała dopiero tego dnia. Sturgis
Podmore, wysoki, barczysty mężczyzna o słomianych włosach i kwadratowej
szczęce, przedstawił jej się kulturalnie, całując przy tym wierzch dłoni,
natomiast Mundungus Fletcher nie odezwał się do nikogo, a mimo to już z daleka
było czuć od niego alkohol.
- Tonks, ty wredna małpo! Jak mogłaś
nam nie powiedzieć, że też tu będziesz?! – wykrzyknęła zielonooka brunetka,
która właśnie weszła do kuchni i natychmiast podbiegła do Nimfadory, odepchnęła
Charlesa, żeby zrobił jej miejsce i usiadła. Sara Lucky, najlepsza przyjaciółka
Tonks, usadowiła się wygodnie i uśmiechnęła się promiennie do Amelii Robinns,
która przyszła razem z nią.
- Przepraszamy Szalonooki za
spóźnienie. – powiedziała skruszona dziewczyna o brązowych oczach krótkich,
blond włosach.
- Siadajcie wreszcie, czas przejść do
rzeczy. – mruknął Szalonooki, a Amelia bez słowa usiadła między Sarą, a Charlesem.
Przez chwile wszyscy byli cicho, aż w końcu Moody odchrząknął znacząco i
zaczął. – Dzisiaj musimy zmarnować trochę czasu na sprawy organizacyjne,
niestety. Większość z nas się zna, ale wypadałoby przedstawić wszystkim nowy
nabytek Zakonu. Panna Fleur Delacour, od niedawna przebywa w Londynie i podjęła
pracę w Banku Gringotta, Sara Lucky pracownica Departamentu Kontroli nad
Magicznymi Stworzeniami, Amelia Robinns pracująca w Departamencie Transportu
Magicznego oraz Charles Tomson, auror. – przedstawił każdego, wskazując kolejno
wszystkich wymienionych. Podszedł do kredensu, stukając swoją protezą o podłogę
i wyjął ogromną, oprawioną w skórę księgę. Stanął na szczycie stołu, kładąc na
nim książkę , a następnie otworzył ją. – Teraz każde z was podejdzie tutaj,
złoży przysięgę i wpisze się do księgi, a potem wybierze jeden z przedmiotów z
wmontowanym lusterkiem dwukierunkowym. – oznajmił bez żadnego entuzjazmu Moody,
a Syriusz w tym samym momencie wysypał z worka na stół kilka na pozór
zwyczajnych rzeczy. – Tonks, ty pierwsza. Podejdź i wyciągnij różdżkę. –
nakazał Szalonooki, a Dora posłusznie wykonała jego polecenie. Przyłożyła
koniec swojej różdżki do otwartej księgi, tak jak to zrobił Alastor i spojrzała
na niego wyczekująco. – Powtarzaj za mną. Ja Nimfadora Tonks, przysięgam
wiernie służyć Zakonowi Feniksa w walce o dobro ogółu i lepszą przyszłość.
- Ja TONKS, przysięgam wiernie służyć Zakonowi Feniksa w walce o dobro
ogółu i lepszą przyszłość. – powtórzyła po nim, wyraźnie akcentując
swoje nazwisko, na co część zebranych zaśmiała się cicho pod nosem, nie chcąc
by Moody ich usłyszał, ale jego magiczne oko natychmiast powędrowało w ich
stronę. Szalonooki nie dając się rozproszyć, dyktował dalej:
- Składając tą przysięgę zobowiązuję
się chronić społeczeństwo magiczne i mugolskie, ryzykując przy tym własne
życie.
- Składając tą przysięgę zobowiązuję się chronić społeczeństwo magiczne i
mugolskie, ryzykując przy tym własne życie. – Tonks powiedziała stanowczo.
- Uroczyście przysięgam.
- Uroczyście
przysięgam! – zakończyła, a z końca ich różdżek wystrzeliły złociste iskry,
które utworzyły postać feniksa, by po chwili opadły i wchłonęły w stronice
księgi. – Niezłe efekty specjalne… - mruknęła zadowolona Tonks i uśmiechnęła
się do Moody’ego, ale ten zamiast odwzajemnić gest, podał jej pióro.
- Podpisz się w dowolnym miejscu IMIENIEM i NAZWISKIEM. – powiedział
surowo, a Tonks z dziwnym grymasem na twarzy, nachyliła się nad księgą i
naskrobała piórem swój podpis, który tak jak uprzednio postać feniksa wchłonął
pergamin. – Dobrze, a teraz wybierz dowolny przedmiot. – wskazał na stos
wysypany przez Syriusza. Nimfadora spojrzała na nie, nie widząc nic
interesującego. Wzięła do ręki zegarek z dużą tarczą na szerokim rzemieniu, w
którym odbijało się jej odbicie. Podrzuciła go w ręce i włożyła go na rękę, a
następnie wróciła na miejsce. Następna była Fleur. Podeszła do Szalonookiego, a
on wykrzywił usta w dziwnym grymasie, który miał być chyba uśmiechem. To niemożliwe! – pomyślała Dora. – Szalonooki nigdy się nie uśmiecha, do
nikogo! A już na pewno nie do mnie… Fala
wściekłości zalała ją po raz kolejny i następny, gdy Francuzka wybrała swój
przedmiot i usiadła przy Billu, ocierając się przypadkowo o niego.
- Tonks, uspokój się, bo robisz się…
czerwona. – szepnął jej na ucho Remus, który teraz siedział obok niej.
Rzeczywiście jej włosy Dory przybrały niebezpiecznie czerwony odcień. Nimfadora
przygładziła włosy, które wróciły do wiśniowego koloru i rzuciła do Lupina:
- Dziękuję.
Chwilę
zajęło zanim wszyscy nowi członkowie skończyli składać przysięgi i zrobił się
już niewielki gwar wśród pozostałych, ale gdy Moody zatrzasnął z hukiem księgę
i zaczął mówić poważnym tonem, wszyscy natychmiast umilkli.
- Nie marnujmy więcej czasu i przejdźmy
do rzeczy. Musimy po raz kolejny podzielić między sobą zadania, a także
wprowadzić w szczegóły naszych działań nowych członków. Hagrid i Olimpia
niedawno wyruszyli w poszukiwaniu olbrzymów. Albus twierdzi, że mogą się wśród
górskich plemion znaleźć osobniki, które zechcą nas wesprzeć. Powinni wrócić
pod koniec wakacji. – wyjaśnił Szalonooki, a potem zwrócił się w stronę
Kingsleya. – Kingsley nadal jest zmuszony prowadzić fałszywy pościć za Syriuszem
i wyprowadzać Knota w pole. Poza tym mamy dwa główne zadania, które wykonujemy
od czasu reaktywacji Zakonu. Po pierwsze to pełnienie wart przy drzwiach
Departamentu Tajemnic. Jest tam ukryta broń, którą Sami-Wiecie-Kto może
zechcieć wykorzystać.
- Ale Moody, tam się roi od
Niewymownych. Jak mamy pilnować tych drzwi niezauważeni? – spytała zdziwiona
Sara.
- Racja, tego nie da się zrobić, chyba,
że staniemy się niewidzialnie. – zgodził się z nią Charles, a starsi członkowie
Zakonu popatrzyli na nich jak na nic nie wiedzące dzieci.
- A żebyś wiedział, że tak się stanie.
Używamy peleryny niewidki, wymieniamy się nią miedzy wartami. – powiedziawszy
to Alastor, zaczął spisywać nazwiska osób na kolejne warty. Tonks miała
pilnować Departamentu Tajemnic we wtorek po pracy zaraz po Hestii, a przed
Sturgisem. Kiedy Moody skończył ustawiać harmonogram na cały tydzień, rzekł: -
Przejdźmy do drugiego zadania. Potter i Dumbledore to dwie najbardziej
niewygodne osoby dla Ministerstwa. Potter nie może używać magii podczas
wakacji, więc my musimy go pilnować, ale tak, żeby chłopak się nie zorientował.
Jak na razie udawało się to. Tak więc, kto może jutro z rana pojawić się w
Little Whinging?
- Ja to zrobię. – odezwał się
natychmiast Syriusz, kiedy Tonks zastanawiała się, na którą idzie do pracy.
- Black, dobrze wiesz, że to odpada. –
westchnął Szalonooki.
- To mój chrześniak! Nie masz prawa mi
zabronić… - zaczął, ale Moody mu przerwał.
- To nie ja ci zabraniam, tylko
Dumbledore. Nie możesz go pilnować i tyle. – warknął Alastor. – Wracając do
sprawy… Albus twierdzi, że Harry jest narażony na niebezpieczeństwo ze strony
Sami-Wiecie-Kogo i śmierciożerców. Jak już mówiłem, Potter jest nieletni i to
my jesteśmy jego jedyną ochroną, póki nie wróci do Hogwartu. – powiedział i
wszyscy zaczęli debatować nad tym kto i kiedy może pełnić wartę pod
Departamentem Tajemnic albo ochraniać Harry’ego i czy jedno i drugie nie
koliduje ze sobą lub pracą. Tonks miała już w środę zdać sprawozdanie ze swojej
wtorkowej warty, a Harry’ego pilnować w przyszłym tygodniu. Kiedy wszyscy
zostali przydzieleni do jakiegoś zadania, zebrani zakończyło się i wszyscy
zaczęli się rozchodzić do domów. Wśród zamieszania jakie się w tym czasie
zrobiło, Nimfadora zauważyła jak Fleu stoi blisko Billa, bardzo blisko, wręcz
niebezpiecznie blisko i pyta go uwodzicielskim głosem:
- Moze odprowadzisz mnie do domu, Bill?
– Chłopak uśmiechnął się promiennie, a Dora poczuła jak krew napływa jej do
głowy i zaczyna wrzeć. Nie przejmowała się już swoimi włosami, które z pewnością
zrobiły się czerwone, nie mogła już dłużej patrzeć na tą dwójkę. Wybiegła z
kuchni, przepychając się między wszystkimi w zatłoczonym korytarzu, nie
oglądając się za siebie. Chciała być sama, chciała być w domu. Widziała przed
sobą drzwi, już była przy nich, gdy nagle… Przeklęty
stojak! – zawołała w myślach Dora. Przewracanie się w drzwiach o obrzydliwą
nogę trolla, wywołując przy tym wrzaski szanownej pani Black, stało się jej rytuałem.
Tym razem też tak było. Wszyscy rzucili się do uciszania ciotki Nimfadory. Dora
nie podnosząc stojaka, wyszła z Kwatery Głównej i deportowała się z ulicy
Grimmauld Place, słysząc jeszcze jak ktoś ją woła.
Pojawiła
się przed swoim domem, otworzyła drzwi i trzaskając nimi, pobiegła szybko na
piętro. Wpadając do swojego pokoju, natychmiast rzuciła na drzwi zaklęcie
blokujące. Nie wiedziała co robić. Chciało jej się płakać, ale nie z rozpaczy.
Tonks nie była smutna, była wściekła!
- Jak... jak on mógł pozwolić na to,
żeby ten przeklęty żabojad się do niego przystawiał… On nie miał nic przeciwko!
Jak on mógł? – mówiła na głos, chodząc w kółko po pokoju. – Jeżeli woli jakąś
długonogą blondynę ode mnie to jego sprawa. – warknęła i rzuciła się na łóżko.
Chwilę później ktoś zapukał do drzwi i usłyszała głos matki.
- Nimfadoro, otwórz! Co się stało? –
Tonks nie odezwała się. Nie chciała nikogo widzieć, nie chciała z nikim
rozmawiać. Jedyne czego teraz potrzebowała to samotność, słodka samotność.
Dlatego puściła wołanie mimo uszu i znudzona bezczynnym leżeniem, zasnęła,
przeklinając Fleur w myślach.
Hej! Mam do Ciebie małe pytanie.
OdpowiedzUsuńJakiego programu użyłaś przy tworzeniu szablonu? Bardzo podoba mi się efekt,
Pozdrawiam
Gimp! Jestem zachwycona efektem, tym bardziej, że to dopiero drugi szablon, który stworzyłam. :) Stety, niestety później jest wiele zabawy w CSS'a co pochłania większość czasu i decyduje o całym efekcie. w Gimpie robi się jedynie nagłówek.
Usuń